Polska nowa ustawa jest szczególnie nieprzyjemna, ponieważ oddala konfrontację z najbardziej mrożącym aspektem wojennej historii kraju – stopniu w jakim Polacy byli współwinni w niszczeniu swoich żydowskich sąsiadów – ocenia Robert Singer, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów.
Singer podkreśla, że wyczulenie Polaków w kwestii nazewnictwa obozów zagłady polskimi jest zrozumiałe. “Chcą, aby było jasne, że to Niemcy, a nie Polacy, byli odpowiedzialni za stworzenie i utrzymanie tych fabryk śmierci” – wskazuje. Jak jednak podkreśla, choć prawdą jest, że Auschwitz-Birkenau, Treblinka, Majdanek, Chełmno, Sobibór i Bełżec należy nazywać obozami „nazistowskimi” lub „niemieckimi” w okupowanej Polsce, kraj ten popełnia poważny błąd penalizując niestosowanie się do tej praktyki.
Dlaczego? Otóż zdaniem przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów zaradzić zakłamywaniu historii może nie penalizacja, a kampania edukacyjna. “Polska nowa ustawa jest szczególnie nieprzyjemna, ponieważ oddala konfrontację z najbardziej mrożącym aspektem wojennej historii kraju – stopniu w jakim Polacy byli współwinni w niszczeniu swoich żydowskich sąsiadów” – uważa. Singer przywołuje “wybitnych polskich uczonych”, według których napaści Polaków na Żydów nie były zjawiskiem odosobnionym i przekonuje że autorzy publikacji na ten temat nie mogą zostać uznani za przestępców. “Uchwalenie tego prawa może być postrzegane jako akt zaciemniania historii i ataku na demokrację” – kwituje Singer.
Sobotnie wydanie programu “Studio Polska”, który prowadzili Magdalena Ogórek oraz Jacek Łęski, było niezwykle emocjonalne. Debata na temat kwestii relacji polsko-żydowskich w kontekście przyjętej przez Sejm ustawy zakładającej m. in. karanie za używanie sformułowania “polskie obozy śmierci”, przerodziła się w burzliwą awanturę.
Do ostrej wymiany zdań doszło między jednym z uczestników publiczności programu, a gościem – Adamem Sandauerem, doktorem fizyki, społecznikiem żydowskiego pochodzenia, honorowym przewodniczącym Stowarzyszenia Pacjentów “Primum Non Nocere”.
– Niby jako jedyny naród pomagaliśmy Żydom, a teraz Żydzi mają cały czas jakieś roszczenia do nas. Senat amerykański przyjął ostatnio ustawę 447, która mówi, że mamy im zwrócić 65 miliardów dolarów. Panie Sandaure, Pan powiedział, że Polacy się nie nauczyli, żeby w świat puścić wiadomości prawdziwe. To jeżeli Żydzi mówią we wszystkich językach, to powinniście też jako naród przez nas ratowany, opowiadać wszystkim – stwierdził gość z publiczności.
Wtedy Adam Sandauer oburzony poderwał się i oznajmił, że opuszcza program. Został jednak zatrzymany przez prowadzących.
– My jesteśmy na swoim terytorium. Cały czas idzie rozgrywa o Żydów na terytorium Polski – kontynuował uczestnik publiczności “Studia Polska”.
ANTYSEMICKI ATAK W TVP
Pełną odpowiedzialność za antysemicki atak na Adama Sandauera ponoszą Magdalena Ogórek i Jacek Łęski. To oni sprowadzili antysemitę na widownię. To oni ustawili klakierów. Klaszczą jak na zawołanie. pic.twitter.com/1u9WHyylRF
W programie ,,Woronicza 17″ goście rozmawiali o niedawno przyjętym projekcie ustawy wprowadzającej kary za używanie sformułowania ,,polskie obozy śmierci”. Rozmowa przyjęła nispodziewany obrót.
Strona Izraelska domaga się wycofania projektu ustawy, oskarżając Polaków o holokaust.
– Zdecydowanie potępiam nową ustawę przyjętą w Polsce, która jest próbą zaprzeczenia udziału wielu polskich obywateli w Holokauście. (…) Setki tysięcy Żydów było zamordowanych bez nawet zobaczenia niemieckiego żołnierza – mówił Jair Lapid, przywódca opozycyjnej, centrowej partii Jest Przyszłość (Jesz Atid), a jednocześnie były izraelski minister finansów cytowany przez anglojęzyczny portal „Times of Israel”.
Marcin Horała z PiS oraz Jan Grabiec z PO debatowali i ustosunkowywali się do reakcji strony izraelskiej.
– Głos, który w tym momencie powinien zabrzmieć, to głos Donalda Tuska – mówił polityk obozu rządzącego.
Jan Grabiec niespodziewanie odpowiedział: Zawsze, kiedy stoimy po stronie prawdy, to stoimy razem.
Po tym Marcin Horała stwierdził, że Donald Tusk powinien wykorzystać swoje wysokie stanowisko do obrony interesów Polski.
Donald Tusk reprezentuje Polskę w Unii Europejskiej? – pytał Jana Grabca dziennikarz.
Donald Tusk jest najwyższym przedstawicielem Polski, Polakiem zajmującym najwyższe stanowisko w organizacjach międzynarodowych– mówił polityk.
A Polski nie reprezentuje? – dopytywał Rachoń, prowadzący programu.
Trochę jak Jan Paweł II nie reprezentował Polski w Watykanie, ale był papieżem wszystkich, tak Tusk reprezentuje Polskę w UE – powiedział Grabiec, czym wywołał śmiech u obecnych w studiu.
Donald Tusk jak Jan Paweł II… To jest jakaś koncepcja – zadrwił Rachoń.
Doktor Aldona Ciborowska w rozmowie z Rafałem Mossakowskim tłumaczyła nowoczesne oblicze komunizmu. Jak twierdzi, w dzisiejszej przestrzeni, zwłaszcza społecznej, mamy do czynienia z wyewoluowaną formą tegoż systemu w postaci marksizmu kulturowego.
Obecne oblicze społeczeństwa coraz bardziej odbiera od dotychczasowych, tradycyjnych chrześcijańskich standardów. Doktor Aldona Ciborowska nie ma wątpliwości, że jest to w dużej mierze spowodowane oddziaływaniem tzw. “nowej komuny”. Można ją zdefiniować jako marksizm kulturowy.
Pod pozorem społecznego egalitaryzmu i tolerancji (równości – red.), rzeczywistym przekazem podprogowym marksizmu kulturowego są demoliberalne ideologie. To m. in. genderyzm, laickość i materializm.
Gość Mediów Narodowych wyjaśnia pojęcie “zrównoważonego rozwoju”. Zdaniem doktor Aldony stoją za tym inżynierowie “nowej lewicy”, którzy zredefiniowali pojęcie praw człowieka i kulturowych kodów społecznych. Wytworzyli w ich miejsce całą ideologię przestawiającą ludzkie myślenie na zupełnie nowe tory. To ma być nowoczesny sposób na sterowanie społeczeństwem po upadku klasycznego komunizmu u końca XX-go wieku.
W sobotę 27 stycznia w Zakopanem odbywał się konkurs Pucharu Świata. Było to niewątpliwe wielkie święto sportowe. Jednak miał miejsce wypadek, który zniesmaczył część widzów.
Na widowni pod Wielką Krokwią zgromadziło się 25 tysięcy widzów. Morze biało-czerwonych flag, setki trąbek i gardeł wspierało naszych reprezentantów. Wysiłki polskich kibiców nie poszły na marne. Ich wsparcie zaprowadziło naszych skoczków do historycznego triumfu.
Zgodnie z polską ,,tradycją”, która jednak dzieli nasze społeczeństwo, na flagach pojawiły się nazwy miejscowości, z których przyjechali kibice. Jest to sprawa, która od dawna jest dyskutowana w przestrzeni publicznej. Jedno twierdzą, że pisanie po fladze narodowej to profanacja, inni nie widzą w tym nic złego.
Jednak w tej kwestii Polacy są zgodni, przynajmniej większość z nas. Wypisywanie głupich żartów na tak ważnym dla Polaków symboli jest niedopuszczalne. A do takiej sytuacji doszło właśnie podczas konursu w Zakopanem.
Na jednej z flag pojawił się napis ,,Wenger out”.Taka fraza wypisywana jest przez kibiców piłki nożnej w różnych miejscach: na forach internetowych, na murach itd. Internauci przebijają się w tym kto będzie bardziej kreatywny.
O co właściwie chodzi? Arsene Wenger to francuski manager klubu piłkarskiego Arsenal Londyn. Francuz prowadzi angielską drużynę od 22 lat. Mimo dużych sukcesów w przeszłości, od dłuższego czasu Arsenal nie wygrał poważnego trofeum. To daje podstawę kibicom do domagania się zwolnienia Arsene Wengera. Stąd właśnie pochodzi hasło ,,Wenger out”. Z czasem protest kibiców Arsenalu, zmienił się w internetową zabawę, o której zasadach pisaliśmy wyżej.
Fakt pojawienia się tego żartobliwego hasła na polskiej fladze bulwersuje część kibiców. Istnieje jednak różnica między wypisywaniem nazw miejscowości, a głupich żartów na biało-czerwonej fladze. Pierwszą sytuację da się w pewnien sposób argumentować, a mimo to nadal będzie budziła kontrowersje. Natomiast w drugim przypadku doszło do jawnej profanacji – tak przynajmniej twierdzi niejeden Polak.
Nie podoba mi się ta flaga z "Wenger Out", tym bardziej, że wywiesił ją dziennikarz. Niech mu ktoś powie, że na to jest paragraf, chyba, że to znowu jakaś prowokacja#skijumpingfamilly#skokitvp#Zakopane
Izrael w skandaliczny sposób zareagował na nową ustawę przyjętą przez Sejm. Czołowi przedstawiciele władz napisali m.in. – Były polskie obozy śmierci i żadne prawo tego nie zmieni.
Jak podaje Telewizja Republika – Premier Benjamin Netanjahu potępił w sobotę nowe ustawodawstwo w Polsce, które zakazuje jakichkolwiek wzmianek o zbrodniach przez “naród polski” podczas Holokaustu, wzywając ambasadora Izraela w Warszawie do spotkania z polskim premierem w sprawie kontrowersyjnego projektu ustawy.
W piątek Sejm przyjął ustawę, która zakazuje używania zwrotu “polskie obozy śmierci”. Zdaniem władz Izraela Polska w ten sposób próbuje zakazać mówienia o współodpowiedzialności Polaków za Holokaust.
#BREAKING: Israeli foreign ministry says Polish government must amend bill that would criminalize suggestions Poland shares some responsibility for the Holocaust pic.twitter.com/c22pW5ZbLo
Nową ustawę skomentowali także czołowi politycy Izraela. Wymyślono to w Niemczech, ale setki tysięcy Żydów zostały zamordowane, nie spotykając niemieckiego żołnierza. Były polskie obozy śmierci i żadne prawo tego nie zmieni – napisał Yair Lapid.
I utterly condemn the new Polish law which tries to deny Polish complicity in the Holocaust. It was conceived in Germany but hundreds of thousands of Jews were murdered without ever meeting a German soldier. There were Polish death camps and no law can ever change that.
Na skandaliczne słowa zareagowali internauci. Na wpis odpowiedziała także ambasada ambasada RP w Izraelu, która zasugerowała politykowi, że powinien się doedukować na temat Holokaustu. Jednak Lapid bezczelnie odpowiedział – Nie potrzebuje od was lekcji. Konsekwencje odczuwamy po dziś dzień. Ambasada powinna natychmiast wystosować przeprosiny.
I am a son of a Holocaust survivor. My grandmother was murdered in Poland by Germans and Poles. I don’t need Holocaust education from you. We live with the consequences every day in our collective memory. Your embassy should offer an immediate apology.
Słowa polityków skomentował także Icchak Herzog, przewodniczący opozycji w Knesecie. Zażądał on od premiera, aby ten wezwał ambasadora Izraela z Warszawy na konsultacje w sprawie dogłębnie błędnej ustawy.
Polscy skoczkowie odnieśli historyczny sukces w Zakopanem. Stoch, Hula, Kot i Kubacki – to zawodnicy skaczący w dzisiejszym konkursie.
Pierwsza seria konkursu zakończyła się zwycięstwem Polaków. Nic dziwnego, nasi reprezentanci skakali fenomenalnie. Maciej Kot był pierwszym polskim skoczkiem w tym konkursie, a jego skok na 133 metry był tylko zapowiedzią kolejnych lotów jego kolegów z drużyny. Stefan Hula zamknął usta swoim krytykom, lądując na 136 metrze. Nieco gorzej zaprezentował się Dawid Kubacki, jednak skok o długości 128.5 metra był naprawdę przyzwoity, a taka stabilność pozwoliła nam na dalszą walkę. 134 metry Kamila Stocha rozwijały jednak wszelkie wątpliwości – Polacy triumfowali w pierwszej serii.
Druga część konkursu odbyła się zgodnie z planem. Skoki na odległość 130, 135.5, 133 i 141.5 (w takiej kolejności jak w pierwszej serii) pozwoliły Polakom na obronę najwyższego miejsca na podium wywalczonego w pierwszej części konkursu.
Polacy skakali fenomenalnie, ale nie wiadomo czy moglibyśmy usłyszeć i zaśpiewać Mazurek Dąbrowskiego pod Wielką Krokwią gdyby nie Kamil Stoch, który ustanowił nowy rekord skoczni! W taki właśnie sposób powinno się stawiać kropkę nad i.
Jednak najważniejszym faktem z dzisiejszego konkursu Pucharu Świata było pierwsze historyczne zwycięstwo w rywalizacji drużynowej polskiej kadry w Zakopanem. Nasi reprezentanci zwyciężali już dwukrotnie, jednak pierwszy raz na polskiej ziemi.
Polscy skoczkowie po raz kolejny pokazali klasę i przynieśli naszej ojczyźnie chlubę na arenie międzynarodowej.
Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa wyraziła ubolewanie, że Polska nie świętowała, jak to nazwała, 73. rocznicy wyzwolenia Warszawy przez Armię Czerwoną. Szkoda, że polskie władze odbierają ludziom święto z okazji wyzwolenia od faszyzmu i nierzadko narzucają społeczeństwu sprzeczne pojęcia – powiedziała.
Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, winą za brak odpowiednich uroczystości w Polsce, w rocznicę zajęcia Warszawy przez Armię Czerwoną, obarcza polskie władze oraz media.
Szkoda, że polskie władze odbierają ludziom święto z okazji wyzwolenia od faszyzmu i nierzadko narzucają społeczeństwu sprzeczne pojęcia – powiedziała.
Jeśli polskie media wolały to przemilczeć, to opowiemy o tym w Moskwie – dodała.
Zacharova wykorzystując okazję, złożyła życzenia weteranom 1. Armii ludowego Wojska Polskiego, którzy wraz z Armią Czerwoną, 17 stycznia 1945 roku weszli na gruzy stolicy. „Chcę złożyć życzenia wszystkim polskim weteranom. Pamiętamy o waszym bohaterstwie” — powiedziała rzeczniczka rosyjskiego MSZ. Polscy historycy wskazują jednak, że Armia Czerwona prawie pół roku stała pod Warszawą czekając, aż Powstanie upadnie. Natomiast zaraz po zajęciu Warszawy, NKWD przystąpiło do organizowania w stolicy swoich katowni, gdzie torturowano i zabijano polskich patriotów.
Polska i USA sprzeciwiają się Nord Stream 2, który podkopuje bezpieczeństwo energetyczne Europy i daje Rosji kolejne narzędzie upolitycznienia energetyki – mówił w Warszawie sekretarz stanu USA Rex Tillerson. Odnosząc się do negocjacji ws. kontraktów wojskowych zapewnił, że damy radę zrobić ten ostatni krok.
Tillerson spotkał się w sobotę w Warszawie z premierem Mateuszem Morawieckim. W spotkaniu uczestniczył też minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz.
Polska i Stany Zjednoczone razem są przeciwni Nord Stream 2, który podkopuje całościowe bezpieczeństwo i stabilność energetyczną Europy, zapewniając Rosji jeszcze jedno narzędzi upolitycznienia energetyki – oświadczył Tillerson na konferencji prasowej z szefem polskiej dyplomacji.
Nasz sprzeciw wynika ze wspólnego interesu strategicznego. Głęboko wierzymy, że Polska, która ma środki razem z całą Europą, żeby zdywersyfikować swoje zasoby energetyki, jest bardzo ważna dla długofalowego bezpieczeństwa Europy. Dlatego też wspieramy inicjatywy na rzecz rozwinięcia interkonektorów, celem osiągnięcia tego celu – podkreślił.
Szef najstarszej organizacji muzułmanów z Polsce zapowiada stworzenie w Białymstoku instytucji we współpracy z rządem Arabii Saudyjskiej. Polskie władze pozostają bierne od lat popierając jego osobę. W tle przenikanie obcych tendencji ideologicznych do środowiska polskich Tatarów.
Mufti Muzułmańskiego Związku Religijnego w Rzeczypospolitej Polskiej Tomasz Miśkiewicz ogłosił 15 stycznia, że stworzy w Białymstoku Muzułmańskie Centrum Kultury i Edukacji. Nie budziłoby to wielkich zastrzeżeń, Podlasie jest przecież regionem zamieszkanym autochtonicznie przez polskich Tatarów, jednak Miśkewicz, sam wywodzący się z tej społeczności, podkreślił, że nowa muzułmańska instytucja ma być „podarunkiem Arabii Saudyjskiej”.
Państwo misyjne
Prezenty Arabii Saudyjskiej zgodnie z uniwersalnym mechanizmem dyplomacji nigdy nie są nie tyle za darmo, co na darmo. Zawsze kryje się za nimi pewien polityczny cel. Nie chodzi przy tym o zwykły cel polityczny, w postaci podbudowy standardowej soft power, zwiększającej pośredni wpływ na obdarowany kraj. Arabia Saudyjska to od zarania kraj misyjny. Protoplasta dynastii Saudów, jeszcze jako kacyk pogrążonej w piaskach pustyni mieściny Dirija zawarł w 1744 r. pakt z Muhammadem abd al-Wahhabem, twórcą nowej sekty w obrębie islamu sunnickiego.
On i jego zwolennicy, nazwani wahabitami, na podobieństwo niegdysiejszych radykalnych protestantów na gruncie chrześcijaństwa, aspirowali do „oczyszczenia” islamu z jego tradycji historycznej, skażającej według nich naukę i praktykowanie wiary. „Oczyszczenie” miało prowadzić w kierunku literalnego odczytywania jego świętych pism: Koranu i sunny. Podobnie jak u wczesnych purytan poszedł za tym absurdalny kazuizm w regulowaniu praktyk życia codziennego i obyczajów, tłumaczeniu zjawisk, którymi zajmuje się nauka czy w końcu stanowieniu ładu politycznego.
Współpraca z wahabitami pozwoliła Saudom, nie bez wsparcia Brytyjczyków, podbić większą część Półwyspu Arabskiego i stworzyć silne królestwo. Sekciarska ideologia wahabitów dała też Saudom silną legitymizację dla całkowitego skupienia władzy w ręku rodu a właściwie kolejnych wydanych z niego władców, Arabia Saudyjska pozostaje bowiem w XXI wieku monarchią absolutną. Na tej ideologii opierali się Saudowie odpierając presję silnego w drugiej połowie XX wieku panarabskiego nacjonalizmu czy innych świeckich ideologii. Nie tylko wewnątrz kraju. Rychło spostrzegli oni, że eksport ideologii często bywa równoznaczny z rozszerzaniem wpływów politycznych, a co najmniej z destabilizacją innych państw, szczególnie w przypadku ideologii tak specyficznej jak wahabizm.
Dotyczy to nie tylko państw Bliskiego Wschodu. Paradoksalnie zresztą w niektórych z nich ostrożność w przyjmowaniu „darów” Arabii Saudyjskiej był i jest większa niż w państwach Europy Zachodniej gdzie Saudowie rozwijają swoją misję już od lat sześćdziesiątych XX wieku, za pośrednictwem Światowej Ligi Muzułmańskiej. Dziś nawet w najbardziej skorodowanych ideologią multikulturalizmu jej działalność zaczyna podlegać obostrzeniom. W ubiegłym roku parlament Belgii podjął działania na rzecz uchylenia nadzoru Ligi nad Wielkim Meczetem Brukseli, który został nota bene stworzony właśnie za pieniądze Saudyjczyków. Belgijscy parlamentarzyści zajęli się ekspozyturą wahabizmu po tym, gdy miejscowe służby specjalne zidentyfikowały Wielko Meczet jako rozsadnik dżihadyzmu, wykrywając dziewięciu członków organizacji terrorystycznych wśród jego słuchaczy.
Według zeszłorocznego raportu brytyjskiego think-tanku Henry Jackson Society Saudowie wydali w ciągu 50 lat na promowanie na świecie 86 miliardów dolarów. To więcej niż wydał Związek Radziecki na promowanie ideologii komunistycznej. Za pieniądze te powstało ponad 1500 meczetów i setki centrów kultury muzułmańskiej. Do rangi symbolu urasta fakt, że Saudyjczykami było 15 spośród 19 sprawców ataków terrorystycznych z 11 września 2001 r., które otworzyły nową erę terrorystycznego dżihadu.
Gdy po 14 latach amerykański Kongres zdecydował się w końcu na odtajnienie 28 stron raportu dotyczącego zamachów, przygotowanego w 2002 r. okazało się, że znajdowały się na nich sugestie, iż sprawcy ataków kontaktowali się z pięcioma osobnikami mogącymi mieć powiązania z saudyjskimi służbami specjalnymi. Nie wiadomo nic o potwierdzeniu tych poszlak przez dalsze działania wywiadowcze, okazały się jednak one na tyle poważne, że dały podstawę rodzinom 850 ofiar zamachów z 2001 do pozwania w 2017 r. państwa saudyjskiego przed Sądem Federalnym w Nowym Jorku pod zarzutem wspierania Al-Kaidy przez funkcjonariuszy tego państwa.
Rola Saudów i ich poddanych we wspieraniu najbardziej skrajnych form zbrojnego islamizmu stała się ostatecznie jasna dla wszystkich obserwatorów trwającego już niemal siedem lat konfliktu w Syrii. By osiągnąć cel obalenia, zdefiniowanego jako wróg, prezydenta Baszara al-Asada, z Arabii Saudyjskiej szerokim strumieniem popłynęły pieniądze możnych szejków, a niewiele węższym potokiem ochotnicy do wahabickich ugrupowań zbrojnych, często uprzednio zwalniani z saudyjskich więzień.
W istocie deklaracja przewodniczącego Muzułmańskiego Związku Religijnego w Rzeczypospolitej nie jest jednostkowym problemem, jest symptomem niezwykle niebezpiecznej tendencji ideologicznego infekowania środowiska polskich muzułmanów. Islam jest częścią polskiej historii. Istnieje forma islamu, którą można nazwać polską, która wpisała się w polską kulturę w takim stopniu w jakim praktykowanie w jej ramach religii Mahometa pozwoliło Tatarom zintegrować się z polskim narodem i w pełni zidentyfikować z nim.
Nie piszę tu o banalnej tolerancji, czy „harmonijnym współżyciu” rodem z namolnych agitek. Nasi rodacy muzułmanie dali przez kilka wieków polskiej historii aż nadto dowodów, często spisanych czerwonym tuszem przelanej krwi, że byli i są Polakami par excellence. Brali udział w kolejnych powstaniach, walczyli o granice II RP, w której armii mieli nawet początkowo własny Pułk Jazdy Tatarskiej. Polskie Tatarki nie zawijają się w mniej lub bardziej szczelne chusty, a drewniany meczet w Kruszynianach przypomina raczej sąsiadujące z nim na Podlasiu katolickie kościoły i małe cerkiewki. Nie różnią się nazwiskami, najczęściej nawet nie imionami, mówią tym samym polskim językiem. Jak długo?
W MZR, najstarszej organizacji muzułmanów w Polsce, tradycyjnie, od 1925 r. tworzonej przez Tatarów i funkcjonującej nawet w czasach komunizmu, w 2012 roku doszło do poważnego sporu. W listopadzie 2012 roku kongres organizacji dokonał rozdzielenia stanowiska muftiego i przewodniczącego MZR decydując, że na tym drugim stanowisku Tomasza Miśkiewicza zastąpi Tomasz Teodorowicz. Ten pierwszy nie pogodził się jednak z decyzją delegatów Związku i nie oddał władzy.
Wiele mediów i sam Miśkiewicz ukazywało ten konflikt w kategoriach personalnej rozgrywki o władzę i pieniądze. Przeciwnicy oskarżają bowiem Miśkiewicza o dążenie do monopolizacji zysków z certyfikacji uboju rytualnego – w grę chodzącą setki tysięcy złotych rocznie, które zamiast do kasy MZR zaczęły przepływać swego czasu na konto firmy żony muftiego. Było to zresztą przyczyną ostrego konfliktu w Centrum Kultury Islamu kontrolującego warszawski meczet przy ul. Wiertniczej. Miśkiewicz próbował przejąć go poprzez istny zajazd z pracownikami agencji ochrony 4 lipca zeszłego roku, ale ostatecznie próbę przejęcia udaremniła policja, a sprawa znalazła się pod lupą warszawskiej prokuratury.
Ciągnący się do dzisiaj spór ma jednak dużo większą stawkę. 40-letni Miśkiewicz już w wieku lat 15 wyjechał do Syrii a następnie Sudanu by zgłębiać nauki religijne. W 1993 r. otrzymał stypendium Arabii Saudyjskiej i rozpoczął naukę w tamtejszym Instytucie Nauczania Języka Arabskiego dla Obcokrajowców. Następnie wstąpił na wyższe studia teologiczne na Uniwersytecie Islamskim w saudyjskiej Medynie, gdzie ukończył specjalizację prawo szariackie. Po powrocie do kraju w 2000 r. stanął na czele białostockiej gminy muzułmańskiej a w 2004 r. objął przewodnictwo w MZR, zyskując także tytuł muftiego. Szefując białostockiej gminie muzułmańskiej, do 2010 roku był jednocześnie zwierzchnikiem wspomnianego warszawskiego Centrum Kultury Islamu.
Miśkiewicz ma wśród polskich Tatarów opinię człowieka dążącego do jego „oczyszczenia” z lokalnej specyfiki. Medyńskie nauki nie poszły w las. Miśkiewicz dąży do integracji społeczności tatarskiej z imigrantami z państwa muzułmańskich, których społeczności już w tej chwili znacznie przerastają liczebnie naszych rdzennych muzułmanów. Charakterystyczne, że gdy obwieścił w pałacu prezydenckim, że odbierze „podarunek od Arabii Saudyjskiej” Miśkiewicz uznał za stosowne podkreślić, że przemawia „w imieniu społeczności muzułmańskiej w Polsce, nie tylko Tatarów polskich”.
W zeszłym roku tygodnik „Polityka” ustalił, że korzysta z dotacji saudyjskiej organizacji Al-Rabita oraz rządowej Tureckiej Agencji Współpracy Międzynarodowej i Rozwoju. To miało się zresztą stać przyczyną tego, że miejscowi tatarski imam w Suchowoli został zastąpiony przez Miśkiewicza przybyszem z Turcji. Turcy zarządzają teraz nawet muzułmańskim cmentarzem w Warszawie. Jedynym uznawanym obecnie przez Miśkiewicza meczetem w centrum kraju jest turecki meczet Warszawa-Fatih w Raszynie. „Świat jest taki, że wszyscy się jednoczą. Jednoczy się Europa, to muzułmanie też powinni się jednoczyć” – cytował niedawno słowa Miśkiewicza portal PCh24.pl.
Obejrzyj także:
Wsparcie władz
To co niepokoi najbardziej to fakt, że Miśkiewicz cały czas korzysta ze wsparcia władz państwowych. Już w 2006 roku prezydent Lech Kaczyński uznał za stosowne odznaczyć go Srebrnym Krzyżem Zasługi, a w 2011 roku jego następca Bronisław Komorowski dodał do niego Złoty Krzyż Zasługi. Muzułmański działacz może nosić je obok Srebrnego Medalu zaangażowania na rzecz dialogu jaki w 2008 r. przyznał mu król Arabii Saudyjskiej. Można to potraktować jako symbol tego, że przez kolejne lata, kolejne polskie rządy stają po stronie Miśkiewicza przeciw większości tatarskiej społeczności. Już wkrótce po rozgorzeniu konfliktu w ramach MZR w 2012 r. ówczesne Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji wydało opinię, opierając się na ustawie o stosunku państwa do Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP z 1936 r., że funkcja muftiego jest dożywotnia i łączy się z funkcją przewodniczącego MZR.
Tatarscy przeciwnicy wgłębili się zatem w przepisy ustawy i odkryli, że chętnie powołujący się na nią Miśkiewicz został powołany na stanowisko muftiego wbrew jej zapisom – w 2004 roku nie miał 40 lat, odpowiedniego poziomu wykształcenia religijnego, nie znał też dwóch języków obcych. Na tej podstawie zwołali z październiku 2016 r. Wszechpolski Elekcyjny Kongres Muzułmański, który ściśle według ustawowych zapisów powołał na muftiego imama gminy w Kruszynianach, wywodzącego się z starej tatarskiej rodziny Janusza Aleksandrowicza. Miśkiewicz natychmiast oprotestował te działania wobec organów państwa.
17 lipca 2017 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wydało zaświadczenie, że Miśkiewicz nadal jest muftim. Poza zupełnie niezrozumiałym popieraniem osoby tak kontrowersyjnej zarówno w środowisku Tatarów, jak i z punktu widzenia interesu narodowego, działania Ministerstwa mają i ten skutek, że wzbudzają coraz większą frustrację w tej społeczności i wrogość wobec nadzoru państwa nad jej życiem religijnym. Świadczy o tym chociażby zeszłoroczny list Aleksandrowicza do MSWiA oprotestowujący działania resortu. Jego zwolennicy, przeciwni Miśkiewiczowi, domagają się nowelizacji ustawy regulującej funkcjonowanie MZR.
Sytuacja w której Arabia Saudyjska zaczyna sponsorować instytucje muzułmańskie w Polsce powinna więc wywołać nie tyle żółte co czerwone światło ze strony stosownych władz. To czerwone światło powinno być zapalone tym, którzy są pośrednikami saudyjskich wpływów w Polsce. Na razie władze wspierają Miśkiewicza a wobec jego inicjatywy 21 stycznia minister spraw wewnętrznych i administracji zdobył się tak stanowczy ruch jak wpis na Twitterze, w którym stwierdził, że polecił „odpowiednim departamentom” w swoim resorcie „monitorowanie tej sprawy”. Jak dodał – „nie wydaje mi się aby odlegli ,kulturowo, mentalnie, historycznie i geograficznie ortodoksyjni saudyjscy wahabici mieli wspierać polskich Tatarów którzy zawsze mogli liczyć na wsparcie własnej Ojczyzny”.
Cieszę się, że Joachim Brudziński dostrzega zagrożenie. Jednak słuszne poglądy i konstatacje to zdecydowanie za mało, odkąd ponad dwa lata temu przestał być posłem opozycji, stając się jednym z najbardziej wpływowych polityków partii rządzącej niepodzielnie naszym państwem, by w końcu sformalizować swoje wpływy przejmując stanowisko głównego odpowiedzialnego za bezpieczeństwo wewnętrzne. Tymczasem Bronisław Talkowski, przewodniczący Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w głównym tradycyjnym ośrodku tatarskim w Polsce – Kruszynianach, przyznał, że wysunięty przez Miśkiewicza projekt centrum muzułmańskiego ma się nijak do rzeczywistych potrzeb niezbyt licznego środowiska muzułmanów w Białymstoku, znacznie te potrzeby przerastając. Jego pogląd popiera szereg innych przedstawicieli społeczności tatarskiej. Władze państwowe nie podejmują tej argumentacji.
O tym jak pewny swojej pozycji jest Miśkiewicz świadczy, że zdecydował się ogłosić koordynowaną przez siebie saudyjską inwestycję właśnie na dorocznym spotkaniu prezydenta z przedstawicielami wspólnot religijnych. A ministra spaw wewnętrznych stać tylko jeden tweet, by już cztery dni później godzinami grzmieć z mównicy sejmowej i mediach „zero tolerancji dla totalitaryzmów” w odpowiedzi na medialny spektakl z kabotynami od tortu z wafelkową swastyką w roli głównej.
Skąd bierze się ten imposybilizm Prawa i Sprawiedliwości, by przywołać sformułowanie chętnie używane przez Jarosława Kaczyńskiego ukazującego swoją partię jako jedyną siłę polityczną zdolną przywrócenia państwu polskiemu mocy sprawczej i podmiotowości wewnętrznej i zewnętrznej? Właśnie pod władzą w PiS, Polska wpada w koleiny, którymi od dekad podążają państwa Europy Zachodniej, gdzie za swobodę działalności wahabitów społeczeństwa musiały zapłacić rachunek krwi w kolejnych zamachach terrorystycznych. Czy mamy do czynienia jedynie z inercją czynnika politycznego w resorcie połączoną z ignorancją urzędników? A może wpływ na to ma całokształt rozumienia podmiotowości przez obóz PiS i wynikająca z niego polityka zagraniczna?
Dla obecnego obozu rządzącego wiązanie, czy wręcz utożsamianie interesu narodowego Polski z interesami Stanów Zjednoczonych stało się aksjomatem. Znajduje to wyraz w praktycznym dostosowaniu wszystkich posunięć naszej polityki zagranicznej, do polityki Waszyngtonu. Przejawia się to także w polityce wobec Bliskiego Wschodu. Amerykanie uznali za wroga walczącego z salafitami Baszara al-Asada, wkrótce stał się on wrogiem także dla Polski. Najpierw nasza ambasada w Damaszku podjęła się oficjalnie reprezentowania w Syrii interesów USA, po czym w 2012 r. została zamknięta.
Polscy piloci wspierają skupioną wokół Amerykanów koalicję militarną działającą w Syrii, która w istocie dąży do rozmontowania jej integralności terytorialnej, wspierając rebelianckie Syryjskie Siły Demokratyczne. Donald Trump szuka pretekstu dla wysadzenia w powietrze korzystnej dla wszystkich umowy w sprawie irańskiego programu atomowego, Andrzej Duda jak na zamówienie w wystąpieniu na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ ukazuje kwestię irańskiego sektora nuklearnego jako problematyczną, tuż obok kwestii Korei Północnej. Nie można wykluczać, że i stosunek naszych władz wobec działań Saudyjczyków warunkowany jest postawą ich waszyngtońskiego seniora.
Donald Trump z pierwszą swoją wizytą zagraniczną udał się do Rijadu. Z Saudami konferował, a nawet odprawiał tradycyjne tańce z szablami, w zupełnie kordialnej atmosferze. Owocem wizyty było podpisanie pakietu umów handlowych na rekordową sumę 350 mld dolarów. Z tego 110 mld to wartość umów związanych z zakupem amerykańskiego uzbrojenia, w tym okrętów Littoral Combat Ships, śmigłowców Black Hawk i Chinook oraz systemu przeciwbalistycznego THAAD. Trump w przeciwieństwie do Obamy nie zachowywał nawet pozorów krytycyzmu wobec suadyjskiej interwencji militarnej w Jemenie, która przyczyniła się do stanu katastrofy humanitarnej w tym kraju. Obecny prezydent USA stanął po stronie Saudów nawet wtedy gdy wraz ze swoimi sprzymierzeńcami zarządzili w zeszłym roku całkowitą blokadę Kataru grożąc niewielkiemu emiratowi atakiem, choć to właśnie Katar gości największą bazę wojskową Amerykanów na Bliskim Wschodzie.
Dziś nie ma wątpliwości, że bliskowschodnia polityka Trumpa kroczy na dwóch nogach – izraelskiej i właśnie saudyjskiej. Czyżby stąd wynikała wstrzemięźliwość rządu Morawieckiego wobec saudyjskiej infiltracji w Polsce? Bez względu na to czy podejrzenia tę są słuszne czy nie, wstrzemięźliwość ta jest kolejnym potwierdzeniem tego w jak ułomny sposób, wbrew szumnej retoryce, PiS reprezentuje polskie interesy narodowe. Dziwi tylko jedno – bierność środowisk narodowych, stawiających wszak zagadnienie ochrony narodu przed agresją ideologiczno-kulturową z zewnątrz w centrum swojej refleksji.