Ratujmy polską duszę!

Dodano   2
  LoadingDodaj do ulubionych!

Przy ogarniającym nas ze wszystkich stron chaosie informacyjnym, wizji politycznych działań bieżących i przyszłych, bardziej i mniej trafnych projektów i porad, czasem warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad kwestiami fundamentalnymi. W pierwszej kolejności warto zadać sobie z pozoru proste, ale tak naprawdę arcytrudne pytanie – po co tak właściwie potrzebne jest nam państwo polskie i jaki jest cel jego istnienia?

Wiele razy słyszałem z ust różnej maści polityków i działaczy społecznych wyliczankę recept, których konsekwentne zastosowanie doprowadzi do uratowania Polski, tudzież jej wzmocnienia. Często w grę wchodziła redukcja biurokracji i socjalizmu, uwolnienie rynku, postawienie na indywidualną przedsiębiorczość Polaków, reorientacja i uelastycznienie polityki zagranicznej, odcięcie od państwowych dotacji, a nawet przepędzenie z kraju Żydów, sodomitów i w ogóle tak zwanych „lewaków” którzy mają utrzymywać polskie życie społeczne, polityczne i gospodarcze w stanie permanentnego kryzysu. To, że kryzys mamy (przede wszystkim demograficzny i społeczny, a przez rolowanie długu także ekonomiczny, tyle że odłożony w czasie) jest rzeczą oczywistą. Czy jednak wdrożenie powyższych rozwiązań, abstrahując już nawet od reperkusji międzynarodowych ze strony „starszych i mądrzejszych”, rzeczywiście da wynik pozytywny? Innymi słowy, czy decyzjami odgórnymi, wprowadzanymi przez centralne organy państwowe będziemy w stanie doprowadzić do postawienia Polski z głowy na nogi? Wydaje się to wątpliwe. Nawet zakładając pełną skuteczność takich działań, właściwie w imię czego mamy to robić i czy jest to cel sam w sobie, czy też zaledwie środek do celu? Czy samo wprowadzenie wolnego rynku, skasowanie absurdalnego nawisu biurokratyczno-prawnego i pozbycie się z naszych granic prawdziwych bądź wyimaginowanych mącicieli, imigrantów i bluźnierców będzie oznaczało ostateczny triumf kontrrewolucji? Czy doprowadzi to do sytuacji, w której Polska w błyskawicznym tempie stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym, zacznie rodzić się więcej dzieci oraz nie będą one zdeprawowane i upośledzone duchowo jak dotychczas? A może to pytanie powinno być krótsze i brzmieć następująco: czy działaniami czysto politycznymi po upragnionym zwycięstwie w dyzmokratycznych wyborach można doprowadzić do demograficznej i przede wszystkim moralnej odnowy Państwa i Narodu Polskiego?

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Odpowiedź wydaje się być przecząca. Samo pozbywanie się negatywnych zjawisk nie może być bowiem celem samym w sobie, celem ostatecznym, zarówno kontrrewolucji, jak też państwa rozumianego jako forma organizacji społeczeństwa. To po prostu za mało. Sytuację tą świetnie opisuje zwrot „nie zaczyna się budowy domu od dachu lecz od fundamentów”. Dach jest oczywiście ważny, ale kładziemy go dopiero wówczas, gdy mamy wylane fundamenty i wymurowane ściany. Przekładając to na kwestie polityczno-społeczne – sama bohaterska walka z toczącymi nasze państwo patologiami nic nie da i skończy się porażką. To nieuniknione jeśli wpierw za tym wszystkim nie będzie stała silna, spójna idea niosąca wartości pozytywne. Świetnym przykładem jest tu sprawa tzw. Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA). Instytucji tej zatrudniono masę ludzi, którzy… walczą z korupcją tak zaciekle, aby przypadkiem nie zlikwidować jej do końca, gdyż wówczas należałoby skasować miejsca pracy, które zajmują. A gdzież się podzieją ich krewni i znajomi, jeśli tamtych stołków zabraknie? Nie inaczej było z Agencją Własności Rolnej Skarbu Państwa i jej późniejszymi mutacjami, które miały m.in. sprzedawać ziemie będące własnością byłego państwa komunistycznego. Sprzedają te ziemie już 30 lat i nadal sprzedać nie mogą…

W mediach, zarówno prawicowych jak i lewicowych dużo mówi się o państwie. Właściwie ciągle mówi się o państwie. Jedni chwalą, że tak dobrze jeszcze nie było. Inni alarmują o jego kryzysie, nieudolności, możliwym upadku. Często porównuje się kondycję obecnej Polski do Rzeczpospolitej z czasów saskich i stanisławowskich. Wiele wskazuje na to, że na dzień dzisiejszy państwo polskie (podobnie jak w XVIII wieku) jest pustym, wytartym do granic możliwości sloganem, kulą u nogi, wręcz trupem. Trupem, którego szczerzy i dobroduszni patrioci chcą za wszelką cenę reanimować w ramach kolejnych wyborów dyzmokratycznych, tracąc przy tym czas i bezcenne zasoby, które można byłoby wydatkować na coś innego, znacznie ważniejszego. Choćby na własny ożenek, urodzenie i wychowanie nowych pokoleń Polaków. Ci deklaratywni patrioci, często wieczni studenci, stara kawalerka siedząca godzinami przed komputerami krzyczą: Walczmy o państwo! Precz z żydami! Niech żyje wolny rynek! Zupełnie jakby nic gorszego od nowych rozbiorów, podatków czy ustawy Kongresu USA z numerem 447 nie mogło nas spotkać.

No dobrze – wciąż mamy to państwo, ale co to za państwo? W gruncie rzeczy jest przecież niesuwerenne (prawo unijne ma prymat nad krajowym) i zepsute do szpiku kości, co widać niemal na każdym kroku. Mamy też Naród ale w jakiej on jest z kolei kondycji? Czy na pewno w lepszej niż jego teoretyczna emanacja w postaci III Rzeczpospolitej? Zdziesiątkowany przez hitlerowców, przemieszany przez przywiezionych na ruskich tankach bolszewików, potem skłócony przez partie polityczne oraz głupie, bieżące walki o pietruszkę, na koniec zdeprawowany przez dyzmokratyzm, socjalizm, permisywizm, hedonizm i laicyzm… Czy obecne państwo polskie jest warte potu, łez, krwi i wszelkich innych poświęceń z naszej strony? Czy to wszystko nie zostało już przypadkiem zbyt głęboko wypaczone? No, ale co w takim razie robić? Usiąść i płakać, bo znikąd ratunku? Bo nie ma uczciwego państwa polskiego, a z wyborów na wybory jest coraz gorzej, zwłaszcza pod względem naszej kondycji moralnej? Bo nas okradli ze wszystkiego, odarli z godności, a na koniec zamknęli usta sloganem „mowy nienawiści”? Otóż nie!

W Rymanowie, obok kościoła parafialnego znajduje się pomnik Polaków pomordowanych przez Niemców i Sowietów w czasie II wojny światowej. Napis na pamiątkowej tablicy brzmi: w hołdzie ofiarom nieludzkich systemów; tym, którzy przez więzienia, zsyłki, obozy i śmierć ocalili duszę polskiego narodu. Czytając ten krótki tekst zdałem sobie sprawę z rzeczy fundamentalnej. Po pierwsze państwo polskie jest niczym bez Polskiego Narodu. Naród może istnieć bez państwa, ale nigdy nie będzie odwrotnie, zwłaszcza w przypadku Polski. Historia jest tego najlepszym dowodem – przez 123 lata rozbiorów trwaliśmy bez własnych, niezależnych od obcych mocarstw struktur państwowych. Trwaliśmy, a nawet rozwijaliśmy się, dając sobie i światu szereg wybitnych naukowców, przedsiębiorców i literatów. Obojętnie jaka jest kondycja państwa polskiego, a nawet czy ono istnieje czy nie, trzeba sobie uzmysłowić jedno: walka kontrrewolucyjna, walka o Polskę powinna stawiać sobie za cel przede wszystkim uratowanie polskiej duszy – duszy wszystkich Polaków razem i każdego z osobna. Tak właśnie – musimy ocalić duszę polskiego Narodu, jego tożsamość, religię i kulturę. Tą prawdziwą, jedyną, która jest dla nas wszystkim i która właśnie została wystawiona na ostateczne kuszenie.

Tak właśnie – to nie państwo jest najważniejsze. Tym bardziej nieznaczące jest jakieś tam przypadkowe, dyzmokratyczne społeczeństwo. Najważniejsza jest nasza dusza – polska dusza, wypełniona wartościami łacińskimi i katolickimi, która mimo przeciwności losu wciąż się tli, trwa na swym posterunku. Jeśli więc chcemy, by państwo polskie było w ogóle i na dodatek było silne, nie ruszajmy w pierwszej kolejności do walki z patologiami czy do akcji wyborczej niczym drągalierzy przeciwko moskiewskim karabinom i armatom w dobie powstania styczniowego. Nie wygrywa się grając na zasadach dyktowanych przez przeciwnika. Odbudujmy naszą wiarę i kulturę, uratujmy siebie samych i nasze rodziny, potem społeczności lokalne. Zajmijmy się pracą społeczną – nową pracą u podstaw, która już niegdyś, w XIX wieku wydała obfite owoce. Gdy to wszystko się uda, wówczas Naród Polski będzie mocny, bo będzie stanowić sumę zdrowych sił każdej ze swych najmniejszych komórek. A jeśli Naród Polski odzyska potęgę, wówczas i państwo polskie będzie poważne i wstanie z kolan, bo zostanie ufundowane na mocnych, arcytrudnych do skruszenia fundamentach. Takie państwo w naturalny sposób odnajdzie i zacznie realizować cel swojego istnienia, którym jest ochrona jego części składowych, od pojedynczych jednostek ludzkich, poprzez rodziny i małe ojczyzny, na Narodzie kończąc.

Bóg – ja – rodzina – społeczność lokalna – Naród – Państwo. Tak wygląda niewzruszalna, do bólu logiczna gradacja ważności. Niczego lepszego nie wymyślimy i zresztą wymyślać nie musimy. To rozwiązanie istnieje od dawna i nazywa się katolickim porządkiem miłości. W wiecznie żywej encyklice Piusa X pt. Notre Charge Apostolique z 1910 roku czytamy: Należy z całą mocą powtórzyć w tych czasach społecznej i intelektualnej anarchii, gdy każdy sam siebie ustanawia nauczycielem i prawodawcą — społeczeństwo nie będzie zbudowane inaczej, niż Bóg to uczynił. (…) Cywilizacji nie trzeba powtórnie odkrywać, nie trzeba budować nowego społeczeństwa na obłokach. To zostało już dokonane. Jest nim chrześcijańska cywilizacja i katolickie społeczeństwo. Należy je tylko ustanawiać i bezustannie przywracać, w oparciu o naturalne i Boskie podwaliny, przeciwko wciąż odradzającym się atakom niezdrowych utopii, buntów i bezbożności.

Reasumując: nie będzie żadnego Narodu Polskiego ani tym bardziej polskiego państwa jeśli nie ogarniemy się na samym dole; jeśli nie będą rodzić się polskie dzieci i nie będą wzrastać w prawdziwej wierze, kulturze, szacunku do przodków oraz miłości Ojczyzny; po prostu – jeśli nie uratujemy polskiej duszy.

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY