Wysysa życie bez skrupułów. Ta zbrodnia wciąż ma się dobrze. Dlaczego? [OPINIA]

Dodano   1
  LoadingDodaj do ulubionych!

Dzieciobójstwo to zbrodnia na masową skalę

Dyskusje na temat ochrony życia człowieka od poczęcia nieraz spadają do poziomu absurdu. Nie liczy się w nich wiedza naukowa, biologia i suche fakty. Ważne są odczucia, emocje, wyobrażenia, postawienie na życiową jakość, a przez to na wygodę i brak zmartwień. Wszystko okraszone oczywiście pojęciem praw kobiet, wyboru oraz… ochroną przed cierpieniem.

„To potencjał człowieka”, „tkanka”, „zlepek komórek”, „płód” – to tylko niektóre określenia, jakie padają z ust walczących o możliwość zabijania nienarodzonych dzieci. Oczywiście, te osoby tak tego nie nazywają. Jak zatem? „Aborcją”, „terminacją ciąży”, „przerwaniem ciąży”, „zakończeniem ciąży”, „zabiegiem”, „prawem do decydowania o własnym ciele” itp. Tymczasem pod tymi pojęciami ukrywa się jedna, przerażająca prawda – eliminacja życia, które już jest i się rozwija, w sposób bestialski.

Próbuje oddychać i się dusi

Dziecko wysysane jest z macicy kobiety, rozczłonkowywane lub zabijane poprzez zażycie środków farmakologicznych, mających wywołać tzw. sztuczne poronienie, czyli najpierw uśmiercić, następnie wydalić z organizmu matki dziecka jego ciałko. Ta ostatnia metoda jest najszerzej stosowana i praktycznie nieuchwytna dla wymiaru sprawiedliwości. Handel pigułkami odbywa się na czarnym rynku „usług aborcyjnych”. Kobiety zabijają swoje dzieci w domach, omamione nieraz przez hasła feministyczne i lewicowe, głoszące pozbycie się problemu, cierpienia czy walkę o moralne dobro wypływające z takiego czynu. „Zawalcz o siebie, nie jesteś sama”, „nikt nie ma prawa zaglądać ci w brzuch”, „twoje ciało, twój wybór”. Im kobieta bardziej osamotniona, tym staje się łatwiejszym celem. Nikt jej jednak nie mówi, co może się stać w trakcie próby zabicia swojego dziecka, co może się stać po dokonaniu tego czynu…

W pierwszym przypadku, mimo że kobieta przyjmuje środki poronne oczekując na wywołanie porodu i urodzenie martwego już dziecka, nieraz dochodzi do sytuacji, w której dziecko rodzi się żywe. O niektórych takich przypadkach dowiadywaliśmy się z mediów. I tak w styczniu 2014 roku, w szpitalu przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu dokonano próby uśmiercenia dziewczynki z Zespołem Downa. Miała 24 tygodnie swojego życia prenatalnego. Jej matka urodziła ją żywą. Dziewczynka zaczęła płakać. Personel medyczny, po konsultacjach, postanowił umieścić dziecko w inkubatorze. Tam, po miesiącu, umarło w wyniku obrażeń doznanych przez środki poronne. Niedługo później, bo w sierpniu tego samego roku doszło do podobnej sytuacji, tym razem w Opolu. W tamtejszym szpitalu, po zażyciu środków poronnych, kobieta za pomocą cesarskiego cięcia miała urodzić uśmiercone wcześniej dziecko z Zespołem Downa. Plan ten się nie udał, ponieważ dziecko urodziło się żywe. W 6. miesiącu swojego prenatalnego życia. Zaczęło głośno płakać. Zostało przewiezione na oddział noworodkowy i… pozostawione same sobie. Personel medyczny otrzymał zakaz ratowania tego dziecka, które zmarło po 4 godzinach cierpienia. Marzec, 2016 rok. W warszawskim szpitalu im. Świętej Rodziny w trakcie wymuszenia przedwczesnego porodu środkami poronnymi urodził się żywy chłopczyk z Zespołem Downa. Płakał wzywając w ten sposób pomocy. Nikt mu jej jednak nie udzielił. Po 22 minutach zmarł. Ile jest takich przypadków, nienagłośnionych przez media i opinię publiczną? Możemy się tylko domyślać. Dr Tomasz Dangel z Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci stwierdził w jednym z wywiadów, że dziecko, które rodzi się żywe w taki sposób, „ma niedojrzałe płuca i z tego powodu odczuwa duszność tak długo, jak jeszcze żyje, np. kilka godzin. Duszność jest znacznie trudniejsza do wytrzymania niż ból. W ten sposób torturuje się jeńców wojennych w celu uzyskania zeznań (podtapianie). Prawdopodobnie tak właśnie torturowany był ks. Jerzy Popiełuszko. Człowiek, który sam tego nie doświadczył, nie może sobie wyobrazić cierpienia sztucznie poronionego dziecka, które próbuje samo oddychać i się dusi”.

W drugim przypadku, czyli po dokonanym dzieciobójstwie, kobieta narażona jest na tzw. syndrom postaborcyjny. Przebiega dwutorowo – fizycznie i psychicznie. Fizyczna sfera może być naruszona zaraz po uśmierceniu dziecka – może pojawić się krwotok, w przypadku mechanicznej interwencji mogą zostać uszkodzone ściany macicy, co z kolei może spowodować bezpłodność. Kobieta narażona jest także na duże ryzyko zachorowania na raka szyjki macicy czy piersi. Psychiczna sfera natomiast może odezwać się po jakimś czasie, niekiedy po kilku czy kilkunastu latach. Kobieta może pogrążyć się w depresji, zacząć izolować się od swojej rodziny. Dochodzi też w pewnym momencie do pęknięcia i załamania dotychczasowego obrazu świata. Zazwyczaj zachodzi to w takich chwilach, które przypominają o tym, co się stało i nie pozwalają myśleć po staremu o wydarzeniu, jakim była tzw. aborcja. To mogą być rocznice. Kobieta, która przeżywa syndrom postaborcyjny, doskonale pamięta moment możliwego terminu porodu czy dzień uśmiercenia dziecka. Wtedy czuje dołek, choć nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, co go powoduje. Bardzo często załamanie pojawia się także przy kolejnej ciąży. Wtedy dochodzi do porównywania zabitego dziecka z tym, które ma przyjść na świat, czy też do żyjącego dziecka – swojego lub np. sąsiadów, które pokazuje, ile lat mogłoby mieć utracone dziecko, co teraz by robiło. Ale na skutek dokonanego czynu wszelkie te myśli nie mogą stać się rzeczywistością. W końcu, syndrom postaborcyjny może odezwać się pod koniec życia, kiedy człowiek je bilansuje i zbiera w garść to, co się udało, a co nie. Bywa, że przypomnienie o dziecku staje się wtedy jeszcze bardziej bolesnym i silnie przeżywanym dramatem.

Medycyna jasno po stronie życia

Środowiska feministyczne i lewicowe zaprzeczają istnieniu takiego syndromu mówiąc, że to wymysł prawicy i manipulujących społeczeństwo obrońców życia. Jednak zarówno terapeuci i stowarzyszenia, które opiekują się takimi kobietami i ich rodzinami (ponieważ syndrom postaborcyjny dosięga także ojców zabitych dzieci, ich rodzeństwa, a nawet dziadków, o czym mówią np. pracownicy Winnicy Racheli), jak i same kobiety, które na skutek różnych przeżyć i sytuacji pozbawiają życia swoich dzieci, jasno wskazują na występujące objawy, świadczące o traumie po unicestwieniu rozwijającego się życia. Najlepszym przykładem niech będzie tutaj Irene van der Wende, Holenderka, która w wieku 20 lat zaszła w ciążę będącą wynikiem gwałtu. Po zabiciu swojego dziecka próbowała uśpić pojawiające się wyrzuty sumienia, jednak słowa jej koleżanki uświadomiły jej, czego dokonała. „Przecież to było dziecko. To, że poczęte z gwałtu, niczego nie zmienia. To było dziecko”. Kolejnym momentem przełomowym było zetknięcie się ze zdjęciem przedstawiającym zabite, nienarodzone dziecko. Irene długo płakała i, jak mówi w licznych świadectwach, prosiła Boga o wybaczenie tego, co uczyniła. „Wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam”. Zauważyła też, że gdyby w tamtym momencie wiedziała, czym jest tak właściwie tzw. aborcja, nigdy by się jej nie poddała.

Dostrzegamy zatem wyraźnie, że niezależnie od nazewnictwa i prób upudrowania zbrodni dzieciobójstwa, ta pozostaje taka sama. Brutalna, bolesna, wysysająca życie bez skrupułów. Tak jest, życie człowieka, nie jego potencjału, pasożyta czy zlepka komórek. Człowieka. I mimo prób negowania tego faktu, medycyna jest bezlitosna dla narracji feministek i lewicy. Oto kilka przykładów:

1. „Rozwój dziecka zaczyna się nie w chwili jego urodzenia, lecz w momencie poczęcia.” Prof. dr hab. med. K. Bożkowa, była dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie w: Zdrowie rodziny, pod red. prof. dr hab. med. K. Bożkowej i dr med. A. Sitko, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1983, s. 35;

2. „Żywot człowieka rozpoczyna się w momencie poczęcia, to jest zapłodnienia, i kończy się z chwilą śmierci.” Prof. zw. dr hab. med. R. Klimek, członek Królewskiego Towarzystwa Lekarskiego w Londynie, CM UJ;

3. „W świetle obecnej wiedzy nie ulega wątpliwości, że życie człowieka zostaje zapoczątkowane w następstwie połączenia się dwóch komórek rozrodczych – gamet – męskiej i żeńskiej w postać komórki macierzystej, zwanej zygotą, która od tej chwili zaczyna żyć własnym rytmem.” Prof. dr hab. med. M. Rybakowa, Komitet Rozwoju Człowieka Wydziału Nauk Medycznych PAN Warszawa-Kraków w: Służba Życiu. Zeszyty Problemowe, nr 2/3/1999;

4. „Po zapłodnieniu, to jest zespoleniu się jądra komórki jajowej z jądrem plemnika (co następuje w jajowodzie, blisko jego ujścia od strony jajnika), powstaje całkiem nowa, odbiegająca od genotypów rodzicielskich, odrębna jakość genetyczna – nowa osoba ludzka. Zestaw jej genów w komórkach somatycznych nie ulegnie już zmianie do końca życia.” Prof. dr hab. B. Suszka, biolog, pracownik naukowy PAN;

5. „Szacunek dla nowego życia od samego poczęcia i uznanie dziecka za partnera w dialogu są bardzo ważne. Ten dialog rozpoczyna się w momencie poczęcia.” Prof. dr hab. P. G. Fedor-Freybergh, Psychologia i medycyna pre- i perinatalna: nowa interdyscyplinarna nauka w zmieniającym się świecie; Menopauza, zeszyt 1, tom 1, 2002;

6. „Rozwój człowieka rozpoczyna się od połączenia dwóch komórek – gamety żeńskiej, czyli komórki jajowej (oocytu) i gamety męskiej – plemnika, w akcji zapłodnienia.” Prof. dr hab. med. M. Troszyński, Położnictwo. Ćwiczenia, podręcznik dla studentów medycyny, Wydawnictwo Lekarskie PZWL, Warszawa 2003, s. 69.

Aborcyjne manipulacje lewicy

Co się zatem dzieje, że mimo tych nieubłaganych dla feministycznych haseł faktów, środowiska żądające możliwości zabijania nienarodzonych dzieci wciąż funkcjonują zbierając swoje żniwo w postaci zmanipulowanych kobiet, młodych osób myślących, że działają w słusznej sprawie, a co najważniejsze – w postaci zabitych małych, bezbronnych ludzi? Po pierwsze, środowiska te mają potężny zastrzyk gotówki płynący z międzynarodowych korporacji na akcje promujące tzw. aborcję. Po drugie, argumenty bazujące na emocjach i odnoszące się do praw jednostki stanowią często wystarczający powód ku temu, żeby się im poddać i działać według z góry określonego schematu. „Dziecko urodzi się chore, być może umrze zaraz po porodzie albo co gorsza, urodzi się martwe. Po co ci to? Będziesz cierpieć ty, twoja rodzina. Lepiej zawczasu temu przeciwdziałać”, „Zostałaś zgwałcona? Usuń. Nie chcesz chyba patrzeć przez całe życie na owoc tego przestępstwa”, „Będziesz ryzykować swoim życiem? Przecież to tylko płód. Pozbądź się go. Twoje zdrowie i życie jest najważniejsze”. Znamy skądś takie hasła, prawda? I mimo że to pierwsze odnosi się do sytuacji, zdawałoby się, przeszłej, jeśli chodzi o Polskę, ponieważ Trybunał Konstytucyjny orzekł tzw. aborcję eugeniczną za niezgodną z Konstytucją, to jednak feministki nie ustają w narracji, że kobiety będą rodzić chore dzieci, bez szans na przeżycie, a być może i same umrą przy porodzie, a jeśli przeżyją, będą odczuwały traumę do końca swoich dni. Powołują się przy tym na argument bólu i cierpienia. Tymczasem dziecko, które rodzi się z wadą letalną, ma zapewnioną opiekę lekarską, tj. lekarze starają się możliwie najbardziej uśmierzyć takiemu maluchowi ból. Rodzice mają natomiast szansę na przytulenie swojego dziecka, zapewnienie sobie pamiątki w postaci zdjęcia czy odbicia rączek i nóżek oraz godne pożegnanie się.

Niedawno na łamach „Onetu” pojawił się artykuł opowiadający historię rodziców, którym zmarło dziecko niedługo po porodzie. Odezwali się oni do redakcji po publikacji innego tekstu, nawiązującego właśnie do ich sytuacji, a przedstawionego oczami ich lekarki. Zdumieni taką narracją, proaborcyjną, postanowili zabrać głos. „Nigdy nie chcieliśmy dokonać aborcji, dlatego byliśmy zaskoczeni, że nasza historia została przedstawiona w takim kontekście” – mówił ojciec dziewczynki. Oboje z żoną, mimo licznych sugestii zabicia ich dziecka, walczyli o nie. Jeździli do różnych specjalistów, niektórym niestety zabrakło empatii, delikatności i fachowego podejścia do pacjenta. „Byłam w szoku, bo przecież lekarz powinien mnie otoczyć opieką, a tymczasem słyszałam pod swoim adresem komentarze w stylu: «Jeżeli kobiety chcą rodzić downy, niech sobie rodzą»” – mówiła mama chorego dziecka. Nadszedł czas porodu. Rodzice zdecydowali się na skorzystanie z pomocy warszawskiego hospicjum perinatalnego, by oni i ich córeczka byli objęci odpowiednią opieką. Nadali jej imię Anastazja. Urodziła się 3 czerwca po 22:00, żyła pół godziny. W tym czasie rodzice mogli ją przytulić, zapewnić ją o swojej miłości do niej, zrobić jej zdjęcia, nagrać film. Tata obciął też córce pukiel włosków, odcisnął jej nóżki i rączki. „Mówiłam córce, że ją kochamy, że dziękuję, że pojawiła się w naszym życiu, że jak chce, to może odejść, że nie chcemy, by się męczyła…” – mówiła kobieta. Nie męczyła się bardzo, ponieważ lekarze zaraz po jej urodzeniu podali jej morfinę, by uśmierzyć ból. Odeszła w otoczeniu miłości i czułości, a rodzice zapewniają, że pozostałe pamiątki po Anastazji pomagają im ukoić ból i smutek po stracie dziecka.

A ile jest takich manipulacji i przekłamań? Po to tylko, żeby pokazać, że urodzenie chorego dziecka z wadą letalną to najgorsza możliwość, której trzeba zapobiec, bo inaczej kobiety będą czuły traumę z powodu koszmarnego widoku zdeformowanego płodu (wg narracji feministek). Tymczasem takie historie jak opisana powyżej wskazują na coś zgoła innego.

Drugim, częstym argumentem mającym przyczynić się do legalizacji zabijania nienarodzonych dzieci jest czyn zabroniony. Z reguły mówi się w takim przypadku o gwałcie, choć ta przesłanka wskazuje także np. na stosunki kazirodcze lub po prostu na stosunek płciowy między osobami nieletnimi, tj. do 15. roku życia. Według narracji feministycznej – kobiety masowo są gwałcone i zmuszane do rodzenia płodów. „To nieludzkie!” – krzyczą, wskazując na wielką traumę. Oczywiście, gwałt niewątpliwie jest wielką traumą dla kobiety, która staje się bezbronną ofiarą przestępcy. Jednak dziecko poczęte w takich okolicznościach także jest ofiarą. Mamy zatem dwie bezbronne istoty i jednego przestępcę. Kto powinien ponieść surową karę? Odpowiedź powinna nasunąć się tylko jedna: sprawca czynu. Tymczasem, wśród haseł o zabiciu jednej z ofiar, czyli dziecka, nie ma haseł dotyczących zwiększenia kary dla gwałciciela.

Wartym odnotowania jest fakt, że w Polsce, według oficjalnych danych, tzw. aborcje z przesłanki czynu zabronionego są rzadkie. W latach 2002-2015 łącznie było ich 36. W roku 2016 – 1, 2017 – 0, 2018 – 1, 2019 – 3, 2020 – 2. Mowa tu oczywiście o danych zbieranych przez Ministerstwo Zdrowia. Skala dramatu jest z pewnością wyższa, gdyż, jak już wcześniej opisano, czarny rynek „usług aborcyjnych” funkcjonuje i zbiera swoje żniwo. Jednak i tak, patrząc na to zagadnienie z poziomu statystyk, czyn zabroniony plasuje się na ostatnim miejscu.

Trzeba tu przypomnieć historię Agaty z Lublina, 14-letniej dziewczyny, która współżyła ze swoim chłopakiem, 15-latkiem. Dobrowolnie, bez przymusu. Mimo to gazety typu „Wyborczej” rozpętały piekło pisząc o gwałcie i o tym, że Agata powinna „usunąć”. Batalia trwała kilkanaście dni, w trakcie których na jaw wyszły fakty – dziewczyna chciała urodzić to dziecko, jednak jej matka, feministki, na koniec ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz dopięły swego. Zmusiły nastolatkę do zabicia dziecka, z triumfem ogłaszając, że to pomyślny koniec sprawy. Czy aby na pewno? Czy dziś Agata jest szczęśliwa? Nie boryka się z traumą po stracie dziecka? Przecież na swoim blogu pisała, że się jej boi, że chce urodzić, że naciski są duże. Tak właśnie działają organizacje proaborcyjne. Za wszelką cenę pokazać, że aborcja jest potrzebna. „Bo przecież to był gwałt!”, choć rzeczywistość była całkowicie inna.

Ostatnia przesłanka dotyczy zagrożenia zdrowia i życia matki. I tutaj pojawia się ogromna manipulacja, ponieważ tzw. aborcja w ogóle nie jest potrzebna do tego, żeby podjąć leczenie lub ratowanie kobiety oczekującej narodzin dziecka, niezależnie od tego, na jakim etapie ciąży się znajduje. Jasno wskazuje na to Deklaracja z Dublina z 2012 roku, pod którą podpisali się specjaliści z dziedziny ginekologii i położnictwa z różnych krajów. Wskazali w niej wyraźnie, że lekarz ma obowiązek ratowania zdrowia i życia kobiety, chyba że ta wyraźnie odmówi powołując się na zdrowie i życie dziecka. Zatem, systematyzując, lekarz mając zgodę kobiety, powinien dołożyć wszelkich starań, żeby jej pomóc w przypadku choroby lub zagrożenia utraty życia, mając na względzie dobro jej i jej dziecka. Jednak, jeżeli podane leki spowodują śmierć dziecka, którego nie można uratować z racji zbyt wczesnego okresu jego rozwoju (jeśli jest to. np. 6 czy 7 miesiąc ciąży, można wykonać cesarskie cięcie i próbować ratować także dziecko. W późniejszych okresach ciąży lekarz w zasadzie nie powinien mieć problemów – kobieta może urodzić dziecko i być zaopiekowana), nie jest to aborcja, ponieważ lekarz nie ingeruje po to, aby celowo uśmiercić dziecko. Tu działa zasada podwójnego skutku.

Jest też argument opieki. „Kto zajmie się chorym dzieckiem, nie ma pieniędzy a państwo nie pomaga” – argumentuje lewica. Owszem, zasiłek pielęgnacyjny i dodatki są śmiesznie niskie, rodzice nieraz muszą wykładać z oszczędności lub prosić innych o pieniądze na leczenie i rehabilitację swoich dzieci, które dotknięte są chorobą lub niepełnosprawnością. Jednak nie jest to argument za tym, żeby zabijać takich ludzi. Po pierwsze, każdy człowiek ma prawo do życia. Po drugie, choroba nie jest winą dziecka, równie dobrze zdrowy człowiek w późniejszym okresie swojego życia może zapaść na poważne schorzenie, stać się niepełnosprawny, ciężko chory, potrzebujący stałej opieki. Co wtedy? Też możemy powiedzieć, żeby taką osobę zabić? Idąc takim tokiem myślenia możemy dojść do absurdu. Chory zasługuje na należytą opiekę, nie na uśmiercenie. Jednak środowiska feministyczne nie zbierają podpisów pod projektem domagającym się np. dobrej opieki i pomocy dla takich rodzin, w których są chore dzieci, ale zbierają pod projektem mającym umożliwić zabijanie dzieci jeszcze przed narodzeniem. Kto tu jest zatem hipokrytą?

Bądź odpowiedzialny, także za innych

Lewica wiele mówi o równości, wolności wyboru, życiu w zgodzie z własnymi przekonaniami. W praktyce dotyczy to jednak tylko tej jednej strony. I tak oto lekarze, którzy są za zabijaniem nienarodzonych i sugerują to swoim pacjentkom w przypadkach opisanych wyżej, cieszą się aprobatą feministek i lewicy. Natomiast ci, którzy chcą ratować życie i nie zgadzają się na zabijanie, są piętnowani. „Trzeba zlikwidować klauzulę sumienia!” – krzyczą proaborcjoniści. Może najpierw trzeba by uporządkować nieco swoje zapatrywanie na świat, jeśli chce się być rzeczowym i logicznym. Jeśli chcemy, żeby każdy żył w wolności to tę wolność dajmy, tym bardziej kiedy chodzi o drugiego człowieka, nie o siebie. Bo wbrew temu, co krzyczą tak zaciekle zwolennicy dzieciobójstwa, poczęty człowiek jest odrębnym bytem, z innym DNA. Jeśli byłoby to ciało kobiety to tak właściwie niczego ani nikogo by nie rodziła, bo przecież samej siebie by nie mogła, prawda?

Modne dziś hasło: „Bądź odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za innych” świetnie pasuje do toczącej się batalii o życie. Chcesz żyć? Daj tę szansę innym. Zwłaszcza najmniejszym. Weź za nich odpowiedzialność, nie wyrzucaj do śmietnika. To miara naszego człowieczeństwa.

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY