Jak dowiedziała się redakcja „Chrobrego Szlaku”, partia Ruch Narodowy została wykreślona z rejestru partii politycznych postanowieniem z dnia 8 września br. Sądu Okręgowego w w Warszawie VII Wydział Cywilny Rejestrowy nr sprawy I ACA 593/17. Powodem wykreślenia było niezłożenie w terminie sprawozdania finansowego za rok 2015.

 

W rozmowie telefonicznej prezes Ruchu, poseł Robert Winnicki, potwierdził fakt zaistnienia takiej sytuacji i obiecał wydanie oświadczenia w tej sprawie. Zamieszczamy je poniżej w całości:

W związku ze stanowiskiem zajętym przez Państwową Komisję Wyborczą oraz sąd w Warszawie o wykreśleniu z rejestru partii politycznych, zarząd RN złożył skargę kasacyjną. Niezależnie od powyższego jeszcze przed wakacjami został złożony wniosek o ponowną rejestrację, który aktualnie jest procedowany przez sąd..

Procedura przerejestrowania nie wpływa na bieżącą aktywność polityczną Ruchu Narodowego, skupioną na budowie struktur , przygotowaniu do wyborów samorządowych oraz pracy programowej.

Zarząd Główny Ruchu Narodowego

Źródło: Chrobry Szlak

Dodano w Bez kategorii

O NSZ warto i należy dyskutować. Wartościowa jest jednak tylko poważna dyskusja, debata ludzi mających wiedzę – historyków i badaczy tematu znających archiwa. Niestety coraz częściej do głosu przepychają się publicyści, piszący pod z góry przyjętą tezę, podpierający się selektywnie dobraną literaturą i piszący półprawdy. A każda półprawda – jak pisał Horacy Safrin – jest to całe kłamstwo.

Do takiej niestety kategorii można zaliczyć tekst Bartosza Wójcika „Na jakiej tradycji chcemy budować dzisiejszą Polskę?” (25.09.2017). Autor nakreślił czarny obraz NSZ, bez choćby jednej nuty pozytywnej, jakby każąc czytelnikowi uwierzyć, że była to stuprocentowo zła organizacja – co nie świadczy najlepiej o jego obiektywizmie. Wczuwając się w rolę oskarżyciela skrzętnie wypisał różne wypowiedzi niechętne podziemiu narodowemu, ale „zapomniał” podać konteksty, w jakich powstały. A to trudno nazwać inaczej jak manipulacją. I tak oto mamy otwierający artykuł cytat z Jana Kwapińskiego, wicepremiera Rządu RP na Wychodźstwie – pan Wójcik nie poinformował czytelników o drobnym fakcie, że Kwapiński poza stanowiskiem we władzach emigracyjnych miał też bardzo konkretne poglądy polityczne: był socjalistą, działaczem PPS. Trudno wiec posądzać go o sympatie do NSZ i narodowców w ogóle – to trochę tak jakby przyjmować za obiektywne źródło wicepremiera z PO i jego opinię o PiS (lub odwrotnie).

Polityka w konspiracji
Pan Wójcik tworząc swój artykuł nie zadbał o to, żeby poinformować czytelników (którzy przecież nie muszą być ekspertami od najnowszej historii Polski), że zarówno w ramach Polskiego Państwa Podziemnego, jak i władz RP w Londynie, toczyła się dość brutalna walka polityczna. Oczywiście format ówczesnych polityków był nieporównywalny z tym, kogo mamy obecnie, umiano zachowywać pozory i klasę wypowiedzi, co jednak wcale nie powodowało, że walka ta była mniej brutalna, niż to obserwujemy obecnie. Dlatego nie dziwi specjalnie ton cytowanej przez Wójcika depeszy Jana Kwapińskiego o rzekomych mordach bratobójczych, których miał się dopuszczać NSZ i zapowiedzi pociągnięcia do odpowiedzialności ludzi tej organizacji w wolnej Polsce. Warto przypomnieć, że kontekstem tej depeszy była sprawa umowy scaleniowej NSZ z AK z marca 1944 r. Forsując scalenie KG AK zlekceważyła stanowisko Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego oferującego NSZ znacznie korzystniejsze warunki niż otoczenie gen. „Bora” Komorowskiego. Mówiąc po prostu zalecenia Sosnkowskiego wyrzucono do kosza i zmuszono Dowództwo NSZ do przyjęcia dyktatu KG AK. Afera szybko wyszła na jaw, co było prapoczątkiem wszystkich późniejszych turbulencji w kontaktach na styku NSZ i AK.

Autor pyta retorycznie, dlaczego przeciwko NSZ występowała prasa wszystkich obozów tworzących Polskie Państwo Podziemne. Ma to zapewne sugerować czytelnikowi, że skrajna postawa i oenerowskie korzenie NSZ powodowały, że wszyscy odrzucali możliwość współpracy z tą organizacją. Świadczyć o tym miały obszerne cytaty z broszury NSZ „Armia sanacyjna czy armia narodowa” z czerwca 1942 r. Publikacja ta stanowiła ideowe credo części Narodowej Organizacji Wojskowej przeciwnej scaleniu z AK, a nie NSZ. Bo NSZ powstały trzy miesiące po jej wydaniu, o czym p. Wójcik zdaje się nie wiedzieć. Jest prawdą, że ostra w tonie broszura piętnowała ZWZ-AK za prosanacyjne koligacje dowódców – problem jednak w tym, że środowisko, które ją wydało (oficerowie Narodowej Organizacji Wojskowej związanej ze Stronnictwem Narodowym), nie miało prawie nic wspólnego z ONR, a w 1944 r. scaliło się bez słowa protestu z AK. Poza tym autorom tej broszury nie można zarzucić, aby pisali nieprawdę, albowiem począwszy od swojej genezy w Służbie Zwycięstwu Polsce, dowództwo późniejszej Armii Krajowej było opanowane przez środowiska sanacyjne, z lewej lub prawej strony obozu rządzącego przez wrześniem ’39. Naiwnością jest twierdzenie, że tacy ludzie nadawali AK charakter apolityczny i propaństwowy. Układy polityczne dominowały zarówno na szczeblach centralnych Armii Krajowej, jak i podziemia cywilnego Polskiego Państwa Podziemnego. I trudno się dziwić, bo tworzyli je politycy, ludzie z różnych obozów politycznych. Ale robienie z nich dziś na siłę aniołów stróżów apolityczności AK to zupełne nieporozumienie.

Równi i równiejsi
Jedną z tez Pana Wójcika jest, że rzekomo „wszyscy” występowali przeciwko NSZ – nie wyjaśnia jednak w swoim tekście, dlaczego tak było. Chętnie zrobię to za niego. Sprawa pierwsza to, kim byli owi „wszyscy”: chodzi bowiem o cztery stronnictwa polityczne (Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Pracy i PPS), które uznały, że reprezentują cały kraj i swoją władzą z nikim nie będą się dzielić. Partie te kłóciły się ze sobą w wielu sprawach i prowadziły wzajemną walkę podjazdową, ale w jednym były zgodne: nie życzyły sobie żadnej dodatkowej politycznej konkurencji. Oczywiście o ile w przypadku politycznego planktonu (małych i lokalnych organizacji polityczno-wojskowych) taka postawa była poniekąd słuszna, to w przypadku NSZ mówimy o blisko 100 tysięcznej organizacji, której reprezentantów owa „gruba czwórka” także nie uznała za godnych dopuszczenia do władz Polskiego Państwa Podziemnego. Nie zamierzano dzielić się z NSZ i ich politycznym zapleczem stanowiskami ani tym bardziej funduszami. Sprawa druga: AK i władze PPP domagały się już od 1942 r. aby NSZ podporządkowały się AK – ale nie brały pod uwagę odpowiedniego usankcjonowania tego przyjęciem przedstawicieli ONR do Rady Jedności Narodowej lub Delegatury. Innymi słowy, stanowisko władz PPP było takie: „wasi żołnierze mają obowiązek przelewać krew i nawet ginąć za Polskę, ale o jej przyszłości będziemy decydowali tylko My – nie Wy.”

Oczywiście zaplecze polityczne NSZ nie godziło się na taki dyktat. Dlatego właśnie wokół NSZ, działających równolegle do AK, stworzono ośrodek decyzyjny i struktury Służby Cywilnej Narodu – rodzaj konspiracyjnego gabinetu cieni wraz z komórkami ekspercko-administracyjnymi, funkcjonującymi na wzór Delegatury Rządu. Nawiasem mówiąc, między DR i SCN trwała od początku ścisła, choć nieformalna współpraca, bo wielu konspiratorów było równolegle członkami obu tych struktur. Kończąc ten wątek: istnienie SCN nie oznaczało wcale, że eneszetowcy nie uznawali Polskiego Państwa Podziemnego – oznaczało natomiast, że byli w opozycji do jego władz. I mieli do tego prawo.

Wolność słowa – ale nie dla ONR?
Co do sporu o przyszłość Polski, jaki miał rzekomo dzielić NSZ i władze PPP to trudno o większe nieporozumienie. AK nie była „wyraźnie prodemokratyczna”, jak chciałby to widzieć p. Wójcik, bo była konglomeratem dziesiątków scalonych mniejszych i większych organizacji podziemnych, o różnych, chwilami całkowicie rozbieżnych lub przeciwstawnych programach politycznych. Była ponadto organizacją wojskową, oficjalnie: Siłami Zbrojnymi w Kraju, a w wojsku nie ma miejsca na demokrację, chyba że komuś zależy na spektakularnej katastrofie. Demokracja panowała natomiast wśród stronnictw „grubej czwórki”, z zastrzeżeniem jak pisałem, że nikt spoza nich nie będzie dopuszczony do udziału we władzy. Natomiast program polityczny tych stronnictw miał już naprawdę z zasadami demokracji niewiele wspólnego, bo każde z nich uważało, że tylko ono posiada receptę na najlepszą reformę kraju po wojnie. I tak socjaliści głosili program Polski socjalistycznej, ludowcy – ludowej, a endecy oczywiście narodowej. Nie zważano, że były one wszystkie politycznie nie do pogodzenia, nie brano też pod uwagę w tej materii żadnych kompromisów. Wystarczy poczytać prasę podziemną tych ugrupowań, np. jak komentowano Deklarację Rady Jedności Narodowej „O co walczy Naród Polski” z marca 1944 r. Suchej nitki nie zostawiono na tym dokumencie, choć stworzyli go przecież ich reprezentanci…

Może będzie truizmem przypomnienie, że celem NSZ była walka o wolną Polskę, a nie politykowanie, które zarezerwowano dla zaplecza politycznego, złożonego z działaczy Stronnictwa Narodowego (frondy) i ONR. A skoro ludowcy i socjaliści mieli swoje programy dotyczące przyszłości Polski, to dlaczego zaplecze polityczne NSZ nie miałoby prawa do swojego programu? Chyba na tym polega demokracja właśnie, że programy i cele polityczne pozostają dla społeczeństwa jawne – gorzej natomiast gdy są utajniane, np. hasłem „apolityczności” czy „postawy propaństwowej”. Demokrację należy chronić szczególnie przed takimi obrońcami.

Antyżydowskość, antykomunizm i tego-śmego
Podobnie jest z imputowaniem NSZ na siłę antysemickiego charakteru. To prawda, że w prasie podziemnej tej organizacji pojawiały się momenty antyżydowskie – ważne jednak by zauważyć, że NSZ niesłusznie uchodzi za jakiegoś „czarnego luda” antysemityzmu. W NSZ służyli Polacy żydowskiego pochodzenia, nawet na stosunkowo wysokich szczeblach dowodzenia i nikt nie czynił im z tego powodu żadnych wstrętów. Członkami NSZ (a nawet ONR) byli odznaczeni medalem „Sprawiedliwego wśród narodów Świata”: Edward Kemnitz, czy Sławomir Modzelewski „Lanc”, którzy pomagali Żydom właśnie jako żołnierze NSZ i w imieniu swojej organizacji. Takich przypadków było zresztą bardzo wiele, pisałem o tym szerzej w książce „Duch Młodych” (2011). Nie kto inny jak prasa NSZ w latach 1942-43 opisywała ze szczegółami holokaust polskich Żydów, a ONR-owski „Szaniec” w kwietniu 1942 r. jako pierwsze podziemne pismo opisał testy gazów trujących użytych do masowego mordowania Żydów. Ten sam „Szaniec” w marcu 1941 r. pisał, że ochotnicza służba Polaków w niemieckich formacjach pomocniczych używanych do pilnowania Żydów to zdrada Polski. Może więc z tym antysemityzmem NSZ nie było tak źle?

Stawianie NSZ zarzutu, że starała się oczyszczać kraj z sowieckiej agentury to już zupełne kuriozum. Tolerowanie komunistów miało zdaniem p. Wójcika wzmacniać pozycję Polski w obozie aliantów?! To jakiś żart. Znając dziś wszystko to, co działo się w Polsce w 1944 i później, pisanie takich rzeczy to kompromitacja i dowód, że autor nie ma pojęcia o historii i niczego się z niej nie nauczył. Bo to właśnie NSZ, a nie AK zachował się właściwie, rozumiały zagrożenie komunistyczne i nawoływały decydentów AK i PPP do zajęcia się tym problemem. Ale na próżno. Natomiast twierdzenie, że pod pozorem walki z komunistami oddziały NSZ występowały przeciwko lewicy niepodległościowej to już zupełna aberracja. Twierdzenia tego autor nie poparł żadnym, nawet najdrobniejszym przykładem, a przyczyna tego jest prosta: bo to po prostu nieprawda.

Pisanie przez p. Wójcika, że antykomunistyczne stanowisko NSZ było osłabianiem frontu antyniemieckiego całego narodu należy do gatunki takich bredni, z którymi się nie da dyskutować. Zwalczanie komuny przez NSZ na Lubelszczyźnie czy Kielecczyźnie to była zabawa w piaskownicy przy tym, co robiły (i co musiały robić) oddziały AK na Nowogródczyźnie i Wileńszczyźnie zwalczając partyzantkę sowiecką. Nie chcę tu, broń Boże, potępiać AK – wręcz odwrotnie, jaj oddziały podejmowały słuszne i potrzebne działania w imię dobrze rozumianego interesu polskiego. Chcę tylko wskazać, że zanim się zacznie krytykować NSZ, może warto poznać historię AK?

To samo dotyczy innych rewelacji p. Wójcika, zwłaszcza tych o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ. Jego zdaniem likwidowanie przez brygadę jaczejek komunistycznych było „nieformalną współpracą z Niemcami”, a nie samoobroną przez wrogimi wpływami sowieckimi w Polsce. Likwidowanie komunistycznych band było realizowaniem polskiej racji stanu i oceny tej nie zmienią cytowane przez p. Wójcika cytaty z niechętnej NSZ prasy innych ugrupowań czy wypowiedzi płk. Zientarskiego, komendanta Okręgu Kielce AK. Miał on żal do brygady, bo ta nie chciała mu się podporządkować. Zientarski krytykował też NSZ za zwalczanie komunistów i sowieckich dywersantów, a sam natomiast tego nie czynił, mimo że komunistyczne i sowieckie grupy terroryzowały wsie i dwory, siejąc rabunki i gwałty. Wystarczy poczytać raporty z terenu. Za ten grzech zaniechania komuniści podziękowali Zientarskiemu aresztowaniem, torturami w śledztwie i wyrokiem więzienia. Trudno się też dziwić niechęci Zientarskiego do Brygady Świętokrzyskiej: dowodzone przez niego oddziały AK wykrwawiły się w bezsensownych walkach z Niemcami, a później zostały zdemobilizowane, a brygadzie udało się wydostać z kraju i uratować od śmierci lub ubeckich kazamatów setki żołnierzy.

Tradycje NSZ czy polityczna poprawność?
Zakończenie tekstu p. Wojcika to mętne wywody na temat upamiętniania tradycji NSZ we współczesnej Polsce. Nie czuję się kompetentny do dywagowania, który z poległych żołnierzy podziemia niepodległościowego jest godny bardziej upamiętnienia, a który mniej. Nie umiem dzielić polskiej krwi i oceniać jej wartość w zależności od tego, czy przelał ją socjalista, ludowiec czy członek ONR. Wszystkim im należy się szacunek i cześć od kolejnych pokoleń Polaków. I nie chodzi tu o lukrowanie legendy NSZ, ale o elementarną sprawiedliwość. Jak w historii każdej organizacji konspiracyjnej, także w NSZ były sprawy ciemne i przykre – nikt tego nie neguje. Nie zamierzam więc usprawiedliwiać porwania ppłk. Raka „Lesińskiego” czy zamachu na ppłk. Nakoniecznikowa „Kmicica” – ale twierdzenie, że takie epizody kładą się cieniem na całą organizację i okrywają hańbą wszystkich, którzy w niej służyli, to doprawdy nonsens. W historii AK było takich sytuacji nieporównanie więcej (np. sprawa płk. Albrechta) i nie wzbudzają one emocji u historyków ani tym bardziej publicystów. Dlatego w podejściu do NSZ zalecałbym podobny spokój.

Odpowiadając na pytanie p. Wójcika, na jakiej tradycji chcemy budować dzisiejszą Polskę, odpowiadam: na tradycji AK i NSZ, od niepodległościowego PPS, ludowców, piłsudczyków, konserwatystów, narodowców po ludzi z konspiracji ONR. Bez różnicy i odnoszenia się do politycznych konfliktów między nimi w latach 40., bo zapracowali sobie na to ofiarą życia i krwi, złożoną na ołtarzu wolności ojczyzny. Szkoda tylko, że tradycje tych ostatnich, tacy jak p. Wójcik, starają się wymazać i przemilczeć w imię źle pojętej troski o wartości demokratyczne. Lub raczej w imię politycznej poprawności.

W uchwalonej przez aklamację ponad dwa tygodnie temu Uchwale Sejmu RP dotyczącej NSZ napisano, że „Narodowe Siły Zbrojne dobrze zasłużyły się Ojczyźnie”. Tej prawdy nie zmienią żadne ideologiczne łamańce domorosłych publicystów.

 

Dr Wojciech Jerzy Muszyński – historyk, pracownik naukowy IPN, redaktor naczelny półrocznika naukowego „Glaukopis”.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons / CC BY-SA 2.0

Dziennik La Vanguardia napisał: Organizacje proniepodległościowe i związki zawodowe w Katalonii wezwały w niedzielę do przeprowadzenia strajku generalnego w tym autonomicznym regionie Hiszpanii we wtorek, 3 października.

W Katalonii trwają demonstracje. Na ulice wychodzą zwolennicy niepodległości regionu, ale także przeciwnicy tego pomysłu. Wyniki referendum pokazują, że 90 procent z 2,26 miliona osób biorących udział w głosowaniu opowiedziało się za niepodległością. Prawie 8 procent, czyli 176 tysięcy osób było przeciw, a pozostałe głosy były nieważne.

Na ulice wychodzą także policjanci. Sytuację na Twitterze komentuje także burmistrz Ada Colau – Jako burmistrz Barcelony wzywam do natychmiastowego zakończenia szarż policji przeciwko bezbronnym ludziom.

Sytuacja rodzi poważne konflikty – jak już zostało napisane powyżej różnego typu organizacje i stowarzyszenia nawołują do strajku generalnego. Gazeta La Vanguardia powołuje się na Jordiego Cuixarta, który jest szefem grupy Omnium Cultural.

Warto dodać, że Omnium Cultural to grupa utworzona w 1961 roku, jako organizacja non-profit w Katalonii o charakterze kulturalnym i politycznym. Grupa promuje język kataloński, rozpowszechnia kulturę i promuje niezależność Katalonii.

money.pl

Dodano w Bez kategorii

Jest akcja, jest reakcja – mawia popularne porzekadło. Widać to najpełniej za naszą zachodnią granicą, gdzie niekontrolowany napływ odmiennych kulturowo imigrantów wywołał falę sympatii dla ugrupowań prawicowych i… neonazistowskich.

Niechęć do przybyszów z innych kontynentów wśród Niemców nie ominęła także żołnierzy Bundeswehry. Jak czytamy w niemieckiej prasie, sukcesywnie wzrasta liczba osób “sympatyzujących z ruchem neonazistowskim”. Wojskowy Kontrwywiad (MAD) prowadzi blisko pół tysiąca postępowań wśród wojaków za Odrą ,a tendencja jest wyraźnie wzrostowa (na początku br. służby sprawdzały 275 tego typu przypadków).
Czy nas to dziwi? Absolutnie. Jedna radykalizacja (religijna, islamska) napędza przeważnie inne, skrajnie odmienne…

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons / CC BY-SA 2.0

Ruch Autonomii Śląska wyraził słowa poparcia dla Katalończyków, którzy próbują wybić się na niepodległość. W oświadczeniu nt. sytuacji na Półwyspie Iberyjskim podkreślili, że każdy naród ma prawo do kształtowania swojej przyszłości wedle własnego uznania.

Nie jesteśmy entuzjastami referendum niepodległościowego w Katalonii, gdyż jest efektem braku dialogu pomiędzy władzami regionalnymi a centralą. Trzeba jednak przypomnieć, że to Madryt jest odpowiedzialny za rozpętanie konfliktu, a dziś siłowo próbuje go rozwiązać. Katalończycy mają prawo do kształtowania swojej przyszłości w ramach i w poszanowaniu państwa. – napisali na swoim Facebooku działacze RAŚ.

Hiszpański rząd na próbę realizowania prawa do samostanowienia przez społeczność katalońską w drodze demokratycznego głosowania zastosował wobec niej szereg represji niedopuszczalnych we współczesnych państwach demokratycznych. Wysłanie do regionu sił policyjnych potwierdza brak woli dialogu i wejście na drogę konfrontacji. Świat obiegły zdjęcia starć na ulicach katalońskich miast. Obrazy te długo budzić będą emocje, utrudniając porozumienie między stronami sporu. Powstrzymanie eskalacji konfliktu nie wydaje się możliwe bez ingerencji międzynarodowej. – pisze w oświadczeniu RAŚ

RAŚ uważa też, że to Unia Europejska powinna interweniować w kwestii Katalonii, gdyż kwestia jej niepodległości przestała być wewnętrzną sprawą Hiszpanii.

Nie przez przypadek dziś miejscem konfrontacji jest zależna finansowo od władz centralnych Katalonia. Pat w relacjach między Barceloną a Madrytem dowodzi, że sporów między państwami Unii Europejskiej a zbuntowanymi prowincjami nie można traktować jako wewnętrznej sprawy tych państw, narażonych na pokusę użycia siły wobec swych obywateli. Wspólnota europejska powinna wypracować zasady i procedury rozwiązywania podobnych konfliktów. Jej obojętność wobec siłowego tłumienia dążeń Katalończyków do samostanowienia odbierana będzie jako wyraz słabości i pogłębi kryzys zaufania wielu Europejczyków do instytucji unijnych. – piszą

RAŚ od dawna zabiega o autonomię dla Śląska. Działania organizacji jednak wywołują duże kontrowersje, a jej działacze często są oskarżani o bycie wspieranych przez Niemców.

Dodano w Bez kategorii

Kibice Lecha przeciwko lewackim władzom w Poznaniu! Podczas meczu Lech Poznań z Legią Warszawa przygotowali transparent – Stadion Lecha i kibole – ostatni bastion wolności w umęczonym lewacką paranoją Poznaniu.

Transparent jest szeroko komentowany w mediach społecznościowych. Mieszkańcy Poznania zdają się podzielać zdanie kibiców Lecha.

Reporter Do Rzeczy, Wojciech Wybranowski, napisał: Takie rzeczy dziś na Bułgarskiej. Smutna prawda o moim ukochanym mieście.

DoRzeczy.pl

Dodano w Bez kategorii

BUSSE: Kosowo jest serbskie

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. paulsplanet.no

Kosowo od XII wieku znajdowało się w granicach Serbii, było miejscem etnogenezy narodu serbskiego, który żył na tej ziemi przez wiele wieków, rozwijał swoją kulturę, obyczajowość, budował cerkwie. W XIV wieku Półwysep Bałkański spotkał najazd Imperium Osmańskiego. Serbowie walczyli z tureckim najeźdźcą (m.in. w słynnej bitwie na Kosowym Polu w 1389 roku), jednak wraz z innymi narodami bałkańskimi ulegli przewadze Turków i rozpoczęła się okupacja tych ziem. Turcy natychmiast zaczęli stosować taktykę „divide et impera” poprzez nakłanianie rdzennych mieszkańców do przyjmowania islamu i nakładanie podatku na innowierców. W rezultacie tej polityki występują liczne populacje muzułmanów w Bośni, Albanii i właśnie Kosowie. W XVII wieku, na skutek islamizacji Kosowa, na te tereny zaczęli napływać Albańczycy kosztem Serbów, którzy byli wywłaszczani i wypędzani z rodzinnych ziem. To spowodowało sytuację, w której Kosowo stało się terenem spornym, przechodzącym z rąk do rąk.

W 1996 roku wybuchła wojna domowa w Kosowie, trwająca 3 lata, w trakcie której wyzwanie władzom serbskim rzuciła Armia Wyzwolenia Kosowa (UCK), wspierana m.in. przez Stany Zjednoczone i Arabię Saudyjską. Członkowie UCK dokonywali zamachów terrorystycznych, w których wyniku ginęli cywile, prześladowali Serbów oraz tych Albańczyków, którzy nie popierali działań terrorystów i chcieli żyć w pokoju ze swoimi sąsiadami. Fundusze na zbrodniczą działalność organizacji pozyskiwano m.in. z handlu narkotykami. W 1998 roku Departament Stanu USA ogłosił, iż działalność UCK miała charakter terrorystyczny i była finansowana z międzynarodowego handlu heroiną oraz pożyczek z krajów islamskich. Według Administracji Legalnego Obrotu Lekarstw UCK była zaangażowana w środkowo-wschodni kartel narkotykowy. To jednak paradoksalnie nie zaprzestało zbrojenia i szkolenia albańskich terrorystów przez USA oraz jej wspierania przez wojska NATO. Po zakończeniu wojny w Kosowie zachodni sojusznicy powierzyli Armii Wyzwolenia Kosowa rolę „stróża porządku”, który miał zaprowadzić porządki w prowincji. Lata 1998-1999 i 2004 rok znaczone były zniszczeniem dziesiątek, jeśli nie setek serbskich pomników kultury. Kosowo obecnie jest świadkiem jawnego gwałcenia praw Serbów zamieszkujących te ziemie – cerkwie były burzone, niszczone bądź palone, policja kosowska dokonywała bezprawnych aresztowań i pobić na Serbach. Serbowie w celu zrobienia zakupów, spotkania się z rodziną bądź załatwienia ważnych spraw urzędowych muszą być konwojowani, by nie paść ofiarami przemocy po stronie albańskiej. Serbowie zamieszkujący Kosowo nie uznają władzy w Prisztinie i domagają się referendum w sprawie przyłączenia Mitrovicy do Serbii (w północnym Kosowie mieszka bardzo liczna mniejszość serbska, zaś Kosovska Mitrovica jest podzielona między Serbów i Albańczyków na granicy rzeki Ibar). Niemal w 90% Kosowo jest zamieszkiwane przez ludność albańską, a licząca ok. 160 tysięcy osób mniejszość serbska zamieszkuje z kolei izolowane enklawy na północy, przy granicy z Serbią.

***

Dzień 17 lutego 2008 roku zapisał się po raz kolejny negatywnymi zgłoskami w historii wolnego świata. Tego dnia proklamowane zostało nowe państwo na mapie Europy – Republika Kosowa. Natychmiast po proklamacji niepodległości ten państwowy twór został uznany przez 97 na 193 państwa członkowskie ONZ, w tym Stany Zjednoczone, Izrael i większość państw Europy Zachodniej. Po proklamacji Kosowa wybuchły protesty, zamieszki i walki z policją w wielu częściach Serbii. Gwałtowny przebieg miały one od 17 lutego do połowy marca 2008 roku, m.in. zaatakowano placówki dyplomatyczne USA, palono przejścia graniczne na świeżo powstałej granicy kosowsko – serbskiej, a 17 marca w Kosowskiej Mitrovicy doszło do starć między Serbami a policją wchodzącą w skład sił ONZ.

W 2008 roku premierem Kosowa został Hashim Thaci, a w ubiegłym roku został wybrany na prezydenta. Hashim Thaci jest poszukiwany przez Interpol i niemieckie służby specjalne. Zorganizował „Grupę Drenicką”, czyli grupę przestępczą utrzymującą kontakty z albańską, czeczeńską i macedońską mafią. „Grupa Drenicka” jest odpowiedzialna za 10-15% ogólnej przestępczości na terytorium Kosowa, utrzymywała się z przemytu broni, handlu kradzionymi samochodami, ropą, bronią, papierosami, żywym towarem i czerpania dochodów z prostytucji. Warto tu wspomnieć o fakcie, iż dla wzmocnienia więzi i pozycji w mafijnym światku Hashim Thaci wydał swoją siostrę za mąż za Sejdija Bajrush, jednego z szefów mafii albańskiej. W 1997 roku został skazany przez serbski sąd na 10 lat więzienia za tworzenie zbrojnych grup, prowadzących działalność terrorystyczną, stąd Thaci ze swoim oddziałem wojskowym musiał ukrywać się w lasach w okolicach Drenicy.

W 2013 roku kosowscy Serbowie ogłosili akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa, rozpoczęła się ona spontaniczną, kilkutysięczną manifestacją w Kosovskiej Mitrovicy. Protestujący Serbowie sprzeciwili się jakimkolwiek porozumieniom między władzami Serbii i Kosowa. W kwietniu 2013 roku na ulice serbskich miast wyszły dziesiątki tysięcy ludzi celem sprzeciwu wobec podpisania przez władze Serbii i Kosowa „porozumienia o normalizacji stosunków”, które stało się jednym z wymogów Unii Europejskiej w sprawie podjęcia rozmów dotyczących ewentualnej akcesji Serbii do UE. Porozumienie nie zostało opublikowane, wg premiera Ivicy Dacicia na mocy porozumienia Serbowie w północnym Kosowie mieli utworzyć wspólnotę, która miałaby mieć znaczący wpływ na nominowanie komendanta policji w tym regionie poprzez zaproponowanie kandydata na to stanowisko. Najliczniejsze demonstracje miały miejsce w Belgradzie i Kosovskiej Mitrovicy. Przeciwko porozumieniu opowiedział się Serbski Kościół Prawosławny, w oficjalnym komunikacie napisali, że wspomniane porozumienie było porzuceniem walki o przywrócenie Serbii jej historycznego terytorium oraz dodali, że „Bóg osądzi czyny serbskiego rządu.” Dla protestujących Serbów porozumienie z władzami Kosowa stało się symbolem zdrady i porzucenia narodowych interesów.

***

Serbscy nacjonaliści i patrioci z różnych ugrupowań, którzy nie ustają w walce o serbskie Kosowo, mogli i mogą liczyć na różne formy wsparcia i solidarności ze strony europejskich nacjonalistów. W Polsce cyklicznie odbywały się manifestacje na rzecz serbskiego Kosowa, na polskich stadionach widniały transparenty solidarnościowe, organizowano akcje charytatywne i zbiórki pomocy dla potrzebujących Serbów, malowano graffiti, rozdawano ulotki, klejono plakaty solidarnościowe oraz prowadzono inne akcje, mające pokazać solidarność Polaków z walczącymi Serbami. W tym roku Trzecia Droga zorganizowała zbiórkę pod hasłem „Pomocna Dłoń dla Serbów”, w ramach której zbierano odzież sportową oraz wyprawki szkolne, przeznaczone dla wielodzietnych rodzin Serbów w Kosowie, przedszkoli i szkół. To pokazuje, że solidarność z narodem serbskim nie jest tylko pustą deklaracją, ale działaniem popartym czynami, jakie podejmowano na przestrzeni lat. Trzeba pamiętać, że Serbowie bronili Europę przed tym, z czym walczy teraz zachodnia Europa – z islamskim ekstremizmem.

Dla osób zainteresowanych tematem Kosowa polecam obejrzeć czeski film dokumentalny pt. „Skradzione Kosowo”, jest on dostępny na YouTube z polskimi napisami. Film ów opowiada o historii Kosowa oraz o konflikcie serbsko – albańskim o ten rejon ziemi. Pomimo iż został on częściowo sfinansowany przez czeską telewizję, to zakazano jego emisji w TV po uznaniu przez Pragę niepodległości Kosowa uważając film za proserbski, przez co – w opinii telewizji – „ton dokumentu mógłby wywołać negatywne emocje.” W wielu krajach jest on zabroniony ze względu na to, iż jest po prostu filmem niepoprawnym politycznie. Warto w tym miejscu jeszcze dodać, iż w okresie wojny w Kosowie wszystkie telewizje na Zachodzie pokazywały skrajnie fałszywy obraz rzeczywistości, demonizując Serbów. Również polskojęzyczne media się do tego przyłożyły, ponieważ Polska w tym okresie starała się o akcesję do NATO. Tego samego NATO, który w 1999 roku zbombardował Belgrad.

Kosowo jest również regionem bogatym w surowce takie jak cynk, kobalt, nikiel i żelazo, co nie pozostaje bez wpływu na jego sytuację geopolityczną. Tuż po bombardowaniach Jugosławii w 1999 roku wojska amerykańskie zajęły 400 ha ziemi rolnej koło Urosevaca i rozpoczęły budowę bazy Camp Bondsteel, która stała się drugą co do wielkości bazą sił amerykańskich na kontynencie europejskim (po niemieckim Ramstein). Pokazuje to dobrze, komu zależy na utrzymywaniu obecnej sytuacji w Kosowie.

Pamiętając o naszej historii, w której Polacy musieli walczyć o swoją wolność z zaborcami czy okupantami w okresie II wojny światowej i zaświadczać własną krwią o polskości naszych ziem, możemy zrozumieć, jak bardzo cierpią Serbowie, którzy stracili Kosowo, przelewając krew w jego obronie przed islamskim żywiołem. Pozostawieni sami sobie, zdradzeni przez własny rząd chcący Serbii w Unii Europejskiej oraz prześladowani przez Albańczyków przy bierności, jeśli nie milczącej zgodzie Zachodu, Serbowie walczą.

Kosowo jest Serbskie!

Dodano w Bez kategorii

W minionym tygodniu prezydent przedstawił swoje inicjatywy ustawodawcze dotyczące sądownictwa. Temat reformy został w ten sposób na nowo otwarty, a relatywnie najwięcej emocji i dyskusji budzi prezydencka propozycja zmian w KRS. Jest to krótki akt prawny dotyczący w zasadzie tylko jednej kwestii – procedury wyboru członków KRS. Nowelizacja zakłada, że wybór składu KRS na czteroletnią kadencję będzie dokonywany przez Sejm większością 3/5 głosów – czyli (w warunkach polskiej ordynacji wyborczej) będzie wymagał praktycznie zawsze porozumienia rządu i opozycji. Dopiero, gdy tego porozumienia nie uda się osiągnąć zostanie uruchomiony inny, „awaryjny” mechanizm wyboru – w pierwotnym projekcie członków KRS miał wówczas wybierać po prostu prezydent. Koncepcja ta upadła jednak już po kilku dniach, ponieważ wymagała zmiany Konstytucji, co w realiach ostrego konfliktu politycznego byłoby zupełnie niemożliwe. Zamiast tego do projektu wprowadzono więc „awaryjny” mechanizm głosowania imiennego – zamiast głosować za lub przeciw całemu składowi KRS, każdy z posłów będzie mógł poprzeć tylko jednego kandydata. Piętnastu kandydatów, którzy otrzymają najwięcej głosów, zostanie członkami Krajowej Rady Sądownictwa. W praktyce mechanizm ten spowoduje więc, że poszczególne kluby poselskie będą wybierać „swoich” sędziów do KRS w liczbie proporcjonalnej do wielkości klubu. Poparcie 30 posłów będzie gwarantować kandydatowi miejsce w KRS, tak więc w obecnym parlamencie np. PiS może podzielić swoich posłów między 7 lub 8 kandydatów, PO 4 lub 5, i tak dalej.

Niestety taki mechanizm „awaryjnego” wyboru samym faktem swojego istnienia podważa sens wprowadzania rozwiązania zasadniczego, czyli wyboru KRS sejmową większością 3/5 głosów. Mechanizm ten sprawia bowiem, że partii dysponującej większością parlamentarną zawsze będzie się opłacało zablokowanie porozumienia i zastosowanie mechanizmu głosowania imiennego. Z oczywistych przyczyn rozumowanie każdej aktualnej partii rządzącej podąży następującym torem: „po co mamy wypracowywać kompromis i uzgadniać skład KRS z przeciwnikami, skoro możemy sami obsadzić większość miejsc w KRS, i to sędziami swobodnie przez siebie wybranymi, a więc uzależnionymi od nas?”. Cały projekt ustawy stanowi dowód na to, że wszyscy zainteresowani – PiS, anty-PiS, Prezydent – rozumują w kategoriach „wojny plemion” i z góry zakładają, że wszelkie porozumienie jest niemożliwe. Większość kwalifikowana 3/5 jest umieszczona w ustawie, żeby dobrze wyglądała i żeby Prezydent mógł się przedstawić wyborcom jako mediator „ponad podziałami”. Natomiast ustanowienie mechanizmu „awaryjnego” świadczy o tym, że wszyscy uważają rzeczywisty kompromis za niemożliwy i wobec tego konieczne jest ustanowienie innego mechanizmu wyboru, który będzie działał w praktyce.

Tymczasem polska praktyka parlamentarna pokazuje, że osiągnięcie takiego porozumienia jest całkowicie możliwe – i bardzo pożyteczne dla naszego państwa. W sytuacjach, w których liderzy partii tradycyjnie mają obowiązek wypracować porozumienie, udaje im się to bez problemu – jak to ma miejsce na przykład przy wyborze Prezydium Sejmu (Marszałka i wicemarszałków) na początku kadencji, kiedy decyzje są podejmowane w drodze negocjacji między klubami, a następnie jednogłośnie przyjmowane przez ogół posłów. Nieraz zdarzało się, że kandydaci na sędziów Trybunału Konstytucyjnego uzyskiwali masowe poparcie całego Sejmu (np. w 2001 roku przy wybieraniu czterech sędziów TK wszyscy czterej zwycięscy kandydaci otrzymali pomiędzy 66% a 86%(!) głosów poselskich). Ponad 60% poselskiego poparcia otrzymał też prof. Andrzej Zoll jako kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich w 2000 roku. Podobne przykłady można mnożyć.

Polska jest krajem, w którym przez długie wieki parlamenty szlacheckie uchwalały prawo w oparciu o zasadę jednomyślności, poprzez mozolne wypracowywanie rozwiązań akceptowanych przez wszystkich – i zasada ta bardzo długo świetnie się sprawdzała, zanim (dopiero w XVII wieku!) zaczęła działać na niekorzyść naszej państwowości jako pretekst do zrywania Sejmów. Prawda jest też taka, że politycy – a przynajmniej liderzy – są ludźmi racjonalnymi, a ostre konflikty między nimi odbywają się w dużej mierze „na pokaz”, na użytek widowni zebranej przed telewizorami. Żeby negocjacje odniosły skutek, trzeba jedynie zabrać kamery z pomieszczenia – i sprawić, że liderom partii będzie się opłacało wypracować kompromis.

I tu właśnie tkwi sedno problemu z istnieniem „awaryjnego” mechanizmu głosowania imiennego – sprawia on, że największej partii kompromis się zwyczajnie nie opłaca, i oczywiste jest, że wobec tego do kompromisu nigdy nie dojdzie. Gdyby ustawa nie dawała wyboru i nakazywała powołanie członków KRS większością 3/5 głosów, bez żadnych wyjątków – mało prawdopodobne, żeby kiedykolwiek Sejm miał problem z dokonaniem tego wyboru. Zawsze prędzej czy później znalazłby się kandydat akceptowalny dla wszystkich. Ale jeżeli prezydencka nowelizacja wejdzie w życie w obecnej formie, to mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek zastosowano wybór członków KRS taką większością. Zamiast tego każdy klub będzie wolał obsadzić „swoje” stanowiska, przypadające mu w drodze arytmetycznego podziału, i w wielu wypadkach członkami KRS zostaną niestety partyjni aparatczycy w sędziowskich togach.

Zapraszam do lektury moich wcześniejszych artykułów na temat reformy sądownictwa: Taktyka spalonych sądów oraz Krajobraz po wecie.

Autor jest członkiem Zarządu Ruchu Narodowego.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. wikimedia.org

Polacy na podium w kanadyjskich zawodach Worthington Challenge 2017! Polscy czołgiści zdobyli brązowy medal.

O sukcesie polskich czołgistów poinformował st.chor. Rafał Mniedło. Czołgiści z 10. Brygady Kawalerii Pancernej, biorący udział w kanadyjskich zawodach Worthington Challenge 2017, zdobyli trzecie miejsce w kategorii 120 mm.

Nasi czołgiści w dniach od 24 września do 28 września br. wykonywali kilkadziesiąt rozmaitych zadań, min. marsz na orientację, „czyszczenie” miejscowości, nawigowanie w oparciu tylko o mapę, udzielania pierwszej pomocy medycznej, czy też pokonywanie kilkusetmetrowego toru przeszkód z dziewięćdziesięciokilogramowym manekinem.

Dowódca polskiej grupy, Jakub Słobodzian poinformował: Te cztery dni zawodów było niezwykłym i trudnym wyzwaniem. Średnio ponad dwunastogodzinne fazy zawodów, po których na przygotowanie na kolejny dzień i odpoczynek pozostawało zaledwie kilka godzin. Bardzo szeroki i wyczerpujący zakres zadań, którym podołanie wymagało od nas maksymalnego wysiłku. Ponadto musieliśmy ciągle operować językiem angielskim i stosować w czasie zawodów procedury kanadyjskie. Nie dysponowaliśmy żadnymi doświadczeniami poprzedników, gdyż pierwszy raz polska reprezentacja brała udział w tych zawodach.

Defence24.pl

Dodano w Bez kategorii

/ fot. wikipedia commons

Zawieszono postępowanie studentki z Izraela, która ukradła eksponaty z Auschwitz. O zawieszeniu postępowania poinformowała oświęcimska prokuratura.

O decyzji poinformował zastępca prokuratora rejonowego Mariusz Słomka. Oświęcimska prokuratura wystąpiła o przesłuchanie studentki z Izraela, która w mediach przyznała się do zabrania kilku przedmiotów z byłego niemieckiego obozu Auschwitz, a później temu zaprzeczyła.

Dzisiaj rano prokurator poinformował: Chodzi o przesłuchanie kobiety, która pierwotnie w wypowiedzi dla mediów przyznała się do zaboru przedmiotów, ale potem w oświadczeniu zmieniała zdanie. Zostanie ona przesłuchana w charakterze świadka. Będzie uprzedzona o odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. Znajdzie się zatem w innej sytuacji procesowej niż w przypadku wypowiedzi dla mediów. Tu bowiem słowa rodzą konsekwencje prawne.

Jednak pojawiły się pewne problemy w związku z ukaraniem studentki. Mariusz Słomka wyjaśnił, że przesłuchanie jest uzależnione od Izraela. Czas zależy od kraju. W niektórych państwach trwa to kilka miesięcy, w innych lata. Mamy niewielkie możliwości wpływania na bieg tych czynności. Wykonują je organy państwa, do którego prośba o pomoc jest skierowana.

Prokuratura uznała, że zawiesi postępowanie do czasu, gdy Izrael przekaże stronie polskiej zeznania studentki.

Z naszej strony przypominamy o tym, że trwa zbiórka funduszy na film dokumentalny German Death Camps w języku angielskim, który ma odkłamywać fałszywą narrację o “polskich obozach koncentracyjnych”. Wsparcia można udzielić w serwisie zrzutka.pl lub za pośrednictwem PayPala.

Link do zbiórki: https://zrzutka.pl/german-death-camps
Strona internetowa filmu: http://germandeathcamps.film
Facebook: https://facebook.com/film.german.death.camps
Twitter: https://twitter.com/GDC_Film
Wsparcie przez PayPal: można udzielić pod tym linkiem

onet.pl

Dodano w Bez kategorii