Marsz Niepodległości 2011

Marsz Niepodległości 2011 / Fot. Jan Bodakowski

Policyjna prowokacja

By dostać się na Placu Konstytucji, z którego Marsz miał wyruszyć, uczestnicy musieli ominąć kordony policji — Marszałkowska, od Ronda Dmowskiego w kierunku placu Konstytucji, była zamknięta przez policyjny kordon. Idący na Plac Konstytucji patrioci przed samym placem mijali kilka samochodów policji, w tym jedną cysternę z armatką wodną i samochód z działkiem ultradźwiękowym, którego policja nie mogła legalnie używać. Po minięciu kilku policjantów z prewencji idący na Marsz wpadali na niezabezpieczoną przez policje blokadę lewicy. Taka sytuacja była spowodowana albo totalną amatorszczyzną w policji, albo specjalnie nie było kordonu policji wokół lewaków, by idący na Marsz natykali się na lewicowych ekstremistów i doszło do zamieszek. Kolejny raz policja tolerowała i ochraniała sprzeczną z prawem blokadę legalnej demonstracji.

By dostać się na plac Konstytucji, trzeba było z Marszałkowskiej skręcić w Wilczą, potem w Poznańską, Lwowską, Nowowiejską, Waryńskiego i MDM. Kolejne wejścia na plac były poblokowane przez oddziały prewencji. Mimo absurdalności blokad uczestnicy Marszu szli karnie przez pół dzielnicy, by dojść na plac Konstytucji od przeciwnej strony.

Zobacz także: Uczestnik powstania warszawskiego o Marszu Niepodległości: Tam są polscy patrioci, to ja też muszę być

Uczestnicy

Po drodze na Waryńskiego na rozpoczęcie Marszu czekała kilkusetosobowa grupa zwolenników Janusza Korwin-Mikke. Wszyscy mieli szaliki klubowe z logiem kolejnej partii Korwina Nowej Prawicy i rocznicowym napisem Marsz Niepodległości.

Na placu Konstytucji były tysiące ludzi. Nad tłumem powiewało mało transparentów i tysiące biało czerwonych flag. Uczestnikami Marszu byli właściwie sami młodzi mężczyźni. Organizacja marszu była fatalna, nagłośnienie nie działało, porządkowych nie było. W tłumie był poseł PiS Artur Górski, działacze Prawicy RP w tym Krzysztof Kawęcki, były poseł LPR Dariusz Grabowski, prezes związku Piłsudczyków Jan Kasprzyk.

Kiedy pochód ruszał z placu Konstytucji w kierunku Politechniki, coś dymiło na końcu pochodu od ulicy Pięknej. Mało który z uczestników zwrócił na to uwagę. Z relacji medialnych można było dowiedzieć się, że miały miejsce jakieś zamieszki. W odległości pięćdziesięciu metrów od zamieszek nie odnosiło się wrażenia, że dzieje się na Koszykowej coś niedobrego. W telewizji pokazywano zdjęcia jak z działań wojennych. O tym, że zamieszki nie były spontaniczne świadczyć może to, że w kilku miejscach Placu Konstytucji był niedokończony remont nawierzchni składającej się z kostki brukowej. Tak jakby ktoś specjalnie nie dokończył remontu chodnika w centrum miasta, by prowokatorzy mieli skąd brać kostkę. W najlepszym przypadku ludzie mający dbać o bezpieczeństwo w Warszawie nie zadbali, by to by po placu nie walała się kostka. W miejscu, gdzie miały miejsce owe zamieszki stali zamaskowani ludzie z transparentem stowarzyszenia, które kilka lat później zorganizowało dla TVN urodziny Adolfa.

Wśród uczestników Marszu byli: działacze ONR, konserwatywni liberałowie z Kolibra, Niezależne Stronnictwo Akademickie, Oazowcy, Obóz Wielkiej Polski, Młodzież Wszechpolska, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, Grupa Rekonstrukcyjna NSZ, Solidarność Walczącą z Kornelem Morawieckim, neopogański Niklot, Liga Obrony Suwerenności, antykomuniści, Zjednoczony Ursynów, Solidarni 2010, i Krajowe Porozumienie Samorządowe.

Na marszu było bardzo spokojnie. Ludzie byli życzliwi. Trasa kilkugodzinnego przemarszu, podczas którego w ogóle nie widać było policji, prócz samochodu na czele pochodu, biegła: z placu Konstytucji, Waryńskiego, koło stacji metra Politechnika, do ronda Jazdy Polskiej, Puławską, Spacerową, Belwederską, koło ambasady rosyjskiej, Belwederu, Łazienek, alejami Ujazdowskimi, koło Kancelarii Premiera, na plac Na Rozdrożu. W trakcie przemarszu nie było żadnych ekscesów. Wszyscy zachowywali się wzorowo.

Płonący samochód TVN

Dziwne wydarzenia miały miejsce pod pomnikiem Dmowskiego. Maszerujących bardzo rozbawiają policjantki z prewencji — śliczne panie po 1,60 m ubrane w za duże zbroje, w sam raz dla ich 2-metrowych kolegów. Panie z prewencji z daleka wyglądają na tle swoich kolegów jak dzieci. Dodatkowo oddziały prewencji bezsensu i histerycznie biegają po placu. Podczas tych bezsensownych biegów drobne policjantki zakute w zbroje dla nich za ciężkie nie nadążały za kolegami. Za oddziałami truchtało kilku kibiców, uczestnicy Marszu ze śmiechem komentowali, że to fanklub prewencji.

Poza terenem zajętym przez manifestantów miały miejsce jeszcze dziwniejsze wydarzenia. Tłumek policjantów najpierw otoczył samochód TVN stojący w oddaleniu od zgromadzenia, za dużym kwietnikiem, nad aleją Armii Ludowej, a potem nagle się wycofał w kierunku Agrykoli. Z krzaków od strony Parku Ujazdowskiego wybiegła zamaskowana osoba i zaczęła rozbijać szyby w samochodzie telewizji TVN i potem na oczach bezczynnej policji samochód ten podpaliła.

Podczas powrotu z Marszu Alejami Ujazdowskimi było bardzo spokojnie. Po drodze wracających mijała kolumna policyjnych samochodów oddalających się z plac Na Rozdrożu, gdzie jak podały media, płonął samochód TVN.

Relacje telewizyjne i medialne były mistrzowską manipulacją. Media wbrew prawdzie wmawiały, że za zamieszki odpowiadają uczestnicy Marszu. W rzeczywistości uczestnicy Marszu zachowywały się godnie i spokojnie. W zamieszkach brały udział osoby, które nie wzięły udziału w Marszu tylko pozostały na placu Konstytucji. Media lewicowe oskarżały manifestantów o odpowiedzialność za ekscesy na Marszu. Jednak film zrobiony przez portal Nowy Ekran ukazywał napad policjanta na przechodnia mający miejsce przed Marszem. Absurdem było przypisywanie kilkudziesięciu osób walczących i niebiorących w Marszu do kilkudziesięciu tysięcy osób idących w Marszu. Osoby biorące udział w Marszu pokazały siłę i odpowiedzialności środowisk narodowych.

Marsz Niepodległości szkalowały też media związane z PiS

Negatywnie w historii polskiego dziennikarstwa zapisała się relacją z Marszu Niepodległości opublikowana w jednym z pro PiS-owskich tygodników (który już nie istnieje) – Naszej Polsce. Jej autor stwierdził, że Rafał Ziemkiewicz i Łukasz Warzecha kłamali w swoich pozytywnych relacjach z Marszu Niepodległości. Zdaniem autora relacji po stronie Marszu Niepodległości „stały tysiące (słownie: t y s i ą c e) pijanych neandertalczyków nastawionych na zadymę”, którzy skandowali „Bóg Honor Ojczyzna”. Autor relacji pisząc o niezwykle zasłużonych dla propagowania patriotyzmu w Warszawie kibicach Legii, stwierdził, że była to „podpita i rozochoconą indolencją policji młodzież”, która miała spalić samochód TVN. Zdaniem publicysty „podpici kibole” Legii, Lecha, Radomiaka, przybyli na marsz, by walczyć z policją – o zbrodniczej działalności kibiców miał publicystę poinformować znajomy kibic Polonii. Pisząc dalej o uczestnikach Marszu Niepodległości, publicysta stwierdził, że „liczebność chuliganów była naprawdę pokaźna, zwłaszcza jeśli dodać do nich najczęściej pijanych już skinheadów”. Zdaniem publicysty uczestnicy Marszu Niepodległości to „hordy kiboli i pijanych skinów oraz tłum skandujący różnego rodzaju wulgaryzmy pod adresem polityków”, oraz „pseudokatolicy drący się na swoich politycznych wrogów językiem alfonsów i prostytutek”. Język, jakim posługiwali się uczestnicy Marszu Niepodległości, według publicysty był „słownym szambo”. Opisując formę skandowania haseł, publicysta napisał „tłum darł się”. Liczebność Marszu Niepodległości publicysta oszacował na „20 tysięcy maszerujących”.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Marsz Niepodległości 2010

Marsz Niepodległości 2010 / Fot. Jan Bodakowski

Lewicowa agresja wobec Marszu

Marsz miał przejść Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem pod pomnik Romana Dmowskiego. Wyjście z placu blokowali jednak lewicowi bojówkarze. Część z nich poprzebierana była w pasiaki więźniów obozów koncentracyjnych (zapewne udawali kapo). Blokada legalnego marszu narodowców była, zgodnie z prawem o zgromadzeniach, przestępstwem. Policja wobec tego przestępstwa pozostała bezczynna i jawnie akceptowała ordynarne łamanie prawa. Dodatkowo organizatorami blokady były środowiska antyfaszystowskie znane z nawoływania do agresji wobec policji (jako instytucji faszystowskiej). W tłumie lewaków byli trockiści, anarchotrockiści, homoseksualiści i feministki. Większość z lewicowców miała pozakrywane twarze.

Nacjonalistów od lewicowców odgradzały dwa szpalery policjantów w rynsztunku bojowym, wyposażonych w rozpylacze gazu łzawiącego, psy i konie.

Zobacz także: Uczestnik powstania warszawskiego o Marszu Niepodległości: Tam są polscy patrioci, to ja też muszę być

Uczestnicy Marszu

Pod Zamkiem Królewskim, otoczeni przez policję w rynsztunku bojowym, stali nacjonaliści z Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo Radykalnego, Narodowego Odrodzenia Polski, Autonomicznych Nacjonalistów. Wśród zebranych był też Janusz Korwin Mikke z działaczami swojej partii WIP, działacze UPR, Białorusini, Ukraińcy, tradycyjni katolicy i neopoganie. Kordon policji jednoznacznie negatywnie naznaczył narodowców, wskazywał, że nie ma dla nich miejsca w Polsce.

By ominąć blokadę lewicy, nacjonaliści zostali przez policję przepędzeni na Powiśle. Nie wiadomo czemu policja nie umożliwiła przejścia narodowcom zaplanowaną trasą. Szybko zapadła noc. Można było odnieść wrażenie, że celem policji jest zapędzenie nacjonalistów na stację kolejową, by wywieźć ich w bydlęcych wagonach do obozu. W okolicach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego nacjonaliści natknęli się na kolejną blokadę lewicy. Tym razem policja nie mając gdzie dalej przepędzać narodowców, zlikwidowała lewicową blokadę.

Następnego dnia w relacji „Gazecie Wyborczej” znalazła się informacja, że narodowców było 2000, a lewaków i pederastów 3000. Oznaczało to totalną klęskę kampanii nienawiści wobec nacjonalistów. Medialny koncern „Gazety Wyborczej zdołał skrzyknąć tylko 3000 lewicowych aktywistów. Tyle samo, 3000 młodych narodowców zdołało się skrzyknąć za pomocą internetu. Uświadomiło to słabość lewicowych mediów.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Minister Zbigniew Rau

Minister Zbigniew Rau / Fot. YouTube

Resort spraw zagranicznych przekazał, że szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau spotka się we Francji z minister do spraw Europy i minister spraw zagranicznych Catherine Colonną.

Głównym tematem rozmowy będzie agresja zbrojna Rosji na Ukrainę i związane z nią wspólne wysiłki Polski i Francji. Poruszona zostanie również kwestia polsko-francuskiej współpracy gospodarczej i wojskowej oraz planowanych finalizacjach konkretnych projektów.

Ministerstwo podało też, iż w najbliższy czwartek, 10 listopada br. Zbigniew Rau spotka się z prezesem Stowarzyszenia Przedsiębiorców Francuskich Geoffroy Roux de Bezieux. Ponadto, polityk odwiedzi Bibliotekę Polską w Paryżu.

Czytaj więcej: Przedszkolanka straciłą pracę. Nie chciała czytać dzieciom propagandowych książek o LGBT

Spotkania ministra Raua

Polski resort spraw zagranicznych przekazał za pomocą oficjalnej strony internetowej, że we wtorek minister Zbigniew Rau spotkał się z przedstawicielami korpusu dyplomatycznego krajów Afryki Subsaharyjskiej. W wydarzeniu wzięli udział ambasadorowie i szefowie misji z innych stolic europejskich, akredytowani w naszym kraju.

Polska zamierza rozwijać stosunki z krajami Afryki Subsaharyjskiej w duchu wzajemnego szacunku, partnerstwa i solidarności

– powiedział minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.

Uczestnicy spotkania wymienili poglądy na temat stojących przed kontynentem afrykańskim wyzwań: politycznych, klimatycznych i gospodarczo-społecznych (…). W obszarze stosunków dwustronnych szczególnie dużo uwagi poświęcono polskiej pomocy rozwojowej, najbardziej perspektywicznym obszarom współpracy gospodarczej – jak technologie rolnicze, cyfryzacja usług publicznych czy górnictwo i energetyka – a także wymianie studenckiej i kontaktom międzyludzkim

– wyjaśnił rzecznik resortu Łukasz Jasina.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dorzeczy.pl, twitter.com

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

Do 30 listopada można ubiegać się o dodatek węglowy. Obywatele posiadający gospodarstwa domowe ocieplane kotłami muszą składać odpowiednie wnioski do urzędu gminy, w której się zamieszkuje.

Składamy go w gminie, w której zamieszkujemy

– wyjaśnił wicedyrektor Poznańskiego Centrum Świadczeń Damian Napierała.

Warunkiem otrzymania świadczenia jest wpis albo zgłoszenie źródła ogrzewania do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków.

Żeby ubiegać się o dodatek węglowy jest konieczność posiadania głównego źródła ogrzewania, jakim jest na przykład kocioł na paliwo stałe, piec kaflowy, kominek, koza, trzon kuchenny czy piecokuchnia opalana węglem kamiennym

– podkreśliła Renata Grudzińska z PCŚ.

Aby otrzymać dodatek trzeba złożyć wniosek, który jest jednolity dla całej Polski.

W tej chwili do Poznańskiego Centrum Świadczeń wpłynęło już 11,5 tysiąca wniosków

– dodał Damian Napierała.

Z dodatku mogą skorzystać także gospodarstwa domowe, które zakupiły już węgiel. Według danych ministerstwa klimatu i środowiska – 42 procent gospodarstw domowych w Polsce korzysta z pieców węglowych.  

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

radiomaryja.pl

Sepp Blatter i Michael Platini uniewinnieni

Były szef FIFA Joseph Blatter / Fot. PAP/EPA/Alessandro Crinari. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Były prezydent FIFA Sepp Blatter przeprosił w ostatnim wywiadzie za przyznanie Katarowi organizacji mistrzostw świata.
  • Podkreślił, że ten kraj zmaga się z wieloma problemami, a także że również samo państwo jest za małe na organizację tak dużego wydarzenia sportowego.
  • Przekonywał, że to Michel Platini stał się główna postacią, która przyczyniła się do wyboru tego państwa.
  • Wbił również szpileczkę obecnemu szefowi FIFA Gianni Infantino, zauważając, że ten zamieszkał w Katarze co uniemożliwia krytykę organizatorów mundialu.
  • Zobacz także: Polska współpraca z Saudi Aramco. Orlen pracuje nad dostawą arabskiej ropy

2 grudnia 2010 roku ogłoszono, że piłkarskie mistrzostwa świata zorganizuje Rosja i Katar. Mundial w Katarze rozpoczyna się 20 listopada. To impreza, której towarzyszą wielkie kontrowersje. Podczas budowy stadionów zginęło wielu pracowników z Azji. Katarowi zarzuca się brak poszanowania praw człowieka i respektowania praw pracowniczych, a także zarzuca się im praktykowanie korupcji.

Mundial to ogromna impreza, a Katar jest na nią zbyt mały

– stwierdził Sepp Blatter.

Powierzchnia Kataru liczy 11 571 km kw. To prawie 30 razy mniej niż terytorium Polski.

Czytaj więcej: Niski poziom bezrobocia. Polska nadal w europejskiej czołówce

14 do 8 dla Kataru

Były prezydent światowej organizacji piłkarskiej przekonywał, że był gorącym zwolennikiem przyznania praw organizacyjnych Mistrzostw Świata w 2022 r. Stanom Zjednoczonym, jednakże ówczesny prezydent UEFA i wiceprezydent FIFA Michel Platini bardzo mocno postawił na kandydaturę Kataru.

Dzięki czterem głosom Platiniego i federacji UEFA mistrzostwa świata powędrowały do Kataru, a nie do Stanów Zjednoczonych. To prawda

– oświadczył były prezes FIFA.

Według Szwajcara głosy Komitetu Wykonawczego FIFA rozkładały się 14-8 na korzyść Kataru.

Szwajcar wyjawił również, że duże naciski na Katar kładł były prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Ówczesny przywódca Francji zorganizował w swojej rezydencji spotkanie z udziałem Platiniego oraz emira – księcia koronnego Tamima bin Hamada Al Thaniego. Zdaniem Blattera po tej naradzie Platini zmienił zdanie i od tamtej pory był za przyznaniem mundialu Katarowi.

Obecny prezydent FIFA Gianni Infantino zamieszkał w Katarze.

Co może powiedzieć FIFA, jeśli jej prezydent jest w tej samej łodzi, co Katar?

– pytał się retorycznie szwajcar.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tysol.pl

Wojciech Olszański

Wojciech Olszański / Fot. Twitter

W mediach społecznościowych opublikowano wpisy niezadowolonych “kamratów”, czyli zwolenników Wojciecha Olszańskiego z faktu, że ich partia nadal nie została zarejestrowana. Jak się okazuje, odpowiednie wnioski nie zostały nawet złożone do sądu.

Użytkownik Twittera Paweł Kukowski dotarł do wewnętrznych rozmów zwolenników Olszańskiego. Podpisany jako “generał” Witold Sadowski w mocnych słowach atakuje jedną z ważniejszych osób w całym tym ruchu Bożenę Tomaszewską pytając się o sprawę partii.

Ja się pytam, gdzie jest nasza partia polityczna, którą mieliśmy założyć, bo coś nam tu nie pasuje. Ten sam numer co z Bustowskim

– napisał Witold Sadowski.

Następnie zasugerował on, że władze tego ruchu okłamują swoich zwolenników.

Kłamstwo goni kłamstwo. Nie ma żadnej partii politycznej, nawet papierów nie złożyli do sądów. Wkrótce to trzeba będzie wyjaśnić publicznie, a wiem co mówię. Znam ich wszystkich osobiście. Mam już dość bla bla car, jak najtaniej do celu bez celu

– dodał mężczyzna.

Czytaj więcej: Seans nienawiści wobec Mediów Narodowych w programie Olszańskiego. To reakcja na niewygodny wpis

Olszański chciał zarejestrować Partię Kamracką

Wojciech Olszański, obecnie znany szerzej z uwagi na liczne procesy, w przeszłości deklarował m.in., że “sra na Biblię”, popiera aborcję i gloryfikuje mordercę Polaków Iwana Sierowa. Na lewo i prawo rzuca też deklaracjami, że będzie mordował swoich przeciwników politycznych. Ostatnio przyznał, że jest w trakcie rejestracji partii politycznej.

To będzie legalna partia, która spełni wszystkie demokratyczne procedury, zostanie poddana wszystkim obostrzeniom i nakazom. To będzie partia endecka, tworzona przez Polaków dla Polaków

– powiedział Wojciech Olszański.

Warto wspomnieć, że nigdy w historii w ramach endecji nie mieściły się takie poglądy jak aborcjonizm, obrażanie uczuć religijnych katolików, gloryfikacja morderców Polaków, czy obrzucanie przeciwników politycznych deklaracjami o ich wymordowaniu.

Jak podała “Rzeczpospolita” formacja rejestrowana przez Olszańskiego, może przyjąć nazwę “Partia Kamracka”.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

medianarodowe.com, twitter.com

Warszawa, uroczystości w rocznicę Rzezi Woli.

Warszawa, uroczystości w rocznicę Rzezi Woli. / Fot. PAP/Piotr Nowak. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej zakazał organizacji I Wałbrzyskiego Marszu Niepodległości.
  • Jak czytamy w tłumaczeniu tej decyzji, organizatorzy mieli nie zgłosić zajęcia pasa ruchu drogowego.
  • Organizatorzy wydarzenia poinformowali, że odwołają się od tej decyzji do sądu okręgowego w Świdnicy.
  • Zobacz także: Aborcja farmakologiczna. Fakty i mity – zaproszenie na webinar

Jak poinformował Jerzy Langer Przewodniczący Klubu Radnych Prawa i Sprawiedliwości z Wałbrzycha, władze miasta zakazały zorganizowania I Wałbrzyskiego Marszu Niepodległości. Trasę przemarszu ustalono w taki sposób, aby nie przeszkadzała ona w oficjalnych uroczystościach ratusza.

Przypomnijmy; środowiska patriotyczne, w tym PiS Okręgu Wałbrzych, postanowiły zaprosić mieszkańców Wałbrzycha i okolic do wspólnego przemarszu ulicami Ignacego Paderewskiego, Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego aby zakończyć go pod Pomnikiem Niepodległości. W ten sposób chcieliśmy uczcić 104 rocznicę Niepodległości Polski i zamanifestować przywiązanie do suwerennej Ojczyzny.

– poinformował Jerzy Langer z Prawa i Sprawiedliwości.

Zakaz marszu w Wałbrzychu

Pełnomocnik Okręgowy PiS Okręgu nr 4 Wałbrzych Maciej Badora w osobnym oświadczeniu wyjaśnił, że działania prezydenta miasta uderzają w oddolny patriotyzm jego mieszkańców. Głównym powodem nie wydania zgody na organizację marszu było niedopatrzenie organizatorów w kwestii uzyskania pozwolenia na zajęcia pasa ruchu drogowego.

W uzasadnieniu decyzji zakazującej manifestacji, którą zamieszczam w całości, wskazano, że powodem dla którego podjęto taką decyzję, jest brak uzyskania przez organizatora uprzedniej zgody na zajęcie pasa ruchu drogowego, co skutkować ma realnym zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi. Ten argument należy traktować jednak wyłącznie jako pretekst, gdyż w tym zakresie wypowiedział się już m.in. Naczelny Sąd Administracyjny w roku 2021 wskazując, że zajęcie pasa drogowego na cele organizacji pokojowego zgromadzenia publicznego, zgodnie z wymogami określonymi w ustawie z dnia 24 lipca 2015 r. – Prawo o zgromadzeniach (Dz.U. 2015 r. poz. 1485), nie wymaga zezwolenia zarządcy drogi, a nałożenie takiego obowiązku stanowiłoby ograniczenie konstytucyjnego prawa wolności organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich oraz naruszałoby istotę tego prawa (wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 20 kwietnia 2021 r. (II GSK 1063/18))

– wyjaśnił polityk.

Decyzja prezydenta Wałbrzycha zostanie zaskarżona do sądu okręgowego w Świdnicy. Organizatorzy mają nadzieję na przychylne rozpatrzenie ich odwołania.

Decyzja Prezydenta Wałbrzycha zostanie oczywiście zaskarżona do Sądu Okręgowego w Świdnicy, który ma 24 h na rozpoznanie odwołania. Mam nadzieję, że Sąd zmieni tę błędną decyzję i umożliwi mieszkańcom Wałbrzycha i regionu na manifestację uczuć patriotycznych, w tym ważnym dla nas dniu

– dodał Maciej Badora.

Czytaj więcej: Uczestnik powstania warszawskiego o Marszu Niepodległości: Tam są polscy patrioci, to ja też muszę być

Niekompletny wniosek

Urzędnicy po sprawdzeniu zgłoszenia przyznali, że nie jest ono kompletne. Wniosek uzupełniono 3 listopada, jednak zabrakło w nim zgody na wykorzystanie drogi w szczególny sposób.

Magistrat nawiązał do art. 65 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który mówi, że zawody sportowe, rajdy, wyścigi, przewóz osób kolejką turystyczną i inne imprezy, które powodują utrudnienia w ruchu, mogą odbywać się pod warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa porządku podczas trwania imprezy oraz uzyskania zezwolenia na jej przeprowadzenie.

Pracownicy wałbrzyskiego magistratu wyjaśnili, że zakaz zgromadzenia może być wydany w przypadku, jeżeli zagraża ono zdrowiu lub życiu uczestników. Organizator marszu nie zdobył odpowiednich zezwoleń, więc istnieje zagrożenie nie tylko dla uczestników, ale i użytkowników dróg.

Marsz Niepodległości można wesprzeć finansowo tutaj.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tysol.pl

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

  • Fundacja Studio Wschód jak co roku organizuje świąteczne paczki dla Kresowiaków.
  • Jak przekonują organizatorzy potrzeba przynajmniej 100 tys. złotych, aby zapewnić prezenty dla najbardziej potrzebujących rodaków.
  • W tym roku zaplanowano dostarczenie na Ukrainę, Mołdawię i rumuńska Bukowinę prezentów przewożonych przez 12 busów dostawczych.
  • Zobacz także: Rosja i USA planują rozmowy o redukcji broni jądrowej

Fundacja Studio Wschód organizuje po raz kolejny zbiórkę na świąteczną paczkę dla Kresowiaków. Organizatorzy potrzebują co najmniej 100 tys. złotych wsparcia, aby wystarczyło na wyprawkę dla najbardziej potrzebujących Rodaków na wschodzie.

Poprzez nasze cotygodniowe wyprawy na wschód jesteśmy w stałym kontakcie z naszymi krajanami. Przy każdej naszej inicjatywie na rzecz Kresowian docieramy ze wsparciem bezpośrednio do potrzebujących. Tylko w przeciągu ostatniego roku nasze transporty z pomocą przemierzyły łącznie trzysta tysięcy kilometrów kwadratowych

– informuje fundacja.

Wolontariusze nie zaprzestali swoich zagranicznych wypraw do rodaków nawet, gdy wybuchła wojna na Ukrainie.

Naszą zbiórkę zbiórkę świątecznych darów dla Polaków mieszkających za wschodnią granicą organizujemy cyklicznie pomagając praktycznie cały rok. Zwracamy się po raz kolejny – PODARUJCIE PACZKĘ NA KRESY

– czytamy w opisie zbiórki Fundacji Studio Wschód.

Będzie to nie tylko świąteczny upominek, ale również wyraz pamięci o tych , którzy pozostali na wschodzie. Fundusze są potrzebne na pokrycie transportu i zakupu darów. W ramach akcji fundacja chce dotrzeć do rodaków zamieszkujących Ukrainę, Mołdawię a także rumuńską Bukowinę. Uzyskanie docelowej kwoty zbiórki umożliwi wysłanie 12 wypełnionych po brzegi darami busów na wschód.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

medianarodowe.com, zrzutka.pl

Elektrownia jądrowa Brokdorf kończy pracę po 35 latach działania

Elektrownia jądrowa Brokdorf kończy pracę po 35 latach działania / Foto:Christian Charisius/picture alliance/dpa

Prezes Westinghouse Electric Poland Mirosław Kowalik uczestniczył we wtorek na konferencji EuroPower 2022. Podczas spotkania opowiadał on o szansach technologicznych i energetycznych dla Polski w związku z planowanymi budowami elektrowni jądrowych w naszym kraju.

Na Ukrainie reaktor AP 1000 też dostał akceptację rządu ukraińskiego i zgodę. Po zakończeniu wojny, będzie realizował energetykę opartą o AP 1000. Jesteśmy w Czechach i wielu innych krajach, więc Polska, dzięki tej decyzji, może sobie utorować drogę, żeby być regionalnym hubem w zakresie dostarczania części inżynieryjnych i dostaw do tych elektrowni

– zauważył Mirosław Kowalik.

Czytaj więcej: Skandaliczna wypowiedź rzecznik Białego Domu. Jej zdaniem obrońcy życia nie są prześladowani

Elektrownie jądrowe w Polsce

Amerykański Westinghouse został wybrany w październiku tego roku przez polski rząd do realizacji projektu pierwszej elektrowni jądrowej. Westinghouse jest obecny w Polsce od ponad roku i ma swoje biuro w Krakowie. Na jego bazie chce utworzyć centrum inżynieryjne.

Ważne jest, żeby przygotować specyfikację zakupową, bo konstrukcja AP 1000 jest prosta – modułowa. (…) Ta konstrukcja umożliwia nam to, że część podmodułów może być zakupiona w Polsce i wykonywana przez polskie firmy. Część projektowa jest istotna, bo trzeba zaplanować produkcję w regionie, żeby większość tych krytycznych elementów była gotowa na 2026 rok

– wyjaśnił prezes Westinghouse Electric Poland.

Westinghouse jest gotowy wziąć udział w budowie elektrowni jądrowej także w drugiej lokalizacji w Polsce.

Zgodnie z przyjętym przez Radę Ministrów harmonogramem, budowa pierwszej polskiej elektrowni jądrowej rozpocznie się w 2026 roku, a w 2033 roku uruchomiony zostanie pierwszy blok elektrowni jądrowej o mocy około 1-1,6 GW. Kolejne bloki będą wdrażane co 2-3 lata, a cały program jądrowy zakłada budowę bloków jądrowych o łącznej mocy zainstalowanej od około 6 do 9 GWe w oparciu o sprawdzone reaktory jądrowe generacji III plus.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

isbnews.pl, dorzezy.pl

Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Katarze 2022

Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Katarze 2022 / Fot. Twitter

  • Mistrzostwa Świata w Katarze rozgrzewają zachodnią społeczność do czerwoności, gdy na jaw wychodzą kolejne zakazy dla kibiców.
  • Ten muzułmański kraj kategorycznie zabrania różnych rzeczy, nawet przeznaczonych dla małżonków.
  • Nie da się ukryć, że pary homoseksualne w Katarze są nie tylko represjonowane, co również karane więzieniem.
  • W wywiadzie dla niemieckiego ZDF ambasador turnieju Khalid Salman bez ogródek stwierdził, że homoseksualizm to choroba psychiczna.
  • Niemiecka telewizja, będąc w ciężkim szoku szybko przerwała dalszą transmisję wywiadu.
  • Zobacz także: Zełenski: Walcząc z Rosją, walczymy ze zmianami klimatu

Katar otrzymał prawo do organizacji mundialu w 2022 roku podczas kongresu FIFA w lutym 2009 roku. Jest to pierwszy kraj islamski, któremu przypadł ten zaszczyt. Będą to także pierwsze mistrzostwa rozegrane poza okresem letnim. Sam wybór Kataru wywołał ogrom kontrowersji związanych z okolicznościami tej decyzji piłkarskiej centrali.

Czytaj więcej: Katar ostrzega kibiców przed Mundialem. Ostre kary za promocję LGBT

Homoseksualizm to choroba

Na potrzeby filmu dokumentalnego “Tajna sprawa Katar” ZDF postanowiło przeprowadzić rozmowę z Khalidem Salmanem, byłym sportowcem, a zarazem jedna z twarzy organizatorów mundialu.

Wiele osób przyleci do Kataru. Porozmawiajmy o gejach. Najważniejsze, że wszyscy zaakceptują, że oni tutaj przyjadą, ale będą musieli zaakceptować nasze zasady

– powiedział Khalid Salman.

Sportowiec stwierdził, że geje mogą mieć negatywny wpływ na dzieci, a sam homoseksualizm jest chorobą psychiczną.

Ekipie ZDF towarzyszył rzecznik komitetu organizacyjnego mistrzostw świata, który po tych słowach natychmiast zdecydował o przerwaniu rozmowy.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

onet.pl, dorzeczy.pl