/ fot. youtube.com

Tragicznie zakończyły się poszukiwania armii, która próbowała odnaleźć zaginionych hindusów, mieszkańców niewielkiej wioski w Mjanmie. Żołnierze trafili na masowy grób, w którym odnaleziono szczątki 45 osób, w tym kobiet i dzieci.

Żołnierze wciąż poszukują jeszcze 48 zaginionych mieszkańców, jednak ostatnie znalezisko nie napawa optymizmem i podejrzewa się, że oni również zostaną znalezieni martwi.

O dokonanie tej rzezi oskarżani są muzułmanie Rohingya. Stworzyli oni własne bojówki, które ścierają się również z armią i policją. Sami muzułmanie twierdzą, że są prześladowani w kraju i masowo go opuszczają.

Armia w Mjanmie nie ma nic przeciwko. Wręcz przeciwnie – robi wszystko, aby pozbyć się muzułmanów Rohingya, przez co znalazła się na celowniku ONZ. ONZ jest oburzone tym, że państwo wyrzuca z kraju muzułmanów, którzy przez dziesiątki lat doznawali prześladowań w Mjanmie, gdzie większość stanowią buddyści.

W ciągu ostatniego miesiąca Mjanmę opuściło 480 tysięcy muzułmanów, przedostając się do sąsiedniego Bangladeszu. Muzułmanie coraz częściej odpowiadają agresją na politykę junty rządzącej Mjanmą. Efektem tego miałoby być właśnie zamordowanie niczemu winnych cywilów – mieszkańców wioski.

Media dotarły do wioski i rozmawiały z krewnymi ofiar oraz kobietami, którym udało się przeżyć. Z ich relacji wynika, że zamaskowani sprawcy zaatakowali wioskę, wymordowali wszystkich mężczyzn, kobiety, dzieci, ucinając ich głowy maczetami i wrzucając do masowego grobu ciała. 8 najpiękniejszych kobiet miało zostać porwanych na żony dla muzułmanów. Szczątki były zmasakrowane, więc ciężko jest zidentyfikować ofiary. Na razie udało się zidentyfikować 25 osób.

8 kobiet porwanych na żony udało się odnaleźć w obozie dla uchodźców w Bangladeszu, gdzie zostały przewiezione przez sprawców rzezi. To dzięki ich zeznaniom udało się dotrzeć do prawdy o tym, co stało się w wiosce. Dzięki temu, że zgodziły się przejść na islam i poślubić muzułmanów, udało im się przeżyć i ocalić życie 8 dzieci.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Flickr.com

Wczoraj wieczorem w Sejmie trwała burzliwa debata nad projektem ustawy zgłoszonym przez grupę posłów Kukiz’15. Na propozycję żywo zareagowali posłowie Nowoczesnej, którzy chcieli odrzucić projekt w pierwszym czytaniu.
Statystyki w USA wskazują: codziennie, od broni palnej, ginie 4 dzieci (…) Im więcej broni na ulicach, tym większe ryzyko, że zostanie użyta. Broń jest do tego, żeby zabijać. […] Dając ludziom broń, spuszczamy ze smyczy ciemną stronę ludzkiej osobowości. Apeluję do partii o odrzucenie ustawy w pierwszym czytaniu. Apeluję do PiS o dalsze nieprocedowanie tej ustawy – mówił Ryszard Petru w Sejmie.
Uwolnienie prawa dostępu do broni to zafundowanie w Polsce dzikiego zachodu. Każda osoba będzie mogła mieć dostęp do broni. W brzmieniu tego projektu, tylko lekarz POZ będzie decydował o zdatności do wykorzystania broni. Nie możemy się godzić na takie rozwiązania, musimy bronić naszego bezpieczeństwa – stwierdził Paweł Kobyliński.

Dodano w Bez kategorii
Europoseł Patryk Jaki

Europoseł Patryk Jaki / Fot. KPRM

Komisja Weryfikacyjna uchyliła w całości decyzję urzędu miasta w sprawie kamienicy przy ulicy Marszałkowskiej 43. Jest to kolejne uchylenie decyzji władz Warszawy po Chmielnej 70 i Poznańskiej 14. Decyzja ma rygor natychmiastowej wykonalności. Informację przekazał szef komisji wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.

Komisja uznała też, że przy wydawaniu decyzji z 2010 r. rażąco naruszono prawo, m.in. co do zasady obiektywizmu i bezstronności – poinformował przewodniczący komisji Patryk Jaki.

W rozpoznawanej sprawie komisja stwierdziła, że prowadząc postępowanie zakończone decyzją z 6 grudnia 2010 r. prezydent m.st. Warszawy naruszył w sposób rażący standardy prowadzenia postępowania administracyjnego obowiązującego w demokratycznym państwie prawnym (…). Wskazana decyzja doprowadziła do skutków sprzecznych z zasadą sprawiedliwości społecznej – powiedział Jaki.

Przypomniał, że jak ustalono podczas prac komisji, adwokat Iwona Gerwin reprezentująca beneficjentki decyzji zwrotowej pozostawała w nieformalny związku z bratem Jakuba R., Adamem (któremu jej klientki odsprzedały prawa i roszczenia do nieruchomości; a on następnie odsprzedał je obecnej właścicielce).

Ze względu na stopień pokrewieństwa z urzędnikiem wydającym decyzję komisja nie dała wiary zeznaniom Adama R. (…) w zakresie w jakim wskazał on, że nie posiada wiedzy co do tego, iż jego brat Jakub R. podpisywał decyzję reprywatyzacyjną w niniejszej sprawie – powiedział Jaki.

Komisja ustaliła także, że prezydent m.st. Warszawy przez okres sześciu kolejnych lat, nie wykonał zakwestionowanej decyzji z 6 grudnia 2010 r. o ustanowieniu użytkowania wieczystego, bezzasadnie odmawiając beneficjentom zawarcia umowy o oddanie nieruchomości w użytkowanie wieczyste. Decyzję wykonał dopiera na rzecz Katarzyny Smolagi (obecnej właścicielki nieruchomości) 14 kwietnia 2016 r. – dodał Jaki.

polskieradio.pl

Dodano w Bez kategorii

Prezydent Poroszenko podpisał ustawę uderzającą w mniejszości narodowe, w mniejszości językowe, przy protestach rządów Węgier, Rumunii. Odbyło się to przy skandalicznym milczeniu ze strony rządu w Warszawie – powiedział w wywiadzie dla portalu Kresy.pl poseł Robert Winnicki, lider Ruchu Narodowego.

To jest już rodzaj jakiejś perwersji politycznej i patologii, jeśli chodzi o politykę zagraniczną wobec Ukrainy. Jest to ustawa, która uderza także w nauczanie w języku polskim. Mamy do czynienie z normalną reakcją Węgier i Rumunii, czyli państw zainteresowanych tą kwestią – reakcją spokojną, ale zdecydowaną – dodał poseł.

– Węgry będą blokowały wszystkie poczynania Ukrainy, które miałyby przybliżyć ją do integracji z Unią Europejską w ramach programu Partnerstwa Wschodniego – powiedział Péter Szijjártó, minister spraw zagranicznych Węgier.

Prezydent Rumunii, Klaus Iohannis, w ramach protestu odwołał wizytę na Ukrainie.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. pixabay.com

Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polski wystosowało apel do ministra zdrowia. Klauzula sumienia dla aptekarzy jak dotąd nie była uregulowana prawnie. 

Temat został podniesiony przez posłów Nowoczesnej, którzy przedstawili ministerstwu zdrowia interpelację dotyczącą klauzuli dla aptekarzy. Odpowiedź została udzielona przez podsekretarza stanu z ministerstwa, Marcina Czecha. Według niego “farmaceutom nie wolno powoływać się na sprzeciw sumienia, gdyż taki zapis nie figuruje w ustawie o Prawie Farmaceutycznym

W związku z odpowiedzią ministerstwa głos zabrało Stowarzyszenie Farmaceutów Katolickich Polskich. Małgorzata Prusak, prezes Stowarzyszenia, w imieniu organizacji zapytała, czy słowa ministra Czecha są ostatecznym stanowiskiem resortu Konstantego Radziwiłła. Jej zdaniem nieuregulowanie kwestii klauzuli sumienia dla farmaceutów “przeczy nie tylko zapisom Konstytucji RP, ale też orzecznictwu Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którym wolność sumienia oznacza prawo do postępowania zgodnie z własnym sumieniem oraz wolność od przymusu postępowania wbrew niemu“. List farmaceutów do ministra zdrowia został wysłany wraz z projektem zmian ustawy o Prawie Farmaceutycznym.

Nasz Dziennik/pch24.pl

Dodano w Bez kategorii
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski / fot. Wikimedia Commons

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zwrócił uwagę na zachowanie polskich władz w sprawie nowej ustawy oświatowej na Ukrainie. Twierdzi, że to porzucenie Polaków mieszkających na Kresach.

“Co uczynił w tej kwestii uczynił pan prezydent Andrzej Duda, który w czasie kampanii wyborczej solennie obiecywał otoczyć troską Polaków na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej? Z przykrością trzeba stwierdzić, że nic” powiedział duchowny. Przypomnijmy – chodzi o nową ustawę oświatową na Ukrainie, która godzi w szkoły mniejszości narodowe. Na podstawie tego aktu prawnego władze będą mogły narzucać ilość przedmiotów nauczanych w języku ukraińskim. Działa to na szkodę szkół dla dzieci z mniejszości narodowych, m.in. Polaków, dla których nauka w polskich szkołach jest niekiedy jednym z niewielu kontaktów z ojczystym językiem.

Po podpisaniu ustawy zaprotestowała m.in. Rumunia oraz Węgry, które zapowiedziały bojkot inicjatyw międzynarodowych Ukrainy. Co ciekawe, zabrakło reakcji polskiego rządu, który całkowicie zignorował działanie ukraińskich władz. Ks. Isakowicz-Zaleski podkreśla, że Andrzej Duda przy każdej możliwej okazji wychwala prezydenta Poroszenkę, jednocześnie pomijając w swojej polityce sprawy Kresowian. “Podobną postawę reprezentują także minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski i namaszczony przez niego ambasador Jan Piekło w Kijowie. Obaj zresztą nigdy nie kryli swoich sympatii dla nacjonalizmu ukraińskiego” mówi.

Duchowny zadaje też pytanie, czy według polskich władz mniejszość na Wschodzie jest ofiarą służącą “wyższym celom” – np. działaniu na przekór Rosji. Ks. Isakowicz-Zaleski zapowiedział powstanie oddolnego apelu społecznego w tej sprawie. Jego zdaniem w sytuacji obojętności polskich władz, społeczeństwo musi działać na własną rękę. W najbliższym czasie ma powstać apel “ponad podziałami”, w obronie Polaków na Kresach.

dorzeczy.pl/RMF24

Dodano w Bez kategorii

Nie zmarnuj życia

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. pixabay

Zastanówmy się przez chwilę nad życiem typowego człowieka. Jest on konglomeratem pragnień, wirem emocji, zdolnym do samokontroli na tyle, na ile pozwala mu jego oprogramowanie. Jego życie można przyrównać do uczestnictwa w wyścigu szczurów, lub jakiegoś rodzaju grze losowej, w której wygrana nie zależy od niego w najmniejszym nawet stopniu. Gry losowe tym jednak górują nad życiem, że decyzję o uczestnictwie podejmujemy samodzielnie. Nie można tego niestety powiedzieć o naszej egzystencji na tym „padole łez”, gdzie rzucani jesteśmy na pastwę okoliczności, bez udziału naszej woli.

Pojawiamy się na tym świecie nagle i niespodziewanie, po czym urabiani jesteśmy na panującą w nim modłę. To, kim jesteśmy, nie zależy od nas, tylko od innych ludzi oraz kontekstu sytuacyjnego, w którym się znaleźliśmy. Bezwolnie podążamy utartymi dla nas przez „siłę wyższą” szlakami nie zdając sobie sprawy z czyhających na nas zagrożeń. Rodzimy się wyposażeni w zestaw odruchów i instynkt, nie pozwalający nam zbyt łatwo zginąć. Pomimo tego, że po narodzinach nie potrafimy sprawnie korzystać nawet z naszych pięciu zmysłów, wiemy czego nam potrzeba. Wiemy gdzie się przytulić i co possać, chociaż nie zdajemy sobie sprawy z sensu czegokolwiek. Ciągnie nas do matczynego ciepła, do bicia jej serca, do pokarmu wypływającego z jej piersi. Pojęcie celu jest nam nieznane, tak samo jak pojęcie życia. Mimo to żyjemy.

Po narodzinach jesteśmy czystym życiem, nieskażonym brudem, zatruwającym nas powoli przez kolejne lata. Ciąży jednak nad nami wyrok. Śmierć czeka na nas od momentu poczęcia. Szczęśliwy ten, którego nie dopadnie już w łonie matki. Świadomość jej istnienia dociera do nas dość późno, jednak prawdziwy lęk i zrozumienie zarezerwowane są na te ostatnie chwile. Nie ma nic bardziej przerażającego niż jęki konającego, ponieważ każdy, kto je słyszy, wie, że jego również to czeka. Nikt nie chce w tej roli występować ale wszyscy muszą. Porzućmy wszelką nadzieję.

Jako ludziom, wydaje nam się, że wyrwaliśmy się z żelaznego uścisku prawa dżungli, że nasze społeczeństwo zapewnia nam ochronę, jednak to pomyłka. Żyjemy za cienką granicą oddzielającą to, co wydaje nam się normalne, od tego, co jest prawdziwe.

Co wypełnia dni naszego życia? Na czym upływa nasz czas? Czy nie na spazmatycznym szarpaniu się z losem? Na nieustannym błądzeniu w labiryncie kulturowych, szkolnych, religijnych i zawodowych schematów? Czy odgrywane przez nas role są wybrane przez nas, czy też nadane z góry, w celu uwięzienia nas w cytadeli społecznego konformizmu i bezmyślności, cechujących zwierzęta hodowlane? Krowy podążają na rzeź jedna za drugą kierując się instynktem stadnym, który wytworzył się u zwierząt dla zapewnienia bezpieczeństwa w naturalnym środowisku. Stał się tym samym świetnym narzędziem kontroli w rękach hodowcy. Miotamy się wewnątrz siebie w cichej desperacji, łudząc się, że nasze drobne pasje mają jakąś wartość. Ciągle czekamy na lepsze czasy, które jednak nigdy nie nadejdą. Oddajemy swoje życia w służbie niesprecyzowanym dążeniom, zużywamy swoje zasoby na ciągłą walkę z przeciwnościami, staramy się usilnie być „lepszymi”, bogatszymi, piękniejszymi, by w końcu, po latach, ocknąć się nad grobem i stwierdzić, że zmarnowaliśmy życie.

Czas to nasz największy skarb i jedyna rzecz, której nikt nam nie zwróci. Traktujemy go jednak po macoszemu. Żyjemy z dnia na dzień, marnując go i zadowalając się tym co zsyła los. Każdy, kto godzi się z losem, zasługuje na to co dostaje, w końcu ten, kto nie szuka, nie znajdzie. Lecz czego szukać? O co w tym wszystkim chodzi?

Zewsząd docierają do nas sprzeczne informacje. W telewizji, gadające głowy, wmawiają nam to czego się od nich wymaga. W zależności od kanału mogą to być poglądy diametralnie różne. Nawet ta sama sprawa czy osoba, omawiane w różnych stacjach, sprawiają nieraz wrażenie czegoś zupełnie innego. Oglądając Fakty w TVN i przełączając następnie na Wiadomości w TVP można odnieść wrażenie, że relacjonują dwie różne rzeczywistości. Niby informacja ta sama, jednak nie taka sama. Nieważne co i jak się zdarzyło, ważne kto to relacjonuje. I bądź tu mądry. By wyrobić sobie, w miarę obiektywną, opinię na dany temat trzeba obejrzeć kilka programów informacyjnych na różnych kanałach. Najlepiej nie poprzestawać tu na kanałach polskich tylko poszukać dalej, jednak kto ma na to czas? Może internet jest lepszym rozwiązaniem? Wystarczy założyć sobie konto na Facebooku, by przekonać się, że wszelka rzetelna informacja jest zawsze głęboko ukryta. Jesteśmy zarzucani informacyjnym miałem. Ludzie powielają informacje niesprawdzone, tylko dlatego, że pasują do ich światopoglądu. Częstym zjawiskiem jest czytanie jedynie nagłówków lub zajawek i wyrabianie sobie na ich podstawie zdania na temat otaczającego świata. Nawał źródeł nierzetelnych, czy też wprost kłamliwych, rozpowszechniających bzdury dla realizacji czyichś partykularnych celów, sprawia, że ze śmietnika zwanego siecią ciężko coś wartościowego wyłowić. Oczywiście nie jest to niemożliwe, jednak wymaga sporo czasu i wysiłku, zbyt dużo dla większości z nas.

Poszukujemy autorytetów, osób które wskażą nam kierunek. Gubimy się w świecie informacyjnego szumu. Pragniemy poczucia integralności. Dlaczego? Czyżby doskwierała nam nasza wolność? Jako jedyny gatunek zamieszkujący tą planetę mamy wolność wyboru tego, czym chcemy być. Zwierzę nie zastanawia się nad tym jak być „lepszym”, piękniejszym czy mądrzejszym. Nie myśli o tym jakie decyzje podjąć, by poprawić swój los w przyszłości. Wystarczy mu to co ma i pełny brzuch. Pełny brzuch jest fundamentem wszelkiego dobra także dla ludzi. Jednak zwierzę nie sięga wyżej. Człowiek za to tak. Wszystko, co otrzymujemy z racji narodzin jest za darmo, wszystko inne trzeba sobie wypracować. W odróżnieniu od zwierząt możemy robić to świadomie. Możemy podejmować autonomiczne decyzje odnośnie tego, co jest dla nas dobre i w którą stronę chcemy zmierzać. Świadoma decyzja jest pierwszym krokiem. Jeśli pragniemy cokolwiek osiągnąć, trzeba ją podjąć.

Ludzie mają tendencję do ułatwiania sobie życia. Nie ma w tym nic złego. Zawsze twierdziłem, że poszukiwanie najprostszych rozwiązań znamionuje inteligencję, jednak bywa to źle rozumiane. W kwestii rozwoju osobistego i społecznego, człowiek nie może zadowalać się tym co jest łatwe. Każdy z nas ma jakieś poglądy, których potwierdzenia szuka w otaczającym go świecie. Najłatwiej jest ignorować wszystko, co nie pasuje do naszej siatki postrzegania i wybierać tylko to, co nie wywołuje w nas poczucia dysharmonii. Jednak owo przykre poczucie dysharmonii jest objawem rozwoju. Lęk i niepewność oznaczają, że wkraczamy na nieznany grunt, czyli doświadczamy czegoś nowego. Ten, kto wzbrania się przed tym, jest niczym zwierzę. Ten, kto przezwycięża wewnętrzny opór, zasługuje na miano człowieka. Człowiek powinien być czymś więcej niż dwunożnym bydlęciem, zaspokajającym jedynie swoje chucie i stroniącym od nowej wiedzy i doświadczeń.

Często mówi się, że poszukiwanie sensu jest w istocie sensem życia. I coś w tym jest. Jednak czy poszukiwanie to proces, który nigdy się nie kończy? A może istnieje granica, absolut, będący końcem poszukiwań? Od urodzenia kształtowani jesteśmy przez otoczenie. Często odnoszę wrażenie, że w momencie narodzin znajdujemy się bliżej prawdy niż kiedykolwiek później. Nie zdajemy sobie sprawy z jej istnienia, ponieważ jest ona wtedy wszystkim, samym życiem. Poszukiwanie sensu i drogi warto rozpocząć od samego siebie.

Kiedyś, dawno temu, przyszliśmy na świat. Jesteśmy od tego czasu bombardowani informacjami oraz wzbudzane są w nas emocje tworzące narośl na tym, czym byliśmy pierwotnie. Od samego początku gwałcona jest nasza niewinność, jednak ona nie umiera. To, co gromadzimy, cały nasz bagaż emocjonalny i światopoglądowy, jest niczym kokon, w którego głębi skrywa się nasza prawdziwa istota. To wszystko jest nam potrzebne, ułatwia poruszanie się w realiach życia, pozwala je odkrywać i eksplorować, jednak to nie jest nami. Nasze ciała, nasze myśli i emocje nie są nami, są naszą własnością. Odzyskując świadomość, możemy zacząć je kształtować, wybierać to, co uznamy za wartościowe i pozbywać się tego, co nas ogranicza.

Jarosław Gryń

Dodano w Bez kategorii

Anarchiści z Hamburga wzięli odpowiedzialność za podpalenie pojazdu należącego do DITIB (Diyanet)). Zapowiadają też kolejne ataki!

W Turcji jednym z oficjalnych, utrzymywanych z budżetu instytucji jest Prezydencja Spraw Religijnych (tur. Diyanet İşleri Başkanlığı), zazwyczaj określana po prostu jako Diyanet. Jej istnienie gwarantuje artykuł 136 konstytucji tego nominalnie świeckiego państwa. Diyanet powstała w 1924 roku po zniesieniu sułtanatu osmańskiego.

Jak określono w przepisach, Diyanet zajmuje się całokształtem spraw związanych z wierzeniami, dbaniem o czystość i etykę islamu, uświadamianiem społeczeństwa o jego religii i administrowaniem świętych miejsc kultu. Diyanet ma przydzielony budżet w wysokości równowartości ok. 1 miliarda euro rocznie.
Na co dzień mieszkańcy Turcji mają do czynienia z Diyanetem na ogół wtedy, gdy wydaje fatwy – orzeczenia regulujące sprawy religijne, ale i życia codziennego tak, aby były one zgodne z prawem islamskim.

Anarchiści twierdzą, że ta największa w Niemczech organizacja muzułmańska zrzeszająca ok. 900 tureckich religijnych stowarzyszeń jest trzonem faszystowskiego reżimu tureckiej partii AKP w Niemczech. [partia reżimu Erdogana- przyp. red.]

W oświadczeniu piszą:

Organizacja związana jest z tureckim ministerstwem religii Diyanet [przyp. red. Diyanet dofinansowuje budowę meczetów na terenie Szwajcarii i Niemiec] i stamtąd przyjmuje wszelkie rozkazy oraz instrukcje. Treść kazań jest produkowana w Ankarze, a immamowie kształceni są w Turcji. Pod przykrywką wolności religijnej, DITIB występuje przeciwko demokratycznej opozycji oraz mniejszościom etnicznym i religijnym takim jak Kurdowie, Ormianie, Żydzi czy Asyryjczycy, rozpowszechniając reakcyjne pojmowanie islamu. W ostatnim roku turecka agencja wywiadowcza MIT przygotowywała kadry i struktury DITIB, aby szpiegować i zastraszać innych ludzi. Niedawno ujawniono, że służby Erdogana nie boją się mordować kurdyjskich polityków w Europie. W meczetach DITIB szerzy się nie tylko nacjonalistyczno-islamska propaganda reżimu erdogańskiego, ale także wznoszone są apele o dżihad przeciwko niewiernym. Wiele osób związanych z DITIB, zwłaszcza z Hamburga, wyjechało walczyć w szeregach tzw. Państwa Islamskiego. Mimo to rząd federalny wciąż ściśle współpracuje z DITIB w kwestiach “integracji”, a stosunki państwa niemieckiego z faszystowskim reżimem Erdogana są nadal bardzo bliskie.

Zapowiadają także kolejne ataki:

Będziemy kontynuować nasze działania przeciwko wrogom wyzwolenia Kurdystanu i rewolucji na Bliskim Wschodzie. Śmierć faszyzmowi! Zwycięstwo w rewolucyjnej wojnie ludowej w Kurdystanie!

