Gowin z wozu, PiSowi lżej? [OPINIA]

Dodano   4
  LoadingDodaj do ulubionych!
WARSZAWA KONFERENCJA POLITYKÓW POROZUMIENIA

WARSZAWA KONFERENCJA POLITYKÓW POROZUMIENIA / Fot. PAP/Rafał Guz. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

Dymisja Jarosława Gowina to najmocniejszy jak dotąd akt kryzysu rządowego. Z jednej strony PiS ewidentnie nie ma dziś stabilnej większości w Sejmie. Z drugiej z gabinetu odszedł jego najbardziej nielojalny członek, od dłuższego czasu flirtujący z demoliberalną opozycją.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Gowin na równi pochyłej

Gdy Jarosław Gowin opuszczał Platformę Obywatelską, jego pozycja nie była zła. 20% głosów członków partii przeciwko wszechwładnemu Donaldowi Tuskowi to przyzwoity wynik. Później własna partia, PJN-bis między PO a PiSem, która w wyborach do PE z 2014 otrzymała ponad 3%. Gowin nie podbił sceny politycznej, ale był wystarczająco cenny, by Jarosław Kaczyński nie mógł go zignorować, chcąc zdobyć samodzielną większość. Gowin dostał prestiżowe stanowisko wicepremiera i resort szkolnictwa wyższego, którego sobie zażyczył.

Dla demoliberalnego salonu Gowin został zdrajcą, który gra “umiarkowanego”, by jednocześnie popierać wszystkie najważniejsze działania PiSu, takie jak zmiany w sądownictwie. Fraza o Gowinie który “głosował, ale się nie cieszył” przeszła z kabaretowego “Ucha prezesa”, gdzie wicepremiera świetnie zagrał wybitny Andrzej Seweryn, do powszechnego użytku w kulturze popularnej. Zmiany wprowadzane przez Gowina w szkolnictwie wyższym wywoływały opór wielu bliskich PiSowi pracowników akademickich. Obie strony zasadniczo respektowały zasadę, że Gowin ma wolną rękę w swojej działce, ale w zamian za to popiera PiS w innych.

W końcu jednak Gowin przeforsował całość swoich zmian w szkolnictwie. Jednocześnie znacząco obniżyła się jego popularność. W 2015, gdy PiS dochodził do władzy, był powszechnie odbierany jako umiarkowany polityk nie budzący silniejszych emocji. Był naturalnym wyborem dla wielu osób mających dość PO po ośmiu latach rządów, ale nie czujących się komfortowo z głosem na “twardych” PiSowców. Po pełnej kadencji wyborcy Gowina w większości albo zapuścili już korzenie i głosowali na “zwykły” PiS (ewentualnie inną listę prawicy), albo całkowicie odmówili poparcia zbyt “radykalnemu” jak na standardy centrowego mieszkańca miasta PiSowi. W 2019 Gowin startując z tego samego miejsca na tej samej liście w tym samym okręgu dostał aż trzy razy mniej głosów niż w 2015, choć lista PiS ogółem poprawiła wynik w skali całego kraju i tegoż okręgu.

Ideowiec, ale demoliberalny?

Gowin po wyborach utrzymał stanowisko wicepremiera, ale widział, że musi dla siebie znaleźć nową rolę. Postanowił więc wykorzystać zamieszanie związane z wyborami prezydenckimi, których przeprowadzenie w planowanym terminie maja 2020 roku było poważnie zagrożone przez wybuch pandemii. Od tego momentu Gowin został hamulcowym nr 1 obozu PiS. Przez ostatnie 1,5 roku trwało przeciąganie liny między nim a prezesem Kaczyńskim. Każda znacząca ustawa musiała być konsultowana z Gowinem, który nie gwarantował poparcia dla projektów większego koalicjanta. Jednocześnie Kaczyński zaczął sukcesywnie podbierać Gowinowi kolejnych posłów i rozmontowywać partię Porozumienie, czego finałem była operacja Adama Bielana i stworzenie Porozumienia bis, a potem partii Republikanie.

Gowin sabotował kolejne pomysły Kaczyńskiego, bo chciał pokazać się jako niezależny i wpływowy polityk. Odzyskać wyborców i wejść w rolę sejmowego języczka u wagi, rozmawiającego jednocześnie z PiSem, PSL, Hołownią i PO. Wydaje się, że w końcu przeciąganie liny doszło do etapu, na którym panowie nie za bardzo mieli już sobie cokolwiek do powiedzenia. Gowin odmówił bowiem poparcia dwóch priorytetowych działań Kaczyńskiego, czyli Polskiego Ładu oraz ustawy medialnej (tzw. lex TVN). Utrzymywanie fikcji koalicji nie miało większego sensu, skoro Gowin i jego grupka ok. pięciorga posłów konsekwentnie stali tu PiSowi okoniem. Dla PiS byłoby idealnie, gdyby Gowin do 2023 głosował, ale się nie cieszył, a potem poszedł sobie do PSLu lub Hołowni, ale wicepremier po prostu nie chciał już tego robić.

Dymisja Gowina wydaje się dobrą wiadomością z punktu widzenia ewolucji ideowej obozu władzy. To “rozsądni konserwatyści” tacy jak Gowin od dekad rozmontowują zachodnie narody. Otwierając granice na masową imigrację, w tym tę spoza Europy, oraz broniąc postmodernizmu na uczelniach i w kulturze. Nie jest przypadkiem, że Gowin deklarował gotowość “rzucania się Rejtanem w obronie gender” na uczelniach, a jedną z jego ostatnich propozycji jako ministra rozwoju było wprowadzenie ułatwień dla zatrudniania cudzoziemców.

Gowin jest dziś politykiem zgodnie pogardzanym po obu stronach politycznego sporu. Stał się synonimem oportunisty bez kręgosłupa. W rzeczywistości jest on pewnie nawet szczery w swoich mięciutkich, centroprawicowych poglądach. Tylko że jego poglądy są wybitnie szkodliwe. Gowin to klasyczny demoliberalny polityk, który doskonale odnalazłby się w głównym nurcie brytyjskiej Partii Konserwatywnej czy niemieckiego CDU. Będzie on zawsze skłonny sabotować działania wykraczające poza demoliberalny paradygmat. W praktyce oznacza to milczącą zgodę na destrukcję cywilizacji i tradycyjnych struktur społecznych oraz stopniowe tracenie władzy przez suwerenne państwa narodowe na rzecz międzynarodowej finansowo-medialno-politycznej oligarchii.

Praktyka polityczna pokazała go natomiast jako człowieka, któremu nie można zaufać, bo zawsze jest gotów wykonać zwrot o 180 stopni i przeskoczyć do innego obozu. Gowin dostanie pewnie miejsce na liście PSLu, ewentualnie Hołowni, ale wydaje się naprawdę mało prawdopodobne, by jeszcze kiedykolwiek dochrapał się tak prestiżowego stanowiska jak wicepremier odpowiedzialny za politykę gospodarczą rządu. Już kilka miesięcy temu wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski z PSL celnie określił Gowina jako gracza mającego wyjątkowe skłonności do tego, by się stale zakiwywać.

Co dalej z rządem?

Dymisja Gowina oznacza, że PiS nie ma już stabilnej większości w Sejmie. Ze strony Kaczyńskiego było to działanie ryzykowne, ale chyba rozsądne w zaistniałej sytuacji. Gowin ze swoim liberalizmem gospodarczym i demoliberalizmem politycznym blokowałby PiSowi działania pozwalające zwiększyć poparcie przed kolejnymi wyborami. Co więcej, jego funkcjonowanie jako pełnoprawnego członka gabinetu oznaczało zgodę na dalszą dekompozycję obozu władzy. Skoro jeden ośrodek dysponujący kilkoma posłami może sobie pozwolić na niesubordynację, to czemu nie kilkanaście innych frakcji? Przyszłość pokaże, czy Jarosław Kaczyński po raz kolejny będzie w stanie skonsolidować obóz PiSu, nastawić go na realizację konkretnych celów jeszcze w tej kadencji zamiast czerpania fruktów z trwania u władzy oraz powalczyć o jej utrzymanie. Zadania te nie będą łatwe, ale nie są niemożliwe do realizacji.

Subskrybuj
Powiadom o
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY