Karolina Zioło-Pużuk jest specjalistką od nauczania języka polskiego jako obcego, ale od tygodnia piastuje stanowisko wiceszefa Kancelarii Senatu, powierzone jej przez marszałka Tomasza Grodzkiego. “Czy dlatego, że jest żoną barona SLD?” – pyta dziennikarz “Rzeczpospolitej”. Grodzki broni się, przesyłając CV nowej pani minister, jednak najmocniejszym wpisem pozostaje osoba męża – Jacek Pużuk był szefem Sojuszu Lewicy Demokratycznej na Mazowszu.
Kierownicze stanowisko w urzędzie obsługującym Senat objęła lingwistka – pisze w poniedziałek “Rzeczpospolita”. Czy dlatego, że jest żoną barona SLD? – pyta gazeta.
Dr Karolina Zioło-Pużuk jest specjalistką od nauczania języka polskiego jako obcego. W UKSW kieruje Szkołą Języka i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców. Ma na swoim koncie takie publikacje naukowe, jak “Drama i muzyka na lekcji języka polskiego jako obcego” albo “Jak logopeda może pomóc dziecku obcojęzycznemu?”. Nieoczekiwanie okazała też też specjalistką od organizacji pracy Senatu
– czytamy w “Rzeczpospolitej”.
Gazeta podała, że 15 czerwca marszałek Tomasz Grodzki powołał ją na funkcję wiceszefa Kancelarii Senatu, stanowisko w randze wiceministra. By ją zatrudnić, Senat przegłosował zmianę swojego regulaminu. Utworzył funkcję wiceszefa kancelarii w miejsce zlikwidowanego stanowiska dyrektora generalnego.
„Doktor Karolina Zioło-Pużuk ma wieloletnie doświadczenie w pracy w administracji” – wyjaśnia dział prasowy Senatu. Do odpowiedzi załączył CV nowej pani minister. Wynika z niego, że w przeszłości była m.in. warszawską radną, doradcą ministra w KPRM, doradcą wiceministra kultury oraz specjalistą w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Później pracowała też w NBP, a nawet była partnerem w agencji public relations.
Dziennik zaznacza, że większość funkcji w administracji pełniła przed kilkunastoma laty za rządów SLD.Obecnie w mediach pojawia się w towarzystwie lewicowych działaczy.
To nie przypadek. Jest działaczką tego ugrupowania, obecnie związaną z partyjnym think tankiem Centrum Daszyńskiego.Z jego ramienia występowała czasem w mediach. Jednak jeszcze bardziej znany jest jej mąż Jacek Pużuk. To były przewodniczący SLD na Mazowszu, a obecnie szef struktury na stołecznym Targówku
DGP dotarł do krążącej wśród amerykańskich dziennikarzy książki, która oficjalnie ukaże się 23 czerwca. „The Room Where It Happened” (Pokój, w którym to się wydarzyło) skrupulatnie opisuje niepoważne, niebezpieczne bądź ekstrawaganckie wypowiedzi Donalda Trumpa
Czy książka Johna Boltona, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego od kwietnia 2018 r. do września 2019 r., będzie bombą, która pozbawi Donalda Trumpa szans na drugą kadencję? Biały Dom chciał sądowego zakazu publikacji, ale sędzia Royce Lamberth z Sądu Okręgowego dla Waszyngtonu odmówił. Jak to się mówi w moim rodzinnym Teksasie: poszły konie po betonie. Byłoby to bardzo trudne, żebym przyglądał się każdej książce, która wychodzi w tym kraju – stwierdził sędzia.
Najbardziej chyba szokuje to, że Trump, lider światowej demokracji, miał dać zielone światło Xi Jinpingowi na budowanie obozów koncentracyjnych dla Ujgurów, prześladowanej przez Pekin muzułmańskiej mniejszości pochodzenia tureckiego, zamieszkującej region autonomiczny Sinciang-Ujgur w północno-zachodnich Chinach. Amerykański prezydent miał też prosić Xi o pomoc w kampanii wyborczej. Podkreślił, że produkcja soi jest ważna dla jego wyborców i zachęcał przywódcę Chin do kupowania tego zboża.
Bolton potwierdza też, że Trump miał naciskać na Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta Ukrainy, by ten dostarczył kwity obciążające byłego wiceprezydenta, a obecnie rywala w walce o Biały Dom Joego Bidena. Sprawa ta była przedmiotem wszczęcia procedury impeachmentu i postawienia prezydenta w stan oskarżenia, ale w finale republikanie z Senatu zagłosowali za uniewinnieniem prezydenta.
Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego sugeruje, że przywódcy innych krajów po kontaktach z Trumpem odkrywali, że prezydentem USA łatwo jest manipulować. Twierdzi, że bliscy współpracownicy prezydenta są psychicznie wykończeni tym, jak często ich szef bywa chaotyczny, niekonsekwentny i lekceważący. Wypomina mu też braki w wiedzy – według relacji Boltona Trump np. uważa, że Finlandiajest częścią Rosji i zaskoczyła go informacja, że Wielka Brytania posiada broń nuklearną. W jednej z rozmów gospodarz Białego Domu miał stwierdzić, że dziennikarze powinni być wsadzani do więzienia i że trzeba rozważyć karanie ich… śmiercią.
Autor rewelacji z Gabinetu Owalnego twierdzi też, że w 2018 r. podczas szczytu NATO Trump w gronie swoich współpracowników miał powiedzieć, że jest gotów wyjść z NATO. Jeśli nie zapłacą, nie będziemy ich bronić – cytuje prezydenta.
Najciekawszy z naszego punktu widzenia wątek książki dotyczy rozmowy o pomocy dla Ukrainy, jaką Trump miał odbyć zAngelą Merkel. W jej trakcie miał głośno zapytać: Czy naprawdę potrzebujemy Fortu Trump w Polsce”. Bolton miał wówczas podpowiedzieć prezydentowi, że ten zgodził się na to wielokrotnie w trakcie rozmów z Andrzejem Dudą. I dodał, że Polacy zgodzili się zapłacić za budowę, a sam Trump obiecał, że się wybierze do Polski 1 września 2019 r. z okazji obchodów 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej (jak wiemy, odwołał on potem wizytę i wysłał w ostatniej chwili wiceprezydenta Mike’a Pence’a). Na to suflowanie prezydent USA stwierdził rzekomo, że „nie pamięta, by zgodził na Fort Trump”. Zdaniem Boltona świadczy to albo o bardzo słabej pamięci Trumpa, albo jego specyficznej umiejętności usuwania z pamięci wszystkiego, czego nie chciał zapamiętać.
Z Boltonem i jego książką jest jednak problem. Czemu postanowił on ujawnić kulisy pracy w Białym Domu dopiero teraz? Dlaczego spędził tam 500 dni, dzień w dzień przy prezydencie, był świadkiem tych wszystkich „okropnych rzeczy”, które miał powiedzieć Trump, a palcem nie kiwnął? Publicyści w USA zastanawiają się, dlaczego – skoro było tak źle – nie przekazał swoich informacji mediom albo przynajmniej nie podał się honorowo do dymisji, skoro zagrożona była amerykańska racja stanu.
Jego milczenie wydaje się kluczowe z perspektywy sprawy ukraińskiej i procedury impeachmentu Trumpa. Szef Komisji ds. Wywiadu Izby ReprezentantówAdam Schiff wezwał Boltona do złożenia zeznań pod przysięgą 7 listopada, kiedy Izba pracowała nad sformułowaniem zarzutów przeciwko prezydentowi i postawieniem go w stan oskarżenia. Bolton nie tylko nie zjawił się na przesłuchaniu, ale zagroził pozwami wobec kongresmenów, którzy zmuszają go ujawniania tajemnic państwowych. Dzisiaj cała Ameryka zadaje sobie pytanie, czy gdyby wówczas powiedział przed Izbą Reprezentantów to, co pisze teraz w książce o rozmowach z Wołodymyrem Zełenskim, to czy rezultat impeachmentu byłby inny.
Była kandydatka Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Małgorzata Kidawa-Błońska gościła w programie Onet Rano. Wicemarszałek Sejmu stwierdziła, że to jeszcze nie czas, by prezydentem Polski została kobieta, bo w świadomości Polaków „silny polityk to mężczyzna”.
Małgorzata Kidawa- Błońska stwierdziła, że nie żałuje decyzji o rezygnacji z ubiegania się o prezydenturę. – Miałam jeden taki moment, kiedy stwierdziłam, że to jeszcze nie ten czas, żeby mówiąc, że polityk jest silny i mocny w Polsce, myślano o kobiecie. Silny polityk to mężczyzna – podsumowała. Dodała, że jej rodzina cieszy się, że „będzie ją miała tylko dla siebie”.
Po uwadze prowadzącej program, że kobiety pełnią ważne funkcje w Polsce choćby w samorządach, jako prezydentki miast, Kidawa-Błońska potwierdziła. Zaznaczyła jednak, że według niej w świadomości Polaków najważniejszy urząd w państwie wciąż przypisany jest mężczyźnie. – Ta funkcja prezydenta ciągle kojarzy się w Polsce, zresztą nie tylko, z taką wielką siłą – tłumaczyła.
Kto prezydentem Warszawy?
Wicemarszałek Sejmu stwierdziła, że bardzo chciałaby, żeby Rafała Trzaskowskiego, w razie wygranej w wyborach prezydenckich, na stanowisku włodarza Warszawy zastąpiła kobieta. – Na pewno to nie będę ja. Ja etap samorządu, pracy w samorządzie, zakończyłam – mówiła. Dopytywana, kogo widziałaby w fotelu prezydenta, Kidawa-Błońska stwierdziła, że „dokładnie wie”, ale nie chciała zdradzić nazwiska, „żeby nie zapeszyć”. – Jeszcze trzy tygodnie i wszystko będziemy wiedzieli – wskazała.
Prezydent Aleksander Vuczić w niedzielę wieczorem (21 czerwca) historycznym nazwał zwycięstwo Serbskiej Partii Postępowej, której przewodzi w wyborach parlamentarnych. Na ugrupowanie głosowało, jak wynika z nieoficjalnych jeszcze danych, 63,4 proc. wyborców.
Występując w sztabie wyborczym partii, po ogłoszeniu rezultatów exit poll i pierwszych nieoficjalnych wyników z komisji wyborczej, Aleksander Vuczić powiedział: “Otrzymaliśmy największe w historii poparcie narodu, głosowało na nas ponad dwa miliony wyborców, zdecydowana większość z trzech milionów trzystu tysięcy, którzy przyszli głosować. Zwyciężyliśmy wszędzie, nawet tam, gdzie wcześniej przegrywaliśmy. Wygraliśmy w Berlinie, Nowym Jorku. W Moskwie otrzymaliśmy 57 proc. głosów, a w Soczi 95 proc.”.
Niedzielne głosowanie w Serbii to pierwsze wybory, jakie odbywają się w Europie po wybuchu pandemii koronawirusa. Pierwotnie były one zaplanowane na kwiecień.
Drugie miejsce zajęła koalicyjna Socjalistyczna Partia Serbii (10,3 proc. głosów), a trzecie Sojusz Patriotyczny Serbii (3,9 proc. głosów). Frekwencja przekroczyła 45 proc.
Wyniki głosowania nie są zaskoczeniem. Poparcie dla partii rządzącej w przedwyborczych sondażach było wysokie, a większość opozycji zbojkotowała głosowanie w proteście przeciwko zagrożeniu zdrowia i brakowi demokratycznych standardów kampanii.
Opozycyjni politycy i organizacje pozarządowe zajmujące się monitorowaniem działań władzy wielokrotnie oskarżały Vuczicia i jego partię o zapędy autorytarne, używanie przemocy wobec przeciwników politycznych, oszustwa wyborcze, korupcję, nepotyzm i powiązania ze zorganizowaną przestępczością, co zawsze spotykało się z gwałtownym zaprzeczeniem.
Kampania wyborcza z powodu ograniczeń przeciwepidemicznych przebiegała głównie w telewizji, przy czym krytycy rządów Vuczicia zarzucają mu m.in. poważne ograniczanie wolności mediów.
Serbia przeszła od bardzo rygorystycznych obostrzeń z powodu pandemii do prawie całkowitego ich zniesienia na początku czerwca. Według przeciwników prezydenta stało się to tylko po to, by Vuczić mógł przeprowadzić wybory – pierwotnie zaplanowane na kwiecień i przełożone z powodu pandemii – i umocnić swoją władzę.
W mieszkaniu klienta w Rzymie odnaleziono ciało kobiety opiekującym się starszym mężczyzną. Polska opiekunka wyjechała z kraju dwa lata temu znajdując pracę u schorowanego klienta. Ciało Polki leżało dwa dni w mieszkaniu zanim jej pacjent wraz z właścicielem nie otwarli drzwi za pomocą ślusarza. Śledczy nie podają na razie czy miało miejsce samobójstwo, czy też w śmierci brała udział osoba trzecia.
Od ponad dwóch lat w Rzymie 55-letnia Polka pracowała jako opiekunka starszego i schorowanego mężczyzny. W czwartek po kilku dniach pobytu w szpitalu wrócił on do swojego mieszkania. Nie mógł on jednak otworzyć drzwi do swojej posiadłości.
Wezwał na pomoc właściciela budynku, który również nie zdołał ich otworzyć. W końcu zdecydowano się zatrudnić ślusarza, aby ten otworzył zabarykadowane drzwi od mieszkania. Trójce obserwatorom po ich otwarciu ukazał się makabryczny widok. Na ziemi były widoczne ślady krwi oraz puste butelki po alkoholu. W salonie, na fotelu leżała zaś martwa polska opiekunka.
Dotychczas śledczy ustalili, że na ciele 55-letniej kobiety nie ma śladów przemocy. Podejrzewają oni, iż śmierć nastąpiła już dwa dni wcześniej. Natomiast drzwi zostały zamknięte od wewnątrz. Śledczy badają dalsze szczegóły sprawy, a więcej informacji zostanie podane po sekcji zwłok.
Wczoraj podczas pikniku w parku w Reading, muzułmanin zaatakował ludzi tam przebywających. Zamordował on nożem trójkę białych ludzi. Brytyjska prasa donosi, iż napastnik pochodził z Libii. Pomimo reakcji pozostałych osób wypoczywających na wolnej przestrzeni, nie udało się uratować życia całej trójce. Policja zatrzymała już nożownika.
Do tragicznego zdarzenia doszło wczoraj około 19:00 czasu brytyjskiego w Reading. Muzułmanin postanowił zaatakować grupę ludzi odpoczywających w miejskim parku. Ugodził nożem trójkę osób, pomimo interwencji reszty ludzi oraz przybyłych na miejsce służb nie udało się ich uratować. Ofiary zmarły na miejscu tragedii.
Brytyjska prasa donosi, iż zatrzymany przez policjantów napastnik to 25-letni muzułmanin z Libii o imieniu Khairi Saadallah.
Premier Wielkiej Brytanii powiedział – “Jestem przerażony i zniesmaczony tym, że ludzie nie powinni umierać w ten sposób. Kierujemy nasze myśli ku rodzinom ofiar i ich przyjaciół. Dziękuje policjantom z Doliny Tamizy za odwagę w ujęciu podejrzanego” – dodał Boris Johnson.
I’m appalled and sickened that people should lose their lives in this way. Our thoughts are with the families and friends of the victims.
W związku z tym zamachem na życie Brytyjczyków służby specjalne m.in. MI5 podjęły radykalne środki w postaci przeszukiwania w internecie rozmów mających znamiona grupy terrorystycznej. Będą również śledzili rozmowy telefoniczne oraz wiadomości osób podejrzanych i zamieszanych w podobne zamachy.
Szef policji John Campbell, powiedział mediom, iż zamachowiec został ujęty w pięć minut od przyjęcia zgłoszenia. Sprawa została również przekazano komórce antyterrorystycznej. Uważa on równie, że z tym atakiem nie są związane osoby trzecie i nie widzi dalszego zagrożenia terrorystycznego.
Oprócz trójki osób, która została śmiertelnie ugodzona nożem, Libijczyk zaatakował jeszcze kilka innych osób w trakcie ucieczki. Jedna z osób była widziana w szpitalu im. Johna Redcliffe’a na Oksfordzie, skąd została zwolniona. Pozostałe dwie osoby zostały przywiezione do szpitala Royal Berkshire w Reading. Stan jednej z nich jest stabilny, druga osoba natomiast została zwolniona do domu.
Jurij Bezmienowto byłyradziecki współpracownik wywiadu zagranicznego KGB, który w latach 70-tych zbiegł do Kanady. Jest autorem książki Love Letter to America. Przekazał światu wiele cennych informacji, między innymi na temat sposobu działania Związku Sowieckiego i późniejszej Rosji.
Bezmienow w swoich wykładach podkreślał, że działania dywersyjne były główną metodą stosowaną przez wywiad radziecki. Działania te prowadziły do obstrukcji rządów, gospodarek i życia publicznego wrogich państw. Nie były to działania typowo sabotażowe, takie jak np. wysadzanie mostów czy podkładanie bomb, do jakich przyzwyczaiło nas współczesne kino o tematyce szpiegowskiej. Bezmienow twierdzi, że działania wywiadu zagranicznego ZSRR, polegające na metodach szpiegowskich takich jak np. podkradanie najnowszych technologii to zaledwie 10-15% całości środków oraz czasu, jakim dysponowały tajne służby. Według byłego agenta KGB, reszta środków była przeznaczana na działania dywersyjne, prowadzące do przewrotów ideologicznych. Rezultaty podejmowanych operacji były jednak widoczne dopiero po wielu latach.
Jak wspomniano wcześniej, metody rodem z filmów Jamesa Bonda, polegające na używaniu najnowszych technologii do szpiegowania czy działania zbrojne to fałszywy obraz działania tajnych służb. Powstały w dwudziestym wieku stereotyp ma na celu odwrócenie uwagi od realnych metod, którymi posługują się wywiady. Jurij Bezmienow twierdzi, że działania prowadzące do tzw. przewrotu ideologicznego są jawne, dostępne do zobaczenia na własne oczy dla każdego człowieka. Dodatkowo działania są prowadzone legalnie z zachowaniem przepisów prawa, bez konieczności popełniania przestępstw. Obraz tajnego agenta, który musi się ukrywać i posługiwać konspiracją to fałszywa wizualizacja. Według teorii przewrotu ideologicznego Bezmienowa, za agentów powinniśmy podejrzewać przede wszystkim popularnych artystów, dziennikarzy oraz polityków. W dzisiejszych czasach byłyby to z pewnością szeroko rozumiane media.
Zamordyzm skutecznie chronił przed przewrotem
Do XX wieku Japonia była krajem z zamkniętą społecznością, ciężko było obcym uczestniczyć w życiu publicznym, handlowym oraz politycznym. Dzięki takiej postawie, Japonia była odporna na wpływ tzw. przewrotu ideologicznego. Podobna sytuacja miała miejsce w Związku Radzieckim. Media były cenzurowane przez władze, granice były zamknięte a na ulicach roiło się od policji. Mimo tego, że zamordyzm w większości składał się z ograniczania swobód obywatelskich, to posiadał zaletę w postaci odporności na wpływy obcych sił.
Geneza przewrotu ideologicznego
Chcąc zrozumieć istotę przewrotu ideologicznego, cofnijmy się ok. 2500 lat. Chiński filozof Sun-Tzu uważał, że wojna z użyciem siły militarnej jest bardzo prymitywna. Sukces upatrywał właśnie w idei przewrotu ideologicznego. Jego filozofia wojenna polegała na przeprowadzeniu ataku na” ducha” narodu, jakim był system wartości. System wartości jest fundamentem na jakim opiera się dana społeczność, rdzeniem w machinie zwaną cywilizacją. W ogłupieniu społeczeństwa, dezorientacji upatrywał on swoje szanse. Filozofia ta wywarła także duży wpływ na japońskie sztuki walki. Nie używano tyle brutalnej siły, co sprytu, pozwalającego pokonać teoretycznie silniejszego przeciwnika, wykorzystując w większości jego energię. Sun-Tzu stwierdził, że to samo zjawisko można wykorzystać planując przewrót ideologiczny.
Przewrót ideologiczny: Długi proces składający się z paru etapów
Bezmienow wymienił cztery etapy, zachodzące kolejno jeden po drugim. Pierwszym krokiem jest demoralizacja społeczności trwająca nawet 20 lat. Tyle bowiem trwa wyedukowanie jednego pokolenia, ukształtowanie światopoglądu oraz charakteru. W tym celu propaganda musi odbywać się na poziomie edukacji, rozrywki, mediów, stosunków miedzyludzkich a także religii oraz systemu prawnego. Pierwszy krok nastawiony jest na niszczenie tożsamości narodowej, stworzenie skorumpowanego i niejasnego prawa (tzw. bełkotu prawniczego), wymianie autorytetów, podkopywania zaufania do instytucji państwowych, zachwianie naturalnej wymiany handlowej itd. To wszystko może powstać również naturalnie, bez ingerencji z zewnątrz, wątpie jednak by odbywało się to na masową skalę. W momencie, gdy demoralizacja wchodzi w okres kulminacyjny, gdy ludzie nie wiedzą co jest dobre a co złe, kiedy pojawia się pomieszanie pojęć, następuje kolejny proces jakim jest destabilizacja. Destabilizacja prowadzi do braku porozumienia w stosunkach międzyludzkich, dochodzi niepotrzebnych napięć, częściej musimy korzystać z sądów i policji. W wyniku polaryzacji społeczeństwa, dochodzi do zwiększenia dystansu społecznego, ludzie odczuwają wrogość. Media natomiast starają się dzielić społeczeństwo, pogłębiać stan destabilizacji. Były agent KGB wspomina o “śpiochach”, jednostkach należacych do agresora. Śpiochy będące w uśpieniu, przebudzają się by atakować pojedyńcze cele. Starają się docierać bezpośrednio, gdy ofiara jest odporna na masowe duraczenie. W dzisiejszych czasach, możnaby porównać to do zjawiska tzw. troli internetowych. Kolejnym etapem jest kryzys, rezultat poprzednich 2 procesów. Dotychczasowa władza nie radzi sobie z utrzymaniem państwa, jej legitymizm zostaje zachwiany, narasta anarchia. Ludzie starają się na własną rękę szukać stabilizacji. Ten etap prowadzi do dwóch możliwych scenariuszy. Pierwszą opcją jest wojna domowa, a drugą inwazja z zewnątrz. Inicjator przewrotu ideologicznego musi dobrać odpowiedni wariant do sytuacji. Gdy to nastąpi, dochodzi do etapu normalizacji. W tym okresie kończy się etap chwilowej anarchii, stabilizacja zostaje narzucona siłą. Funkcjonariusze frontu ideologicznego, “śpiochy” z poprzednich etapów zostają wygaszeni, uśpieni lub zamordowani przez swoich kolegów w wyniku walki o władzę. Władza na nowo definiuje naszą rolę w społeczeństwie. Proces można zatrzymać bez użycia wojska jedynie w początkowej fazie. Rozwiązaniem jest ograniczenie praw dla grup społecznych, stojących w opozycji do społeczeństwa. Utworzenie własnych, narodowych mediów, stojących w kontrze do sił wywrotowych. Jeśli na tym etapie społeczeństwo nie poradzi sobie, rozwiązaniem pozostanie jedynie przewrót wojskowy lub interwencja z zewnątrz, powstrzymująca agresora.
Mamy jeden z najbardziej skomplikowanych systemów podatkowych. Składają się na nie ZUS, VAT, PIT, CIT akcyza, oraz cała reszta podatków, które są bardzo skomplikowane. Można to zrobić lepiej i prościej przekonuję Chołoniewski.
Jednym z rozwiązań tego problemu mogła by być całkowita likwidacja podatku PIT, który wymyślili Amerykanie. Jest to podatek z którego mamy dość małe wpływy do budżetu państwa, PIT jest mało efektywnym podatkiem, za to jednym z najbardziej skomplikowanym. Trzeba tutaj zauważyć, że wpływy z PIT to jedynie 16% wszystkich podatków. Głównymi dostarczycielami pieniędzy do budżetu są VAT i akcyza.
Warto zwrócić uwagę tutaj, że bogaty to nie osoba która ma dużo pieniędzy na koncie, a osoba która konsumuje dużo drogich dóbr i usług. Związku z tym właściciel firmy może sobie wziąć samochody, domy itp. na firmę. Wynika z tego, że bogatych ludzi opodatkować się nie da za pomocą manipulacji przy podatku PIT. Bogatych opodatkować się nie da z kilku powodów np. mają dobrych prawników, są “raje podatkowe”, jedynym możliwym sposobem opodatkowania bogatych jest opodatkowanie ich majątku. Dlatego trzeba zlikwidować ten podatek ocenia Chołoniewski.
Reforma podatków
Kolejnym podatkiem który chcą wprowadzić władzę jest podatek od wartości nieruchomości, który najbardziej odbił by się na biednych. Stało by się tak ponieważ często są to odziedziczone nieruchomości. Osoby takie musiałyby pozbyć się swoich małych domów na na wartościowych nieruchomościach, dlatego też kolejne władze boją się taki podatek wprowadzić. Wprowadzenie tego mogło by skończyć się katastrofą zauważa Dr Masny.
Cały system podatkowy jest bardzo skomplikowany. Należałoby zreformować cały system. Zaczynając od ZUS-u który, jest nieefektywny, a w dodatku nie można się z niego wycofać. Jest to niezwykle skomplikowane. Dodatkowo osoby które prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą muszą zatrudniać księgowego by móc się w tym wszystkim połapać.
“Bitwa o wozy” – tak nazywa się nowa akcja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, która ma zachęcić Polaków do głosowania w nadchodzących wyborach. Po jednej z gmin do 20 tys. mieszkańców z najwyższą frekwencją w wyborach otrzyma środki od MSWiA na sfinansowanie średniego wozu strażackiego.
Wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Maciej Wąsik powiedział, że w Polsce jest 16 tys. ochotniczych straży pożarnych, z czego 4,5 tys. straży jest w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym – oznacza to, że nie są one wyspecjalizowane i sprofesjonalizowane.
“OSP to ewenement w skali światowej. Nigdzie w świecie nie ma takiego systemu ochrony bezpieczeństwa, ochrony przeciwpożarowej i pomocy wzajemnej. To coś, co jest ważnym elementem naszego życia społecznego” – powiedział Wąsik na konferencji przed siedzibą MSWiA.
“MSWiA wspiera straże pożarne i OSP w sposób znaczący, w tym roku dofinansowano zakup rekordowej ilości 517 samochodów, które przekazano strażom pożarnym, a warunkiem tego było, aby samorząd przekazał wkład własny w wysokości 200 tys. zł” – dodał wiceminister.
Problemy niektórych lokalnych społeczności
Wiceminister Wąsik zaznaczył przy tym, że istnieją samorządy, które nie mają wkładu własnego – są to zazwyczaj gminy wiejskie poniżej 20 tys. mieszkańców. “Dlatego chcielibyśmy zaproponować dla tych gmin pewną ofertę, także dla strażaków ochotników, którzy są też liderami lokalnych opinii, są niezwykle szanowani w społeczności lokalnej” – powiedział.
“Zgromadziliśmy środki tak, by jeszcze przekazać 16 samochodów sfinansowanych w całości przez MSWiA. Ale chcielibyśmy namówić lokalne społeczności właśnie tych niebogatych gmin do aktywności za tydzień 28 czerwca” – przekazał Wąsik.
Akcja otrzymała nazwę “Bitwa o wozy”. – 16 wozów – po jednym na każde województwo. I ta gmina do 20 tys. mieszkańców, w której frekwencja wyborcza będzie najwyższa otrzyma środki na sfinansowanie w całości średniego samochodu gaśniczego – zapowiedział Wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Chodzi o samochód o wartości około 800 tys. zł.
“Zachęcamy społeczności lokalne do aktywizacji, do pokazania, że ich głos jest ważny. (…) Bądźcie aktywni, zdobądźcie dla swojej społeczności lokalnej samochód gaśniczy” – powiedział wiceminister.
Dziennikarka Radia Swaboda – Alaksandra Dyńko, która prowadziła w piątek wieczorem relację na żywo z pikiety wyborczej połączonej z akcją protestu, została zatrzymana. Media niezależne i media społecznościowe informują o zatrzymaniach również w innych miejscowościach.
Alaksandra Dyńko prowadziła wraz z operatorem relację online z centrum Mińska. W ostatni dzień zbierania podpisów poparcia dla osób starających się o kandydowanie w tegorocznych wyborach prezydenckich zebrali się tam mieszkańcy miasta. W centrum Mińska obecnych było dużo funkcjonariuszy milicji oraz innych struktur siłowych. Dziennikarkę zatrzymali mężczyźni ubrani w cywilne ubrania.
Wielu mieszkańców dołączyło do akcji w związku z głośnymi wydarzeniami ostatnich dni – zatrzymaniem jednego z potencjalnych kandydatów Wiktara Babaryki i wszczęciu wobec niego sprawy karnej. Centrum praw człowieka Wiasna podało nazwiska 49 osób zatrzymanych w stolicy.
Białorusini wyszli na akcje protestu i utworzyli na ulicach żywe łańcuchy także w innych miastach – m.in. w Grodnie, Brześciu, Pińsku, Homlu, Mohylewie i Orszy.
Siły specjalne milicji OMON zaczęły wieczorem zatrzymywać osoby, które odmawiają rozejścia się. Część dróg dojazdowych do centrum Mińska została zablokowana przez milicję.
Swaboda poinformowała na swoim portalu, że w stolicy zatrzymani zostali również dziennikarze telewizji Biełsat oraz fotoreporter portalu TUT.by. Do zatrzymań, w tym dziennikarzy, doszło m.in. podczas akcji w Bobrujsku. W Mohylewie z kolei zatrzymano reporterkę TUT.by.
W piątek prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka ocenił, że tymi działaniami sterują siły, które chcą zaszkodzić krajowi. “Nie róbcie tego, nie zmuszajcie władzy do reagowania, nie popychajcie nas ku temu” – ostrzegał.
W czwartek Radio Swaboda prowadziło relację na żywo z akcji protestu przeciw zatrzymaniu Babaryki. Relację oglądało wieczorem ponad 50 tys. osób. Wielu rozmówców Swabody mówiło wprost, że wyszło na ulicę po tym, jak zobaczyło relację online.
Solidarność Białorusinów chwyta za serce! Wczoraj wyszli na ulicę, żeby okazać wsparcie dla aresztowanych opozycjonistów. Nie rozgonił ich grad, noc, ani milicjanci wystawiający mandaty za "stanie i oddychanie" pic.twitter.com/3KWZtEZbx8