Trzeba szukać rozwiązań lepszych niż lockdown, zdecydowanie bardziej celowanych – ocenił prof. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalista ds. chorób zakaźnych. – Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, a my wchodzimy trzeci raz. Moim zdaniem nie tędy droga. Trzeba te działania jeszcze raz przemyśleć. Jaki sens ma bowiem np. zamknięcie muzeów? Czy wiadomo, że ktoś tam się zakaził? – podkreślił.
- Ograniczenia będą wtedy skuteczne, gdy ludzie będą ich sami przestrzegali, a nie da się wszystkich kontrolować – ocenił prof. Kuchar.
- W jego opinii, gdyby lockdown w takiej formie jak ten obecnie wprowadzany rzeczywiście działał, to ten jesienny spowodowałby głęboki spadek liczby zakażeń, do kilkudziesięciu czy maksymalnie kilkuset.
- Każdy kraj ma swoją specyfikę. Każde środowisko lokalne ma swoje indywidualne warunki. Jak można wprowadzać te same restrykcje w Warszawie i na wsi na Mazurach? – wskazał.
- Zobacz także: Europejska Agencja Leków o AstraZeneca: Jest ryzyko, badamy nadal. Zmienimy ulotki
Zdaniem specjalisty lockdown to tak, jakby „chcąc wyciąć guza nowotworowego z brzucha, przy okazji uciąć dwie nogi”. – Walka z epidemią musi być celowana podobnie jak z pożarem. Widzimy już bardzo wyraźne, że tak proste instrumenty jak lockdown po prostu nie działają tak, jakbyśmy chcieli. Musimy identyfikować realne miejsca transmisji i w nich starać się zatrzymać szerzenie koronawirusa. Złym sposobem jest zamykanie wszystkiego, bo to zła, kosztowna i co najważniejsze nieskuteczna metoda – stwierdził.
– Ograniczenia będą wtedy skuteczne, gdy ludzie będą ich sami przestrzegali, a nie da się wszystkich kontrolować – podkreślił ekspert. W jego opinii, gdyby lockdown w takiej formie jak ten obecnie wprowadzany rzeczywiście działał, to ten jesienny spowodowałby głęboki spadek liczby zakażeń, do kilkudziesięciu czy maksymalnie kilkuset. – Czy tak się stało? Nie, ponieważ nadal nie wiemy dokładnie, gdzie do tych zakażeń dochodzi. Zamykając wszystko w nadziei, że jakoś to będzie, się tego nie dowiemy – zaznaczył.
– Każdy kraj ma swoją specyfikę. Każde środowisko lokalne ma swoje indywidualne warunki. Jak można wprowadzać te same restrykcje w Warszawie i na wsi na Mazurach? Jak można w ten sam sposób traktować hotel na 3000 osób i agroturystykę dla jednej – dwóch rodzin? Zamykamy jedno i drugie tylko po to, aby było sprawiedliwie? Proste narzędzie jest łatwe do zastosowania, ale wcale nie jest najlepsze – powiedział.