Austriacki nauczyciel, Franz Schmalwieser, chciał zrobić coś dobrego i sensownego po przejściu na emeryturę, który to moment zbiegł się ze szczytowym momentem kryzysu uchodźczego w 2015 roku. W wywiadzie udzielonym dziennikowi „Wochenblick” opowiada, jak pracował z uchodźcami. Z czasem zmienił swoje naiwne podejście i teraz ostro krytykuje „azylowy biznes”. Piętnuje powszechne nadużycia społeczne.
Schmalwieser na prośbę burmistrza opiekował się czterema rodzinami ubiegającymi się o azyl. Był ich koordynatorem, nauczycielem języka niemieckiego, a także udzielał rodzinom lekcji jazdy na rowerze.
Często też płaciłem za rzeczy z własnej kieszeni – mówi w wywiadzie. Byłem bardzo zaangażowany.
Jego oczy otworzyły się pewnego dnia, gdy rodzina przeszukiwała darmowe ubrania, które otrzymała w darze od Austriaków. Gdy je przeglądali, Schmalwieser często słyszał: „Franz, to nic, chodźmy na zakupy. Powinny to być markowe ciuchy”.
Franz Schmalwieser mówił też w wywiadzie o innych przypadkach “azylowego biznesu”.
– Raz otrzymali 30 rowerów. Wyrzucili je bo ich zdaniem były bezwartościowe, bo nie były rowerami górskimi.
Na przykład umieściłem córkę z pewnej afgańskiej rodziny w szkole ekonomicznej. Stopniowo porzuciła szkołę. Pojechała do Włoch z Afgańczykiem mieszkającym nielegalnie w Wiedniu. Policja sprowadziła dziewczynę z powrotem. Później znów zobaczyłem ją w Amstetten. Częściowo zawoalowana, z chustką na głowie jak mężatka, była w ciąży. Przy spotkaniu powiedziała mi: “- Miłość jest lepsza niż szkoła”. Osoby ubiegające się o ochronę obliczają z góry “zysk z ucieczki”.
Tego typu sytuacje spowodowały, że podejście moich rodaków uległo z czasem zmianie. Wolontariusze rezygnowali z pracy z przybyszami, a na koniec darowizny ustały. Ludzie czuli się wyzyskiwani.
“- Jeśli pomagasz szczerze i z pełnym przekonaniem, ale to nie jest doceniane, a wręcz nadużywane, w pewnym momencie pojawia się gniewne przebudzenie. Zdałem sobie sprawę, że wiele osób ubiegających się o azyl świadomie wykorzystuje system społeczny i nie chce wnosić wkładu.”
Według słów Schmalwiesera, każdy nieproszony gość wiedział dokładnie, co powinien otrzymać:
– Pokazał mi, co mu „się należy” jako dorosłemu z dwójką dzieci: 1 400 euro miesięcznie. Inni odrzucali domy, ponieważ domagali się domu w Wiedniu.
Schmalwieser nie bierze już udziału w „komitecie powitalnym uchodźców”. Stwierdza, że wielu lewicowców jest „nierealistycznych” i „nie rozumieją oni, co robią państwu”.
źeódło: dzienniknarodowy.pl / wochenblick.at