Zobacz także: Skandaliczny artykuł Onetu! Oskarżają uniewinnionego przez sąd kard. Pella
To antyamerykańskie ostrze jej polityki było i jest podstawą faktycznego sojuszu z Chinami, które także są mocarstwem rewizjonistycznym dążącym do przebudowania systemu międzynarodowego, w pierwszym etapie na system multipolarny, a następnie sinocentryczny. Moskwa miała nadzieje, że rozbieżne geograficznie kierunki rewizji systemu międzynarodowego będą gwarancją, że ten faktyczny sojusz nie przekształci się w chińską dominację. Uważała bowiem, że centralnym kierunkiem polityki chińskiej jest wschodnia Azja i Pacyfik, gdy dla Rosji kierunkiem zasadniczym jest Europa. Niemniej wysiłki obu państw były wymierzone w globalną dominację Stanów Zjednoczonych. Jednak w przeciwieństwie do Pekinu, który zgodnie z chińską kulturą strategiczną dostosowuje swoją politykę do naturalnego biegu rzeczy, to jest do systematycznego wzrostu chińskiej potęgi i zmniejszania dystansu, także militarnego do Stanów Zjednoczonych, Rosja nie ma umiejętności strategicznego czekania, tym bardziej, że czas pracuje przeciwko Moskwie. Dlatego też Rosja, zanim skończą się jej zasoby surowcowe i zanim upowszechni się energetyka oparta na zielonej rewolucji uderzającą w rosyjski eksport surowcowy, spieszy się by dokonać zmian geopolitycznych zanim będzie zmuszona do redukcji swojego potencjału militarnego limitowanego dostępnymi zasobami materialnymi. To jest zasadnicza, oprócz błędu przecenienia procesów dezintegracji Zachodu i niedocenienia procesów odrodzenia narodowego na Ukrainie, przyczyną rosyjskiego pośpiechu w przekształcanie europejskiego systemu politycznego. Wojna miała być tylko wstępnym etapem w odbudowie mocarstwowej pozycji Moskwy i przyspieszenia wypychania Stanów Zjednoczonych z Europy. Miała być i w rzeczywistości jest proxy war ze Stanami Zjednoczonymi. To jest istota obecnego konfliktu zmierzającego do przekształcenia europejskiego i globalnego systemu międzynarodowego.
Ale nie jest to tylko proxy war, wojna zastępcza, ze Stanami Zjednoczonymi, jest to także proxy war z Polską, która po Ukrainie wraz z państwami bałtyckimi miała być i jest następnym etapem w rosyjskiej wielkiej strategii. Bez zdominowania naszej części kontynentu, Rosja nie zrealizowałaby swojego zasadniczego celu, do którego przygotowywała się już od kilkunastu lat. I w tej wojnie rola polski nie ogranicza się do lojalnego wypełniania naszych zobowiązań sojuszniczych wobec Stanów Zjednoczonych, w które politycznie i militarnie jest skierowana rosyjska agresja. Bo Polska nie leży na uboczu rosyjskich celów, ale na głównym szlaku rosyjskiej ekspansji. My mamy być następnym etapem. I dlatego strategia pomocy Ukrainie za parawanem NATO i Stanów Zjednoczonych nie zawsze jest najwłaściwszą opcją w naszej polityce. Nie jesteśmy bowiem w tej wojnie tylko sojusznikiem Waszyngtonu, który broni swojej globalnej dominacji, ale bezpośrednim celem rosyjskiej ekspansji. Ta zasadnicza różnica w położeniu musi także decydować o innej, w porównaniu z innymi członkami NATO, polityce wobec konfliktu na Ukrainie. I przynajmniej częściowo polskie władze zdają sobie z tego sprawę mobilizując międzynarodowy sprzeciw wobec rosyjskiej agresji. Także można zrozumieć politykę polskiego bezpieczeństwa narodowego za parawanem NATO i Stanów Zjednoczonych. Generalnie jest to słuszna zasada, żeby nie wchodzić bezpośrednio do konfliktu zbyt wcześnie, rezerwując własne siły na okres ostatecznych rozstrzygnięć dotyczących charakteru systemu międzynarodowego, który powstanie po okresie amerykańsko-chińskiej rywalizacji. Problem w tym, że zarówno USA, jak i państwa zachodnie inaczej postrzegają rosyjskie zagrożenie. Dla Stanów Zjednoczonych najwygodniej by było, gdybyśmy je odciążyli w największym zakresie od zobowiązań powstrzymywania rosyjskiej ekspansji. Dlatego polityka „pół kroku za USA” wymusza na tym państwie maksymalne zaangażowanie. Natomiast dla zdemoralizowanych państw europejskiego Zachodu, nasze działania zmierzające do zaostrzenia reakcji na rosyjską agresję są traktowane jako faktyczne stawianie ich w przymusowej sytuacji. Gdyby nie polskie działania, to ich reakcja z pewnością byłaby dużo słabsza. Opór Niemiec i Francji wobec totalnej blokady gospodarczej Rosji jest duży, ale ustępuje zarówno z powodu polskich działań, jak i presji moralnej własnych społeczeństw. Właśnie ta presja jest największym polskim sojusznikiem w izolowaniu rosyjskiego agresora. Jest też atutem, który poprzez nasze własne działania może być stymulowany do dalszego wzmocnienia gospodarczego nacisku na zwiększenie rosyjskich kosztów agresji.
Dziś Rosja już wie, że nie wygra wojny na Ukrainie, ale to nie znaczy, że nie jest zdolna do zadania takich strat, że to państwo nie będzie w stanie pełnić buforu naszego bezpieczeństwa. Masowe niszczenie miast i infrastruktury może spowodować nie tylko niezdolność w przyszłości do dalszego oporu, ale także może skłonić do przyjęcia choćby części rosyjskich warunków. W polskim natomiast interesie jest nie tylko zachowanie suwerenności i integralności Ukrainy, ale także jej swoboda w określaniu własnego statusu międzynarodowego i jak najmniejsze zniszczenia jej majątku trwałego. Niepodległa Ukraina stwarza bowiem gwarancje naszego bezpieczeństwa narodowego. Dlatego w przeciwieństwie do innych państw Zachodu w naszym bezpośrednim interesie jest wsparcie Ukrainy nie tylko w broń defensywna, ale także ofensywną, zwłaszcza w samoloty. Bo każdy zestrzelony rosyjski samolot, każdy rozbity rosyjski czołg, czy każda zniszczona rosyjska jednostka wojskowa, to gwarancja naszego pokoju i naszego bezpieczeństwa. Dlatego, jeżeli nie możemy uzyskać możliwości wsparcia Ukrainy za parawanem NATO, to trzeba to zrobić bezpośrednio i przekazać samoloty bojowe Ukrainie. Dziś jest unikalna sytuacja, w której poprzez naszą pomoc możemy wpłynąć na kształt statusu Ukrainy w sytuacji zawarcia rozejmu. Jej obecne powodzenie oznacza bowiem osłabienie Rosji. Im Rosja słabsza wyjdzie z tego konfliktu, tym dłuższe będą gwarancje naszego bezpieczeństwa i tym samym naszego statusu w Europie. Zwłaszcza jeżeli chodzi o nasz status w Europie, to nie jest nim zainteresowane ani Niemcy, ani Francja. Dlatego aby go zdobyć dziś własnymi działaniami musimy wymuszać na tych państwach wzrost poparcia dla naszej polityki. Nasze samodzielne działania bowiem stawiają je w sytuacji przymusowej i tym samym muszą podążać naszym śladem. Dlatego też samodzielne przekazanie samolotów jest działaniem, które także w przyszłości zakreśli zakres naszych możliwości w Europie.
Ale oprócz mniej lub bardziej maskowanego sprzeciwu dominujących w Unii państw wobec takiej polityki mamy do czynienia z oporem wewnątrz naszego społeczeństwa wobec polskich działań jednostronnych. Z jednej strony wynikają one z pewnej formy quasinacjonalizmu, który odwołuje się do siedzenia cicho w każdym konflikcie, w obawie przed konsekwencjami aktywnej polityki. Jest on niewątpliwie dziś eksploatowany przez rosyjską agenturę wpływu. Ale jest jeszcze silniejsza jego wersja by nie podejmować samodzielnie żadnych działań innych niż za parawanem państw sojuszniczych. Ta postawa wynika z ostrożności by nie sprowokować rosyjskiego ataku i wplątania Polski do obecnego konfliktu wojennego. Wynika ona z tradycji niesamodzielności polskiej polityki i nadmiernej ostrożności, z przekonania, że choć wojna na Ukrainie na ogromny wpływ na nasze położenie, to jednak nie jest to bezpośrednio nasza wojna. I dlatego nasza pomoc powinna być ograniczona tak, aby nie sprowokować rosyjskiego ataku. Ten typ postawy jest także eksploatowany przez rosyjską agenturę wpływu, choć w większym zakresie niż poprzednia wynika z poczucia wrodzonej ostrożności. Otóż rosyjska propaganda odwołująca się do możliwości eskalacji wojny, czy nawet do użycia broni jądrowej jest zupełnie niewiarygodna. Rosja nie jest w stanie poradzić sobie w wojnie z Ukrainą, a prowokowanie wojny z państwem NATO byłoby działaniem samobójczym. Także lęk przed bronią nuklearną jest niewiarygodny, bo Rosja prowokowałaby samounicestwienie. To są przysłowiowe strachy na Lachy. Dlatego też w imię naszego bezpieczeństwa powinniśmy dziś wesprzeć Ukrainę w broń ofensywną. Polityka jest funkcją czasu i odmowa użyczenia skutecznej broni Ukrainie oznacza zaprzepaszczenie unikalnej szansy silniejszego osłabienia Rosji, niż przy możliwościach jakie posiada armia ukraińska. Dziś ta odmowa oznacza zaprzepaszczenie okazji do ukształtowania przyszłego statusu Ukrainy zgodnie z polskim długofalowym interesem. Jest to typ postawy i polityki, co prawda wynikający z narodowego poczucia bezpieczeństwa, ale prowadzący do nieodpowiedzialnej ostrożności zaprzepaszczenia niepowtarzalnej być może szansy.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com