Na rosyjsko-białoruskich manewrach Zapad 2017 miało dojść do groźnego wypadku. Śmigłowiec ostrzelał stanowisko obserwujących ćwiczenia dziennikarzy. Zdarzenie zostało udokumentowane na nagraniu. W sieci pojawił się również kolejny filmik, który ukazuje skalę zniszczeń po ostrzale.

Do zdarzenia miało dojść w niedzielę 17 września lub w poniedziałek 18 września. Informacja pochodzi z anonimowego źródła, jednak jest szeroko rozpowszechniana przez rosyjskie media. Na nagraniu widać, że helikopter trafił w samochód w pobliżu stanowiska osób, które obserwowały ćwiczenia. Dwie osoby trafiły do szpitala Ich stan ma być ciężki.

Biuro prasowe rosyjskiej armii przyznało, że do takiego incydentu rzeczywiście doszło, ale nie podczas manewrów Zapad’17, tylko w trakcie innych ćwiczeń. Nie podają jednak szczegółowych informacji kiedy i gdzie miało do tego dojść.Dodają natomiast, że w wyniku awarii systemów celowania pocisk zniszczył ciężarówkę, ale nikt z ludzi nie ucierpiał.

Tymczasem w sieci pojawiło się kolejne nagranie, na którym widać skutki ostrzału.

Źródło: medianarodowe.com; rmf24.pl
Fot.: Twitter.com
Dodano w Bez kategorii

/ fot. pixabay.com

Podczas rosyjsko-białoruskich ćwiczeń Zapad 2017 doszło do wypadku, w którym ucierpiały dwie osoby. Rosyjskie władze nazywają rozpowszechniane informacje “prowokacją”.

Jak informowaliśmy godzinę temu, na manewrach Zapad 2017 doszło do poważnego wypadku. Jeden ze śmigłowców, biorących udział w ćwiczeniach, trafił pociskiem w samochody stojące obok stanowiska dziennikarzy, obserwujących działania wojsk. W wyniku wybuchu dwie osoby są ciężko ranne i zostały przewiezione do szpitala.

Informacja o incydencie pochodzi z anonimowego źródła, jednak w internecie krąży filmik, na którym dokładnie widać wybuchający samochód:

https://twitter.com/oldLentach/status/910066121415512065

Zachodni Okręg Wojskowy Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej wydał oświadczenie, w którym zaprzecza, jakoby na ćwiczeniach Zapad 2017 miało dojść do takiej sytuacji. “Wszystkie informacje, które pojawiają się w portalach społecznościowych, traktujące o dużej liczbie rannych i ostrzeleniu stanowisk dziennikarzy, wynikają z prowokacji lub głupoty danej osoby”- czytamy w owym oświadczeniu. Z kolei Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy prezydenta, nie udziela informacji na ten temat i odsyła pytających do resortu obrony.

Ćwiczenia kończą się jutro, 20 września. Wczoraj były obserwowane przez prezydenta Władimira Putina.

wprost.pl/themoscowtimes.com

Dodano w Bez kategorii

PRAW(N)A STRONA: Gazowa solidarność

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ Fot. Pixabay

Kłopot ze śledzeniem prac Parlamentu Europejskiego polega na tym, że wszelkie rzeczywiście istotne akty prawa unijnego niemal całkowicie giną w potopie dokumentów pozbawionych jakiegokolwiek praktycznego znaczenia. I tak na przykład nowe rozporządzenie dotyczące bezpieczeństwa gazowego Unii Europejskiej zostało przyjęte we wtorek pomiędzy debatą na temat norweskich polowań na wieloryby, a rezolucją o dostępie do Internetu w społecznościach lokalnych…

Tak „wiekopomny” kontekst głosowania nad rozporządzeniem gazowym nie zmienia jednak faktu, że jest to dokument o ogromnym znaczeniu dla naszego bezpieczeństwa. Poprzednie rozporządzenie z 2010 roku sprowadzało się do stwierdzenia, że Komisja Europejska będzie monitorować, obserwować, koordynować, zbierać informacje i w ogóle czuwać – a w zakresie rzeczywistego bezpieczeństwa energetycznego nie zmieniało właściwie nic. Tymczasem nowe rozporządzenie wprowadzi realne narzędzie w postaci mechanizmu solidarności – polegającego w dużym skrócie po prostu na tym, że w razie wystąpienia w jednym z krajów UE poważnego kryzysu gazowego (zagrażającego dostawom gazu dla służby zdrowia i do mieszkań) sąsiadujące państwa członkowskie będą zobowiązane do odsprzedaży temu krajowi swoich zapasów gazu po z góry ustalonych cenach. Mechanizm ten mógłby być w razie potrzeby uruchomiony nawet w ciągu kilku dni.

Praktyczne działanie mechanizmu solidarności będzie oczywiście w dużej mierze uzależnione od dobrej woli naszych sąsiadów i Komisji Europejskiej. Jednak sam fakt istnienia „twardych” zobowiązań w tym zakresie zwiększa nasze bezpieczeństwo energetyczne i sprawia, że zmniejsza się groźba szantażu gazowego ze strony Rosji. Samo rozporządzenie zresztą w dwóch miejscach wyraźnie wskazuje na zakłócenia dostaw gazu z Rosji jako na poważny problem dla państw członkowskich Unii i główną przyczynę przyjęcia nowych przepisów. Antyrosyjski charakter całego aktu nie jest więc wcale ukrywany i sprawia, że rozporządzenie nabiera wręcz charakteru energetycznego odpowiednika sojuszu obronnego.

Nowe regulacje nakładają też na państwa członkowskie UE obowiązek dalszej rozbudowy sieci przesyłowej, w celu umożliwienia rzeczywistej realizacji mechanizmu solidarności, ale też po prostu w celu usprawnienia obrotu gazem ziemnym w obrębie Unii. Dla nas z kolei rozwój regionalnej infrastruktury energetycznej jest także oczywistym celem strategicznym i służy wzmocnieniu naszej podmiotowości nie tylko wobec Rosji, ale także wobec Niemiec oraz Unii Europejskiej – jest to więc rzadki przypadek sytuacji, w której nasze interesy pokrywają się z celami wyznaczonymi przez UE.

W wypadku unijnych aktów prawnych nie ma oczywiście beczki miodu bez łyżki dziegciu. Rozporządzenie gazowe jest siłą rzeczy kolejnym etapem pogłębiania centralizacji w ramach UE i wzmacniania pozycji Komisji Europejskiej; nowe regulacje poddają też większej kontroli unijnej rynkowy obrót gazem ziemnym. Fakty te były podstawą do krytyki rozporządzenia przez liberalne ugrupowania eurosceptyczne – przeciwko rozporządzeniu głosowali m.in. europosłowie Kongresu Nowej Prawicy i partii Wolność. Niestety, w tym wypadku dogmatyczne podejście do wolnego rynku i ślepy sprzeciw wobec Unii sprawiły, że polscy konserwatywni liberałowie sprzeciwiali się uchwaleniu aktu prawnego ewidentnie potrzebnego Polsce i bardzo dla nas korzystnego. Jeszcze bardziej absurdalne były rzecz jasna zarzuty zachodniej radykalnej lewicy (która stwierdziła, że gaz ziemny jest nieekologiczny, więc Unia powinna się skupić na radykalnym ograniczeniu korzystania z niego, zamiast powiększać sieć przesyłową), jednak partiom wolnościowym przywiązanie do abstrakcyjnego ideału wolnego rynku ewidentnie przesłania realne interesy narodowe.

Spekulować można, jaki był interes niemieckiego hegemona w zwiększaniu bezpieczeństwa energetycznego środkowej Europy. Oczywista odpowiedź jest taka, że z niemieckiej perspektywy głównym zagrożeniem dla ich strefy wpływów jest rosyjska ekspansja – i zwiększenie w pewnym stopniu podmiotowości państw Trójmorza jest ceną, którą warto zapłacić za zmniejszenie siły rażenia rosyjskiego szantażu gazowego. W tym sensie nowe rozporządzenie jest po prostu formą wykonywania przez Niemcy swojej władzy w środkowej Europie i zabezpieczania granic swojego imperium. Dla Polski będzie to więc polityczny „prezent”, dany w zamian za akceptowanie przez nas statusu niemieckiego wasala. Naiwnością byłoby rzecz jasna zakładanie, że takich podarunków będzie więcej, i opieranie naszej politycznej strategii na dobrej woli niemieckich i unijnych polityków. Niemniej samo rozporządzenie gazowe można zaliczyć do korzyści z uczestnictwa w UE, a także do –bardziej lub mniej zasłużonych – sukcesów polityki unijnej rządu PiS.

Niestety, innym powodem dla niemieckiej akceptacji na nowe rozporządzenie może być chęć wymiany „solidarności gazowej” na „solidarność imigracyjną”. Jednym z istotniejszych argumentów przeciwko realizacji przez Polskę mechanizmu relokacji był właśnie kierowany przeciwko Niemcom zarzut lekceważenia polskiego bezpieczeństwa energetycznego – a rozporządzenie gazowe w dużej mierze wytrąca nam z ręki ten argument. Pytanie brzmi więc, czy nasz rząd nie usłyszy wkrótce „propozycji nie do odrzucenia”: my wam pomogliśmy z Rosją i gazem ziemnym, teraz wy pomóżcie nam z imigrantami. Zwłaszcza, że rozporządzenie uchwalone przez Parlament Europejski musi zostać przegłosowane jeszcze przez Radę UE – i choć powinna to być czysta formalność (wobec poparcia rozporządzenia w PE przez wszystkie główne partie europejskie), to Niemcy bez wątpienia są jeszcze w stanie zablokować wejście w życie nowej regulacji.

Dodano w Bez kategorii

/ Fot. Media Narodowe

Gościem Mediów Narodowych został Tomasz Dorosz – zastępca Kierownika Głównego Obozu Narodowo-Radykalnego. W Komentarzu Mediów Narodowych możemy usłyszeć m.in. Skończył się czas, że ONR maszerował i głosił hasła, a inni wykorzystywali to politycznie.

Rozmowa dotyczyła szeroko rozumianego obozu narodowego. Obóz narodowy jest to ruch społeczny i polityczny, czysto polski, z ponad 100-letnią historią. Rzecz, do której możemy się odwoływać z dumą – wyjaśnia gość Komentarza Mediów Narodowych.

Tomasz Dorosz odniósł się także do pogłosek ws. rozłamu wśród narodowców i rozpadu ruchu narodowego. To jest mit. To nie są różnice, jak w partiach głównego nurtu. Oczywiście różnice są, jeśli ktoś jest rzeczywiście zainteresowany obozem narodowym widzi, że jest ciągła polemika pomiędzy działaczami narodowymi. To jest dobre – idea narodowa to nie sztuczna doktryna, gdzie wszyscy się ze sobą zgadzają. My jesteśmy pomiędzy tym – są wśród nas różne poglądy, ale mamy jedne wartości i jeden cel. To jest siła obozu narodowego.

Polski nacjonalizm nigdy nie splamił się kolaboracją z totalitaryzmem. Polscy narodowcy od zawsze byli przywiązani do wartości chrześcijańskich. To nas ukształtowało jako naród. Polski nacjonalizm to zupełna alternatywa do tego co widzimy w Europie – zaznacza Zastępca Kierownika Głównego ONR. Nauczyliśmy się na swoich błędach, że najważniejsza jest idea narodowa, naród i Polska. 

Tomasz Dorosz poruszył również temat dzisiejszej polityki i współczesnego postrzegania narodowców. Odwołał się tutaj do przykładu Marszu Niepodległości, czy nowej inicjatywy – Mediów Narodowych. Podkreślił, że to co obserwujemy 11 listopada to zjawisko masowe, na które narodowcy pracowali latami. Przedstawił także osoby, które mają wpływ na kształt dzisiejszych ustaw, prawa, czy polityki, a więc posłów z obozu narodowego.

Zachęcamy do obejrzenia całości rozmowy przeprowadzonej przez Damian Kitę. Można w niej usłyszeć nie tylko o obozie narodowym i ONR-ze, ale także o stosunku narodowców do partii rządzącej, a więc Prawa i Sprawiedliwości. Aby być na bieżąco z produkcjami Mediów Narodowych subskrybuj nasz kanał na portalu YouTube.

 

Dodano w Bez kategorii

Władze Uniwersytetu Champagne-Ardenne w Reims w północno-wschodniej części Francji w regionie administracyjnym Grand Est, w departamencie Marna (ok. 160 km od Paryża) na czas nieokreślony zawiesiły wykłady w jednym z kampusów.

Rektor uczelni, Guillaume Gelle, ogłosił w niedzielę że wykłady na terenie kampusu Croix-Rouge (Czerwonego Krzyża) zostały zawieszone “do odwołania”. Na terenach zielonych wokół budynków rozbiło obóz kilkudziesięciu migrantów.

Około 8 tysiącom studentów odmówiono prawa wstępu na teren kampusu do czasu “ponownego ustanowienia” dopuszczalnych warunków bezpieczeństwa – powiedział rektor Gelle. – Żądam jednak bezpieczeństwa dla wszystkich zainteresowanych. Widzimy w tym obozie dzieci i małoletnich. O nich też trzeba zadbać.

Sytuacja nie zmieniła się w poniedziałek. W Croix-Rouge nie odbyły się żadne zajęcia.

Reims było ważnym ośrodkiem administracyjnym jeszcze przed powstaniem Francji. W okresie panowania Merowingów był to jeden z pierwszych ośrodków chrześcijaństwa. W istniejącym wówczas kościele w 496 roku ochrzczony został król Franków Chlodwig. W późniejszych latach Reims nie utraciło swego znaczenia. Odbywały się tu koronacje królów francuskich.

Dodano w Bez kategorii
Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / fot. rosyjskie MON

Na rosyjsko-białoruskich manewrach Zapad 2017 doszło do wypadku. Śmigłowiec ostrzelał stanowisko obserwujących ćwiczenia dziennikarzy. Dwie osoby są ranne.

Do zdarzenia doszło w niedzielę 17 września lub w poniedziałek 18 września (dokładne dane nie są znane). Informacja pochodzi z anonimowego źródła, jednak jest przekazywana przez rosyjskie media. Na nagraniu widać, że helikopter trafił w samochód w pobliżu stanowiska dziennikarzy, którzy obserwowali ćwiczenia. Dwie osoby trafiły do szpitala, są ciężko ranne.

Z informacji rosyjskiego ministerstwa obrony wynika, że śmigłowce, w tym helikopter KA-52, wykonywały symulację misji rozpoznawczych i dalekiej potrzeby powietrznej.

https://twitter.com/oldLentach/status/910066121415512065

twitter.com/wprost.pl/themoscowtimes.com

 

Dodano w Bez kategorii

19 września 1940 roku rotmistrz Witold Pilecki pozwolił się aresztować pod przybranym nazwiskiem w łapance ulicznej na Żoliborzu. Jego celem było przedostać się do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, aby zebrać tam informacje o zbrodniach popełnianych przez Niemców.

W 1940 rotmistrz Witold Pilecki przedstawił swoim przełożonym plan przedostania się do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Rotmistrz miał tam zdobyć informację na temat funkcjonowania obozu oraz zorganizować ruch oporu.

19 września jako Tomasz Serafiński wszedł w kocioł łapanki w bloku przy al .Wojska Polskiego 40. W obozie zaczął organizować podziemną strukturę, złożoną z tzw. „piątek”, zaś uciekinierzy z obozu mieli przekazywać światu meldunki o tym, jakich potworności dopuszczając się Niemcy

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons / CC BY-SA 3.0

Według ekspertów, brak własnej monety naraża gospodarki krajów ze strefy euro, na poważną utratę niezbędnej cechy konkurencyjności międzynarodowej. Nawet wysoki poziom ekonomiczny nie uchroni przed takim ryzykiem. Choćby dlatego Polska nie powinna rezygnować ze złotówki, zwłaszcza że przyszłość Eurolandu jest niepewna.

W jednym z wywiadów wicepremier Morawiecki powiedział, że przyjęcie unijnej waluty można rozważyć wtedy, gdy Polska będzie bardziej podobna do krajów strefy euro pod względem wielu parametrów makro- i mikroekonomicznych. Jego zdaniem mogłoby to nastąpić za 10-20 lat. Tymczasem, w opinii warszawskiego ekonomisty Łukasza Białka, bezwiedne wskazywanie przedziałów czasowych jest mocno ryzykowne. W ciągu dekady może np. przestać istnieć strefa euro. Natomiast, od terminu wejścia do Eurolandu ważniejsze jest to, po jakim kursie nastąpi przejście ze złotego na euro. Od tego zależeć będzie późniejsza kondycja naszej gospodarki. Cena złotówki powinna równoważyć potrzeby konsumentów i przedsiębiorców. Importerzy chcą, by była jak najmocniejsza, eksporterzy – przeciwnie. Ponadto, wszelkie deklaracje należy popierać konkretnym harmonogramem działań.

UE i wspólny rynek to wielkie osiągnięcia Starego Kontynentu. Eurowaluta miała je umocnić, ale stało się odwrotnie. Jeden pieniądz jest niefunkcjonalnym rozwiązaniem dla Europy i zagrożeniem dla integracji europejskiej. W pesymistycznym scenariuszu, euro będzie uporczywie bronione. W krajach, które bez własnej waluty nie będą w stanie odzyskać konkurencyjności, do władzy zaczną dochodzić ugrupowania populistyczne i antyeuropejskie. To w konsekwencji doprowadzi do rozpadu Unii Europejskiej i wspólnego rynku – przewiduje Stefan Kawalec, prezes Capital Strategy, były wicemister finansów.

Rozpad strefy

W opinii Łukasza Białka, Polacy powinni być świadomi tego, że Unia Europejska jest niedokończonym projektem. O jej słabości świadczy m.in. to, że tylko wybrane kraje członkowskie łączy wspólna moneta. Unia walutowa nie przetrwa bez zjednoczenia fiskalnego i politycznego. Obecnie jest i nadal będzie wiele różnic pomiędzy państwami członkowskimi, zarówno na poziomie rozwoju gospodarczego, jak i konkurencyjności. Te dysproporcje nie sprzyjają rozwojowi UE, takiej jaka jest przedstawiana w teorii. A już na pewno nie likwidują przyczyn problemów ekonomicznych w Eurolandzie.

Rozpad strefy euro może nastąpić pod wpływem wydarzeń politycznych, a te maja charakter nieliniowy. Każde wybory prezydenckie czy parlamentarne w członkowskim kraju, mogą wyzwolić impuls, który spowoduje istotną zmianę sytuacji w całej grupie państw. Dlatego, nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie istniała strefa euro. Jednak nawet gdybyśmy byli przekonani, że przetrwa długo, to nie należy do niej wchodzić. Brak własnej waluty wystawiłby naszą gospodarkę na zwiększone ryzyko utraty konkurencyjności międzynarodowej, co groziłoby przyhamowaniem wzrostu gospodarczego na wiele lat – ocenia Stefan Kawalec.

Jak przewiduje Łukasz Białek, w najbliższym czasie problem Grecji po raz kolejny pobudzi opinię publiczną do dyskusji na temat słabości UE. To wciąż uśpiony wulkan. Według tegorocznego raportu Międzynarodowego Funduszu Europejskiego, od początku greckiego kryzysu na pomoc temu państwu przeznaczono już ponad 260 miliardów euro. W kontekście przyszłości unii walutowej, ekspert radzi postawić pytanie, jak zachowa się Euroland w momencie, gdy kolejne kraje zaczną wymagać niespłacalnych pożyczek na poziomie po 200 mld euro. Europejski Bank Centralny nie jest przecież tzw. workiem bez dna. Zdaniem eksperta, podatnicy z zamożnych państw członkowskich nie będą już chcieli rzucać kół ratunkowych tym, którzy działają tak nieracjonalnie i rozrzutnie, jak np. Grecy.

Utrata konkurencyjności

Dzięki własnej walucie, istnieją skuteczne mechanizmy oddziaływania na sytuację gospodarczą kraju. Należą do nich polityka monetarna i zmiany kursu walutowego. Mechanizm dostosowawczy działa w znacznej mierze samoczynnie i oddziałuje antycyklicznie. W okresach dobrej koniunktury złoty umacnia się i pomaga uchronić gospodarkę przed tzw. „przegrzaniem”. Natomiast, gdy sytuacja na naszych rynkach eksportowych pogarsza się, polska waluta osłabia się. A to sprawia, że produkowane w Polsce artykuły stają się bardziej konkurencyjne, zarówno u nas, jak i za granicą – podkreśla były wiceminister finansów.

Według Łukasza Białka, nasza gospodarka nie jest obecnie przygotowana do rywalizacji z wysokorozwiniętymi państwami unii walutowej. Mimo stałej poprawy, nadal trzeba pracować nad wzrostem konkurencyjności, produktywności, nowoczesności i wydajności pracy. Nie powinno to być w żaden sposób uzależnione od decyzji dotyczącej przyjmowania eurowaluty. Niezależnie od niej, musimy dążyć do rozwoju przemysłu, wspierać zdolnych i wykształconych polskich przedsiębiorców. Powinniśmy także tworzyć takie środowisko prawne i podatkowe, aby powstawały u nas firmy z powodu atrakcyjnego otoczenia biznesowego, a nie z uwagi na 4-krotnie niższe koszty pracy, w porównaniu do Europy Zachodniej.

Bez wątpienia ryzyko wejścia do strefy euro jest większe w przypadku, gdy dana gospodarka pod wieloma względami różni się od tych, których sytuacja będzie wywierała decydujący wpływ na politykę monetarną Europejskiego Banku Centralnego. Uważam jednak, że średni lub duży kraj w Unii Europejskiej, taki jak Polska, powinien mieć własną walutę, niezależnie od poziomu ekonomicznego. Wysoki poziom rozwoju nie chroni bowiem przed ryzykiem utraty konkurencyjności – zaznacza Stefan Kawalec.

Najgorsze scenariusze

Zdaniem Łukasza Białka, wstąpienie do unii walutowej pociągnęłoby za sobą oddanie kontroli polityki pieniężnej Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Najpoważniejsze ryzyko z tym związane, jakie należy rozważać, to zmniejszenie dynamiki we wzroście konkurencyjności lub nawet znaczące spowolnienie tego procesu. Spadek eksportu i gorsze wyniki wymiany handlowej uderzyłyby w polskich eksporterów. Nastąpiłoby ograniczenie inwestycji zagranicznych, które do tej pory alokowały swój kapitał w Polsce, korzystając z wykwalifikowanej i tańszej kadry pracowniczej.

Zachowanie złotego nie gwarantuje oczywiście Polsce pomyślności gospodarczej. Do tego potrzebne są jeszcze inne czynniki. Warto wymienić dwa z nich. Po pierwsze, jest to zdrowa polityka gospodarcza, czyli zapewniająca równowagę fiskalną oraz stabilne warunki dla działalności biznesowej. Drugi ważny element to gwarancja dostępu do rynku europejskiego. Jednak, gdy kraj nie ma swojej waluty, istnieje większe ryzyko, że nawet przy poprawnej polityce gospodarczej, utraci on konkurencyjność międzynarodową. Odzyskanie jej bez własnej waluty, jest zadaniem dość karkołomnym, które może wymagać wielu lat stagnacji gospodarczej i wysokiego bezrobocia – ostrzega Stefan Kawalec.

Jak podsumowuje ekonomista Łukasz Białek, strefa euro od kilku lat ma poważne problemy. Jej członkowie są pogrążeni w zobowiązaniach wielkości setek miliardów euro. Ostatnio KE zaproponowała, by rozważyć stworzenie osobnego budżetu dla Eurolandu. Zdaniem eksperta, wprowadzenie takiego projektu nie zaszkodziłoby nam, bo nieformalna UE dwóch prędkości już dawno funkcjonuje. Tworzenie nowych grup mogłoby natomiast oznaczać przygotowania do ewentualnego rozpadu unii walutowej. Należy liczyć się ze scenariuszem wypchnięcia ze strefy euro tzw. najsłabszych ogniw, m.in. Grecji, Portugalii czy Hiszpanii. Możliwy też jest powrót do własnych walut najzamożniejszych krajów i pozostawienie eurowaluty reszcie państw. Polska, zachowując złotówkę, nie odczułaby mocno konsekwencji przewidywanego chaosu. Co istotne, nie brałaby udziału w transferach i poręczeniach pomiędzy zadłużonymi gospodarkami unii walutowej.

Dodano w Bez kategorii

Wypadek w kopalni Wujek. Są ranni

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. Jarosław Galusek/nettg.pl

W katowickiej kopalni Wujek doszło do wypadku. Dwóch górników ucierpiało po osunięciu się na nich kawałka skały.

Górnicy pracowali przed 6 rano na poziomie 680 (ok. 600 metrów pod ziemią). Wymieniali osłonę jednej z sekcji zmechanizowanych i osunęła się na nich skała stropowa. Ranni to górnicy w wieku 43 i 35 lat. Pierwszy z nich doznał obrażeń głowy, a drugi nogi. Ich leczenie może potrwać 3-4 tygodnie.

Kopalnia Wujek należy do Polskiej Grupy Górniczej. 8 lat temu (18 września 2009 roku) doszło tam do wybuchu metanu, w wyniku którego zginęło dwudziestu górników.

nettg.pl

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons / CC BY-SA 2.0

Mariano Rajoy – premier Hiszpanii wzywa swych ambasadorów do wzmożonej aktywności w przydzielonych sobie państwach. Mają jasno wyrażać stanowisko rządu w sprawie prób uzyskania niepodległości przez Katalonię.

Miejscowy parlament zapowiedział referendum w sprawie ogłoszenie niepodległości przez Katalonię na 1 października. W sobotę odbyło się spotkanie 70% wszystkich burmistrzów gmin regionu “Katalonia” gdzie ogłosili, iż udostępnią lokale pod organizację plebiscytu. Tendencje wyzwoleńcze poparł również manifest ponad tysiąca intelektualistów z całego świata, choć żadne państwo ani organizacja międzynarodowa oficjalnie nie uznaje ich działań.

Hiszpanie natomiast zdecydowanie sprzeciwiają się sporządzeniu referendum. Przyznają, że zgodnie z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego jest ono nielegalne i niezgodne z obowiązującą Konstytucją. Prokurator Generalny Hiszpanii natomiast ogłosił, iż oskarży wszystkich burmistrzów, którzy udostępnią lokale pod referendum. Do działań ruszyła również policja rekwirując wszelkie ulotki referendalne.

Katalończycy pragną zrealizować prawo do samostanowienia narodu i własnego państwa. Ich działania są tym bardziej zrozumiałe, że jako jeden z najbogatszych pod względem gospodarczym regionów kraju muszą ciągnąć za sobą resztę państwa. Z kolei rząd hiszpański dąży do utrzymania ładu i porządku w kraju. Nie może wyrazić zgody na sporządzenie referendum, bo pokazałby tym samym że państwo nie jest w stanie kontrolować niepodzielności swojego terytorium.

Dodano w Bez kategorii