Kryzys migracyjny a Kościół. Jak zmierzyć się z krytyką?

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Pewien wzrost popularności nacjonalizmu w Polsce wywołał całkiem oczekiwaną krytykę środowisk liberalnych oraz lewicowych, jak również mniej spodziewane głosy dezaprobaty ze strony przedstawicieli Kościoła. Episkopat Polski wydał niedawno dokument potępiający nacjonalizm i niesłusznie zrównujący go z szowinizmem. Nie brakuje biskupów, księży czy zakonników, którzy zdecydowanie krytykują postawy nacjonalistyczne, a nawet porównują polskich nacjonalistów do Hitlerjugend (ks. Franciszek Kamecki). Dostaje się też kibicom: znany jezuita o. Grzegorz Kramer wyraził obawy z powodu corocznej pielgrzymki przedstawicieli grup kibicowskich na Jasną Górę. W końcu zaś Prymas Wojciech Polak stwierdził jakoby aprobata dla nacjonalizmu była „heretycka”.

Przykłady można niestety mnożyć, aż dojdziemy do konkluzji, że na łamach części mediów uznawanych za katolickie (np. „Tygodnik Powszechny” czy portal „Deon.pl”) na znacznie większą życzliwość mogą liczyć środowiska skrajnej lewicy (w tym propagatorzy marksizmu kulturowego) aniżeli nacjonaliści – choć to właśnie oni wykrzykują „Wielka Polska Katolicka”, protestują przeciwko bluźnierczej „Klątwie” czy pomagają w akcjach na rzecz ochrony życia poczętego. Ktoś mógłby powiedzieć, że deklarowana przez nacjonalistów miłość względem Kościoła jest jednostronnym uczuciem, choć na szczęście nie brakuje duchownych przychylniej spoglądających w kierunku środowiska narodowego.

Kamieniem obrazy dla części przedstawicieli Kościoła jest nieprzejednane stanowisko nacjonalistów względem tak zwanych uchodźców. Nie brakuje też wysoko postawionych hierarchów, którzy zdecydowanie próbują przeforsować ideę przyjęcia przez Polskę kilku tysięcy przybyszów z Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, podejmuje aktywne działania w tym celu – i to wbrew stanowisku polskiego rządu. Ujawnione niedawno słowa ks. Kazimierza Sowy na temat części hierarchów, w tym i arcybiskupa Nycza, być może częściowo tłumaczą taką, a nie inną postawę. Nie będziemy tutaj zastanawiać się nad motywami poszczególnych duchownych, które mogą być zupełnie różne, natomiast warto zaproponować kilka argumentów obrony wobec zarzutów oraz działań niektórych przedstawicieli Kościoła w kontekście kryzysu imigracyjnego. Warto, aby rozważali je nie tylko nacjonaliści, lecz wszelcy przeciwnicy przyjęcia do Polski imigrantów z obcych nam kręgów kulturowych.

(1) Podparcie się autorytetami Kościoła. W wielu dyskusjach nie tylko na temat imigrantów, warto aprobować stanowisko autorytetów Kościoła. Tym bardziej że nawet najbardziej postępowy ksiądz będzie czuł silne opory, aby publicznie podważać zdanie historycznych osobistości, które w Kościele uważane są powszechnie za autorytety. W przypadku polskim świetnym przykładem wartym odwoływania jest zwłaszcza nauczanie kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia zwrócił uwagę na prawidłowe pojmowanie pojęcia miłości względem bliźniego: Ład w miłowaniu – ordo caritatis wymaga, aby człowiek, który staje na czele jakiejś grupy społecznej i przyjmuje na siebie odpowiedzialność za nią, pamiętał najpierw o obowiązkach wobec dzieci swego narodu, a dopiero w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką.

Mając na uwadze chociażby ten fragment należy zakomunikować, że w sytuacji, gdy niemała część rodaków żyje w biedzie, nierozwiązany jest problem patologii społecznych, zaś w odległej Azji wciąż są Polacy (potomkowie zesłańców na Syberię oraz do Kazachstanu) pozbawieni środków na powrót, to należy wpierw zatroszczyć się o „dzieci swojego narodu”, a nie o ludzi nam dość obcych – zwłaszcza na płaszczyźnie kulturowej. Przy okazji krytyki nacjonalizmu, w tym zwłaszcza prób zrównywania go z szowinizmem, ponownie warto przypominać nauczanie kard. Wyszyńskiego: Działajcie w duchu zdrowego nacjonalizmu. Nie szowinizmu, ale właśnie zdrowego nacjonalizmu, to jest umiłowania Narodu i służby jemu.

(2) Konsekwencja dla postulatu świeckości państwa. Współczesny Kościół zdaje się sprzyjać idei państwa świeckiego. Sam papież Franciszek wprost stwierdził, że państwa powinny być świeckie – o czym radośnie donosiły media domagające się laicyzacji. Podobne stanowisko wydaje się podzielać hierarchia kościelna nad Wisłą. Jednakże dochodzi do zaprzeczenia idei świeckości państwa, kiedy mowa jest o uchodźcach. Papież wielokrotnie już wzywał państwa Europy (bo przecież nie zamożne kraje Zatoki Perskiej) do przyjęcia owych „uchodźców”, potępił także stawianie murów chroniących granice. Nie jest chrześcijaninem ten, kto chce budować mury – miał swego czasu powiedzieć o Donaldzie Trumpie, gdy ten jeszcze ubiegał się o prezydenturę.

Próba wpływu na politykę suwerennych (przynajmniej teoretycznie) rządów jest zaprzeczeniem idei świeckości państwa. Część Kościoła w Polsce wywiera nacisk na władzę, aby zgodziła się – wbrew nastrojom społecznym – na przyjęcie pewnej sumy ludności z Bliskiego Wschodu oraz Afryki. W tym właśnie miejscu warto odwoływać się do dobrze rozumianej świeckości państwa: Kościół nie ma prawa narzucać państwu swojego poglądu w sprawach dotyczących bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej. I nie jest istotne, czy „docelowo” opowiadamy się za państwem świeckim czy za budową państwa wyznaniowego (jakkolwiek ta idea jest współcześnie dość abstrakcyjna).

Nie możemy być przecież bardziej papiescy od papieża, który w końcu jest zwolennikiem świeckości państwa. Wymagajmy zatem konsekwencji od duchownych oraz od propagatorów rozdziału państwa od Kościoła (którzy właśnie w kwestii uchodźców odwołują się akurat do wypowiedzi poszczególnych duchownych oraz oczywiście samego papieża). Kościół ma prawo zajmować stanowisko na temat przeróżnych problemów, nie może jednak stać ponad prawem – a polskie władze nie zgodziły się na przyjęcie uchodźców.

(3) Demokratyczna legitymizacja. Niezależnie od naszego osobistego stosunku do demokracji (w tym względem jej zdegenerowanej formy, a więc liberalnej demokracji) warto – akurat w przypadku kryzysu imigracyjnego – wykorzystywać argument demokratycznej legitymizacji. Według różnych badań, około 60-80% Polaków jest przeciwnych przyjmowaniu uchodźców, toteż zwłaszcza od postępowych katolików (w domyśle – miłośników demokracji) należy domagać się uszanowania dla demokratycznego głosu społeczeństwa. Referendum ws. uchodźców to bardzo dobry pomysł, którego wynik najprawdopodobniej będzie bardzo skutecznym orężem w debacie publicznej.

(4) Nieomylność papieża tylko w kwestii dogmatów. Jednym z najgorętszych propagatorów otwarcia się na uchodźców jest, niestety, papież Franciszek. Jego postawę można rozmaicie tłumaczyć, np. sam wywodzi się z niezamożnej rodziny włoskich imigrantów, pochodząc z Argentyny nie do końca orientuje się w specyfice europejskiej polityki itd. Najlepiej jednak przywołać dogmat o nieomylności papieża: Za zgodą świętego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra — tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności — dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności.

Ex cathedra – czyli papież wypowiada się w sposób nieomylny, odnosząc się do doktryny katolickiej. Zdanie papieża, biskupa, czy jakiegokolwiek księdza w sprawach dotyczących polityki (np. kryzysu imigracyjnego) może choć nie musi dyktować katolikowi jego osobisty pogląd na daną sprawę. Inaczej rzecz ujmując, pozostajemy pełnoprawnymi wiernymi Kościoła nawet gruntownie podważając zdanie papieża w kwestii uchodźców.

(5) Złe doświadczenia Kościoła na Zachodzie. Ludowe porzekadło mówi „mądry Polak po szkodzie”. Jest to tak naprawdę najprostszy i najskuteczniejszy w debacie publicznej argument przeciwko przyjmowaniu imigrantów z obcych kręgów kulturowych. Sytuacja Francuzów, Brytyjczyków czy Szwedów jest nie do pozazdroszczenia w kontekście bezpieczeństwa narodowego oraz przy rozważaniu, czy te narody nie znikną za kilka dekad z mapy świata. Jednakże ich przykłady nie stanowią dla części duchownych wystarczającego argumentu. Dla społeczeństwa już owszem – należy (mówiąc kolokwialnie) bombardować informacjami o przestępstwach, zbrodniach i aktach terroru dokonywanych przez imigrantów.

Przywoływana jest często przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, w ogóle Pismem Świętym próbuje się motywować ideę przyjęcia uchodźców. Jakkolwiek jest kwestią sporną, czy z Biblii wynika wymóg przyjęcia każdego przybysza (zwłaszcza jeśli potencjalnie stanowi on zagrożenie wobec naszych najbliższych – w tym wypadku innych członków wspólnoty narodowej), to wikłanie się w spory natury teologicznej nie ma w tym wypadku większego sensu – wiele zależy od interpretacji, które mogą się diametralnie różnić.

Lepszym rozwiązaniem jest wytykanie kondycji Kościoła w krajach zachodnich. Parafie we Francji, Niemczech, a nawet nie tak dawnej ostoi katolicyzmu, jak Hiszpania, świecą pustkami. Zanika nawet Sakrament pokuty i pojednania (spowiedzi), funkcjonują też takie paradoksy, że to co jest grzechem nad Wisłą nie musi już nim być nad Renem czy nad Sekwaną. Czołowi hierarchowie Kościoła z krajów zachodnich dochodzą do wniosków, które jeszcze kilka dekad temu byłyby abstrakcją nawet dla najbardziej otwartych katolików. Warto w dyskusjach z katolickimi zwolennikami przyjmowania uchodźców przywoływać przykład upadku Kościoła na Zachodzie, postępujący upadek obyczajów czy instytucji rodziny, jak również islamizację. Postulaty postępowych duchownych w Polsce trzeba zatem przedstawiać jako prowadzące wprost do analogicznej sytuacji w naszym kraju – na co oczywiście nie wolno się zgodzić. Przyjęcie zaś „uchodźców” – jako pierwszy krok do islamizacji także Polski.

 

P.S. Przy okazji debaty w Kościele dotyczącej uchodźców przypomnijmy, że żaden papież i żaden biskup nie jest w stanie wiecznie piastować swojego stanowiska. Kościół w historii wielokrotnie wychodził zaś obronną ręką rozmaitych kryzysów. Niechęć wobec tego, co czynią hierarchowie Kościoła, nie powinna prowadzić do odrzucenia Wiary. Równie dobrze można zaprzestać dbać o zdrowie z powodu złości lub braku zaufania wobec lekarza.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY