Czy służby plasują swoją agenturę na czele środowiska przeciwników covidowego faszyzmu? [OPINIA]

TYLKO U NAS
Dodano   1
  LoadingDodaj do ulubionych!
Zdjęcie ilustracyjne.

Zdjęcie ilustracyjne. / Fot. Canva/Sora Shimazaki

Służby działają według określonych schematów, które od dekad, a nawet wieków okazują się skuteczne – wystarczy przypomnieć anegdotyczną historię o tym, że szef tajnych służb Ludwika XVI, po tym, jak król stracił głowę, był szefem tajnych służb rewolucyjnej Francji, po czym, jak jego nowych mocodawców zlikwidowano, został szefem tajnych służb Napoleona.

Służby umieszczają swoich agentów w kierownictwie organizacji opozycyjnych

Jedną z klasycznych metod pracy służb jest plasowanie, czyli umieszczanie, w kierownictwie ruchów opozycyjnych swoich agentów – zamiast likwidować opozycje, lepiej jej działania kontrolować i za pośrednictwem agentury w kierownictwie pacyfikować.

Zobacz także: Zwolniony pracownik Polsatu żali się na posłów opozycji. “Podburzali nas przeciwko rządowi”

Dziś taką opozycją, która miesza szyki rządzącym i koncesjonowanej opozycji (mówiącej to samo co rząd, ale nienawidzącej rządu, bo ten odebrał jej dostęp do koryta) są przeciwnicy covidowego faszyzmu. Nie dość, że spontanicznie tworzą swoją strukturę w terenie, to jeszcze mają wsparcie ekspertów (np. Grupy C19 prof. Mirosława Piotrowskiego, Ordo Medicus, czy Niezależnego Stowarzyszenia Lekarzy i Naukowców), którzy współpracują z grupami ekspertów za granicą.

Prowokacje mają odwrócić uwagę od spraw istotnych

Znając metody działań służb, można się zastanawiać (nie mając dowodów na potwierdzenie swoich przypuszczeń), czy by przykryć sukces i przesłanie przeciwników covidowego faszyzmu, służby, aby nie uruchamiają swoją agenturę, by ta odwracała uwagę od spraw ważnych np. swoimi barwnymi zapowiedziami strzelania do rządu – zapowiedziami oczywiście bez jakiegokolwiek pokrycia, bo przebierańcy broni nie mają i bagnetami z demobilu mogą co najwyżej pomachać w filmie, który wygrał w konkursie kina LGBT, w którym zagrał ich kolega).

Nie mając dowodów na agenturalność, można się dalej zastanawiać, czy takie barwne wypowiedzi to nie jest forma legendowania, czyli kreowania wizerunku radykała, by prości ludzie z opozycji uznali agenta za swojego. Z historii działań służb wiemy, że takie radykalne wypowiedzi, za które inne osoby dawno by miały wyroki, akurat w wypadku takich kreowanych przez służby person nie wiążą się z odpowiedzialnością. Kreowane przez służby persony mogą fikać do woli, bo są pod ochroną służb i żadne sądy, prokuratury i policję nie są im straszne, nawet jak ordynarnie łamią prawo.

Taka bezkarność zdradza też powiązania i innych osób infiltrujących środowiska opozycyjne będące w zainteresowaniu służb – sygnałem ostrzegawczym powinno być np. to, że osoba bezkarna infiltruje różne środowiska, np. najpierw wyznaniowe, potem nazi kibiców, narodowców, antyszczepionkowców.

Służby monitorując kontakty prowokatora poznają dane opozycjonistów

Taki hipotetyczny uplasowany w kierownictwie Führer z wytrzeszczonymi oczami, zyskujący sławę swoim operetkowym zachowaniem, językiem pełnym wulgaryzmów, i zapowiedziami mordowania, to skarb dla służb. Dzięki niemu służby mają możliwość poznania wszystkich osób, które chciałyby mieć na oku – osób, które są skłonne przekazywać kasę na radykalną działalność, osób, które nocami oglądają i komentują transmisje, osób, które przebierają się w mundurki w stylu nazistów z Illinois. Dzięki nieodpowiedzialnej aktywności takich prostych osób na portalach społecznościowych służby znają wszystkie ich relacje towarzyskie, poglądy, słabe strony – dzięki czemu mogą skutecznie je werbować i wykorzystywać w wielu innych sprawach. Kiedyś bezpieka musiała się namęczyć, by zdobyć informacje, dziś jeden agent skłania setki czy tysiące naiwniaków do dostarczania służbom wszelkich ciekawych dla służb informacji.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Taka działalność oczywiście nie musi być prowadzona tylko przez służby z Warszawy. Na tej samej zasadzie, a pewnie i sprawniej, działają służby z Moskwy, Berlina, Waszyngtonu czy Tel Awiwu. Dodatkowo żyjemy w czasach gdy z metod służb korzysta sektor prywatny – korporacje i filantropii.

Prowokator według żydowskiego scenariusza

Analizując narracje jednej z osób, dzięki której służby skutecznie rozpracowują zradykalizowany element, trudno nie dostrzec, że wzbudzający ostatnio kontrowersje osobnik, sformatowany jest zgodnie z instrukcją od 30 lat głoszoną w publicystyce Gazety Wyborczej. Wyborcza od dekad kreowała fałszywy wizerunek polskich narodowców, który nie znajdował potwierdzenia w rzeczywistości. Jednym z jego elementów był rzekomy narodowy kult osoby Bolesława Piaseckiego. W rzeczywistości postać ta nie była żadnym autorytetem dla narodowców (którzy, bardziej interesowali się Doboszyńskim, Rybarskim, Dmowskim, Belockiem, Konecznym, czy Chestertonem). Wyborczej fakty jednak nie przeszkadzały, non stop z uporem maniaka wracała do szefa PAX. Wynikało to z tego, że miała uraz do Piaseckiego, bo był skazą na jej wspomnieniach z PRL (który był rajem dla Żydów, którego skazą była jedynie obecność Piaseckiego). I nagle ten gazetowo wyborczy fałszywy stereotyp wraca – prowokując do zadania sobie pytania, czy kontrowersje osobnik to aby nie produkt propagandy żydowskiej, kreacja nakreślona według instrukcji Wyborczej, według obsesji z Czerskiej, a nie, jak się nam wmawia, prawdziwy (choć patologiczny) przejaw aktywizacji politycznej polskiego ludu. Te podejrzenia pogłębiają i inne klasyczne schematy z propagandy Wyborczej, realnie nieobecne w środowiskach narodowych, a tu nagle obecne u aktora odgrywającego rolę swojego życia – sentyment do PRL, epatowanie klimatami z ludowego wojska, pro rosyjskość.

Jan Bodakowski

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY