Wstrząsające szczegóły zbrodni aborcji. “Tego widoku nie zapomnę do końca życia”

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Pikieta Fundacji Pro - Prawo do życia

Pikieta Fundacji Pro - Prawo do życia / Fot. Facebook/Fundacja Pro Lublin

Tego widoku nie zapomnę do końca życia… Mój syn leżał na prawym boku, miał podkurczone nóżki, zgięte rączki… to nie był zlepek komórek, to był mały człowiek, któremu przestało bić serce. Ponieważ nie mogłam zapanować nad sobą, zawołano anestezjologa, który mnie uśpił - mówi Małgorzata, wolontariuszka Fundacji Życie i Rodzina, która ponad 20 lat temu zleciła dokonanie zbrodni aborcji na własnym dziecku.
  • Jak tłumaczy wolontariuszka, zaangażowała się w akcje pro-life, dlatego, że sama dokonała “aborcji eugenicznej”.
  • Ujawniła ona szokujące szczegóły aborcyjnej presji, jakiej była poddawana, a z jaką mogło się spotkać wiele innych kobiet w Polsce.
  • W swojej wypowiedzi przedstawiła wstrząsające szczegóły zbrodni aborcji.
  • Zobacz także: W listopadzie druga edycja Forum Niepodległości

“Próbowano mnie brać na litość”

Jak tłumaczy wolontariuszka, zaangażowała się w akcje pro-life, dlatego, że sama dokonała “aborcji eugenicznej”.

Zaczynałam od tzw. miękkiego pro-life, czyli od pomocy kobietom w ciąży (zagrożonym aborcją), mamom małych dzieci, które były w różnych trudnych sytuacjach. Organizowałam dla nich zbiórki potrzebnych rzeczy, kupowałam wyprawki dla dzieci, pomagałam w znalezieniu lekarza i opłacałam im wizyty lekarskie – powiedziała.

Ujawniła ona szokujące szczegóły aborcyjnej presji, jakiej była poddawana, a z jaką mogło się spotkać wiele innych kobiet w Polsce.

Próbowano mnie brać na litość mówiąc: przed tobą całe życie, po co ci takie dziecko? Będziesz musiała na nie patrzeć. Potem zaczęli mnie straszyć, że ono we mnie obumrze i wtedy ja sama przez to umrę. Gdy widzieli, że dalej się opieram i nie chcę tego zrobić, zaczęli mnie szantażować rzucając argumentami: co ze mnie za wyrodna matka, że chce sprowadzać na świat dziecko, które będzie cierpiało i przeżywało straszne męki? I to był ten jeden argument, który w tym potwornym stresie, w tej mojej rozpaczy związanej z sytuacją, przemówił do mnie. Poczułam się winna, że przeze mnie moje dziecko może cierpieć i nie chciałam, żeby tak było – stwierdziła.

“Nikt mi nie mówił o tym…”

Kobieta była karmiona kłamstwami i przemilczeniami ważnych faktów.

Jednak do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje, nie rozumiałam. Nikt mi nie mówił o tym, że są środki przeciwbólowe, że dziecko można wprowadzić w stan śpiączki farmakologicznej, z góry założono, że to będzie dla mnie dobre, że moje dziecko będzie strasznie cierpieć, a ja już nigdy patrząc na takiego „potworka” nie będę chciała rodzić więcej dzieci – ujawniła.

“Mój syn urodził się żywy”

W swojej wypowiedzi przedstawiła wstrząsające szczegóły zbrodni aborcji.

Mój syn urodził się żywy na łóżku ginekologicznym. W momencie, w którym go wyjęto i położono mi między nogami, okazało się, że jego serce nadal bije, więc lekarze musieli poczekać aż przestanie bić. Wcześniej, gdy jeszcze był w moim łonie, codziennie przez 7 dni podawali mu truciznę, by spowodować jego zgon. Po tym sprawdzali, czy nadal jego serce bije, ale on miał bardzo silne serce i żył jeszcze chwilę po wyjęciu na zewnątrz – powiedziała.

To wydarzenie wywarło olbrzymi wpływ na psychikę kobiety.

Po tym wszystkim wpadłam w amok, dotarło do mnie, że to nie było przerwanie czegoś, do czego można za chwilę wrócić, ale że moje dziecko autentycznie umarło. Chciałam go jeszcze zobaczyć, ale lekarz nie chciał mi go pokazać, więc zadarłam głowę, by móc to zrobić. Tego widoku nie zapomnę do końca życia… Mój syn leżał na prawym boku, miał podkurczone nóżki, zgięte rączki… to nie był zlepek komórek, to był mały człowiek, któremu przestało bić serce. Ponieważ nie mogłam zapanować nad sobą, zawołano anestezjologa, który mnie uśpił – stwierdziła.

“Czułam się oszukana i zmanipulowana przez lekarzy”

Krytycznie oceniła postępowanie lekarzy.

Czułam się oszukana i zmanipulowana przez lekarzy. Nie zapewniono mi opieki psychologicznej, nikt mi nie wyjaśnił, że mogę urodzić chore dziecko, że może ono żyć kilka dni, że mogę z nim być, że mogę go przytulić, że zdarzają się pomyłki, że nic nie jest pewne. Lekarze wykorzystali fakt, że byłam w ciężkim stanie psychicznym i zostawili jak śmiecia, któremu kazano przynieść pudełko po butach i zabrać sobie te resztki samej siebie, a potem do widzenia, następna pacjentka. Czułam ogromną złość i niesprawiedliwość, bo człowiek generalnie ufa lekarzom, przecież po coś ci ludzie studiują medycynę, psychologię, żeby pomagać ludziom, ale nie w taki sposób! – podkreśliła.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Fundacja Życie i Rodzina

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY