Anna Maria Siarkowska / Fot. Rafał Zambrzycki / flickr.com CC BY 2.0
Środowisko republikańskie będzie zjednoczone. Tworzymy własną partię i będziemy częścią Zjednoczonej Prawicy – poinformował podczas dzisiejszej konferencji prasowej posłanka Anna Maria Siarkowska. – Wejście do koalicji to szansa na zrealizowanie naszych marzeń, aby środowisko republikańskie było zjednoczone.
Środowisko republikańskie będzie zjednoczone. Tworzymy własną partię i będziemy częścią Zjednoczonej Prawicy – poinformowała podczas dzisiejszej konferencji prasowej posłanka Anna Maria Siarkowska. – Wejście do koalicji to szansa na zrealizowanie naszych marzeń, aby środowisko republikańskie było zjednoczone.
Z istniejącego do tej pory koła poselskiego “Republikanie”, które z Siarkowską współtworzyły również Magdalena Błeńska i Małgorzata Janowska. Do nowej formacji przeszła również ta pierwsza.
Siarkowska, która do Sejmu dostała się z list Kukiza, ale opuściła klub Kukiz’15 i założyła koło poselskie Republikanie, w końcu maja ogłosiła iż Kukiz’15 skręca w lewo: opowiada się za przyjęciem imigrantów(i to nie żart) oraz za wyrzuceniem religii ze szkół.Nieuchronnie idą zmiany…
Gdy odchodziła z Kukiz’15 tłumaczył swój krok w wywiadzie dla “Polskiego Radia”:
Rozstaliśmy się w dość dobrej atmosferze. To było pożegnanie z klasą. Z tego rodzaju rozstań nasza klasa polityczna może się uczyć. Ta decyzja została podjęta 16 grudnia, kiedy większość naszego klubu nie znalazła się na Sali Kolumnowej i nie głosowała – w ten sposób wspierając destrukcyjne działania opozycji sejmowej. Wówczas razem z posłem Rafałem Wójcikowskim podjęliśmy decyzję o wyjściu z klubu Kukiz’15.
Błeńska w wyborach parlamentarnych w 2015 kandydowała do Sejmu w okręgu gdańskim. Startowała z pierwszego miejsca na liście komitetu wyborczego wyborców Kukiz’15, zorganizowanego przez Pawła Kukiza. Uzyskała mandat posłanki VIII kadencji, otrzymując 9437 głosów. 10 czerwca 2016 r. współtworzyła Klub Republikański w Sejmie, zostając jego koordynatorem. 23 lutego b.r. wystąpiła z klubu poselskiego Kukiz’15, a następnego dnia współtworzyła koło poselskie „Republikanów”.
Polacy nigdy nie podchodzili do abonamentu na poważnie. PiS chce to zmienić. Już niedługo każdy Polak zapłaci razem z podatkiem dodatkową opłatę ma media publiczne. 8 zł zostanie doliczone do PIT-u. Płacić będą musieli nawet emeryci, choć tylko 1 zł miesięcznie. Mało kto się zorientuje z takiej podwyżki, a TVP i Polskie Radio zyskają miliardy.
Płacenie abonamentu to obowiązek każdego, kto posiada odbiornik radiowy lub telewizyjny, z wyjątkiem osób zwolnionych na podstawie ustawy. Dotąd rząd chciał jedynie korekty w zbieraniu opłaty – każdy odbiorca płatnej telewizji miał być automatycznie rejestrowany w systemie Poczty Polskiej. A przez to musiałby płacić na TVP.
Pomysł zarzucono po protestach kablówek oraz sprzeciwie Polaków. Teraz jest nowe rozwiązanie.
W październiku ma pojawić się nowa propozycja podatku na telewizję, który ma zastąpić obecny abonament RTV. Opłatę ponosiłby każdy bez względu czy korzysta z polskich mediów czy nie. W przeliczeniu na miesiąc wychodziłoby 8 zł od osoby.
Do tej pory te kwotę płaciło się za gospodarstwo i rozliczenie było roczne. Zmiana polega na przerzuceniu opłaty na każdego obywatela i doliczeniu jej do podatku PIT, KRUS lub CIT w przypadku przedsiębiorców. Na pierwszy rzut oka widać, że opłata pozornie niska okazuje się ogromną podwyżką.
Do tej pory emeryci byli zwolnieni z tej abonamentu. Nowy projekt zakłada, że dostaną zniżkę i ich opłata będzie wynosić 1 zł. Rząd postanowił też złagodzić sprzeciw społeczny przeciwko zmianom. Jak? Loterią podobną do paragonowej. Każdy z płacących abonament miałby szansę na zdobycie cennych nagród.
“Z Marszu” – nowy program Mediów Narodowych dotyczący organizacji Marszu Niepodległości jest już dostępny dla naszych widzów. W pierwszym odcinku Konrad Smuniewski i Robert Bąkiewicz rozmawiają o tegorocznym zgromadzeniu.
Gospodarze rozmawiają m.in. o świętowaniu dnia niepodległości przez Prezydenta Andrzeja Dudę. “Marsz Niepodległości jest czymś ponad politycznym, to jest coś, co zostało zbudowane w narodzie i ludzie czują do tego pewien sentyment, czują, że są częścią tego Marszu” mówi Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Zwraca uwagę, że działanie Prezydenta w sprawie organizacji obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości i pominięcie narodowców jest pewnym wygodnictwem.
Bąkiewicz podkreśla również, że sam Andrzej Duda i PiS poniekąd zawdzięczają swój sukces społeczeństwu Marszu. Jego zdaniem lekceważenie Marszu przez środowisko Prezydenta nie trafia w zarząd Stowarzyszenia, samych organizatorów, ale ludzi biorących w nim udział. To oni w ogromnym stopniu byli elektoratem wyborczym Dudy. Jest to także umniejszanie roli osób działających na rzecz Polski i Narodu.
Konrad Smuniewski nawiązał także do 75-lecia powstania Narodowych Sił Zbrojnych. Andrzej Duda ograniczył się do napisania listu, nie uczestnicząc w oficjalnych obchodach. Bąkiewicz sugeruje, że w postępowaniu Prezydenta istnieje pewien rozdźwięk, dotyczący stosunku do narodowców.
Z ważnych informacji – Marsz odbędzie się, jak co roku, 11 listopada o godzinie 15 i wyruszy z Ronda Romana Dmowskiego w Warszawie. Zapraszamy do zapoznania się z materiałem i posłuchania szczegółów dotyczących organizacji Marszu.
– Jestem zaskoczona, bo to działania polityczne. Pan Patryk Jaki spieszy się do fotela prezydenta, chce pokazać że jest szeryfem i działa ponad prawem – powiedziała dzisiaj na antenie Radia ZET prezydent Warszawy. – Nadal nie będę stawiać sie na komisji weryfikacyjnej.
Urząd Skarbowy zajął na prywatnym rachunku bankowym prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz ponad 12 tys. zł – poinformowała rano PAP, powołując się na źródła w komisji weryfikacyjnej. Skarbówka wkroczyła, gdyż Gronkiewicz-Waltz nie stawiła się na czterech rozprawach. Za to komisja nałożyła na nią grzywny. Prezydent Warszawy odmawia stawiennictwa przed komisją twierdząc, że komisja jest niekonstytucyjna. Odwołała się już w tej sprawie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Złożyła również siedem wniosków do Naczelnego Sądu Administracyjnego o to, by ten rozstrzygnął spór kompetencyjny pomiędzy jej urzędem a komisją. NSA ma zająć się trzema pierwszymi wnioskami 5 października.
Urząd skarbowy zajął 12 tysięcy złotych na koncie HGW w związku z niepłaceniem przez nią grzywien. Chodzi o kary nałożone przez komisję weryfikacyjną, zajmującą się sprawą reprywatyzacji.
Grzywny wraz z odsetkami zostały nałożone na niestawienie się przed komisją weryfikacyjną. HGW została obłożona sześcioma karami w wysokości 3 tys. zł każda. Na początku września wniosku prezydent Warszawy o uchylenie czterech kar zostały odrzucone, przez co HGW została zobowiązana do wypłacenia 12 tys. zł. Jak nietrudno się domyślić, prezydent nie dostosowała się do decyzji komisji, skutkiem czego Urząd Skarbowy zajął jej prywatny rachunek. W sumie zajęto 12 tysięcy wraz z odsetkami i kosztami egzekucyjnymi. Pieniądze stanowią dochód budżetu państwa.
Pierwotnie HGW chciała kary opłacić z budżetu miejskiego, czyli opłat mieszkańców stolicy. Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i szef komisji weryfikacyjnej, uważa, że ściągnięcie grzywien jest dowodem na skuteczne działanie komisji. Członkowie komisji, m.in. poseł Nowoczesnej Paweł Rabiej, uważają, że niestawiennictwo na posiedzeniach komisji skutkuje konsekwencjami i nie ma osób “równych i równiejszych” wobec prawa.
Prezydent Warszawy odmawia stawiennictwa ponieważ jej zdaniem komisja jest niekonstytucyjna. Uważa, że prezydent miasta nie może stawiać się przed komisją, ponieważ zarówno komisja, jak i prezydent rozstrzygają sprawę reprywatyzacji. Składała też w tej sprawie wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
W dniach od 15 do 17 września 2017 roku, w Rzeszowie, odbył się kurs dla kobiet „Estera”. Został on zorganizowany i poprowadzony przez wspólnotę Dzielne Niewiasty.
Dzielne Niewiasty jest to grupa zrzeszająca kobiety wierzące lub poszukujące, pragnące zharmonizowanego rozwoju kobiecości swojej i innych, w oparciu o wartości chrześcijańskie. Nazwa wspólnoty została zaczerpnięta z fragmentu Księgi Przysłów: „Dzielną niewiastę któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły” (Prz 31,10). Dzielne Niewiasty organizują comiesięczne spotkania w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu, a od października tego roku również w Rzeszowie. Ponadto, zachęcają do udziału w kilkudniowych rekolekcjach w różnych miastach Polski.
W Domu Diecezjalnym Tabor w Rzeszowie uczestniczki trzydniowego kursu „Estera” miały możliwość wysłuchania szeregu konferencji i świadectw organizatorek – członkiń wspólnoty, oraz udziału we wspólnej modlitwie, codziennej Mszy Świętej odprawianej dla nich w kaplicy domu diecezjalnego, przystąpienia do sakramentu spowiedzi. W sobotę, drugiego dnia kursu, mogły również zostać objęte modlitwą wstawienniczą. Celem kursu, którego nazwy zasięgnięto od Estery – żony króla Asyrii z V w. p. n. e., Izraelitki, bohaterki Księgi Estery, było uzdrowienie relacji z Bogiem, samą sobą i innymi poprzez rozpoczęcie drogi „do wolności i zdrowej tożsamości”. Uczestniczki, dzięki różnym ćwiczeniom, refleksjom, modlitwom, przedstawianym im scenkom, mogły zagłębić się w swoją przeszłość oraz przemyśleć i pozostawić za sobą czasami nawet tragiczne wydarzenia, które z niej wyniosły. Szczególny nacisk został położony na relację z ojcem jako to, co ma niebagatelny wpływ na postrzegania Boga Ojca.
Ostatniego dnia kursu odbyła się konferencja na zakończenie. Była możliwość wygłoszenia świadectwa przez uczestniczki kursu. Odprawiona została również niedzielna Msza Święta, która stanowiła zwieńczenie trzydniowych rekolekcji. Uczestniczki wypowiedziały w większości pozytywne opinie na temat kursu. Niejedna stwierdziła, że stanowił on mniejszy lub większy przełom w życiu, a także źródło motywacji do podjęcia nowej drogi, bez piętna ciężkich wydarzeń z przeszłości.
ONZ uznało, że należy wydać nowy komentarz o aborcji i eutanazji. Miałby dotyczyć Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych z 1966 r., który obowiązuje również Polskę.
Nowy zapis w dokumentach ONZ miałby wyłączyć spod ochrony nienarodzone dzieci i chorych. Według nich prawo do życia zawierałoby w sobie możliwość aborcji i eutanazji. Otworzyłoby to drogę do szantażowania tych krajów, które szanują prawo do życia i nie chciałyby podporządkować się zbrodniczemu prawu struktury międzynarodowej.
“Myślę, że w tym przypadku Organizacja Narodów Zjednoczonych wpada w pułapkę równi pochyłej od momentu, w którym przestała respektować autentycznie rozumiane prawa człowieka, wynikające z godności osoby ludzkiej, z natury ludzkiej, a zaczęła te prawa stanowić mocą układów lobbystycznych. Tak trzeba powiedzieć – prawa człowieka są dziś tworzone przez pewne lobby nacisku, a nie wynikają z racjonalnej natury człowieka. W związku z tym mamy odrzucenie tego, co stanowi autentyczne prawo człowieka, jak prawo do życia. Mamy natomiast rozbudowane lobby proaborcyjne, które wyraża się w promowaniu tzw. prawd reprodukcyjnych czy właśnie prawa do aborcji” mówił ks. prof. Paweł Bortkiewicz, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Prace ONZ nad komentarzem trwają już od dwóch lat i mają zakończyć się 6 października. Do tego czasu państwa członkowskie oraz organizacje pozarządowe mogą przesyłać swoje opinie i sugestie.
W ostatnich dniach we Włoszech wezbrała prawdziwa fala seksualnej przemocy. Na początku tego tygodnia w Rzymie kierowca taksówki znalazł nagą kobietę przywiązaną do drzewa w parku Villa Borghese. Z kolei w Katanii został aresztowany mężczyzna, który zgwałcił lekarkę. Mężczyzna, który maltretował kobietę udawał chorego.
Burmistrz Rzymu Virginia Raggi stwierdziła, że „dla Włoch nastąpił czarny wrzesień”.
„Pani Raggi domaga się zwiększenia w stolicy Włoch liczby policyjnych patroli i zamontowania dodatkowych kamer bezpieczeństwa” – informuje “The Independent”.
Polityk wywodząca się z Ruchu Pięciu Gwiazd, określanej jako ugrupowanie populistyczne, chce też zaostrzenia prawa wobec gwałcicieli. Nie wyjaśniła jednak, co dokładnie ma na myśli.
W ciągu dwóch tygodni zgłoszono na policję w Rzymie trzy gwałty lub próby gwałtów. Wśród ofiar była fińska turystka napadnięta koło dworca kolejowego Termini. Na początku września ofiarami przestępców w Rimini padła też polska para. Niewiele później dwie amerykańskie studentki oskarżyły o molestowanie parę policjantów.
Warto w tym miejscu dodać, iż prawo we Włoszech jeżeli chodzi o przestępstwa na tle seksualnym jest często bierne, a sprawy sądowe oskarżonych o takie czyny potrafią ciągnąc się w nieskończoność.
To już nie wygląda tak różowo dla telewizyjnej gwiazdy, jeżeli nie chcą jej zatrudniać żadne stacje telewizyjne. Czyżby więc był to już koniec tej ścieżki kariery?
Wszystko na to wskazuje, że dla Hanny Lis kończy się pewien etap w życiu. Jej gwiazda po prostu gaśnie.
Jak donosi “Super Express” ostatni raz na wizji była na wiosnę tego roku, ale jej program zniknął z anteny TVN Style. Media donosiły o tym, że spłynęła oferta z Polsat News, ale sama Hanna Lis zdementowała te plotki, mówiąc w rozmowie z gazetą:
– Jestem bardzo tym zaskoczona, bo ja, proszę mi wierzyć, nic na ten temat nie wiem.
Podkreśliła, że nie będzie pracowała również w redakcji portalu należącego do Tomasza Lisa, czyli naTemat.pl. To trochę zaskakująca informacja, czyżby Tomasz Lis nie chciał pomóc swojej drugiej żonie?
Natomiast pierwsza żona Tomasza Lisa cały czas jest obecna na wizji i jest gwiazdą TVN. I na razie nie słychać nawet pogłosek o tym, że miałaby zniknąć z anteny.
Hanna Lis dla odmiany deklaruje, że ma jednak plan B. Czy wypali? Przekonamy się niebawem.
Był człowiekiem postawnym, korpulentnym, na pewno nie przypominał jednak grubego cherubina z legendy. Miał jasne oczy – mówiło się, że jego wzrok zdawał się przenikać w głąb ludzkiej duszy. Ojciec Tomasz z Akwinu był spokojnym i cichym zakonnikiem, którego głos kontrastował z jego posturą.
Urodzony 22 listopada 1224 roku w Rocasecca w południowo-wschodniej Italii, w krainie która do końca XIX wieku znana była jako Królestwo Obojga Sycylii, Akwinata mógłby pomieścić na swej tarczy rycerskiej połowę znaków herbowych Europy. Biorąc pod uwagę fakt, iż spokrewniony był z Fryderykiem II, władcą Świętego Cesarstwa Rzymskiego, samo jego urodzenie predestynowało go do zostania rycerzem lub opatem benedyktyńskim. Widoczne od wczesnego dzieciństwa zamiłowanie do modlitwy wskazywało jednak, iż jego przeznaczeniem nie jest życie średniowiecznego rycerza i wielkiego władcy. Wysłany przez rodzinę jako chłopiec na naukę do słynnego klasztoru na Monte Cassino, stanowczo opierał się planom uczynienia z niego mnicha benedyktyńskiego, a następnie wyniesienia do rangi opata, co wydawało się odpowiadać zarówno jego powołaniu zakonnemu, jak i wysokiemu urodzeniu.
Uwięziony przez rodzonych braci
Stać się miało jednak inaczej. Po mniej więcej pięciu latach studiów na uniwersytecie w Neapolu, Tomasz przyłączył się do zakonu kaznodziejskiego. Dominikanie, podobnie jak franciszkanie, byli zakonem żebrzącym. Zamiast prowadzić spokojne życie na uprawianych przez siebie samych i swych dzierżawców ziemiach klasztornych, zapełniali drogi i ulice europejskich miast, głosząc Ewangelię Chrystusową i żyjąc z jałmużny udzielanej im przez wiernych. Owi noszący białe habity ludzie byli duchowymi synami św. Dominika, który zainicjował na zachodzie Hiszpanii i południu Francji krucjatę przeciwko albigensom, zwodniczej sekcie powstałej w Afryce Północnej i zdobywającej stopniowo coraz więcej zwolenników w południowej Francji. Heretycy mieli zostać poskromieni dopiero dzięki potędze różańca i męstwu chrześcijańskiego rycerstwa.
Jednak duchowieństwo diecezjalne nierzadko odnosiło się do dominikanów z podejrzliwością, widząc w nich zagrożenie dla spokoju żyjącego zasadniczo z pracy na roli społeczeństwa. Dominikanie nie byli rolnikami, byli żebrakami. To, że potomek znakomitego rodu mógłby odrzucić swą spuściznę, by przyłączyć się do owych pstrokatych „psów Pańskich” – dominicanes – stanowiło zniewagę dla dumy braci Tomasza. Porwali go więc i przyprowadzili siłą do rodzinnego zamku w Rocasecca. Przez rok był tam niejako więźniem, traktowanym co prawda ze względami należnymi jego stanowi, niemniej jednak pozbawiony był swobody. Upierał się przy noszeniu swego dominikańskiego habitu.
Powszechnie znana jest opowieść o tym jak jego bracia, pragnąc przełamać upór, sprowadzili do jego komnaty prostytutkę, mając nadzieję, że skuszą go w ten sposób do porzucenia swych planów. Słyszeliśmy też zapewne o tym, jak Tomasz, porwawszy z kominka płonące polano, wygnał kobietę ze swej komnaty, wypalając następnie na drzwiach znak krzyża. Hagiografowie sugerują, że od tego momentu Tomasz nie odczuwał już pokus cielesnych, ja jednak skłonny jestem podejrzewać, że już wówczas był od nich wolny. Był szczerze rozgniewany tą zniewagą okazaną jego osobie. Biedna kobieta ze strachu omal nie straciła zmysłów. Kto wie, może doświadczenie to skłoniło ją do porzucenia dotychczasowego sposobu życia? Wiarygodność tej historii zdaje się potwierdzać kult, jakim otaczali Tomasza miejscowi wieśniacy oraz szlachta na długo zanim został wyniesiony do chwały ołtarzy.
„Milczący wół” kiedyś przemówi…
Prawdopodobnie dzięki pobłażliwości swej matki Tomaszowi udało się uciec z aresztu i wkrótce pojawił się w Paryżu, gdzie odbywał nowicjat i pobierał nauki. Później udał się do Kolonii, gdzie jego mistrzem został sam Albert Wielki i gdzie przyjął święcenia kapłańskie, prawdopodobnie w roku 1250 lub 1251. Choć był dość małomówny, już wówczas zaczęły szerzyć się pogłoski o jego geniuszu. Jeden ze współnowicjuszy zaoferował mu pomoc w nauce, mylnie biorąc jego milczenie za przejaw tępoty umysłowej, szybko jednak role się odwróciły. Choć przez współbraci nazywany był „Milczącym wołem”, Albert Wielki trafnie ocenił jego zdolności wygłaszając przy tym przepowiednię, że pewnego dnia ten «Milczący wół» zaryczy, a ryk jego usłyszy cały świat.
Wysłany na uniwersytet paryski, najbardziej prestiżową uczelnię ówczesnego świata, Tomasz spędził w stolicy Francji siedem lat, nauczając i pisząc. Był do tego stopnia zaabsorbowany swą pracą, że nigdy nie nauczył się francuskiego. Mówił jedynie po łacinie i w rodzinnym dialekcie włoskim. Po latach powrócił do Neapolu, potem udał się do Orvieto i Rzymu, miejsca pobytu zmieniając zgodnie z poleceniami swych przełożonych, następnie na kolejne trzy lata udał się do Paryża, po czym powrócił ostatecznie do Neapolu. Wezwany na sobór do Lyonu, wyruszył w drogę na północ, podróżując na ośle. Stan jego zdrowia pogorszył się jednak i umieszczony został w opactwie cysterskim w Fossanova, gdzie zmarł 7 marca 1274 roku. Jego kanonizacja była jedną z najszybszych w historii Kościoła.
Życie św. Tomasza nie było długie, nie trwało nawet 50 lat, jednak jego pisma teologiczne i filozoficzne zająć mogłyby z powodzeniem dwie lub trzy długie półki biblioteczne. Jego energia wydawała się być niespożyta. Kim jednak był ów człowiek, tak cichy, tak spokojny i zwyczajny w stylu życia, tak rzeczowy w argumentacji, a równocześnie spieszący niemal bez wytchnienia z jednego kraju do drugiego, z miejsca na miejsce?
Nagle huknął pięścią w królewski stół!
Jako że św. Tomasz sam mówił o sobie bardzo mało, większość informacji na jego temat pochodzi od ludzi mu współczesnych. W ostatnich dwudziestu latach swego życia był osobą publiczną, powszechnie szanowaną ze względu na erudycję oraz mądrość – żył więc niejako na oczach wszystkich. Z rzadka jedynie zdarzało mu się dać wyraz swym uczuciom w pieśni, a poetyckość jego tekstów liturgicznych na uroczystość Bożego Ciała pozostaje do dziś niedościgłym wzorem, łącząc w sobie prostotę z najwznioślejszym liryzmem. Przyswoiwszy sobie mądrość ojców Kościoła oraz oczyszczone przez zawarte w Piśmie św. Objawienie dziedzictwo klasycznej Grecji oraz Rzymu, zdawał się łączyć w sobie całą dostępną ludzkości wiedzę. Gdy pewnego razu zaproszony został na ucztę przez króla Francji św. Ludwika, do tego stopnia zaabsorbowany był swymi myślami, że niemal nie dostrzegał swego otoczenia, aż nagle niespodziewanie uderzył pięścią w stół, strącając na podłogę naczynia i wykrzykując triumfalnie: I w ten sposób manichejczycy zostaną pokonani!. Zamiast skarcić swego gościa za złe maniery, świątobliwy król wezwał bezzwłocznie skrybę, by spisał argumentację Tomasza, zanim ten ją zapomni. Był to szlachetny gest szlachetnego człowieka – choć bez wątpienia zbędny.
Pamięć św. Tomasza była zdumiewająca. Jako młody człowiek pisał sam i kilka z jego rękopisów zachowało się do dziś. Jego pismo uznawano za niewyraźne i wręcz niemożliwe do odczytania. Myślał szybciej niż pisał. W późniejszym okresie ograniczał się do dyktowania, przy czym często jednemu lub dwóm sekretarzom równocześnie, i to tekstów dotyczących różnych kwestii. Zdarzało się nawet, choć rzadko, że dyktował czterem, a przynajmniej jeden raz pięciu sekretarzom, którzy zapisywali jego kunsztowne argumenty o niezrównanej głębi, podczas gdy on sam siedział z głową opuszczoną na piersi i z zamkniętymi oczyma.
Bomba wybucha w XX wieku
Niech mi będzie wolno powiedzieć to bez ogródek – św. Tomasz był najwybitniejszym teologiem i filozofem, jakiego znał świat. W pewnym sensie każdy myśliciel jest „produktem” swej własnej epoki. Jest to nieuniknione, w św. Tomaszu było jednak coś, dzięki czemu wyłamywał się z tej reguły. Mniej więcej 40 lat temu, zwracając się do zgromadzenia American Catholic Philosophical Society, msgr Geral Phelan, jeden z najwybitniejszych tomistów tego stulecia stwierdził, że św. Tomasz lepiej rozumiany jest w wieku XX niż w jego własnej epoce. Choć nie posiadam tekstu tego wystąpienia, mogę domniemywać, jako że sam studiowałem pod jego kierownictwem, że miał on na myśli doktrynę św. Tomasza o bycie.
W czasie gdy Zachód pogrążony był po II wojnie światowej w lęku i rozpaczy, we Francji oraz Niemczech narodził się egzystencjalizm. Święty Tomasz zaś „napomina” nas: Nie zadręczajcie się o życie, jak to czynili Jean Paul Sartre i Martin Heidegger, ale radujcie się nim, ponieważ imieniem Boga jest «Jestem Który Jestem», jak sam powiedział do Mojżesza z gorejącego krzewu: «Tak powiesz synom Izraela: Jestem posłał mnie do was». Natchniona wiarą metafizyka Akwinaty była prawdziwą bombą spuszczoną na świat intelektualny owych czasów. Bomba ta wybuchła jednak dopiero w wieku XX. Na początku 20. stulecia, gdy Europa opętana była przez sceptycyzm i racjonalizm, słynny Etienne Gilson właśnie u św. Tomasza znalazł jedyne zdrowe podejście do tego, co określał mianem „problemu poznania”.
Święty Tomasz zachęca nas, byśmy podeszli do otaczającego nas świata kierując się zmysłami oświeconymi przez intelekt. W ten sposób odkryjemy, że to co istnieje, istnieje naprawdę, a na tym podstawowym przeświadczeniu opiera się cała zdrowa filozofia. Wracając raz jeszcze do postaci Gilsona – kiedy wielu chrześcijańskich i niechrześcijańskich filozofów negowało prawdziwość chrześcijańskiej filozofii, Gilson zachęcał ich, by przyjrzeli się historii, nie całej historii myśli chrześcijańskiej, ale historii streszczonej w wyjątkowy sposób w osobie św. Tomasza. Tam gdzie jest on najbardziej teologiem, jest też w największym stopniu filozofem. Tam gdzie jest w największym stopniu człowiekiem rozumu, tam jest najbardziej człowiekiem wiary. Nie rozdzielając nigdy dwóch objawień danych przez Boga człowiekowi, objawienia poprzez stworzony przez Niego świat oraz Objawienia poprzez Jego Słowo, Akwinata łączy je we wspaniałą jedność.
„Dobrze o Mnie napisałeś”
Nieżyjący już dr Marshall McCluhan, uważany niegdyś za guru rewolucji telewizyjnej i traktowany przez „Time’a”, „Newsweeka” i „Fortune” jako zwiastun nowej epoki, zapytany został kiedyś przez kanadyjskich biskupów, co mogłoby pomóc im w zrozumieniu fenomenu współczesnych środków przekazu. „Lektura De spiritualibus creaturis” – odpowiedział. Człowiek współczesny, dzięki swej technice, zbliża się (choć nigdy jej nie osiągnie) do kondycji aniołów. Człowiek jest w coraz większym stopniu odcieleśniony, żyjąc w stworzonym przez siebie świecie sztuczek elektronicznych, w coraz większym stopniu oddzielającym go od ciała.
Głównym problemem apologetycznym jest obecnie konieczność głoszenia opartej na dogmacie o Wcieleniu religii odcieleśnionemu człowiekowi. Tak twierdził świętej pamięci Marshall McCluhan, konwertyta, który codziennie przystępował do Komunii św. Wyznał mi jednak z ironią, że jego dostojni rozmówcy nie mieli najmniejszego pojęcia, o czym mówił. Podkreślał, że chcąc zrozumieć gwałtowny rozwój środków przekazu, musimy najpierw zrozumieć pogląd św. Tomasza na proces myślowy jako komunikację. Inspiracją dla nauczania Akwinaty w tej kwestii była doktryna o Trójcy Świętej: na początku było Słowo. Dominikanin jak zawsze wydaje się tu nas wyprzedzać, podobnie jak wyprzedzał swoją epokę.
Cofając się na moment do reformacji i negowania doktryny o transsubstancjacji widzimy, w jaki sposób Kościół posłużył się na Soborze Trydenckim teologią św. Tomasza, aby wyjaśnić tajemnicę Sakramentu Ołtarza i rzeczywistej obecności Zbawiciela pod postaciami chleba i wina. W Trydencie Suma teologiczna umieszczona została na głównym ołtarzu. Również sam św. Tomasz złożył u stóp ołtarza swój Traktat o Eucharystii, podczas pokornej modlitwy do Chrystusa. Znajdujący się nieopodal brat usłyszał wówczas dobiegające z krucyfiksu słowa: Tomaszu, dobrze napisałeś o Moim Ciele oraz Krwi. Sam św. Tomasz nie opowiedział o tym oczywiście nikomu, był jednak postacią dobrze znaną i – jak już pisałem – obserwowaną przez swych współczesnych. Pomimo więc, iż sam zachowywał milczenie, już za życia cieszył się sławą świętego.
Liczy się nie opinia ludzi, ale prawda
Będąc postacią o formacie ponadczasowym, zaangażowany był również w wydarzenia własnej epoki. Chrześcijaństwo zmierzyć musiało się wówczas ze skrajną postacią arystotelizmu, która przeniknęła do Europy poprzez pisma Awerroesa. Jego europejscy zwolennicy głosili wieczność świata, negowali Bożą Opatrzność, odrzucali nieśmiertelność jednostkowej duszy. Święty Tomasz zbił ich argumenty publicznie podczas dysputy w Paryżu, kończąc swą mowę skierowaną przeciwko Sigerowi z Brabantu słowami: Odpowiedzieliśmy ci argumentami filozofów. Jeśli w dalszym ciągu atakować pragniesz wiarę, nie czyń tego szepcąc po kątach z niedorostkami, ale wystąp publicznie, a odpowiedź dam ci albo ja, albo ktoś bardziej godny by wystąpić w jej obronie.
W naszych czasach, które gardzą zarówno rozumem, jak i wiarą, potrzebujemy Akwinaty bardziej niż kiedykolwiek. W epoce, która kieruje się ulotnymi opiniami kształtowanymi przez media i która szczyci się swym sekularyzmem, u św. Tomasza odnaleźć możemy zarówno zasady, jak i konkluzje, zdolne do rozproszenia ciemności, w jakich się obecnie znajdujemy. Pierwszym krokiem powinno być ponowne oparcie naszych uczelni na zasadzie św. Tomasza, która powinna stać się naszym hasłem.
Przejął ją on od Arystotelesa i uczynił własną: Celem filozofii nie jest poznanie, co ludzie uważają, ale na czym polega prawda. A czym jest prawda? Takie pytanie zadał Piłat Chrystusowi, będącemu Drogą, Prawdą i Życiem. Prawda ta, naucza św. Tomasz, jest jednym z Bogiem, ponieważ Bóg jest Prawdą. Po drugie, polega ona na zgodności intelektu człowieka z prawdziwą naturą rzeczy. I na koniec, prawda opiera się na swej przyczynie, na samej istocie porządku naturalnego, stworzonego z miłości przez Boga. Ten porządek natury oraz jego Stwórca zostali ukazani poprzez geniusz pokornego dominikanina.
Frederick Wilhelmsen
Za: „Zawsze Wierni” nr 1/2015 (176), tłum. Tomasz Maszczyk