Warszawska galeria „Jezus” – Sztuka wyrosła z posoboru czy profanacja tęczowej rewolucji? [+FOTO, WIDEO]

Dodano   5
  LoadingDodaj do ulubionych!
Jeden z obrazów z kontrowersyjnej wystawy.

Jeden z obrazów z kontrowersyjnej wystawy. / Fot. Jan Bodakowski "Niereligia w JEZUSie"

Pseudoposoborowcy, przedstawiciele herezji dominującej w medialnym przekazie rzekomo katolickim, głoszący herezje podszywająca się pod katolicyzm (i szerzej pod chrześcijaństwo), rzekomo będące owocem drugiego soboru watykańskiego (choć uchwały soborowe literalnie są odmienne), z katolicyzmem nie ma wiele wspólnego, żyjąc w błędnym przeświadczeniu, że wyznają nauki głoszone przez Jezusa. Wynika to zapewne z tego, że dekady modernistycznej indoktrynacji i absolutnego odcięcia od prawdziwego katolicyzmu (który jest złośliwie przez wpływowych modernistów ukrywany), zawartego w 2000-letnim nauczaniu Kościoła, trwale ich utwierdziły w fałszywym przekonaniu, że ich błędny pogląd na świat to chrześcijaństwo.

Zapewne wpływowi posoborowcy zdają sobie sprawę z tego, że ich modernistyczne zabobony są sprzeczne z katolicyzmem, jednak można podejrzewać, że większość z modernistów, nie jest świadoma bycia realnymi heretykami i żyje w błędnym przekonaniu, że są uczniami Chrystusa, nie mając pojęcia o istnieniu prawdziwego katolicyzmu. Zapewne większość z indoktrynujących ich posoborowych kapłanów czy autorytetów też może żyć w takim świecie modernistycznych urojeń.

Zobacz także: Trwają testy “katolickiego YouTube’a”. Tworzą go Polacy

Kontrowersyjna wystawa w Warszawie

Oglądając wystawę koszulek z napisami, obrazów i instalacji, wystawianych w galerii „Jezus” koło placu Zbawiciela w Warszawie (w lokalu Mokotowska 17/33 gdzie przed laty rezydował Związek Żołnierzy NSZ, a potem lewicowy Kongres Kobiet) odniosłem wrażenie, że jeżeli wśród organizatorów wystawy i twórców przedmiotów wystawianych na owej wystawie są osoby, uznające wbrew faktom się za katolików, to zapewne są to posoborowcy, których fałszywy obraz świata został ukształtowany publicystyką „Gazety Wyborczej”, „Tygodnika Powszechnego”, tekstami duchownych promowanych przez te ośrodki i ekspozytur tych środowisk w Kościele.

Po wystawie “Niereligia w JEZUSie” oprowadziła mnie „artystka multimedialna, performerka, blogerka, kompozytorka i piosenkarka” Ada Karczmarczyk występująca pod artystycznym pseudonimem Adu, która na wystawie zaprezentowała 10 koszulek z serii “Odzież Patriotyczna dla Wiary”. Wystawa eksponowana jest w przestrzeni „JEZUS nad ZBAWIXEM” w lokalu wynajmowanym od miasta Warszawy. Organizatorzy zbierają w internecie datki na jej utrzymanie (dotychczasowy koszt to 8.000 kolejny miesiąc 3.000). Na wystawie prezentowane są prace takich twórców jak: Karolina Kardas, Ada ADU Karczmarczyk, Sara Kukier, Ola Tubielewicz, Natalia Rybka.

Galeria Jezus według organizatorów to „miejsce, galeria, miejsce spotkani”, do którego organizatorzy chcą „zapraszać artystów” i „środowiska, uważające się za wykluczone z kościoła. Będzie to czasowy projekt, ujawniający się w kilku miejscach. JEZUS z zasady nie będzie miał stałego miejsca, nie będzie instytucją czy budynkiem”.

Organizatorka była kiedyś menadżerką klubu gejowskiego

Według informacji zamieszczonej na stronie zbierającej środki finansowe „JEZUS jako miejsce jest autorskim projektem artystycznym Oli Tubielewicz, zakładającym stworzenie przestrzeni gdzie prezentowane będą dzieła artystów, organizowane będą debaty oraz spotkania. Nie będzie to jednak galeria sztuki, ale swego rodzaju rzeźba społeczna — awatar tworzony za pomocą obecności różnorodnych lokalnych środowisk”.

Organizatorka wystawy twierdzi, że „nazwa JEZUS […] powstała w następstwie moich dotychczasowych działań artystyczno-społecznych, w których staram się tworzyć miejsca dialogu między skrajnymi poglądowo środowiskami. Wiele mówi się o osobach, które wyszły z kościoła po gorzkim doświadczeniu niezrozumienia i odrzucenia. Jako artystka wywodzę się z zaangażowanego środowiska LGBT, byłam menadżerką klubu gejowskiego, organizatorką festiwali trans, uczestniczką queerowego życia stolicy. W 2012 roku zaczęłam stopniowo poznawać środowiska chrześcijańskie. Otwarte, „żywe” kościoły pełne empatii i tolerancji, ale co najważniejsze zaczęłam studiować teksty teologiczne i zobaczyłam zupełnie inny obraz chrześcijaństwa. Od tego czasu pracę artystyczną poświęciłam szukaniu i pokazywaniu żywej wiary”.

Według organizatorów „w projekt JEZUSa są zaangażowane różnorodne środowiska. Kościoły protestanckie i katolickie, akademie, lokalni działacze i publicyści. Warszawa odgrywa w tej koncepcji kluczową rolę. Jako centralny punkt, stolica, miejsce zachodzących dynamicznych reform i wzburzonych protestów, staje się najważniejszym ośrodkiem walki o zdrowe przemiany”.

Ada ”Adu” Karczmarczyk

Na stronie artystki można przeczytać, że Ada ”Adu” Karczmarczyk to warszawska „artystka multimedialna, performerka, blogerka, kompozytorka i piosenkarka. W swojej twórczości stara się łączyć trzy niespajalne, walczące ze sobą światy: popkultury, sztuki i duchowości. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu na wydziale Komunikacji Multimedialnej (Intermedia)”. W swych wypowiedziach i naprawdę długich artykułach deklaruje, że jej twórczość to forma ewangelizacji.

W artykule z 2015 roku stwierdziłem, że w swych pracach, na wystawianych w Zachęcie na wystawie „»Spojrzenia 2015«, Ada Karczmarczyk szydziła z katolicyzmu. W swoim artykule pisałem, że „by rozśmieszyć antyklerykałów i otumanić katolików Ada Karczmarczyk jest przedstawiana przez galerie jako katoliczka mająca misję ewangelizacyjną”.

W 2015 roku na stronie internetowej galerii Zachęta i na informacji wiszącej przed salą ekspozycyjną galerii można było przeczytać, że „Ada Karczmarczyk traktuje swoją sztukę jak utrzymaną w awangardowej konwencji misję ewangelizacyjną. Jako ADU – katolicka supergwiazda muzyki pop – komponuje, nagrywa i publikuje na swoim wideoblogu piosenki oraz teledyski będące jej propozycją nowej sztuki sakralnej. Swoją afirmatywną postawą stara się prowokować do refleksji o charakterze duchowym. Prezentowany na wystawie projekt podejmuje temat kobiecej natury kościoła. Odwołując się do cytatów z Biblii porównujących Chrystusa do Oblubieńca, a Kościół do Oblubienicy, artystka kreuje wizerunki Kościołów katolickiego, protestanckiego i prawosławnego, akcentując różnice między nimi. Oblubienice to projekt rozszerzający jej misję ewangelizacyjną o kontekst ekumeniczny”.

W artykule z 2015 roku pisałem, że „instalacja Ady Karczmarczyk na wystawie w Zachęcie to osobne pomieszczenie za dwoma kotarami. Czerwony pokój, w którym wyświetlany jest bluźnierczy wideoklip z piosenką artystki, w której artystka śpiewa po angielsku piosenkę będącą parodią tekstu z ewangelii o relacji Jezusa i kościoła. W czerwonym pokoju są też umieszczone teksty z Ewangelii i rozważania artystki o tym, jakim typem kobiecości jest katolicyzm, protestantyzm i prawosławie. Profanacja sacrum przesiąknięta jest gender klimatami erotyzmu”.

W swoim artykule oskarżyłem artystkę o „antykatolicki, satyryczny, charakter twórczości” opisując takie jej piosenki zamieszczone na You Tube jak „Układ taneczny do utworu Bit z Serca Jezusa”, „Embriony na trony” (który oceniłem jako kpiny z przeciwników aborcji), „Idź do światła i nie pierdol”, „Msza święta”, „Co ty wiesz o Maryi”. „Jaraj się Marią”.

Czytelnicy mojego artykułu mogą przeczytać, że „Ada Karczmarczyk twierdzi, że jej sztuka łącząca elementy katolickie z pop kulturowymi jest wyrazem jej zaangażowania religijnego. „Artystka” uważa, że jej twórczość jest formą ewangelizacji. […] trudno uwierzyć w deklaracje artystki. Może ona oczywiście wkręcać egzaltowanych posoborowych charyzmatyków. Dla katolika zakorzenionego w tradycji jej twórczość jest demoniczną parodią, szyderstwem, którego celem jest dokonanie profanacji sacrum. Nie można wykluczyć, że sama artystka wierzy w swoje deklaracje, a jej głupia naiwność wykorzystywana jest przez antykatolickie środowiska promujące jej bluźnierczą twórczość. Choć równie dobrze cynicznie dla kasy plugawi sacrum – karierę i kasę dziś nie zapewnia talent i pracowitość tylko nienawiść do katolicyzmu i Polski”. W kolejnym swoim artykule o artystce skrytykowałem czasopismo „Fronda Lux” za przedstawianie Ady Karczmarczyk jako artystki nawróconej.

Artystka polemizuje z Bodakowskim

W opublikowanym na łamach magazynu „Szum” artykule „Druga Wielka Odpowiedź Dziennikarzom i Krytykom” Ada Karczmarczyk odpowiedziała „autorom wypowiadającym się na temat mojej twórczości, […] I tutaj oczywiście, jako jednego z adresatów nie zabraknie stałego komentatora mojej twórczości z „ostrzejszej” prawej strony, czyli Jana Bodakowskiego […]. Tym razem redaktor postanowił […] wcisnąć mnie w szeregi osób tworzących sztukę pełną „patologii” i „syjonistycznej propagandy” zarazem. Zdecydował się także odprawić gusła w postaci palenia „marzann”, wśród których znalazła się najpewniej i ta, która symbolizowała moją twórczość”.

W swym artykule artystka stwierdziła, że „z prawej strony ciągnie do mnie Jana Bodakowskiego”. Odpowiadając znanym osobom krytykującym jej twórczość (głównie z lewicy oburzonej jej piosenką „ADU — Lecimy ze Smoleńska z powrotem”, która ja w ogóle nie zauważyłem) odniosła się do mojego artykułu „Skandal w Zachęcie: facet z gołą du..ą ”. Ada Karczmarczyk w swoim tekście napisała, że „po paru latach milczenia redaktora Jana Bodakowskiego [na temat artystki] […] odkryłam, że moja twórczość znalazła się na stworzonej przez niego liście »patologii« sztuki nowoczesnej, które wyliczanych m.in. na stronie »Salon24«. Mimo mojej ostatniej odpowiedzi, opublikowanej we „Frondzie Lux” w 2016 roku, dziennikarz nie zaprzestał ataków na pracę Church is a Girl, prezentowaną wówczas w Zachęcie. W marcu 2021 roku wystosował względem niej określenie „Profanacja sacrum przesiąknięta była gender klimatami erotyzmu”. Co więcej, aby odgonić moje i inne przejawy „patologii sztuki nowoczesnej” pan Bodakowski zaaranżował razem z kolegami specjalny performans – palenie własnoręcznie stworzonych „marzann” w tegoroczne święto wiosny. Zastanawiam się, którą spośród tych marzanną byłam, lub w której mieściły się moje rzekome „patologie”, które przepędzali aktywiści? Czy może wyrażała mnie kukła z dziobem w masońskiej masce, stworzona przez Bartłomieja Kurzeję? A może raczej byłam tą, którą Bodakowski narysował kolorowymi flamastrami na kartce papieru? Jednak z uwagi na częste odwoływanie się dziennikarza do „bluźnierczej” Church is a girl, w której noszę wizerunki świątyń w formie masek, najpewniej była to kukły z „masońskim” dziobem. Druga propozycja wyglądała jednak na zbyt przy tuszy, co raczej byłoby słabym odwzorowaniem mojej skromnej postury. Widzę jednak u redaktora Bodakowskiego zwrot w stronę słowiańskich rytuałów przesiąkniętych pogańskimi i magicznymi znaczeniami – właśnie takimi jak palenie marzanny. Czyżby chrześcijaństwo nie było już główną religią wyznawaną przez jej dziennikarskiego obrońcę”.

Moim zdaniem szyderstwo

W dalszej części artykułu artystka stwierdza, że „istotny jest tu także fakt, że jestem oskarżana przez niego w tekście ”Skandal w Zachęcie: facet z gołą du..ą”, że moje prace pokazywane w Zachęcie były »obsceniczne, szydzące z katolicyzmu oraz zawierające syjonistyczną propagandę«. Tutaj muszę przyznać, że jestem pełna konsternacji. Nie mam pojęcia, w którym miejscu można by doszukiwać się w tej pracy takiej propagandy… help! W takiej sytuacji znów kusi mnie zaproponowany parę lat temu na łamach „Frondy Lux” wspólny z Bodakowskim spacer po muzeach i galeriach. Wówczas może mogłabym się dowiedzieć, co kryje się za określeniem „propaganda syjonistyczna” w moich pracach. Póki co, wiem tylko tyle, że mieszczę się w kategorii „brzydoty”. A nie, przepraszam, „żydoty” – biorąc sobie do serca tytuł akcji palenia marzann, zatytułowanej przez redaktora niezwykle subtelnie Stop bżydocie!. Jak widać, mimo upływających lat, u Bodakowskiego toporny styl pisania i widzenia rzeczywistości są w niezmiennej formie. Co trzeba przyznać, Bodakowskiemu oraz innym skrajnie prawicowym dziennikarzom daleko jednak do atakowania mnie w białych rękawiczkach. W tym natomiast specjalizują się publicyści lewicowi bądź liberalni”.

Komentując opinie artystki na mój temat, muszę stwierdzić, że jestem niezwykle zainteresowany wspólnym spacerowaniem z nią po galeriach (po pierwsze z racji, że jest atrakcyjną kobietą, a po drugie, że można byłoby wspólnie nakręcić jakiś materiał o sztuce nowoczesnej, i o jej twórczości). Mam sobie za złe, że nie czytam „Frondy Lux”, i nic nie wiedziałem o jej odpowiedzi na moje zarzuty i jej propozycji. Co zaś się tyczy happeningu zorganizowanego przez kolegę artystę plastyka Kurzeję (którego spotykam raz na parę lat, by przez kilka minut porozmawiać na ulicy), to naszym zaniedbaniem było to, że nie miał ów happening nic wspólnego z artystką. Jestem przytłoczony nawałem pracy, pracuje niezwykle intensywnie (co niestety nie wiąże się z zyskami, dzięki czemu mogę wegetować), i brak mi czasu, by śledzić aktywność artystki (i dziesiątek tysięcy tematów, które wzbudziły moją ciekawość). O braku czasu na percepcję wszystkich komunikatów nie świadczy to, że dopiero z jej artykułu dowiedziałem się, że czasopismo „Presje”, do którego pisywała, jest konserwatywne.

Muszę też zwrócić uwagę artystce, że zapewne w emocjach niedokładnie przeczytała mój tekst. Sformułowanie „obsceniczne, szydzące z katolicyzmu oraz zawierające syjonistyczną propagandę” dotyczyło zupełnie innej wystawy (na „wystawie dwójki żydowskich artystów współczesnych „Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks” znalazły się eksponaty szydzące z katolicyzmu i zawierające syjonistyczną propagandę), a nie twórczości.

Z moją oceną artystki (pochodzącą z artykułu z 2015 roku) Ada Kramarczyk nie zgodziła już wcześniej na łamach (co dziś po 5 latach odkryłem, przeglądając jej stronę) na łamach czasopisma „Fronda Lux” z 2016 roku a artykule „Nie dam się wypatroszyć z głębi! WIELKA ODPOWIEDŹ KRYTYKOM SZTUKI”.

Opisując mój artykuł na temat swej twórczości, artystka stwierdziła, że „byłam nawet w samym Mordorze […], gdzie orkowie, którzy nienawidzą sztuki nowoczesnej, porykują dziko, zniekształcając intencje artystów, aby ich politycznie poobgryzać”.

W swoim artykule artystka skomentowała (o czym przez 5 lat po publikacji nie miałem pojęcia, bo gdybym miał, to bym się bezwstydnie chwalił) moje artykuły: „Zachęta znowu profanuje sacrum” (21.10.2015), „Fronda Lux przedstawia jako katoliczkę artystkę profanującą sacrum” (15.12.2015), „TVP Kultura zatrudniła autorkę bluźnierczych filmików …” (4.03.2016).

Zdaniem artystki „z uwagi na dosyć duży wkład w zainteresowanie się moją sylwetką artystyczną i może nie do końca udane, ale bardzo intensywne i żarliwe pochylenie się nad moją twórczością w ostatnim czasie, chciałabym się odnieść do refleksji pana Jana Bodakowskiego na temat mojej sztuki. Muszę przyznać, że bardzo trudna jest polemika z tymi tekstami, gdyż wyczuwa się w nich autora, który ma jedną wizję świata, którą chce sobie udowadniać zniekształcaniem i wykrzywianiem cudzych intencji. Nie jest mi dane wiedzieć, co spowodowało, że autor wytworzył tak mocny mur wokół swego serca, otoczył swoją głowę żelazną powłoką, budując w środku świat pełen ciernistych myśli. Wyczuwa się w tekstach pana Bodakowskiego długoletnią izolację od świata pełnego kwiatów i miłości niczym u bestii, która za wszelką cenę chcę ukryć swoją wrażliwą naturę lub niespełnionego artysty, który podczas pierwszych prób twórczych został brutalnie przemieniony w ropuchę. Trudne jest podejście do tak zdziczałego wilkołaka wypisującego na mój temat krwiożercze […] i ochronienie się przed ziejącym w moim kierunku ogniem. Wyczuwam jednak gdzieś w środku wołanie o pomoc, o uwolnienie z tej pętającej wrażliwą duszę powłoki skrajnie prawicowej bestii wytresowanej przez jakichś nieoswojonych z kulturą i sztuką orków z Mordoru”.

Posoborowe źródła owej sztuki

Zdaniem artystki artykuły moje [Jana Bodakowskiego] na temat jej twórczości „mimo dużego wkładu pracy i czasu nie są oparte ani na porządnej wiedzy teologicznej, jak i tej z zakresu historii sztuki, ani na jakiejkolwiek chęci poszukiwania, czym sztuka nowoczesna jest, aby odkryć, że nie zawsze musi być szyderstwem, którym autor określa moją twórczość. Pan Bodakowski nie sprawdził w innych źródłach moich wypowiedzi, które mówiłyby o moich intencjach, które tak ważne są do interpretacji dzieła, o czym przypomina ks. Tadeusz Dzidek: Z punktu teologicznej analizy dzieła sztuki cenne są te informacje, które odsłaniają religijność artysty, jego postawę wiary (ks. Tadeusz Dzidek, s. 38). Najprawdopodobniej tak nietrafna interpretacja moich prac bierze się z uprzedzenia do sztuki, instytucji i środowiska artystów wynikającego z widzenia sztuki przez pryzmat skandali, które często również były wykorzystywane w celach politycznych. Mam wrażenie, że autor tekstu czuje wielki sentyment do ognistych czasów wielkich skandali religijnych, żyje nadal tamtą epoką i na siłę stara się działać w jej duchu, nie zdając sobie sprawy, że wiele się zmieniło i że w świecie sztuki istnieją różni artyści, również tacy, którzy chcą afirmować religię jak ja. Cytuję fragment Funkcji sztuki w teologii, w którym ks. Tadeusz Dzidek przypomina o tym, jak ważne jest przy analizie dzieła rozeznanie w dziejącym się świecie sztuki: Dla wydobycia intencji utworu ważne jest także uchwycenie jego relacji z tradycją artystyczną, istniejącym „światem” sztuki (ks. Tadeusz Dzidek, s. 41)”.

Artystka w swoim artykule stwierdza, że „trochę jest mi smutno i przykro, że w moich filmach zniesmacza autora to, że w stroju aniołka wykonuję bokserskie ciosy, które nie są skierowane w kierunku Serca Jezusowego, tylko wykonywane na jego tle mają podkreślić dążenie do walecznej anielskości, takiej, która podejmuje wyzwanie walki z mrokiem. Przykro mi, że obraża go piosenka, w której sugeruję podążanie za Jezusem, które przedstawiłam w postaci obrazka z Jezusem Miłosiernym na sznurku, który pokazany w ruchu inspiruje nas do podążania za nim. Trochę smutno mi również, że utwór Embriony na trony został odebrany jako satyra, bo w swoim założeniu miał pokazać, jak embrion zwycięża nad trupią czaszką, czego autor też już nie przyuważył”.

W opinii artystki „zabrakło tutaj ze strony autora [Jana Bodakowskiego] chęci zagłębienia się w moją twórczość, chęci poznania, bez którego jakakolwiek analiza dzieła jest niemożliwa, o czym pisze również ks. Tadeusz Dzidek w Funkcjach Sztuki w teologii”.

Prymityw Bodakowski

Artystka w swoim artykule opisują krytyczną ocenę jej twórczości z mojej [Jana Bodakowskiego] strony stwierdziła, że „mimo tych wszystkich przykrych słów, które autor napisał w moim kierunku, nie czuję żalu ani nienawiści, gdyż rozumiem, że nie każdy miał w życiu możliwości, żeby się na sztukę otworzyć. Dostrzegam jednak olbrzymią chęć przebywania ze sztuką nowoczesną, chłonięcia jej i opisywania. Potencjał ten odczytuję po bardzo dużej chęci zagłębiania się w moją sztukę i analizowania dosadnie wielu jej szczegółów. Wkład pracy, niesamowita energetyczność i liczba tekstów autora powodują, że moja sztuka nabiera ożywczych rumieńców. Być może wynika to z tego, że przez innych krytyków jestem traktowana raczej jednorazowo, ale u pana Bodakowskiego widzę pewnego rodzaju stabilność i nieustanną chęć powrotów do mojej sylwetki artystycznej. Ta konsekwencja nawet w opacznym odczytywaniu mojej twórczości świadczy o pewnym typie heroizmu, poświęcenia się dla mojej sztuki, aby głosić o niej wszystkim. Spisanie ze słuchu wszystkich piosenek, które pojawiły się w pierwszym tekście, które niestety musiałam sprostować, świadczą o wielkiej kreatywności i chęci tworzenia. Być może jest to znak, żeby pan Bodakowski zaczął pisać teksty własnych piosenek, liryki czy tomiki poetyckie i zaczął dzielić się nimi na portalach internetowych. Wyczuwam też pewien intrygujący potencjał krytyczny i talent analityczny, który gdyby został należycie pielęgnowany i wspierany, mógłby wykluć się z niego być może całkiem ciekawy typ krytyka sztuki, nie mówiąc już o interesującym talencie do tworzenia happeningów, który świadczy o odwadze performerskiej. Dzięki wejściu pana Bodakowskiego w świat sztuki mogłaby ona zrodzić coś naprawdę wyjątkowego, coś, co mogłoby nadać jej interesującego charakteru i wnieść pewien rodzaj nowej siły”.

W opinii artystki „wszystko to jednak byłoby możliwe, gdyby pan Bodakowski chciał się otworzyć na sztukę nowoczesną bardziej, która – mam wrażenie – napawa go też pewnym wewnętrznym lękiem. Ale proszę się nie stresować, zawsze jestem dyspozycyjna, gdyby publicysta […] chciał dać się wprowadzić bardziej w meandry tej dziedziny humanistycznej. Możemy się wybrać razem do muzeum albo galerii, jeśli nie czuje się pan Bodakowski tam komfortowo, a ja mogę spróbować wprowadzić go w tajniki odczytywania sztuki nowoczesnej. Może napisałby potem jakiś interesujący tekst krytyczny po obejrzeniu jakiejś ciekawej wystawy ze mną? Tak więc podsumowując, drogi panie Bodakowski, więcej uśmiechu i otwartości na sztukę! Może do mrocznej i kamienistej krainy, którą Pan sobie wytworzył w sercu, dzięki sztuce wejdzie wreszcie radość, słoneczność i czułość, za którą, co wyczuwa się w pana felietonach, pan bardzo tęskni”.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Subskrybuj
Powiadom o
5 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY