Rolę kapłanów przejęli celebryci Warszaffki, czyli dlaczego Maciej Stuhr to lewak inteligentny i przez to niebezpieczny [OPINIA]

TYLKO U NAS
Dodano   5
  LoadingDodaj do ulubionych!
Maciej Stuhr

Maciej Stuhr / Fot. YouTube

Polscy celebryci to temat-rzeka, lecz nie każdemu marzy się kąpiel w Wiśle. Choć utalentowani scenicznie, mający smykałkę do robienia pieniędzy – dla przeciętnego Kowalskiego jawią się jako ludzie z zupełnie innego kręgu kulturowego. Ten oraz inne tego typu łagodne eufemizmy określające tragiczną kondycję „polskich elit” są jak studnia bez dna – podobnie jak rezerwuar głupot wypowiadanych przez persony takie jak Barbara Kurdej-Szatan.

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej po raz kolejny pokazał gargantuiczne różnice w postrzeganiu rzeczywistości przez różne warstwy społeczne. Polak z małej miejscowości z przerażeniem obserwował kolejne doniesienia z frontu wojny hybrydowej, którą naszemu państwu wypowiedział białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka. Bezpardonowy atak na wschodnią flankę kraju z wykorzystaniem imigrantów przez wojsko obcego kraju był czymś, co w najnowszej historii Polski nie miało wcześniej miejsca. I właśnie dlatego wydawać by się mogło, że naród powinien być jednomyślny w obliczu tak nietypowego, pozbawionego jakichkolwiek skrupułów zagrożenia dla naszej pozycji geopolitycznej. Stało się jednak inaczej: młodzi, wykształceni z wielkich ośrodków z zacięciem skrajnie lewicowych kaznodziei usiłowali przenieść ciężar winy z reżimu białoruskiego na tę złą, ksenofobiczną Polskę powiatową i – o zgrozo – na polski mundur. I choć inwazja na granicę trwała od sierpnia, apogeum nienawiści i ignorancji miało czas w listopadzie, kiedy głos zabrała gwiazdka pewnej znanej sieci komórkowej. Barbara Kurdej-Szatan, znana m.in. z chwalenia się mieszkaniem na osiedlu strzeżonym, zapomniała, że państwem nie rządzi Trzaskowski. W sukurs koleżance po fachu przybył zawsze czujny politycznie Maciej Stuhr. Aktor od tamtego czasu zdążył uwolnić Szatan od przytłaczającego ciężaru rzeczywistości, która coraz częściej wybacza nawet najbardziej absurdalne tezy na Instagramie – wszak blondynka z reklamy sieci komórkowej nadal mizdrzy się do niezadowolonego klienta z ekranu telewizora, smartfona czy nawet lodówki.

Zobacz także: Polskie kopalnie zamknięte do 2049 roku. Rząd przeznaczy na to 28,8 mld złotych

Stuhr jest inteligentny. Niestety.

Stuhr udzielił ostatnio wywiadu „Gazecie Wyborczej”, gdzie wyposażony w szkiełko mędrca zarzucał autochtonom, iż ci śmią obawiać się imigrantów. Którzy, jak prawie wszyscy widzieliśmy, nie hamowali się przed szturmem na w pełni uzbrojonych żołnierzy. Gwarancje tego, że popychana przez Łukaszenkę ludność napływowa z Bliskiego Wschodu nie rzucałaby kamieniami w zwykłych szarych Polaków, nie są pewne. Ale przynajmniej mury osiedla strzeżonego w ekskluzywnych dzielnicach „Warszaffki” są już wystarczająco wytrzymałe na wypadek, gdyby któryś z celebrytów nagle zmienił zdanie, cofając się do swojej twierdzy po godzinie dwudziestej drugiej. Stuhr daje jednak do zrozumienia, że odcina się od grupy lewicy betonowej.

– Zaczęliśmy bać się własnego cienia i tego, co może zagrażać nam, naszej kulturze, ojczyźnie, tradycji. Tymczasem spotkanie z innym człowiekiem nie musi oznaczać niebezpieczeństwa dla naszych zwyczajów i stylu życia – przekonywał typowym dla siebie umoralniającym tonem Stuhr.

Wbrew opinii, jakoby aktor zawsze mówił cudzym tekstem, Stuhr zdaje się naprawdę wierzyć w to, co głosi. I jest zdeterminowany ewangelizować nietolerancyjny lud nawet za cenę popularności u publiczności z przeciwnej strony barykady. W wywiadzie ostro lewicujący celebryta przyznaje przecież, że poświęca bardzo dużo czasu na angażowanie się w pomoc imigrantom. Okazuje się, że zielony kolor teatralnej gaży blednie wobec opinii społecznika krzewiącego tolerancję do wszystkiego, co niepolskie.

– Budzisz się rano, sięgasz po telefon i za sprawą algorytmów wyświetla ci się link do udostępnionego artykułu czy wypowiedź na Facebooku, które utwierdzają cię w twoich poglądach. Mam wrażenie, że kiedyś nie było w nas aż takiej pewności. Dlatego potrafiliśmy odpuszczać, z tyłu głowy pojawiała się myśl: “A nuż nie mam racji?”. Dziś idziemy na noże, bo na jedno kliknięcie każdy może znaleźć dowód, że tę rację ma. I widzi, ile osób myśli podobnie – mówił aktor.

Najgorsze w wypowiedzi powyżej jest to, że Stuhr, napomykając o bańkach informacyjnych, ma rację. On po prostu myśli, co nie zdarza się w tej profesji często.

– Nie mam złudzeń, jakich szkód narobiły media społecznościowe, że sprzyjają polaryzacji – dodaje następnie.

Szokujące, prawda? Nieczęsto jesteśmy w stanie uświadczyć tak szczerych, bliskich prawdzie wywodów. Stuhr powoli opanowuje technikę manipulacji, której pozazdrościć mógłby mu niejeden drugoligowy polityk z opozycyjnej części ław poselskich. Celebryci przyzwyczaili nas, że najbardziej lubią wchodzić w role zaciętych płyt. Nie wyciągają wniosków, nie poszerzają horyzontów, nie uciekają się do zaawansowanych chwytów erystycznych, dzięki którym trafią ze swoim przekazem do nieukształtowanego poglądowo wycinka społeczeństwa.

– Jak pojechaliśmy z żoną na polsko-białoruską granicę, to powiedziałem: “Kasia, ja do Internetu przez dwa lata chyba nie wejdę”. I nie zamierzam, bo potrafię sobie wyobrazić, co tam się dzieje, dlatego wolę się ze sobą na wszelki wypadek umówić, że nic się nie dzieje. Robię to z poczucia niemocy, żeby chociaż na chwilę odzyskać równowagę – zwierza się następnie. – W ostatnich dniach zajmowaliśmy się np. organizowaniem telefonów komórkowych dla ludzi, którym służby państwowe te telefony niszczą i którzy nie mogą przez to zadzwonić po pomoc – mówi dalej Stuhr pytany, czego dziś najbardziej potrzebują migranci wykorzystywani przez Łukaszenkę do rozgrywek geopolitycznych.

Ofensywa złotoustych

Chyba każdy zgodzi się, że bliźniemu pomagać należy. W drugiej dekadzie XXI wieku potrzebujący dzielą się jednak na kategorie godne uwagi instagramowych kaznodziei oraz na te niegodne, przaśne, śmierdzące biedą i kartką z głosem wyborczym potencjalnie oddanym na prawicę. Reakcje samozwańczej, bananowej „lewicy” na konfrontację Marty Lempart z kobietą pracującą potwierdzają pierwszeństwo wszelkich opresjonowanych mniejszości przed Polakami podejmującymi się czynności takich jak sprzątanie.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Ewolucja Stuhra z rozhisteryzowanego krzykacza we wrażliwego myśliciela operującego półprawdami postępuje w zaskakującym tempie. Do aberracyjnych fikołków zlewaczałych mieszczuchów zdążyliśmy się jednak przyzwyczaić – co też przekłada się na wyniki sondażowe partii Zandberga, Czarzastego i Biedronia, a nawet zdekonserwowanej Koalicji Obywatelskiej. Pojawia się jednak pytanie – co się stanie, gdy „lewica” po latach marazmu i pogardy zwróci się do prostego ludu pracującego? Intencje nie będą szczere, ale nie o to chodzi. Casus Stuhra pokazuje, że oni potrafią konkludować i uczyć się górnolotnych frazesów, by uczynić antykulturowy przekaz bardziej synkretycznym, takim z ludzką twarzą. Patrzcie, nas stać na autorefleksję. Słuchajcie, nie wszyscy z nas to hipokryci i kretyni. My jesteśmy radykalni, ale potrafimy dyskutować. I będziemy to robić tak długo, aż nie przełoży się to na realną siłę polityczną, która, udając centrum, konsekwentnie realizować będzie odpowiednie postulaty. Trudno nie odnieść wrażenia, że poligonem doświadczalnym dla nowej strategii staną się umysły ludzi młodych, którzy, widząc niewątpliwy, wspominany przez Stuhra chaos social mediów, generujący szum informacyjny, poszukiwać będą prawdy. I obawiam się, że niestety, w zależności od aktywizmu Stuhra i innych „inteligentnych lewaków”, odnajdą ją, ale tylko pod postacią złotego papierka.

Subskrybuj
Powiadom o
5 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY