Zastanowiło mnie, co kieruje heroldami rzekomego „judeochrześcijaństwa” (czyli czegoś, czego nie ma — uniwersalne normy moralne katolicyzmu są odmienne od etnicznych norm judaizmu, chrześcijaństwo sprzeciwia się zabijaniu nienarodzonych dzieci, a judaizm aborcje akceptuje), którzy ochoczo wspierają wstrzykiwanie ludziom mutagenów zwanych fałszywie „szczepionkami” na covid.
Mutageny zwane „szczepionkami” na covid mogą w opinii wielu naukowców wywoływać bezpłodność. Kościół katolicki zakazuje upośledzania płodności (czy to poprzez antykoncepcję, czy sterylizacje). Logiczne jest więc, że katolik musi być przeciwny wstrzykiwaniu mutagenów zwanych „szczepionkami” nie tylko, bo są one szkodliwe dla zdrowia (a dla katolika niszczenie własnego zdrowia i podejmowanie działań szkodliwych dla zdrowia to grzech), ale też dlatego, że mutageny mogą wywoływać bezpłodność. Warto przy tym przypomnieć, że globaliści, którzy dziś propagują wstrzykiwanie mutagenów zwanych „szczepionkami” od dekad propagują depopulacje – ich zdaniem jest za dużo ludzi na Ziemi i trzeba nawet o 90% ograniczyć ich liczbę poprzez (aborcję, sterylizacje).
Zobacz także: Koszmar amerykańskiej lekkoatletki. Zabiła własne dziecko, by móc wystartować na Igrzyskach
Dziwi mnie więc poparcie judeochrześcijan dla wstrzykiwania mutagenów. Może ci judeochrześcijanie, którzy kiedyś sprzeciwiali się aborcji (za co im chwała), wpadli na pomysł, że jak mutageny doprowadzą do bezpłodności kobiet, to w efekcie nie będzie ciąż i w naturalny sposób zniknie problem aborcji. Pomysł oczywiście głupi i szkodliwy, ale takie pomysły są dziś na czasie.
Jan Bodakowski