Kłopot ze śledzeniem prac Parlamentu Europejskiego polega na tym, że wszelkie rzeczywiście istotne akty prawa unijnego niemal całkowicie giną w potopie dokumentów pozbawionych jakiegokolwiek praktycznego znaczenia. I tak na przykład nowe rozporządzenie dotyczące bezpieczeństwa gazowego Unii Europejskiej zostało przyjęte we wtorek pomiędzy debatą na temat norweskich polowań na wieloryby, a rezolucją o dostępie do Internetu w społecznościach lokalnych…
Tak „wiekopomny” kontekst głosowania nad rozporządzeniem gazowym nie zmienia jednak faktu, że jest to dokument o ogromnym znaczeniu dla naszego bezpieczeństwa. Poprzednie rozporządzenie z 2010 roku sprowadzało się do stwierdzenia, że Komisja Europejska będzie monitorować, obserwować, koordynować, zbierać informacje i w ogóle czuwać – a w zakresie rzeczywistego bezpieczeństwa energetycznego nie zmieniało właściwie nic. Tymczasem nowe rozporządzenie wprowadzi realne narzędzie w postaci mechanizmu solidarności – polegającego w dużym skrócie po prostu na tym, że w razie wystąpienia w jednym z krajów UE poważnego kryzysu gazowego (zagrażającego dostawom gazu dla służby zdrowia i do mieszkań) sąsiadujące państwa członkowskie będą zobowiązane do odsprzedaży temu krajowi swoich zapasów gazu po z góry ustalonych cenach. Mechanizm ten mógłby być w razie potrzeby uruchomiony nawet w ciągu kilku dni.
Praktyczne działanie mechanizmu solidarności będzie oczywiście w dużej mierze uzależnione od dobrej woli naszych sąsiadów i Komisji Europejskiej. Jednak sam fakt istnienia „twardych” zobowiązań w tym zakresie zwiększa nasze bezpieczeństwo energetyczne i sprawia, że zmniejsza się groźba szantażu gazowego ze strony Rosji. Samo rozporządzenie zresztą w dwóch miejscach wyraźnie wskazuje na zakłócenia dostaw gazu z Rosji jako na poważny problem dla państw członkowskich Unii i główną przyczynę przyjęcia nowych przepisów. Antyrosyjski charakter całego aktu nie jest więc wcale ukrywany i sprawia, że rozporządzenie nabiera wręcz charakteru energetycznego odpowiednika sojuszu obronnego.
Nowe regulacje nakładają też na państwa członkowskie UE obowiązek dalszej rozbudowy sieci przesyłowej, w celu umożliwienia rzeczywistej realizacji mechanizmu solidarności, ale też po prostu w celu usprawnienia obrotu gazem ziemnym w obrębie Unii. Dla nas z kolei rozwój regionalnej infrastruktury energetycznej jest także oczywistym celem strategicznym i służy wzmocnieniu naszej podmiotowości nie tylko wobec Rosji, ale także wobec Niemiec oraz Unii Europejskiej – jest to więc rzadki przypadek sytuacji, w której nasze interesy pokrywają się z celami wyznaczonymi przez UE.
W wypadku unijnych aktów prawnych nie ma oczywiście beczki miodu bez łyżki dziegciu. Rozporządzenie gazowe jest siłą rzeczy kolejnym etapem pogłębiania centralizacji w ramach UE i wzmacniania pozycji Komisji Europejskiej; nowe regulacje poddają też większej kontroli unijnej rynkowy obrót gazem ziemnym. Fakty te były podstawą do krytyki rozporządzenia przez liberalne ugrupowania eurosceptyczne – przeciwko rozporządzeniu głosowali m.in. europosłowie Kongresu Nowej Prawicy i partii Wolność. Niestety, w tym wypadku dogmatyczne podejście do wolnego rynku i ślepy sprzeciw wobec Unii sprawiły, że polscy konserwatywni liberałowie sprzeciwiali się uchwaleniu aktu prawnego ewidentnie potrzebnego Polsce i bardzo dla nas korzystnego. Jeszcze bardziej absurdalne były rzecz jasna zarzuty zachodniej radykalnej lewicy (która stwierdziła, że gaz ziemny jest nieekologiczny, więc Unia powinna się skupić na radykalnym ograniczeniu korzystania z niego, zamiast powiększać sieć przesyłową), jednak partiom wolnościowym przywiązanie do abstrakcyjnego ideału wolnego rynku ewidentnie przesłania realne interesy narodowe.
Spekulować można, jaki był interes niemieckiego hegemona w zwiększaniu bezpieczeństwa energetycznego środkowej Europy. Oczywista odpowiedź jest taka, że z niemieckiej perspektywy głównym zagrożeniem dla ich strefy wpływów jest rosyjska ekspansja – i zwiększenie w pewnym stopniu podmiotowości państw Trójmorza jest ceną, którą warto zapłacić za zmniejszenie siły rażenia rosyjskiego szantażu gazowego. W tym sensie nowe rozporządzenie jest po prostu formą wykonywania przez Niemcy swojej władzy w środkowej Europie i zabezpieczania granic swojego imperium. Dla Polski będzie to więc polityczny „prezent”, dany w zamian za akceptowanie przez nas statusu niemieckiego wasala. Naiwnością byłoby rzecz jasna zakładanie, że takich podarunków będzie więcej, i opieranie naszej politycznej strategii na dobrej woli niemieckich i unijnych polityków. Niemniej samo rozporządzenie gazowe można zaliczyć do korzyści z uczestnictwa w UE, a także do –bardziej lub mniej zasłużonych – sukcesów polityki unijnej rządu PiS.
Niestety, innym powodem dla niemieckiej akceptacji na nowe rozporządzenie może być chęć wymiany „solidarności gazowej” na „solidarność imigracyjną”. Jednym z istotniejszych argumentów przeciwko realizacji przez Polskę mechanizmu relokacji był właśnie kierowany przeciwko Niemcom zarzut lekceważenia polskiego bezpieczeństwa energetycznego – a rozporządzenie gazowe w dużej mierze wytrąca nam z ręki ten argument. Pytanie brzmi więc, czy nasz rząd nie usłyszy wkrótce „propozycji nie do odrzucenia”: my wam pomogliśmy z Rosją i gazem ziemnym, teraz wy pomóżcie nam z imigrantami. Zwłaszcza, że rozporządzenie uchwalone przez Parlament Europejski musi zostać przegłosowane jeszcze przez Radę UE – i choć powinna to być czysta formalność (wobec poparcia rozporządzenia w PE przez wszystkie główne partie europejskie), to Niemcy bez wątpienia są jeszcze w stanie zablokować wejście w życie nowej regulacji.