4 czerwca 1989

4 czerwca 1989 / 4 czerwca 1989

Według scenariusza moskiewskiego

W trakcie okrągłego stołu zgodnie ze scenariuszem Moskwy ustalono, że przeprowadzone zostaną wolne w 100% wybory do senatu i w 35% do sejmu (65% miejsc miał dostać PZPR i jego satelici). Opozycja startowała pod szyldem Komitetu Obywatelskiego (listy zdominowali opozycjoniści wykorzenieni z polskiej tradycji narodowej). KO w 100% demokratycznych wyborach do senatu zdobył 92 miejsca (na 100) a PZPR zero. W wyborach do sejmu na 161 miejsc obsadzanych demokratycznie opozycja zdobyła 160. By PZPR znalazł się w parlamencie, sprzecznie z prawem zmieniono ordynację. Wyniki były zaskoczeniem dla wszystkich. Wyłoniony w wyborach sejm poparł rząd opozycjonisty Mazowieckiego, w którym resorty siłowe oddane były PZPR.

Myśl Polska o wyborach 4 czerwca

W pierwszym czerwcowym numerze z 1989 redakcja emigracyjnej (wydanej przez Stronnictwo Narodowe) „Myśli Polskiej” zamieściła kilka artykułów poświęconych wyborom. Kandydatami w tych wyborach było dwu publicystów „Myśli Polskiej”: „Romuald Starosielec kandydował w okręgu sieradzkim na senatora, a Marian Piłka do Sejmu w okręgu Garwolin. Obaj stawali pod własnym szyldem jako kandydaci katolicko-narodowi, poza blokami i choć zdobyli znaczny w tych warunkach procent głosów, wybory przegrali. […] Dwaj inni kandydaci stający również pod wyraźnym sztandarem katolicko-narodowym Marek Jurek (którego artykuły również pojawiły się w „Myśli”) oraz Jan Łopuszański zostali wybrani z listy Solidarności, pierwszy w Lesznie wielkopolskim, drugi w okręgu radomskim. Według tymczasowych ocen trzech lub czterech innych kandydatów o wyraźnym kierunku katolicko-narodowym weszło do sejmu”.

Marek Jurek

Największą karierę spośród współpracowników „Myśli Polskiej” zrobił Marek Jurek. W PRL był współzałożycielem Ruchu Młodej Polski oraz członkiem władz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, pisywał w podziemnej „Polityce Polskiej”. Marek Jurek był w III RP czterokrotnie posłem, od 1995 do 2001 członkiem KRRiT (z nominacji Wałęsy), od 2005 do 2007 marszałkiem sejmu. W 1989 zakładał ZChN (w którym działał wraz z Niesiołowskim), w 1999 odwiedził Pinocheta (towarzyszył mu Michał Kamiński z kancelarii Kaczyńskiego). Odszedł z ZChN do Przymierza Prawicy. Wraz z Przymierzem wszedł w skład PiS. Opowiadał się przeciw integracji z UE. Z PiS odszedł z powodu proaborcyjnej postawy władz partii. Założył własną partię Prawica Rzeczypospolitej. Pod własnym szyldem dwa razy przegrał w wyborach do senatu. Posłami zostali też związani z Ruchem Narodowym Jan Łopuszański i Marian Piłka.

Jan łopuszański

Jan Łopuszański w PRL doradzał „Solidarności” i „Solidarności” Rolników Indywidualnych. W III RP był czterokrotnie posłem, działaczem ZChN, sprzeciwiał się integracji z NATO i UE (było to powodem jego odejścia z ZChN i stworzenia własnej partii „Porozumienie Polskie”), przegrał w wyborach prezydenckich i wybory do senatu.

Marian Piłka

Marian Piłka w PRL pracował jako asystent w Ośrodku Badań Społecznych Regionu Mazowsze NSZZ “Solidarność”, był redaktorem w wydawnictwie archidiecezji warszawskiej. Działał w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Komitecie Porozumienia na rzecz Samostanowienia Narodu, Klubach Służby Niepodległości, Ruchu Młodej Polski. W stanie wojennym internowany. W III RP był trzykrotnie posłem, od 1989 do 1996 był doradcą w Urzędzie Rady Ministrów, członkiem ZChN, Przymierza Prawicy, PiS, Prawicy Marka Jurka. Publikuje w prasie katolickiej i jest doradca naczelnego dyrektora Archiwów Państwowych.

Albin Tybulewicz

Wyniki wyborów 4 czerwca na łamach „Myśli Polskiej” zrelacjonował Albin Tybulewicz, stwierdzając, że „Pierwsza runda wyborów do Senatu i Sejmu przyniosła druzgocącą klęskę PZPR i jej przybudówkom. Na 35 miejsc z tzw. listy krajowej, na której był „kwiat” dygnitarzy partyjnych przeszło tylko dwóch kandydatów, którzy dostali ponad 50% głosów, a przepadli wszyscy inni włącznie z premierem Rakowskim i gen. Kiszczakiem. Z pozostałych 264 mandatów koalicji partyjnej do Sejmu przeszły w pierwszej rundzie tylko trzy osoby, a reszta zdobyło mizerne kilka lub kilkanaście procent głosów (około trzy razy mniej niż kandydaci z listy krajowej). W drugiej rundzie lista krajowa została wycofana i zastąpiona innymi partyjnymi. Przy frekwencji tylko 25-31%, partia z sojusznikami dostała swoich zagwarantowanych 299 posłów.

Lista bezpartyjnych, czyli „Solidarności” odniosła ogromny sukces: na 161 mandatów do Sejmu już w pierwszej rundzie wybrano 160 posłów, a pozostały jeden kandydat ma trzy razy więcej głosów niż jego przeciwnik. Z tych 160 posłów około 20 uzyskało ponad 80% głosów, 86 powyżej 70% (np. Jan Edward Łopuszański z KIK’u radomskiego otrzymał 74%), i tylko kilkunastu między 50 a 59% (m.in. Marek Jurek, prezes klubu „Ład i Wolność” w Poznaniu – Ruch Młodej Polski – 53%). W Senacie na 100 mandatów „Solidarność” zdobyła 92, z tego trzy osoby otrzymały ponad 80% głosów: Józef Ślisz, rolnik (rzeszowskie), dr med. Zofia Kuratowska z Warszawy, i prof. Roman Ciesielski, b. rektor Politechniki Krakowskiej. W drugiej rundzie „Solidarność” zdobyła pozostały jeden mandat poselski (58% przeciwko 36% dla niezależnego kandydata) oraz siedem na ośmiu senatorów. Tylko jeden kandydat „Solidarności” na senatora przepadł: w woj. pilskim wybrany został Henryk Stokłosa, jeden z polskich miliarderów. Interesujący też był wynik w Radomiu, Senatorem został agnostyk Jan Józef Lipski, kandydat „Solidarności” (66%), wygrywając przeciwko Janowi Pająkowi (27%), mimo że ten ostatni był popierany przez Kościół i przez już wybranych posłów i senatora. „Gazeta Wyborcza” oblicza, że 80% posłów i senatorów „Solidarności” było internowanych, 50% było więzionych, a 70 osób straciło pracę z powodów politycznych.

W drugiej rundzie frekwencja była dużo wyższa (35-60%) tam, gdzie był kandydat „Solidarności”, w porównaniu do śmiesznej frekwencji (poniżej 31%) gdzie wybór był między dwoma partyjnymi.
Tak więc „Solidarność” zdobyła 99% mandatów w wolnych wyborach do Senatu, a 100% w niby wolnych wyborach do Sejmu. Biorąc razem Sejm i Senat (460+100 mandatów), „Solidarność” ma 260, czyli 46.4% posłów i senatorów.

Nastąpiła też rzeź kandydatów niezależnych. Tylko ośmiu z nich zdobyło ponad 20% głosów, dwudziestu siedmiu dostało pomiędzy 15 a 20%, a setki innych dużo mniej. Dla przykładu Marian Piłka z Ruchu Młodej Polski otrzymał trochę ponad 16%, a Romuald Starosielec, kandydat do Senatu dostał 6.5% głosów. Chrześcijańscy demokraci uzyskali następujące procenty: prof. Ryszard Bender 15.4%, Janusz Zabłocki 2.8%, a mec. Władysław Siła- Nowicki około 22%. Inne przykłady: Jerzy Ozdowski dostał 8.2%, Jerzy Urban około 18%, a Leszek Moczulski 10.2%. Nawet prorektor Uniw. Warszawskiego prof. Andrzej Tymowski zdobył tylko 4.6%.

Rzeź ta nastąpiła, bo nawet ci niezależni, którzy w latach 1980-81 nie wstąpili do „Solidarności” (znam osobiście takie osoby) obecnie chcieli zademonstrować swój negatywny stosunek do komunistycznego reżimu w pierwszej szansie od ponad 40 lat. Uznali oni siłę „Solidarności” przy „okrągłym stole” i głosowali nawet na Jacka Kuronia (66%) przeciw Sile-Nowickiemu, choć woleliby wybrać mecenasa o pięknej karcie, a nie b. „czerwonego harcerza”.

Wyraźnie większość narodu poparła listę „Solidarności” (głosowało 62% na ponad 27 milionów uprawnionych). Chociaż około jedna trzecia wyborców nie oddała głosu, nie znaczy to wcale, że ta grupa jest prorządowa (jak twierdzi partia): składa się ona z tych, którzy od 1981 r. wyłączyli się ze spraw narodu i budują własną karierę w swoich przedsiębiorstwach; są w tej grupie też sfrustrowani członkowie partii („beton”), ale najwięcej jest chyba sceptyków, którzy nie wierzą „Solidarności”, że pójdzie na drastyczne, ale konieczne reformy gospodarcze, a rządowi, że nie dotrzyma umów. Nie jest to zresztą dziwne, bo znali ze środków masowego przekazu krwawą łaźnię na ulicach i placach miast chińskich urządzona przez Denga i jego popleczników, którzy tak niedawno mieli wspaniałą prasę na Zachodzie jako „liberałowie” prowadzący Chiny do systemu wolnorynkowego i demokracji. Jest rzeczą niepokojącą, że władze Związku Sowieckiego z „liberałem” Gorbaczowem na czele nie potępiły tego, co się dzieje w Chinach.

Oczywiście ma rację prof. Tymowski, że w Polsce „monopartia stworzyła monoprozycję”. A mec. Siła-Nowicki twierdzi, że „okrągły stół” był głównie dekoracja bez znaczenia, gdyż legalizację „Solidarności” zdecydowało plenum Komitetu Centralnego PZPR. Listę kandydatów do Sejmu i Senatu ustaliła grupa doradców Lecha Wałęsy zdominowana przez lewicę laicką i „lewicę” katolicka z grupy „Tygodnika Powszechnego”. Dlatego też Aleksander Hall przez zmuszenie Komitetu Obywatelskiego „Solidarności” do głosowania, żądając pluralizmu politycznego w opozycji, obnażył monopol tych dwóch grup, które w żadnym wypadku nie reprezentują większości narodu.

To prawda, że olbrzymia większość nowych posłów i senatorów z ramienia opozycji to katolicy i na pewno dobrzy demokraci, wśród nich jednostki o bardzo pięknej przeszłości jak np. prof. Ciesielski. Pytanie jest tylko czy posłowie i senatorowie teraz wyłamują się spod kurateli dwóch grup lewicowych i nie dadzą się zapędzić do głosowania jako mono opozycja pod naciskiem populistycznej demagogii żądającej jedności wobec przeważających sił partii i rządu. Pierwszym obowiązkiem nowego parlamentu jest interes narodu, a nie „Solidarność” czy „drużyna Wałęsy”.

Przed nowym Zgromadzeniem Narodowym stoją olbrzymie problemy […] dotychczasowe reformy ekonomiczne są tylko powierzchowne. Standard życiowy jest niski, Śląsk i Kraków są katastrofa środowiskowa, infrastruktura rozpada się, nowoczesna telekomunikacja nie istnieje, a naród jest sceptyczny i zmęczony. […] Mimo apeli Wałęsy, pomoc z innych krajów Zachodu wygląda bardzo problematycznie. .”.

Romuald Starosielec

Bez optymizmu wybory oceniał też Romuald Starosielec. „Smutkiem napawa fakt, że obecni przywódcy odradzającej się »Solidarności« budowanie demokracji rozpoczęli od jej łamania. Nie zgodzili się na rozszerzenie bazy politycznej Komitetu Obywatelskiego o inne ugrupowania niż te, które wywodzą się, lub pozostają w ścisłym kontakcie z nurtem zwanym „lewica laicka”. Przy okrągłym stole zawarto wiele kontrowersyjnych porozumień bez oglądania się na innych. O najistotniejszych kwestiach gospodarczych, społecznych i politycznych decydowano bez konsultacji z całe resztą opozycji. Wreszcie wysunięto kandydatów do parlamentu w sposób, który nie ma wiele wspólnego z demokracją.

Dopiero w trakcie trwania kampanii wyborczej społeczeństwo uświadomiło sobie, że wybory rozegrały się na etapie powoływania kandydatów, których wyłaniała i zatwierdzała lewica solidarnościowa, ignorując fakt, że naturalne do tego prawo mają regionalne, opozycyjne grupy i środowiska. Kandydatów narzucano z centrali według znanych wzorów praktykowanych przez reżim od kilkudziesięciu lat, dopuszczając tylko jedną listę, tak jakby ta „grzeczna” część „Solidarności” miała decydować za całą opozycję. Żyliśmy dotąd pod presją nomenklatury, która twierdziła, że ma monopol na władzę. Teraz ujrzeliśmy nowego monopolistę, posiadającego rzekomo monopol na opozycję.

Ten tak uzurpatorski, że chwilami wręcz groteskowy monopol był traktowany przez Warszawski Komitet Obywatelski oraz komitety wojewódzkie śmiertelnie poważnie. Ustalono z rządem, że wybory będą „niekonfrontacyjne”. (Ten dziwoląg językowy w odniesieniu do wyborów niewątpliwie wejdzie do historii światowego parlamentaryzmu). Słowa dotrzymano. Natomiast zrobiono wybory „konfrontacyjne” wobec innych kandydatów wyłanianych przez opozycję. Podejrzewam, że doradcy Wałęsy nie w pełni uzmysłowili sobie całą absurdalność takiego stanowiska. Przez ostatnie kilka miesięcy w swych enuncjacjach odmieniano na wszystkie przypadki słowo „pluralizm”, a gdy nastał czas na jego praktyczne zastosowanie w wyborach ,odmówiono innym opozycyjnym kandydatom prawa do brania w nich udziału. Tych działaczy opozycyjnych, którzy mimo olbrzymiej presji zdecydowali się kandydować, nazywano często „warchołami”. Walczono więc nie z kandydatami wysuniętymi przez reżim, lecz kandydatami opozycji. Nic więc dziwnego, że wielu wyborców identyfikujących się z poglądami kandydatów opozycyjnych znajdujących się poza „drużyną Wałęsy”, przestało Komitet Obywatelski uznawać za opozycję.
Na tym tle dochodziło do wielu dramatów moralnych. Duża część wyborców poddana przymusom dawnej lub obecnej lojalności organizacyjnej, wbrew swym przekonaniom skreślała kandydatów pod względem ideowym i politycznym o wiele sobie bliższych. Do rangi symbolu urasta dopisek na karcie do głosowania na warszawskim Żoliborzu, gdzie jeden z wyborców przy nazwisku Siły-Nowickiegó napisał: „sercem jestem z Panem” a jednocześnie go skreślił, oddając głos na Kuronia. Komitet Obywatelski zastrzegł sobie przy tym wyłączność do posługiwania się symbolami „Solidarności”, odmawiając prawa do ich używania kandydatom spoza swej listy. Wobec faktu niedopuszczania do zebrania legalnych władz „Solidarności” nikt nie może w tej chwili mieć wyłączności na jej symbole.

Wyniki wyborów pokrywały się na ogół z przewidywaniami. Mandaty przeznaczone dla bezpartyjnych zdobyli niemal wyłącznie kandydaci Komitetu Obywatelskiego. Inaczej być nie mogło, gdyż nie były to normalne wybory. Był to raczej plebiscyt, w którym wyborcy mieli opowiedzieć się bądź za jedną, bądź drugą listą. Ponieważ żadna inna siła opozycyjna nie była do tej próby tak dobrze organizacyjnie i finansowo przygotowana, obecna była tylko w zasadzie lista Wałęsy. Polacy głosowali w tych wyborach na szyld „Solidarności”, nie wnikając najczęściej w to, czy akurat ta grupa ma do tego szyldu wyłączne prawo. Głosowali za nadzieją, a taką nadzieją dla milionów Polaków pozostaje nadal tradycja i idea „Solidarności”.
Wchodzimy obecnie w nowy etap walki o polityczne samostanowienie. Mimo całego krytycyzmu wobec polityki Wałęsy i jego obecnych doradców oraz sposobu przeprowadzenia wyborów należy w aktualnym rozwoju sytuacji polityczne dostrzec wiele stron dodatnich, których nie sposób negować. Pozostaje jednak wiele wątpliwości, jak na przykład ta, na ile zbliżenie pomiędzy lewicą solidarnościową a lewica rządową ma charakter taktyczny, a na ile wynika z ideowego i programowego powinowactwa. Jest te zagadnienie niezwykle istotne, gdyż będzie ono uzależniało wiele praktycznych posunięć. Rozgorzeje z pewnością walka o to, czym ma by „Solidarność”. Lewica laicka związana doktrynalnie z wizją aktywnych związków zawodowych w dziedzinie polityki, będzie starała się utrzymać władzę nad „Solidarnością”, by wykorzystać ten związek do swych politycznych pociągnięć. „Solidarność” była ruchem ogólnonarodowym spełniającym pod postacią związku rolę ruchu narodowych rewindykacji. W nowych warunkach sferą polityczną powinny zajmować się powołane do tego stronnictwa i partie. Należy więc zabiegać o jak najszybsze ich powstanie, legalizację i rozwój. Dopiero wówczas będziemy mogli mówić o normalnym życiu politycznym. Gdy to osiągniemy wybory do parlamentu i samorządów terytorialnych staną się autentyczne, a całe społeczeństwo przejdzie przez tak potrzebną, już obecnie przyspieszoną lekcję edukacji politycznej”.

Marian Piłka

Marian Piłka z większym optymizmem oceniał wybory 4 czerwca 1989. „Minione wybory do Zgromadzenia Narodowego, choć nie w pełni demokratyczne, są niewątpliwie wydarzeniem historycznym. Oznaczają bowiem nie tylko kontynuowanie procesu zapoczątkowanego w latach 80/81 i tym samym definitywnego zakończenia okresu stanu wojennego, ale także są zasadniczym krokiem ku demokracji i niepodległości państwa polskiego. Po raz pierwszy bowiem komuniści zdecydowali się na poddanie się demokratycznej weryfikacji i tym samym zainicjowali proces zmian ustrojowych.

Doniosłość tego faktu nie jest podzielana przez znaczne część polskiej opinii publicznej. Sam fakt blisko 40% absencji wyborczej świadczy o lekceważącym stosunku znacznej części społeczeństwa do tego wydarzenia. Pomijając tych, którzy nigdy nie uczestniczą w podobnych przedsięwzięciach, około 20 do 30% świadomie nie skorzystało z możliwości wyboru własnych posłów i senatorów. Tylko do pewnej ich części dotarły apele radykalnej opozycji wzywające do bojkotu. Niewątpliwie głównym powodem tak dużej absencji jest dominująca w społeczeństwie apatia i niewiara w możliwość zasadniczych zmian.
Obecna „odwilż” z daleko większym zakresem wolności niż w latach 80/81 nie wyzwoliła energii i entuzjazmu tak charakterystycznego dla tamtego okresu. Choć Komitet Obywatelski potrafił bardzo szybko zorganizować tysiące ochotników do przeprowadzenia kampanii wyborczej, to jednak ślamazarne tempo rozwoju NSZZ Solidarność jest bardziej adekwatnym wyrazem panujących nastrojów niż spektakularny sukces wyborczy. Po prostu wynik wyborów był wyrazem panujących sympatii, a nie wyrazem gotowości czynnego zaangażowania się. Wyborcy, co było do przewidzenia, w sposób bezapelacyjny poparli kandydatów Komitetu Obywatelskiego, skreślając kandydatów obozu rządzącego.
Beneficjantem tych wyborów okazało się środowisko lewicy laickiej, będące trzonem Komitetu Obywatelskiego. Komitet ten, jak trafnie zauważył W. Wasiutyński, jest tylko pozorna koalicja, bowiem poza różnorodnymi nazwiskami stoi jedna orientacja polityczna. Ona też zadecydowała ostatecznie o składzie kandydatów firmowanych etykieta Solidarności. Poza pojedynczymi wyjątkami oraz znaczną ilością postaci apolitycznych reprezentowali oni lewicową orientację.

Protest przeciwko niedemokratycznej procedurze mianowania kandydatów zgłosił Aleksander Hali, a kilku członków K.O. (m.in. Wiesław Chrzanowski i Jan Olszewski) wycofali się z Komitetu na znak protestu. Lewicowy w swej zdecydowanej większości skład reprezentacji firmowanej przez Solidarność skłonił pozostałe środowiska polityczne albo do wycofania się z walki o mandaty, albo też wystawienie jedynie symbolicznej reprezentacji.

Skreślanie kandydatów obozu rządzącego, a zwłaszcza listy krajowej, było wyrazem woli społeczeństwa odrzucenia istniejącego systemu, także w jego „reformatorskiej” wersji. Natomiast przegrana niezależnych kandydatów opozycyjnych miała bardziej skomplikowane podłoże. Przede wszystkim potwierdziło się przekonanie, iż w skali masowej jedyna powszechnie zrozumiała formuła opozycyjna, jest formuła Solidarności. Wszelkie inne grupy polityczne albo nie są powszechnie znane, albo też ich formuła nie jest wystarczająco wyrazista czy też (jak w przypadku KPN), nie jest powszechnie aprobowana. I choć widać wyraźny kryzys Solidarności jako ruchu ogólnonarodowego, to jednak w świadomości społecznej nie istnieje żadna poważna kontrpropozycja dla Solidarności. Wszystkie pozostałe ruchy opozycyjne, choć grupują znaczna część aktywnych politycznie środowisk, nie stanowią (ze względu na swoje zróżnicowanie i zatomizowanie) rzeczywistej konkurencji. Także krótki okres kampanii wyborczej był przede wszystkim korzystny dla kandydatów K.O., bowiem K.O. prowadził kampanię obliczona jedynie na wywołanie emocjonalnych sentymentów wobec Solidarności i Lecha Wałęsy.

Była to kampania nie na rzecz programu a na rzecz symboli. Brak czasu nie pozwolił na rzeczywistą konfrontację programową, a zawłaszczenie przez lewicę symbolu Solidarności postawiło kandydatów niezależnych w znacznie trudniejszej sytuacji. Należy także wspomnieć o nieproporcjonalnie małych w porównaniu z Komitetem Obywatelskim środkach materialnych, poza tym stosowano swoisty szantaż, twierdząc, iż wystawianie niezależnych kandydatów rozbije opozycyjny elektorat i tym samym doprowadzi do wyboru kandydatów strony rządowej. Pomimo całego swego prymitywizmu, to rozumowanie okazało się bardzo skuteczne. Istota całej kampanii wyborczej K.O. nie była konfrontacja programowa, a jedynie próba zdezawuowania niezależnych kandydatów, którym odmawiano moralnego prawa do kandydowania i wywierano różnorakie presje mające na celu ich rezygnację z kandydowania. Właśnie w tej kampanii uwidocznił się cały „bolszewizm” środowisk lewicowych, które w znacznej mierze kontynuowały komunistyczne metody zwalczania konkurentów. Wszelkie rekordy kłamstw i pomówień biła „Gazeta Wyborcza” pod redakcją Adama Michnika.

Te wszystkie czynniki spowodowały, iż wybory przekształciły się w swoisty plebiscyt: przeciwko władzy a za Solidarnością. I rezultat był bezwzględny. Odrzucono prawie całą listę krajową i to pomimo wezwań Lecha Wałęsy do głosowania na „reformatorów”, jak też uniemożliwiono wyłonienie w pierwszej turze posłów z mandatów zarezerwowanych dla obozu rządzącego. W pierwszej turze jedynie jeden poseł K.O. i ośmiu senatorów nie otrzymali wymaganej większości. Druga tura przyniosła potwierdzenie sukcesu. Tylko jeden mandat senatorski K.O. stracił na rzecz niezależnego kandydata z Piły. Frekwencja drugiej tury potwierdziła plebiscytarny charakter wyborów. Najliczniej głosowano w tych województwach, gdzie wybierano kandydatów K.O. Natomiast w pozostałych pozostawiono „partyjnym wybierać partyjnych”. Tak więc frekwencja spadła do poziomu 25% i to pomimo usilnej akcji propagandowej „Gazety Wyborczej” i niektórych wojewódzkich komitetów obywatelskich wzywających do wzięcia udziału w II turze i głosowaniu na określonych kandydatów obozu rządzącego. Tak niska frekwencja w drugiej turze jest nie tyle wyrazem braku zainteresowania wyborców ostatecznym składem Zgromadzenia Narodowego, co przede wszystkim odmowa uznania niedemokratycznych reguł ordynacji wyborczej przyznającej partii komunistycznej i jej przybudówkom 65% mandatów w Sejmie.

Werdykt wyborczy jednoznacznie odrzuca system komunistyczny, natomiast nie daje jednoznacznych preferencji ideowych i politycznych. Jest raczej wyrazem nadziei na zmiany wiązane z Solidarnością i tym wszystkim, co ona w świadomości społecznej wyraża. W rzeczywistości jednak umacniają one istniejący dualizm polskiej sceny politycznej. Walka o pluralizm to przede wszystkim walka o miejsce na tej scenie dla nielewicowych środowisk politycznych oraz emancypacja Solidarności spod dominacji lewicy. Wymaga to jednak ogromnej pracy formacyjnej i politycznej, która zmieni istniejący obecnie układ sił politycznych. Rezultat obecnych wyborów to efekt nie tylko określonych warunków obiektywnych, ale także — w pewnej mierze — rzeczywistego znaczenia politycznego różnych środowisk. Nieokreśloność polityczna Solidarności jako ruchu masowego, jak też nieuchronny kryzys tej formacji stojącej wobec wyzwań podważających jej zwiazkowo-zawodowy charakter stwarzają korzystną koniunkturę dla nurtów ideowo-politycznych. Trwałość formuły Solidarności na obecnym etapie jest przede wszystkim funkcja słabości nurtów politycznych, które nie potrafiły wypracować czytelnych społecznie i akceptowanych programów politycznych. Rzeczywisty pluralizm społeczeństwa nie znajduje dla siebie wyrazu w dotychczasowych propozycjach środowisk politycznych. Jak długo środowiska te nie będą w stanie stworzyć czytelnych formuł politycznego działania odpowiadających potrzebom społeczeństwa, tak długo Solidarność będzie pełniła zastępcze funkcje polityczne, zamazujące rzeczywiste zróżnicowanie, a wybory przybierać będą charakter plebiscytu.”

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Romuald Szeremietiew

Romuald Szeremietiew / Fot. YouTube

Europa załatwia swoje interesy kosztem Ukrainy

“Mocarstwa zachodnie mają w swojej tradycji, by interesy załatwiać cudzym kosztem. Układ, który powstał i się ujawnia, polega na tym, że te dwa państwa (Niemcy i Francja) uważają, że Rosja może być świetnym partnerem dla Unii Europejskiej, kierowanej przez Niemców i Francuzów” – mówił Romuald Szeremietiew.

Pozorna jedność?

“Być może niektórzy wierzą w tę jedność, natomiast nie ulega wątpliwości, że dwaj rozgrywający – Francja i Niemcy mają inny stosunek do tej jedności niż kraje takie jak Polska. Deklaracje, które składają politycy unijni, mówiąc o jedności, słyszą głosy opinii publicznej, więc potępiają napaść Rosji i opowiadają się po stronie ukraińskiej. Tak to wygląda. Po stronie unijnej są tacy, którzy szczerze uważają, że trzeba powstrzymać Rosję i chcieliby to uczynić poprzez jedność i sankcje, ale są i tacy, którzy mówią, że są przeciwni Rosji, ale po cichu chcieliby, aby ta wojna jak najszybciej się zakończyła, obojętnie jakim kosztem – nawet kosztem Ukrainy” – dodał Szeremietiew.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Artur Zawisza

Artur Zawisza / Fot. Media Narodowe

Dominacja Jarosława Kaczyńskiego

“Jego wystąpienie zjazdowe jako jedynego mówcy pokazuje jego dominację w tym bycie politycznym. Ta konwencja pokazuje, że PiS to partia Jarosława Kaczyńskiego. Cytował z pamięci liczby, kwoty, dane procentowe – to świadczy o dużej przytomności umysłowej. Prezes uważał, że miał się czym pochwalić, to był obraz partii, która osiągnęła sukces w ciężkich czasach” – mówił Artur Zawisza.

PiS rozpoczyna objazd Polski

“PiS cały czas walczy o wzrost głosów na wsi, co jest podstawą rządów PiS po 2015 roku i dociśnięcie PSL jest istotne. Jeżeli chodzi o wyborców socjalnych to ma cały czas pole rywalizację z Lewicą. Z kolei rywalizacja z PO to status zdroworozsądkowej, odpowiedzialnej siły państwowej. Jeżeli chodzi o Konfederację, to tutaj PiS gra licytacją na aktywny patriotyzm i osiąga na tym polu niemałe sukcesy” – dodał Zawisza.

Inflacja palącym problemem PiS

“Ona jest o tyle paląca, że z jednej strony realnie występuje, ale stała się również narzędziem opozycji, która z inflacji uczyniła główny oręż polityczny, bo to temat troski o portfele i budżety Polaków. Obie strony tutaj kluczą i kręcą. Strona rządowa mówi o putinflacji, opozycja w sposób demagogiczny twierdzi, jakoby seria straszliwych decyzji rządu do tej inflacji doprowadziła” – skwitował Zawisza.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

  • Na wniosek europosłów z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim odbędzie się ważna debata ws. prześladowań chrześcijan.
  • Europoseł z Prawa i Sprawiedliwości Kosma Złotowski podkreślił, że liczba prześladowanych stale wzrasta i dotyka obecnie 360 mln osób na całym świecie.
  • Jak zauważył, w zeszłym roku ze względu na wiarę zginęło 5900 chrześcijan. To stanowi 20 proc. wzrost w stosunku do 2021 r.
  • Nie tak dawno temu nigeryjska studentka Deborah Samuel została ukamieniowana przez swoich kolegów za rzekome bluźnierstwo przeciwko Mohametowi.
  • Jednakże w rzeczywistości mocno protestowała przeciwko rozsyłaniu na grupie studenckiej w WhatsUp treści muzułmańskich.
  • Podkreśliła, że grupa została stworzona po to, aby wymieniać się informacjami oraz materiałami potrzebnymi na studiach.
  • Zobacz także: W Rzymie poświęcono rzeźbę Maryi noszącej nienarodzonego Jezusa

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Tomasz Poręba zgłosił w poniedziałek wniosek o debatę nt. prześladowań chrześcijan na świecie, a w szczególności w Afryce. Ostatecznie został on przyjęty przez Parlament Europejski.

Europoseł PiS Kosma Złotowski argumentował na sali plenarnej, że liczba prześladowanych chrześcijan stale wzrasta i dziś dotyka 360 milionów osób na całym świecie, czyli 20 mln więcej niż dwa lata temu. Jak też zauważył, w zeszłym roku zginęło 5900 chrześcijan, co stanowi wzrost o 20 proc. w stosunku do roku poprzedniego.

To jest poważny problem. Wczoraj, podczas niedzielnego nabożeństwa w kościele w mieście Owo doszło do masakry, podczas której zostało zamordowanych co najmniej 50 osób. Jest to wystarczający powód, żeby tym tematem zajął się Parlament Europejski

– podkreślił europoseł Prawa i Sprawiedliwości Kosma Złotowski.

W interpelacji wystosowanej przez europosła PiS Tomasza Porębę do Komisji Europejskiej, zapytał się on o działania jakie zamierza podjąć komisja w celu zapewnienia bezpieczeństwa chrześcijanom wolności wyznania, a także co zamierza zrobić, aby tragiczne zdarzenia mające podstawę przemocy na tle religijnym, nie miały już więcej miejsca.

Chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie, a w Nigerii nosi to już znamiona konsekwentnie realizowanej eksterminacji. Unia Europejska nie może dłużej milczeć w tej sprawie

– wytłumaczył europoseł Tomasz Poręba.

Czytaj więcej: Specjalny dokument ws. edukacji seksualnej. O. Bojanowski SJ: “Musimy wiedzieć, jak rozmawiać z uczniami”

Grupy społecznościowe studentów opanowane przez islamistów

Wcześniej wniosek o debatę nt. prześladowań chrześcijan na świecie odrzucono, a sprawa brutalnego morderstwa Deborah nie trafiła pod obrady PE. Według wyników głosowania na stronie PE, przeciwko debacie opowiedzieli się m.in. Janina Ochojska, Sylwia Spurek, Robert Biedroń, Łukasz Kohut czy Leszek Miller.

Niedawno nigeryjska studentka i chrześcijanka Deborah Samuel została ukamienowana i spalona. Jej koledzy oskarżyli ją o bluźnierstwo przeciwko prorokowi Mahometowi.

W rzeczywistości jednak dziewczyna na studenckiej grupie WhatsApp zaprotestowała przeciwko ciągłemu wysyłaniu wiadomości o muzułmańskim przesłaniu, podczas gdy kanał miał służyć do wymiany informacji o zadaniach i egzaminach.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tvp.info

nowy wariant koronawirusa

We Francji odkryto nowy wariant koronawirusa. / Fot. pixabay.com

  • Eksperci z Funduszu Walki z AIDS, Gruźlicą i Malarią ostrzegają przed gwałtownym wzrostem zakażeń gruźlicą i AIDS.
  • Zauważyli, że surowe warunki wojny na Ukrainie sprzyjają rozwojowi wirusów na obszarach walk.
  • Dyrektor funduszu Peter Sands podkreślił, że istotnym czynnikiem jest m.in. migracja ludności oraz ciasne zakwaterowania oraz przerwy w opiece medycznej.
  • Zobacz także: Rosjanie oddali ciała obrońców Azowstalu. Niektóre były mocno zwęglone

Trwająca od ponad trzech miesięcy wojna na Ukrainie stanowi nie tylko zagrożenie lokalne, lecz surowe warunki konfliktu sprzyjają rozwojowi różnych wirusów. Te obawy podziela Fundusz Walki z AIDS, Gruźlicą i Malarią. Ich zdaniem wojna może doprowadzić do gwałtownego wzrostu zakażeń HIV i gruźlicą.

Spodziewamy się, że konflikt będzie miał znaczący wpływ na wskaźniki zachorowań w Ukrainie i całym regionie. Duże ruchy uchodźców, zakwaterowanie w ciasnych schroniskach i zakłócenia w opiece medycznej sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych

– wyjaśnił Peter Sands dyrektor Funduszu do walki z AIDS.

Według danych Funduszu, już przed wojną Ukraina miała jeden z najwyższych wskaźników zachorowań na gruźlicę i AIDS w regionie Europy Wschodniej i Azji Środkowej

Wojna zwiększa ryzyko epidemii

Miasto nad Morzem Azowskim zostało niemal całkowicie zniszczone przez rosyjskie wojska. Sytuacja humanitarna w Mariupolu jest katastrofalna. Według ostrożnych szacunków zginęło tam dotychczas ponad 20 tys. mieszkańców. Ciała wielu z nich pochowano w płytkich grobach na podwórkach, ulicach i w parkach, co może prowadzić do rozwoju epidemii w przypadku kolejnych gwałtownych deszczów.

Groźba epidemii staje się rzeczywistością z każdą kolejną burzą. Rosyjscy okupanci nadal jednak ignorują wyzwania sanitarne w Mariupolu i zajmują się wyłącznie publikowaniem zdjęć, mających dowodzić, że życie się poprawiło. Miasto rozpaczliwie potrzebuje nowego etapu ewakuacji. Konsekwencje przekształcenia Mariupola w getto będą katastrofalne

– ocenił mer Mariupola Petro Andriuszczenko.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

polsatnews.pl

Rosyjski polityk

Ukraińscy żołnierze z Azowstalu / fot. PAP/EPA/ALESSANDRO GUERRA Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

  • Kilka dni temu tj. 2 czerwca Rosjanie przekazali Ukrainie szczątki poległych obrońców fabryki Azowstal w Mariupolu.
  • Według komunikatu ukraińskiego ministerstwa ds. reintegracji okupowanych terytoriów doszło tego dnia do wymiany zwłok w formule 160 na 160.
  • Jak podaje agencja Associated Press, do szpitala w Kijowie podjechały dwie ciężarówki z ciałami.
  • Rodziny ofiar podkreślają jak ważne dla nich, jest pochowanie ciał swoich synów na ukraińskiej ziemi.
  • Zobacz także: Ukraińcy odparli rosyjskie okręty. Utrzymuje się groźba desantu taktycznego

W sobotę ukraińskie ministerstwo ds. reintegracji terytoriów okupowanych potwierdziło, że 2 czerwca w obwodzie zaporoskim na południu kraju, między Rosja, a Ukrainą doszło do wymiany ciał poległych żołnierzy. W komunikacie resortu można przeczytać, że wymiana przebiegała w formule 160 na 160.

Według relacji brata jednego z poległych żołnierzy z Azowstalu, do szpitala w Kijowie miały podjechać co najmniej dwie ciężarówki z ciałami poległych obrońców Mariupola. Jak cytuje agencja Associated Press, szczątki poległych wydobyto z fabryki w ubiegłym tygodniu. Niektóre ze zwłok były mocno zwęglone.

Otrzymałam telefon od wojskowych z pułku Azow. Usłyszałam, że ciało mojego syna może być wśród tych, które przekazano do Kijowa. On był bohaterem. (…) Jest dla mnie ważne, aby pochować go w naszej ukraińskiej ziemi 

– opowiadała matka jednego z poległych obrońców Azowstalu.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

rmf24.pl

Poseł Krzysztof Tuduj, Ruch Narodowy, Konfederacja Wolność i Niepodległość. / Fot. Krzysztuf Tuduj.

Zobacz także: Kalus z Ruchu Narodowego: UE wykracza poza swoje kompetencje [NASZ WYWIAD]

Piotr Motyka: W jaki sposób Ruch Narodowy i Konfederacja angażują się w pomoc uchodźcom wojennym z Ukrainy?

Krzysztof Tuduj: Konfederacja wraz ze swoimi sympatykami przekazała 200 tysięcy zł na rzecz pomocy Polakom mieszkającym na Ukrainie. Pomoc ta trafiła przez polonijne kresowe organizacje. Przy pomocy uchodźcom ukraińskim powinnismy tez pamiętać o naszych rodakach. Działacze Konfederacji uczestniczą od początku wojny w akcjach lokalnych i zbiórkach darów rożnego typu. Konfederacja stara się podkreślać zdrowy rozsądek. Mówimy pomaganie tak, ale nadmierne przywileje nie. Wykorzystajmy tą okazję do polepszenia stosunków między naszymi narodami, jednak przesada może przynieść odwrotny skutek.

Piotr Motyka: Jak, w obliczu tego konfliktu zbrojnego, powinny być kształtowane relacje między Polską a Ukrainą?

Krzysztof Tuduj: Obserwujemy historyczne zbliżenie między naszymi krajami. Polskie wsparcie czyni z nas lidera pomocy w aspekcie politycznym, gospodarczym i militarnym. Niewątpliwie otwiera się okno historycznych możliwości. Potencjalna ściślejsza współpraca polityczno – gospodarcza może przynieść obu stronom wiele korzyści. Jednak przestrzegam przed huraoptymizmem. Wojna się nie skończyła. Jej przebieg jest zaskakujący. Warianty jej zakończenia mogą być różne. W czarnym scenariuszu, oby się nie ziścił, będziemy mieć pokonaną Ukrainę z rosyjskim okupantem i rosyjskie czołgi na południowo-wschodniej granicy. Być może wśród nich, również te, które “przekazaliśmy” Ukraińcom. Wtedy pozostanie modlitwa, by NATO okazało się poważniejszym sojuszem niż te, które zawiodły w 1939 roku. Prawo i Sprawiedliwość nie wykorzystuje szansy na wzmocnienie polskiej obronności. Inwestowanie własnego ciężkiego sprzętu wojskowego, aby nie musiał być wykorzystywany w Polsce to myślenie życzeniowe. Ukraina sama nie pokona Rosji, a państw chętnych do otwartego włączenia się w wojnę nie ma. Trudno nie wspomnieć również o polityce historycznej Ukrainy. Oczywiście najważniejszym aspektem są obecne wydarzenia i wyzwania, ale jeśli mamy mieć dobrosąsiedzkie stosunki, to po wojnie ukraińska klasa polityczna powinna unieść problemy przeszłości. Ukraińcy mają już nowych bohaterów. Ostatnim aspektem wartym podniesienia są ukraińskie dzieci, które korzystają ze schronienia w Polsce. Ich dobre wspomnienia będą w przyszłości mocno rzutować na nasze relacje. Taka dalekowzroczna polityka nakazuje refleksję, czy nie marnujemy tej dodatkowej szansy.

Piotr Motyka: Jak Pan ocenia wsparcie militarne ze strony Polski dla Ukrainy i sposób jego działania w praktyce, co oznacza to dla bezpieczeństwa Polski?

Krzysztof Tuduj: Ja rozróżniam środki bardziej defensywne od ofensywnych. Defensywne to hełmy, kamizelki kuloodporne czy ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze typu Piorun. Te wyraźnie utrudniają życie najeźdźcy i chronią obrońców. Nie krytykuję tego rodzaju pomocy skoro nas stać. Natomiast powątpiewam w słuszność przekazywania ciężkiego sprzętu, broni o charakterze bardziej ofensywnym. Oczywiście mowa o czołgach T-72, których oddaliśmy ponad dwie setki, o co dopytujemy MON w interpelacji. To jest wyraźne obniżanie własnego potencjału obronnego. Może się to zemścić. Poza tym nie mamy gwarancji jak i gdzie ten sprzęt będzie w przyszłości wykorzystany. Jeśli już, to tak duże przesunięcia powinny być wpisywane w szerszy kontekst polityczny. Dlatego istotne jest czy to darowizna czy sprzedaż, czy może transakcja wiązana. Czy Polska dyplomacja zadbała o to, aby nasza szlachetność przyniosła również możliwe korzyści dla Polaków w przyszłości? Czy wyjdziemy na tym jak Zabłocki na mydle, bo przyszłe kontrakty na Ukrainie wezmą kraje Europy zachodniej, potrafiące bez wstydu wykorzystywać nadarzające się okazje. 

Piotr Motyka: Na czym polega kurs szkoleń “Narodowy lider”?

Krzysztof Tuduj: Narodowy Lider to moje autorskie szkolenie dla kadr narodowego filaru Konfederacji, realizowane od 4 lat. Zawiera elementy osobistej motywacji, ideowych fundamentów oraz pracy w grupach i programowania działań struktur lokalnych. Wszystko w wypraktykowanych proporcjach. 

Piotr Motyka: Serdecznie dziękuję za ciekawy wywiad, Bóg zapłać!

/ fot. @Twitter

  • Od kilku lat trwa spór ws. kontrowersyjnej budowy zamku w Stobnicy umieszczonego na obszarze Natura 2000.
  • Początkowo prokuratura pod koniec 2020 r. skierowała akt oskarżenia przeciwko siedmiu osobom.
  • W czasie procesu zmarła jedna z oskarżonych osób i automatycznie doszło do umorzenia postępowania.
  • Natomiast w poniedziałek sąd rejonowy w Obornikach umorzył postępowanie trzem innym osobom, Pawłowi N., Dymitrowi N. oraz Waldemarowi S.
  • Niewykluczone, że kolejnym osobom z listy oskarżonych również zostanie umorzone postępowanie karne.
  • Bowiem Iwona P., Marek J. oraz Bernadeta G. złożyli wnioski o umorzenie, które będą rozpatrywane na kolejnym posiedzeniu.
  • Zobacz także: Ukraińcy odparli rosyjskie okręty. Utrzymuje się groźba desantu taktycznego

Budowa tzw. zamku w Stobnicy to inwestycja poznańskiej spółki D.J.T., która jest prowadzona na obszarze Natura 2000. Powstający na skraju tzw. Puszczy Noteckiej obiekt wielorodzinny ma liczyć 14 nadziemnych kondygnacji i mieć kilkudziesięciometrową wieżę. W sierpniu 2018 r. minister środowiska polecił Generalnemu Dyrektorowi Ochrony Środowiska wszczęcie pilnej kontroli procesu wydania decyzji dotyczących budowy. W tej sprawie zawiadomiono również prokuraturę.

Pod koniec 2020 roku prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko osobom, których działania mają związek z realizacją nielegalnej inwestycji polegającej na prowadzeniu budowy obiektu mieszkalnego i gospodarczego na obszarze chronionym Natura 2000 Puszcza Notecka. 

Na początku aktem oskarżenia objęto siedem osób, jednakże prokurator umorzył postępowanie w zakresie stawianych zarzutów przeciwko osobie zmarłej w między czasie, dlatego ostatecznie oskarżono sześć osób.

Wśród oskarżonych byli reprezentujący spółkę prowadzącą inwestycję Paweł N. i Dymitr N. Dymitra N. oskarżono o realizowanie wbrew zakazowi inwestycji budowlanej na Obszarze Specjalnej Ochrony Ptaków w ramach sieci Natura 2000. Prokurator oskarżył Pawła N. o popełnienie dwóch przestępstw, tj. użycia poświadczającego nieprawdę dokumentu, wykazując nierzetelne dane dotyczące powierzchni planowanej do przekształcenia w związku z realizacją przedsięwzięcia budowlanego poprzez zaniżenie wielkości powierzchni terenu oraz złożenia fałszywego oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością

– wytłumaczył rzecznik prokuratury okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak.

Paweł N. został także oskarżony o prowadzenie działalności zagrażającej środowisku. Następnie według prokuratury, Waldemar S. jako architekt i główny projektant, działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, poświadczył nieprawdę w dokumencie poprzez podanie nierzetelnych danych dotyczących wielkości powierzchni planowanej do przekształcenia i udzielił w ten sposób pomocy Pawłowi N. do popełnienia zarzucanego mu przestępstwa.

Kolejne wnioski oskarżonych o umorzenie

Dziś w Sądzie Rejonowym w Obornikach odbyło się posiedzenie w tej sprawie. Decyzją sądu postępowanie karne wobec Pawła N., Dymitra N., oraz Waldemara S. zostało umorzone.

Wnioski o umorzenie postępowania złożyli także pozostali oskarżeni w tej sprawie: Iwona P. – która pełniła funkcję inspektora nadzoru budowlanego w Obornikach, a także Marek J. i Bernadeta G. – pracownicy Wydziału Architektury i Budownictwa w Starostwie Powiatowym w Obornikach.

Z uwagi jednak na to, że te wnioski zostały przez nich złożone dopiero w trakcie poniedziałkowego posiedzenia, dlatego sąd wyłączył wnioski z dzisiejszego posiedzenia. Będą one rozpatrywane w trakcie odrębnego posiedzenia. 

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

rmf24.pl

Fabryki w Polsce - PGNiG

PGNiG / Fot. https://www.youtube.com/watch?v=nvVt8F0wilY

  • Ponad 700 mln złotych przeznaczy Polskie Górnictwo Naftowe i Górnictwo na kopalnie ropy naftowej i gazu w Lubiatowie i w Dębnie.
  • W obu zakładach obecnie wydobywa się 480 ton ropy rocznie, co stanowi 75% polskie produkcji tego surowca przez PGNiG.
  • Państwowy koncern podkreślił, że inwestycja ma na celu ustabilizowanie wydobycia w tych kopalniach.
  • Niestety w grę nie wchodzi zwiększenie wydobycia przez złe ukształtowanie geologiczne.
  • Zobacz także: Musk walczy z pracą zdalną. “Jeśli się nie pojawisz, przyjmiemy, że zrezygnowałeś”

Pieniądze zostaną przeznaczone na rozbudowę instalacji wydobywczych w dwóch największych kopalniach ropy naftowej i gazu ziemnego w Polsce tj. w Lubiatowie i w Dębnie. W komunikacie przypomniano, że w obu zakładach wydobywa się zarówno ropę jak i gaz, przy czym to ropa jest głównym produktem.

Łącznie w obu kopalniach wydobywa się przeszło 480 tys. ton tego surowca rocznie, co stanowi aż 75 proc. całej krajowej produkcji ropy przez PGNiG

– wskazało Polskie Górnictwo Naftowe i Górnictwo.

Szeroki program inwestycyjny

W ciągu najbliższych czterech lat spółka zamierza przeprowadzić w Lubiatowie i Dębnie szeroki program inwestycyjny o wartości ok. 700 mln złotych. Celem jest optymalizacja pracy obu kopalni

– przekazano w komunikacie firmy.

Jak podkreślił PGNiG proces ten odbędzie się w oparciu o wyniki analiz zrealizowanych przy pomocy nowoczesnych cyfrowych narzędzi, które PGNiG rozwija w ramach projektu Smart Field.

Inwestycje w Kopalni Ropy Naftowej i Gazu Ziemnego Dębno będą polegały m.in. na rozbudowie instalacji technologicznej i modernizacji Ośrodka Centralnego oraz budowie generatora energii elektrycznej.

Umożliwi to podłączenie do eksploatacji trzech odwiertów ze złoża gazu ziemnego Różańsko, z którego PGNiG będzie wydobywać ok. 80 mln m sześc. gazu rocznie w przeliczeniu na gaz wysokometanowy

– wyjaśniono.

Czytaj więcej: Wielka Brytania przekaże ukraińskiej armii systemy rakietowe

Kopalniom wydłużono żywotność

Wstępnie w Dębnie tamtejsza kopalnia będzie wydobywać o 10% więcej ropy niż do tej pory. W tym celu zaplanowano postawić pięć nowych odwiertów eksploatacyjnych na złożu Barnówko-Mostno-Buszewo. To pozwolić wydobywać dodatkowe 440 tys. ropy naftowej.

Projekt inwestycji w KRNiGZ Lubiatów przewiduje podłączenie nowych odwiertów eksploatacyjnych oraz instalację kompresorów do zatłaczania gazu w celu stymulacji produkcji ropy. PGNiG przewiduje, że w konsekwencji wydobycie gazu ziemnego zwiększy się 100 mln m. sześciennych rocznie w przeliczeniu na gaz wysokometanowy, a więc podwojenie obecnej produkcji tego paliwa.

Niestety uwarunkowania geologiczne w Lubiatowie uniemożliwiają zwiększenie wydobycia ropy naftowej. Jak zaznaczył jednak PGNiG inwestycje będą miały na celu ustabilizowanie wydobycia ropy. Bez tego poziom produkcji tego surowca spadłby w kolejnych latach o ok. 8% rocznie.

PGNIG poinformował, że planowane w Lubiatowie i Dębnie pracy wydłużą okres funkcjonowania kopalni o 15-20 lat.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

tvp.info

Chińska szkoła

Chińska szkoła / Fot. Unsplash/Jerry Wang

  • Centrum Ochrony Dziecka i Rada Szkół Katolickich utworzyły specjalny dokument ws. prewencji wykorzystania seksualnego.
  • List rozesłano do wszystkich szkół katolickich w Polsce.
  • Jeden ze współautorów oj. Wojciech Bojanowski SJ podkreślił, że należy budować jasne granice z uczniami.
  • Zachowania ryzykowne i demoralizujące wśród nauczycieli powinny być całkowicie zwalczone.
  • Duchowny wskazał, że należy chronić dzieci nie tylko przed dorosłymi, ale również przez rówieśników.
  • Zobacz także: Franciszek spotkał się z nuncjuszem apostolskim w Rosji. “Żywność nie może być bronią wojenną”

W ramach projektu “Budowanie systemu prewencji wykorzystania seksualnego w szkołach katolickich” finansowanego przez Fundację Świętego Józefa KEP powstała publikacja pt. “Profilaktyka przemocy seksualnej wobec uczniów w szkole katolickiej”. Przygotowany przez Centrum Ochrony Dziecka i Radę Szkół Katolickich dokument trafił już do dyrektorów szkół katolickich.

Budowanie bezpiecznego środowiska dla dzieci i młodzieży jest naszym wspólnym zadaniem w Kościele, które wymaga dzisiaj stosowania profesjonalnych metod działania

– czytamy w liście Konferencji Episkopatu Polski do dyrektorów placówek szkolnych.

“Budowanie i wytyczanie jasne granice w pracy z uczniami”

Współautorem publikacji jest m.in. jezuita o. Wojciech Bojanowski SJ. W rozmowie z portalem Siódma9 duchowny podkreślił, że ideą projektu jest budować i wytyczać jasne granice w pracy z uczniami.

Potrzebne są jasne zasady dot. tego, co może, a czego nie może robić nauczyciel

– zwrócił uwagę o. Wojciech Bojanowski.

Jednym z elementów publikacji jest Kodeks Bezpiecznych Zachowań.

Wskazane są też zachowania ryzykowne i demoralizujące, które powinny być całkowicie zakazane w relacjach z uczniami

– podkreślił jezuita.

Znając wspomniane zasady, widząc zachowanie innych dorosłych w środowisku szkolnym, od razu mogę zainterweniować w momencie przekroczenia przez nich pewnych granic

– wyjaśnił duchowny.

Jak zauważył o. Bojanowski, w przypadku szkół to nie jest tylko ochrona dzieci przed dorosłymi, ale także przed przemocą rówieśniczą.

W szkole może też dochodzić do ujawnienia krzywdy, która dzieje się w innym środowisku, dlatego musimy budować świadomość wśród uczniów. Musimy wiedzieć, jak rozmawiać z uczniami

– podkreślił.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

dorzeczy.pl