Chcieli mieć Międzymorze. Dostali Mitteleuropę!

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Krystian Kamiński / zdjęcie: materiały prasowe Konfederacji

Krystian Kamiński z Ruchu Narodowego, poseł Konfederacji, podsumował politykę zagraniczną PiS, w kontekście ostatnich wydarzeń, szczególnie w konteście pogorszenia relacji polsko-ukraińskich.
INTERESY POLSKI I UKRAINY NIE SĄ TOŻSAME

Realia polityki międzynarodowej dopadły polską elitę rządzącą. Teraz stroją się w pióra i pokazową zbroję obrońców interesu narodowego, ale przecież postawa władz Ukrainy w jakiejś części jest produktem polityki elit III RP. I to nie tylko tego rządu. Polityki bezwarunkowego wsparcia, a jak pokazało ostatnie półtora roku, także niemal bezgranicznego. A przecież w gruncie rzeczy nie dzieje się nic nowego. Ukraińcy nie liczą się z polskimi interesami, a nawet wizerunkiem i wrażliwością. Prezydent Zełenski zdefiniował wczoraj Polskę, nie wymieniając jej co prawda z nazwy, eufemistycznym określeniem jako pożytecznego idiotę Rosji. Zrobił to przed całym Zgromadzeniem Ogólnym ONZ – reprezentantami większości państw świata. Trudno potraktować to w kategoriach innych, niż jako atak na pozycję międzynarodową naszego kraju, próbę delegitymizowania jego interesów narodowych i działań na rzecz ich realizacji w społeczności międzynarodowej.

Rzecz jasna Polska nie jest „pożytecznym idiotą” Rosji. Wprost przeciwnie – elity III RP uczyniły z państwa polskiego i po trosze z nas wszystkich, „pożytecznych idiotów” Ukrainy. Tak było przez trzy dekady. Jakikolwiek choćby gwałtowny ruch nie wykonaliby Ukraińcy, jakąkolwiek rewolucję by nie zaplanowali i przeprowadzili (a rewolucje wewnątrz Ukrainy zawsze okazały się mieć rewolucyjne konsekwencje dla całego regionu), zawsze mogli znaleźć poklask i poparcie nad Wisłą, bo zawsze odczytywano to jako ruch na Zachód. W istocie bowiem w optyce elit III RP nie występowały interesy narodowe, ale fukuyamowska ideologiczna wizja Polski jako jedynie funkcjonalnego elementu, trybiku Zachodu, pasa transmisyjnego jego wartości i interesów na wschód, oraz jako kotwicy Ukrainy, dzięki której ma ona się znaleźć na tymże Zachodzie. Końcowym etapem realizacji tej wizji miała być demokratyzacja i westernizacja samej Rosji, a potem mieliśmy już wszyscy radośnie trzymać się za ręce, zasobnie i bezpiecznie żyć w sloterdijkowskim „kryształowym pałacu” Zachodu.

W imię takiego rozumienia relacji międzynarodowych elity III RP gotowe były nie tylko na najdalej posuniętą konfrontację z Rosją – tak panie Kaczyński, pamiętam pana niedowarzone, niebezpieczne propozycje wprowadzania sił pokojowych NATO na Ukrainę z połowy marca 2022 r., gdy Rosjanie stali jeszcze pod Kijowem. Elity te kompromitowały Polskę także w obozie zachodnim jako irracjonalnego, nie liczącego się realiami „adwokata Ukrainy”, co znacznie ograniczało naszą wiarygodność i siłę przebicia. A Ukraińcy brali od adwokata co dawał i nie kwitowali. Skoro nikt w Warszawie kwitu nie wymagał…

Dziś obóz rządzący chełpi się, że przewidział rozwój sytuacji na wschodzie lepiej niż mocarstwa zachodnie. Tylko, że tego rodzaju nadymanie się jest kompromitowaniem siebie i państwa w sytuacji, gdy uprawiająca je władza nie była nawet w stanie przewidzieć konsekwencji gorąco popieranego przez nią jak najszerszego otwarcia wspólnego, unijnego rynku przed ukraińską produkcją rolną. Dziś twierdzą, że chodziło tylko o tranzyt. Żeby była jasność – PiS popierał to nie od 2022 r., a od czasu wejścia w życie zapisów umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina w 2016 r. Przedstawiciele PiS w Brukseli popierali przez te lata jak najszersze otwieranie rynku, jak najwyższe bezcłowe kontyngenty na ukraińskie produkty rolno-spożywcze, dodatkowo jeszcze rozdając przez różne fundacje i stowarzyszenia fundusze na zwiększanie potencjału ukraińskich rolników, na przykład pod względem uprawy malin, jak było to w 2018 r. Oni od lat nie odróżniali interesów Polski i Ukrainy, oni od lat żyli wizją „międzymorza”, „Rzeczpospolitej wielu narodów”, w ramach której interesy te miały rzekomo stapiać się w jedno.

Jednak ich wizje to utopia, a uszczerbek dla policzalnych interesów jest realnie odczuwalny dla polskich rolników. Odczuwalny na tyle, że PiS odczuł go z kolei w sondażach, a nawet kilka procent elektoratu to dla nich przed tymi wyborami być albo nie być, władza, albo rozliczenie z tego jak rządzili do tej pory. Stąd stroją się w piórka i zbroję obrońców narodowego interesu. Do wyborów.

Atak Zełenskiego obala też całkowicie twierdzenia tych ukrainofilów zrzucających problemy na karb „ruskich agentów” na Ukrainie, interesów branżowych, oligarchów, „złych bojarów” przy „dobrym carze”. Ukraina zawsze była państwem oligarchicznym. Obecnie co najwyżej nalane twarze ukraińskich oligarchów zastępowane są niewidocznymi inwestorami, właścicielami globalnych funduszy inwestycyjnych rozgaszczających się na Ukrainie. W ostatnie dni mogliśmy jednak zobaczyć, że antypolskie ostrze polityki Ukrainy szlifuje dziś sam jej prezydent. Dla części polskich komentatorów wydawał się on – jako polityczny homo novus i rosyjskojęzyczny przedstawiciel regionów i kręgów społecznych nienawiązujących historycznego nacjonalizmu ukraińskiego – opcją lepszą, niż Poroszenko – stary wyga odwołujący się właśnie do tych regionów i tych kręgów, które są tym historycznym nurtem skażone. Jednak Zełenski gładko wjechał w koleiny dokładnie tej samej polityki, którymi jechał jego poprzednik. Priorytet dla bezpośrednich relacji z USA za cenę uzgadniania polityki i ekonomicznych koncesji oraz szukanie miejsce w UE poprzez relacje z Niemcami. Polskiemu adwokatowi najwyraźniej nikt w Kijowie nie zamierza niczym płacić. Nawet gestami, nawet symbolami na symbolicznym polu polityki historycznej. Trudno się dziwić. Polski adwokat pracował za darmo, by nie napisać za frajer.

Wielce charakterystyczne, że krytykując decyzję Polski, Węgier i Słowacji o przedłużeniu embarga na import ukraińskich zbóż przedstawiciele władz Ukrainy odwołali się do narracji, iż jest to uzurpowanie sobie kompetencji Brukseli przez państwa członkowskie. Koresponduje to z dość czytelnymi, wypuszczanymi przez niemieckich polityków od miesięcy sygnałami, iż o przyjęciu Ukrainy (tudzież Mołdawii) do Unii może być mowa wyłącznie po wykonaniu kolejnego kroku na rzecz pogłębienia jej federalizacji. Tak oto obóz PiS myślał, że za cenę bezwarunkowego i bezkrytycznego wsparcia Ukrainy dostanie Międzymorze, a otrzymuje Mitteleuropę.

Krystian Kamiński

Zdjęcie: Materiały prasowe Konfederacji

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY