Krzysztof Bosak nakreślił jak wyglądała sytuacja z zastraszeniem Julity Olszewskiej. Podkreślił, że widać, że protesty rolnicze w całym kraju to coś co rządowi przeszkadza:
– Największe protesty rolnicze od niepamiętnych czasów. W ponad 200 miejscach w kraju. W Poznaniu 2 tys. ciągników zablokowało miasto. I okazuje się, że rządowi to przeszkadza! Pani Julita 10 dni temu opublikowała film wzywający rolników do protestu. Wzywający ludzi z miast, ludzi z branży przewozowej do wsparcia rolników. I kilka godzin po publikacji filmu, w którym także skrytykowała wiceministra Kołodziejczaka, przyszło do pani Julity, do jej gospodarstwa w którym mieszka z rodziną, dwóch nieznanych jej mężczyzn sugerując, że ma film z Internetu zdjąć. I sugerując, że powinna to zrobić.
Dodał też, że pani Julita ten film skasowała pod presją tych mężczyzn. Chociaż już w dniu protestów zamieściła go ponownie w mediach społecznościowych.
Julita Olszewska nieco sprostowała wypowiedź Krzysztofa Bosaka:
– Chciałabym powiedzieć od siebie, że nie wyobrażałam sobie, że w XXI wieku wrzucenie swojej myśli do Internetu – mam konto na TiK Toku i tam od jakiegoś czasu się udzielam – żeby to wywołało takie wydarzenia, taki ciąg dalszych wydarzeń, że ktoś nie sugeruje, ale nakazuje mi usunąć to i nigdy więcej nie wypowiadać się źle o człowieku, który pełni rolę w państwie, który zajmuje stanowisko.
Wspominając całe zajście z dwoma nieznanymi sobie mężczyznami powiedziała:
– Byłam w takim szoku, że ktoś śmiał przyjechać na moje własne podwórko i mi coś nakazywać. Że ja coś źle zrobiłam, że ja nie znam się, że ja nie mam prawa o kimś mówić.
O całej sprawie rozmawiała również z samym wiceministrem rolnictwa Michałem Kołodziejczakiem:
– Pan Kołodziejczak zna całą historię. Rozmawialiśmy dwa razy przez telefon. Jeżeli on teraz mówi, że sprawa jest zamknięta no to bardzo dobrze z jego strony, że ona jest jak najbardziej zamknięta. Z mojej strony jeszcze nie.
Krzysztof Bosak dodał jeszcze:
– Ta sytuacja wymaga wyjaśnienia. Oczekujemy od służb państwowych, że na podstawie billingów ustalą kto niepokoił panią Julitę. Nie może być tak, że ktoś kto bierze udział w protestach, kto skrytykuje rząd, jest odwiedzany przez mężczyzn, którzy najwyraźniej po obejrzeniu filmu na Tik Toku wiedzieli gdzie pani Julita mieszka. Przyjechali 3 godziny później do jej domu. Przy czym, to trzeba podkreślić, pani Julita tych mężczyzn nie zna. To nie są mężczyźni z którymi by współpracowała w branży rolnej czy znała z protestów. Ci mężczyźni skądś wiedzieli gdzie pani Julita mieszka, więc pytanie czy ktoś inwigiluje rolników i monitoruje jak wygląda krytyka rządu? Takich sytuacji nie chcemy. To przypomina jakieś dyktatury. (…)