Prokuratura nie zamierza wszczynać śledztwa w związku z doniesieniami Najwyższej Izby Kontroli przeciwko premierowi, trzem ministrom oraz zarządom Poczty Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych w związku z próbą przeprowadzenia tzw. wyborów kopertowych. Wiadomości nieoficjalnie podaje Onet.
- Mimo twardych dowodów i dokumentów zebranych przez Najwyższą Izbę Kontroli, sprawa ta prawodopodonie zostanie zamieciona przez prokuraturę pod dywan.
- Głównymi bohaterami tej historii są najważniejsi politycy w kraju z premierem na czele, urzędnicy państwowi, wielkie kancelarie prawne oraz kierownictwo partii rządzącej z prezesem Jarosławem Kaczyńskim włącznie.
- Zebrane przez kontrolerów dowody i dokumenty najbardziej obciążają samego premiera Mateusza Morawieckiego, który – według NIK – popełnił przestępstwo między 10 a 16 kwietnia minionego roku.
- Takie szczególne rozwiązanie wyborcze miało być receptą na pandemię i zapewnić Prawu i Sprawiedliwości reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy.
- Zobacz także: Boże Ciało 2021: Plan uroczystości w największych polskich miastach
Wiele wskazuje, że mimo twardych dowodów i dokumentów zebranych przez Najwyższą Izbę Kontroli, sprawa wyborów kopertowych zostanie zamieciona przez prokuraturę pod dywan.
Zmarnowane środki na wybory, które się nie odbyły
Mowa jest o wyrzuconych w błoto ponad 133 milionach złotych pochodzących z budżetu państwa, które stracono przy próbie organizacji tych wyborów, o tuszowaniu błędów, odpowiedzialności finansowej oraz karnej, a także groźbach odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu dla ludzi z pierwszych stron gazet.
Głównymi bohaterami tej historii są najważniejsi politycy w kraju z premierem na czele, urzędnicy państwowi, wielkie kancelarie prawne oraz kierownictwo partii rządzącej z prezesem Jarosławem Kaczyńskim włącznie, który sam potwierdził w ostatnich dniach, że premier działał na jego polityczne polecenie i pod jego presją.
Z informacji Onetu wynika, że prokuratura nie zamierza wszczynać śledztwa w związku ze złożonymi pod koniec maja przez prezesa NIK Mariana Banasia doniesieniami do prokuratury. Dotyczyły nieprawidłowości przy próbie przeprowadzenia niedoszłych prezydenckich wyborów korespondencyjnych. Mimo iż kontrolerzy NIK w raporcie końcowym jasno wykazali, że organizacja tych wyborów odbyła się bezprawnie, a instytucje zaangażowane w te „wybory” wielokrotnie złamały prawo.
Dowody obciążają premiera Morawieckiego
Zebrane przez kontrolerów dowody i dokumenty najbardziej obciążają samego premiera Mateusza Morawieckiego, który – według NIK – popełnił przestępstwo między 10 a 16 kwietnia minionego roku, gdy wydał decyzje dotyczące organizacji wyborów w wersji korespondencyjnej.
Konkretnie chodzi o pisma z 16 kwietnia ub.r. skierowane do dwóch państwowych spółek, którym Morawiecki nakazał przeprowadzenie wyborów. Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych (PWPW) dostała od szefa rządu polecenie wydrukowania kart do głosowania i kopert, zaś Poczta Polska miała się przygotować do rozesłania takich pakietów do wyborców i odebrania ich po głosowaniu.
Najwyższa Izba Kontroli w swym raporcie, który stał się podstawą do skierowania doniesień do prokuratury, zarzuca Morawieckiemu oraz szefowi jego kancelarii ministrowi Michałowi Dworczykowi, że „w okresie od 16 kwietnia do 9 maja 2020 r. brak było podstawy prawnej do wydania decyzji polecającej przeprowadzenie powszechnych wyborów w trybie korespondencyjnym”. Wypomina też, że premier i szef jego kancelarii zlekceważyli dwie opinie prawne. Przestrzegały one, że wybory korespondencyjne będą złamaniem prawa i mogą narazić najważniejsze osoby w państwie nawet na odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.
Decyzja w sprawie raportu na temat wyborów kopertowych zapadła
– Decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa w zasadzie już zapadła i to bez przeprowadzenia postępowania sprawdzającego – mówi Onetowi informator, znający kulisy całej sprawy. Jak dodaje, decyzja o braku podstaw do wszczęcia śledztwa zapaść miała na najwyższych szczeblach prokuratury i motywowana jest politycznie.
Takie szczególne rozwiązanie wyborcze mogło być receptą na pandemię i zapewnić Prawu i Sprawiedliwości reelekcję prezydenta Andrzeja Dudy. Jarosław Kaczyński chciał na siłę zagwarantować wybór Dudy na drugą kadencję. Możliwe, że obawiał się jego porażki w razie przesunięcia wyborów ze względu na pandemię.