Przedstawiamy drugą część tekstu Zbigniewa Oleśnickiego. Eric Zemmour to postać nieznana poza Francją, jest jednym z najbardziej wyrazistych przedstawicieli ideowej prawicy na Zachodzie.
Część 1 —> KLIK
Z tych pozycji Zemmour bronił też we francuskich mediach reform sądownictwa wprowadzanych przez obecny polski rząd, chwaląc Polskę i Węgry za „przycinanie wszechwładzy sędziów przy krzykach oburzenia brukselskich komisarzy i zachodnich mediów.” „Nieliberalna demokracja Viktora Orbana nie jest zaprzeczeniem demokracji, ale powrotem do źródeł”. Bronił też w lutym 2018 słynnej wówczas w świecie nowelizacji ustawy o IPN. Swoją cosobotnią kolumnę w Le Figaro Zemmour zatytułował „Ten polski naród, który na odwrót niż francuska klasa polityczna odmawia samobiczowania…” i zilustrował zdjęciem młodych ludzi z polskimi flagami podczas Marszu Niepodległości. Pisał: „Polacy zdecydowanie nic nie robią tak jak inni. Kształcą kompetentnych hydraulików; zamykają swoje granice przed falami imigrantów przybyłych z państw muzułmańskich; nie oddają całej władzy w ręce swoich sędziów; nie wyrzekają się swoich chrześcijańskich korzeni. Ostatnie wykroczenie uznane za skandal przez zachodnie media to przegłosowanie prawa zakazującego historykom nazywać „polskimi obozami śmierci” obozy zagłady zbudowane przez Niemców na polskim terytorium”. Dalej: „Wyrzucamy Polakom to, co sami zrobiliśmy – narzucenie oficjalnej, państwowej historii”. „Prawdziwe jest jednak to, że mamy przeciwne intencje – francuskie prawa o pamięci zostały stworzone i przyjęte w politycznym i ideologicznym kontekście pokuty. (…) Francja dobrowolnie wzięła na siebie część winy za niemieckie zbrodnie, oskarżając państwo francuskie, a tym samym Francję, o współudział w niemieckiej ludobójczej machinie. Polska robi na odwrót: nie chce być wiązana z piętnem rzuconym na nazistów. My tworzymy prawa, by się biczować, Polacy robią to samo, ale by się szczycić. Wolność historyków i Historii jest w rzeczywistości tylko pretekstem, zasłoną dymną; to co zarzucamy Polakom, to nie tworzenie oficjalnej historii, ale odmowa samobiczowania”. Polska zaimponowała tu publicyście sprzeciwieniem się zjawisku, z którym sam we Francji od lat ostro walczy, a które na naszej prawicy zwykło się nazywać „pedagogiką wstydu”.
W styczniu 2016, po dojściu PiS do władzy, Zemmour w swojej kolumnie komentował pierwszą wymianę ognia nowego rządu z „brukselskimi technokratami”, grożącymi Warszawie „bronią atomową” w postaci słynnego artykułu siódmego. „Nawet się nie boję – wydawał się odpowiadać prezes partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński, podczas gdy spotykał się w małym hotelu przy słowackiej granicy z premierem Węgier Viktorem Orbanem. Jakby chciał zagrać na nosie Brukseli. (…) Co zarzuca Bruksela Warszawie? Przejęcie przez państwo prokuratury i mediów audiowizualnych. W imię suwerenności i „repolonizacji” kraju. W Brukseli krzyczy się o „dyktaturze”. Te decyzje przypominają jednak kraj, który dobrze znamy. Francję kiedyś, Francję odwieczną, colbertowską, protekcjonistyczną kulturowo i nieufną wobec rządu sędziów. Francję generała de Gaulle’a z lat 60.”. Warto przypomnieć, że generał de Gaulle to ulubieniec Zemmoura, więc komplementy publicysty, jakkolwiek oparte pewnie na ograniczonych medialnych doniesieniach, histerii mediów głównego nurtu i nadziei, że tam na wschodzie jest dużo lepiej, są z najwyższej półki.
Fragment dotyczący Polski znajdziemy też w Przeznaczeniu, gdy pisarz kolejny raz podkreśla, jak ogromną i autentycznie francuską wartością jest silna, scentralizowana władza. „Monarchia absolutna była jedynym środkiem który panowie Francji znaleźli, by ocalić nasz kraj przed katastrofalnym losem Polski. Polska szlachta, bitna, ale kłótliwa, zawsze nękana przez konflikty wewnętrzne, zawsze na skraju buntu, zawsze na skraju zdrady, jej szlachta jakże francuska, tworzy rodzaj republiki szlacheckiej, z królem wybieranym przez kolegium magnatów, co kończy się pokrojeniem na kawałki przez zachłannych sąsiadów. Polska to siostra bliźniaczka Francji, siostra nieszczęśliwa, siostra o złamanym losie, siostra fantastyczna, siostra utopijna, siostra która odmawia poświęcenia swoich wolności wobec niezbędnych wymagań budowy państwa, siostra która wierzy, że odnalazła skarb w postaci Res Publica nie poddającej się ścisłej hierarchii monarchii absolutnej i dziedzicznej. (…) Siostra, którą tak kochaliśmy, gdy była, ale siostra, którą zostawiliśmy na poćwiartowanie nie odważając się nawet na gest, bez słowa wyrzutu wobec jej katów, zwłaszcza carycy Katarzyny, drogiej przyjaciółki naszych postępowych i humanistycznych filozofów. (…) Polska, nasz wieczny wyrzut sumienia, siostra, na którą długo patrzyliśmy ze współczuciem krewnego bardziej rozsądnego i ostrożnego, który uniknął wielkich katastrof egzystencjalnych”.
Jeśli chodzi o sprawy zupełnie bieżące, to Zemmour komentował w swoim programie w telewizji wizytę Macrona w Warszawie i Krakowie z początku lutego tego roku. „Polska to historia o której mógłbym opowiadać godzinami. We Francji tradycja słabości wobec Polski ciągnie się od wieków, jeszcze sprzed Bonapartego”. Podał przykład Rousseau, który bronił osiemnastowiecznej Polski przed Wolterem, zwolennikiem rozbiorów, docenił oczywiście również, że mamy jako jedyne państwo na świecie jego ukochanego Napoleona w hymnie. „Osobiście bardzo lubię Polaków, ale nie możemy jednak zapominać, że kosztowali nas dwie klęski – w 1812 i 1939. Powinni być dla nas mili, ponieważ mówią, że o nich zapominamy, a dwa razy się dla nich poświęciliśmy i to nas dużo kosztowało. Straciliśmy niezwykłe imperium między innymi przez nich – choć oczywiście nie tylko przez nich. W 1939 nie chcieliśmy się bić za Polaków, Anglicy nas zmusili. A potem nie zawsze byli mili, chcieli sobie grać na wszystkich planszach jednocześnie.” Jeśli chodzi o współczesność – „Macron wreszcie zrozumiał, że na świecie są państwa poza Niemcami. Spotyka się z Orbanem, Polakami. To są dwa państwa, na które patrzę z dużą sympatią, ponieważ poznały jak to jest być podporządkowanym imperium – ZSRR – i teraz bronią swojej suwerenności i swojej chrześcijańskiej tożsamości.” „Trzeba pamiętać, że dla ludzi z tamtego regionu francuski model imigracji i islamizacji to absolutnie negatywny przykład”. „Rolą Francji moim zdaniem jest uspokajanie obawy Polski wobec Rosji. Francja powinna mieć dobre stosunki z Polską i dobre stosunki z Rosją”. Opowiedział w tym kontekście dowcip o człowieku, który chodził wiele lat do psychiatry bojąc się, że zje go kot. Któregoś dnia powiedział, że już wie, że kot nie może go zjeść. – Wspaniale, jest pan wyleczony. – Ale dalej boję się jednej rzeczy. – Jakiej? – Że kot może nie wiedzieć, że nie może mnie zjeść. Zapewne chodzi o to, że Polacy powinni wiedzieć, że Rosjanie nie są w stanie ich sobie podporządkować, ale boją się, że Rosjanie tego mimo wielu nieudanych prób nie przyjęli do wiadomości.
Oczywiście nie ma co wyrabiać sobie fałszywego wrażenia, że Polska dla Zemmoura jest kluczowym punktem odniesienia. Na pewno jednak patrzy na nasz kraj z sympatią (o żadnym innym obcym kraju więcej miłych słów w jego książkach nie pada) i ma pewną wiedzę na jego temat. Francuza, który jest w stanie w telewizji z pamięci wymienić daty roczne trzech rozbiorów Polski (podając tylko błędnie 1792 zamiast 1793 przy drugim) trzeba docenić.
Książki Zemmoura są napisane ładnym, barwnym językiem. Sporo w nich odwołań do literatury, światowej – Dostojewskiego, Gogola czy Thomasa Manna – ale przede wszystkim francuskiej – Chateaubriand, Stendhal, Hugo, Maupassant, Mauriac, Racine, a najczęściej i w bardzo różnych kontekstach Balzac. O mężu Eweliny Hańskiej pisał – „Balzac był moim Vautrinem [jeden z bohaterów Ojca Goriot], który nauczył mnie dorastać, poznawać mężczyzn i kobiety, bać się ich [ludzi] i nie ufać im, nie oczekiwać z ich strony niczego oprócz zazdrości i podłości”. Np. Jacques Chirac to dla Zemmoura “współczesny Rastignac”, jeden z głównych bohaterów Komedii ludzkiej – ma to podkreślać jego nieokiełznaną ambicję i bezwzględność w dążeniu do celu. Chirac, któremu Zemmour – jeszcze jako kończącemu urzędowanie prezydentowi – poświęcił odrębną książkę (zatytułowaną w charakterystyczny sposób – Człowiek, który nie lubił sam siebie), jest istotnym punktem odniesienia jako personifikacja zdradzającej osobiste dziedzictwo de Gaulle’a i szerzej, wszelkie francuskie wartości, idącej na kolejne kompromisy centroprawicy. Pozornych obrońców Francji, w rzeczywistości właśnie nie lubiących, nie akceptujących siebie samych i własnej, francuskiej tożsamości, zastępujących ją pomysłami i ideologiami importowanymi z zewnątrz. Współcześnie reprezentantem tej linii jest dla pisarza były premier Alain Juppé, którego nazwał w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej, w której ten brał udział, „dziedzicem Chiracowskiej «prawicy», której przeznaczeniem jest zawsze skończyć na lewicy”. Kampania tego rodzaju polityków jest wybitnie przewidywalna – „Juppé bronił «podstawowego prawa kobiety do aborcji», przedstawiał się jako Europejczyk przeciwny suwerenizmowi i jako przedstawiciel Rozumu przeciwko populizmowi”. Chiracowi Zemmour wypomina słynną odmowę wpisania „chrześcijańskich korzeni Europy” do projektu europejskiej Konstytucji, odrzuconej przez Francuzów w 2005 w referendum. Prezydent ocenił wtedy, że są one „tak samo muzułmańskie jak chrześcijańskie”. W innym miejscu Chiraca i Juppégo Zemmour nazywa po prostu „grabarzami gaullizmu”. Od siebie warto dodać, że Chirac to postać rzeczywiście emblematyczna – praktykujący katolik żyjący całe życie z jedną żoną, ale sługa „świeckiego państwa”, więc jako premier legalizujący aborcję na życzenie. Dla Zemmoura wyjątkowym kamieniem obrazy były też jego słowa, jako głowy państwa, o „winie Francji za Zagładę Żydów”. Bardziej już ceni Mitteranda, który nigdy nie poszedł tak daleko w krytyce własnego narodu i co roku składał wieniec na grobie marszałka Pétaina.
Zemmour przyznał się zresztą do głosowania w 1981, jako 23-latek, właśnie na Mitteranda, którego wspomina jako “ostatniego kandydata socjalistów, na którego głosowała większość robotników”. W Samobójstwie szczegółowo analizuje porzucenie za jego prezydentury klasy pracującej i przejście na pozycje globalistyczne – wspieranie masowej imigracji czy oddawanie suwerenności instytucjom unijnym. Warto przypomnieć, że w referendum z 1992 traktat z Maastricht został przez Francuzów zaakceptowany minimalną większością – 51,04% wobec 48,96% głosów przeciw, choć do głosowania “za” zachęcała lwia większość politycznego establishmentu, w tym Mitterand, były prezydent Giscard oraz przyszła głowa państwa, właśnie Chirac. O tę porażkę w typowy dla siebie, nieco melancholijny sposób Zemmour obwinia Philippe’a Séguina, przywódcę zwolenników “przeciw”, wówczas szeregowego posła prawicy i byłego ministra pracy, który w słynnej, rozstrzygającej debacie telewizyjnej zmierzył się z prezydentem Mitterandem. Séguin był tym wyraźnie zaszczycony i traktował z ogromną rewerencją i dystansem urząd swojego adwersarza (później kupił sobie nawet na pamiątkę stół, przy którym debatowali). Miał też na to na pewno wpływ stan zdrowia umierającego na raka prezydenta, ukrywany przed opinią publiczną. Séguin był naocznym świadkiem całej aparatury medycznej niezbędnej głowie państwa, gdy kamery nie nagrywały, i tym bardziej nie był w stanie się zdobyć na mocne zaatakowanie odchodzącego, ale zażarcie walczącego o swoje dziedzictwo przeciwnika. Przegrał debatę i referendum, a po ogłoszeniu jego wyników został przywitany przez nestora francuskiego suwerenizmu Charlesa Pasqua winem i sentymentalnym hasłem “jakże pięknie przegraliśmy”. Wydaje się, że ta dokładnie opisana w Samobójstwie historia to dla Zemmoura mocny przykład szerszego zjawiska – słabości konserwatystów, trzymających się pozornie neutralnych zasad i nie mających odwagi na zdecydowane działania, wyjście ponad obronę status quo, a wobec tego miażdżonych przez bezwzględny walec postępu.
Zemmour z wyraźnym smutkiem opisuje utratę tożsamości przez pracowniczą lewicę, potencjalnego taktycznego sojusznika w walce z globalizacją, liberalizmem i utratą suwerenności. W 2002 Zemmour również – jak przyznał po kilkunastu latach – głosował na lewicowego, antykapitalistycznego, antyliberalnego, antyunijnego i antynatowskiego suwerenistę, nazywanego “bolszewickim bonapartystą” Jean-Pierre’a Chevènement. W Przeznaczeniu sporo ciepłych słów znalazł nawet dla Robespierre’a, którego uważa za francuskiego patriotę – a to najważniejsze. Spotkał się zresztą za to z ostrą krytyką kilku zazwyczaj przychylnych mu konserwatystów. Znów – pisarz gotów jest zawierać dowolne sojusze, byle tylko uważał je za korzystne dla przetrwania Francji.
Zasadniczym poglądem Zemmoura jest przekonanie o występowaniu od wieków silnego, dychotomicznego starcia dwóch sił. Można zaryzykować twierdzenie, że dokonał on pewnej uniwersalizacji konfliktu Francji i Anglii, toczących ze sobą wojny od średniowiecza. W rozdziale Przeznaczenia poświęconemu kardynałowi Richelieu Zemmour pisze:
„Konflikt między protestantami i katolikami jest więcej i mniej niż wojną
religijną; w grze jest nie tylko zbawienie dusz, ale również pogląd na świat.
Jak bystrze analizował Carl Schmitt, istnieje logiczny związek między morzem,
kalwińskim protestantyzmem, handlem i wolnym rynkiem, konstytucjonalizmem i
parlamentaryzmem, kapitalizmem i ideologią praw człowieka. A contrario,
państwo, ląd i rzymski katolicyzm, naród i granice idą razem. Od panowania
Elżbiety I Anglia rozpoczęła niespotykaną dotąd rewolucję: kraj pasterzy,
którzy rozsyłali swoją wełnę pod flamandzkimi flagami, zmienia się w naród
korsarzy i piratów grabiących morza. Królowa błogosławi bohaterów takich jak
Francis Drake. Wchodzi w zwycięski konflikt z największą wówczas katolicką
potęgą na świecie, Hiszpanią, rozbijając w 1588 Wielką Armadę. W 1600 przyznaje
przywileje handlowe angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, która podaruje
później Anglii całość Indii. Pochodzący zewsząd łup uczyni Anglię bogatszą niż
kiedykolwiek wcześniej w jej historii. Tysiące Anglików uczynią jak ich
panująca i zostaną kapitalistycznymi korsarzami.”
„Kalwiński protestantyzm nadał temu projektowi hegemonicznemu tchnienie religijne i ideologiczne. Teologia predestynacji może zostać zinterpretowana w dzisiejszych kategoriach jako zabezpieczenie elity narodu, pewnej swojej wyższości i swojego prawa do dominacji nad światem. Francuscy hugenoci w pełni uczestniczą w tym ruchu. Ich naturalnym wrogiem jest katolicka Hiszpania; ich naturalnym sprzymierzeńcem – Anglia. Jakiekolwiek nie byłoby ich szczerze przywiązanie do francuskiej monarchii, są aktywnymi uczestnikami nieubłaganej wojny, którą światowy kalwiński protestantyzm wydał światowemu rzymskiemu katolicyzmowi. Francuski wybór, by pozostać przy katolicyzmie, nieuchronnie oznacza konflikt z hugenotami. Sakralizacja Państwa jako części niosącej pokój monarchii absolutnej zachowuje Francję w obozie Lądu”.
Złowroga Anglia pozostaje jednym z podstawowych punktów odniesienia dla Zemmoura. Anglosasi (dziś dzieło Anglii kontynuują wszak USA) to rewolucja społeczna, indywidualizm, liberalizm polityczny i gospodarczy, czyli budowa świata opartego na dominacji elity wybrańców nad zwykłymi, chcącymi żyć przyzwoicie, a wykorzystywanymi i deprawowanymi przez nią ludźmi. Niszczący tradycyjne struktury społeczne, takie jak rodzina. Ma to wymiar międzynarodowy, ale również wewnętrzny – w poszczególnych krajach, które dostaną się w orbitę politycznego, ideologicznego i kulturowego wpływu Anglosasów, również następuje umocnienie miejscowej aroganckiej, hermetycznej i szkodliwej elity. Jej przedstawiciele są zazwyczaj zafascynowani anglosaskimi wzorcami, które chcą odgórnie narzucić własnemu narodowi. Zazwyczaj nie dostrzegają, że w ten sposób działają na niekorzyść szeregowych członków narodu, ale nawet jeśli to zauważą, to niespecjalnie się przejmują, gdyż nie ma grupy, którą pogardzaliby bardziej i która miałaby mniejsze prawo do przetrwania niż „zacofani” rodacy.
Francuskim, a może i uniwersalnym archetypem członka takiej elity i publicznego autorytetu jest Wolter, który dla Zemmoura „uosabia, przy niezrównanym geniuszu literackim, nadejście we Francji Ludwika XV w środku XVIII-tego wieku nowego mieszczaństwa, łapczywego i brutalnego, amoralnego i cynicznego, pragnącego pilnie zdobyć majątek i wybić się”. Jest też dla niego „wielkim importerem idei angielskich” – w oczach Zemmoura być może najcięższy zarzut. „Ubiera swoją nienasyconą chciwość w pochlebne świecidełka wolności”. Wolter to przypadek idealny salonowego intelektualisty pogardzającego zwykłymi ludźmi, a najbardziej własnymi rodakami, czego ma dowieść wiele cytatów z niego: „jest wielkim pytaniem, do jakiego stopnia lud, to znaczy dziewięć części ludzkości na dziesięć, musi być traktowane jak małpy”. „Na resztę ludzi patrzmy jak na wilki, lisy i jelenie, które zamieszkują nasze lasy” – a więc głupie, nieoświecone zwierzęta, którymi można się opiekować, ale można też bawić się, polując na nie. Francuzów Wolter nazywa „całkowitym gównem rodzaju ludzkiego”, „pierwszymi małpami wszechświata”, „rasą małp, w której jest tylko kilkoro ludzi”. Zemmour podsumowuje: „o tym, kto jest człowiekiem, a kto nie, decyduje on sam”. Znów rozbicie naturalnej ludzkiej wspólnoty, pycha „oświeconych” elit i „wolność tylko dla tych, którzy są jej godni”, o której mowa była w przemówieniu.
Punktu wyjścia dla tej pychy upatruje w odrzuceniu chrześcijańskiego uniwersalizmu, opartego na założeniu o równości wszystkich ludzi. „W jego [Woltera] nieubłaganej walce z katolicyzmem, nie wiemy co jest jajkiem, a co kurą. Nie wiemy, czy Wolter odrzuca jednakową godność wszystkich ludzi, ponieważ ta wynika z katolickiego wyznania wiary, czy wymiotuje na katolicyzm, ponieważ ten broni jednakowej godności wszystkich synów Adama”. Przypomina też nierzadkie u jednego z ojców Oświecenia zdania odnoszące się wprost do rasy –„Nasz kapelan udaje, że Murzyni i Portugalczycy pochodzą od jednego ojca. Co za śmieszny pomysł”. Odrzucenie uniwersalizmu chrześcijaństwa prowadzi Woltera nieuchronnie do hierarchizacji ludzi, a nienawiść do chrześcijaństwa do nienawiści dla Jezusa, którego nazywa „Żydem z ludu, urodzonym w żydowskiej wiosce, z rasy złodziei i prostytutek. Nieświadomym istnienia mętów ludzkich, nauczającym przede wszystkim o równości, która tak schlebia motłochowi”. Zemmour pisze: „Wolter jest ojcem wszystkich tych «intelektualistów». Ich nauczycielem”.
Dziedzicami Woltera są dla Zemmoura oczywiście dzisiejsze liberalne, równie „oświecone” elity, władające międzynarodowymi instytucjami politycznymi, finansowymi, bankami, mediami – ale nie tylko. Pisze też, że „ostry podział ludzkości na rasy, oczywiście nierówne sobie, wychodzi w XIX wieku od wolteriańskiego odrzucenia chrześcijańskiej jedności gatunku ludzkiego. Chamberlain, Gobineau, Rosenberg [ten ostatni to naczelny ideolog hitlerowskiego podziału na rasy wyższe i niższe] nie są ohydnymi produktami odrzucenia Oświecenia, ale synami Oświecenia. Nie są buntownikami przeciw Wolterowi, ale jego zdegenerowanymi dziećmi. Bękartami Woltera! Autor Kandyda ma jednak szczęście – postępowa i humanistyczna przyszłość odrzuca tę, wydawałoby się, nieodpartą lekcję. Kontynuuje walkę z rasizmem w imię apostołów Oświecenia, którzy go wynaleźli”.
Przy okazji Woltera pojawia się również wątek polski – to oświeceniowy intelektualista po (słowa Zemmoura) „inwazji Katarzyny II na Polskę” broni carycy. „Imperatorowa Rosji nie tylko ustanawia na swoim rozległym terytorium uniwersalną tolerancję, ale również wysyła do Polski armię, pierwszą tego rodzaju odkąd istnieje Ziemia, armię pokoju, która nie służy do niczego poza ochroną praw obywateli i sprawianiem, by trzęśli się prześladowcy”. Zemmour komentuje: „Wolter wynajduje przy tej okazji wojnę humanitarną, wojnę w imię pokoju, wojnę za wolność ludów, które się okupuje”, jednocześnie mieszając z błotem „despotycznego” króla Francji. Z wolteriańskiego źródła płyną z jednej strony pouczenia liberalnych salonów wobec „zacofanych” państw i narodów, z drugiej wszystkie „wyzwoleńcze” wojny prowadzone dla dobra najeżdżanych narodów przez ZSRR, USA Busha w Iraku czy Francję Sarkozy’ego w Libii. Zemmour cytuje króla Prus Fryderyka II, deklarującego, że „żaden książę nie zacznie wojny przed otrzymaniem odpustu zupełnego filozofów”. Taką samą rolę odgrywają współczesne salony i autorytety, błogosławiące przedsięwzięcia wojenne podejmowane w imię szerzenia demokracji liberalnej, uniwersalizmu praw człowieka i pokoju na świecie.
To także Wolter „przyniósł z Anglii małżeństwo liberalizmu ekonomicznego z liberalizmem politycznym i filozoficznym”. W rozdziale o nim Zemmour cytuje Nietzschego („Poza dobrem i złem”, tłum. Stanisława Wyrzykowskiego):
„Francuzi byli tylko małpami i aktorami tych idej, najdzielniejszymi ich bojownikami, tudzież, niestety, ich pierwszemi i najzupełniejszemi ofiarami: gdyż skutkiem przeklętej anglomanii nowoczesnych idej âme française [dusza francuska] tak w końcu wyschła i zwątlała, iż omal z niedowierzaniem wspominamy obecnie jej głęboką namiętną moc, jej wynalazczą dostojność w szesnastym i siedemnastym wieku. Tej wszakże zasady historycznej słuszności oburącz trzymać się, wbrew pozorom i teraźniejszości bronić należy: europejska noblesse — uczucia, smaku, obyczajów, słowem, w każdem Wysokiem znaczeniu — jest dziełem i wynalazkiem francuskim, europejska pospolitość i gminność nowoczesnych idej — angielskim.”
Niemiecki filozof wyraża tu świetnie tę opozycję między dwoma wielkimi siłami tak, jak ją widzi Zemmour. Francuskie tożsamość, kultura i język to dla niego afirmacja wspólnoty, porządek, czytelna hierarchia, u szczytu której znajduje się szczytowe osiągnięcie cywilizacji, francuska kultura. Wewnątrz tej hierarchii możliwy jest jednak awans dla każdego, kto na niego zapracuje. Każdy może się nauczyć francuskiego. Każdy może nawet przyjąć francuskość. To po prostu wymaga dużego wysiłku i wyrzeczenia się dotychczasowej tożsamości. W kulturze anglosaskiej Zemmour widzi przekonanie o wyższości wąskiej, zamkniętej elity, mającej wypływające z predestynacji moralne prawo do wykorzystywania innych. Stąd właśnie ta „wolność dla tych, którzy są jej godni i umieją ją docenić”, o której mówił w przemówieniu. Z kolei kulturowa dominacja Ameryki i wraz z nią zastąpienie francuskiego przez angielski jako lingua franca oznacza tryumf wulgarności i bezwzględnej. indywidualistycznej, materialistycznej kultury opartej na konsumpcji, zwykłego człowieka prowadzącej do rozpaczy i nienawiści do samego siebie. Wszystko to sprowadza się do rozbicia naturalnego porządku świata, poprzez wykorzenienie jednostki i przyniesienie społecznego darwinizmu. Naturalnego porządku świata, w którym przy okazji Francja, francuska kultura i język były czymś ustawionym na piedestale.
W Melancholii Zemmour pisze: „Zglobalizowany kapitalizm konsumpcyjny bardzo sprawnie wykorzystał zmiany kulturowe, które zaszły pod koniec lat 60. Szacunek dla korzeni i tożsamości [imigrantów] podważył francuską tradycję asymilacji, czyniąc wstrętną i nieuzasadnioną tradycyjną presję francuskiej ludności, by nowo przybyli przyjęli, oprócz poszanowania praw, zwyczaje i tradycje przyjmującego ich kraju. Odwieczne francuskie przekonanie o swoim niesieniu cywilizacji „barbarzyńcom” zostało zmienione w „rasizm”. Ta duma jest jednak jego [rasizmu] dokładnym przeciwieństwem. Rasista hierarchizuje jednostki na podstawie ich rasy; Francuz uważa, że każdy obcokrajowiec, jakiekolwiek nie byłoby jego pochodzenie, rasa, religia, może dojść do nirwany cywilizacji francuskiej. To podejście trochę aroganckie, może nawet ksenofobiczne, ale w żadnym wypadku nie rasistowskie. Rasista, podobnie jak Anglik, uważa, że Hindus, niezależnie od wszystkich swoich wysiłków, nigdy nie będzie w stanie mówić z akcentem z Oxfordu”.
Ciekawą ilustracją poglądów Zemmoura była dyskusja, jaka wywiązała się podczas zeszłorocznego kongresu „Polska – wielki projekt” w Warszawie. Uczestnikiem tego samego panelu na temat „nowej wiosny ludów” był polski znawca USA prof. Andrzej Bryk, który miał mówić o wydarzeniach politycznych w Ameryce (Zemmour o Francji, Massimo Viglione o Włoszech). O ile dyskutanci w dużym stopniu stawiali podobne diagnozy dotyczące współczesności, o tyle Zemmour twierdził, że jedną z przyczyn dzisiejszego kryzysu jest narzucanie Europie przez dekady wzorców „amerykańskiego imperializmu kulturowego”, czyli najkrócej mówiąc oddawania suwerenności instytucjom międzynarodowym, politycznej władzy sądom, wyzbywania się własnej tożsamości, indywidualizmu i konsumpcji. Nie przebierał w słowach – „narzucenie w XX wieku Zachodowi dominacji USA zniszczyło cywilizację europejską”. „Ten projekt obrócił się w końcu przeciwko samym Amerykanom i stąd wybór Trumpa”. Prof. Bryk przypomniał w odpowiedzi, że 75 lat temu to Amerykanie wyzwolili Francję od hitlerowskiego barbarzyństwa, a także że „to Gramsci, Beauvoir czy Sartre trafili z Europy do USA, a nie Ameryka przetransportowała ich do Europy”. Zemmour w typowy dla siebie sposób zaripostował od razu, nie czekając na całość wypowiedzi adwersarza – „tak, ma pan rację. Amerykanie zaimportowali wybranych myślicieli, a potem ich wyeksportowali na cały świat. Na tym polega geniusz Amerykanów”. Włoch Viglione mniej angażował się w ten wątek, ale również wymienił bazy NATO we Włoszech jako element ograniczonej suwerenności swojego państwa. Na pojednawcze, kończące całą rozmowę zdanie prowadzącego panel prof. Zdzisława Krasnodębskiego, że są też przecież dobrzy Amerykanie, francuski pisarz tylko się uśmiechnął. Do sprawy lądowania Amerykanów w 1944 odniósł się podczas jednej z debat z Alainem Finkielkrautem, mówiąc, że „Francja nie ma wobec USA żadnego długu, Amerykanie są odpowiedzialni za zwycięstwo Hitlera, którego wspierali, w 1940, a jeśli już Francja miałaby mieć dług wobec kogokolwiek, to wobec Rosjan, bo to armia sowiecka zniszczyła hitlerowską machinę wojenną” (być może świadomie nie chciał tego ostatniego poglądu wygłaszać będąc gościem w Polsce). Finkielkraut w odpowiedzi mówił o „obsesyjnym antyamerykanizmie” pisarza.
Zemmour uważa, że warunkiem obrony tożsamości narodów Europy jest nie tylko odrzucenie projektu federalnej UE – „Francuzi nie chcą przyznać, że są podporządkowani Niemcom, więc wmawiają sobie, że są podporządkowani europejskim normom, państwu prawa itp. – trzeba zniszczyć tę iluzję i wrócić do narodów, które są emanacją europejskiej cywilizacji”. Dwa cele stawia jako najważniejsze – po pierwsze, odrzucenie wizji Europejczyków jako narodów sprawców, winnych kolonializmu i Holocaustu, a wobec tego nie mających moralnego prawa zachować swojej tożsamości, lecz także „wyemancypowanie się od kulturowych, ideologicznych i wojskowych wpływów USA”. Na płaszczyźnie politycznej oznacza to oczywiście pełną afirmację państwa narodowego (État-nation). Tu znowu charakterystyczne zwarcie z prof. Brykiem, reprezentującym punkt widzenia znacznej części polskich centroprawicowych elit: „sprawa nie toczy się o obronę państwa narodowego, tylko tak naprawdę o obronę wolności (tu żywiołowe brawa z sali)”. Następnie przypomniał, że I Rzeczpospolita składała się nie tylko z katolików, ale także z prawosławnych, muzułmanów i żydów, a krzyż chrześcijański jest symbolem wolności i walki z despotią.
Zemmour dalece wpisuje się w trwające w całym Zachodzie napięcie między przywiązanym do tożsamości ludem (populusem) a liberalnymi, kosmopolitycznymi elitami. Korzenie tej opozycji odnajduje nawet w czasie wojny stuletniej, podczas której oddano stolicę królowi angielskiemu. Pisze: „elity walczą bez końca, z niespotykaną wściekłością, aż zapominają o przedmiocie swojej kłótni – Francji. Zaniedbują ją, pogardzają ją, rzucają ją psom, pierwszemu psu, jaki obieca im zwycięstwo i synekury, czy będzie angielski, hiszpański, niemiecki, rosyjski, amerykański, sowiecki, europejski: to wieczna i zawsze aktualna partia zagranicy”. Zatem lud buntuje się przeciwko zdradzie swoich drapieżnych elit i przywołuje je z powrotem na drogę patriotyzmu”. Reprezentantem elit jest dla niego biskup Cauchon, posyłający na stos Joannę d’Arc. „Intelektualista, wizjoner, który myśli, że współpraca z Anglikami jest konieczna i wyjście nam na dobre”, „prekursor brukselskich technokratów”. Cauchon to „pokój w imię Europy, przeciwko ludowi i francuskiej tożsamości. Ma dobre intencje, i to jest najgorsze!”. Dziewica Orleańska to tu figura reprezentująca prosty, francuski lud, niewiele rozumiejący z wielkiego świata, ale głęboko przywiązany do swojego kraju i swoich tradycji. Buntujący się przeciw najeźdźcy i przeintelektualizowanym elitom. Dla Zemmoura “Wolny handel zawsze uprzywilejowuje silniejszego” i jest elementem budowy imperialnej dominacji, a układy o wolnym handlu z Wielką Brytanią podpisane w różnych epokach przez Ludwika XVI i Napoleona III to “katastrofa dla francuskiego przemysłu”, tak jak Francji w ogóle nigdy nie opłaciła się bliższa współpraca z perfidnym Albionem, często postulowana przez anglofilskie, niezdolne do afirmacji własnej tożsamości elity. Wolny handel i ekologię nazywa “nowymi religiami współczesności”.
Mój profil na Twitterze – KLIK
Moje wcześniejsze teksty:
O trwających prawyborach prezydenckich w amerykańskiej Partii Demokratycznej, cz.1 -> KLIK cz.2 -> KLIK
O rewolucji islamskiej i początkach (do śmierci ajatollaha Chomeiniego w 1989) Islamskiej Republiki Iranu ->KLIK
O rządach i wizji sprawującego od siedemnastu lat władzę w Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana ->KLIK
O istocie rewolucji, na przykładzie Mao Zedonga, rozpatrzonego przy pomocy twórczości Fiodora Dostojewskiego -> KLIK
O trwającym przewartościowaniu ideowym w USA -> KLIK
O generale Qassemie Solejmanim i jego zabiciu przez Donalda Trumpa -> KLIK