Dziś 37. rocznica porwania księdza Jerzego Popiełuszki. Przypominamy tamte wydarzenia

Dodano   1
  LoadingDodaj do ulubionych!
Jerzy_Popieluszko fot Wikipedia

Jerzy_Popieluszko fot Wikipedia / Jerzy_Popieluszko fot Wikipedia

Szaleństwo nienawiści do księży katolickich rozkręcone w Polsce i na świecie przez lewicę i pseudo liberałów jest tak wielkie, że zapewne i dziś po tęczowej stronie znalazłoby się wiele indywiduów akceptujących mordowanie przez komunistyczną bezpiekę katolickich duchownych w czasach PRL i transformacji ustrojowej.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

W 37 rocznicę porwania księdza Jerzego Popiełuszki warto przypomnieć to, co o kulisach zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki napisał Leszek Szymowski w wydanej przez wydawnictwo Editions Spotkania książce „Księżobójcy”.

19 października 1984 ksiądz Jerzy Popiełuszko został porwany. Według oficjalnej wersji dokonali tego funkcjonariusze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych: kapitan Grzegorz Piotrowski (naczelnik wydziału Departamentu IV), porucznik Leszek Pękala i porucznik Waldemar Chmielewski, na zlecenie swojego przełożonego pułkownika Adam Pietruszka (zastępcy dyrektora Departamentu IV MSW).

Porwanie ks. Popiełuszki

W czasie procesu Grzegorz Piotrowski, z wykształcenia matematyk, syn ubeka, pracownik SB od 1975 roku, kierownik warszawskiej sekcji D (zajmującej się popełnianiem przestępstw na duchownych w ramach działalności anty kościelnego Departamentu IV), obciążał siebie, umniejszał winę kolegów i szkalował zamordowanego. Piotrowski, pomimo że został skazany na 25 lat, to wyszedł w 1990 roku i zmienił nazwisko. Waldemar Chmielewski, syn ubeka, skazany na 8 lat wyszedł po 5 latach w 1989 roku — dziś pod zmienionym nazwiskiem prowadzi biznes na warszawskim Mokotowie. Leszek Pękala skazany został na lat 15, karę mu zmniejszono. Adam Pietruszka nie przyznał się do zbrodni, po skazaniu też i jemu zmniejszono wymiar kary – obecnie prowadzi firmę (razem z synem byłym wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim). W czasie odbywania kary skazani cieszyli się wielokrotnymi przepustkami z więzienia.

Zatrzymani zostali szybko wykryci przez Milicję Obywatelską (dzięki zeznaniom Waldemara Chrostowskiego kierowcy księdza Popiełuszki, który zdołał uciec porywaczom – a którego autor książki oskarża o współpracę z SB) i szybko przyznali się do popełnienia zbrodni. Co ważne i niezwykłe w 1988 roku (na polecenie Czesława Kiszczaka) sprawcom czas ich pobytu w więzieniu zaliczono do czasu służby w resorcie, dzięki czemu otrzymali wysokie resortowe emerytury (których wysokość dziś broni antyPiS). W 1984 roku ustawę amnestyjną dotyczącą skazanych za działalność polityczną działaczy opozycji zastosowano tylko do czterech skazanych za przestępstwa kryminalne – byli nimi skazani za zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki. Sędziowie, którzy prowadzili postępowanie sądowe w sprawie zabójstwa księdza Jerzego (i które zdaniem Leszka Szymowskiego, miało na celu ukrycie prawdy) zrobili kariery w sądach III RP.

Czesław Kiszczak, by nie dopuścić do tego, że skazani wyjawią prawdę o wydarzeniach, polecił inwigilacje skazanych, oraz ich rodzin. Akcją inwigilacji kierował późniejszy zastępca komendanta głównego Policji w III RP – także ci i inni milicjanci, funkcjonariusze SB, prokuratorzy, a nawet dziennikarze, zaangażowani w sprawę zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, zrobili kariery w III RP.

Prawdę, odmienną od wersji oficjalnej, o zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki usiłował ustalić prokurator Andrzej Witkowski, któremu kolejne władze III RP kilkukrotnie odbierały prowadzenie śledztwa w sprawie okoliczności zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Już w III RP rodzina księdza i świadkowie zbrodni byli mordowani lub zastraszani, celem było torpedowanie śledztwa w sprawie zabójstwa.

Prokuratorowi Witkowskiemu udało się ustalić, że w 1984 roku technikom MO nie udało się znaleźć w samochodzie, którym według oficjalnej wersji skazani przewozili pobitego kapłana śladów jego obecności. Pies milicyjny doprowadził śledczych z MO w miejsce oddalone 233 metrów, w którym porwany został przejęty przez osoby z innego samochodu.

Według oficjalnej wersji ksiądz miał zostać zabity 19 października 1984 roku. Jednak 21 października do lekarki księdza zgłosił się milicjant (nie udało się ustalić jego personaliów), który rozpytywał się o lekarstwa przyjmowane przez księdza. 22 i 23 października widziano w pobliżu tamy nad Wisłą księdza otoczonego przez kilku rosłych mężczyzn. 22 października pielęgniarka ze szpitala we Włocławku widziała pobitego księdza. 22 października MO zatrzymała później skazanych 3 funkcjonariuszy SB. 25 października kłusownicy widzieli w miejscu odnalezienia zwłok, że ktoś wrzucił do Wisły coś wyglądającego jak zwłoki. 26 października do szefostwa MSW dociera z Włocławka tajny telefonogram o treści „Mamy go dziś wydobyć?”. W III RP wielu świadków, milicjantów, i krewnych ofiary zostało zamordowanych.

Sekcja zwłok

Według Leszka Szymowskiego ciało księdza wydobyto, 3 dni trzymano w chłodni, tak by personel kostnicy mógł spreparować tak zwłoki, by sekcja zwłok potwierdziła, że kapłan został zamordowany w dniu porwania. Zdaniem autora książki zwłoki ponownie wrzucono do Wisły w nocy z 29 na 30 Października. Według oficjalnej wersji zwłoki wydobyto 30 Października.

W oficjalnej sekcji zwłok wziął udział na żądanie rodziny zamordowanego antropolog. Według jego notatek nigdy nie widział tak zmasakrowanych zwłok, różny stopień zabliźnienia ran świadczył, że ksiądz Popiełuszko był kilkadziesiąt godzin torturowany (więc nie został od razu zabity), zmasakrowano jamę ustną zamordowanego, wyrwano mu język, wyłupiono oko, płatami zdzierano skórę.

Kamienie, którymi obciążono zwłoki miały rzadki skład mineralny i występowały tylko w okolicach bunkrów wojskowych w Kazuniu, w pobliżu Nowego Dworu Mazowieckiego, 50 kilometrów od Warszawy.

W swojej książce Leszek Szymowski twierdzi, że w 1984 roku przed porwaniem księdza Czesław Kiszczak zlecił jednemu z funkcjonariuszy SB przygotowanie jednego z wojskowych bunkrów na amunicje w Kazuniu na sprawę specjalną z udziałem Rosjan. Grupa odpowiedzialna za przygotowanie i pilnowanie bunkra była podległa bezpośrednio Kiszczakowi. Do kazuńskiego bunkra miał być przywieziony porwany ksiądz Popiełuszko. Torturowaniem i przesłuchiwaniem księdza zajmować się mieli do dziś żyjący funkcjonariusze WSW, ich działania nadzorowali funkcjonariusze KGB. Funkcjonariusze SB dowozili im jedzenie i lekarstwa. Po kilku dniach tortur zwłoki zamordowanego w czasie tortur kapłana wrzucono do Wisły.

Zdaniem Leszka Szymowskiego udało się ustalić, że 6-osobowa grupa funkcjonariuszy WSW (późniejszej WSI) inwigilowała księdza Jerzego i pomagała przy jego porwaniu. Księdza zatrzymali skazani funkcjonariusze SB, przejęli go w miejscu porwania inny funkcjonariusze SB, którzy przekazali go funkcjonariuszom 6 WSW z Bydgoszczy, a ci przekazali go 3 funkcjonariuszom WSW z Warszawy i Rosjanom z V Zarządu KGB (walczącego z reakcją) w Kazuniu.

Najprawdopodobniej ksiądz Jerzy Popiełuszko został porwany i zamordowany z kilku powodów. Po pierwsze komuniści chcieli oskarżyć o jego zamordowanie działaczy opozycji niechętnych porozumieniom z komunistami. Po drugie ideowy ksiądz Jerzy Popiełuszko byłby przeszkodą w czasie transformacji ustrojowej, jego uczciwość i autorytet mógłby przeszkodzić w porozumieniu komunistów z częścią opozycji, która później rządziła w III RP. Komuniści liczyli też, że uda im się torturami skłonić księdza Jerzego Popiełuszkę do zostania agentem SB i do infiltracji otoczenia Jana Pawła II (na co liczyła KGB).


Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY