Dzisiaj Instytut Ordo Iuris złożył do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Adama Darskiego „Nergala”. Dotyczy ono filmu, który w Dniu Kobiet (8 marca) pojawił się na oficjalnym profilu muzyka w serwisie Facebook.com. „Nergal” w sposób obraźliwy wykorzystał wizerunek Chrystusa.

Zawiadomienie zostało przygotowane z art. 196 KK (obraza uczuć religijnych) oraz art. 257 KK (obraza grupy osób ze względu na ich przynależność wyznaniową). Ordo Iuris zdecydowało się złożyć zawiadomienie we własnym imieniu i przeprowadzenie dogłębnego postępowania.

Czytaj także: Szef MSWiA o Nergalu: niech przyklei gwiazdę Dawida, albo wizerunek Mahometa jak taki „kozak”

Warto podkreślić, że mamy tutaj do czynienia przede wszystkim z publicznym znieważeniem przedmiotu czci religijnej – umieszczeniem wizerunku samego Chrystusa na męskich genitaliach. Takie zachowanie może obrażać uczucia religijne wiernych religii chrześcijańskich, dla których Jezus Chrystus jest jedną z Osób Boskich – tłumaczy mec. Kacper Chołody z Ordo Iuris.

Chociaż obrazoburczy film był wielokrotnie zgłaszany przez społeczność Facebooka jako naruszający standardy serwisu i obrażający uczucia religijne, portal nie dopatrzył się w nim uchybień i nie zdecydował się na jego usunięcie. Po rozpowszechnieniu się nagrania oraz fali negatywnych komentarzy Adam Darski „Nergal” usunął post i zamieścił na swoim profilu przeprosiny.

Składamy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa mimo usunięcia filmu i zamieszczenia przeprosin. Same przeprosiny nie zmieniają faktu, że film był dostępny przez ok. dobę na profilu artysty. W tym czasie został on wielokrotnie udostępniony i miało miejsce ok. 180 000 wyświetleń i ok. 3000 innych reakcji. Jest to bardzo duży zasięg, który wpływa na stopień naruszenia dobra chronionego z art. 196 KK. – podkreśla mec. Kacper Chołody. – Okazanie w późniejszym okresie skruchy zasadniczo nie wpływa na sam fakt popełnienia przez artystę czynu zabronionego – podsumował ekspert Ordo Iuris.

dzienniknarodowy.pl

Zobacz także:

 

Dodano w Bez kategorii

Papież Franciszek jest człowiekiem o głębokiej formacji filozoficznej i teologicznej- w taki sposób pisze papież senior o swoim następcy w specjalnym liście do prefekta Sekretariatu ds. Komunikacji prał. Dario Viganò, przesłanym z okacji prezentacji serii książek “Teologia papieża Franciszka”.

Z zadowoleniem przyjmuję tę inicjatywę, która chce sprzeciwić się i zareagować na niemądry przesąd, według którego papież Franciszek jest człowiekiem praktycznym, pozbawionym szczególnej formacji teologicznej lub filozoficznej, podczas gdy ja byłbym jedynie teoretykiem teologii, który mało zrozumiał z konkretnego życia chrześcijańskiego dzisiaj- pisze Benedykt XVI.

Czytaj także: Kontrowersyjne słowa rabina: “Franciszek doskonale rozumie, jakie jest moje podejście do Jezusa, ja rozumiem jego”

Emerytowany papież podziękował również za dar 11 książek, które złożyły się na serię zredagowaną przez ks. Roberto Repole, przewodniczącego Włoskiego Towarzystwa Teologicznego.

Niewielkie tomy słusznie ukazują, że Papież Franciszek jest człowiekiem o głębokiej formacji filozoficznej i teologicznej i dlatego pomagają zobaczyć wewnętrzną kontynuację między dwoma pontyfikatami, choć ze wszystkimi różnicami stylu i temperamentu- pisze emerytowany papież.

gosc.pl

Zobacz także:

 

Dodano w Bez kategorii

/ fot. youtube

Monika Jaruzelska na antenie Polsat News zapowiedziała dziś swój udział w wyborach samorządowych. Jej nazwisko znajdzie się na listach Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Tak, wyobrażam to sobie i właściwie ta decyzja jest już podjęta- zapowiada Jaruzelska- Pod sztandarami SLD zdecydowałam się wkroczyć na drogę polityczną- dodaje.

Czytaj także: Dlaczego teraz zdegradowano Jaruzelskiego? Jego córka ma “oryginalną” teorię

Jaruzelska wyjaśnia, iż głównym motywem wejścia w politykę jest… zajęcie się sprawą tzw. ustawy degradacyjnej. Przypomnijmy, iż przyjęcie jej mogłoby wiązać się z utratą stopnia generała przez Wojciecha Jaruzelskiego.

Przepisy procedowanej obecnie ustawy degradacyjnej mają objąć m.in. odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a także funkcjonariuszy wojskowej i cywilnej bezpieki PRL.

niezalezna.pl

Zobacz także:

 

Dodano w Bez kategorii

/ fot. youtube

W 1953 roku na Skwerze Obrońców Inowrocławia odsłonięty został pomnik Wdzięczności i Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, który miał symbolizować wyzwalanie Polski przy udziale Armii Czerwonej. Po 1989 roku, gdy rzekome „wyzwalanie” można było już nazywać wprowadzaniem nowej okupacji i zniewalaniem Polaków przez sowiecki totalitaryzm…

Czytaj także: Konferencja IPN o dekomunizacji w Polsce. Przepychanki i protest w trakcie spotkania

Pomnik zaczął budzić kontrowersje. Ostatnia nowelizacja ustawy o zakazie propagowania komunizmu nakazuje usuniecie do końca marca, tego typu monumentów. Zdaniem IPN, inowrocławski pomnik propagował komunizm. W czasie przeszłym, bowiem od godzin porannych trwała jego rozbiórka.

 

dzienniknarodowy.pl

Zobacz także:

 

Dodano w Bez kategorii

/ Fot. nadmorski24.pl

W rządzonym przez SPD Bielefeld miasto finansuje budowę mieszkań socjalnych zarezerwowanych dla azylantów.

Jak relacjonuje Adam Gwiazda na portalu społecznościowym Twitter – Na pytanie dlaczego taki program nie został uruchomiony wcześniej dla ubogich obywateli Inno Nuremberg z rady miasta odpowiedział: “Widać jasno, że to zazdrość”.

Tymczasem niedawno informowaliśmy, że kolejne miasto w RFN nie przyjmuje imigrantów. Rada miejska Pirmasens w Nadrenii (42 295 mieszkańców) uznała, że 1309 imigrantów wystarczy, dlatego wniosek o azyl 235 imigrantów odrzucono. Burmistrz z CDU mówi o “groźbie powstania społeczeństwa równoległego”.

Czytaj więcej: Niemcy: Kolejne miasto nie przyjmuje imigrantów

Za budowę oraz utrzymanie  mieszkań zapłacą – jak zwykle – niemieccy podatnicy. Zgodnie z zapewnieniami władz, domy mają stanowić rozwiązanie tymczasowe, do czasu, gdy osiedleni w nich przybysze stwierdzą, że mogą zamieszkać we własnych domach.

Bielefeld – miasto na prawach powiatu w Niemczech, w północno-wschodniej części kraju związkowego Nadrenia Północna-Westfalia, w rejencji Detmold. To największe miasto w rejonie Ostwestfalen-Lippe, centrum kulturalne i gospodarcze.

Twitter

Dodano w Bez kategorii

Nowy rok otworzył nowy rozdział w historii najpopularniejszego polskiego narzędzia do „optymalizowania” podatków, czyli umowy o dzieło z przeniesieniem praw autorskich. Słowem wprowadzenia: od wielu lat umowy o dzieło obejmujące przeniesienie praw autorskich korzystają z bardzo atrakcyjnej „ulgi” podatkowej na poziomie 50%. Przekładając to na język pieniędzy – umowa o wykonanie „artystycznego” dzieła jest realnie opodatkowana PIT na poziomie 9%. Taka umowa o dzieło jest więc podatkowo jedną z najtańszych form legalnej pracy w naszym systemie.

W pomroce dziejów giną powody, dla których w ogóle stworzono taki przywilej podatkowy. Może któryś minister miał ambicję, by Polska stała się światowym liderem w dziedzinie sztuk pięknych? Może urzędnikowi projektującemu ustawę „dzieło” kojarzyło się tylko z malarstwem i uznał, że farby są drogie, więc artystów trzeba potraktować ulgowo? A może po prostu szef ZAiKSu dobrze się znał z jakimś dyrektorem w Ministerstwie Finansów? Tak czy inaczej, do polskiego prawa na stałe weszła idiotyczna zasada, że przygotowanie np. tekstu lub grafiki jest znacznie wyżej opodatkowane, kiedy przygotowuje ją pracownik zatrudniony na umowę o pracę, a znacznie niżej – kiedy tekst jest dostarczany na podstawie umowy o dzieło.

Jak to zwykle bywa z takimi przywilejami podatkowymi – są często używane, a jeszcze częściej nadużywane. Jeżeli opierać się na ogólnej liczbie corocznie zawieranych umów o dzieło z przeniesieniem praw autorskich, Polacy są bez wątpienia najbardziej artystycznym narodem świata. Szczególnie popularne są profesje: literata (praktycznie każdy samodzielnie napisany tekst jest objęty prawami autorskimi), grafika komputerowego, i oczywiście fotografa. Zapotrzebowanie na tego typu utwory, zwłaszcza w sektorze małych przedsiębiorstw, od lat przybiera niebywałe wręcz i stale rosnące rozmiary…

Żeby było jasne: w korzystaniu z tego typu umów przez pracowników i pracodawców nie widzę nic dziwnego ani nagannego – skoro system oferuje taką możliwość, to większość ludzi będzie zachowywać zgodnie z zasadami ekonomicznej racjonalności i ograniczy swoje wydatki na podatki. Zresztą w wypadku przedsiębiorców jest to wymagane dla przetrwania – na dłuższą metę przedsiębiorca dobrowolnie płacący wyższe podatki generalnie będzie przegrywał z konkurencją, która swoje podatki „optymalizuje”. Źródłem problemu jest więc system podatkowy, który tworzy tego rodzaju potworkowate narzędzia, które już na pierwszy rzut oka świetnie się nadają do unikania płacenia podatków w normalnej wysokości.

Oczywiście urzędnicy również nie są naiwni, i od lat trwa gra między przedsiębiorcami a skarbówką, którą można najprościej opisać: „my wiemy, że wy wiecie; a wy wiecie, że my wiemy, że wy wiecie”. Wiele sporów znajduje rozstrzygnięcie na salach sądowych, gdzie trwają bezustanne dyskusje o definicjach dzieła i utworu. I tak na przykład pozornie proste zagadnienie, czy wykład może być przedmiotem umowy o dzieło oraz czy spełnia definicję utworu – ma bardzo bogate, zróżnicowane i zmienne orzecznictwo.

Administracja skarbowa nieustannie naciska też na rząd, aby ograniczyć skutki fiskalne takiego uprzywilejowania umów o dzieło. Rząd PO wprowadził górny pułap uprzywilejowania – podatnik w danym roku podatkowym mógł korzystać z niższego opodatkowania tylko do określonej kwoty (ok. 40 000 zł), a przychody ponad tę kwotę były już normalnie opodatkowane. Koncepcja ta nie rozwiązywała może problemu, ale przynajmniej była względnie prosta w zastosowaniu i nie budziła większych wątpliwości interpretacyjnych.

Trudno więc zrozumieć, z jakiego powodu rząd PiS rozwiązanie to wyrzucił do kosza, a wprowadził za to własne, polegające na stworzeniu listy rodzajów umów, jakie mogą korzystać z niższego opodatkowania. Mianowicie 9-procentowy podatek przysługuje od początku roku wyłącznie, kiedy umowa o dzieło dotyczy działalności (art. 22 ust. 9b ustawy o PIT):

1) twórczej w zakresie architektury, architektury wnętrz, architektury krajobrazu, urbanistyki, literatury pięknej, sztuk plastycznych, muzyki, fotografiki, twórczości audiowizualnej, programów komputerowych, choreografii, lutnictwa artystycznego, sztuki ludowej oraz dziennikarstwa;

2) badawczo-rozwojowej oraz naukowo-dydaktycznej;

3) artystycznej w dziedzinie sztuki aktorskiej i estradowej, reżyserii teatralnej i estradowej, sztuki tanecznej i cyrkowej oraz w dziedzinie dyrygentury, wokalistyki, instrumentalistyki, kostiumografii, scenografii;

4) w dziedzinie produkcji audiowizualnej reżyserów, scenarzystów, operatorów obrazu i dźwięku, montażystów, kaskaderów;

5) publicystycznej.

Rozwiązanie to otwiera oczywiście gigantyczne pole do interpretacji. Żeby użyć tylko kilku przykładów zapytań, z jakimi zwrócili się do mnie klienci:

– czy „sztuki plastyczne” obejmują grafikę komputerową?
– czy „muzyka” obejmuje przygotowanie zapisu nutowego ćwiczeń wokalnych?
– czy „dziennikarstwo” albo „publicystyka” obejmuje artykuły na temat zdrowego odżywiania?
– czy „działalność twórcza w zakresie literatury pięknej” obejmuje też tłumaczenie cudzej powieści?

I tak dalej… Tam, gdzie do tej pory były tylko dwa sporne pojęcia („dzieło” i „utwór”) teraz mamy ponad trzydzieści kolejnych. I teraz podatnicy będą ciągnąć w swoją stronę, a urzędy skarbowe w swoją, zaś sądy administracyjne będą rozstrzygać kolejne spory, tworząc olbrzymie i (bez wątpienia) wewnętrznie sprzeczne orzecznictwo. Prawnicy i urzędnicy będą poświęcać (w skali kraju) dziesiątki i setki tysięcy godzin, żeby wywalczyć swoje; a zapłaci za to i budżet, i gospodarka narodowa.

Znowu ucierpi też poczucie bezpieczeństwa prawnego. Jest to instytucja niewymierna, ale na dłuższą metę bardzo istotna, i nieprzypadkowo w wielu badaniach to właśnie skomplikowanie, niejasność i zmienność przepisów prawnych są wymieniane jako najważniejsze bariery dla przedsiębiorczości w Polsce. Fakt, że zmiana przepisów dotyczących umów o dzieło nie była przedmiotem szczególnego zainteresowania i namysłu ze strony żadnej z największych partii parlamentarnych, pokazuje po raz kolejny, że polska klasa polityczna funkcjonuje w zupełnym oderwaniu od potrzeb i realiów biznesu.

Autor jest członkiem Zarządu Głównego Ruchu Narodowego.

Dodano w Bez kategorii

Rośnie grupa prawników, którzy wyrażają swój sprzeciw wobec opinii Naczelnej Rady Adwokackiej na temat projektu “Zatrzymaj aborcję”. Takie stanowisko poparło już 32 prawników.

Nie zgadzamy się na przyjęcie jednostronnej metody, która podważa tezę, iż życie ludzkie rozpoczyna się z chwilą poczęcia- komentuje mec. Piotr Kwiecień.

Prawnicy stanęli również na stanowisku, iż NRA nie powinna wspierać żadnej ze stron sporu. Jej opinia powinna zawierać zarówno argumenty stron pro- life, jak i strony przeciwnej.

Czytaj także: Genetyk PAN: aborcja eugeniczna jest wyrazem bezradności

Przypomnijmy, iż Instytut Ordo Iuris wycofania opinii NRA domagał się już w połowie lutego. Petycję jak dotąd poparło 32 prawników, w tym 30 adwokatów i dwóch aplikantów adwokackich. Chodzi tu przede wszystkim o zwrócenie uwagi na fakt, iż Rada jest organem reprezentującym całą adwokaturę, a zrzeszenie w izbie jest obowiązkowe. Zajmowanie jednostronnej opinii nie jest więc tu właściwe.

Uważam, że każda aborcja jest zabójstwem maleńkiego i bezbronnego dziecka oraz cenię sobie wolność wyrażania własnego poglądu. Oznacza to, że nie chcę, by ktoś mi narzucał swoje przekonania, przedstawiając je jako opinię/przekonania całej „adwokatury”- tłumaczy adw. Monika Brzozowska- Pasieka, która podpisała się pod pismem Instytutu.

Ordo Iuris podkreśla również, iż opinia NRA zawiera liczne błędy merytoryczne i pomija dorobek organów międzynarodowych. Instytut zaproponował również Radzie opinię alternatywną, w której stwierdza m.in., że ochrona życia w prenatalnej fazie rozwoju, także dziecka obarczonymi wadami rozwojowymi, nie jest w żaden sposób sprzeczna z polskim porządkiem konstytucyjnym.

 

pch24.pl

Zobacz także:

Dodano w Bez kategorii
Leszek Miller

Leszek Miller / wikimedia commons/Lukaspl

Leszek Miller przedstawił, co jego zdaniem było kluczowe dla tak wysokiego zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich wyborach parlamentarnych. Jak przyznał, największą jego zdaniem winę ponoszą za to… partia Razem oraz „Gazeta Wyborcza”.

Leszek Miller przypomniał, że w 2015 r. podczas kampanii wyborczej SLD próbowało stworzyć jedną wielką listę lewicy, która miała skupiać różne środowiska. To by się udało gdyby nie Zandberg. – przyznał wprost. Dopytywany, czy przypadkiem nie miała na to wpływu również „Gazeta Wyborcza”, Miller nie miał wątpliwości. Oczywiście też. Dzisiaj jeżeli ktoś może sobie pluć w brodę to Gazeta Wyborcza. – stwierdził,

Gazeta Wyborcza kiedy tylko mogła przyłożyć SLD, to robiła to z dziką namiętnością. Gdy się tylko pojawiał jakiś konkurent. Najpierw był to Palikot, później pani Nowacka, no a w samej końcówce pojawił się pan Zandberg. – wspomina Miller ostatnie lata w polskiej polityce.

Były premier zauważył, że nie chodzi tylko i wyłącznie o samo pismo, ale o całe środowisko reprezentowane właśnie przez „GW”. Nie tyle sama „Wyborcza”, co nazwijmy to „salon warszawski” który zawsze krzywił się gdy słyszał o SLD. I zawsze szukał lepszej lewicy. I teraz, gdy się spotykają i szczerze rozmawiają, to myślą „po cholerę myśmy to robili? Ten SLD był jaki był, ale przynajmniej był obliczalny” – tłumaczy.

Zdaniem Leszka Millera, Jarosław Kaczyński wzorując się na przedwojennej Sanacji, dąży do ograniczenia demokracji w Polsce. Gdyby Kaczyński ruszył z nowym projektem konstytucji, to jestem przekonany że byłaby ona wzorowana na tej z 1935 roku. Z tą zmianą, że tam była olbrzymia władza prezydenta, a tutaj jest olbrzymia władza premiera. – stwierdził i dodał, że jeszcze rok temu nie zgadzał się z twierdzeniami o autorytarnych tendencjach Kaczyńskiego, ale teraz zmienia zdanie.

wmeritum.pl
Dodano w Bez kategorii

/ fot. Blandine Le Cain / CC BY 2.0

W niedzielę odbyły się wewnętrzne wybory na przewodniczącego francuskiego Frontu Narodowego. Zaskoczenia nie było. Funkcję ponownie objęła dotychczasowa szefowa partii Marine Le Pen. Jednak propozycja z jaką przy okazji wystąpiła może już być zaskakująca.

Propozycję zmiany nazwy Frontu Narodowego na Zgromadzenie Narodowe (Rassemblement National) ogłosiła Le Pen na koniec dwudniowego zjazdu partii w Lille. Argumentując za swoim pomysłem przyznała, że dotychczasowa nazwa odwołuje się do „epickiej i chwalebnej historii”, ale jak stwierdziła, dla wielu Francuzów wciąż stanowi “barierę psychologiczną”.

Le Pen stwierdziła, że aby objąć władzę we Francji konieczne są sojusze. Na początku byliśmy partią protestu, ale teraz nie powinno być wątpliwości, że możemy być partią rządzącą. – mówiła.

Sam pomysł zmiany nazwy przeszedł jednak niewielką większością głosów podczas sobotniego zjazdu partii. Za było 52 proc. zgromadzonych. Jednak, aby nowa nazwa mogła obowiązywać konieczne jeszcze będzie przeprowadzenia głosowania korespondencyjnego.

Podczas zjazdu ugrupowania, zlikwidowano także tytuł honorowego przewodniczącego FN, którym do tej pory był założyciel ugrupowania i ojciec Marine, Jean-Marie Le Pen. Został on wykluczony z partii jeszcze w 2015 roku przez samą Marine, która cztery lata wcześniej przejęła po nim kierowanie Frontem. Według agencji APFN tym samym ostatecznie zrywa związki ze swoim ojcem-założycielem.

wpolityce.pl
Dodano w Bez kategorii

wikimedia commons/ Platforma Obywatelska RP / wikimedia commons/ Platforma Obywatelska RP

Sąd Rejonowy w Łodzi uznał dzisiaj Hannę Zdanowską, prezydent Łodzi oraz jej partnera Włodzimierza G. za winnych zarzucanych im czynów. Chodzi o przedstawienie nieprawdy w akcie notarialnym sprzedaży mieszkania, umowie przedwstępnej i potwierdzeniu odbioru pieniędzy jako zaliczki na poczet kupna mieszkania. 

Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Włodzimierz G. miał zakupić od Zdanowskiej mieszkanie. W tym celu zaciągnął w Banku Pocztowym kredyt i wykazał wkład własny, który wynosić miał 50 tysięcy złotych. Zdanowska potwierdzić miała na piśmie, że otrzymała pieniądze od nabywającego nieruchomość. Okazało się jednak, że w momencie zakupu mieszkania G. nie przekazał jej tej kwoty, a zainwestował ją w remont nieruchomości.

Sprawa stała się głośna po tym jak Zdanowska została prezydentem Łodzi i złożyła wniosek o dostęp do informacji niejawnych. Agenci ABW szybko zorientowali się, że doszło do nieprawidłowości. Na koncie Zdanowskiej nie było bowiem żadnej wzmianki na temat przelewu za mieszkanie w wysokości 50 tys. zł, choć oboje deklarowali wcześniej, że pieniądze zostały przekazane.

Sąd wydał wyrok skazujący, na mocy którego oboje muszą zapłacić kary finansowe w wysokości po 20 tys. zł. Wyrok nie jest jednak prawomocny, a adwokat Zdanowskiej już zapowiedział wniesienie apelacji.

 

wprost.pl
Dodano w Bez kategorii