PRAW(NA) STRONA: Pozorowana reforma sądownictwa

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

W minionym tygodniu prezydent przedstawił swoje inicjatywy ustawodawcze dotyczące sądownictwa. Temat reformy został w ten sposób na nowo otwarty, a relatywnie najwięcej emocji i dyskusji budzi prezydencka propozycja zmian w KRS. Jest to krótki akt prawny dotyczący w zasadzie tylko jednej kwestii – procedury wyboru członków KRS. Nowelizacja zakłada, że wybór składu KRS na czteroletnią kadencję będzie dokonywany przez Sejm większością 3/5 głosów – czyli (w warunkach polskiej ordynacji wyborczej) będzie wymagał praktycznie zawsze porozumienia rządu i opozycji. Dopiero, gdy tego porozumienia nie uda się osiągnąć zostanie uruchomiony inny, „awaryjny” mechanizm wyboru – w pierwotnym projekcie członków KRS miał wówczas wybierać po prostu prezydent. Koncepcja ta upadła jednak już po kilku dniach, ponieważ wymagała zmiany Konstytucji, co w realiach ostrego konfliktu politycznego byłoby zupełnie niemożliwe. Zamiast tego do projektu wprowadzono więc „awaryjny” mechanizm głosowania imiennego – zamiast głosować za lub przeciw całemu składowi KRS, każdy z posłów będzie mógł poprzeć tylko jednego kandydata. Piętnastu kandydatów, którzy otrzymają najwięcej głosów, zostanie członkami Krajowej Rady Sądownictwa. W praktyce mechanizm ten spowoduje więc, że poszczególne kluby poselskie będą wybierać „swoich” sędziów do KRS w liczbie proporcjonalnej do wielkości klubu. Poparcie 30 posłów będzie gwarantować kandydatowi miejsce w KRS, tak więc w obecnym parlamencie np. PiS może podzielić swoich posłów między 7 lub 8 kandydatów, PO 4 lub 5, i tak dalej.

Niestety taki mechanizm „awaryjnego” wyboru samym faktem swojego istnienia podważa sens wprowadzania rozwiązania zasadniczego, czyli wyboru KRS sejmową większością 3/5 głosów. Mechanizm ten sprawia bowiem, że partii dysponującej większością parlamentarną zawsze będzie się opłacało zablokowanie porozumienia i zastosowanie mechanizmu głosowania imiennego. Z oczywistych przyczyn rozumowanie każdej aktualnej partii rządzącej podąży następującym torem: „po co mamy wypracowywać kompromis i uzgadniać skład KRS z przeciwnikami, skoro możemy sami obsadzić większość miejsc w KRS, i to sędziami swobodnie przez siebie wybranymi, a więc uzależnionymi od nas?”. Cały projekt ustawy stanowi dowód na to, że wszyscy zainteresowani – PiS, anty-PiS, Prezydent – rozumują w kategoriach „wojny plemion” i z góry zakładają, że wszelkie porozumienie jest niemożliwe. Większość kwalifikowana 3/5 jest umieszczona w ustawie, żeby dobrze wyglądała i żeby Prezydent mógł się przedstawić wyborcom jako mediator „ponad podziałami”. Natomiast ustanowienie mechanizmu „awaryjnego” świadczy o tym, że wszyscy uważają rzeczywisty kompromis za niemożliwy i wobec tego konieczne jest ustanowienie innego mechanizmu wyboru, który będzie działał w praktyce.

Tymczasem polska praktyka parlamentarna pokazuje, że osiągnięcie takiego porozumienia jest całkowicie możliwe – i bardzo pożyteczne dla naszego państwa. W sytuacjach, w których liderzy partii tradycyjnie mają obowiązek wypracować porozumienie, udaje im się to bez problemu – jak to ma miejsce na przykład przy wyborze Prezydium Sejmu (Marszałka i wicemarszałków) na początku kadencji, kiedy decyzje są podejmowane w drodze negocjacji między klubami, a następnie jednogłośnie przyjmowane przez ogół posłów. Nieraz zdarzało się, że kandydaci na sędziów Trybunału Konstytucyjnego uzyskiwali masowe poparcie całego Sejmu (np. w 2001 roku przy wybieraniu czterech sędziów TK wszyscy czterej zwycięscy kandydaci otrzymali pomiędzy 66% a 86%(!) głosów poselskich). Ponad 60% poselskiego poparcia otrzymał też prof. Andrzej Zoll jako kandydat na Rzecznika Praw Obywatelskich w 2000 roku. Podobne przykłady można mnożyć.

Polska jest krajem, w którym przez długie wieki parlamenty szlacheckie uchwalały prawo w oparciu o zasadę jednomyślności, poprzez mozolne wypracowywanie rozwiązań akceptowanych przez wszystkich – i zasada ta bardzo długo świetnie się sprawdzała, zanim (dopiero w XVII wieku!) zaczęła działać na niekorzyść naszej państwowości jako pretekst do zrywania Sejmów. Prawda jest też taka, że politycy – a przynajmniej liderzy – są ludźmi racjonalnymi, a ostre konflikty między nimi odbywają się w dużej mierze „na pokaz”, na użytek widowni zebranej przed telewizorami. Żeby negocjacje odniosły skutek, trzeba jedynie zabrać kamery z pomieszczenia – i sprawić, że liderom partii będzie się opłacało wypracować kompromis.

I tu właśnie tkwi sedno problemu z istnieniem „awaryjnego” mechanizmu głosowania imiennego – sprawia on, że największej partii kompromis się zwyczajnie nie opłaca, i oczywiste jest, że wobec tego do kompromisu nigdy nie dojdzie. Gdyby ustawa nie dawała wyboru i nakazywała powołanie członków KRS większością 3/5 głosów, bez żadnych wyjątków – mało prawdopodobne, żeby kiedykolwiek Sejm miał problem z dokonaniem tego wyboru. Zawsze prędzej czy później znalazłby się kandydat akceptowalny dla wszystkich. Ale jeżeli prezydencka nowelizacja wejdzie w życie w obecnej formie, to mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek zastosowano wybór członków KRS taką większością. Zamiast tego każdy klub będzie wolał obsadzić „swoje” stanowiska, przypadające mu w drodze arytmetycznego podziału, i w wielu wypadkach członkami KRS zostaną niestety partyjni aparatczycy w sędziowskich togach.

Zapraszam do lektury moich wcześniejszych artykułów na temat reformy sądownictwa: Taktyka spalonych sądów oraz Krajobraz po wecie.

Autor jest członkiem Zarządu Ruchu Narodowego.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY