Prezes stowarzyszenia Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz przedstawił na łamach Mediów Narodowych swoje oburzenie na temat podjętych działań w trakcie obchodów w Oświęcimiu. Podejrzewa, że agenci Mossadu mogli mieć wpływ na zabezpieczenie uroczystości.
Robert Bąkiewicz przedstawił sytuacje jaka miała miejsce w trakcie obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu zagłady w Oświęcimiu. Podczas rozmowy z członkami stowarzyszenia rodzin pomordowanych więźniów, grupę jego znajomych śledzili tajniacy, którzy nagrywali ich również kamerą.
Zobacz także: Michalkiewicz: Putin z Izraelem grają do jednej bramki przeciwko Polsce [WIDEO]
“Na teren obozu musieliśmy przechodzić przez bramki, byliśmy sprawdzani wykrywaczem metalu, natomiast ci panowie (z zakrytymi twarzami – red) mieli przy sobie prawdopodobnie broń” – skomentował Bąkiewicz.
Podczas przekazywania informacji o tajniakach z zakrytymi twarzami funkcjonariuszom policji, prezes Marszu Niepodległości wraz ze znajomymi zostali wylegitymowani przez policję pod pretekstem popełnienia czynu zabronionego na terenie obozu.