Dodano w Bez kategorii

/ fot.pixabay

Tytuł nie przypadkowo nawiązuje do popularnych, na jednym z portali społecznościowych, „superhiperkumatych” grupek, na których zgraja piwniczaków zastanawia się, jak będzie w Polsce rządzonej przez reprezentantów ich wyśnionej ideologii. Nawiązuje do nich, gdyż w poniższym artykule postaram się wyjaśnić, jak w Wielkiej Polsce do kwestii wolności słowa podchodzić będą, rządzący nią nacjonaliści.

Popularne hasło na wielu manifestacjach brzmi „wolność słowa dla nacjonalistów” i zasadniczo tak wyglądać będzie podejście władz do omawianego zagadnienia. Jako osoby troszczące się o Polaków, nacjonaliści zakażą propagowania szkodliwych, antynarodowych oraz antypaństwowych ideologii takich jak komunizm, anarchizm – i wszelkie jego odmiany – czy liberalizm. Przez ten ostatni rozumiem zarówno jego odgałęzienie obyczajowe, promujące m.in. dewiantów seksualnych, jak i liberalizm ekonomiczny rozbijający więzi społeczne, prowadzący do atomizacji członków narodu i prowadzący do wyzysku jego najuboższych warstw.

Zamiast tego swobodnie będzie można rozmawiać o zagadnieniach dziś zakazanych ze względu na wszechobecną „tolerancję” i polityczną poprawność. Wśród powyższych tematów znajdzie się na pewno wpływ międzynarodowej finansjery i organizacji ponadnarodowych na funkcjonowanie teoretycznie niezależnych państw. Żydzi i ich rola w wydarzeniach XX wieku oraz we współczesnym świecie. W końcu to, czego tak panicznie boi się dzisiejszy mainstream, czyli rasy i różnice pomiędzy nimi. Nie będzie także prześladowań za nazwanie pedała pedałem czy cygana cyganem.

W tym momencie nasuwa się pytanie, czy w Wielkiej Polsce będzie istniała polityczna poprawność? Odpowiedź jest co najmniej skomplikowana. Na pewno nie będzie to polit. poprawność w liberalno- lewicowej formie. Niemniej jeżeli propagowanie pewnych treści będzie zakazane, można mówić o częściowej cenzurze, w której jedną z form wyegzekwowania nieużywania zakazanych treści jest polityczna poprawność.

Przejście od lewicowo- liberalnej politycznej poprawności do narodowo radykalnej troski o eliminowanie szkodliwych ideologii z publicznej dyskusji musi się jednak odbyć mniej topornie niż zmiana linii propagandowej, jaką niedawno PiS zaserwował TVP. Natychmiastowy zwrot o 180 stopni odbył się z gracją przysłowiowego „słonia w składzie porcelany” w związku z czym większość przeciętnych telewidzów o niewyrobionych poglądach politycznych uznała, że dopiero teraz telewizja publiczna zaczęła kłamać – zwłaszcza, że największe stacje prywatne w dalszym ciągu uprawiały tę samą linię propagandy.

Dobrym przykładem, jak rozwijać tę formę cenzury jest też sama polityczna poprawność. Jeszcze kilkanaście lat temu nikogo nie gorszyło słowo „pedał”. Dziś praktycznie nikt poza nacjonalistami nie używa go publicznie. Podobnie jest z wieloma innymi terminami, które kiedyś uchodziły za zupełnie normalne, a obecnie spotykają się z ostracyzmem wobec wypowiadającej je osoby.

Nie oznacza to jednak, że zmasowany atak lewicowo- liberalnej poprawności nie może zostać odparty bez przejęcia władzy w państwie. Dość powiedzieć, że dopóki sukcesu frekwencyjnego i propagandowego nie odniósł Marsz Niepodległości, nawet miłość do własnej ojczyzny czy narodu spotykała się z oskarżeniami o faszyzm, nazizm etc. Właśnie ten przykład pokazuje, że cenzurę można osłabić, a w przyszłości powalczyć o wprowadzenie własnej!

Bartosz Poznański

Dodano w Bez kategorii

O Różańcu słów kilka

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. pixabay

Od czterystu czterdziestu pięciu lat katolicy w październiku w uroczysty sposób odmawiają różaniec wobec wystawionego Najświętszego Sakramentu. Ponieważ październik właśnie się zaczyna, zamiast kolejnego tekstu polemicznego, postanowiłem napisać kilka słów o Różańcu.

Różaniec jest modlitwą arcykatolicką. Nie znają Różańca prawosławni, wzgardzili nim protestanci, a kto nawraca się i wstępuje do jedynej arki zbawienia – Świętego Kościoła Katolickiego, ten dostaje do ręki różaniec. Różaniec jest naszym katolickim sztandarem.

POCZĄTKI RÓŻAŃCA

W XII w. na południu Francji, w hrabstwie Tuluzy rozpowszechnił się ruch tzw. katarów. To słowo pochodzi od greckiego słowa oznaczającego czystość. Częściej nazywani są jednak albigensami, bo drugi z najważniejszych ich ośrodków znajdował się w mieście Albi. Ruch ten szybko zyskiwał na popularności zwłaszcza, że popierali go miejscowi możni, których zależność od króla była bardzo słaba. Nauki ich były proste, łatwe do przyswojenia i miłe dla ucha. Albigensi nauczali, że świat duchowy został stworzony przez Boga, a świat materialny stworzył szatan. Głosili równość majątkową, bo wierzyli, że pieniądz jest zły, a bogaci są sługami diabła. Głosili też równość wszystkich ludzi i konieczność zniesienia władzy państwowej i kościelnej, ponieważ obie w ich opinii umacniały świat materialny. Uważali nawet samo ciało ludzkie za złe, bo materialne. Zaprzeczali, aby Pan Jezus był człowiekiem, lecz twierdzili, że zawsze był czystym duchem pozbawionym ciała. Wierzyli też, że ludzie są duszami, które szatan uwięził w ciele. Jeśli zniszczy się ciało, to człowiek zostanie wyzwolony i zbawiony, oczywiście o ile nie zgrzeszył. Dlatego potępiali instytucję małżeństwa, gdyż płodzenie dzieci oznaczałoby udział w szatańskim procederze pętania dusz w więzy ciała. Grzechem dla nich było np. dotknąć osobę przeciwnej płci, jeść mięso, a nawet nabiał. Grzechem było posiadać cokolwiek, czy piastować jakikolwiek urząd państwowy lub kościelny. Oczywiście rozumieli, że tych nauk nie da się wypełnić doskonale, a przynajmniej nie wszyscy mogą to zrobić. Dlatego podzielili ludzi na wyznawców, których obowiązywały łagodniejsze praktyki i doskonałych. Doskonałych nigdy nie było wielu, bo bali się zgrzeszyć. A ponieważ nie wierzyli w możliwość odpuszczenia grzechów i twierdzili, że jeden grzech potępia ich od razu na wieczność, to kto tylko został przyjęty do grona doskonałych, ten wkrótce umierał, bo zagłodził się na śmierć. Dokąd tylko przyszła ta herezja, tam natychmiast niszczono kościoły, wszelkie dobra kultury, palono księgi, bo to wszystko, jako materialne, było dziełem szatana.

Herezja albigensów nie tylko godziła w religię katolicką, ale groziła również całkowitym rozkładem życia społecznego. Kościół wysyłał do albigensów wielokrotnie misjonarzy, jednak żadna misja nie przyniosła skutku. Dopiero misja św. Dominika Guzmana rozpoczęta w 1206 r. zaowocowała pierwszymi nawróceniami. Św. Dominik wiedział, że najpierw trzeba dobrze poznać zasady heretyków. A ponieważ oni tak mocno kładli nacisk na ubóstwo, to znaczy, że wiarygodnym w ich oczach będzie tylko skrajnie ubogi kaznodzieja. Niestety poprzednicy św. Dominika albo tego nie rozumieli, albo nie mieli odwagi zdobyć się na życie z żebrania i kaznodziejstwa. Św. Dominik oświecony i umocniony łaską Bożą zdobył się na tę odwagę, a szlak, którym zamierzał podążyć, był już przecież przetarty przez Apostołów. Dlatego przyjął dobrowolnie skrajne ubóstwo i uprawiał kaznodziejstwo na wzór Apostołów, a żył tylko z tego, czym go obdarowali jego słuchacze. Swoim autentycznym ubóstwem oraz wiedzą i talentem oratorskim pozyskał wielu z albigensów, jednak nadal odczuwał brak silnego wsparcia duchowego dla swej misji – właściwego sposobu modlitwy. Uważał, że to właśnie przez brak dobrej modlitwy jego praca misyjna przynosi tak mało owoców.

Pewnego dnia roku 1214 św. Dominik udał się do pustelni w okolicach Tuluzy. Widząc, że grzeszne życie katolików zniechęca heretyków do nawrócenia, trzy dni modlił się i pościł. Wtedy ukazała mu się Matka Boża, pouczyła o formie modlitwy, której Święty potrzebował dla powodzenia swej misji i obiecała wielkie rzeczy dla tych, którzy będą gorliwie modlić się w ten sposób. Istotą tej formy modlitwy jest rozważanie radości, cierpień i chwały w ciele, których doznali Pan Jezus i Matka Boża, z jednoczesnym wypowiadaniem prostych formuł modlitewnych. Widzimy więc, że jest to doskonała odpowiedź na herezję albigensów: kto odmawia Różaniec ten modli się w ciele (wypowiada słowa) i w duchu (rozważa). Temat słów, które się wypowiada dotyczy i sfery duchowej, i cielesnej. W modlitwie pańskiej prosimy o uwielbienie Boga, o wyzwolenie z grzechów i o codzienny chleb. W pozdrowieniu anielskim wypowiadamy słowa Anioła o wcieleniu naszego Pana i wielkich przywilejach duchowych Matki Bożej.

ROZWÓJ MODLITWY RÓŻAŃCOWEJ

Opowiadanie o tym, jak Matka Boża objawiła św. Dominikowi Różaniec podaje bł. Alan de Rupe, dominikanin żyjący w XV w. Co prawda wiadomo, że już wcześniej odmawiano jakieś koronki, czyli modlitwy polegające na recytowaniu serii powtarzających się formuł, jednak nie ma żadnego powodu, aby wątpić w prawdziwość relacji bł. Alana de Rupe. Oryginalność Różańca polega bowiem na tym, aby powtarzać pewne modlitwy nie mechanicznie, bacznie je tylko odliczając, lecz przy jednoczesnym rozważaniu tajemnic z życia Pana Jezusa i Matki Bożej. Na przykład mnisi benedyktyńscy pozwalali niektórym zakonnikom odmawiać sto pięćdziesiąt razy Ojcze nasz w cyklu tygodniowym w zamian za obowiązkowe odmawianie stu pięćdziesięciu psalmów, które również odmawiane były w cyklu tygodniowym. Jednak ta modlitwa polegała na recytowaniu modlitwy Ojcze nasz i nie było wymagane żadne rozmyślanie. Ten zwyczaj benedyktyński przejęli cystersi i wpisali do swojej reguły. Stworzyli też sznur z paciorkami ułatwiającymi odliczenie tych modlitw. Sznur ten nazwali Rosarium, czyli Różańcem, co po łacinie oznacza ogród różany.

Św. Ludwik IX, król Francji znał i zalecał odmawianie Pozdrowienia Anielskiego trzykroć po pięćdziesiąt razy na podobieństwo psałterza. Już wtedy nazywano tę modlitwę Psałterzem Najświętszej Maryi Panny. Być może przez skojarzenie nazwa cysterskiego sznura przeszła na dominikańską modlitwę. Nie wiadomo mi, czy modlitwa zalecana przez świętego króla polegała na recytowaniu formuł z jednoczesnym rozmyślaniem, czy też wystarczała sama recytacja. Możliwe też, że był taki czas, w którym Różaniec odmawiano nieco inaczej, niż dziś. W każdym razie bł. Alan zakładając Bractwa Różańcowe, nauczał je odmawiać Różaniec taki, jaki znamy dziś, składający się z piętnastu tajemnic. Ponadto bł. Alan ogłosił piętnaście obietnic Matki Bożej dla gorliwie odmawiających Różaniec. Sam też miewał widzenia Matki Bożej dotyczące modlitwy Różańcowej.

Pewnemu rozwojowi podlegała natomiast treść samego Pozdrowienia Anielskiego. Od starożytności modlono się słowami Archanioła Gabriela połączonymi ze słowami św. Elżbiety. Prawdopodobnie w czasach wielkiej zarazy w XIV w. do pozdrowienia Anielskiego dołączono prośbę, aby Matka Boża wstawiała się za nami w godzinie naszej śmierci. Treść tej prośby ulegała drobnym zmianom i możliwe, że nie była jednakowa w całym świecie katolickim. Ustalenie słów modlitwy zwanej Pozdrowieniem Anielskim nastąpiło w czasie wielkiej odnowy Kościoła rozpoczętej przez Sobór trydencki.

Odmawianie Różańca polecali odtąd papieże wielokrotnie, lecz tylko wymienię imiona co gorliwszych propagatorów tej modlitwy: Juliusz III, Leon X, Paweł III, św. Pius V, Grzegorz XIII, Leon XIII. Spośród licznych zalet tej modlitwy wymienianych przez tych papieży ja zwrócę uwagę na jedną – Różaniec jest streszczeniem katolickiej wiary.

MATKA BOŻA ZWYCIĘSKA

Dwunasty rozdział Apokalipsy św. Jana otwiera wizja Niewiasty triumfującej, ukoronowaną wieńcem dwunastu gwiazd i mającej księżyc pod stopami. Od wieków w Kościele Katolickim tę proroczą wizję św. Jana Ewangelisty rozumie się jako zapowiedź triumfu Matki Bożej nad islamem. Można przypuszczać, że tak też rozumiał to proroctwo pochodzący z zakonu dominikańskiego papież św. Pius V.

W roku 1570 poganie spod znaku półksiężyca sięgnęli po Cypr i zagrozili Europie. Św. Pius V zaczął energicznie działać jako dyplomata (doprowadził do zawiązania Świętej Ligi) oraz jako papież. Nakazał w całym Kościele katolickim publicznie i uroczyście odmawiać Różaniec w intencji zwycięstwa chrześcijan nad poganami i oddalenia pogańskiego zagrożenia. Zwycięską dla chrześcijan bitwę morską pod Lepanto stoczono 7 października 1571 r. Dla uczczenia Matki Bożej, która dopomogła do tego zwycięstwa papież ustanowił w jego rocznicę święto Matki Bożej Zwycięskiej, nazwane później świętem Matki Bożej Różańcowej.

Podobnie w roku 1683 papież Innocenty XI nakazał publiczne odmawianie Różańca w intencji zwycięstwa nad islamem pod Wiedniem, a na pamiątkę tej wielkiej bitwy ustanowił na dzień 12 września święto Imienia Najświętszej Maryi Panny.

O zwycięstwo modlono się na Różańcu na Jasnej Górze w roku 1655 i w Polsce w sierpniu roku 1920.

MATKA BOŻA RÓŻAŃCOWA

Matka Boża, gdziekolwiek się nie objawiała w ostatnich czasach, tam wzywała do gorliwego odmawiania Różańca. Natomiast w Fatimie Maryja przedstawiła się Błogosławionym Dzieciom jako Matka Boża Różańcowa. To objawienie pozostaje w ścisłym związku z objawieniem, w którym Matka Boża dała Różaniec św. Dominikowi. W obu objawieniach mamy przecież te same elementy: grzeszne życie ludzi ściąga na nich karę Bożą, wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie ma komu je ratować, Różaniec jest środkiem do nawrócenia jednych i drugich oraz do zadośćuczynienia Bogu za wyrządzone Mu przez ludzi zniewagi.

ODMAWIANIE RÓŻAŃCA

Jak wyżej pisałem, Różaniec to nie bezmyślne powtarzanie formułek. Odmawiając te same słowa należy rozważać poszczególne tajemnice. Jest to zatem modlitwa trudna, bo łączy w sobie modlitwę ustną i myślną. Są różne sposoby na złagodzenie tych trudności. Najlepsze z nich podaje św. Ludwik Maria Grignion de Montfort w swojej krótkiej książce „Przedziwny sekret Różańca świętego”, dlatego nie będę o nich pisał.

RÓŻANIEC STRESZCZA WIARĘ

Można zrobić wywód na temat tego, jak Różaniec streszcza wiarę katolicką. Jednak lepiej jest opowiedzieć pewną historię.

W roku 1549 przybył do Japonii pierwszy misjonarz katolicki – św. Franciszek Ksawery. Jego misja powiodła się i chrystianizacja kraju postępowała dość szybko. Wraz z kolejnymi misjonarzami zaczęli tam przybywać m.in. kupcy. Jednak kupcy niderlandzcy byli wrogami misjonarzy i to pod dwoma względami: politycznym, bo znaczna część misjonarzy pochodziła z Hiszpanii (a był to czas hiszpańskiego panowania w części Niderlandów), i religijnym, bo kupcy niderlandzcy byli protestantami. Heretycy zaczęli podburzać wielmożów japońskich, a ci uznali, że nie ma co się wdawać w spory między chrześcijanami, tylko przepędzić ich wszystkich z kraju, a opornych zabić, co nakazano w roku 1587. Rozpoczęły się straszliwe prześladowania, jednak misjonarze potajemnie do Japonii docierali. W 1639 r. rozpoczął się okres dwustuletniej izolacji Japonii. Ostatni kapłani widząc, że wkrótce zostaną wymordowani, a ich wierni pozostaną bez pasterzy, pouczyli ich o chrzczeniu dzieci, o akcie żalu doskonałego na wypadek, gdyby ktoś zgrzeszył i zadbali, aby japońscy katolicy umieli odmawiać Różaniec.

W roku 1868 Japonia zakończyła okres izolacji, więc znowu udali się tam katoliccy misjonarze, tym razem z Francji. Byli przekonani, że wskutek krwawych prześladowań i dwustu lat izolacji kraju zastaną Japonię pozbawioną śladów chrześcijaństwa. Zbudowali na potrzeby swej misji mały kościół w Nagasaki.

Pewnego dnia przyszedł do tego kościoła Japończyk. Jego zachowanie wskazywało na ciekawość i pobożny szacunek dla katolickiej świątyni, ale wyraźnie człowiek ten nie umiał się zachować w kościele. Spostrzegł go misjonarz i zaczął rozmowę. Japończyk zapytał go, czy jego przełożony mieszka w mieście Roma. Misjonarz potwierdził. Więc Japończyk zapytał misjonarza, czy ma żonę. Misjonarz zaprzeczył. Następnie ten Japończyk pokazał misjonarzowi różaniec i zapytał, czy wie, co to jest. Misjonarz zdumiony potwierdził. Z dalszej rozmowy dowiedział się, że w okolicach Nagasaki przez dwieście lat żyli katolicy. Przetrwali straszliwe prześladowania, nie mieli kościołów, ani kapłanów, a wiarę katolicką zachowali dlatego, że codziennie odmawiali Różaniec.

ZNIECHĘCANIE DO RÓŻAŃCA

Wielu ludzi chce nas zniechęcić do odmawiania Różańca. Na przykład mędrkowie naszych czasów gotowi są wyjść ze swojej skóry, aby tylko udowodnić, że katolicy przejęli wszystko z pogańskich religii wschodu. Bredzą na przykład, że katolicy zaczerpnęli zwyczaj odmawiania Różańca z islamu albo z hinduizmu. Zobaczyli bowiem sznur z węzełkami lub paciorkami ułatwiającymi odliczenie odpowiedniej liczby formuł modlitewnych u katolików, a także u hindusów i muzułmanów, i natychmiast uznali, że te wszystkie sznury są w istocie takie same. Głupota tych mędrków polega na powierzchowności sądów i niechęci do wnikania w głąb rzeczy. Gdyby przyjrzeli się naturze Różańca, musieliby przyznać, że w islamie sznur modlitewny służy do bezmyślnego wypowiedzenia odpowiedniej liczby formułek, a w hinduizmie należy podczas takiej „modlitwy” wręcz przestać myśleć. Ani jedno, ani drugie nie tylko z Różańcem nie ma nic wspólnego, ale w ogóle z jakąkolwiek modlitwą. Jak mówili starożytni Rzymianie: analogia non est genealogia.

Ruchy charyzmatyczne i wszelkiej maści miłośnicy chrześcijańskiego wschodu propagują u nas ostatnio odmawianie tzw. Modlitwy Jezusowej, zwanej też modlitwą serca, czy modlitwą nieustającą. Pomocą do odmawiania jej są komboskiony, cziotki, brojanice itp. Nie chcę kwestionować wartości takiej modlitwy, jednak uważam, że Różaniec przewyższa ją wartością i bynajmniej nie wolno nią Różańca zastępować.

PSUCIE RÓŻAŃCA

Niestety ostatnio ruchy charyzmatyczne usiłują psuć Różaniec. Powiadają, że ponoć w ostatnich czasach dominikanie we Francji odkryli jakąś autentyczną, lepszą, bo starszą formę odmawiania Różańca. Nazywają to różańcem oazowym, a polega to na skracaniu Pozdrowienia Anielskiego i wstawianiu jakichś dodatków na fali spontanicznych egzaltacji. Dodatki te mają rzekomo pomóc w rozważaniu tajemnic różańcowych. Ciekawe tylko, czemu Matka Boża w Fatimie, czy później w widzeniach s. Łucji nie upomniała się o tę rzekomo autentyczną, lepszą formę Różańca, o ten cały różaniec oazowy. No cóż… widocznie na Matce Bożej te wiekopomne odkrycia współczesnych nam francuskich dominikanów i ich oazowych naśladowców nie robią żadnego wrażenia.

Zwróćmy też uwagę na to, że Różaniec składa się z piętnastu, a nie dwudziestu tajemnic. Stwierdza to wyraźnie i dosłownie sama Matka Boża w widzeniu, które miała s. Łucja 10 grudnia 1925 r. W widzeniu tym Matka Boża podała sposób odprawiania nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca ku czci Jej Niepokalanego Serca. Jednym z warunków wypełnienia tego nabożeństwa jest rozważanie piętnastu tajemnic Różańca. Dokładnie tę liczbę piętnastu tajemnic podała Matka Boża w widzeniu s. Łucji. Ponoć czwarta część Różańca, część światła ma lepiej zakorzenić Różaniec w Biblii. No cóż… widocznie Matka Boża uważa Różaniec składający się ze 150 Zdrowaś Mario i trzech dodatkowych na początku za wystarczająco głęboko zakorzeniony w Biblii. Zastanówmy się tylko: sto pięćdziesiąt to liczba psalmów. Trzy to bardzo często wymieniana w Biblii liczba wyrażająca symbolicznie pełnię i doskonałość. Jeśli do stu pięćdziesięciu Zdrowaś Mario doliczymy te trzy Pozdrowienia Anielskie na wstępie to otrzymamy liczbę stu pięćdziesięciu trzech Zdrowaś Mario. Oczywiście i taką liczbę znajdziemy w Biblii: jest to liczba ryb, które wyciągnęli uczniowie z Morza Tyberiadzkiego zarzuciwszy sieci po prawej stronie łodzi, jak im kazał zmartwychwstały Pan Jezus stojący na brzegu (zob. J 21,11). Ten ponoć lepiej zakorzeniony w Biblii Różaniec z czwartą częścią (tajemnice światła) liczy sobie wszystkiego dwieście trzy Zdrowaś Mario… ale takiej liczby nigdzie w Biblii nie ma. Nie dajmy się oszukać!

ODMAWIAJCIE RÓŻANIEC

W ciągu ostatnich dwustu lat Matka Boża zjawiła się w wielu miejscach, a wszystkie potwierdzone przez Kościół objawienia zawierają wezwanie do odmawiania Różańca. Odpowiedzmy wielkodusznie na to wezwanie Matki Bożej zwłaszcza w październiku.

Różaniec jest potężną modlitwą, przez którą wiele cudownych rzeczy ludzie sobie wyprosili. Kościół zaś potwierdza, że po Mszy św. i brewiarzu, Różaniec jest najdoskonalszą modlitwą.

Sebastian Kozłowski

 

Dodano w Bez kategorii