Kpiny z katolicyzmu albo konserwatywne rycie bani – nowy klubowy kawałek ADU o JPII [OPINIA]

Dodano   2
  LoadingDodaj do ulubionych!
ADU Ada Karczmarczyk

ADU Ada Karczmarczyk / ADU Ada Karczmarczyk

Na YouTube od kilku dni można obejrzeć (zamieszczoną w październiku 2021) szokującą ze względu na formę piosenkę w wykonaniu Ady Karczmarczyk, w której ta atrakcyjna 36-letnia artystka (tworząca wideo sztukę nowoczesną) apeluje do odbiorców o zainteresowanie nauczaniem papieża Jana Pawła II. Kilka lat temu w swoich artykułach oskarżałem artystkę o to, że jej utwory są parodią i kpina z katolicyzmu. Artystka moje oskarżenia odrzucała, twierdząc, że na poważnie promuje w popkulturowej formie wartości konserwatywne (ryjąc czachy odbiorcom).

ADU – JP2 in da house

W swojej najnowszej piosence „ADU: JP2 in da house” artystka stwierdza, że

„Jednych łączą internety

a innych jego portrety

jego myśli

jego słowa

jego pełna wiary głowa

nie zamykaj go w kremówce

nie zamykaj go w krzyżówce

nie zamykaj go w pomnikach

lecz go szukaj w encyklikach

[…]

jednych łączą social media

a innych jego energia

jego przekaz jego życie

jego serca dla nas bicie

nie zamykaj go w przeszłości

nie zamykaj go w swej złości

nie zamykaj go w papieżu

lecz go szukaj w duszpasterzu

[…]

a że człowiek nie jest ideałem

i on tez popełnił błędów parę

dbajmy by kolejny papież Polak

nie popełnił już ich wcale”

Ada ”Adu” Karczmarczyk

Na stronie artystki można przeczytać, że Ada ”Adu” Karczmarczyk to warszawska „artystka multimedialna, performerka, blogerka, kompozytorka i piosenkarka. W swojej twórczości stara się łączyć trzy niespajalne, walczące ze sobą światy: popkultury, sztuki i duchowości. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu na wydziale Komunikacji Multimedialnej (Intermedia)”. W swych wypowiedziach i naprawdę długich artykułach deklaruje, że jej twórczość to forma ewangelizacji.

„ADU — Na Tinderze w dobrej wierze”

W teledysku z czerwca 2021 „ADU — Na Tinderze w dobrej wierze” atrakcyjna artystka zalotnie wijąc się na łóżku, śpiewa, że odmawia pacierze, różańce, i wylewa łzy za atrakcyjnych mężczyzn na Tinderze szukających przygodnego seksu. Artystka apeluje też do kobiet, by nie żyły złudzeniami, że wchodząc w takie związki znajdą miłość, oraz by odrzucały takie przygodne relacje.

„ADU feat MATEJKO — Nie strzelam do zdrajców oczami”

W bondowskiej piosence z 2020 roku „ADU feat MATEJKO — Nie strzelam do zdrajców oczami” artystka śpiewała o tym, że nie będzie zalotnie strzelać oczami do zdrajców ojczyzny, którzy w zagranicznych mediach szkalują Polskę, bo nie chce ojczyzny swej ranić.

ADU feat MATEJKO — Nie strzelam do zdrajców oczami

ADU Ada Karczmarczyk — niUNIA EUROPEJSKA

Niezwykle aktualna jest pochodząca sprzed dwu lat piosenka artystki „ADU Ada Karczmarczyk — niUNIA EUROPEJSKA”, w której artystka, śpiewając o Unii Europejskiej, stwierdza, że „czas ujarzmić jej zachcianki, wytresować jej humory, poprzeczkę podwyższyć rybą” (czyli chrześcijaństwem).

ADU Ada Karczmarczyk — niUNIA EUROPEJSKA (co charakterystyczne akurat ten film nie chce się zakorzenić na stronie)

https://www.youtube.com/watch?v=itrYkDzdAkw&t=106s

„ADU Ada Karczmarczyk — Na Święta chcę Ciebie (Wędrowcu w potrzebie)”

Świetna jest (pochodząca sprzed roku) bożonarodzeniowe piosenka „ADU Ada Karczmarczyk — Na Święta chcę Ciebie (Wędrowcu w potrzebie)” będąca gloryfikacją naszej tożsamości kulturowej.

ADU Ada Karczmarczyk — Na Święta chcę Ciebie (Wędrowcu w potrzebie)

„ADU Ada Karczmarczyk – RODZINA TO…”

Bardzo pro rodziny jest utwór „ADU Ada Karczmarczyk – RODZINA TO…”

ADU Ada Karczmarczyk – RODZINA TO…

W swoich artykułach zarzucałem artystce dokonywanie profanacji i antykatolickie kpiny

W artykule z 2015 roku stwierdziłem, że w swych pracach, na wystawianych w Zachęcie na wystawie „»Spojrzenia 2015«, Ada Karczmarczyk szydziła z katolicyzmu. W swoim artykule pisałem, że „by rozśmieszyć antyklerykałów i otumanić katolików Ada Karczmarczyk jest przedstawiana przez galerie jako katoliczka mająca misję ewangelizacyjną”.

W 2015 roku na stronie internetowej galerii Zachęta i na informacji wiszącej przed salą ekspozycyjną galerii można było przeczytać, że „Ada Karczmarczyk traktuje swoją sztukę jak utrzymaną w awangardowej konwencji misję ewangelizacyjną. Jako ADU – katolicka supergwiazda muzyki pop – komponuje, nagrywa i publikuje na swoim wideoblogu piosenki oraz teledyski będące jej propozycją nowej sztuki sakralnej. Swoją afirmatywną postawą stara się prowokować do refleksji o charakterze duchowym. Prezentowany na wystawie projekt podejmuje temat kobiecej natury kościoła. Odwołując się do cytatów z Biblii porównujących Chrystusa do Oblubieńca, a Kościół do Oblubienicy, artystka kreuje wizerunki Kościołów katolickiego, protestanckiego i prawosławnego, akcentując różnice między nimi. Oblubienice to projekt rozszerzający jej misję ewangelizacyjną o kontekst ekumeniczny”.

W artykule z 2015 roku pisałem, że „instalacja Ady Karczmarczyk na wystawie w Zachęcie to osobne pomieszczenie za dwoma kotarami. Czerwony pokój, w którym wyświetlany jest bluźnierczy wideoklip z piosenką artystki, w której artystka śpiewa po angielsku piosenkę będącą parodią tekstu z ewangelii o relacji Jezusa i kościoła. W czerwonym pokoju są też umieszczone teksty z Ewangelii i rozważania artystki o tym, jakim typem kobiecości jest katolicyzm, protestantyzm i prawosławie. Profanacja sacrum przesiąknięta jest gender klimatami erotyzmu”.

Charakter twórczości

W swoim artykule oskarżyłem artystkę o „antykatolicki, satyryczny, charakter twórczości” opisując takie jej piosenki zamieszczone na You Tube jak „Układ taneczny do utworu Bit z Serca Jezusa”, „Embriony na trony” (który oceniłem jako kpiny z przeciwników aborcji), „Idź do światła i nie pierdol”, „Msza święta”, „Co ty wiesz o Maryi”. „Jaraj się Marią”.

W swoim artykule napisałem, że „Ada Karczmarczyk twierdzi, że jej sztuka łącząca elementy katolickie z pop kulturowymi jest wyrazem jej zaangażowania religijnego. „Artystka” uważa, że jej twórczość jest formą ewangelizacji. […] trudno uwierzyć w deklaracje artystki. Może ona oczywiście wkręcać egzaltowanych posoborowych charyzmatyków. Dla katolika zakorzenionego w tradycji jej twórczość jest demoniczną parodią, szyderstwem, którego celem jest dokonanie profanacji sacrum. Nie można wykluczyć, że sama artystka wierzy w swoje deklaracje, a jej głupia naiwność wykorzystywana jest przez antykatolickie środowiska promujące jej bluźnierczą twórczość. Choć równie dobrze cynicznie dla kasy plugawi sacrum – karierę i kasę dziś nie zapewnia talent i pracowitość tylko nienawiść do katolicyzmu i Polski”. W kolejnym swoim artykule o artystce skrytykowałem czasopismo „Fronda Lux” za przedstawianie Ady Karczmarczyk jako artystki nawróconej.

Nie mam racji?

W opublikowanym na łamach magazynu „Szum” artykule „Druga Wielka Odpowiedź Dziennikarzom i Krytykom” Ada Karczmarczyk odpowiedziała „autorom wypowiadającym się na temat mojej twórczości, […] I tutaj oczywiście, jako jednego z adresatów nie zabraknie stałego komentatora mojej twórczości z „ostrzejszej” prawej strony, czyli Jana Bodakowskiego […]. Tym razem redaktor postanowił […] wcisnąć mnie w szeregi osób tworzących sztukę pełną „patologii” i „syjonistycznej propagandy” zarazem. Zdecydował się także odprawić gusła w postaci palenia „marzann”, wśród których znalazła się najpewniej i ta, która symbolizowała moją twórczość”.

W swym artykule artystka stwierdziła, że „z prawej strony ciągnie do mnie Jana Bodakowskiego”. Odpowiadając znanym osobom krytykującym jej twórczość (głównie z lewicy oburzonej jej piosenką „ADU — Lecimy ze Smoleńska z powrotem”, która ja w ogóle nie zauważyłem) odniosła się do mojego artykułu „Skandal w Zachęcie: facet z gołą du..ą ”. Ada Karczmarczyk w swoim tekście napisała, że „po paru latach milczenia redaktora Jana Bodakowskiego [na temat artystki] […] odkryłam, że moja twórczość znalazła się na stworzonej przez niego liście »patologii« sztuki nowoczesnej, które wyliczanych m.in. na stronie »Salon24«. Mimo mojej ostatniej odpowiedzi, opublikowanej we „Frondzie Lux” w 2016 roku, dziennikarz nie zaprzestał ataków na pracę Church is a Girl, prezentowaną wówczas w Zachęcie. W marcu 2021 roku wystosował względem niej określenie „Profanacja sacrum przesiąknięta była gender klimatami erotyzmu”. Co więcej, aby odgonić moje i inne przejawy „patologii sztuki nowoczesnej” pan Bodakowski zaaranżował razem z kolegami specjalny performans – palenie własnoręcznie stworzonych „marzann” w tegoroczne święto wiosny. Zastanawiam się, którą spośród tych marzanną byłam, lub w której mieściły się moje rzekome „patologie”, które przepędzali aktywiści? Czy może wyrażała mnie kukła z dziobem w masońskiej masce, stworzona przez Bartłomieja Kurzeję? A może raczej byłam tą, którą Bodakowski narysował kolorowymi flamastrami na kartce papieru? Jednak z uwagi na częste odwoływanie się dziennikarza do „bluźnierczej” Church is a girl, w której noszę wizerunki świątyń w formie masek, najpewniej była to kukły z „masońskim” dziobem. Druga propozycja wyglądała jednak na zbyt przy tuszy, co raczej byłoby słabym odwzorowaniem mojej skromnej postury. Widzę jednak u redaktora Bodakowskiego zwrot w stronę słowiańskich rytuałów przesiąkniętych pogańskimi i magicznymi znaczeniami – właśnie takimi jak palenie marzanny. Czyżby chrześcijaństwo nie było już główną religią wyznawaną przez jej dziennikarskiego obrońcę”.

W dalszej części artykułu artystka stwierdza, że „istotny jest tu także fakt, że jestem oskarżana przez niego w tekście ”Skandal w Zachęcie: facet z gołą du..ą”, że moje prace pokazywane w Zachęcie były »obsceniczne, szydzące z katolicyzmu oraz zawierające syjonistyczną propagandę«. Tutaj muszę przyznać, że jestem pełna konsternacji. Nie mam pojęcia, w którym miejscu można by doszukiwać się w tej pracy takiej propagandy… help! W takiej sytuacji znów kusi mnie zaproponowany parę lat temu na łamach „Frondy Lux” wspólny z Bodakowskim spacer po muzeach i galeriach. Wówczas może mogłabym się dowiedzieć, co kryje się za określeniem „propaganda syjonistyczna” w moich pracach. Póki co, wiem tylko tyle, że mieszczę się w kategorii „brzydoty”. A nie, przepraszam, „żydoty” – biorąc sobie do serca tytuł akcji palenia marzann, zatytułowanej przez redaktora niezwykle subtelnie Stop bżydocie!. Jak widać, mimo upływających lat, u Bodakowskiego toporny styl pisania i widzenia rzeczywistości są w niezmiennej formie. Co trzeba przyznać, Bodakowskiemu oraz innym skrajnie prawicowym dziennikarzom daleko jednak do atakowania mnie w białych rękawiczkach. W tym natomiast specjalizują się publicyści lewicowi bądź liberalni”.

Komentując opinie artystki na mój temat, muszę stwierdzić, że jestem niezwykle zainteresowany wspólnym spacerowaniem z nią po galeriach (po pierwsze z racji, że jest atrakcyjną kobietą, a po drugie, że można byłoby wspólnie nakręcić jakiś materiał o sztuce nowoczesnej, i o jej twórczości). Mam sobie za złe, że nie czytam „Frondy Lux”, i nic nie wiedziałem o jej odpowiedzi na moje zarzuty i jej propozycji. Co zaś się tyczy happeningu zorganizowanego przez kolegę artystę plastyka Kurzeję (którego spotykam raz na parę lat, by przez kilka minut porozmawiać na ulicy), to naszym zaniedbaniem było to, że nie miał ów happening nic wspólnego z artystką. Jestem przytłoczony nawałem pracy, pracuje niezwykle intensywnie (co niestety nie wiąże się z zyskami, dzięki czemu mogę wegetować), i brak mi czasu, by śledzić aktywność artystki (i dziesiątek tysięcy tematów, które wzbudziły moją ciekawość). O braku czasu na percepcje wszystkich komunikatów nie świadczy to, że dopiero z jej artykułu dowiedziałem się, że czasopismo „Presje”, do którego pisywała, jest konserwatywne.

Muszę też zwrócić uwagę artystce, że zapewne w emocjach niedokładnie przeczytała mój tekst. Sformułowanie „obsceniczne, szydzące z katolicyzmu oraz zawierające syjonistyczną propagandę” dotyczyło zupełnie innej wystawy (na „wystawie dwójki żydowskich artystów współczesnych „Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks” znalazły się eksponaty szydzące z katolicyzmu i zawierające syjonistyczną propagandę), a nie twórczości.

Moja krytyka

Z moją oceną artystki (pochodzącą z artykułu z 2015 roku) Ada Kramarczyk nie zgodziła już wcześniej na łamach (co dziś po 5 latach odkryłem, przeglądając jej stronę) na łamach czasopisma „Fronda Lux” z 2016 roku a artykule „Nie dam się wypatroszyć z głębi! WIELKA ODPOWIEDŹ KRYTYKOM SZTUKI”.

Opisując mój artykuł na temat swej twórczości, artystka stwierdziła, że „byłam nawet w samym Mordorze […], gdzie orkowie, którzy nienawidzą sztuki nowoczesnej, porykują dziko, zniekształcając intencje artystów, aby ich politycznie poobgryzać”.

W swoim artykule artystka skomentowała (o czym przez 5 lat po publikacji nie miałem pojęcia, bo gdybym miał, to bym się bezwstydnie chwalił) moje artykuły: „Zachęta znowu profanuje sacrum” (21.10.2015), „Fronda Lux przedstawia jako katoliczkę artystkę profanującą sacrum” (15.12.2015), „TVP Kultura zatrudniła autorkę bluźnierczych filmików …” (4.03.2016).

Zdaniem artystki „z uwagi na dosyć duży wkład w zainteresowanie się moją sylwetką artystyczną i może nie do końca udane, ale bardzo intensywne i żarliwe pochylenie się nad moją twórczością w ostatnim czasie, chciałabym się odnieść do refleksji pana Jana Bodakowskiego na temat mojej sztuki. Muszę przyznać, że bardzo trudna jest polemika z tymi tekstami, gdyż wyczuwa się w nich autora, który ma jedną wizję świata, którą chce sobie udowadniać zniekształcaniem i wykrzywianiem cudzych intencji. Nie jest mi dane wiedzieć, co spowodowało, że autor wytworzył tak mocny mur wokół swego serca, otoczył swoją głowę żelazną powłoką, budując w środku świat pełen ciernistych myśli. Wyczuwa się w tekstach pana Bodakowskiego długoletnią izolację od świata pełnego kwiatów i miłości niczym u bestii, która za wszelką cenę chcę ukryć swoją wrażliwą naturę lub niespełnionego artysty, który podczas pierwszych prób twórczych został brutalnie przemieniony w ropuchę. Trudne jest podejście do tak zdziczałego wilkołaka wypisującego na mój temat krwiożercze […] i ochronienie się przed ziejącym w moim kierunku ogniem. Wyczuwam jednak gdzieś w środku wołanie o pomoc, o uwolnienie z tej pętającej wrażliwą duszę powłoki skrajnie prawicowej bestii wytresowanej przez jakichś nieoswojonych z kulturą i sztuką orków z Mordoru”.

Zdaniem artystki artykuły moje [Jana Bodakowskiego] na temat jej twórczości „mimo dużego wkładu pracy i czasu nie są oparte ani na porządnej wiedzy teologicznej, jak i tej z zakresu historii sztuki, ani na jakiejkolwiek chęci poszukiwania, czym sztuka nowoczesna jest, aby odkryć, że nie zawsze musi być szyderstwem, którym autor określa moją twórczość. Pan Bodakowski nie sprawdził w innych źródłach moich wypowiedzi, które mówiłyby o moich intencjach, które tak ważne są do interpretacji dzieła, o czym przypomina ks. Tadeusz Dzidek: Z punktu teologicznej analizy dzieła sztuki cenne są te informacje, które odsłaniają religijność artysty, jego postawę wiary (ks. Tadeusz Dzidek, s. 38). Najprawdopodobniej tak nietrafna interpretacja moich prac bierze się z uprzedzenia do sztuki, instytucji i środowiska artystów wynikającego z widzenia sztuki przez pryzmat skandali, które często również były wykorzystywane w celach politycznych. Mam wrażenie, że autor tekstu czuje wielki sentyment do ognistych czasów wielkich skandali religijnych, żyje nadal tamtą epoką i na siłę stara się działać w jej duchu, nie zdając sobie sprawy, że wiele się zmieniło i że w świecie sztuki istnieją różni artyści, również tacy, którzy chcą afirmować religię jak ja. Cytuję fragment Funkcji sztuki w teologii, w którym ks. Tadeusz Dzidek przypomina o tym, jak ważne jest przy analizie dzieła rozeznanie w dziejącym się świecie sztuki: Dla wydobycia intencji utworu ważne jest także uchwycenie jego relacji z tradycją artystyczną, istniejącym „światem” sztuki (ks. Tadeusz Dzidek, s. 41)”.

Artystka w swoim artykule stwierdza, że „trochę jest mi smutno i przykro, że w moich filmach zniesmacza autora to, że w stroju aniołka wykonuję bokserskie ciosy, które nie są skierowane w kierunku Serca Jezusowego, tylko wykonywane na jego tle mają podkreślić dążenie do walecznej anielskości, takiej, która podejmuje wyzwanie walki z mrokiem. Przykro mi, że obraża go piosenka, w której sugeruję podążanie za Jezusem, które przedstawiłam w postaci obrazka z Jezusem Miłosiernym na sznurku, który pokazany w ruchu inspiruje nas do podążania za nim. Trochę smutno mi również, że utwór Embriony na trony został odebrany jako satyra, bo w swoim założeniu miał pokazać, jak embrion zwycięża nad trupią czaszką, czego autor też już nie przyuważył”.

W opinii artystki „zabrakło tutaj ze strony autora [Jana Bodakowskiego] chęci zagłębienia się w moją twórczość, chęci poznania, bez którego jakakolwiek analiza dzieła jest niemożliwa, o czym pisze również ks. Tadeusz Dzidek w Funkcjach Sztuki w teologii”.

Artystka w swoim artykule opisują krytyczną ocenę jej twórczości z mojej [Jana Bodakowskiego] strony stwierdziła, że „mimo tych wszystkich przykrych słów, które autor napisał w moim kierunku, nie czuję żalu ani nienawiści, gdyż rozumiem, że nie każdy miał w życiu możliwości, żeby się na sztukę otworzyć. Dostrzegam jednak olbrzymią chęć przebywania ze sztuką nowoczesną, chłonięcia jej i opisywania. Potencjał ten odczytuję po bardzo dużej chęci zagłębiania się w moją sztukę i analizowania dosadnie wielu jej szczegółów. Wkład pracy, niesamowita energetyczność i liczba tekstów autora powodują, że moja sztuka nabiera ożywczych rumieńców. Być może wynika to z tego, że przez innych krytyków jestem traktowana raczej jednorazowo, ale u pana Bodakowskiego widzę pewnego rodzaju stabilność i nieustanną chęć powrotów do mojej sylwetki artystycznej. Ta konsekwencja nawet w opacznym odczytywaniu mojej twórczości świadczy o pewnym typie heroizmu, poświęcenia się dla mojej sztuki, aby głosić o niej wszystkim. Spisanie ze słuchu wszystkich piosenek, które pojawiły się w pierwszym tekście, które niestety musiałam sprostować, świadczą o wielkiej kreatywności i chęci tworzenia. Być może jest to znak, żeby pan Bodakowski zaczął pisać teksty własnych piosenek, liryki czy tomiki poetyckie i zaczął dzielić się nimi na portalach internetowych. Wyczuwam też pewien intrygujący potencjał krytyczny i talent analityczny, który gdyby został należycie pielęgnowany i wspierany, mógłby wykluć się z niego być może całkiem ciekawy typ krytyka sztuki, nie mówiąc już o interesującym talencie do tworzenia happeningów, który świadczy o odwadze performerskiej. Dzięki wejściu pana Bodakowskiego w świat sztuki mogłaby ona zrodzić coś naprawdę wyjątkowego, coś, co mogłoby nadać jej interesującego charakteru i wnieść pewien rodzaj nowej siły”.

W opinii artystki „wszystko to jednak byłoby możliwe, gdyby pan Bodakowski chciał się otworzyć na sztukę nowoczesną bardziej, która – mam wrażenie – napawa go też pewnym wewnętrznym lękiem. Ale proszę się nie stresować, zawsze jestem dyspozycyjna, gdyby publicysta […] chciał dać się wprowadzić bardziej w meandry tej dziedziny humanistycznej. Możemy się wybrać razem do muzeum albo galerii, jeśli nie czuje się pan Bodakowski tam komfortowo, a ja mogę spróbować wprowadzić go w tajniki odczytywania sztuki nowoczesnej. Może napisałby potem jakiś interesujący tekst krytyczny po obejrzeniu jakiejś ciekawej wystawy ze mną? Tak więc podsumowując, drogi panie Bodakowski, więcej uśmiechu i otwartości na sztukę! Może do mrocznej i kamienistej krainy, którą Pan sobie wytworzył w sercu, dzięki sztuce wejdzie wreszcie radość, słoneczność i czułość, za którą, co wyczuwa się w pana felietonach, pan bardzo tęskni”.

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY