Celem nacjonalizmu jest stworzenie nowego człowieka. Człowieka, który będzie odbiegał od norm dzisiejszego, zdegenerowanego świata, a jednocześnie będzie potrafił się w nim odnaleźć, żyć w nim i go zmieniać. Wiemy jaki jest cel, jednak jak doprowadzić do tak ambitnych zmian?
Część z nas twierdzi, że powinniśmy dopasowywać się do tzw. poprawności politycznej, aby zyskać może trochę większe poparcie społeczne i może jakieś stanowiska. Ludzie ci twierdzą, że kilku posłów w parlamencie to szczyt tego, co możemy osiągnąć, a budowanie partii politycznej to jedyna możliwość na zwycięstwo naszej sprawy.
Oczywiście, budowanie partii politycznej jest konieczne i dobrze by było, gdyby miała ona jak największe poparcie, ale to nie my mamy dopasowywać siebie i swoje przekonania do świata, ale zmieniać świat!
Natomiast jeszcze inni plują na politykę i partyjniactwo, lubują się w tanim piwie, bijatykach i szukaniu zagranicznych kompanów. Stale się przekrzykują, że to oni są najbardziej nacjonalistycznymi nacjonalistami i szukają coraz to nowych sposobów na marginalizowanie się i zamykanie w jak najciaśniejszym gronie, które od czasu do czasu “zrzuci” się na wlepki lub “oklepie lewaka”.
Walka na polu ulicznym jest często potrzebna i nieunikniona. Jest też ona bardzo przyjemna, zwłaszcza dla młodych członków ruchu. Każda aktywność, która pozwala nam na dotarcie do innych jest bardzo cenna, bo sami świata nie zmienimy, ale nie możemy zmieniać świata bez pracy nad samym sobą.
Musimy pracować nad sobą i się zmieniać, aby móc doprowadzić do triumfu naszej sprawy. Jednak jak ten triumf ma się objawić?
Kiedy będziemy mogli z czystym sercem powiedzieć, że już nastąpił ten wyczekiwany od dawna dzień zwycięstwa? Wtedy, gdy nasza partia będzie tworzyła rząd i przez kilka lat będziemy mogli wprowadzać swoje postulaty, aż zmieni się sytuacja polityczna i wrócimy do opozycji? Może wtedy, gdy wyprowadzimy dziesiątki tysięcy młodych, niezadowolonych ludzi na ulice? A nie… To już nastąpiło. I co nam po tym?
Jasne, dobrze mieć narodowców w Sejmie oraz maszerować licznie pod szczerbcami, falangami i biało-czerwonymi flagami. Jednak naszym celem jest co innego, o czym większość z nas już zapomniała.
Tak jak pisałem we wstępie, celem jest nowy człowiek w nowym społeczeństwie. Człowiek nowoczesny i rozumiejący współczesny świat, jednocześnie zachowujący pradawne, nieulegające przedawnieniu wartości. Jednak czy sami jesteśmy takimi ludźmi? Czy możemy z czystym sercem powiedzieć: “Jestem wzorem człowieka, którego cechy odpowiadają na zepsucie tego świata”?
Chcemy nazywać się elitą, to zachowujmy się jak ona! Nie bójmy się, że przez to zostaniemy zmarginalizowani. Bądźmy pionierami nowoczesnego nacjonalizmu, który realnie zaczął zmieniać społeczeństwo i budzić kolejne dusze.
Zacznijmy od ubioru. Pozornie banalna kwestia, ale realnie jak ważna! Wygląd zewnętrzny ma ogromny wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie. Niech każdy kto na ciebie spojrzy zobaczy w tobie człowieka pewnego siebie, swoich przekonań i niebojącego się ich prezentować. I nie, nie chodzi mi o tzw. odzież patriotyczną, która często naraża nas na śmieszność, ale o to, aby każdy mężczyzna z ruchu nacjonalistycznego wyglądał jak gentleman, a nie jak kolejna kopia pseudo ulicznika, czyli stylu tak modnego w dzisiejszych czasach. Niech każda kobieta identyfikująca się z naszą ideą będzie prawdziwą damą i stanie w twardej opozycji wobec “kobiet” chodzących po ulicach prawie nago, z ostrym makijażem pozornie podbudowującym pewność siebie.
Oczywiście, bycie gentlemanem i damą nie tkwi jedynie w przyzwoitym ubiorze. Potrzebujemy własnej sztuki, publicystyki, poezji oraz muzyki, która ukaże to, kim naprawdę jesteśmy i co sobą reprezentujemy. Musimy być ludźmi kulturalnymi w każdej dziedzinie życia. Nauczmy się budzić swoje emocje sztuką i dostrzegać piękno w codziennej pracy. Nie bądźmy ludźmi standardowymi ani szczególnie racjonalnymi, nie na tym polega elitarność.
Następna kwestia to samopomoc w środowisku.
Jako środowisko narodowe od lat postulujemy narodowy solidaryzm, w opozycji do egoizmu etycznego i kapitalistycznego indywidualizmu. Jednak póki triumf tego postulatu w społeczeństwie jest jeszcze daleki, postarajmy się wcielić go w życie w środowisku. Jeżeli twój kolega szuka pracy, a ty masz możliwość mu ją dać, to zrób to i zachęć, aby 5% wypłaty przekazywał na lokalną działalność narodową. Gdy usłyszysz, że członek twojej organizacji (czyli twój kolega), którego być może nawet nie kojarzysz, ma problemy finansowe, które nie pozwalają mu na spłatę czynszu to przelej mu kilkanaście złotych i w tytule wpisz, że to wpłata “od kolegi z organizacji”. “Hojność nie wynika z miłości bliźniego, czy litości. To nasz nakaz sprawiedliwości społecznej i najwyższy wyraz moralności i współczucia w czasach powszechnej ignorancji”. Ten aspekt bardzo jednoczy środowisko i po raz kolejny jest szansą na ukazanie nas jako elity, przy tym wyostrzając nasz światopogląd i ukazując go jako zjawisko współczesne.
Często krzyczymy “Bóg. Honor, Ojczyzna” i o ile wielu z nas to ludzie dbający o swoją wiarę oraz miłujący Ojczyznę, o tyle często mamy problemy z określeniem tego, czym jest honor. Łukasz Kielban napisał kiedyś, że: “honor miał sens tylko i wyłącznie kiedy cechował elitę, a w demokratycznym ustroju nie miał prawa bytu. Dlatego po wojnie zniknęło stare pojęcie honoru, kodeksy i pojedynki.”
Skoro jednak nacjonaliści mają stać się tą współczesną szlachtą moralną, która będzie odpowiedzią na moralne bagno zachodniego świata, to czy nie powinni oni stworzyć swojej nowoczesnej wizji honoru, odpowiadającej na zagrożenia rzeczywistości i odpowiadającej na realne problemy wewnętrzne człowieka? Owszem, jeżeli nasze środowisko ma ambicje, aby w przyszłości stać się elitą, do której każdy zażenowany tym, co daje mu współczesność chciałby należeć, musi utworzyć własny kodeks honorowy oraz własne zasady. Opracujmy własny model wychowania młodego człowieka, który podejmie zwycięską walkę z dekadenckim społeczeństwem.
Gdy już to uczynimy, ruch nasz będzie na dobrej drodze do zwycięstwa!
Rafał Buca