Imigranci z Czeczenii próbujący przedostać się przez granicę do Polski złożyły skargę na polskie państwo w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, gdyż polska Straż Graniczna uniemożliwiła im przejście przez granicę.

Trzy rodziny czeczeńskie próbowały dostać się do Polski przez granicę w Terespolu. Straż Graniczna uniemożliwiła im przedostanie się do Polski, zawracając przybyszy do Białorusi.

Czeczeńskie rodziny złożyły skargę do Trybunału Praw Człowieka, powołując się na prześladowania w swojej ojczyźnie. Jak podają media, Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazywał polskim służbom nie przekierowywać imigrantów do Białorusi.

Jacek Białas z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka powiedział, że Czeczeni skarżą się na “bezprawne zawrócenie cudzoziemców”.

Trybunał Praw Człowieka  zwrócił się o wyjaśnienie do polskiego rząd. Kiedy rząd da odpowiedź, ma odbyć się rozprawa.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Straż Graniczna informują, że przekazały sprawę pełnomocnikowi MSZ ds. postępowań przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.

 

Dodano w Bez kategorii

W Stanach Zjednoczonych coraz bardziej popularny jest materiał, ukazujący czym były niemieckiego nazistowskie obozy koncentracyjne i kto jest odpowiedzialny za wymordowanie w nich milionów Żydów, Polaków, Romów i przedstawicieli innych narodowości.

Film został przygotowany przez ambasadę polską w USA.

“Przypominanie amerykańskim dziennikarzom, pedagogom i studentom o konieczności używania właściwych określeń w odniesieniu do „niemieckich, nazistowskich obozów” ma znaczenie podstawowe” – tak przedstawiciele ambasady uzasadniają zasadność przygotowania tego rodzaju materiałów dla amerykańskiej widowni.

Nagranie spotkało się z żywym zainteresowaniem internautów za oceanem. Materiał został odtworzony już 590 tys. razy.

https://www.facebook.com/EmbassyofPolandWashingtonDC/videos/1291276330936637/

Dodano w Bez kategorii

Nieprzypadkowo “Gazeta Wyborcza” jest dziennikiem najszybciej tracącym czytelników. Według najnowszych danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy średnia sprzedaż egzemplarzowa wydań drukowanych zmalała najbardziej w zestawieniu – o 20,91 % i wyniosła 79 209 egz. Udział sprzedaży kioskowej „GW” w sprzedaży ogółem wyniósł 67,93 %, jak informuje nas portal wirtualnemedia.pl

Powód jest dobrze znany. Tym razem uwagę na niego zwrócili policjanci z Komendy Stołecznej Policji. Oświadczenie zatytułowane “Fakty a artykuł w ‘Gazecie Wyborczej'” zamieszczamy poniżej w całości.

Szanowny Panie Redaktorze

Z przykrością muszę stwierdzić, że w kierowanej przez Pana gazecie pojawił się cykl artykułów Wojciecha Czuchnowskiego, dotyczący rzekomej inwigilacji, zawierający nieprawdziwe informacje. Są to artykuły z dnia 27 lipca a ostatnio 21 i 22 sierpnia br. m. in. pt.: „Opozycja tropiona jak przestępcy”.

Obowiązkiem redaktorów i dziennikarzy jest poszukiwanie prawdy poprzez wyczerpujące i rzetelne relacjonowanie faktów. Prezentowanie opinii, analiz i komentarzy powinno być bezstronne. Uczciwość zawodowa stanowi podstawę wiarygodności dziennikarskiej. Uważam, że w przygotowaniu powyższego materiału takiej uczciwości zabrakło.

Na podstawie obowiązujących przepisów funkcjonariusze komórek tzw. wywiadowców prewencji realizują zadania prewencyjne. Usytuowane są one właśnie w służbie prewencyjnej Policji, a konkretnie służbie patrolowej. Nie realizują oni zadań operacyjnych, a więc również wskazanych w tekście działań operacyjno-rozpoznawczych, nie mają na wyposażaniu i nie wykorzystują „samochodów do skrytej obserwacji”, nie realizują „pięciodniowych podsłuchów”, a tym bardziej nie tworzą „baz z wizerunkami najbardziej aktywnych uczestników manifestacji”. Zadania im powierzone podczas odprawy dotyczyły zagadnień o charakterze typowo prewencyjnym i nie odbiegały w żaden sposób od zadań realizowanych przez tych samych funkcjonariuszy w trakcie zabezpieczenia różnych wydarzeń, jak chociażby wizyty prezydenta Donalda Trumpa czy przyjazdu do Polski pary książęcej.

Pan Wojciech Czuchnowski, który powołuje się na swoje źródło został wprowadzony w błąd. W tego efekcie doprowadziło to do wprowadzenia w błąd czytelników. Sugeruje, że dowodzący wykonują czynności o charakterze operacyjnym, a nie prewencyjnym. O ile personalia osób dowodzących są prawdziwe, to przedstawienie jednego z najbardziej doświadczonych komendantów garnizonu stołecznego jako naczelnika Komendy Rejonowej Policji Warszawa I świadczy o braku rzetelności ze strony dziennikarza.

Podobnie sprawa wygląda w przypadku podania w artykule stanu etatowego Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego KSP. Faktycznie jest on czterokrotnie większy i wynosi ponad 200. Należy podkreślić, że w skład wydziału wchodzą policjanci realizujący służbę prewencyjną. Policjanci WWP KSP wspierają swoimi działaniami funkcjonariuszy z innych komend. Bardzo często są oni kierowani do zabezpieczeń zgromadzeń czy manifestacji. Pełniąc służbę w ubraniach cywilnych, mogą reagować w tych sytuacjach, w których działanie umundurowanych policjantów jest ograniczone.

W obecności umundurowanych funkcjonariuszy wiele osób ukrywa swoje intencje. Stąd obecność policyjnych wywiadowców, których zadaniem jest przeciwdziałanie kryzysowym sytuacjom. Logicznym jest, że celem potencjalnych agresorów będą liderzy kojarzeni z danym zgromadzeniem. W tym przypadku mówimy o osobach związanych z Obywatelami RP, KOD-em oraz posłach opozycji.

Chcę zdecydowanie zaznaczyć, że nasze działania o charakterze prewencyjnym miały zapewnić bezpieczeństwo wszystkim osobom biorącym udział w zgromadzeniu i nie miały nic wspólnego z inwigilacją. Już dzisiaj możemy śmiało powiedzieć, że zadanie to zostało wykonane i protesty przebiegły bez większych zakłóceń. Za wyjątkowo sumienne podejście do zadań przez policjantów należą się im słowa podziękowania.

Istotnym jest, że prawidłowość działań policyjnych związanych z wymienionym zabezpieczeniem potwierdziły wyniki kontroli przeprowadzonej w tym zakresie na polecenie Komendy Głównej Policji bezpośrednio po ukazaniu się artykułu „Policja inwigiluje Obywateli RP i posła na Sejm”.

Wolność słowa oraz służba społeczeństwu, na którą się Państwo bardzo często powołujecie, wymaga utrzymywania wysokich standardów w prowadzonej działalności. Czytając artykuły trudno oprzeć się wrażeniu, że materiał został przygotowany bez rzetelnego zweryfikowania przywoływanych w nim faktów.

Podsumowując z przykrością muszę stwierdzić, że zamieszczone artykuły zostały napisane nierzetelnie, zawierają nieprawdziwe informacje, a Pan Wojciech Czuchnowski nawet nie podjął próby zweryfikowania przekazanych mu informacji.

Zachęcam do współpracy. Postaram się odpowiedzieć na wszelkie pytania redaktorów Pańskiej gazety tak, by materiał, który się w niej ukaże zawierał przede wszystkim fakty a nie domysły.

Z wyrazami szacunku

kom. Sylwester Marczak
Rzecznik Prasowy Komendanta Stołecznego Policji

Dodano w Bez kategorii

Musimy być elitą!

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Celem nacjonalizmu jest stworzenie nowego człowieka. Człowieka, który będzie odbiegał od norm dzisiejszego, zdegenerowanego świata, a jednocześnie będzie potrafił się w nim odnaleźć, żyć w nim i go zmieniać. Wiemy jaki jest cel, jednak jak doprowadzić do tak ambitnych zmian?

Część z nas twierdzi, że powinniśmy dopasowywać się do tzw. poprawności politycznej, aby zyskać może trochę większe poparcie społeczne i może jakieś stanowiska. Ludzie ci twierdzą, że kilku posłów w parlamencie to szczyt tego, co możemy osiągnąć, a budowanie partii politycznej to jedyna możliwość na zwycięstwo naszej sprawy.
Oczywiście, budowanie partii politycznej jest konieczne i dobrze by było, gdyby miała ona jak największe poparcie, ale to nie my mamy dopasowywać siebie i swoje przekonania do świata, ale zmieniać świat!

Natomiast jeszcze inni plują na politykę i partyjniactwo, lubują się w tanim piwie, bijatykach i szukaniu zagranicznych kompanów. Stale się przekrzykują, że to oni są najbardziej nacjonalistycznymi nacjonalistami i szukają coraz to nowych sposobów na marginalizowanie się i zamykanie w jak najciaśniejszym gronie, które od czasu do czasu “zrzuci” się na wlepki lub “oklepie lewaka”.
Walka na polu ulicznym jest często potrzebna i nieunikniona. Jest też ona bardzo przyjemna, zwłaszcza dla młodych członków ruchu. Każda aktywność, która pozwala nam na dotarcie do innych jest bardzo cenna, bo sami świata nie zmienimy, ale nie możemy zmieniać świata bez pracy nad samym sobą.

Musimy pracować nad sobą i się zmieniać, aby móc doprowadzić do triumfu naszej sprawy. Jednak jak ten triumf ma się objawić?
Kiedy będziemy mogli z czystym sercem powiedzieć, że już nastąpił ten wyczekiwany od dawna dzień zwycięstwa? Wtedy, gdy nasza partia będzie tworzyła rząd i przez kilka lat będziemy mogli wprowadzać swoje postulaty, aż zmieni się sytuacja polityczna i wrócimy do opozycji? Może wtedy, gdy wyprowadzimy dziesiątki tysięcy młodych, niezadowolonych ludzi na ulice? A nie… To już nastąpiło. I co nam po tym?
Jasne, dobrze mieć narodowców w Sejmie oraz maszerować licznie pod szczerbcami, falangami i biało-czerwonymi flagami. Jednak naszym celem jest co innego, o czym większość z nas już zapomniała.
Tak jak pisałem we wstępie, celem jest nowy człowiek w nowym społeczeństwie. Człowiek nowoczesny i rozumiejący współczesny świat, jednocześnie zachowujący pradawne, nieulegające przedawnieniu wartości. Jednak czy sami jesteśmy takimi ludźmi? Czy możemy z czystym sercem powiedzieć: “Jestem wzorem człowieka, którego cechy odpowiadają na zepsucie tego świata”?

Chcemy nazywać się elitą, to zachowujmy się jak ona! Nie bójmy się, że przez to zostaniemy zmarginalizowani. Bądźmy pionierami nowoczesnego nacjonalizmu, który realnie zaczął zmieniać społeczeństwo i budzić kolejne dusze.
Zacznijmy od ubioru. Pozornie banalna kwestia, ale realnie jak ważna! Wygląd zewnętrzny ma ogromny wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie. Niech każdy kto na ciebie spojrzy zobaczy w tobie człowieka pewnego siebie, swoich przekonań i niebojącego się ich prezentować. I nie, nie chodzi mi o tzw. odzież patriotyczną, która często naraża nas na śmieszność, ale o to, aby każdy mężczyzna z ruchu nacjonalistycznego wyglądał jak gentleman, a nie jak kolejna kopia pseudo ulicznika, czyli stylu tak modnego w dzisiejszych czasach. Niech każda kobieta identyfikująca się z naszą ideą będzie prawdziwą damą i stanie w twardej opozycji wobec “kobiet” chodzących po ulicach prawie nago, z ostrym makijażem pozornie podbudowującym pewność siebie.
Oczywiście, bycie gentlemanem i damą nie tkwi jedynie w przyzwoitym ubiorze. Potrzebujemy własnej sztuki, publicystyki, poezji oraz muzyki, która ukaże to, kim naprawdę jesteśmy i co sobą reprezentujemy. Musimy być ludźmi kulturalnymi w każdej dziedzinie życia. Nauczmy się budzić swoje emocje sztuką i dostrzegać piękno w codziennej pracy. Nie bądźmy ludźmi standardowymi ani szczególnie racjonalnymi, nie na tym polega elitarność.

Następna kwestia to samopomoc w środowisku.
Jako środowisko narodowe od lat postulujemy narodowy solidaryzm, w opozycji do egoizmu etycznego i kapitalistycznego indywidualizmu. Jednak póki triumf tego postulatu w społeczeństwie jest jeszcze daleki, postarajmy się wcielić go w życie w środowisku. Jeżeli twój kolega szuka pracy, a ty masz możliwość mu ją dać, to zrób to i zachęć, aby 5% wypłaty przekazywał na lokalną działalność narodową. Gdy usłyszysz, że członek twojej organizacji (czyli twój kolega), którego być może nawet nie kojarzysz, ma problemy finansowe, które nie pozwalają mu na spłatę czynszu to przelej mu kilkanaście złotych i w tytule wpisz, że to wpłata “od kolegi z organizacji”. “Hojność nie wynika z miłości bliźniego, czy litości. To nasz nakaz sprawiedliwości społecznej i najwyższy wyraz moralności i współczucia w czasach powszechnej ignorancji”. Ten aspekt bardzo jednoczy środowisko i po raz kolejny jest szansą na ukazanie nas jako elity, przy tym wyostrzając nasz światopogląd i ukazując go jako zjawisko współczesne.

Często krzyczymy “Bóg. Honor, Ojczyzna” i o ile wielu z nas to ludzie dbający o swoją wiarę oraz miłujący Ojczyznę, o tyle często mamy problemy z określeniem tego, czym jest honor. Łukasz Kielban napisał kiedyś, że: “honor miał sens tylko i wyłącznie kiedy cechował elitę, a w demokratycznym ustroju nie miał prawa bytu. Dlatego po wojnie zniknęło stare pojęcie honoru, kodeksy i pojedynki.”

Skoro jednak nacjonaliści mają stać się tą współczesną szlachtą moralną, która będzie odpowiedzią na moralne bagno zachodniego świata, to czy nie powinni oni stworzyć swojej nowoczesnej wizji honoru, odpowiadającej na zagrożenia rzeczywistości i odpowiadającej na realne problemy wewnętrzne człowieka? Owszem, jeżeli nasze środowisko ma ambicje, aby w przyszłości stać się elitą, do której każdy zażenowany tym, co daje mu współczesność chciałby należeć, musi utworzyć własny kodeks honorowy oraz własne zasady. Opracujmy własny model wychowania młodego człowieka, który podejmie zwycięską walkę z dekadenckim społeczeństwem.

Gdy już to uczynimy, ruch nasz będzie na dobrej drodze do zwycięstwa!

 

Rafał Buca

Dodano w Bez kategorii

/ fot. pixabay

Film Antoniego Krauzego “Smoleńsk” znalazł się w “100” najgorszych produkcji filmowych międzynarodowego portalu filmowego IMDb. O fakcie tym w Polsce po raz pierwszy poinformował na Twitterze Radosław Sikorski.

Smoleńsk zajmuje 56. lokatę w zestawieniu najgorszych produkcji. Ranking jest tworzony na podstawie ocen wystawianych przez użytkowników serwisu. Film Antoniego Krauzego od internautów uzyskał zaledwie 1,3 gwiazdki na 10 możliwych.

Fabuła “Smoleńska” skupia się wokół śledztwa prowadzonego przez dziennikarkę fikcyjnej stacji TVM SAT po katastrofie samolotu z polską delegację lecącą do Katynia na 70. rocznicę sowieckiej zbrodni.

Film nie został doceniony również przez polskich widzów. Na portalu “Filmweb” obraz Krauzego uzyskał średnio 2,6 na 10 gwiazdek. “Smoleńsk” od samego początku wzbudzał ogromne kontrowersje z uwagi na wersję zamachu, która została przyjęta w scenariuszu. Obraz nie doczekał się także przychylnego przyjęcia przez krytyków.

Trzeba zaznaczyć, że film rodził się w bólach, kilkakrotnie przekładano datę premiery. Reżyser winą za trudności przy produkcji obarczył przede wszystkim specjalistów zajmujących się efektami specjalnymi.

https://twitter.com/sikorskiradek/status/899373897983946753?ref_src=twsrc%5Etfw&ref_url=http%3A%2F%2Fprostozmostu.pl%2Fquotsmolenskquot-w-pierwszej-setce-swiatowego-rankingu-problem-w-tym-zenajgorszych-filmow%2C9089.html

Dodano w Bez kategorii

/ fot. wikipedia commons

14 sierpnia 1982 r. w Kwidzynie milicja i straż więzienna przeprowadziły brutalną pacyfikację obozu internowania dla działaczy “Solidarności”. W jej wyniku pobito ponad 80 internowanych, blisko połowa z nich doznała ciężkich obrażeń. Bezpośrednim powodem protestu podjętego przez internowanych 14 sierpnia 1982 r. było niewpuszczenie do ośrodka ich rodzin w dniu odwiedzin. W reakcji na protest władze więzienne i milicja podjęły brutalną akcję pacyfikacyjną.

W obozie internowania znajdującym się na terenie Zakładu Karnego w Kwidzynie władze stanu wojennego przetrzymywały przede wszystkim solidarnościowych działaczy szczebla zakładowego i regionalnego, pochodzących głównie z północno-wschodniej Polski, ale i również z regionu łódzkiego, w sumie ok. 150 osób. Internowani to przede wszystkim aktywiści i etatowi pracownicy „Solidarności” (115), NSZZ „S” Rolników Indywidualnych (4), działacze Niezależnego Zrzeszenia Studentów (13), Związku Młodzieży Demokratycznej (1), uczniów szkół średnich (2, obaj z KPN), pracownicy niezależnych wydawnictw (2), więźniowie kryminalni (4), kleryków z seminarium duchownego, KPN (2), przewodniczący rady pracowniczej (1) i członek Klubu Wolność-Samorządność-Niezależność (spis wg Adama Golika).

SIELANKA PRZED TRAGEDIĄ

Jak wcześniej wspomniałem (w części I), dla nas po przybyciu z Zakładu Karnego Łowicz (Ośrodek Odosobnienia), Kwidzyn wydawał się Wersalem: otwarte cele, możliwości całodziennych spacerów, do dyspozycji boiska do siatkówki i koszykówki, tenis. Wewnątrz świetlica, telewizja (transmisja mistrzostw świata w piłce nożnej w Hiszpanii). Klawisze nie byli zbyt inwazyjni, czy wścibscy. Ludzie opalali się, słowem totalne rozluźnienie. Posiłki wydawano w pawilonie #1, w naszym pawilonie mieściła się świetlica i biblioteka…

Sami klawisze przyzwyczajeni do wprost nieograniczonej władzy nad więźniami obserwując to rozluźnienie na terenie ośrodka, czuli się mniej wolni od internowanych, ale przynajmniej czasowo jakoś znosili tę sytuację. Po więzieniu ciągle kręciło się mrowie chłopaków. Pamiętam naliczyłem internowanych, aż z ówczesnych 24 województw (z istniejących wówczas 49), miało to swoje konsekwencje dla rodzin, którym czasem podróż z krańca Polski na widzenie z uwięzionym zabierała nawet dwa dni (!).

Przypominam sobie wyraźnie, że w ostatniej celi, w której przebywałem, w celi #15 toaleta mieściła się po lewej stronie, zaraz przy wejściu, oddzielona była kotarą, obok przy ścianie był nawet zlew. Ta „prywatność” w toalecie była miłą zmianą w porównaniu z ZK Łowicz, gdzie kibel był osadzony niedaleko jadalnego stołu. Pamiętam sytuacje z mającym częste sensacje żołądkowe Andrzejem Kernem (późniejszym wicemarszałkiem Sejmu) podczas wspólnych śniadań…

Ta wyżej opisana sielanka więzienna trwała za komendantury naczelnika mjr. Stefana Mikołajczyka, z którym wcześniej internowani wynegocjowali dla siebie wiele udogodnień. Były też i zgrzyty, jeszcze 12 maja miał miejsce ograniczony protest w pawilonie # 1, kiedy to internowani z dwóch cel nie zgodzili się na ich opuszczenie na czas zarządzonego przez klawiszy „kipiszu” (określenie na metodyczne przeszukania celi).  Na pomoc służbie więziennej przybyła specjalna grupa szturmowa do pacyfikacji więziennych buntów ze Sztumu. Wtedy w ramach represji oskarżono Andrzeja i Zygmunta Goławskich, Adama Kozaczyńskiego i Radosława Sarneckiego. Jednak do planowanej rozprawy sądowej nie doszło ze względu na wydarzenia z dnia 14 sierpnia 1982 roku.

UCIECZKA INTERNOWANEGO …

Do lipca 1982 r. widzenia z rodzinami odbywały się raz w miesiącu i trwały 1 godzinę chyba, że komendant Mikołajczyk na prośbę internowanego przedłużył widzenie. W ramach liberalizacji i dobrej woli komendanta, od lipca widzenia odbywały się zbiorowo w sali widzeń jak i na przyległym do niej placu. Pierwsze widzenia w nowej formule miało miejsce już po moim przybyciu do Kwidzyna 7 sierpnia bez problemów, ale podczas wieczornego apelu stwierdzono jednak brak jednego internowanego. Okazało się, że Mirosław Andrzejewski (z siedleckiej opozycji) wyszedł (nie zatrzymany przez klawiszy) na wolność po zakończeniu widzenia razem ze swoją rodziną.

Sfrustrowany komendant Mikołajczyk powiadomił o tym wydarzeniu milicję i swoich zwierzchników dopiero po 5 dniach (poszukiwany Andrzejewski ukrywał się do początku 1983 r., kiedy to sam zgłosił się na milicję). Oczywiście pozwolenie na zbiorowe widzenia w niedzielę 8 sierpnia zostały cofnięte. To z kolei spowodowało nasz półtoragodzinny protest, podczas którego śpiewaliśmy patriotyczne pieśni, organizując festiwal kociej muzyki, uderzając więziennymi michami i łyżkami o talerze skandując: „Wpuścić rodziny!”. Uczestnicy protestu byli fotografowani przez przybyłych funkcjonariuszy MO. Odbyły się negocjacje naszych delegatów z mjr. Mikołajczykiem. Protest wymusił na komendancie więzienia cofnięcie ostatniej decyzji i przywrócenie poprzedniej rozszerzonej formy widzeń.

W PRZEDDZIEŃ TRAGEDII

Zgodnie z tradycją w każdą miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia w ośrodkach internowania miały miejsce wspólne śpiewy patriotycznych pieśni i prelekcje. Na 13 sierpnia konspiracyjnie wydrukowany został specjalny program uroczystości, według którego 12 sierpnia o północy mieliśmy spotkać się w łączniku między pawilonami, aby odśpiewać stosowne patriotyczne pieśni i dalej kontynuować manifestację następnego dnia po południu. Co też miało miejsce.

13 sierpnia w samo południe zaczęliśmy apelem poległych zakończonym minutą ciszy za ofiary komuny w Polsce. Następnie odśpiewaliśmy „Rotę”, „Boże coś Polskę” i popularną „Pieśń Konfederatów Barskich”. Na więziennych latarniach chłopaki wciągnęli polskie flagi z krepą, był nawet transparent „Solidarności” na dachu budynku. Cała uroczystość zakończyła się wieczornym apelem i odśpiewaniem patriotycznych pieśni i zwinięciu flag i transparentu. Klawisze nie interweniowali, nie doszło też do spięć.

To wprost nienaturalne poczucie wolności wśród internowanych w Kwidzynie i nasze sukcesy w negocjowaniu coraz to lepszych warunków nie uszły uwadze zwierzchników komendanta Mikołajczyka. Właśnie 13 sierpnia otrzymał on dymisję, mogło to mieć również związek z ucieczką internowanego Andrzejewskiego.

NOWY KOMENDANT, NOWE PORZĄDKI

Nowym komendantem został z-ca ZK w Sztumie, kpt. Juliusz Pobłocki, który z miejsca zlikwidował wynegocjowane rozszerzone widzenia, o czym jednak my internowani nie zostaliśmy poinformowani. Celem zainstalowanego nowego komendanta więzienia było zgniecenie istniejących wolności, przywrócenie tradycyjnego autorytetu służby więziennej i przywrócenie dyscypliny. Internowani nieposiadający informacji o zmianach, po śniadaniu zaczęli znosić na plac widzeń stoły i taborety, aby przyjąć przybyłe z całej Polski rodziny. Za więzienną bramą czekało ok. 100 członków rodzin internowanych. Jednak widzenia organizowane były tylko limitowane w sali widzeń przy „ambasadzie” (biuro komendantury).

Powoli rozeszła się wieść o zakazie widzeń na powietrzu. Ok. 10.30 rozpoczął się protest prawie 150 internowanych śpiewających patriotyczne pieśni, słychać było antykomunistyczne okrzyki. Wtedy więzienny „wychowawca” (KO-owiec) Edmund Młotkowski zaproponował, aby wyłoniona 3 osobowa delegacja internowanych udała się na rozmowy z komendantem. Delegacja w składzie Roman Jarmuszkiewicz (kierowca, Sieradz, kolega z ZK Łowicz, dziś Szwecja), Andrzej Bober (przedtem ZK Iława) i Włodzimierz Przybyłko (uprzednio ZK Zielona Góra, Głogów, Ostrów Wlkp., Gębarzewo) zażądała respektowania wynegocjowanych porozumień ze szczególnym akcentem na umożliwienie widzeń większej ilości przybyłych tej niedzieli rodzin.

KOMENDANT PRZYGOTOWUJE PACYFIKACJĘ

Pobłocki markował narady, konsultacje, przeciągał negocjacje jednocześnie skrycie ściągał oddziały do tłumienia buntów. Wkrótce pojawiła się dobrze uzbrojona w pały, kaski i tarcze grupa uderzeniowa z ZK Sztum (22 bojowych funkcjonariuszy), przybyły też bratnie oddziały milicji z Kwidzynia (30 bojowców) oraz ZOMO z Elbląga. Protestujących dzielnie utrwalał po cywilnemu milicyjny fotograf.

Wśród dotąd pokojowo nastawionych uczestników protestu sytuacja zaczęła się niebezpiecznie zmieniać. Wpierw kontynuowaliśmy dotychczasową formę protestu robiąc hałas i śpiewając patriotyczne pieśni. Od rodzin zgromadzonych przed więzienną bramą dotarła do nas wiadomość o nadciągającej „antandzie” ZOMO, MO, innych oddziałów, a nawet Straży Pożarnej. Kilku chłopaków m.in. Władysław Kaudziński, Michał Lubowski, Mirek Duszak i Radek Sarnecki wspięło się na dach budynku gospodarczego i część z nich zeszła na obszar wydzielony po drugiej stronie demarkacyjnej siatki i dalej dachem do bramy głównej. Tam nawiązali kontakt z oczekującymi rodzinami odbierając od nich listę osób oczekujących na widzenia, następnie wycofując się do demarkacyjnej 2 metrowej siatki wyznaczającej tzw. strefę bezpieczeństwa. Tuż za nimi od naszej strony ktoś zdołał przeciąć tę siatkę. Wtedy ok. 50 internowanych przeszło przez tak powstały otwór w kierunku bramy głównej. Teraz już zrozumiałem, że sytuacja staje się niebezpieczna i wymykając się z rąk organizatorom zmienia definitywnie swój charakter.

Część rodzin przeniosła się na pagórek, wzniesienie obok więziennego muru, aby lepiej widzieć, co dzieje się z protestującymi. W tym czasie przybyły tu komendant MO z Kwidzynia przerwał odbywające się w sali widzenia z rodzinami przeganiając rodziny z obszaru przylegającego do więzienia, jednocześnie blokując drogi dojazdowe do ZK Kwidzyn.

Bezpośrednio wcześniej wydarzyło się coś, co podgrzało atmosferę wśród protestujących. Otóż jeden z funkcjonariuszy uderzył pałą wyciągnięte pod główną bramą rączki dziecka, które krzyknęło „tatuś” w kierunku internowanych. Po drugiej stronie bramy odpychane siłą rodziny obrzuciły milicjantów jabłkami i wyzwiskami. Trzeba dodać, że również niektórzy z internowanych robili dokumentację zdjęciową z protestu.

PACYFIKACJA

Ok. godz. 12.15, 55 funkcjonariuszy służby więziennej (35 z ZK Kwidzyn i 20 z ZK Sztum otrzymało rozkaz „do ataku” i rozpoczęło akcję pacyfikacyjną spychając protestujących w kierunku więziennych pawilonów motopompą czerpiącą wodę z retencyjnego zbiornika. Zastanawiające jest, że nie było komendy „rozejść się” tylko od razu ruszyli do ataku. Wtedy zaintonowaliśmy hymn państwowy. Woda uderzająca pod ciśnieniem, szczekanie owczarka niemieckiego (bez kagańca) i ustawicznie napierający szpaler funkcjonariuszy z pałami spychał nas do tyłu.

W miarę wzrastania napięcia nerwów i psychozy niebezpieczeństwa, zagrożenia i pałowania słychać było wrzaski bólu i okrzyki: gestapo, oprawcy… Ci zaopatrzeni w przeznaczone na widzenia stoły i taborety wycofywali się bezpieczniej, nawet miska oferowała pożądaną ochronę przed penetrującym i rozdzierającym biczem wody skierowanym na twarz. Również atakujący przejawiali twórcze pomysły rzucając w cofających się, czym popadło, od pogubionych przez internowanych butów czy też puszkami pozostawionych konserw.

Nie było jednak na tym etapie jeszcze zaciętości, która przyniosłaby poważne obrażenia ciała. Niektórym z nas jednak srogo się dostało. Schwytanego Adama Kozaczyńskiego ostro spałowano, pomógł mu się wycofać dopiero Andrzej Busse. Krzysztof Zadrąga mało nie utracił przytomności. Jednak najbardziej skatowali Władysława Kałudzińskiego, który zbyt długo pozostał na swoim punkcie obserwacyjnym na kominie budynku gospodarczego. Okrążonego bito i kopano, aż stracił przytomność i obudził się dopiero w szpitalu (zeznawał o tym w późniejszym procesie stary opozycjonista Marek Chwalewski  (RWD) z Pabianic). Pobito też dotkliwie Romana Jarmuszkiewicza, Piotra Bączyka, Arkadiusza Kutkowskiego i Marka Chwalewskiego.

Świadek tych wydarzeń komendant Straży Pożarnej w Kwidzynie Roman Gołuch wspominał: Wjechałem na teren obozu. Miejscowa straż stała już z hydrantami na dziedzińcu. Strażnicy wpychali internowanych do pawilonów. Jakiś człowiek stał na dachu. Dwóch milicjantów ściągnęło go stamtąd i zaczęło bić. Pała, kop, pała, kop. Maltretowali strasznie. Moi chłopcy zaczęli płakać. Widok zakrwawionych ludzi i znęcających się nad nimi milicjantów przekraczał powoli granice mojej wytrzymałości. Widziałem w życiu wiele nieszczęść, ale wszystko to były wypadki losowe. Tym razem byłem świadkiem bestialstwa. 

W czasie chwilowej przerwy, kilku internowanych w łączniku między pawilonami zbudowało barykadę ze stołu pingpongowego, stołu z jadalni i kraty. Pędzeni ludzie starali się ukryć w swoich celach. Przy wejściu do łącznika mieściła się stróżówka, gdzie rezydowali klawisze. Niestety dwóch z nich Józef Gutowski i Reinhold Brzezicki na złość pozamykali niektóre cele i nie wszyscy mogli ukryć się w swoich stając się łatwymi ofiarami i celami właśnie wdzierających się do budynku zwyrodniałych pałkarzy. Jan Łodyga próbował bezskutecznie dostać się do swojej celi # 4, próbował # 3 niestety ponownie pech, była zamknięta. Wtedy pod celą # 2 dopadło go 5 niewyżytych oprawców, którzy bijąc go krzyczeli: klękaj pod celą i módl się, skurwysynu. Zaczynały się łowy na tęskniących za dziką wolnością zwierzynę przez niewolników totalitarnego systemu.

W całym szale zamieszania podczas opóźniających walk właśnie ci dwaj klawisze (zamykający cele) zostali odcięci od swoich nacierających na główną barykadę towarzyszy. W tym gąszczu emocji, strachu, rodzącej się wściekłości i beznadziejności tuż obok mnie padły słowa: brać te dwie kurwy na zakładników!. Z tego, co ja mogłem jeszcze przytomnie skojarzyć to klawiszom groził lincz od zdesperowanych, psychicznie rozdygotanych kolegów. Strach pomyśleć co nastąpiłoby po tym… Pamiętam, jak wspólnie z innymi kolegami z ZK Łowicz Romanem Jarmuszkiewiczem, Henrykiem Maciejewskim i Grzegorzem Rachausem próbowaliśmy tych dwóch psubratów obronić, co dzięki Bogu nam się udało.

BESTIALSTWO I OKRUCIEŃSTWO

Następna faza operacji pacyfikacyjnej protestu nosiła wdzięczną nazwę „przeszukania”. Kilkuosobowe grupy bojowców klawiszy rozpoczęły metodyczne bicie i poniżanie internowanych. Komuna zawsze kładła duży nacisk na kulturę i oświatę niestety potwierdziło się to i tym razem. Więzienny „wychowawca”, KO-wiec Edmund Młotkowski w pocie czoła starał się szerzyć czerwoną kulturę zdemoralizowanego systemu wskazując osoby przeznaczone do specjalnego bicia.

Klawisze tego dnia odreagowywali wszystkie swoje nagromadzone w kontaktach z internowanymi stresy w pocie czoła nie oszczędzając sił w służbie socjalistycznej ojczyźnie. Pacyfikacja wewnątrz więzienia trwała od godz. 12.40 do 14.00 i niestrudzeni obrońcy zbrodniczego systemu ofiarnie wbijali nam nie tylko do głów, ale i gdzie popadło swoje idee porządku i równości (z podłogą) i przewodniej roli pały, powodując przy tym wiele siniaków i czasem z zapałem łamiąc nam kości.

Rozwścieczeni, a może i po środkach odurzających oprawcy zorganizowali przemyślne ‘ścieżki zdrowia” na zalanym wodą korytarzu, otwierając kolejno cele i przeganiając internowanych na dokładną osobistą kontrolę do świetlicy (naprzeciwko naszej celi), aby w tym czasie dokonać dokładnego kipiszu w ich celi. Następnie wywoływano pojedynczo po nazwisku ludzi ze świetlicy gdzie ustawiony w dwuszeregu z pałami gotowymi do „masażu” stał oddział do uśmierzania więziennych buntów, zapraszający na przebycie „ścieżki zdrowia”. Internowany miał przebiec pod gradem pałek i okazjonalnych kopnięć między umundurowanymi miłośnikami starego reżimu. Były różne szkoły jak się zachować, czy biegnąc chronić ramionami głowę i odsłaniać nerki i inne organy? Najważniejsza była zasada, aby nie upaść i nie dać się powalić, bo wtedy nic już ci nie pomoże. Wszelkie wahania internowanego wybrańca i wątpliwości miał rozwiewać ujadający z przodu niemiecki owczarek bez kagańca i równe sympatyczne zachęty czekających oprawców…

Uciekając przed nacierającymi na barykadę zwyrodnialcami z ponaddźwiękową szybkością wpadliśmy do naszej „studenckiej” celi i wszyscy zamarliśmy w bezruchu przestając oddychać. Słychać było tylko nieznośnie i niebezpiecznie głośno latającą muchę. Nadsłuchiwaliśmy głosów i kroków. Słyszeliśmy łoskot kolejno otwieranych drzwi cel, kanonadę wrzasków i krzyków, szczekanie psa, po czym zawodzenia, odgłos zadawanych razów tupot i jęki, nawet szloch kolegów przebiegających „ścieżkę zdrowia”. Nawet łoskot upadających ciał, wszystko to przerywane wybuchami salw śmiechu ze strony dobrze bawiących się oprawców.

Zenon Szachowicz (Zielona Góra) wspomina, że przed wyjściem z celi kazano mu ściągnąć ze ściany portret Lecha Wałęsy i napis „Solidarność”, kiedy już tego dokonał, polecono mu wyciągnąć ręce do przodu, po których bito go pałką mówiąc: to za wyciąganie rąk na komunistyczną władzę. Innego internowanego (Jerzy Pogłodziński, Zielona Góra) najpierw uderzono pałką w głowę, a następnie podstawiono mu ją pod nos, aby zapoznał się: jak pachnie władza ludowa, po czym przystąpiono do bombardowania go pałkami.

Chyba najbardziej więzienni „kapo” pastwili się nad internowanymi z celi # 8, których pamiętali jeszcze z poprzedniego buntu z 12 maja 1982 r. Mieszkańców celi wywlekano z celi za włosy, brody bijąc ich i kopiąc. Siedzieli tam bracia Goławscy (Siedlce), uczeń Radek Sarnicki (Zamość) i Ryszard Piekart (Siedlce). Andrzeja Goławskiego bito i kopano najpierw w pozycji kucznej, kiedy jednak po ciosie w skroń upadł kopano go po głowie i kręgosłupie. Podobnie potraktowano Ryszarda Piekarta, którego bito jeszcze po tym jak przestał się ruszać. Po kilkakrotnym biciu funkcjonariusz Zbigniew Puławski zdarł fotografię papieża Jana Pawła II i kopał zrzucony krzyż. Po kwadransie pałkarze powrócili do celi i zaczęli ponownie bić. Wtedy Andrzej Goławski dwukrotnie stracił przytomność, ale oni dalej kontynuowali bicie drewnianymi pałkami po nogach, korpusie i po genitaliach.

Oczywiście, aby jeszcze bardziej w sposób uciążliwy pokazać internowanym, że właśnie oni są panami życia i śmierci „capos’ z wściekłością powyrzucali w ramach kipiszu wszystko z szafek, pudełek, słoików mieszając np. mąkę z cukrem i solą.

Młodziutki Sarnicki pisał później o ataku: w pewnej chwili zostałem zrzucony z łóżka na podłogę. Zaczęto mnie znowu bić i kopać. Pamiętam dokładnie, jak jeden z funkcjonariuszy przycisnął mi butem brodę i policzek do betonowej posadzki, a drugi stanął obiema nogami na mojej klatce piersiowej. Nie byłem w stanie wykonać ruchu i nie mogłem oddychać. Radek ważył 53 kg, był szczupły, nosił okulary – 3,5 dioptrii, był wprost wymarzonym kandydatem do znęcania się przez uzbrojonych rosłych dryblasów…

Wieczorem po biciu rozpoczęli metodycznie przeprowadzany „kipisz”, przeszukania, który przeprowadzały dwie grupy po 11 funkcjonariuszy. Tym razem ofiarą padło 14 małych radioodbiorników, grzałki, noże, kable elektryczne, „betoniarki” i nielegalna literatura. Podnosiliśmy się na duch żartując: nie jest źle, przynajmniej jeden z nich umie czytać.

Pobici mieli głównie obrażenia głowy – wstrząsy mózgu. Pokazywali też całkowicie sine nogi, ręce i plecy, nie było widać nawet kawałka zdrowego ciała. Niektórym przez wiele godzin nie udzielano pomocy lekarskiej. Jeden z pobitych został dopiero następnego dnia odwieziony do szpitala w Gdańsku. Był w śpiączce. W Kwidzynie nie mogli sobie już z nim poradzić – opowiadał Kałudziński.

Kiedy następnego dnia cierpiący, bardziej pobici (kilku internowanych zabrano do szpitala wcześniej) domagali się wizyty u więziennego lekarza, w drzwiach pojawili się uzbrojeni dzielni szturmowcy i wymachując pałkami z uśmiechem pytali:  czy może ktoś się źle czuje i potrzebuje lekarza…, zabrakło nam słów jak na lekarstwo, odpowiadała im cisza.

Kiedy nowy komendant z dumą i uśmiechem defiladował po spacyfikowanym więzieniu, wtedy z naszej strony spotkała go następna niespodzianka. Internowani ogłosili swoje postulaty ukarania winnych pobicia, powołania specjalnej komisji do zbadania zajść z 14 sierpnia, usunięcia komendanta Pobłockiego i dopuszczenia przedstawicieli Episkopatu Polski i MKCK (Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża).

Jako środek nacisku został proklamowany strajk głodowy, ale żeby nie przedłużać, o tym i o bezczelnym procesie internowanych o pobicie funkcjonariuszy innym razem…

Jacek K. Matysiak

Dodano w Bez kategorii

/ fot. YouTube

Gościem Roberta Bąkiewicza był po raz kolejny Jacek Krzystek. W Komentarzu Mediów Narodowych rozmawiali m.in. o sprawach Kościoła i problemach współczesnego świata.

Ojczyzna nasza za dużo daje innym mówił Krzystek. Działacz poruszył kwestię Polaków za granicą. Zastanawiał się jaka jest polityka władz wobec działania na rzecz powrotu ich do Ojczyzny. Podkreślił również, że zrozumiała jest potrzeba utrzymania się i osiągnięcia wyższego poziomu życia. Jednak obowiązkiem patriotów, narodowców jest upominanie się o powrót tych osób do Polski i stworzenie dla nich godziwych warunków do np. pracy.

Z kolei Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz zaznaczył, że istotną rolę pełnią księża, też w kościołach za granicą. Jego zdaniem kapłani, którzy zwracają się do wiernych w trakcie kazania powinni przypominać o dekalogu oraz o czczeniu matki – Ojczyzny. Cnota patriotyzmu często też nie jest tak wykształcona, że ci ludzie myślą o powrocie mówił Bąkiewicz.

Rozmówcy zastanawiali się również na ile mieszkanie poza granicami kraju ma wpływ na kształtowanie charakterów. Krzystek sądzi, że ogromny wpływ na odbudowę narodu ma aspekt demograficzny. Jednocześnie podkreślono, jak ważne jest odpowiednie przygotowanie warunków oraz możliwości dla powracających z emigracji Polaków.

Zachęcamy do zapoznania się z materiałem. Ponadto zapraszamy do zasubskrybowania kanału Mediów Narodowych i śledzenia na bieżąco naszych nagrań.

KLIK

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons

Instytut Pamięci Narodowej prowadzi postępowanie karne w sprawie złożenia przez Lecha Wałęsę fałszywych zeznań dotyczących dokumentów TW „Bolka”. Chodzi m.in. o wypowiedzi byłego prezydenta, w których zanegował autentyczność materiałów znalezionych w domu Czesława Kiszczaka.

29 czerwca 2017 r. prokurator Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wszczął śledztwo w sprawie złożenia przez Lecha Wałęsę nieprawdziwych zeznań mających służyć za dowód w postępowaniu przygotowawczym prowadzonym przez pion śledczy IPN w Białymstoku – poinformował Andrzej Pozorski, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zastępca prokuratora generalnego.

Nowe postępowanie wiąże się z wypowiedziami Lecha Wałęsy, który m.in. w śledztwie IPN dotyczącym ewentualnego fałszowania dokumentów przez SB zeznał, że nie są one autentyczne. Podczas okazywania Wałęsie dokumentów TW „Bolka” – jak przypomina IPN – były prezydent twierdził, że nie zostały one przez niego napisane (chodzi np. o doniesienia agenturalne) ani podpisane.

Pod koniec czerwca br., umarzając śledztwo, prokuratorzy IPN uznali, że ponad 50 dokumentów z lat 1970–76, w tym zobowiązanie do współpracy ze SB, doniesienia i pokwitowania odbioru pieniędzy są autentyczne, czyli zostały wytworzone lub podpisane przez Lecha Wałęsę.

Postępowanie dotyczy też innych spraw, w których zeznawał były prezydent. Lech Wałęsa twierdził bowiem, że nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, nie pobierał za to wynagrodzeń ani nie pisał donosów.

Doniesienia karne – jak podkreślił dyr. Andrzej Pozorski – wpłynęły do prokuratora generalnego, który korzystając z uprawnień ustawowych – art. 63 par. 2 ustawy Prawo o prokuraturze – uznał, że właściwym do prowadzenia tego postępowania będzie pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej.

W sprawie złożenia przez Lecha Wałęsę fałszywych zeznań wpłynęły dwa zawiadomienia od osób prywatnych do Prokuratury Krajowej i do prokuratora generalnego.

Dodano w Bez kategorii

“Antyfaszystowscy” zadymiarze protestujący przeciwko marszowi organizowanemu w niedzielę w Quebec (stolicy frankofońskiej prowincji o tej samej nazwie) przez prawicową grupę La Meute (Wilcza wataha) uderzyli na policję, próbującą rozdzielić obie grupy.

Funkcjonariusze musieli zmierzyć się z petardami, butelkami piwa i świecami dymnymi. Kilkuset członków La Meute chciało zaprotestować przeciwko “nędzy nielegalnej imigracji”, donosi “The Montreal Gazette”. Musieli oni czekać z rozpoczęciem zarejestrowanego marszu przez prawie pięć godzin, gdy policja próbowała oczyścić trasę z ok. 300 agresywnych lewaków z Action citoyenne contre la discrimination, La Ligue Anti-fasciste anti-raciste Québec i Antify.

W oświadczeniu opublikowanym potem na Twitterze, policja potwierdziła, że ​​protest La Meute był zgodny z prawem i przeprowadzony wzorowo. Jaggi Singh, lewacki działacz z Montrealu, był jedyną osobą aresztowaną przez policję w Quebecu. Tymczasem trzech funkcjonariuszy policji zostało poddanych działaniu substancji chemicznych drażniących. Trafili oni do szpitala, ale życiu ich nie zagraża niebezpieczeństwo.

La Meute wezwała do wprowadzenia silniejszej kontroli granicznej. Liczba osób przekraczających nielegalnie granice Kanady z USA w celu ubiegania się o azyl zwiększyła się ponad trzykrotnie w zeszłym miesiącu. Ponad 3100 imigrantów przekroczyło granicę i zostało aresztowanych w lipcu, a od 1 sierpnia aresztowano ponad 3800 osób ubiegających się o azyl, zgodnie z oficjalnymi statystykami rządowymi cytowanymi przez Reutersa. La Meute w Quebecu ogłosiła, że demonstracja przeciwko polityce migracyjnej premiera Justina Trudeau i premiera Quebecu Philippe’a Couillarda odniosła sukces.

Niewielka mniejszość, gniewna, sfrustrowana grupa rasistów nie ma prawa mówić nam, kim jesteśmy jako naród. Nie porzucimy naszej otwartości na innych – powiedział Trudeau przed demonstracją, jak informuje “Globe and Mail”.

La Meute powstała i działa głównie w prowincji Quebec od 2015 r. Liczebność organizacji ocenia się na 45 tys. członków. Poparcie dla rządzącej Partii Liberalnej w tym rejonie należy do najniższych w kraju. Zwykle od 25 do nawet 40 % poparcia notuje tu Blok Quebecu (Bloc Québécois) – dążąca do uzyskania suwerenności Quebecu. Celami doraźnymi jest reprezentowanie Quebecu i frankofonii kanadyjskiej w parlamencie federalnym. Ideologia i założenia programowe partii zbliżają ja do socjaldemokracji.

 

Dodano w Bez kategorii
Funkcjonariusze z Placówki Straży Granicznej w Korczowej zatrzymali 48-letniego obywatela Niemiec, który nie chciał okazać dokumentów i ujawnić swojej tożsamości oraz znieważał funkcjonariusza Straży Granicznej.

W poniedziałek, 21 sierpnia br., obywatel Niemiec, wjeżdżając na przejście graniczne w Korczowej, wyjechał z kolejki i próbował ominąć pozostałe pojazdy oczekujące na kontrolę. Funkcjonariusz Straży Granicznej poprosił, aby dostosował się do przepisów ruchu drogowego i przestrzegał zasad porządku obowiązujących na przejściu granicznym oraz zażądał od mężczyzny okazania dokumentów. Obywatel Niemiec odmówił, nie chciał też ujawnić swojej tożsamości. Ponadto zaczął obrażać i znieważać funkcjonariusza Straży Granicznej. Wobec krewkiego podróżnego zastosowano środki przymusu bezpośredniego. Cudzoziemiec został zatrzymany, a następnie przekazany funkcjonariuszom Policji z KP w Radymnie.

Obywatela Niemiec, za przestępstwo znieważenia funkcjonariusza Straży Granicznej, skazano na karę grzywny w wysokości 1000 zł. Dodatkowo otrzymał mandat karny gotówkowy w wysokości 600 zł za naruszenie przepisów ruchu drogowego oraz za nieokazanie dokumentów do kontroli.

Dorota Bołotowicz

 

Dodano w Bez kategorii