[OPINIA] Oleśnicki: Ostatni muszkieter | cz. 1

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

28 września ubiegłego roku w Paryżu miała miejsce pierwsza “Konwencja Prawicy” zorganizowana przez Marion Maréchal – byłą poseł, do niedawna używającą jeszcze nazwiska Marion Maréchal-Le Pen wnuczkę wieloletniego przywódcy Frontu Narodowego Jean Marie.

Dwa lata wcześniej, po druzgocącej (33,9% do 66,1%) porażce swojej ciotki Marine w drugiej turze wyborów prezydenckich, Marion ogłosiła nieoczekiwanie wycofanie się z życia politycznego i nieubieganie się o reelekcję jako poseł – choć była faworytką w swoim okręgu jednomandatowym, a w 2012 jako ledwie 22-latka została najmłodszym parlamentarzystą w historii Francji (poprzednim rekordzistą była osławiona i mocno zakrwawiona prawa ręka Robespierre’a, 24-letni w 1791 Louis de Saint-Just). Maréchal skrytykowała wtedy otwarcie strategię swojej ciotki jako nadmiernie odchodzącą od tradycyjnej prawicy i kwestii tożsamościowych. W 2018 Marion Maréchal założyła w Lyonie szkołę wyższą, której deklarowanym celem jest badanie “procesów metapolitycznych”, “formowanie przyszłych przywódców autentycznej prawicy zdolnych prowadzić wojnę idei” i “wykształcenie dla Francji nowej, patriotycznej elity”.  Wśród współpracowników znalazły się rozmaite postacie, od katolickich tradycjonalistów i rojalistów po liberalnego chirurga zwalczającego transhumanizm, od geopolityka Pascala Gauchona po znanego amerykańskiego paleokonserwatystę Paula Gottfrieda. Największą gwiazdą nowej Konwencji nie była jednak 29-letnia blondynka, ale niepozorny, niski, nieco wyłysiały 61-latek o ciemnej, śródziemnomorskiej karnacji, który przywitany gorącą owacją wygłosił przemówienie komentowane następnie tygodniami w czołowych francuskich mediach. Zostało oficjalnie potępione między innymi przez urzędującego premiera Philippe’a i byłego prezydenta Hollande’a. Wielu polityków i dziennikarzy ogłosiło bojkot prywatnej telewizji, w której bohater tego tekstu ma swój program, niektóre firmy zrezygnowały z wyświetlania przed nim reklam. Oczywiście nie przytoczę tu całości półgodzinnego wystąpienia, ale warto spojrzeć na jego najważniejsze fragmenty. Temat całej Konwencji to „jak znaleźć alternatywę dla progresywizmu?”.

„Nie, nie jesteście poważni, nie jesteście rozsądni. Postęp, to wielka sprawa naszych czasów, wielka religia naszych czasów. Co innego niż Jezus Chrystus czy Mojżesz. I od dwóch wieków, zauważyliście? Jakże można odmówić postępowi, który wyciąga do nas rękę? Jakże nie chwalić tej wspaniałej rewolucji przemysłowej, która pozwoliła na rzeźnię pod Verdun? Jakże nie chwalić tej nauki, która dała nam bombę atomową? Jakże nie ekscytować się wzniosłą rewolucją francuską, która dała nam Terror, a w przyszłości komunistów, którzy dali nam GUŁag? Szczerze, jak można nie być postępowcem? Ach, trzeba powiedzieć, że długo się zastanawialiśmy. Było nad czym. Obok tych masakr, jakże postępowych, były też antybiotyki, penicylina, bezpieczeństwo socjalne i kortyzon na głos.

Ale od kilku dekad najmniejsze wahanie nie jest już możliwe. Progresywizm nie jest już rzeczą, o której można dyskutować. Panowanie wolnej jednostki pokonało stare bariery między ludźmi i odwieczne przesądy. Patriarchat jest martwy, a kobiety są wyzwolone po tysiącleciach wyzysku.”


„Radosna globalizacja wyciągnęła setki milionów Chińczyków czy Afrykanów z nieszczęścia. I trudno, jeśli pogrążyła dziesiątki milionów ludzi Zachodu w biedzie i bezrobociu. Każdy ma swoją kolej. W końcu biali robotnicy korzystali z kolonizacji i nierównej wymiany. To, że płacą, to sprawiedliwość. (…) Jakże nie być uwiedzionym tym wiatrem wolności, który panuje nad Francją i Zachodem? Jakże nie przyjmować tych wszystkich praw, które regulują myśl i słowo podczas gdy jest się znacznie bardziej wolnym myśląc poprawnie i uciszając złe myśli? Jakże nie być szczęśliwym widząc tych ludzi z nadmiarem owłosienia, którzy mogą wreszcie poczynić wyznanie o swojej prawdziwej, kobiecej naturze, widząc te kobiety, które nie potrzebują już obrzydliwego kontaktu z mężczyznami, by robić dzieci, widząc te matki, które nie potrzebują już rodzić, by być matkami? Jak powiedziała wspaniała Agnès Buzyn – kobieta może być ojcem. Jakże nie zachwycić się znakomitym poziomem niezliczonych licencjatów, które gromadzą się co roku? (…) Jakże nie mdleć przed współczesną sztuką, której piękno wyrzuca na śmietnik historii wszystkich wielkich malarzy naszej przeszłości? (…) Tak, nie zapominajmy też o geniuszu dzisiejszych architektów, obok których Gabriel czy Lebrun są potrzebującymi akademikami. Nie, naprawdę, nie jesteście rozsądni. Ale, skoro już tu przyszedłem, a was jest tak wielu, mogę mimo wszystko spróbować wam pomóc.

Żeby znaleźć alternatywę dla progresywizmu, musimy go najpierw zdefiniować. Proponuję:

Progresywizm – religia postępu. Millenaryzm, który czyni z jednostki boga, a z jego wszystkich zachcianek, choćby kaprysów, święte i boskie prawo.

Progresywizm to ubóstwiony materializm, który wierzy, że wszyscy ludzie są nierozróżnialnymi bytami, wymiennymi, bez płci ani korzeni, bytami całkowicie skonstruowanymi, jak klocki Lego, które mogą więc być zdekonstruowane przez demiurgów. Progresywizm to zeświecczony mesjanizm, tak jak były nimi jakobinizm, komunizm, faszyzm, nazizm, neoliberalizm czy prawoczłowieczyzm [po francusku lepiej brzmi].

Progresywizm to rewolucja. Skądinąd, przypomnijcie sobie, kampanijna książka naszego drogiego prezydenta nazywała się Rewolucja. Rewolucja, która nie znosi żadnej przeszkody, żadnego opóźnienia, żadnego zawahania. Robespierre nauczył nas, że trzeba zabijać złych. Lenin i Stalin dorzucili, że trzeba też zabijać dobrych. (…) Nie ma wolności dla wrogów wolności. Okrzyk Saint-Justa jest zawsze w jej programie. Od Oświecenia, od rewolucji francuskiej, od rewolucji październikowej, to zawsze ten sam progresywizm: wolność, to jest dla nich, nie dla innych. Wolność, którą tylko oni mogą docenić i z niej korzystać. Wolność, której tylko oni są godni.”

„Żeby służyć tej tyrańskiej władzy i narzucić nam ideologię «różnorodności», stworzono propagandową maszynę, która łączy telewizję, radio, kino, reklamę, nie zapominając o psach stróżach Internetu. Jej skuteczność czyni z Goebbelsa skromnego rzemieślnika, a ze Stalina nieśmiałego początkującego. Progresywizm to wszechobecność tak zwanego wolnego słowa, któremu służy technologia o mocy nigdy nie widzianej w historii, ale zarazem coraz bardziej wyrafinowany aparat nacisku, który ją kanalizuje i cenzuruje.

Z jednej strony, liberałowie i rynek otwarli nasz kraj na sprzedaż zglobalizowanemu wolnemu handlowi, zwalczając granice i małych przedsiębiorców, przemieniając dotychczasowych obywateli w zindywidualizowanych konsumentów, prawie histerycznych i podporządkowanych nakazom reklamodawców i wielkich firm.

Z drugiej, skrajna lewica porzuciła swój marksizm i walkę klas na rzecz świętej sprawy mniejszości, czy seksualnych, czy etnicznych, oraz zastąpiła ulicę i barykady salami sądowymi.

Sędziowie, zaprogramowywani przez lewicową propagandę od poziomu szkół sądownictwa, stali się przekaźnikami, a często wspólnikami rozmaitych organizacji, którym służą jako zbrojne ramię do szantażowania dysydentów i terroryzowania większości – dotąd cichej, dziś sparaliżowanej.

Wszyscy ci, którzy czuli się nieswojo w starym społeczeństwie, urządzonym przez katolicyzm i Kodeks Cywilny, wszyscy ci, których mamiono wyzwoleniem, i którzy naprawdę w nie wierzyli, kobiety, młodzi, homoseksualiści, kolorowi, Żydzi, protestanci, ateiści, wszyscy ci, którzy czuli się mniejszością źle widzianą przez większość białych heteroseksualnych katolickich mężczyzn, i którzy radośnie rozmontowywali posągi w rytm kołysań Micka Jaggera, wszyscy oni byli pożytecznymi idiotami wojny mającej na celu eksterminację białych heteroseksualnych mężczyzn. Nie ruchu wyzwolenia kobiet. Nie walki o równość między mężczyznami i kobietami. Nawet nie poniżenia wszystkich mężczyzn w imię uniwersalnego rewanżu na patriarchacie. Żadnego z nich. Jedynym wrogiem do zwalczania był biały, heteroseksualny, katolicki mężczyzna.

Jedynym, na którego zrzuca się ciężar śmiertelnego grzechu kolonizacji, niewolnictwa, pedofilii, kapitalizmu, plądrowania planety, jedyny, któremu zabrania się najbardziej naturalnych męskich zachowań w imię koniecznej walki z uprzedzeniami, jedyny, któremu wydziera się jego rolę ojca, jedyny, którego zmienia się w drugą matkę lub, tym gorzej, w gametę, jedyny którego oskarża się o przemoc domową, jedyny, którego siecze się jak prosię. A uniewinnia się rapera, który wzywa do gwałcenia i zabijania białych kobiet.”

„Biały heteroseksualny katolicki mężczyzna nie jest atakowany, ponieważ jest zbyt silny, ale ponieważ jest zbyt słaby. Nie dlatego, że jest nie dość tolerancyjny, ale dlatego, że jest nadmiernie tolerancyjny. To słaby humanista Ludwik XVI jest zgilotynowany, nie nieugięty i potężny Ludwik XIV.”

„Nasi postępowcy, tak błyskotliwi, tak aroganccy, którym tak zależy na przyszłości i martwiący się o przeszłość jak o swojego ostatniego iPhone’a, którzy wierzą, że zostawili już za sobą archaiczne stadium wojny narodów i wojny klas, doprowadzili nas na nowo do wojny ras i wojny religii. Doprowadzili przyszłość do Karola Młota i odsieczy Wiednia z 1683, doprowadzili przyszłość do Wojny o ogień [francuskiej powieści, której akcja dzieje się w prehistorii].

Znaleźliśmy się między młotem a kowadłem dwóch uniwersalizmów, które miażdżą nasze narody, nasze ludy, nasze terytoria, nasze tradycje, nasze sposoby życia, nasze kultury. Z jednej strony, uniwersalizm kupiecki, który w imię praw człowieka, podporządkowuje sobie nasze mózgi, by zamienić je w wykorzenione zombie. Z drugiej strony, uniwersalizm muzułmański, który umiejętnie czerpie korzyści z naszej religii praw człowieka żeby chronić swoją operację okupacji i kolonizacji fragmentów francuskiego terytorium, którą krok po kroku przekształca, dzięki swojej liczebności i prawu religijnemu, w zagraniczne enklawy. (…) Uniwersalizm prawoczłowieczy powstrzymuje nas od bronienia się w imię ograniczonego indywidualizmu, który nie widzi, że to nie są jednostki, ale wielkie masy, że oto cywilizacje toczą na naszej ziemi trwający już ponad tysiąc lat bój, a nie jednostki, które ścierają się przez krótkie chwile swojego życia na ziemi.”

„Te dwa uniwersalizmy są zarazem rywalami i wspólnikami. Rynek dostosowuje się do wszystkiego, o ile czerpie z tego korzyść. Umieścił swoich ludzi na czele państwa, żeby korzystać z jego monopolu na uzasadnioną przemoc. Stąd państwo francuskie, które broniło francuskiej ludności przed feudałami i zagranicznymi drapieżcami, które czyniło z tego ludu wielki naród, którego lękano się w Europie i na całym świecie, stało się bronią dążącą do zniszczenia swojego naród i poddaństwa swojego ludu, zastąpienia swojego narodu, przez inny, inną cywilizację. Te dwa uniwersalizmy, te dwa globalizmy, są dwoma totalitaryzmami.

Ponieważ nasze wielkie postępowe sumienia, nasze media i nawet sam nasz prezydent tak lubią lata 30., damy im porównanie z tamtą epoką.

Żyjemy pod panowaniem nowego paktu niemiecko-sowieckiego. Nasze dwa totalitaryzmy sprzymierzyły się, by nas zniszczyć, zanim przejdą do wzajemnego rozrywania się. To ich wspólny cel, ich Graal. Dla wyznających prawa człowieka liberałów, wielkie miasta. Dla islamu, przedmieścia.”

„Afryka, która była w 1900 pustą ziemią ze 100 milionami mieszkańców, w 2050 będzie ich miała ponad 2 miliardy. Europa, która w 1900 była ziemią pełną, z 400 milionami mieszkańców, czterokrotnie większą liczbą, niż Afryka, będzie wtedy miała tylko 500 milionów. Cztery razy mniej. Stosunek się dokładnie odwrócił. Wtedy demograficzna potęga naszego kontynentu pozwoliła białym kolonizować świat. Eksterminowali Indian i Aborygenów, podporządkowali sobie Afrykanów. Dzisiejsze fale migracyjne są odwróceniem tej kolonizacji. Pozwolę wam zgadnąć, kto będzie ich Indianami i niewolnikami. Wy.”

„Staje więc przed nami następujące pytanie – czy młodzi Francuzi zaakceptują życie jako mniejszość na ziemi swoich przodków? Jeśli tak, to zasługują na kolonizację. Jeśli nie, będą musieli walczyć o swoje wyzwolenie.”

„Imigracja kiedyś oznaczała przybycie z obcego państwa by dać swoim dzieciom francuskie przeznaczenie. Dziś imigranci przybywają do Francji by żyć jak u siebie. Chronią swoją historię, swoich bohaterów, swoje zwyczaje, swoje imiona, swoje kobiety, swoje prawa, które narzucają rdzennym Francuzom, którzy muszą ulec lub ustąpić, to znaczy żyć pod dominacją islamu lub uciekać. Zachowują się jak na podbitej ziemi, jak zachowywali się Anglicy w Indii, jak kolonizatorzy. (…) Trójka «imigracja, integracja, asymilacja» została zastąpiona przez «inwazja, kolonizacja, okupacja»”.

„Lud francuski musi dziś odbudować naród. Sprzeciwić się uniwersalizmom, czy kupieckim, czy islamskim. Lud francuski przeciw kospomolitycznym obywatelom świata, którzy czują się bliżsi mieszkańców Nowego Jorku czy Londynu niż rodaków z Montélimar czy Béziers. Lud francuski przeciw islamskiemu uniwersalizmowi, którzy zmienia Bobigny, Roubaix, Marsylię w Republiki Islamskie i który powiewa flagami algierskimi czy palestyńskimi gdy jego drużyna piłkarska zwycięża, drużyna ich serca, drużyna kraju ich rodziców, nie drużyna ich dowodu osobistego.

Musimy wszystko postawić na nogach.

Musimy uwolnić się od religii praw człowieka. Jak pisał Lamartine – jeśli istnieje sprzeczność między zasadami a przetrwaniem społeczeństwa, to zasady są fałszywe, gdyż społeczeństwo jest najwyższą prawdą.

Musimy uwolnić się od władzy naszych panów – mediów, uniwersytetów, sędziów.

Musimy odbudować demokrację, która jest władzą ludu, przeciw demokracji liberalnej, która stała się środkiem dławienia woli ludu w imię państwa prawa.

Musimy znieść prawa, które w imię walki z dyskryminacji czynią z nas obcokrajowców w naszych własnych krajach.

Musimy odnowić zasadę preferencji narodowej, która jest niczym innym, jak fundamentem narodu, który nie ma racji bytu innej niż uprzywilejowywanie własnych członków przeciw innym.

Musimy przyjąć naszą koncepcję ekologii, która broni przede wszystkim piękna naszych pejzaży, naszych zabytków, naszej sztuki życia, naszej kultury, naszej cywilizacji.

Oczywiście, musimy być konserwatystami, konserwatystami naszej tożsamości, ale co możemy konserwować, skoro wszystko zostało zniszczone? Nasze zadanie jest głębsze, prawie rozpaczliwe – musimy odbudowywać (restaurer, dosłownie – restaurować).

Nie mówię, że tożsamość to jedyna kwestia, jaka przed nami stoi, nie mówię, że gospodarka nie istnieje, że deindustrializacja nie istnieje, że trudne końce miesiąca nie istnieją, że niskie emerytury nie istnieją, że Kodeks Cywilny nie istnieje, że delokalizacje nie istnieją, że ograniczenia i wady euro nie istnieją.

Twierdzę tylko, że kwestia tożsamości ludu francuskiego poprzedza je wszystkie, że istnieje przed nimi wszystkimi, nawet przed kwestią suwerenności. To kwestia życia i śmierci. Francuska republika islamska mogłaby być suwerenna, ale w czym byłaby francuska?

Ta kwestia tożsamości jest również najbardziej jednoczącą, ponieważ łączy klasę pracującą, klasę średnią, a nawet część mieszczaństwa, które pozostało przywiązane do swojego kraju. Tak, jednoczy wszystkie prawice, aż do lewicy która pozostała bliska ludowi francuskiemu, bez lewicy internacjonalistycznej i prawicy globalistycznej, która już przeszła do macronowskich postępowców, dla których Francja nie istnieje i dla których liczą się tylko miasta świata, w których zlokalizowane są banki, które zarządzają ich pieniędzmi.

Musimy wiedzieć, że kwestia ludu francuskiego jest egzystencjalna, podczas gdy inne zwiększają tylko środki przetrwania. Czy młodzi Francuzi będą większością na ziemi swoich przodków?

Powtarzam to pytanie, ponieważ nigdy nie zostało postawione tak ostro. W przeszłości, Francji groziło rozpadnięcie się, polonizacja, jak mówiono odnosząc się do rozbiorów Polski, była okupowana, łupiona, niewolona, ale nigdy jej ludowi nie groziło zastąpienie na jego własnej ziemi.

Nie wierzcie tym, którzy kłamią wam od 50 lat. Nie wierzcie tym, którzy, jak dziś Macron, używają tych samych słów co Hollande, Sarkozy, Chirac i Giscard. Kiedy słyszycie, że nasza polityka migracyjna musi być zarazem zamknięta i ludzka, możecie być pewni, że nie będzie zamknięta i że będzie ludzka dla imigrantów, ale nie dla Francuzów.

Nie wierzcie demografom i ich medialnym posłańcom dobrych wiadomości. Przypomnijcie sobie zdanie Churchilla, który mówił – nie wierzę żadnym statystykom oprócz tych, które sam sfałszowałem.

Nie wierzcie optymistom, którzy wam mówią, że błądzicie, bojąc się. Macie rację bojąc się – to wasze życie i naród jest w grze.

Nie wierzcie tym optymistom, którzy są jak pacyfiści wszystkich epok. Z własnej woli się oślepiają, są jak Aristide Briand [premier i minister spraw zagranicznych Francji w międzywojniu], który krzyczał: «wojna wojnie» i pisał do niemieckiego kanclerza Stresemanna «wyrzucam do kosza codziennie doniesienia o dowodach na ponownie zbrojenie się Niemiec».

Dzisiejsi Briandowie wyrzucają do kosza wszystkie zbiory Koranu, które się im przynosi, pełne sur które rozkazują podrzynać gardła wszystkim niewiernym, żydom i chrześcijanom.

Nie wierzcie optymistom. Powtarzajcie sobie słynne zdanie Bernanosa – «optymizm to fałszywa nadzieja tchórzy i imbecyli, prawdziwą nadzieją jest przezwyciężona rozpacz».

Ale wiem, że skoro tu dziś jesteście, to ją przezwyciężacie.”

Éric Zemmour urodził się w 1958 roku w podparyskim Montreuil. Jego rodzice – ojciec ratownik medyczny w ambulansie, matka gospodyni domowa – byli algierskimi, tradycyjnymi Żydami, którzy do Francji przenieśli się w czasie wojen w Algierii. Dorastał na ubogich przedmieściach z klasą pracującą, dziś „nie do poznania”, bo zasiedlonych przez muzułmanów. Opowiada, że rodzice i dziadkowie “uwielbiali Francję”, “co było normalne dla algierskich Żydów”, a on sam zawsze uważał się po prostu za Francuza. Tak też był wychowywany – podczas telewizyjnej debaty z posłem Partii Socjalistycznej na temat wymagań stawianych dziś imigrantom mówił: „Kiedy byłem dzieckiem, nie zwracano się do mnie jak do Żyda z Algierii, ale jak do Francuza. Napoleon nie był Żydem z Algierii, Ludwik XIV nie był Żydem z Algierii, a ja się czuję bliski tym właśnie ludziom. (…) Czy patrzymy na historię zgodnie z interesem Francji, czy zgodnie z interesem społeczności pochodzenia? Ja uważam, że kiedy się żyje we Francji i jest się Francuzem, trzeba zmienić swój punkt widzenia. Kiedy generał Bugeaud pojawił się w Algierii, zaczął masakrować muzułmanów, a nawet niektórych Żydów. I cóż, ja dziś stoję u boku generała Bugeaud. Oto, co znaczy być Francuzem!”. Algierscy Żydzi francuskie obywatelstwo otrzymali dekretem w 1870, a więc kilka pokoleń przed narodzinami Érica. Wspomina, że gdy pytał ojca, dlaczego algierscy Żydzi nie bali się Arabów, ten odpowiadał – „byliśmy Francuzami”. Dwóch pradziadków Zemmoura walczyło we francuskiej armii podczas pierwszej wojny światowej, z czego jest ogromnie dumny.

Po ukończeniu Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu został dziennikarzem, od 23 lat po dziś dzień nieprzerwanie publikując w dzienniku Le Figaro. Zemmour regularnie, kilka razy w tygodniu występuje w telewizji i radiu, a gdy poprzez wyjątkowo zdecydowaną krytykę postępowych ideologii, islamu i masowej imigracji stał się jednym z najbardziej znanych francuskich publicystów, zaczął coraz częściej mierzyć się w ostrych i czasem kilkudziesięciominutowych, a czasem nawet kilkugodzinnych, cieszących się dużym zainteresowaniem debatach z czołowymi przedstawicielami establishmentu, częsti zajmującymi typowo francuską rolę “publicznego intelektualisty” – w ostatnim czasie m.in. z Bernardem Henri-Levym czy Danielem Cohn-Benditem (ta ostatnia, reklamowana jako „Wielkie Starcie”, trwała aż 2 godziny 45 minut). Swoich sił w starciu z Zemmourem próbowało też wielu aktywnych polityków, w tym również członkowie rządu Macrona. W maju zeszłego roku minister finansów Bruno Le Maire, a w lutym bieżącego 2020 minister ds. równouprawnienia kobiet i mężczyzn i walki z dyskryminacjami Marlène Schiappa (co oglądało na żywo w telewizji 391 tys. widzów).

Jest jednak przede wszystkim niezwykle płodnym pisarzem, mającym na koncie szesnaście książek o polityce, historii i kulturze Francji oraz trzy powieści. Najważniejsze wydają się trzy spośród tych pierwszych, utrzymane w formie eseistycznej i tworzące pewną całość – z nich będą tu przede wszystkim pochodzić cytaty. Wydana w 2010 Francuska melancholia to rozważania na temat historii Francji, poprowadzone od aktu który uważa za założycielski, czyli zajęcia Galii przez Juliusza Cezara, aż do współczesności. Zemmour szuka w niej przyczyn słabości swojego kraju i pisze o tęsknocie za utraconą wielkością – to tytułowa melancholia. W 2014 opublikował Francuskie samobójstwo, w którym omawia szczegółowo uszeregowane chronologicznie wydarzenia z najnowszych dziejów swojego narodu począwszy od cezury, za jaką uznaje rewolucję maja 1968. Wreszcie w zeszłym roku wyszło Francuskie przeznaczenie, w którym raz jeszcze rozważa wydarzenia i postaci z ostatnich 1500 lat historii Francji, w tym często te dziś względnie zapomniane. Warto przy tym podkreślić, że książki Zemmoura to pokaźne pozycje – dwie ostatnie z wyżej wymienionych miały grubo ponad 500 stron – a mimo to są bestsellerami. Największym zainteresowaniem cieszyło się Francuskie samobójstwo – w ciągu dwóch miesięcy od premiery sprzedano aż 400 tysięcy egzemplarzy.

Zemmour chętnie występuje w programach telewizyjnych, deklarując gotowość dyskusji z każdym, czasem również w luźniejszej formule, ale praktycznie nigdy nie rezygnując z zajadłej, bezkompromisowej obrony swoich pozycji. 4 dni po premierze Przeznaczenia został zaproszony do niedzielnego talk show, w którym uczestnicy (dziennikarze, komicy) zgadują fakty z życia gościa. Pytania brzmiały np.: “dlaczego opiekun letniej kolonii na której przebywał Éric Zemmour wezwał jego matkę?” – cztery możliwe odpowiedzi: “ponieważ budził kolegów śpiewając Marsyliankę”, “ponieważ zmuszał kolegów do zwracania się do niego «mój generale»”, “ponieważ spędzał cały czas w kącie czytając książkę o Napoleonie”, “ponieważ dokuczał koledze z pokoju, który nazywał się Mohamed”. Poprawną była trzecia, publiczność, uczestnicy i (zwłaszcza) sam pisarz śmiali się do rozpuku, ale w pewnym momencie doszło do pytania “kogo Éric Zemmour skrytykował za nie danie dziecku francuskiego imienia?”. Chodziło o Rachidę Dati, pochodzącą z Maroka muzułmankę, która była ministrem sprawiedliwości za prezydentury Sarkozy’ego i nazwała córkę “Zohra”. Zagadnięty przez prowadzącego, Zemmour przypomniał w kilku zdaniach swój wyrażany wielokrotnie pogląd, że powinno nadal obowiązywać (zniesione w 1993) pochodzące z czasów Napoleona I prawo, obligujące obywateli francuskich do dawania dzieciom imion świętych chrześcijańskich. Wywiązała się nieoczekiwanie poważna dyskusja z jedną z panelistek, czarnoskórą dziennikarką Hapsatou Sy, która poczuła się urażona:

  • Nazywam się Hapsatou i jestem Francuzką.
  • No cóż, pani matka nie miała racji.
  • Nie miała racji? Wolałby pan, żebym nazywała się inaczej?
  • Zdecydowanie, dokładnie tego bym chciał.
  • Chciałby pan żebym jak się nazywała?
  • Corinne. Świetnie by pani pasowało.

Hapsatou Sy w proteście odeszła z programu, a następnie wezwała do “przykładnego ukarania” Zemmoura i zorganizowała internetową petycję o zakaz występów medialnych dla osób “nawołujących do nienawiści”, którą podpisało 200 tysięcy osób. Zemmour stwierdził potem, że sytuacja była charakterystyczna dla dzisiejszej debaty medialnej. “Robi się z siebie ofiarę by być dobrze widzianym, potem gra się na emocjach, idzie i ogłasza «uwaga, zaraz będę składać skargę». Takie czasy”. Zemmour generalnie lubi czasem puścić oko do odbiorcy. We Francji od lat 80. stowarzyszenie SOS Rasizm broniące nielegalnych imigrantów posługuje się hasłem „Nie dotykaj mojego kumpla”. Zemmour jeden z rozdziałów swojej książki, poświęcony Karolowi VI, zatytułował „Nie dotykaj mojego króla”.

Ideowo deklaruje się jako sympatyk Napoleona I Bonapartego i generała Charlesa de Gaulle’a, którą to tradycję określa jako odwołującą się w pierwszej kolejności do “wielkości Francji, siły państwa i szacunku dla tradycji kulturowej Francji”. Nie jest więc konserwatystą z gatunku tych najbardziej tradycyjnych, dla których podstawową wartością byłby legitymizm władzy. Najważniejszą wartością dla Zemmoura jest Francja i francuska tożsamość – uważa więc za część francuskiego dziedzictwa wszystkich jej wybitnych pisarzy i polityków. W swoich książkach odwołuje się i cytuje rozmaitych twórców, od sztandarowych postaci tradycjonalizmu,  takich jak Sabaudczyk Joseph de Maistre czy Louis de Bonald, po patriotycznych socjalistów z XIX i XX wieku. Osoby i zjawiska budzące jego największe uznanie nagradza wtrąceniem „jakże francuski!”. Obrona wybitnych Francuzów o rozmaitych poglądach, za życia często ostro się nawzajem zwalczających, jest spójna z zasadniczym przekonaniem Zemmoura, że walczy z ideologiami importowanymi z zewnątrz, których celem jest zniszczenie państwa narodowego i francuskiej tożsamości. Jest też typowa dla bonapartyzmu czy czerpiącego z niego gaullizmu, które to tradycje zawsze ciążyły ku szerokim obozom „wszystkich patriotów”, najlepiej zjednoczonych wokół silnego przywódcy. Zemmour sporo razy cytuje Charlesa Maurrasa, którego nazywa “błyskotliwym” i “heroldem francuskiego nacjonalizmu”. Nie ma więc prawicy tak skrajnej, by publicysta  pomijał ją jako tabu – o ile tylko dostrzega w danym środowisku postaci dużego formatu. Charakterystyczny jest też jego stosunek do marszałka Pétaina, postaci wybitnie kontrowersyjnej, a powracającej w jego książkach wielokrotnie i na pełnych prawach zestawianej z de Gaulle’em.

Określanie się jako zwolennik “chwały Francji” można po części uznać za sprytny unik pozwalający uniknąć zaszufladkowania. Liberalne i lewicowe media nierzadko przestrzegają, że Zemmour jest jednak bardziej radykalny i pryncypialny niż tradycyjnie, rytualnie demonizowany jako “skrajnie prawicowy” Front Narodowy. Podstawową wartością dla pisarza jest dobro Francji, przetrwanie jej narodu i tożsamości – jakakolwiek ideologia jest kwestią drugorzędną. Stąd wynika jego stosunek do rewolucji francuskiej z 1789. Deklaruje „nie jestem ani antyrewolucyjny ani prorewolucyjny. Uważam, że rewolucji nie należało robić. Terror zaczyna się 14 lipca 1789, to dla mnie jasne [w domyśle – nie ma „dobrego, początku” i późniejszych „wypaczeń”]. Ale skoro już do rewolucji doszło, należało bronić ojczyzny przed zewnętrznym wrogiem. Groził nam rozbiór Francji. Potęgi europejskie, które dopiero co podzieliły między siebie Polskę teraz chciały zająć się Francją. To powstrzymuje Robespierre, a potem Napoleon”. „Francja rewolucyjna jest mimo wszystko Francją”. Silna, skupiona w jednym ośrodku władza centralna jest dla Zemmoura wyrażeniem naturalnego dla jego narodu, autentycznie francuskiego porządku. Kiedyś królowie wywodzili ją od Boga, później „Napoleon zastąpił Boga chwałą swojej armii, a de Gaulle powszechnym wyborem prezydenta”. To ta ciągłość i zachowanie własnej tożsamości liczy się bardziej niż formalne źródło władzy. Każdy naród powinien dbać o swoje własne tradycje i odnajdywać je w rozmaitych epokach.

Sentencją de Gaulle’a cytowaną z lubością przez publicystę jest „Pamiętajcie. Najpierw jest Francja. Potem państwo. Wreszcie, o ile zasadnicze interesy tych dwóch są zapewnione, prawo”. Zawłaszczeniu rzeczywistej władzy przez będących często narzędziem w rękach liberalnych ideologii sędziów Zemmour poświęcił osobną książkę – Zamach stanu sędziów – jeszcze w 1997. Uważa, że współczesna demokracja liberalna “nie jest demokracją, tylko oligarchią sędziów wyznających religię praw człowieka, którzy mogą narzucić narodowi i państwu co tylko chcą”. Pisze w Samobójstwie: „Od śmierci de Gaulle’a odwróciliśmy piramidę. Najpierw prawo, potem państwo, i wreszcie, o ile nie jest wystawiona na publiczne pośmiewisko, Francja. Germański kult «państwa prawa» zastąpił suwerenistyczną rację państwa gaullistowskiego, za pośrednictwem «nadrzędności prawa» przywoływanej stale we wszystkich traktatach europejskich. Słowa zmieniły znaczenie. W XVIII wieku «państwo prawa», według dziekana [Jeana] Carbonniera, to było państwo, które nadaje sobie prawa i sędziów; oczekiwano od niego ochrony jednostkowych wolności i odrzucenia samowoli; od tego czasu, stało się czymś całkiem przeciwnym. (…) Ale prawo nie panuje nigdy bez swojego alter ego – rynku. Zatem, powróciły grupy nacisku, lobbies, biurokracje, korporacje, wspólnoty i mafie, z których sprowadzeniem, zgodnie z tak podziwianym przykładem amerykańskim, nie czekała sędziowska rewolucja”. W Przeznaczeniu Zemmour pisze z kolei: „Monteskiusz zdecydowanie nie miał szczęścia do potomności. Być może był dla niej zbyt subtelny. (…) Monteskiusz uważał tylko, że sędziowie muszą być «ustami» prawa. Ani więcej, ani mniej. Usta powtarzają, jak papuga. Nie interpretują i nie cenzurują. (…) Monteskiusz byłby bez wątpienia wrogi «państwu prawa» tak cennemu dla naszych współczesnych, on, który uważał, że «jeśli władza sądzenia byłaby złączona z władzą ustawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby arbitralna, ponieważ sędzia byłby ustawodawcą». To dokładnie nasza współczesna sytuacja, gdy widzimy, jak ustawodawca pisze pod dyktando wielkich sędziów konstytucyjnych i europejskich”.

Mój profil na Twitterze – KLIK

Moje wcześniejsze teksty:

o trwających prawyborach prezydenckich w amerykańskiej Partii Demokratycznej, cz.1 -> https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-progresywni-pretendenci-kontra-obroncy-liberalnego-status-quocz-1/
cz.2 ->https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-progresywni-pretendenci-kontra-obroncy-liberalnego-status-quo-cz-2/
o rewolucji islamskiej i początkach (do śmierci ajatollaha Chomeiniego w 1989) Islamskiej Republiki Iranu -> https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-spojrzenie-na-korzenie-i-poczatki-islamskiej-republiki-iranu-w-30-lat-od-smierci-ajatollaha-chomeiniego/
o rządach i wizji sprawującego od siedemnastu lat władzę w Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana ->https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-stambul-w-warszawie-szkic-na-temat-recepa-tayyipa-erdogana-i-jego-rzadow/
o istocie rewolucji, na przykładzie Mao Zedonga, rozpatrzonego przy pomocy twórczości Fiodora Dostojewskiego ->
https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-niech-zyje-przewodniczacy-raskolnikow/
o trwającym przewartościowaniu ideowym w USA -> https://medianarodowe.com/usa-krajobraz-ideowy-olesnicki/
o generale Qassemie Solejmanim i jego zabiciu przez Donalda Trumpa -> https://medianarodowe.com/opinia-olesnicki-trump-solejmani-o-zabiciu-przez-usa-iranskiego-generala/

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY