• Premier Mateusz Morawiecki w ostatniej rozmowie z “Dziennikiem Gazetą Prawną” stwierdził, że jego rząd poradził sobie z bezrobociem.
  • Wskazał, że nie przywróci on wysokiego bezrobocia, kosztem zduszenia inflacji.
  • Nie chce on popełnić błędów Leszka Balcerowicza i Donalda Tuska.
  • Jego zdaniem walka z inflacją musi się odbywać poprzez politykę fiskalnej, monetarną i regulacyjną.
  • Zobacz także: 97 lat temu urodził się. zbrodniarz Czesław Kiszczak. Co należy o nim wiedzieć?

W rozmowie z “Dziennikiem Gazetą Prawną” premier Mateusz Morawiecki wskazał, że rząd Prawa i Sprawiedliwości poradził sobie z bezrobociem i nie doprowadzi do jego powrotu. Mateusz Morawiecki wyjaśnił, że na dziś celem jest ograniczenie wzrostu cen energii, co przyczynia się do zduszenia inflacji. Podał przykład: ceny gazu wpływają na ceny nawozów, a to z kolei znajduje odbicie w cenach żywności.

Inflację jest bardzo łatwo zdusić, tak jak ją dwa razy dusił Balcerowicz w latach 90. i 2000., a potem Donald Tusk. Otóż za każdym razem prowadziło to do kilkunasto- albo nawet ok. 20 proc. bezrobocia. Jeśli ktoś chce mnie namawiać na duszenie inflacji poprzez bardzo wysokie bezrobocie, to mu się to nie uda

– stwierdził premier Mateusz Morawiecki.

Szef rządu wskazał, że walka z inflacją musi się odbywać poprzez odpowiedni miks polityki: fiskalnej, monetarnej i regulacyjnej. Restrykcyjnej polityce pieniężnej nie może towarzyszyć skrajnie zacieśniona polityka fiskalna.

Mateusz Morawiecki zauważył, że jeszcze w 2013 roku bez pracy w Polsce było 2 mln 300 tys. osób, co wskazuje, że historia o rosnącym bezrobociu nie jest wcale tak odległa. Premier pytany o wydatki poza budżetem przekonywał, że po to powstały Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego, by sprawnie reagować na kryzys. Jako przykład przytoczył początek pandemii i potrzebę przekazania dużych pieniędzy do firm.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

radiomaryja.pl

Pokrywa kanalizacyjna

Pokrywa kanalizacyjna / Fot. Pixabay

  • Od 9 października mieszkańcy dwóch kamienic przy ul Grójeckiej i Dorotowskiej nie mają działających toalet.
  • Z powodu usterek technicznych posłuszeństwa odmówiły rury kanalizacyjne.
  • Mieszkańcy są nawet zmuszeni do wynoszenia odchodów w wiadrach.
  • Jak się okazuję, remont się przeciąga, a nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za niedopuszczalną sytuację.
  • Zobacz także: Zaskakujące dane GUS na temat branży budowlanej

Sytuacja mieszkańców dwóch kamienic przy ul. Grójeckiej i Dorotowskiej zamieniła się w koszmar. Ich piwnice to teraz spływające fekaliami bajora. Awaria trwa już 12 dni – od 9 października. Niektórzy mieszkańcy uciekli do swoich rodzin, a inni próbują dostosować się do trudnych warunków.

To jest już nasza ochocka gra o „tron”. Walczymy o to, kto pierwszy zasiądzie na swoim „tronie” w łazience

– stwierdzili mieszkańcy przy ul. Grójeckiej i Dorotowskiej.

Kanalizacja w tych kamienicach nie była remontowana od wielu lat. Brakuje również planów technicznych, za których sprawą można by ustalić, którędy biegną rury.

Czytaj więcej: “Urszulo, włącz tańszy prąd!” czyli petycja ws. ETS

Sytuacja nie do pozazdroszczenia

Administratorzy Grójeckiej i Dorotowskiej są zdania, że zadanie usunięcia awarii należy do Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Tymczasem MPWIK informuje, że remont należy do właścicieli i zarządcy budynku.

My płacimy MPWiK za odbiór ścieków i to oni powinni sprawić, by instalacja była sprawna

– podkreśliła Agata Walczak z GGKO.

Nasi pracownicy nie wchodzą do mieszkań, by naprawiać instalację wewnętrzną. Pomogliśmy zlokalizować zator i służymy radą i naszym sprzętem do monitoringu, ale za remont odpowiada administrator budynków, bo to instalacja wewnętrzna – odpowiedział Marek Smółka, rzecznik MPWiK.

– wyjaśnił rzecznik MPWiK Marek Smółka.

Bardzo możliwe, że sprawa awarii skończy się w sądzie.

Najważniejsze, by awaria została jak najszybciej usunięta, a później strony będą dyskutować i spierać się, kto ponosi koszty i odpowiedzialność

– stwierdziła z kolei burmistrz Ochoty Dorota Stegienka.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tysol.pl, se.pl

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pxhere

Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną Fundacji Batorego od wyroku Wojewódzkiego Sądu. Administracyjnego, nakazującego ujawnienie szczegółów przyznawania tzw. funduszy norweskich. Wyrok kończy postępowanie rozpoczęte w 2017 roku wnioskiem o udostępnienie informacji publicznej złożonym przez Instytut Ordo Iuris. Sąd potwierdził, że udział Fundacji w rozdysponowaniu grantów norweskich stanowi realizację zadania publicznego i podlega przepisom ustawy o dostępie do informacji publicznej. Fundacja Batorego będzie musiała podać m.in. zasady na jakich przyznaje fundusze oraz nazwiska osób, które za to odpowiadają i szczegóły współpracy z nimi.

W 2017 r. Instytut Ordo Iuris opublikował raport  pt. “Obywatele dla demokracji”, poświęcony wydatkowaniu grantów norweskich przez Fundację Batorego. Instytut podkreślał, że fundusze te stanowią środki publiczne otrzymywane przez Polskę na mocy umowy międzynarodowej z Europejskim Obszarem Gospodarczym. W zamian państwa wchodzące w jego skład otrzymują dostęp do polskiego rynku.

Autorzy raportu zwracali uwagę na niezgodność wydatkowania środków z zasadą zrównoważonego rozwoju. Do 2017 r. niemal połowa projektów, dla których przyznano granty pochodziła z Warszawy i Krakowa. Znacznie niższe wsparcie otrzymały organizacje z mniejszych województw, takich jak opolskie czy świętokrzyskie. Prowadziło to do dalszego pogłębiania nierówności między poszczególnymi regionami Polski. Wyraźne było także kierowanie się kluczem ideologicznym przy przyznawaniu funduszy. Duża ich część trafiała do organizacji lewicowo-liberalnych.

W związku z licznymi nieprawidłowościami, Instytut Ordo Iuris wystąpił do Fundacji Batorego o udostępnienie informacji publicznej m.in. dotyczącej szczegółów przyznawania pieniędzy poszczególnym projektom oraz informacji o ekspertach, którzy brali w tym udział. Fundacja Batorego utrzymywała, że grantów norweskich nie można uznać za środki publiczne, a procesu ich rozdzielania za realizacje zadania publicznego.

W styczniu 2021 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok nakazujący Fundacji ujawnienie szczegółów przyznawania funduszy. Fundacja Batorego złożyła skargę kasacyjną od tego wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Dziś NSA postanowił o oddaleniu skargi. Sąd ostatecznie potwierdził przez to, że rozdział tzw. funduszy norweskich stanowi realizację zadań publicznych.

Do informacji, które będzie musiała udostępnić organizacja, należy m.in. treść umów między Fundacją Batorego, a firmami i osobami fizycznymi zawieranych w ramach podziału funduszy. Fundacja musi również ujawnić nazwiska, wysokość wynagrodzenia i zakres obowiązków członków zespołu dokonującego wyboru projektów uzyskujących dofinansowanie oraz ekspertów uczestniczących w ocenie projektów. Organizacja została też zobowiązana do podania konkretnych kryteriów przyznawania funduszy. 

„Podając ustne motywy wyroku, Naczelny Sąd Administracyjny jednoznacznie stwierdził, że działania Fundacji Batorego związane z wydatkowaniem środków z funduszy EOG stanowi realizację zadania publicznego, a tym samym informację publiczną. Sąd oddalił skargę kasacyjną, a tym samym Fundacja Batorego została zobowiązana do rozpatrzenia wniosku o udostępnienie informacji publicznej. Wyrok jest prawomocny, wkrótce poznamy jego pełne uzasadnienie” – wskazał r. pr. Wawrzyniec Knoblauch z Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris.

Dymisja Materki ze służb wywiadowczych

Maciej Materka / Fot. Twitter

  • Po prawie 5 latach urzędowania dotychczasowy szef Służb Kontrwywiadu Wojskowego Maciej Materka złożył dymisję.
  • Podziękował on żołnierzom, pracownikom cywilnym i funkcjonariuszom za wspólną służbę.
  • Wcześniej w sierpniu rezygnację złożył szef Agencji Wywiadu Piotr Krawczyk.
  • Zobacz także: Trzaskowski rozmawiał z fejkowym Kliczką. Prokuratura odmawia śledztwa

Dotychczasowy szef Służb Kontrwywiadu Wojskowego Maciej Materka złożył swoją rezygnację 20 października na ręce premiera Morawieckiego. W oświadczeniu podziękował za pomoc w trakcie pełnienia swoich obowiązków. Wyraził wdzięczność pod adresem żołnierzy, funkcjonariuszy i pracowników cywilnych. Dodał, że nie zrezygnuje z aktywności w obszarze bezpieczeństwa w sferze publicznej.

Szanowni Państwo,W dniu 20 października 2022 roku podjąłem decyzję o zakończeniu służby i na ręce Prezesa Rady Ministrów złożyłem rezygnację z funkcji Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po prawie 5 latach pracy na tym stanowisku pozostawiam Służbę ukompletowaną, dobrze wyposażoną i doskonale przygotowaną do realizacji jej ustawowych zadań, a przede wszystkim gotową do stawienia czoła bieżącym zagrożeniom i wyzwaniom

– czytamy w oświadczeniu Macieja Materki.

Czytaj więcej: Rumunia łączy siły z Azerbejdżanem ws. budowy terminala LNG

Dymisja Szefa Wywiadu

W sierpniu rezygnację złożył szef Agencji Wywiadu – Piotr Krawczyk. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn twierdził, że z powodów osobistych.

Dziennikarze RMF FM informowali jednak, że dymisja Krawczyka mogła mieć związek ze śledztwem ws. afery dotyczącej zakupu respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia od handlarza bronią powiązanego ze służbami.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

rmf24.pl, tysol.pl

Lapid odkrywa karty?

Premier Izraela Yair Lapid / Fot PAP/EPA/Gil Cohen-Magen. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Premier Izraela Jair Lapid jasno zadeklarował, że żadnych dostaw broni na Ukrainę nie będzie.
  • W ten sposób zdementował pogłoski, które rozpowszechniał m.in. minister ds. diaspory Nachman Szaj.
  • Jego zdaniem szpitale polowe w zupełności wystarczą.
  • Podkreślił, że jako przywódca kraju musi dbać o własne interesy narodowe.
  • Zobacz także: Nieoficjalnie. Poseł PiS trafił do izby wytrzeźwień

Kilka dni temu izraelski minister ds. diaspory Nachman Szaj stwierdził, że nie ma wątpliwości, po której stronie w wojnie Rosji z Ukrainą powinien stanąć jego kraj.

Dziś rano pojawiła się informacja, że Iran przekazuje Rosji rakiety balistyczne. Nie ma już wątpliwości, po której stronie w tym krwawym konflikcie powinien stanąć Izrael. Nadszedł czas, aby Ukraina otrzymała pomoc wojskową, tak jak zapewniają to Stany Zjednoczone i państwa NATO. Dziś rano pojawiła się informacja, że Iran przekazuje Rosji rakiety balistyczne. Nie ma już wątpliwości, po której stronie w tym krwawym konflikcie powinien stanąć Izrael. Nadszedł czas, aby Ukraina otrzymała pomoc wojskową, tak jak zapewniają to Stany Zjednoczone i państwa NATO

– stwierdził minister ds. diaspory Nachman Szaj.

Tymczasem premier Izraela Jair Lapid wysłał jasny komunikat deklarując, że dostaw broni dla Kijowa nie będzie.

Czytaj więcej: Jabłoński: Zadaniem dla polskiej dyplomacji jest utrzymanie zainteresowania wojną

Interes Izraela najważniejszy

Lapid wskazał, że jego kraj od początku agresji Rosji stał po stronie Ukrainy.

Byliśmy pierwsi i jeśli się nie mylę, pozostajemy jedynym krajem, który wysłał szpital polowy do Ukrainy, wysłaliśmy i wysyłamy pomoc humanitarną, zaoferowaliśmy i oferujemy niesienie pomocy. Oczywiście głosowaliśmy w ONZ za jednoznacznym potępieniem zarówno samej inwazję, jak i masakry w Buczy

– powiedział premier Izraela.

Jestem premierem Izraela i moim obowiązkiem jest brać pod uwagę narodowe interesy Izraela. Musimy rozwiązać bardzo poważne problemy. A ja nie wierzę w proste odpowiedzi na złożone kwestie. Ani Amerykanie, ani Brytyjczycy, którzy dostarczają broń do Ukrainy, nie wysłali swoich sił powietrznych do bombardowania rosyjskich konwojów. Wszyscy biorą pod uwagę swoje interesy i ja postępuję dokładnie tak samo

– stwierdził Jair Lapid.

Jair Lapid dopytywany, dlaczego Izrael nie może wysłać np. systemów obrony powietrznej Żelazna Kopuła odpowiedział, że to byłoby pewne przekroczenie granic.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dorzeczy.pl, onet.pl

Elon Musk

Elon Musk / Fot. Youtube/TED

  • Były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew skomentował na Twitterze w prześmiewczy sposób dymisję brytyjskiej premier Liz Truss.
  • Nazwał ją sałatą, tak jak wcześniej brytyjskie portale informacyjne.
  • Do rozmowy włączył się Elon Musk, nazywając komentarz dobrym trollingiem.
  • Uderzył również w Miedwiediewa, pytając go o sytuację w ukraińskim mieście Bachmut, którego Rosjanie nie mogą zdobyć.
  • Zobacz także: 4 listopada w obecności prezydenta odbędzie się pochówek westerplatczyków

Wymiana uwag między Elonem Muskiem, a Dmitrijem Miedwiediewem rozpoczęła się od komentarza byłego prezydenta Rosji na temat zaskakującej dymisji brytyjskiej premier Liz Truss.

Pa, pa Liz Truss. Gratulacje sałato

– napisał na Twitterze były prezydent Rosji.

Odniósł się w ten sposób do akcji zainicjowanej przez brytyjskie tabloidy, które na portalach społecznościowych rozpoczęły prześmiewczą kampanię o tym, kto przetrwa dłużej – Truss na stanowisku premiera czy rozkładająca się sałata.

Zareagował na to Elon Musk, nazywając tweet Miedwiediewa dobrym trollingiem.

Amerykański miliarder postanowił przy okazji zakpić nieco z Miedwiediewa i zapytał, jak Rosja radzi sobie w Bachmucie – ukraińskim mieście w obwodzie donieckim, które siły rosyjskie próbą zdobyć od dłuższego czasu, ale bezskutecznie.

Do zobaczenia w Moskwie w Dniu Zwycięstwa!

– odpisał miliarderowi Dmitrij Miedwiediew.

Czytaj więcej: Nieporządek w niemieckiej poczcie. Opóźnienia przesyłek wpłynęły nawet na wybory

Pokojowa propozycja Muska

Na początku października Elon Musk przedstawił swój plan pokojowy dla Ukrainy – zaproponował przeprowadzenie pod nadzorem ONZ nowego referendum na wschodzie Ukrainy, pozostawienie Rosji Krymu i przyznanie Ukrainie statusu neutralnego.

Urzędnicy ukraińscy, na których powołuje się tygodnik “Economist”, wyrazili przekonanie, że przedstawiony przez miliardera plan jest produktem jego rozmów z Władimirem Putinem. Jeden z nich dodał, że Musk odmówił już Ukrainie włączenia Krymu w obszar działania systemu internetu satelitarnego Starlink, z którego korzysta m.in. ukraińska armia.

W innym wpisie Musk przekonywał, że Krym jest dla Rosji tak samo ważny jak Hawaje dla Stanów Zjednoczonych. Argumentował, że półwysep ma również krytyczne znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego Rosji, ponieważ znajduje się tam baza marynarki wojennej, wysunięta najbardziej na południe.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dorzeczy.pl, twitter.com

Rafał Trzaskowski

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski / Fot. PAP/Paweł Supernak Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Na początku czerwca prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski miał uczestniczyć w wirtualnym spotkaniu z merem Kijowa Witalijem Kliczko.
  • Jak się później okazało, polski polityk padł ofiarą tzw. deepfake’u.
  • Warszawski ratusz skontaktował się od razu z władzami Kijowa, którzy potwierdzili ich podejrzenia.
  • Warszawska prokuratura odmówiła jednak wszczęcia postępowania w tej sprawie, twierdząc że nie doszło do czynu zabronionego.
  • Zobacz także: Zatrzymano gł. oskarżonego w aferze SKOK Wołomin. Prokuratura zarzuca mu popełnienie 927 przestępstw

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski uczestniczył na początku czerwca w wirtualnym spotkaniu z merem Kijowa Witalijem Kliczką. Samo zaproszenie przyszło z oficjalnego adresu kijowskiego urzędu miasta, lecz jego przebieg wzbudził podejrzenia.

Stołeczny ratusz skontaktował się z władzami Kijowa, które przekazały, że Kliczko nie prowadził wówczas żadnej rozmowy. W podobny sposób zostali oszukani także włodarze Wiednia, Budapesztu, Berlina i Madrytu. Wszyscy rozmawiali z osobą, której głos i twarz do złudzenia przypominały mera Kijowa. Politycy uważali, że mieli do czynienia z tak zwanym deepfakiem – czyli programem, który w bardzo rzeczywisty sposób symuluje daną postać.

Miasto poinformowało o tej sytuacji policję i prokuraturę, do której trafiło zawiadomienie o podejrzeniu wyrządzenia prezydentowi Trzaskowskiemu szkody osobistej w postaci naruszenia jego dobrego imienia poprzez podszycie się pod mera Kijowa Witalija Kliczkę.

Według doniesień Radia Zet, śledczy mieli odmówić wszczęcia postępowania. Informacje te potwierdziła rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz. Wyjaśniła, że prokuratura odmówiła zajęcia się sprawą ze względu na brak znamion czynu zabronionego.

Czytaj więcej: Ministerstwo klimatu: Tej zimy zużycie gazu ziemnego w Polsce będzie niższe

Trzaskowski żali się ze swojej łatwowierności

Portal “niebezpiecznik.pl” informował wówczas, że Trzaskowski nie był jedyną ofiarą oszustów. Z podobną sytuacją spotkali się burmistrzowie Berlina, Wiednia i Madrytu, którzy informowali o tym. Politycy uważali, że mieli do czynienia z deepfakiem, czyli doskonale podrobionym nagraniem audio-wideo. Fałszywy Kliczko podczas rozmów poruszał tematy dotyczące uchodźców, ale potem zagadywał o bardzo dziwne lub kontrowersyjne kwestie.

Rozmowa nie dotyczyła żadnych wrażliwych kwestii, ale i tak zdecydowałem się powiadomić o incydencie polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo oraz ambasadę Ukrainy. Wcześniej już kilkakrotnie rozmawiałem z Witalijem Kliczką, a zasady współpracy na wypadek wojny omawialiśmy na żywo w Kijowie

– zapewnił prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tvnwarszawa.pl, radiozet.pl

Czarnecki trafił na izbę wytrzeźwień

Poseł Przemysław Czarnecki z PiS (po prawej) / Fot. Twitter

  • Portal “tvnwarszawa.pl” poinformował, że w piątek nad ranem do warszawskiej izby wytrzeźwień miał trafił poseł Przemysław Czarnecki z Prawa i Sprawiedliwości.
  • Podczas badania alkomatem miało wyjść, że polityk jest pod mocnym wpływem alkoholu mając ponad dwa promile.
  • Biuro poselskie Czarneckiego nie odpowiada na połączenia telefoniczne, a adresy mailowej mają problemy techniczne.
  • Zobacz także: Bąkiewicz: Decyzja Sądu Najwyższego pokazuje, że Rafał Trzaskowski działa poza prawem

Nad ranem warszawska Straż Miejska otrzymała informację o nieprzytomnym mężczyźnie leżącym na przystanku przy skrzyżowaniu ulic Ledóchowskiej i Branickiego. Na miejsce skierowana została karetka.

Medycy nie stwierdzili urazów ani innych dolegliwości zdrowotnych. Natomiast pacjent był pod wpływem alkoholu. Zgodnie z procedurami został przekazany patrolowi straży miejskiej, który przetransportował go do izby wytrzeźwień

– powiedział reporter TVN Warszawa Artur Węgrzynowicz.

Straż miejska potwierdza, że w nocy patrol podejmował taką interwencję pod wskazanym adresem.

Rzecznik warszawskiej Straży Miejskiej Jerzy Jabraszko potwierdził, że pod wskazanym adresem została przeprowadzona interwencja. W ostatniej nocy do Stołecznego Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych przewieziono łącznie 32 osoby.

Jak podaje portal “tvnwarszawa.pl”, według anonimowego informatora na izbę wytrzeźwień faktycznie miał zostać przewieziony poseł Prawa i Sprawiedliwości Przemysław Czarnecki. Przy pomiarze trzeźwości stwierdzono, że polityk miał ponad dwa promile alkoholu we krwi.

Portal próbował potwierdzić informację u źródła, lecz biuro poselskie nie odbierało połączeń telefonicznych. Również próby kontaktu przez adresy mailowe posła Czarneckiego nie powiodły się przez rzekome problemy techniczne.

Czytaj więcej: Polska proponuje kolejne sankcje na Rosję. Czego mają dotyczyć?

Izba wytrzeźwień i nie tylko

Pobyt jednorazowy w izbie wytrzeźwień przy ul. Kolskiej kosztuje dokładnie 343 zł. Zatrzymana tam osoba może opuścić placówkę dopiero, gdy w badaniu alkomat wskaże zero promili. W innym przypadku osoba nietrzeźwa nadal poddawana jest leczeniu.

Warto zauważyć, że placówka nie przyjmuje wyłącznie osób dostarczonych przez straż miejską lub policję, lecz również osoby, które dobrowolnie się zgłosiły. Tacy pacjenci otrzymują dalsze porady terapeutyczne, które mają pomóc im w wydostaniu się z nałogu alkoholowego. Mają one również zapewniony dostęp do cateringu i badań laboratoryjnych. Z kolei osoby nietrzeźwe przetransportowane siłą otrzymują wyłącznie napoje do spożycia.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tvnwarszawa.pl

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Flickr

To, co może wyglądać jak zamożny turysta cieszący się jazdą na skuterze wodnym u wybrzeży Hiszpanii, może być w rzeczywistości nielegalnym imigrantem z wystarczającą liczbą pieniędzy, aby pozwolić sobie na taką podróż.

W ostatnich miesiącach wzrosła popularność używania skuterów wodnych przez imigrantów, którzy nielegalnie przedostają się do Hiszpanii z wybrzeży Maroka. Jak podaje serwis informacyjny Bladi, siły bezpieczeństwa kraju mają trudności z wykryciem tych urządzeń na radarach, co utrudnia zatrzymywanie migrantów i przemytników ludzi.

W ostatnich tygodniach zwielokrotniły się przyjazdy Marokańczyków na półwysep przy użyciu skuterów wodnych. Urządzenia te są wykorzystywane przez organizacje przestępcze zajmujące się handlem ludźmi, które pobierają do 10 000 euro za bilet.

Skuterem przez Morze Śródziemne

Źródła organów ścigania opisują migrantów jako “ofiary” sieci przestępczych, które promują skutery wodne jako skuteczny sposób na dotarcie do europejskich wybrzeży. Mówią, że ci migranci

nie są świadomi niebezpieczeństwa, na które się narażają, wybierając się w taką podróż, ponieważ skutery wodne działają w specyficzny sposób, który różni się w zależności od liczby osób, prędkości i fal.

Podczas gdy skutery wodne są drogie w zakupie i niosą ze sobą własne ryzyko związane z działaniem na otwartym oceanie, ich mały rozmiar i zwinność ułatwia nielegalne przybycie dla migrantów z wystarczającą liczbą pieniędzy.

Według danych opublikowanych przez hiszpańskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w pierwszych dziewięciu miesiącach 2022 roku do Hiszpanii przybyło 23 197 migrantów, w porównaniu z 28 729 w tym samym okresie 2021 roku. Z drugiej strony strumień migracyjny nieoczekiwanie wzrósł o ponad 23 procent poprzez szlaki lądowe, w tym przez Ceutę i Melillę, w pierwszych trzech kwartałach tego roku, osiągając 1 969 migrantów.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

RMX news

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

Z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, iż produkcja budowlano–montażowa we wrześniu była o 0,3% wyższa niż rok wcześniej. Dynamika wzrostu znacząco spadła w porównaniu do pierwszej połowy roku, kiedy wartości bywały dwucyfrowe.

Jest to spore zdumienie dla ekonomistów, którzy prognozowali poprawę pozytywnych wyników sprzed miesiąca.

Portal Business Insider pisze:

Już teraz widać, że ponad 20-proc. wzrosty z pierwszego kwartału nie są do powtórzenia, a produkcja ledwo obroniła się przed zejściem poniżej zera. We wrześniu produkcja budowlano– montażowa była na plusie zaledwie 0,3 proc.

Tymczasem dane z raportu z sierpnia pozytywnie zaskoczyły, gdy dynamika wzrostu produkcji w budowlance osiągnęła poziom 6,1%. Teraz również nastąpiło zaskoczenie, ale z powodu regresu. Średnia prognoz zakładała 6,5%.

Szczegóły

Portal dalej pisze:

We wrześniu zwiększenie wartości produkcji budowlano-montażowej odnotowano w skali roku dla przedsiębiorstw zajmujących się budową budynków – o 8,7 proc., natomiast zmniejszenie w podmiotach specjalizujących się we wznoszeniu obiektów inżynierii lądowej i wodnej – o 2,3 proc. oraz realizujących roboty budowlane specjalistyczne – o 4,9 proc.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Business Insider