Pod koniec lipca pani Mirosława wybrała się do działającej przy łódzkim szpitalu im. Biegańskiego specjalistycznej Poradni Chorób Zakaźnych, Pasożytniczych, Tropikalnych i Infekcji Grzybiczych. Tam wyznaczono jej wizytę na 5 maja 2020 r.
Na początku czerwca pani Mirosława Rosińska ze Zgierza intensywnie pielęgnowała swoją działkę. W tym czasie musiał ją ugryźć kleszcz.
Wkrótce potem zobaczyła na nodze duży, okrągły rumień. Dolegliwość wkrótce przeszła, ale zgierzanka zaczęła odczuwać bóle stawów. Zaczęła się martwić i poszła do lekarza.
Lekarz podstawowej opieki zdrowotnej szybko odkrył, że może mieć boreliozę. Wysłał ją na badania oznaczające poziom przeciwciał. Musiała za nie zapłacić z własnej kieszeni.
Wynik potwierdził chorobę. Lekarz wypisał antybiotyk i zdecydował, że pacjentkę powinien przejąć specjalista. Wypisał skierowanie do poradni chorób zakaźnych.
Pod koniec lipca pani Mirosława wybrała się do działającej przy łódzkim szpitalu im. Biegańskiego specjalistycznej Poradni Chorób Zakaźnych, Pasożytniczych, Tropikalnych i Infekcji Grzybiczych. Tam wyznaczono jej wizytę na 5 maja 2020 r.
– “Nie rozumiem, jak pacjentowi z boreliozą można kazać czekać na wizytę prawie rok.” – denerwuje się pani Mirosława.
Rzeczniczka prasowa szpitala im. Biegańskiego podkreśla, że lekarz POZ nie napisał, na skierowaniu, że jest ono pilne.
– “Gdyby była taka adnotacja, pacjentka byłaby przyjęta już 7 sierpnia.” – wyjaśnia Emilia Walas. Co więcej, jak dodaje, w przypadku wątpliwości pacjentka mogła skierować się do kierownika przychodni.
– “Nawet nie próbowałem przejść przez państwową służbę zdrowia. Od razu poszedłem zbadać się prywatnie, okazało się, że boreliozy nie mam.” – mówi mężczyzna, któremu w skórę podczas letniego wyjazdu wgryzł się kleszcz.
dzienniklodzki.pl