Marine w Warszawie, czyli tryumf realizmu [OPINIA]

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

MARINE LE PEN W WARSZAWIE / Fot. PAP / Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

Głośna wizyta Marine Le Pen w Polsce wywołała oburzenie demoliberalnego establishmentu i wspierających go mediów. Szefowa francuskiej opozycji jest przedstawiana jako putinistka, faszystka, przedstawicielka sił radykalnych i marginalnych, z którą Polska nie ma żadnych wspólnych interesów. Jak jest naprawdę?

Francuska pedagogika wstydu

Zabawnym, ale jednocześnie reprezentatywnym komentarzem był wpis Twitterowy Bartosza Wielińskiego z “Gazety Wyborczej”. Napisał on: “To przerażające zdjęcie. Pod Pomnikiem Bohaterów Getta polscy żołnierze asystują Marine Le Pen, szefowej francuskiej skrajnej prawicy, która zaprzeczała francuskiej odpowiedzialności za Holocaust. Hańba wam, politycy Prawa i Sprawiedliwości”.

Problem polega na tym, że Francuzi dopiero niedawno dorobili się klasy politycznej tak zaangażowanej w pedagogikę wstydu wobec własnego narodu, że uznającej “francuską odpowiedzialność za Holocaust”. Przeciwko tej narracji jednoznacznie występowali konsekwentnie wszyscy kolejni francuscy prezydenci, pochodzący ze wszystkich liczących się obozów politycznych. Założyciel V Republiki, generał Charles de Gaulle. Jego następca, centroprawicowy Georges Pompidou. Liberalny centrysta Valéry Giscard d’Estaing, Socjalista François Mitterrand. Ten ostatni, najważniejsza postać powojennej francuskiej lewicy, składał nawet jako głowa państwa kilkukrotnie wieńce na grobie marszałka Pétaina.

Dopiero Jacques Chirac w 1996 roku zaczął przepraszać i obarczać Francuzów winą za Zagładę. W pierwszej chwili to może zaskakiwać – oto polityk przedstawiający się całą karierę jako prawicowiec, patriota, gaullista. A gdy dochodzi do władzy, jest zdecydowanie bardziej skłonny do przekonywania swoich rodaków, że powinni wstydzić się swojej historii, od swojego lewicowego poprzednika. To jednak przede wszystkim ludzie tacy jak Chirac są odpowiedzialni za rozkład zachodniej cywilizacji i europejskich narodów. To właśnie Chirac zalegalizował jako premier aborcję na życzenie, a jako prezydent wprowadził na poziom państwowy pedagogikę wstydu oraz wbrew obietnicom nie zrobił niczego w sprawie muzułmańskiej imigracji ani w sprawie przejmowania francuskich szkół i uczelni przez postmodernistycznych barbarzyńców.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Co dziś grozi Polsce?

W Polsce też mamy swoich Chiraków. Letnich, kompromisowych, “umiarkowanych, rozsądnych”. Chcących otwierać się na imigrację z obcych cywilizacji, bronić genderyzmu na polskich uczelniach czy tęczowych piątków w szkołach. Przekonujących, że Polska powinna być województwem w ramach europejskiej federacji. Wielu z nich po prostu jest mentalnie zakorzenionych w PRLu. Wtedy zasadniczym interesem Polski było przede wszystkim odzyskanie niepodległości od ZSRR. Świat się jednak bardzo zmienił przez ostatnie 30 lat. Tak jak pisałem w swoim poprzednim felietonie – dziś jedynym zagrożeniem dla niepodległości Polski nie jest już, jak w przeszłości, podbój przez wielkiego sąsiada. Dużo bardziej realnym scenariuszem jest destrukcja polskiej wspólnoty narodowej poprzez inżynierię społeczną i imigrację oraz stopniowe rozmontowanie polskiej suwerenności w ramach europejskiej superpaństwa.

Gdzie szukać sojuszników?

Paradoksalnie defensywa, w której znalazło się państwo narodowe, oznacza również, że patriotom z różnych krajów znacznie łatwiej nawiązywać współpracę. Łączy nas po prostu znacznie więcej wspólnych zagrożeń i interesów niż w przeszłości. Polsce, Francji, Włoszech, Austrii, Hiszpanii, Węgrom grozi ten sam rozkład. Polacy są dziś w znacznie lepszej sytuacji niż Francuzi, ale powinniśmy być mądrzy przed szkodą. W tych warunkach konieczna jest budowa platformy współpracy ze wszystkimi liczącymi się i rozsądnymi przedstawicielami europejskich narodów, które nie chcą odejść na śmietnik historii, na który wysyłają ich technokraci.

Marine Le Pen nie jest politykiem radykalnym ani marginalnym. Już 4 lata i 8 miesięcy temu, w ostatnich wyborach prezydenckich, zagłosowało na nią 21% w I i 34% w II turze. Szefowa Rassemblement National reprezentuje ponad ⅓ francuskich wyborców, dla których przetrwanie ich kraju jest ważniejsze od bycia politycznie poprawnym. Obecnie w sondażach może liczyć na ok. 45% poparcia przeciwko Macronowi. Demoliberalni politycy i media w Polsce chcą przedstawiać Marine jako postać marginalną, bo chcą dalej utrzymywać Polaków w fikcji tego, że współczesna Europa Zachodnia to bezalternatywny wzór do naśladowania i jednowymiarowa historia sukcesu. W rzeczywistości, jak pokazuje przykład Francji, od 47 lat, czyli od pierwszego startu Jean Marie Le Pena w wyborach prezydenckich (dostał 0,7%), poparcie dla Frontu, a dziś Zjednoczenia Narodowego stale rośnie. Kolejni i kolejni Francuzi orientują się, do czego doprowadziło ich ojczyznę zawierzenie establishmentowi. To też lekcja, z której powinniśmy wyciągnąć wnioski.

Co możemy dać Europie?

Gdy rozmawiałem z Marine Le Pen już po jej spotkaniach z polskimi politykami, usłyszałem wiele słów o tym, jak ważny przykład Polska dała zachodnim Europejczykom, ostro sprzeciwiając się atakowi migrantów sprowadzonych przez Łukaszenkę. Szefowa RN mówiła mi, że Francuzi potrzebowali zobaczyć, że można po prostu powiedzieć “nie” moralnym szantażom i postawić na pierwszym miejscu bezpieczeństwo swojego kraju. Że można przetrzymać i wygrać.

Le Pen cieszyła się, że została przyjęta przez premiera Morawieckiego i prezesa Kaczyńskiego. Mówiła, że wcześniej długo dało się wyczuć dystans wobec jej i jej ruchu ze strony Polaków. Podejrzewała, że wynikało to ze sposobu, w jaki Le Pen jest przedstawiana w mediach głównego nurtu. Według Marine to częste zjawisko – ze względu na dominację mediów popierających demoliberalny polityczny establishment, europejscy patrioci często nie mają o sobie nawzajem dobrych źródeł informacji, a bardzo boją się związania z politykami skrajnymi. Jej zdaniem polscy politycy przez ostatnie kilka lat byli tak mocno sami oczerniani w mediach głównego nurtu, że zorientowali się, że “ja też mogę być po prostu oczerniana”. A gdy dali jej szansę i zaczęli się z nią spotykać, doszli do wniosku, że po drugiej stronie nie siedzi szalona faszystka, ale normalny, rozsądny polityk.

Ze swojej strony podkreśliłem w rozmowie z Marine, jak ważnym wsparciem dla Polaków byłoby zwycięstwo sił patriotycznych w tak dużym kraju jak Francja. Potrzebujemy siebie nawzajem, bo my też nierzadko czujemy się w swojej walce osamotnieni. A czy się uda? Jeśli nie tym razem, to następnym. Próbować po prostu trzeba. Tak jak trzeba budować kontakty z pokrewnymi środowiskami w znaczących europejskich krajach. To też najlepszy sposób na wyjaśnianie sobie wszelkich rozbieżności.

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY