- Straż Narodowa poinformowała na Twitterze o 99 urodzinach Zofii Czekalskiej, ps. “Sosenka”.
- Była łączniczką Centralnej Składnicy Aptecznej odcinka zachodniego oraz sanitariuszką.
- Służyła w oddziale “Chrobry II”.
- Zajmowała się wytwarzaniem leków.
- Zobacz też: Nowa lalka Barbie będzie nagrywać głos dziecka [WIDEO]
99 urodziny
Jak informuje na Twitterze Straż Narodowa:
Dzisiaj 99 urodziny świętuje Zofia Czekalska “Sosenka”, łączniczka Batalionu „Chrobry II” w czasie Powstania Warszawskiego. Pani Zofii życzymy długich lat w zdrowiu i pomyślności.
Przyłączamy się do życzeń, i dodajemy własne: życzymy życia wiecznego i Bożych łask, bo bez tego zdrowie i pomyślność na nic się zdadzą.
Kim jest pani Zofia?
Zofia Czekalska, urodzona 6 lipca 1923 w Tomaszowie Mazowieckim, z domu Sosnowska. To stąd jej pseudonim. Była łączniczką Centralnej Składnicy Aptecznej odcinka zachodniego. Gdy jej przyjaciel został ranny, kapitan “Borman” dopisał w dokumencie “sanitariuszka”, by mogła towarzyszyć szpitalom miast wojsku. Służyła w oddziale “Chrobry II”.
Wspomina reakcje ludzi na wybuch powstania w ten sposób:
Mój wujek przeklinał powstańców, bo mu jego majątek zabrali, bo prowadził dezynfekcję. Miał biuro dezynfekcji i te wszystkie chemikalia miał w piwnicy. Trzeba było wyrzucać; ludzie już chowali się w piwnicach. Jedni z entuzjazmem ogromnym, drudzy przeklinali. Byłam też świadkiem, jak sąsiadka – jej syn szedł na jakąś akcję na Czackiego – płakała, rozpaczała: „Nie idź”. Poszedł, ale już nie wrócił. Myśmy szli kiedyś po zrzuty też. Atmosfera była więc – entuzjazm, rozpacz i obojętność, bo nic się na to nie poradzi.
Czekalska wytwarzała leki. O warunkach w czasie powstania mówi:
W tych szpitalach nie było piętrowych łóżek ani nic. Tylko na łóżku, na materacu. Nie było bandaży. Ten prosi: „Siostro, do mnie…” To były siostry… Niektóre nie miały nawet białego fartucha ani nic. Lekarzy nie było. Najgorzej było patrzeć na bezsilność personelu, że nie można ludziom pomóc. Umiera; wie, że umiera. Czesiek miał strzaskany obojczyk i tu te żyły na wierzchu były, to pulsowało, groziło w każdej chwili, że przetną te kości. Ta bezsilność, bezradność, że nie można im tak wiele pomóc. Nie było jedzenia, nie było czym myć. I leżało to wszystko. Koce – skąd tam jeden miał koc, inny miał jakąś kołdrę. Ludzie bardzo dawali, co kto mógł; nie wszyscy.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com