– Pod pretekstem walki z generalnie niegroźnym wirusem przeziębienia, który w wybranych jednostkowych przypadkach może prowadzić do ciężkich powikłań bądź śmierci osoby chorej, postanowiono dokonać przebudowy znanego nam świata w myśl korporacji i będących na ich usługach polityków – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Piotr Rubas, lekarz internista pracujący w Niemczech.
Jakub Zgierski: Dlaczego zdecydował się Pan zabrać publicznie głos w debacie na temat COVID-19 i rządowych strategii walki z tym wirusem?
Piotr Rubas: Na początku ubiegłego roku, kiedy za pośrednictwem mediów zaczęły docierać do Europy coraz częstsze informacje o rzekomo śmiertelnie niebezpiecznym wirusie, natychmiast nasunęło mi się skojarzenie z próbą wywołania paniki na skalę ogólnoświatową 10 lat wcześniej, w związku z tzw. „świńską grypą”, która, dodajmy, z tymi pożytecznymi zwierzątkami nie miała nic wspólnego, była zwyczajną sezonową grypą i, o ironio, jedną z najłagodniejszych fal grypowych od kilkunastu lat.
Zatem od samego początku sprawa wyglądała podejrzanie, tym bardziej że już w pierwszych miesiącach 2020 r. dysponowaliśmy danymi dot. wskaźnika śmiertelności owego wirusa, gdzie, zrządzeniem Opatrzności, na statku o nazwie Diamond Princess znalazło się kilka tysięcy osób, wśród których wybuchło ognisko infekcji owym wirusem określonym z biegiem czasu skrótem SARS-CoV-2, i zaledwie kilka osób zmarło, mimo iż wszyscy mieli ze sobą bardzo bliski kontakt, wspólnie spożywali posiłki w bufecie oraz zażywali kąpieli na pokładowym basenie. Pamiętajmy także, że większość pasażerów owego statku stanowili emeryci, a więc często osoby z grupy ryzyka, z chorobami współistniejącymi. Obliczony później wskaźnik IFR (infection fatality rate) pokrywał się z ustaleniami prof. Ioannidisa z drugiej połowy 2020 r., kiedy to na podstawie żmudnej analizy wielu danych ze wszystkich krajów świata ów światowej sławy epidemiolog obliczył wskaźnik na poniżej 1%, co oznacza, iż w przypadku infekcji tym wirusem mamy ponad 99% szansy na przeżycie.
Jednakowoż muszę szczerze przyznać, że w miarę narastającej psychozy w najbliższym otoczeniu człowiek zaczyna się zastanawiać, czy czasem coś nie jest na rzeczy i przez krótki okres (na szczęście krótki, jakieś 2 tygodnie) również miałem pewne obawy. Na szczęście w dobie praktycznie nieograniczonego dostępu do informacji dla osób chcących dotrzeć do prawdy oraz dzięki takim wspaniałym lekarzom i naukowcom, jak m.in. dr Wolfgang Wodarg, prof. Sucharit Bhakdi, prof. Stefano Montanari czy prof. Klaus Püschel, szybko zorientowałem się, iż skala reakcji jest kompletnie niewspółmierna do zagrożenia i podejmowane działania przypominają raczej histerię, niemającą nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem (chociażby zamykanie lasów), niż jakiekolwiek sensowne radzenie sobie z problemem.
W obliczu takiej dezinformacji nie mógł Pan dłużej milczeć, zgadza się?
Będąc zwyczajnym lekarzem, pomyślałem, że dobrze będzie przybliżyć rodakom chociażby część wypowiedzi niezależnych ekspertów i naukowców, z których spora część, jako ukazująca się w języku niemieckim, była niedostępna dla przeciętnego polskiego odbiorcy. Ku mojemu zaskoczeniu niektóre z tych materiałów, jak polskie napisy do wypowiedzi dr. Heiko Schöning o „pandemicznych inscenizacjach” i próbie sterylizacji dziewcząt w Kenii pod pretekstem szczepionki na tężec, rozeszły się szerokim strumieniem i wielokrotnie otrzymywałem później od znajomych e-maile z tym filmem i dodanymi przez siebie napisami jako coś, co warto obejrzeć. Świat jest mały…
Z początkiem lata, kiedy sytuacja zaczynała się normować, dodatkowo w perspektywie olbrzymiej już ilości publikacji naukowych na temat koronawirusa, byłem przekonany, iż mieliśmy do czynienia z „jednorazowym wyskokiem”, tak by ci, co mieli zarobić miliony metodą „na wirusa” (korporacje, politycy mający dostęp do kontraktów na maski, respiratory, środki dezynfekcyjne ), mieli ku temu okazję, i że teraz wszystko wróci do normy, gdyż żaden rząd nie będzie celowo podcinał gałęzi, na której siedzi, czyli gospodarki, od której funkcjonowania zależy byt wszystkich instytucji państwa.
W związku z tym, wydawało mi się latem i na początku jesieni roku 2020, że podejrzane interesy Szumowskiego, zmarnowane przez Sasina 70 mln złotych z kieszeni podatników na wybory prezydenckie, które się nie odbyły, czy inne okołopandemiczne przekręty, są zwyczajną kontynuacją niekończących się defraudacji dokonywanych przez kolejne ekipy rządzące w post-PRL-u, których rozliczenie mimo hucznych zapowiedzi kolejnych partii dochodzących do władzy zawsze się odkłada ad calendas Graecas, czyli na święty nigdy, tak by podstawowa zasada III RP „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych” nie została naruszona.
Niestety pandemiczne szaleństwo nie dobiegło końca, a wręcz przeciwnie – dalej tkwimy w bezsensownym lockdownie, a od niedawna mówi się nawet o 4 fali koronawirusa…
Gdy na początku października 2020 r. po raz kolejny rozpoczęto w mediach głównego ścieku rozkręcanie koronapsychozy, a rządzący niemal wszystkich rozwiniętych krajów niczym orkiestra prowadzona przez tego samego dyrygenta rozpoczęli przywracanie obostrzeń i powtórny lockdown, zrozumiałem, że nie był to jednorazowy epizod, lecz raczej długoterminowy plan transformacji dotychczasowego systemu finansowego, społecznego i gospodarczego, tak by zrealizować postulaty zawarte w dokumentach, takich jak: Agenda 2030, Raport Klubu Rzymskiego, raport fundacji Rockefellera czy Europejski Zielony Ład. Dotychczas wydawało mi to się raczej rojeniami chorych umysłów, niemożliwymi do wprowadzenia w życie w realnym świecie. Pojawiające się od lat ostrzeżenia o próbie budowy „nowego wspaniałego świata” traktowałem trochę z przymrużeniem oka.
Jesienią 2020 r. zrozumiałem, że właśnie rozpoczęło się przechodzenie od słów do czynów, że, jak to historia wielokrotnie pokazała, idee mają swoje konsekwencje i nie należy lekceważyć osób mających tak doniosły wpływ na światową ekonomię jak chociażby Klaus Schwab i postulaty zawarte w jego książce „Wielki Reset”. Pod pretekstem walki z generalnie niegroźnym wirusem przeziębienia, który w wybranych jednostkowych przypadkach może prowadzić do ciężkich powikłań bądź śmierci osoby chorej, postanowiono dokonać przebudowy znanego nam świata w myśl korporacji i będących na ich usługach polityków. To właśnie niezgoda na budowaną nam dystopiczną przyszłość, niczym żywcem przeniesioną z „Roku 1984” Georga Orwella czy ”Nowego Wspaniałego Świata” Aldous Huxleya, skłoniła mnie, by zacząć energiczniej działać.
Zobacz także: Horban przyznał się dlaczego wciąż nosimy maski na ulicy. „Na szczęście mnie nie rozpoznają”
Przyznaję, iż także brak szerszego zainteresowania tematem ze strony przeważającej części środowiska lekarskiego w Polsce, w kontraście do obiektywnie większej mobilizacji po stronie niemieckich lekarzy (m.in. protest medyków w Lipsku jesienią 2020 r., niemiecka komisja ds. COVID), co było dla mnie, w świetle dostępnych danych o koronawirusie, zaskakujące, skłonił mnie do nagrania swojej pierwszej wypowiedzi na temat manipulacji dot. testów PCR, tak by przynajmniej kilku osobom otworzyć oczy, że dodatni wynik testu nie jest równoważny z infekcją, a ta nie jest tym samym co zachorowanie.
Pragnąłem także podzielić się informacjami publikowanymi przez jeden z największych autorytetów w tej dziedzinie dr. Wolfganga Wodarga, dotyczącymi ewentualnych niebezpieczeństw związanych z opracowywanymi wówczas szczepionkami na COVID (przypominam, iż jeszcze jesienią 2020 r. osoby mówiące o przymusie szczepionkowym i związanej z tym segregacji sanitarnej określane były przez przeciętnego polskiego inteligenta mianem „szurii”, wówczas była to teoria spiskowa, która dziś niestety stała się faktem), tak by Polacy byli świadomi nadchodzącego zagrożenia dla ich życia i zdrowia związanego z preparatem inżynierii genetycznej, nazywanym niewłaściwie „szczepionką”.
Rozmawiał Jakub Zgierski