Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

  • Według niego, jedyną realistyczną opcją dla Rosji byłoby użycie taktycznej broni jądrowej o mniejszej wydajności.
  • Nawet to jednak miałoby dla nich być mało przydatne.
  • Csiki powiedział, że nawet w przypadku ograniczonego ataku na Ukrainę konsekwencje międzynarodowe byłyby zbyt poważne, a Moskwa z pewnością straciłaby przynajmniej milczącą neutralność np. Chin i Indii.
  • Zobacz też: Sankcje na Rosję? Hiszpanii to absolutnie nie dotyczy

Tamás Csiki Varga, który pracuje w Instytucie Studiów Strategicznych i Obronnych na Węgierskim Uniwersytecie Służby Publicznej, udzielił wywiadu dla dziennika Magyar Nemzet. W nim stwierdził, że – choć nie można niczego wykluczyć – Rosja nie ma ani wojskowych, ani politycznych powodów, by użyć broni jądrowej w wojnie na Ukrainie.

Według niego, jedyną realistyczną opcją dla Rosji byłoby użycie taktycznej broni jądrowej o mniejszej wydajności, którą można przenosić za pomocą głowic artyleryjskich, ale nawet to byłoby dla nich mało przydatne.

Zostały one opracowane w czasie zimnej wojny z myślą o niszczeniu dużych zgrupowań wojskowych i wzmocnionych punktów dowodzenia i kontroli. Na Ukrainie jednak na szerokich, długich liniach frontu nie ma takich celów. Zgodnie z zasadami nowoczesnej wojny operują one małymi jednostkami rozproszonymi w przestrzeni.

Dodał, że mało prawdopodobne jest, by w podobny sposób uderzono w kijowskie kierownictwo. Wykluczył też możliwość zaangażowania się Rosji w wojnę nuklearną z NATO, bo “takiej wojny nie dałoby się wygrać i zniszczyłaby wszystkich”.

Csiki powiedział, że nawet w przypadku ograniczonego ataku na Ukrainę konsekwencje międzynarodowe byłyby zbyt poważne, a Moskwa z pewnością straciłaby przynajmniej milczącą neutralność np. Chin i Indii. Wśród implikacji – powiedział – jest to, że inni chcieliby wtedy mieć broń jądrową. Obecnie dziewięć krajów posiada taką broń, ale istnieje około 15 tzw. krajów progowych, które mogłyby ścigać się w rozwijaniu tego urządzenia.

Zauważył również, że w ciągu ostatnich 70 lat historii broni jądrowej wielkie mocarstwa przegrywały wojny – w Afganistanie, Wietnamie, Iraku – a mimo to nigdy nie było mowy o użyciu broni jądrowej. Rzeczywiście, nawet zimna wojna zakończyła się bez eskalacji nuklearnej (choć do użycia broni atomowej było bardzo blisko).

Możliwy scenariusz

Csiki dodał:

Istnienie Rosji nie jest zagrożone przez Ukrainę czy NATO.

Podkreślił, iż w rosyjską doktrynę nuklearną wbudowany jest krok eskalacyjny. Teoretycznym pierwszym krokiem mogłoby być użycie innej broni masowego rażenia, np. chemicznej lub biologicznej. Po tym nastąpiłoby demonstracyjne uderzenie bronią, np. na niezamieszkane terytorium. Następnie potencjalnie można by zastosować broń o większej mocy.

Csiki dodał, że Putin nie ma wystarczającej siły przebicia, by samodzielnie nacisnąć nieistniejący “wielki czerwony guzik”.

Poważnie wątpię, by mógł podjąć taką decyzję samodzielnie. Co najmniej musi być w to zaangażowana Rada Obrony Narodowej.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

RMX News

Budynek "B" Telewizji Polskiej przy ul. J.P. Woronicza 17 w Warszawie, widok od strony ul. Samochodowej.

Budynek "B" Telewizji Polskiej przy ul. J.P. Woronicza 17 w Warszawie, widok od strony ul. Samochodowej. / Fot. Adrian Grycuk/Wikimedia Commons

Zobacz także: “Historyczne” porozumienie Izraela z Libanem w sprawie granic. Pomogły USA

Media jako takie, a media publiczne jako realizator misji publicznej w szczególności powinny zwracać uwagę na treści prezentowane na swoich antenach. Publiczny przykład nie jest bez znaczenia i to, co jest prezentowane w mediach, ma znaczenie na postawy obecne w społeczeństwie.

TVP, jeszcze do niedawna kierowane przez Jacka Kurskiego, którego życie uczuciowe wzbudzało kontrowersje z katolickiego punktu widzenia, od czasu do czasu znajdowało się pod ostrzałem krytyków wykazujących podmiotowi nie do końca spójne z konserwatyzmem treści. Wygląda na to, że po zmianie prezesa, to nie przestanie być obiektem kontrowersji.

Tym razem za sprawą programu “Pytanie na Śniadanie”. Portal marsz.info sprawę skomentował tak:

Tym bardziej dziwi i smuci fakt, że niesakramentalną relację w pozytywnym świetle i bez cienia zastrzeżeń pokazują media publiczne. I to w chwili, gdy krajem, a więc także TVP, rządzą politycy chętnie odwołujący się do tradycji, rodziny oraz katolickich wartości. Co więcej, negatywnie zaskakuje reakcja prowadzącej program. Prezenterka nie ukrywa bowiem, że jest osobą wierzącą. W sobotni poranek Ida Nowakowska zapewniała jednak Macieja Kurzajewskiego i Katarzynę Cichopek o wsparciu. Mówiła ponadto o podążaniu za szczęściem jako najpiękniejszym prawie ludzi. Tymczasem oboje celebryci zawierając przed laty sakramentalne związki małżeńskie nie przysięgali – prosząc o pomoc Wszechmogącego Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego oraz wszystkich świętych – trwać w związkach jedynie dopóki będzie dobrze i szczęśliwie, ale zawsze, także, gdy będzie ciężko, a w brzuchu przestaną fruwać motylki

Występ pary celebrytów, a jednocześnie prowadzących program TVP2 miał miejsce przy okazji 40. urodzin Katarzyny Cichopek. Para na antenie podkreślała swoje uczucie. Wszystko to relacjonowali z Izraela, gdzie udali się na urlop.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Marsz.info

Prof. Ryszard Legutko

Prof. Ryszard Legutko / Fot. Flickr/European Parliament

Niemcy twierdzą, że sprawa reparacji dla Polski za II wojnę światową jest zamknięta i kraj ten nie zapłaci nic z 1,3 biliona euro, których domaga się Warszawa, ale niektórzy w Polsce odrzucają to stanowisko. Polski europoseł prof. Ryszard Legutko powtórzył “argument” użyty przez polskiego ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua, że to nie sprawca decyduje o tym, czy sprawa jest zamknięta, czy nie.

Według niego, “argument” ten powinien zostać nagłośniony i wysłuchany.

To decyzja należąca do ofiar, do Polski, a nie do Niemiec, który to kraj ponosi odpowiedzialność. Współczesne Niemcy lubią powtarzać, że poczuwają się [do] winy swoich przodków, ale nie mają moralnego, ani żadnego innego prawa twierdzić, że rzecz jest zamknięta.

“Analfabetyzm historyczny”

Zdaniem Legutki, rozpowszechnienie wiedzy o stratach poniesionych przez Polskę w czasie II wojny światowej bardzo pomogłoby w sprawie reparacji. Jednak, jak zaznaczył, jest to “trudna i żmudna praca”, gdyż

żyjemy w świecie, gdzie analfabetyzm historyczny jest powszechny, szczególnie na zachodzie Europy, ludzie nie mają wiedzy o II wojnie światowej.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Do Rzeczy

Jakub Kumoch

Jakub Kumoch, szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej / Fot. YouTube

  • W piątek rzecznik Departamentu Stanu USA Vedant Patel oświadczył, że Stany Zjednoczone nie prowadzą z Polską negocjacji w sprawie “nuclear sharing”.
  • Zaznaczył, że USA nie planują rozmieszczenia broni jądrowej na terytorium żadnego kraju, który przystąpił do NATO po 1997 roku.
  • Tymczasem szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch powiedział, że rozmowy były prowadzone.
  • Zobacz też: Bąkiewicz: Czas w końcu zdekomunizować Cmentarz Wojskowy na Powązkach

Po tym, jak Departament Stanu USA zaprzeczył, że prowadzone są jakiekolwiek rozmowy z Polską na temat programu “nuclear sharing”, w ramach którego amerykańska broń jądrowa zostałaby umieszczona na polskiej ziemi, szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch powiedział, że rozmowy były prowadzone, ale nie angażowały Departamentu Stanu.

Temat uczestnictwa polski w programie Nuclear Sharing pojawiał się w rozmowach prezydenta USA Joe Bidena i prezydenta Andrzeja Dudy, natomiast nie jest on na etapie, w którym zaangażowany jest departament stanu i w którym są już konkretne rozmowy.

W piątek rzecznik Departamentu Stanu USA Vedant Patel oświadczył, że Stany Zjednoczone nie prowadzą z Polską negocjacji w sprawie możliwości rozmieszczenia broni jądrowej w ramach polityki “nuclear sharing”. Zaznaczył, że USA nie planują rozmieszczenia broni jądrowej na terytorium żadnego kraju, który przystąpił do NATO po 1997 roku.

Parasol atomowy NATO

Wcześniej w wywiadzie dla “Gazety Polskiej” polski prezydent Andrzej Duda powiedział, że Polska dyskutowała z USA o możliwości włączenia kraju pod parasol atomowy NATO. Kumoch został poproszony o komentarz do wypowiedzi Patela o braku negocjacji podczas wywiadu Polskiej Agencji Prasowej (PAP). Odpowiedział, że rzecznik Departamentu Stanu USA może być nieświadomy takich planów. Kumoch podkreślił, że część rozmów między prezydentami odbywa się prywatnie.

Prezydent nie powiedział w wywiadzie, jaka była amerykańska reakcja. Polska uważa, że wszystkie kraje NATO powinny być chronione w równym stopniu, także przed atakiem nuklearnym. Są różne rozwiązania, jednym z nich jest program nuclear sharing i prezydent zwrócił na to uwagę.

Od listopada 2009 roku amerykańska broń jądrowa trafiła do Belgii, Niemiec, Włoch, Holandii i Turcji.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Gość.pl

Globaliści planują depopulację?

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

  • Na pytanie co to jest Edukacja Włączająca postanowił obszernie odpowiedzieć Bartosz Kopczyński.
  • Na łamach “pch24.pl” wyjawił, że jest to m.in. “broń” globalistów w walce z ludźmi.
  • Pod płaszczykiem edukacji młodzieży, globaliści chcą uformować nowe społeczeństwo, które będzie im posłuszne.
  • Niestety również i polskie władze wprowadzają Edukację Włączającą, która podmieni dobrze znany przedmiot Wychowanie do Życia w Rodzinie.
  • Nauczyciele będą m.in. posiadali ogromną wiedzę na temat życia prywatnego dzieci oraz ich rodzin.
  • Zdobyta wiedza zostanie nakierowana przeciwko rodzinie, poprzez bunt młodzieży i ich deprawację.
  • Globaliści chcą, aby dzieci i młodzież miały dostęp do tzw. edukacji seksualnej, która niczym nowotwór doprowadzi do ruiny społeczeństwa.
  • W ten sposób, chcą się pozbyć tradycyjnych wartości utrzymujące społeczeństwo w ładzie i w rozwoju.
  • Ostatecznym celem, jest depopulacja świata różnymi metodami. Poprzez aborcję, eutanazję, czy wyniszczający nihilizm prowadzący do samobójstw.
  • Zobacz także: Biznes aborcyjny musi się kręcić. Planned Parenthood ma plan

W najbliższym czasie w Polsce nastąpią zmiany w szkolnictwie. Jednakże co to jest Edukacja Włączająca oraz na czym będzie polegać, niestety niewielka liczba osób wie. Bartosz Kopczyński na łamach “pch24.pl” wyjaśnił, że jest to część strategii zrównoważonego rozwoju, a także element służący budowie społeczeństwa globalnego.

Publicysta wskazuje, że autorzy Edukacji Włączającej uważają, ze tylko ona może zintegrować wszystkie dzieci, a ponadto przyczynić się do rozwiązania problemów psychicznych młodzieży i zapewnić wysoką jakość nauczania. Dodatkowo Edukacja Włączająca miałaby wpłynąć dodatnio na gospodarkę i zapewnić obywatelom powszechne szczęście. W skrócie, Edukacja Włączająca ma stworzyć nowe społeczeństwo.

Co to jest Edukacja Włączająca i na czym polega?

Bartosz Kopczyński podkreśla, że Edukacja Włączająca przede wszystkim obniży jakość nauczania w Polsce. Dotyczy to także kwalifikacji zawodowych. Jaki więc będzie poziom naszych dzieci? Wszystkie dzieci będą nauczane w standardach dzieci upośledzonych umysłowo – taki też będzie poziom ich wiedzy po odbytej edukacji.

Dodatkowo, Edukacja Włączająca w prosty sposób przyczyni się do kontroli rodzin i powszechnej inwigilacji. Wśród narzędzi, które mają do tego posłużyć będzie z pewnością organizacja systemu, wsparcie i ocena funkcjonalna.

W społeczeństwie będzie obowiązywał jeden powszechny model – model biopsychospołeczny. Co to oznacza? Uczeń będzie traktowany systemowo, ale holistycznie. Czyli znane będą wszystkie fakty dotyczące życia dziecka, nie tylko odnośnie nauki, także życia prywatnego, rodzinnego itd. Wszystko to będzie badane i oceniane przez zespół wielospecjalistyczny, w którym zasiadać mają nauczyciele i specjaliści. Będą oni w ten sposób określać predyspozycje dziecka. Posłużą im do tego preferencje, predyspozycje, marzenia, ograniczenia i problemy rodziny z jakiej dziecko pochodzi. Na podstawie oceny tego wszystkiego zespół ma przygotować określony program wsparcia.

Program wsparcia ma zastąpić dotychczasowy program nauczania. Ma on polegać na spersonalizowanej ścieżce rozwoju, która z kolei ma obejmować przede wszystkim zmiany zachowań i postaw dziecka, a także jego rodziny, które zostaną określone przez system, który z kolei realizuje ramowe wymogi Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Elementy edukacji także będą zawarte w programie wsparcia. Jednak będą one na poziomie, na jakim obecnie realizują obowiązek nauki uczniowie niepełnosprawni intelektualnie w stopniu głębokim w szkołach specjalnych.

Czytaj więcej: Berlin. Pierwsze przedszkole dla LGBT. Obrzydliwa indoktrynacja dzieci

Unijna indoktrynacja polskich dzieci

Duża część programu będzie jednak wychowaniem, które zastąpi wychowanie w rodzinie. Co więcej, rodziny także będą wychowywane, by dostosować się do wymogów unijnych. Autorzy Edukacji Włączającej uważają ją niejako za zmianę społeczną, która ma dokonać się za pomocą interwencji poprzez edukację.

Plan jest taki, by po pierwsze wpłynąć na jednostki, by te zmieniły swoje zachowania i postawy. Drugim elementem jest zmiana kształtu organizacji społeczeństwa, by to ono wymuszało na jednostkach określone, pożądane postawy. Jak zauważa publicysta, nie będzie to zatem rozwój umiejętności i zdobywanie wiedzy, a jedynie rewolucja społeczna, posiadająca wspólne cechy z rewolucją bolszewicką i marksistowską.

Nowy człowiek i nowe społeczeństwo, zbudowane dzięki Edukacji Włączającej, będzie tzw. społeczeństwem wiedzy. Zostanie ono pozbawione środków produkcji, te bowiem uznano za przestarzałe i niepotrzebne, a główną wartością stały się zasoby transferowalne, czyli wiedza i kompetencje kluczowe. Jednak wiedza nie będzie należała do jednostek, lecz do systemu

– wyjaśnił Bartosz Kopczyński.

Co ważne tzw. społeczeństwo wiedzy wcale tej wiedzy nie będzie posiadać, gdyż pozyska ją wyłącznie system, który łaskawie umożliwi ludziom podłączenie się do źródła wiedzy, aby pobierali przydział, dla nich przeznaczony.

System Edukacji Włączającej będzie respektował prawa dzieci. Jednak to w kompetencjach tego systemu będzie określanie i zaspokajanie potrzeb dziecka. Może to oznaczać, że prawem dziecka może być jedynie to, co Edukacja Włączająca za takie prawo uzna. Zatem wsparcie, o którym była mowa ma polegać jedynie na przejęciu kontroli nad wychowaniem w rodzinie oraz drogą życiową dzieci.

Czytaj więcej: Wybory w Austrii. Zieloni pragną covidowego zamordyzmu

Co to jest Edukacja Włączająca i kto będzie za nią odpowiadał?

Bartosz Kopczyński tłumaczy, że doktryna włączająca jest określana na poziomie instytucjonalnym i eksperckim. A dodatkowo istnieją trzy kręgi wpływu: krajowy, europejski i światowy. W Polsce podstawowym argumentem wprowadzenia Edukacji Włączającej jest przyjęcie przez władze Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. Jej założeniem jest zapewnienie przez państwo każdemu obywatelowi równościowej edukacji włączającej blisko miejsca zamieszkania.

Warto jednak zwrócić uwagę, że nie istnieje definicja takiego pojęcia jak edukacja włączająca. To jedynie doktryna, którą w Europie określa Europejska Agencja Do Spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej. W skład Agencji wchodzą delegaci ministerstw edukacji państw członkowskich. Agencja finansowana jest przez Komisję Europejską. Członkowie agencji pracują nad modelami edukacji, a Komisja odpowiedzialna jest za wdrażanie ich w państwach członkowskich. Dzieje się to za pomocą wywierania różnego rodzaju wpływów i nacisków, ponieważ edukacja leży w kompetencjach państwa, co uniemożliwia UE złożenie odpowiedniej dyrektywy.

Najczęstszym sposobem jest szantaż finansowy. Komisja wydaje ogromne środki na krzewienie Edukacji Włączającej, ponieważ ma ona ogromny wpływ na stworzenie federalnego państwa europejskiego. To jedno z narzędzi formatowania jednostek, jak zauważa redaktor “pch24.pl”. Formatowania do jednolitej tożsamości europejskiej, która potem stanie się częścią obywatelstwa globalnego. W tym celu oczywiście przeszkodą są tożsamość narodowa i narodowe systemy edukacji

Poziom ekspercki dotyczy przede wszystkim naukowców. Pracują oni nie tylko w Agencji, ale także w poszczególnych państwach. Celem ich pracy nie jest poprawa jakości nauczania ani też losu dzieci niepełnosprawnych. Chcą jedynie przeprowadzenia przewrotu społecznego. Mowa tu o większości kadry pedagogicznej na uczelniach wyższych i centrach doskonalenia nauczycieli. To oni przecież kształcą nauczycieli i metodyków. To przez nich tworzone są strategie pedagogiczne i wychowawcze. To w końcu oni wychowują kolejne roczniki studentów i doktorantów.

Trzeba jednak wskazać, że to nie wszystko. Komisja Europejska oraz Europejska Agencja Do Spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej wykonują jedynie polecenia i wskazania organizacji wyższych szczebli. Tutaj pojawia się ONZ i UNESCO. Działania te wpisują się w globalną strategię zmiany świata Agenda 2030.

Zapisy Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych dotyczące m.in. Edukacji Włączającej są bardzo ogólnikowe, a więc można je wypełniać dowolną treścią. Tym zajmuje się już doktryna włączająca, którą tworzą “eksperci” Europejskiej Agencji Do Spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej oraz ONZ/UNESCO. Z tego wynika, że państwa nie mają praktycznie żadnej kontroli ani wpływu na kształt doktryny włączającej. Tymczasem wpływa ona znacząco na ustrój państwa.

Czytaj więcej: Mikołajczyk: Policjanci skompromitowali własną jednostkę [NASZ WYWIAD]

Usilne dążenia depopulacji

Autor artykułu dla “pch24.pl” zwraca uwagę, że dotychczasowe dokumenty doktryny włączającej dostarczyły dowodów, że celem Edukacji Włączającej jest przede wszystkim stworzenie nowego człowieka i budowa nowego społeczeństwa. Wśród celów są również: obniżenie jakości wykształcenia i kwalifikacji zawodowych, radykalne zwiększenie kosztów systemu oświaty, budowa mechanizmu inwigilacji i kontroli społecznej.

We wrześniu w Nowym Jorku odbył się wprowadzający zmiany szczyt edukacyjny w ramach Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Uczestnicy przedstawiali rzeczywiste cele Edukacji Włączającej. Nie zabrakło elementu edukacji seksualnej. Zmiany w edukacji mają dotyczyć przede wszystkim wykorzeniania tradycyjnych wartości, wyeliminowania jakiegokolwiek wpływu rodziców i tradycyjnych kultur na kształtowanie się dzieci, a także nauki nowoczesnych wartości. Podkreślono również znaczenie wszechstronnej edukacji seksualnej.

Najpierw były podstawowe prawa człowieka, teraz już ONZ upomina się o prawo dziecka do zmiany płci. W państwach Zachodu, które już wprowadziły Edukację Włączającą od kilku lat obserwuje się lawinowy wzrost dysforii płciowej wśród młodych ludzi. To prowadzi bardzo często do tranzycji, czyli hormonalno-chirurgicznej zmiany płci. Zmiany te są nieodwracalne. Co sprawia, że coraz więcej młodych ludzi nie założy w przyszłości rodziny. Do tego wszystkiego należy dodać propagandę LGBT.

Jeśli wprowadzimy Edukację Włączającą, to nie tylko zostaniemy zmuszeni wprowadzić edukację seksualną typu B, nie tylko będziemy musieli otworzyć się szeroko na propagandę LGBT, ale również nie będziemy mogli sprzeciwiać się narzucaniu zmiany płci u dzieci i młodzieży. Jeśli zespół specjalistów oceni, że dziecko ma dysforię płciową i wymaga tranzycji, to wówczas ani rodzice, ani też państwo nie będzie miało wyjścia. Wszyscy będą musieli to zaakceptować i wspierać. Rodzice będą związani programem wsparcia określonym przez system, a państwo zasadą praworządności, wymaganą przez Unię Europejską

– zaznaczył Kopczyński.

Choć pewnie duża część obywateli Polski łudzi się, że jeśli polski rząd nie podpisze wspomnianych projektów, to nic nam nie grozi, to jednak warto przypomnieć, że Polska ratyfikowała już Konwencję ONZ o prawach osób niepełnosprawnych. Zapisy konwencji nie są jasne, dlatego nie wiadomo do końca do czego zobowiązało się nasze państwo. Jednak jak wiadomo, Polska nie będzie wolna od nacisków i przymusów ze strony światowych organizacji.

Obecnie już w ministerstwie edukacji i nauki trwają prace nad ustawą o roboczym tytule “O wsparciu dziecka, ucznia i rodziny”. Pod tymi hasłami kryją się właśnie te mechanizmy, które w konsekwencji doprowadzą do skutków powyżej opisanych. Gotowa ustawa ma trafić pod obrady rządu w czwartym kwartale 2022 r.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dorzeczy.pl, pch24.pl

Polsko-kanadyjska współpraca wojskowa

MON Kanady Anita Anand i MON Polski Mariusz Błaszczak / Fot. PAP/Rafał Guz. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • We wtorek do Warszawy przybyła kanadyjska minister obrony Anita Anand.
  • Po spotkaniu z ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem podkreśliła znaczenie Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim.
  • Ministrowie podpisali również memorandum o współpracy szkoleniowej i technicznej pomiędzy naszymi krajami.
  • Anand zaznaczyła, że dzięki temu polsko-kanadyjscy żołnierze będą mogli odbywać coraz częściej wspólne ćwiczenia.
  • Z kolei Błaszczak wspominając o wojnie na Ukrainie, z całą mocą podkreślił, że nie dopuści do rozlania konfliktu na resztę Europy.
  • Zobacz także: Sukces Bayraktarów. Wiadomo kiedy do Polski dotrą pierwsze drony

Polski minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, spotkał się z minister obrony Kanady Anitą Anand. Wicepremier wskazywał na polsko-kanadyjski sojusz i współpracę w ramach NATO.

Żołnierze polscy stacjonują na Łotwie, gdzie państwem ramowym jest Kanada, uczestniczymy w ćwiczeniach kanadyjskich, wojsko kanadyjskie uczestniczy w ćwiczeniach polskich, a więc wspólnie budujemy interoperacyjność pomiędzy naszymi siłami zbrojnymi

– podkreślił minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

Kanadyjska minister obrony podkreśliła, że jej kraj był pierwszym państwem, które zatwierdziło wniosek Polski o dołączenie do Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Już wtedy mówiliśmy i teraz mówimy bardzo jasno, że Polska jest bardzo ważnym członkiem struktur Sojuszu Północnoatlantyckiego i jest niezmiernie istotna, szczególnie jeśli chodzi o wschodnią flankę NATO

– stwierdziła kanadyjska minister obrony Anita Anand.

Czytaj więcej: Kolejne Javeliny trafiły do WOT. “To znaczące wzmocnienie polskiego potencjału”

Zacieśnienie współpracy wojskowej

Ministrowie obrony podpisali w Warszawie memorandum o współpracy szkoleniowej i technicznej pomiędzy armiami Polski i Kanady.

Dzięki temu będziemy mogli poszerzyć nasze możliwości współpracy przede wszystkim na niwie wojskowej. Nasi żołnierze będą mogli ze sobą o wiele częściej ćwiczyć, uczyć się od siebie nawzajem, ale przede wszystkim też poznać się, a dzięki temu będziemy mogli zwiększyć wymianę naszych informacji i zwiększyć poziom bezpieczeństwa

– zaznaczyła kanadyjska minister.

Współpraca wojskowa państw NATO to element odstraszania przed potencjalnym agresorem.

Zrobimy wszystko, żeby wspierać Ukrainę i zrobimy wszystko, żeby zatrzymać próby odbudowy Imperium Rosyjskiego; zrobimy wszystko, żeby wojna nie rozlała się na państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego

– powiedział z kolei wicepremier Mariusz Błaszczak.

Kanada wyśle do Polski 40 inżynierów wojskowych, którzy pomogą w szkoleniu Ukraińców w zakresie rozminowywania terenu i dokonywania rekonesansu oraz identyfikacji ładunków wybuchowych.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

radiomaryja.pl

Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. YouTube

  • Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport przeprowadzony między styczniem 2020 r., a czerwcem 2021 r.
  • Audytorzy podczas kontroli wykryli wiele uchybień w polskim systemie zdrowotnym.
  • Szpitale przez restrykcje covidowe wykazywały się awersja do pacjentów.
  • Leczenie pacjentów z innymi schorzeniami niż Covid-19 schodził na dalszy plan.
  • Ponadto łóżka szpitalne wcale nie były w pełni wykorzystywane przez szpitale, które rezerwowały je dla covidowych pacjentów.
  • Zobacz także: Ordo Iuris: Niekonstytucyjne rozwiązania w projekcie ustawy o ochronie ludności i stanie klęski żywiołowej

Łóżka przeznaczone dla pacjentów zakażonych SARS-CoV-2 nie były wykorzystywane optymalnie, leczenie osób z innymi schorzeniami zostało znacznie ograniczone, a personel medyczny nie był regularnie testowany

– czytamy w raporcie Najwyższej Izby Kontroli.

Najwyższa Izba Kontroli wskazuje, że w 23 skontrolowanych placówkach podejmowano działania zmierzające do przerwania dróg transmisji wirusa SARS-CoV-2 tak, by zapewnić bezpieczeństwo zarówno personelowi jak i pacjentom. Nie zawsze jednak okazywało się to skuteczne. Z uwagi na bariery architektoniczne nie we wszystkich szpitalach udało się rozdzielić drogi przemieszczania się pacjentów z COVID-19 i pozostałych chorych. Personel medyczny nie był regularnie testowany na obecność wirusa, a w niektórych placówkach także pacjenci przyjmowani w trybie planowym nie w każdym przypadku byli badani na obecność wirusa. W konsekwencji nie udawało się uniknąć zakażeń, co zaburzało pracę oddziałów.

Raport Najwyższej Izby Kontroli obejmuje okres od stycznia 2020 r. do końca czerwca 2021 r.

Czytaj więcej: Protest na pogrzebie Urbana. Ludzie trzymali plakaty z ofiarami komunizmu [+WIDEO]

Zwiększenie długu zdrowotnego

NIK ustaliła również, że w badanym przez Izbę okresie nie we wszystkich kontrolowanych szpitalach optymalnie użytkowano łóżka przeznaczone dla pacjentów zakażonych wirusem SARS-CoV-2. W jednym z nich nie wykorzystywano w pełni wszystkich miejsc nawet w okresach zwiększonej zachorowalności na COVID-19.

Należy przy tym podkreślić, że działo się tak w sytuacji, gdy leczenie pacjentów z innymi schorzeniami zostało znacznie ograniczone, co zdaniem NIK przyczyniło się do zwiększenia tzw. długu zdrowotnego ludności (wzrostu liczby świadczeń z zakresu profilaktyki, diagnostyki i leczenia, których nieudzielenie może prowadzić do rozwoju chorób lub ich zaostrzenia). Równocześnie, w porównaniu do średniej z lat 2015-2019, w całym badanym przez Izbę okresie odnotowano zwiększoną liczbę zgonów. W 2020 r. było ich o ponad 85 tys. więcej, z tego ok. 56,5 tys. z innych powodów niż COVID-19

– podaje NIK.

Co więcej, Izba stwierdziła, że epidemia COVID-19 pokazała, iż kontrolowane szpitale funkcjonujące w ramach publicznego systemu ochrony zdrowia nie są przygotowane do działania w warunkach kryzysowych. W kontrolowanych przez NIK placówkach ograniczono lub nawet czasowo zawieszono udzielanie niektórych świadczeń.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

nik.gov.pl, dorzeczy.pl

Niemcy przygotowują sięna nowe polityczne przywództwo

Szklana kopuła nad budynkiem Bundestagu / fot. EP/PAP/Ronald Wittek

  • We wtorkowym wydaniu “Die Welt” gazeta krytykuje władze w Berlinie za opieszałość podczas wojny na Ukrainie.
  • Zdaniem gazety od 24 lutego znacząco wzrosła rola Polski nie tylko we wschodniej części Europy, ale i w całej Unii Europejskiej.
  • Wskazano również na wzrost potencjału zbrojeniowego Polski, która od lat znajduje się w czołówce Sojuszu Północnoatlantyckiego pod względem wydatków.
  • Zobacz także: Berlin. Pierwsze przedszkole dla LGBT. Obrzydliwa indoktrynacja dzieci

Od brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego UE organizuje się na nowo. Jej centrum przesuwa się bardziej na wschód

– czytamy we wtorkowym wydaniu “Die Welt”.

Gazeta zwraca uwagę nie tylko na to, że kraje bałtyckie wraz z Polską nie tylko masowo wspierają ukraińską armię, ale i przyjęły miliony ukraińskich uchodźców.

Według niemieckiej gazetym, Berlin powinien ustąpić miejsca krajom ze wschodniej części Europy. Do niedawna dominował przestarzały niemiecki punkt widzenia – kraje na wschodzie Unii Europejskiej były krajami “Europy pośredniej”, położone pomiędzy Niemcami, Rosją i Austrią. Wschodowi Wspólnoty poświęcano przez długi czas niewiele uwagi w polityce europejskiej. Od początku wojny na Ukrainie kraje te stały się jednak siłą napędową europejskiej polityki sankcji wobec Rosji.

Ostrzejszych środków wobec Moskwy domagano się zawsze najpierw w Warszawie lub Tallinie – zanim w końcu godziły się na nie także Niemcy

– podkreślił niemiecki dziennik.

Czytaj więcej: Prace archeologiczne przy Willi Jasny Dom. Nie odkryto szczątków więźniów

Polska nowym liderem w Europie?

Niemiecka gazeta zwraca uwagę, że na pierwszy plan wyłania się Polska, która jest niezbędna jako tzw. hub zachodnich dostaw broni na Ukrainę. Dodatkowo Polska jak żaden inny kraj Sojuszu Północnoatlantyckiego zbroi się i modernizuje swoją armię. Według dziennika linia centrum politycznego Europy przesuwa się na wschód.

Zwłaszcza z perspektywy USA zwiększa to strategiczne znaczenie regionu. W zakresie polityki bezpieczeństwa zyskuje on na wadze w takim samym stopniu, w jakim tracą ją Niemcy. Dla niemieckiej polityki «punkt zwrotny» może być rewolucją, ale za granicą jest postrzegany przez życzliwych komentatorów co najwyżej jako spóźnione dostosowanie do standardów NATO; ponadto niezdecydowane poparcie Berlina dla Ukrainy sprawia, że w oczach środkowo-wschodnich Europejczyków niemiecka rola przywódcza w Europie jest na razie niemożliwa

– ocenił niemiecki portal.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dw.de, tysol.pl

Gazprom

Siedziba Gazpromu w Moskwie / Fot. PAP/EPA/Sergei Ilnitsky. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Choć Bruksela i cała Unia Europejska wprowadza kolejne sankcje gospodarcze na Rosję to niektóre z państw dalej robią z Moskwą interesy.
  • Jak się okazuję, Hiszpania w ciągu tego roku zwiększyła blisko czterokrotnie import rosyjskiego gazu.
  • Hiszpańska korporacja Cores, zarządzająca rezerwami gazowymi, podała, że w sierpniu Rosja miała 14,7 proc. udziałów w imporcie.
  • Z kolei Stany Zjednoczone nadal zajmują w tym rankingu pierwsze miejsce z udziałem 26,7 proc.
  • Zobacz także: Russian Energy Week 2022. Węgry prowadzą własną geopolitykę

Jak wynika z opublikowanych w poniedziałek szacunków korporacji Cores, odpowiedzialnej za zarządzanie rezerwami gazowymi Hiszpanii, Rosja miała w sierpniu już 14,7 proc. udziałów w całości importowanego przez hiszpańską gospodarkę surowca. Ponadto w analogicznym okresie, w sierpniu 2021 r. udziały rosyjskiego gazu ziemnego w całości sprowadzanego do Hiszpanii surowca wynosiły 8,9 proc.

Według statystyk korporacji Rosja była po ośmiu miesiącach 2022 r. na czwartym miejscu wśród eksporterów gazu ziemnego do Hiszpanii.

Czytaj więcej: “Historyczne” porozumienie Izraela z Libanem w sprawie granic. Pomogły USA

Stany Zjednoczone dalej na I miejscu

Nadal największym udziałowcem na hiszpańskim rynku gazowym pozostają Stany Zjednoczone. Ich udział sięgał 26,4 proc.

Na kolejnych miejscach znalazły się kraje afrykańskie: Algieria oraz Nigeria, których udział w imporcie gazu do Hiszpanii wyniósł odpowiednio 24 proc. i 15,3 proc.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

portalsamorzadowy.pl

Wyrzutnia rakiet Javelin

Wyrzutnia rakiet Javelin / Fot. Wikimedia Commons

  • Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak poinformował o kolejnych dostawach pocisków Javelin.
  • Umowa z 2020 r. zakłada dostarczenie Polsce łącznie 60 wyrzutni i 180 pocisków.
  • Pociski i wyrzutnie są dostarczane wskazanym oddziałom Wojsk Obrony Terytorialnej.
  • Polska zapłaci za Javeliny 54,5 mln dolarów amerykańskich.
  • Zobacz także: Kubala: Rosja chce zastraszyć Ukraińców [NASZ WYWIAD]

Polska podpisała umowę na zakup pierwszej partii ppk Javelin w wersji FGM-148F w maju 2020 roku. Objęła ona 60 wyrzutni CLU i 180 pocisków, a także wyposażenie dodatkowe, w tym urządzenia diagnostyczne, przyrządy kontrolno-pomiarowe, zestawy narzędzi oraz zapas części zamiennych. Pakiet szkoleniowy objął 8 trenażerów stacjonarnych EPBST, 17 makiet gabarytowo-masowych MSR oraz cykl szkoleń specjalistycznych. Umowa miała wartość 54,5 mln USD netto, realizowano ją bez offsetu i transferu technologii. Pierwotnie dostawy miały zakończyć się w listopadzie 2021 roku, ale nieco się opóźniły, jednak ostatecznie doszły one do skutku.

Kolejne brygady Obrony Terytorialnej otrzymały przeciwpancerne pociski kierowane – Javelin. To znaczące wzmocnienie potencjału bojowego Wojska Polskiego

– poinformował na Twitterze minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

Czytaj więcej: Czy służby chronią Jabłonowskiego? Sensacyjne kulisy procesu Patlewicza z prowokatorem [NASZ WYWIAD]

Co to jest Javelin?

Javelin to przeciwpancerny pocisk kierowany produkcji amerykańskiej, typu “odpal i zapomnij”, który może być obsługiwany przez pojedynczego żołnierza. Pocisk naprowadzany jest za pomocą własnej głowicy termowizyjnej.

Wojska Obrony Terytorialnej wykorzystują pocisk w wersji FGM-148F, który umożliwia rażenie celów opancerzonych na odległości ponad 4 km. Wyrzutnia CLU obsługiwana jest przez zespół dwóch żołnierzy. Dostarczane siłom ukraińskim przez państwa zachodnie Javeliny zdobyły dużą popularność w pierwszej fazie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, gdy wykazały dużą skuteczność w walce z rosyjskimi siłami pancernymi i zmechanizowanymi.

W Polsce pociski Javelin trafiają do żołnierzy obrony terytorialnej. Pierwsze kursy obsługi tej broni odbyły się w czerwcu 2021; jak informował wtedy Błaszczak, kolejne pociski trafiać będą przede wszystkim do brygad WOT rozmieszczonych na wschodzie kraju.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

magnapolonia.org, tvp.info