Kto stoi za rebelią w Kazachstanie? Kaźmierczak: Są teorie, że to funkcjonariusze Nazarbajewa [NASZ WYWIAD]

TYLKO U NAS
Dodano   2
  LoadingDodaj do ulubionych!
Kazachstan

Kazachstan zmaga się z falą protestów. / fot. PAP/EPA

O rebelii w Kazachstanie, walce na szczytach władzy, relacjach między prezydentem Kasymem Żomartem - Tokajewem, a byłym prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem oraz o Polakach, mieszkających na kazachskiej ziemi, mówi w rozmowie z Piotrem Motyką, specjalnie dla Mediów Narodowych, ekspert portalu kresy.pl, Karol Kaźmierczak.

Piotr Motyka: Czy coś wskazywało na to, że dojdzie do takiej sytuacji, jaka ma miejsce aktualnie w Kazachstanie?

Karol Kaźmierczak: I tak i nie. Kazachstan, tak jak wszystkie inne państwa Azji Środkowej poza Kirgistanem, jest państwem autorytarnym, z dość daleko posuniętą kontrolą społeczeństwa. Zresztą nie chodzi tylko o kontrolę ze strony instytucji, bo tam kultura jest po prostu autorytarna, hierarchiczna, dość patriarchalna, wyrażająca się żuzach i klanach. Co najmniej od 2019 roku występowały pewne protesty. Były protesty antychińskie na zachodzie kraju, które skłoniły władze do wprowadzenia ustawy o zakazie sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Były lokalne niepokoje, niezbyt liczne wystąpienia, głównie na tle socjalnym. Choć na przykład na 8 marca zeszłego roku była demonstracja feministyczna. Nieliczne manifestacje niezrzeszonej młodzieży zdarzały się w Ałmaty, które jest teraz ogniskiem, można powiedzieć rebelii. Były pewne sygnały napięć społecznych, natomiast z pewnością niewiele wskazywało na to, że może dojść do ogólnokrajowych masowych protestów, przeradzających się lokalnie w zbrojną rebelię.

Piotr Motyka: Co może za tym się kryć, czy jest to tylko kwestia podwyżek paliwa, jaka jest tu rola byłego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa?

Karol Kaźmierczak: To sytuacja niezwykle złożona. Nie mamy dostępu do zbyt szerokiej informacji o procesie politycznym, o planach, działaniach elit politycznych poszczególnych aktorów, grup, klanów a więc jesteśmy zdani w gruncie rzeczy na spekulacje na podstawie skutków tego procesu. Widać było że jest pewien ładunek niezadowolenia społecznego który szybko wybuchnął. Te protesty rozpoczęły się 2 stycznia w jednym mieście, w Żangaözenie. Drugiego dnia rozszerzyły się na cały obwód mangystauski, położony w zachodnim Kazachstanie, a już kolejnego dnia właściwie ogarnęły cały kraj. Ludzie wyszli na ulice w bardzo wielu, co najmniej, w kilkunastu dużych miastach. Wyglądało to dość spontanicznie.

Nie było żadnych organizacji czy liderów wzywających do wystąpień. Zastanawiająca była reakcja policji, sił bezpieczeństwa, które w zasadzie były bardzo bierne, działały w sposób dziwny. Zazwyczaj duże, całkowicie niesankcjonowane zgromadzenia są w Kazachstanie rozpraszane. Już trzeciego dnia protesty, które zaczęły się na tle ekonomicznym, wzrostu ceny gazu LPG przybierały postulaty polityczne, wprost wymierzone we władze, w rząd, w samego Nazarbajewa. Przekaz zdominowało hasło: „Szał, ket” czyli „Starcze, odejdź!”, jednoznacznie skierowane przeciw niemu, a przecież cześć i godność Nazarbajewa są w Kazachstanie chronione ustawowo. Policja wdawała się w przepychanki. Były takie sceny, że policjanci interweniowali gołymi rękami, w skutek czego zostali pobici. Siły porządkowe zachowywały się w zastanawiający sposób, policja raz się pojawiała, raz się wycofywała. Do radykalnej zmiany, w najdziwniejszych okolicznościach doszło, w Ałmaty. Podczas krytycznej nocy z 4 na 5 stycznia, kiedy to bardzo agresywny tłum zaczął podpalać policyjne samochody, a nawet karetki pogotowia, rabować sklepy, wdzierać się do gmachów instytucji publicznych i niszczyć je. Podpalono wówczas budynek administracji miejskiej, siedziby lokalnych mediów, siedzibę partii rządzącej Nur Otan.

W rękach grup, czy właściwie już band młodych mężczyzn pojawiła się broń. Już w nocy doszło do szturmu na miejscowy wydział Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego, czyli główną specsłużbę kraju, na posterunki policji. Co ciekawe, ta ałmacka siedziba Komitetu została zajęta bez większego oporu. Choć broń pojawiała się wśród tych protestujących już wcześniej, to wówczas pojawiła się w dużej liczbie, bo agresywny tłum zaczął rozbrajać policjantów, żołnierzy, zdobył w broń w siedzibie Komitetu i wtedy doszło już do regularnych strzelanin oraz wymiany ognia. Tego wieczora zostało zajęte międzynarodowe lotnisko w Ałmaty, a właściwie wszystkie centra handlowe w centrum miasta zostały kompletnie rozrabowane. Co ciekawe, ochrona lotniska miała według niektórych świadków zniknąć na kilkadziesiąt minut przed pojawieniem się przeciwników władz, który zdewastowali jego hol. Obronił się natomiast miejscowy Departament Policji. Dopiero tej nocy z 4 na 5 stycznia i następnego poranka rozpoczęła się ostra interwencja regularnych oddziałów wojska, ale ona nastąpiła dopiero po ostrym wystąpieniu prezydenta Kasyma-Żomarta Tokajewa. Ogłosił on usunięcie Nazarbajewa ze stanowiska przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa, przejął pełnię władzy i rozpoczęła się ostra pacyfikacja.

Piotr Motyka: Czy ta cała sytuacja mogła być pewnego rodzaju próbą puczu?

Karol Kaźmierczak: Pojawiają się teorie, iż grupy jakie wystąpiły w Ałmaty korzystały z zamierzonej bierności służb bezpieczeństwa i były nastawione na szerzenie przemocy, by wywołać w kraju chaos podważający władzę prezydenta Tokajewa. Na czele kompleksu bezpieczeństwa stali wówczas ludzie Nazarbajewa. Przewodniczącym Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego był Kärym Mäsymow, polityk będący prawą ręką pierwszego prezydenta, mający czuwać nad procesem tranzycji władzy, bo Nazarbajew oficjalnie zrzekł się stanowiska prezydenta państwa w 2019 roku. Rząd, zmuszony do ustąpienia 5 stycznia, także był dobrany przez Nazarbajewa a więc i kazachskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych było przez jego klan kontrolowane. Padają więc takie tezy, że to aparat bezpieczeństwa swoją bierną postawą dolewał paliwa do tych protestów. Wydaje się, że prezydent Tokajew zinterpretował to zachowanie jako dywersję, bądź tak przynajmniej je publicznie przedstawia dla swojej politycznej korzyści. Pojawiają się dalej idące teorię, o tym, że jeden z bratanków Nazarbajewa, w istocie od dawna jest kuratorem miejscowych islamistów i to właśnie oni wystąpili w Ałmaty z bronią w ręku. Inni twierdzą, że to kryminaliści na których organizacje klan Nazarbajewa również miał przymykać oko. To daleko idące teorie. Mógł to być po prostu  agresywny tłum, spauperyzowanych młodych mężczyzn, który wobec miękkości sił bezpieczeństwa, możliwości pozyskania broni, szybko się zradykalizował zgodnie z psychologią tłumu. Ałmaty jako największe miasto Kazachstanu i największy ośrodek ekonomiczny, ściąga tam wielu migrantów zarobkowych z samego Kazachstanu i nie tylko, bo także z Kirgistanu i Uzbekistanu. Ci ludzie ponieśli dość duże koszty kryzysu, jaki jest w Kazachstanie. Już w zeszłym roku była  tam duża inflacja, a ci młodzi mężczyźni często tracili pracę lub zatrudniali się na warunkach pracy tymczasowej, mało płatnej. Tam było dużo paliwa do tego rodzaju wybuchów. Niemniej faktycznie zastanawiające stanowisko policji i sił bezpieczeństwa się do tego przyczyniły, więc pojawiają się teorie, że do tego wybuchu, przyłożyli ręce funkcjonariusze Nazarbajewa.

Piotr Motyka: Czyli to może być walka wpływów między byłym prezydentem Nazarbajewem a obecnym prezydentem Tokajewem?

Karol Kaźmierczak: Na pewno, w czasie tej rewolucji, ta walka była na dole, na ulicach i jednocześnie na górze, na szczytach władzy. Tokajew zmarginalizował Nazarbajewa, usunął jego ludzi, między innymi, z funkcji premiera, z funkcji przewodniczącego i wiceprzewodniczącego Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego, oraz kolejnych wysokich urzędników. Nazarbajew zresztą nie pokazał się od początku roku ani razu, niczego nie powiedział, nie napisał. Nie przekazał narodowi niczego przez cały okres trwania tych protestów. Właściwie nie wiadomo do końca, co się z nim dzieje, poza tym że jego rzecznik przekazał, że rezyduje on ciągle w stolicy kraju i jest w kontakcie z prezydentem Tokajawem, a co najważniejsze popiera go oraz współpracuje. To był tylko jeden, zdawkowy komunikat. Wygląda na to że doszło do zakończenia trwającej w Kazachstanie od 2019 r. swoistej dwuwładzy, że w tej chwili Tokajew, który w tym systemie był junior-partnerem, wraz ze swoimi sojusznikami przejął pełnię władzy. Trzeba dodać, że prezydent Tokajew jest z innego klanu niż były prezydent Nazarbajew, choć obaj są ze starszego żuzu, tej wielkiej grupy plemiennej, która od dawna dominuje w życiu kraju.

Piotr Motyka: Mówi się, że były prezydent Nazarbajew mógł odlecieć do Dubaju, czy jest takie prawdopodobieństwo?


Karol Kaźmierczak:
On ma tam nieruchomości, ale to są wszystko spekulacje. Gdyby odleciał tam, prawdopodobnie moglibyśmy już o tym wiedzieć. Zresztą nie spodziewam się, żeby mógł to zrobić po tym, jak został odwołany z funkcji przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa, a Mäsymow z funkcji szefa Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego. Wtedy kontrola była już w ręku Tokajewa, a dla niego wypuszczenie Nazarbajewa z kraju, w kontekście podejrzeń, że to jego ludzie mogli inspirować, lub chociażby biernie sprzyjać rebelii, byłoby bardzo nieroztropne. Nie wiem, czy Tokajew sądzi, że tak było, niemniej taką narrację o bierności, w najlepszym razie, zaniedbaniach służb, publicznie rozwija. Mäsymow został aresztowany z paragrafu o zdradzie państwa. Pojawiają się zresztą głosy, że Nazarbajew jest już schorowany, a domniemaną grę podejmowała raczej jego familia, szukająca możliwości ocalenia wpływów, mimo wycofywania się pierwszego prezydenta. Jest w tym pewna logika. Nazarbajew dość konsekwentnie od 2019 roku, aż do niemal ostatniej chwili, szedł drogą przekazywania władzy. Przecież zaledwie pod koniec listopada oddał kierownictwo w rządzącej partii Nur Otan i to właśnie w ręce Tokajewa.

Piotr Motyka: A jak to się ma w kontekście rozgrywki międzynarodowej na linii Rosja – Chiny?

Karol Kaźmierczak: Prezydent Nazarbajew był prezydentem prorosyjskim tylko o tyle, o ile to było to konieczne dla Kazachstanu. Z jednej strony, musimy pamiętać, że jest to państwo poradzieckie, które wyszło ze Związku Radzieckiego po 1989 roku, silnie związane ekonomicznie z Rosją oraz kulturowo silnie zrusyfikowane. Tuż przed rozpadem Związku Radzieckiego, Kazachowie w swojej własnej republice stanowili tylko 39 proc. ludności, a nawet dziś, choć spora część Rosjan wyjechała przez te 30 lat, w dwóch północnych obwodach kraju, to Rosjanie stanowią większość mieszkańców. W całym Kazachstanie zaś stanowią prawie 24 proc. mieszkańców, przynajmniej według spisu z 2009 roku. Siła ciążenia Rosji wobec Kazachstanu, który przecież na długości ponad 7 tysięcy kilometrów graniczy z Rosją, jest ogromna. Z drugiej strony, niewątpliwie Nazarbajew przez te 30 lat uczynił bardzo wiele dla upodmiotowienia swojego kraju. Przede wszystkim przyciągał inwestycje z innych państw niż Rosja. Inwestycje państw zachodnich, inwestycje chińskie zdystansowały inwestycje rosyjskie. W niewielkim stopniu dopuszczał Rosjan do inwestycji w surowce naturalne. Rosjanie mają w nim około 10 proc. udziałów. Był poważnym graczem międzynarodowym. Kazachstan jako jedyne państwo z Azji Środkowej, grało aż tak wielowektorowo. Utrzymywał ożywione i raczej dobre stosunki i ze Stanami Zjednoczonymi, i z Unią Europejską, a przede wszystkim z Chinami. Trzeba pamiętać że państwa Azji Środkowej nie mogą sobie pozwolić na politykę antyrosyjską, bo zostaną z kolei całkowicie przygniecione przez tą ogromną potęgę Chin. Bliskie relacje z Moskwą służą im już w tej chwili, do balansowania, do równoważenia tej wielkiej potęgi, która wisi nad nimi od wschodu. Warto dodać, że w Kazachstanie znajduje się kosmodrom Bajkonur, choć akurat jego znaczenie dla Rosji maleje, bo Rosjanie budują nowy na terytorium swojego państwa. Podkreślę to jeszcze raz, Nazarbajew był politykiem niezwykle samodzielnym, który stopniowo emancypował Kazachstan wobec Rosji. To się przejawiało także na polu polityki kulturalnej, historycznej, językowej. Stopniowo wprowadzono język kazachski do szkół i wolniej na uczelnie. Ogłoszono, rozłożony na długie lata, program odchodzenia od cyrylicy na rzecz alfabetu łacińskiego. A w końcu historiografia, czy nauczanie historii w szkole, zawierało krytyczną ocenę okresu Imperium Rosyjskiego czy Związku Radzieckiego. Można powiedzieć, że Nazarbajew nie był do końca w smak Moskwie

Piotr Motyka: Ilu jest jeszcze Polaków w Kazachstanie, jaka jest ich sytuacja, czy ich jakoś dotyka teraz ten konflikt?

Karol Kaźmierczak: Polaków jest tam jeszcze około 30-40  tysięcy w Kazachstanie. W największej części na terenie obwodu północno-kazachstańskiego, chyba najspokojniejszego w tych burzliwych dniach, na początku roku. Niewiele mniej jest ich w obwodzie akmolińskim otaczającym stolicę, też raczej spokojnym. Mieszkają w w podobnej liczbie w obwodzie karagandyjskim. Poza tymi trzema północnymi regionami Polaków jest już niewielu. W najgorętszym obwodzie ałmackim Polaków jest około tysiąca. Myślę, że sytuacja Polaków jest prawdopodobnie taka sama jak wszystkich innych obywateli Kazachstanu, może nawet lepsza, bo mieszkają oni głównie na wsiach północnych obwodów i ta polityczna zawierucha raczej omija mieszkańców takich miejsc. Są organizacje polskie, które nie zajmują stanowiska, co zresztą jest bardzo mądre w tej sytuacji.

Piotr Motyka: Polecajmy modlitwie Kazachstan i mieszkających tam naszych Rodaków. Serdecznie dziękuję za ciekawy wywiad, Bóg zapłać!

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com  

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY