Zobacz także: Wydalenie rosyjskich dyplomatów. Jakimczyk: Lepiej późno niż wcale [NASZ WYWIAD]
Piotr Motyka: Jak wygląda sytuacja militarna na Ukrainie?
Jacek Magdoń: Po blisko miesiącu walk straty są bardzo wysokie po obu stronach. Rosjanie, jako strona atakująca poniosła ogromne straty ludzkie według sprzecznych danych od 10 do 15 tys. zabitych oraz co najmniej kilkanaście tysięcy rannych (30-40 tys.), oraz ponad 100 samolotów i 120 śmigłowców, ok. 500 czołgów i 1500 bojowych wozów piechoty, ponad 1000 samochodów, ok. 300 jednostek artyleryjskich i obrony przeciwlotniczej, co najmniej 3 jednostki pływające, znaczna liczba dronów, pocisków samosterujących i rakiet. Głównym źródłem tych informacji jest strona ukraińska (chroniąca dane o stratach własnych), ale nawet jeśli są zawyżone to dają przybliżony obraz rosyjskich strat, stanowiących około 20 – 30 procent sił bezpośrednio zaangażowanych w tę wojnę.
Straty osobowe i sprzętowe wojska ukraińskiego są zapewne mniejsze, przede wszystkim dlatego, że jako strona zaatakowana nie dała się zaskoczyć. Jednak uderzenia w infrastrukturę komunikacyjną i militarną, szczególnie lotniskową oraz magazynową (składy paliw i amunicji), a także remontową są dotkliwe. Zajęcie części terytoriów pogranicznych oraz zniszczenie Mariupola, Charkowa i szeregu mniejszych miast, uderzenia na Kijów – to wszystko spowodowało nieoszacowane jeszcze straty w gospodarce narodowej oraz najboleśniejsze straty wśród ludności cywilnej. Jednak Ukraina wytrzymała pierwsze uderzenia i zadała poważne straty agresorowi, odbierając mu atuty związane z dysproporcją sił i elementem zaskoczenia.
Piotr Motyka: Czy można powiedzieć aktualnie, kto przeważa w tym konflikcie?
Jacek Magdoń: Po czterech tygodniach konfliktu postawa Ukrainy budzi respekt. Wojsko ukraińskie nie czekając na godzinę „W” w koszarach, zaskoczyło agresora, pozwalając mu wejść w głąb własnego terytorium, a następnie uderzając w rozciągnięte w marszu kolumny. W kolejnym etapie skutecznie niszczono rosyjskie linie zaopatrzenia. Bardzo dobrze walczy ukraińska obrona przeciwlotnicza, słabiej przeciwrakietowa. Świetnie sprawują się elitarne jednostki ukraińskie wyposażone w drony. Świetnie sprawiła się lekka piechota, bogato wyposażona w środki walki przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Każda ze stron zmęczona, traci dynamikę i na tym etapie konfliktu zaczyna się mówić o impasie.
Wojna przechodzi w fazę „pełzającą”, w której armia rosyjska umocni się na zdobytym terenie na południowym-wschodzie Ukrainy, dążąc do unicestwienia ukraińskiej obrony Mariupola i uczynienia Morza Azowskiego wewnętrznym rosyjskim jeziorem oraz utworzenia trwałego połączenia lądowego Rosji z Krymem. W sensie militarnym przewagę techniczną aktualnie ma Rosja, mogąc razić rakietami dowolne cele na terytorium Ukrainy oraz mając w potencjalnie większe zasoby mobilizacyjne, osobowe i materiałowe, a w swoim arsenale broń masowego rażenia. Jednak tu i teraz Ukraina dysponuje otrzaskaną w boju armią o wysokim morale i zdeterminowanym w oporze społeczeństwie. Kijów zyskał poparcie polityczne i dyplomatyczne „wolnego świata” oraz idącą za tym istotną pomoc wojskową w postaci uzbrojenia i danych wywiadowczych. Z odsieczą przyszli Ukrainie hakerzy z grupy Anonymous, atakując rosyjskie systemy informatyczne. Cyberfront de facto przeniósł działania wojenne także na teren Rosji.
Piotr Motyka: Jaką moc może mieć reakcja tzw. wolnego świata na to, co dzieje się obecnie na Ukrainie?
Jacek Magdoń: Prezydent Putin nie ukrywa, że wojna na Ukrainie jest w istocie podyktowana konfliktem z Zachodem, a szczególnie z NATO rozszerzającym się na Wschód. Tym samym Rosja wraca do znanej od wieków retoryki o prawie do dominacji nad krajami Europy środkowej i wschodniej, a szczególnie tymi o korzeniach słowiańskich, którą nazwałbym neopanslawizmem. Z tego punktu widzenia ostatnia wizyta w premierów Polski, Czech i Słowenii w Kijowie zadała cios neoimperialnej propagandzie. Jednak decydująca w tej kwestii jest zdecydowana postawa Stanów Zjednoczonych Ameryki, która potwierdza więzi euro-atlantyckie, mówi stanowcze „nie” imperialnym działaniom Federacji Rosyjskiej i wspiera sojuszników dyslokując swoje siły i środki na wschodniej flance NATO.
Twarda linia USA jest kluczowa dla zdyscyplinowania, tradycyjnie chwiejnej postawy Francji oraz dla zapobieżenia skutkom ewidentnie szkodliwych działań Niemiec w czasach kanclerstwa Merkel, która w stosunkach z Rosją sprowadziła RFN niemal do poziomu DDR-u, osłabiając przy tym zdolności bojowe Bundeswehry i uzależniając Unię Europejską od rosyjskich surowców. Na tym etapie NATO na czele z US Army zareagowało zdecydowanie, solidarnie przygotowując obronę terytorium krajów członkowskich, w tym Polski. Wobec paraliżu ONZ, w tych dniach zapadnie decyzja co do polskiej propozycja wysłania misji pokojowej NATO, a nawet zamknięcia przestrzeni powietrznej nad Ukrainą. Będzie to jedna z najtrudniejszych decyzji ze względu na konieczność zaangażowania ogromnych sił celem wyegzekwowania pokoju. Ostrożna reakcja amerykańskich elit na te propozycje płynące z Warszawy i Kijowa ma słuszne uzasadnienie w groźbie wciągniecie wojsk NATO w bezpośrednie działania zbrojne, skutkujące konfliktem globalnym. Niestety Putin jest bardzo zainteresowany umiędzynarodowieniem tego konfliktu ze względu na duże straty rosyjskich sił konwencjonalnych oraz niskie morale swojej armii. Budowanie w propagandzie rosyjskiej obrazu Ukrainy jako słabego, skorumpowanego państwa, historycznie będącego częścią imperium i Ukraińców jako „młodszych”, niezdolnych do samodzielności braci spowodowało, że „operacja wojskowa” na Ukrainie nie została potraktowana jako prawdziwa wojna. Zbudzenie „rosyjskiego ducha” (a w domyśle „demona”), będzie możliwe dopiero wtedy, gdy na Ukrainę trafią żołnierze z NATO. Dopóki to nie nastąpi, Putin obawia się ujawnić choćby szacunkowy poziom strat własnych, poniesionych w walce z Ukraińcami.
Ten dylemat: „wejść czy nie wejść” zaprząta głowy przywódców Zachodu. Osobiście za bezpieczniejsze rozwiązanie uważam kontynuację dotychczasowej pomocy logistycznej dla Ukrainy za pośrednictwem Polski, Słowacji i Rumunii, która stanowi analogię do działań Białorusi jako najbliższego rosyjskiego – sojusznika członka ZBiR czyli Związku Białorusi i Rosji. Równocześnie należy wzmacniać siły NATO na całej wschodniej flance, aby być gotowym na reakcję w razie bezpośredniego zaangażowania wojsk białoruskich na Ukrainie. Łukaszenko, od roku przetrzymujący w więzieniach działaczy polskich, słusznie opiera się rosyjskim próbom większego zaangażowania w wojnę rosyjsko-ukraińską, wskazując na siły polskie, litewskie i amerykańskie u swych niestabilnych granic.
Piotr Motyka: Jak w tym kontekście radzi sobie Polska, jaka jest sytuacja na naszej wschodniej granicy?
Jacek Magdoń: Polska, jak w zwykle w takich historycznych momentach, poradziła sobie nadzwyczaj dobrze. Będąc „mistrzami prowizorki”, przede wszystkim wygraliśmy starcie na granicy polsko-białoruskiej, nie dopuszczając do jej przerwania przy pomocy emigrantów z Bliskiego Wschodu, a tym samym na przeniknięcie do Polski terrorystów, wmieszanych w tłum tych biednych ludzi, m.in. Syryjczyków czy Kurdów. W drugim etapie, na granicy polsko-ukraińskiej przyjęliśmy już ponad 2 miliony ukraińskich uchodźców, zachowując procedury bezpieczeństwa i chrześcijańską wrażliwość. Również w tym przypadku, jak dotąd zagrożenia terrorystyczne na terytorium RP zostały skutecznie zneutralizowane (w tym należy wymienić zatrzymanie kilkudziesięciu powiązanych z terroryzmem osób, próbujących przedostać się na teren województwa podkarpackiego).
Postawa polskiego społeczeństwa w obliczu kryzysu zadziwiła świat. Prawdziwi uchodźcy – kobiety z dziećmi, sieroty, chorzy zostali przyjęci do noclegowni, domów, hoteli, klasztorów, szpitali a tam wzięci pod opiekę. W obliczu kryzysu zadziałały w pierwszym rzędzie struktury państwowe, wsparte w przez dobrze zorganizowane społeczeństwo. Już widzę, jak się Pan Redaktor z niedowierzaniem reaguje na te słowa, ale powiedzmy sobie szczerze, że kiedy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu, szacowałem liczbę potencjalnych uchodźców, w pierwszym etapie na milion. Przy dwóch milionach nadal w Polsce nadal nie ma obozów dla uchodźców. Na granicy polsko-ukraińskiej funkcjonariuszy i żołnierzy wsparła armia wolontariuszy z ochotniczych straży pożarnych, jednostek strzeleckich, drużyn harcerskich czy parafialnych kół „Caritas”.
Nie tylko nakarmiono ludzi przekraczających granicę, ale do kraju ogarniętego wojną wysłano potężna ilość żywności i lekarstw, apteczki, sprzęt strażacki, odzież, hełmy, kamizelki, środki czystości i higieny. Lwia część tego sfinansowana z polskich prywatnych kieszeni. Naród i wojsko, władza i społeczeństwo w swej zdecydowanej większości zadziałało jak trzeba. Optymizmem napawa również zgodne przyjęcie ustawy o obronie Ojczyzny przez Sejm, Senat i Prezydenta RP. Jesteśmy na dobrej drodze do zbudowania armii na miarę wyzwań, które przyniosła wojna rosyjsko-ukraińska. W wymiarze europejskim przejęliśmy inicjatywę, wzywając Niemców do wypicia naważonego przez Schroedera i Merkel piwa oraz dyscyplinując prorosyjskie euroelity. Przejście do kontrofensywy politycznej i dyplomatycznej w UE, wspartej dyskretnie a skutecznie przez USA, daje nadzieję na przywrócenie praworządności w Brukseli, a nawet Berlinie.
Piotr Motyka: Co jest obecnie największym zagrożeniem dla międzynarodowego systemu bezpieczeństwa?
Jacek Magdoń: Użycie broni masowego rażenia i prawdopodobieństwo zniszczenie ukraińskich elektrowni atomowych. Obawa wynika z faktu, że rosyjski plan wojny błyskawicznej zakładał demonstrację zbrojną, połączono ze znikomym, symbolicznym oporem ukraińskim i sympatią rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy. Wkroczenie do Kijowa, osadzenie prorosyjskich władz miało mieć miejsce jeszcze w marcu. W kwietniu miały nastąpić stabilizacja sytuacji nad Dnieprem i rozstrzygnięcia na zachodniej Ukrainie, a cała operacja zakończyć się imponującymi defiladami w Moskwie i w Kijowie w dniu 9 maja 2022 r. Dotrzymanie terminu jeśli chodzi o Kijów będzie dla Rosji trudne, a najprawdopodobniej niemożliwe. Defilada w Moskwie zapowiada się bardziej w czarnych, a nie pomarańczowo-czarnych barwach. Niesie to nieznane od czasów II wojny światowej i „zimnej wojny” zagrożenia. Majowy „Dzień Zwycięstwa” jest symboliczną datą, wpisaną w plan tej „operacji”, dającą też rekompensatę za upokorzenie jakim było wykluczenie reprezentacji rosyjskiej z zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Jeśli Rosja zachowa się pragmatycznie i poprzestanie na swym imperialnym planie minimum (o czym mówiliśmy na forum Mediów Narodowych jeszcze w grudniu ubiegłego roku), to logicznym jest, będzie dążyć za wszelką cenę do zajęcia Mariupola i zyskania lądowego połączenia z Krymem, kosztem osłabienia nacisku na innych kierunkach. Dalej, w toku rozmów pokojowych, będzie dążyć do zatwierdzenia przez Ukrainę i społeczność międzynarodową zdobyczy terytorialnych za cenę pokoju oraz szybkiego zniesienia dotkliwych sankcji. Przyjęcie warunków pokoju na takich warunkach byłoby dla Ukraińców bardzo bolesne, ale jednak stanowiło jakieś wyjście dla Ukrainy.
Natomiast jeśli Rosja będzie zdeterminowana, aby jednak zająć całą Ukrainę to może dążyć do tego wszelkimi dostępnymi siłami i środkami. Arsenał rosyjski zawiera wiele broni, której użycie wciąż nie mieści się nam w głowie. Jednak wskazują na takie zagrożenie np. dobrze poinformowani Amerykanie, którzy już w trzecim dniu wojny powołali Tiger Team czyli grupę ekspertów przygotowujących scenariusze odpowiedzi na wypadek ewentualnego rosyjskiego ataku bronią masowego rażenia na terytorium NATO i innych krajów, a szczególnie Ukrainy. Groźbę użycia rosyjskiej broni ABC niesie także ewentualna ukraińska przewaga w wojnie konwencjonalnej i dalsze straty agresora.
Piotr Motyka: Czy to możliwe, żeby Rosja przywiązywała taką wagę do symboliki sportowej?
Jacek Magdoń: Dla osób znających rosyjską historię i sowiecka mentalność jest oczywistym, że do zmagań sportowych Rosja przykłada daleko większą wagę niż państwa Zachodu. Fakt, że reprezentacja Rosji po raz kolejny nie wzięła udziału w zimowych igrzyskach olimpijskich pod własną flagą, miał znaczący wpływ na decyzje rosyjskiego przywódcy. Pomimo, że było to następstwo afery dopingowej (po igrzyskach w Soczi w 2014 r.), nie zostało przyjęte na Kremlu za usprawiedliwienie. Terminy igrzysk w Soczi i w Pekinie nieprzypadkowo wiążą się z kolejnymi etapami wojny na terytorium Ukrainy.
Z resztą 9 maja br. to nie jedyna symboliczna data dla Moskwy. Wielokrotnie wyrażany na Kremlu żal spowodowany rozpadem Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich każe pamiętać, że ten złowieszczy twór został utworzony w 1922 r. Stulecie powstania – jak mawiał Reagan – „imperium zła” przypadnie więc na 30 grudnia 2022 r. Przed 100 laty na Związek Sowiecki, na mocy traktatu założycielskiego, zawartego przez rządzone wspólnie przez bolszewików, ale formalnie niepodległe republiki złożyły się: rosyjska, białoruska, zakaukaska i ukraińska. Znając zamiłowanie Władimira Putina do historycznych analogii, to jednak daje do myślenia.
Piotr Motyka: Czy przy tak ogromnych stratach i tylu zagrożeniach możemy przypuszczać kto wygra wojnę na Ukrainie?
Jacek Magdoń: Tak, chyba już możemy. Zwycięzcą najprawdopodobniej będą komunistyczne Chiny, w których objęcia wepchnięta zostanie ostatecznie (osłabiona przez straty wojenne i zachodnie sankcje) putinowska Rosja. Wielkie tąpnięcie dotknie światowy rynek zboża. Nie bez powodu ukraińska, niebiesko-żółta flaga, odwołująca się do obsianych zbożem czarnoziemów – jest zwiastunem tego zbożowego kryzysu. Chyba jedynym państwem, który od miesięcy konsekwentnie gromadził dodatkowe zapasy zbożowe (nie tylko ryżu) jest Chińska Republika Ludowa. A Rosja, będąca największym eksporterem zboża na świecie, który odbywa się głównie przez porty położone nad Morzami: Czarnym i Azowskim, niszcząc Ukrainę, z miną pokerzysty oczekuje dalszych zachodnich sankcji, blokujących dostawy rosyjskiego gazu, ropy, węgla i zboża do krajów Unii Europejskiej. Wiedząc, że „tylko” co dziesiąty bochenek chleba na świecie jest wypiekany z ukraińskiej mąki, a jednak najczęściej z rosyjskiej, nie mam wątpliwości, że w obu skonfliktowanych krajach nieunikniony jest spadek produkcji pszenicy. Wojna spowoduje, że dwaj podstawowi światowi eksporterzy tego ważnego produktu ograniczą podaż w drugiej połowie 2022 r. Niedobór żywności będzie odczuwalny na całym świecie, a wzrost cen żywności na giełdach światowych już jest faktem. W miarę przeciągającej się wojny, choć wzrost cen mąki, chleba, makaronów (także w Polsce) jest nieunikniony, równocześnie spowoduje także wzmożony popyt na żywność (także polską). Niepewny los ukraińskiego, czarnomorskiego portu w Odessie powoduje wzrost znaczenia bałtyckich portów Rzeczpospolitej Polskie w tej globalnej rozgrywce o ukraińskie (a także polskie) zboża.
Piotr Motyka: Serdecznie dziękuję za Pana działanie humanitarne oraz za ciekawy wywiad, Bóg zapłać!
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com