[OPINIA] Daniel Marek: Współczesne‌ ‌postrzeganie‌ ‌krucjat‌ ‌w‌ ‌świecie‌ ‌zachodnim‌

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Rycerze.

/ Fot. Pixabay

Na temat zjawiska krucjat napisano już wiele. Próbowano opisać ruch krucjatowy jedną prostą definicją, ale nie udało się (obecnie jest kilka głównych – pluralistyczna, tradycjonalistyczna, powszechna, populistyczna, etc.). Przyglądano się temu zjawisku od strony biografii wielkich krzyżowców, wydarzeń ogólno historycznych, pojęć ekonomicznych, teologii, polityki – można tak wymieniać dość długo. Jednak stosunkowo mało miejsca poświęca się ewolucji pojęcia „krucjata”. Dziś słyszymy o najróżniejszych „krucjatach” – alkoholowych, politycznych, wojskowych, młodych. Ogólnie zgodzimy się, że chodzi w tych przypadkach o ruch/kampanię przeciw „komuś” lub „czemuś” i to bez względu na to, czy ten „ktoś” lub to „coś” ma cokolwiek wspólnego z religią. W tym miejscu pojawia się zasadnicze pytanie, czy samo słowo nie zmieniło swego znaczenia na tyle, że całkiem oderwało się od dawnego swego sensu? Czy gdyby wstali dziś średniowieczni krzyżowcy, to zrozumieliby coś z tego wszystkiego? Zanim odpowiemy na pytania, prześledźmy – bez zagłębiania się w szczegóły – proces przemiany rozumienia ruchu krucjatowego.

Wyraźnym początkiem dla złej sławy krucjat będzie czas reformacji. Pewną ironią jest jednocześnie fakt, że gdyby nie planowana krucjata cesarza Maksymiliana I zapewne protestantyzm dość szybko zostałby zdławiony militarnie, ale to opowieść na inny artykuł. Marcin Luter w 1520 roku, odnosząc się do idei krucjat, pisał: „walka z Turkami oznacza sprzeciw wobec sądu, jaki naszym przewinieniom wymierza Bóg za ich sprawą”. Czy przez reformatora przemawiała niechęć do papiestwa? Jeśli tak, to znacznie zmieniła się ona w 1529 roku, kiedy wojska muzułmańskie zaczęły oblężenie Wiednia. Apele byłego mnicha o jedność w walce nie zdały się na nic, możliwe że brzmiały dość niepewnie w ustach osoby, która była twórcą wielkiego podziału w Europie. Co istotne Marcin Luter jako pierwszy wzywał do świeckiej wojny z muzułmanami – był prekursorem późniejszego postrzegania tych zmagań – można by rzec „świeckiej krucjaty” (w rozumieniu średniowiecznym jest to oksymoron).

Kolejnym ważnym okresem był wiek XVIII. Czas wyłaniania się mocnych instytucji świeckich i jednoczesny zanik znaczenia instytucji kościelnych w Europie (zwłaszcza po wyniszczających wojnach religijnych) kierował Europejczyków na drogę dbania o doczesność, a nie – jak wcześniej – o wieczność. Filozofowie pokroju Woltera pragnęli wprowadzić „powszechną tolerancję” dla każdej religii – podważali instytucjonalną postać wiary. Religia miała stać się osobistym przekonaniem, a nie elementem tożsamości. W okresie oświecenia krucjaty opisywano jako wojny nietolerancji, które wywoływali opętani żądzą władzy duchowni. Wyprawy krzyżowe zostały dołączone, obok inkwizycji, do ucieleśnienia ciemnoty i zabobonu „wieków ciemnych”. Spojrzenie to zostało odwrócone o 180 stopni przez romantyków w XIX wieku, którzy zachwycali się gotykiem, rycerskimi cnotami i pobożnością minionych czasów.

Oba te ujęcia (pogarda i uwielbienie) możemy odnaleźć w powieści W. Scotta pt. Talizman. Wydaje się, że nie ma innej powieści, która by w taki sposób rzutowała na postrzeganie historii (może jeszcze Imię Róży U. Eco w kontekście inkwizycji). Zasadniczo obraz stworzony przez Scotta trwa w umysłach do dziś, a na pewno z łatwością odnajdziemy go w kulturze popularnej. W powieści istnieją 3 typy bohaterów: szlachetni muzułmanie-intelektualiści, opętani fanatyzmem katolicy-krzyżowcy i bogu ducha winni prawosławni, którzy dostają po głowie przez przypadek. Chociaż w XIX wieku we Francji (która pragnęła na nowo odnaleźć swą tożsamość – sięgając do krucjat, ale interpretując je zgoła nacjonalistycznie) powieść nie cieszyła się wielką popularnością, to jednak jej późniejsza kariera zbudowała trwały obraz w umysłach wielu osób. 

W XIX wieku nacjonalizm francuski postanowił uczepić się symboliki z czasu krucjat. Francuzi z dumą wspominali, że to u nich powstał ruch krucjatowy i tam też dojrzał – miało to oznaczać, że Francja była predestynowana do przewodnictwa w Europie. Gdy wojska francuskie ruszały na Algierię, przypominano Ludwika IX i jego kampanię w Tunezji z 1270 roku. Zmieniono przy tym wydźwięk wypraw krzyżowych – z ruchu obronnego (jakim były dawniej), na francuskie misje cywilizacyjne kierowane na świat muzułmański (jakim średniowieczne wyprawy do Ziemi Świętej nie były w żadnym razie). Podobnie do retoryki krucjatowej odwoływał się Napoleon III podczas kampanii w Azji i na Bliskim Wschodzie. 

Również w wieku XIX połączyło się rozumienie kampanii krzyżowych z europejskim kolonializmem. W tym przypadku nie chodziło tylko o Francję – każda z potęg kolonialnych mogła poszczycić się własnym sławnym krzyżowcem (Francja – Ludwik IX, Niemcy – Fryderyk I, Anglia – Ryszard Lwie Serce, Belgia – Gotfryd z Bouillon), który tym razem miał być prekursorem nowoczesnego imperializmu. Przywoływano postacie, ale odrzucano ich religijny, katolicki charakter.

Obraz walecznego krzyżowca był wykorzystywany również w wielkich wojnach XIX i XX wieku. I tak Wielka Wojna miała być świętym przedsięwzięciem – błogosławionym przez samego Boga. Retoryka nie zmieniła się nawet po zakończeniu działań wojennych. Pierwsza Wojna Światowa opisywana była jako szlachetna krucjata, a polegli żołnierze zdobywali miano męczenników. Coraz częstsze wykorzystywanie krucjaty w propagandzie wojennej, oderwało ją od jej głównego aspektu – religii. „Krucjatami” stały się wielkie kampanie i przedsięwzięcia na rzecz sprawiedliwości. I chociaż wiele z nich z moralnego punktu widzenia było słusznych, to jednak były to przedsięwzięcia czysto polityczne – świeckie. I z takim znaczeniem słowa „krucjata” mamy do czynienia obecnie.

Po zakończeniu Wielkiej Wojny upadło państwo Osmanów. Postanowieniem Ligii Narodów zostało podzielone pomiędzy Francję i Wielką Brytanię. Europejczycy postanowili sięgnąć po „dziedzictwo” krucjat. Urojono sobie w głowach, że kontrola nad Palestyną i Syrią, to zakończenie historii wypraw krzyżowych. Ponownie zaczęto sięgać do postaci Ryszarda I czy Saladyna i oczywiście ponownie było to wielkim nadużyciem.

Jednym z ostatnich etapów w redefinicji krucjat był czas jawnej dominacji marksizmu. Rosyjska rewolucja pchnęła na nowe tory intelektualistów. Rozważania marksistowskie definiowały krucjaty przez pryzmat bytu – li tylko ekonomii. Tak więc krucjaty jawiły się jako wyraz imperializmu, a motywy idealistyczne zostały kategorycznie odrzucone. To wzrost demograficzny oraz niedobory zasobów miały pchnąć krzyżowców do Lewantu. Nawet niemarksistowscy historycy zaczęli postrzegać krzyżowców jako dzieci skąpstwa i chciwości – nie było tu miejsca na motywy religijne. 

Niestety podobny obraz wkradł się do prac jednego z najbardziej znanych historyków ruchu krucjatowego S. Runcimana. Jego Dzieje wypraw krzyżowych w 3 tomach do dziś są chyba najbardziej dostępnymi materiałami o krucjatach. Można by rzec, że S. Runciman jednoosobowo wpłynął na ukształtowanie pewnego wizerunku krucjat. Ciekawe jest w tym, że jednocześnie był człowiekiem świetnie obeznanym z materiałami źródłowymi. Dodatkowo jego styl pisarski jest bardzo przystępny. Zafascynowany W. Scottem (od którego przejął „3 typy bohaterów”) w podsumowaniu wypraw krzyżowych napisał: „Święta wojna była długim pasmem nietolerancji w imię Boga, co jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu”. Obraz krucjat wytworzony przez brytyjskiego historyka wyznaczył nomę utrwaloną w mediach i kulturze popularnej. 

Historycy jeszcze przed publikacją Dziejów wypraw krzyżowych zaczęli odrzucać nakładanie współczesnych im zjawisk na historię ruchu krzyżowego i postulowali interpretacje tego zjawiska w jego własnym kontekście i jemu właściwym czasie (odrzucali tzw. prezentyzm).  Do dziś baza źródeł i opracowań niezmiernie poszerzyła nasze rozumienie krucjat. Powstały setki, jak nie tysiące, prac, które wieloaspektowo traktują ruch krucjatowy. Niemniej jednak obraz stworzony przez S. Runcimana nadal dominuje, a takie popularne cykle dokumentalne jak The Crusades autorstwa BBC, czy filmy ze sztandarowym Królestwem Niebliskim na czele tylko sytuację taką utwierdzają. 

Zamachy z 11 IX 2001 roku i oświadczenia J. Busha, w których co rusz pojawiały się słowa o krucjacie, jasno pokazały, że między wiedzą historyczną, a powszechnym wyobrażeniem o krucjatach istnieje wielka przepaść. Kolejne seriale, filmy i powieści snują wątki, które historycy już dawno odłożyli do lamusa. Zasadniczym problemem jest to, że większość opracowań historycznych jest trudnych w odbiorze. Łatwiej i przyjemniej jest obejrzeć film, niż czytać 300 stron wypełnionych wieloma postaciami, datami, wydarzeniami i cytatami (nierzadko po łacinie). Pewne jednak działania są podejmowane. Historycy tacy jak T. F. Madden, J. Riley-Smith, T. Asbridge czy J. Phillips podejmują na Zachodzie próbę zmiany wizerunku krucjat poprzez wydawanie popularnonaukowych opracowań historycznych. W Polsce na wzmiankę zasługuje popularnonaukowa pozycja  T. Gałuszki – Inkwizytor też człowiek.

Tym razem dla zainteresowanych szerzej tematem pozostawiam kilka wartych uwagi pozycji:

T. F. Madden, New Concise History of the Crusades, Oxford 2005. 

J. Riley-Smith, Krucjaty: historia, tłum. J. Ruszkowski,  Poznań 2008. 

J. Riley-Smith, What were the crusades?, Basingstoke 2009. 

T. Gałuszka, Inkwizytor też człowiek: intrygujące karty Kościoła, 2016. – polecam, pozycja zajmuje się większością mitów o średniowieczu (inkwizycja, czarownice, papieżyca Joanna etc). 

Daniel Marek

POLECAMY