Niemiecki obóz zagłady w Gross-Rosen
Pierwszy transport więźniów do niemieckiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen przybył 2 sierpnia 1940 roku i liczył prawie stu Polaków. Obóz był nazywany „Małym Oświęcimiem”, ponieważ byli tam także przetrzymywani więźniowie przywiezieni z KL Auschwitz.
W sumie przynajmniej 60 tys. więźniów stanowili Polacy, a najmłodszy z nich miał 14 lat. Na terenie Gross-Rosen mieściło się laboratorium niemieckiej firmy Siemens. Szacuje się, że z pracy więźniów obozów koncentracyjnych korzystało ok. 207 niemieckich firm.
Tylko Roty i Straż Narodowa oddały hołd więźniom
Dzisiaj delegacja Rot MN i Straży Narodowej Dolnego Śląska złożyła kwiaty pod krzyżem ku pamięci ofiar niemieckiego reżimu i zapaliła znicze przy tablicach poświęconych pomordowanym.
Mimo że dzisiaj przypada rocznica pierwszego transportu, czyli de facto uruchomienia obozu, nie było w tym miejscu żadnych innych delegacji. Przewodnik muzealny nawet nie wspomniał o tej rocznicy. Okoliczni mieszkańcy uważają, że to z powodu strachu przed pogorszeniem relacji z Niemcami, którzy mogliby wycofać swój kapitał lub przestać zatrudniać Polaków. Gross-Rosen mieści się w odległości ok. 100 km od granicy niemieckiej.
Arbeit macht frei nie dla Polaków i dawniej, i teraz
W Gross-Rosen więźniów rzadko rozstrzeliwano, najczęściej umierali z wycieńczenia spowodowanego fatalnymi warunkami pracy w kamieniołomach granitu oraz niedożywienia. Dzisiaj Polacy mieszkający na Dolnym Śląsku boją się, że bez Niemców umrą z głodu, a Niemcy wcale się wiele nie zmienili od wojny i uzależniając inne narody od funduszy unijnych, nadal grożą im śmiercią głodową.
Nad wejściem do Gross-Rosen złowieszczo widnieje napis znany głównie z KL Auschwitz: Arbeit macht frei! Czy dzisiaj Niemcy nie mówią nam tego samego ustami brukselskich urzędników? A niemieckie firmy (nawet dokładnie te same, co w czasie wojny) nie bogacą się na pracy Polaków?
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com