Alternatywa dla Niemiec (AfD), która w niedzielnych wyborach do Bundestagu zdobyła 12,6 % głosów zaczyna się sypać. 42-letnia Ferauke Petry była do tej pory najbardziej rozpoznawalną twarzą w AfD. Zaraz po wyborach stwierdziła jednak, że nie może znieść prowadzenia partii “w sposób anarchistyczny” i bez skonkretyzowanego planu.
Według niej, AfD powinna być gotowa do rozmów koalicyjnych ze zwycięską CDU/CSU. Jednak inni przedstawiciele partii wolą przejść do opozycji. Wszystkie partie, które weszły do parlamentu odmówiły zresztą współpracy z AfD.
Petry pozostaje w konflikcie z częścią liderów Alternatywy od kilkunastu miesięcy. Postrzegana była jako liderka umiarkowanej frakcji. Jednym z powodów konfliktu były próby usunięcia z ugrupowania Bjoerna Hoecke. Zaprzeczał on, że Adolf Hitler był „absolutnie zły” i nazwał berliński Pomnik Holokaustu „pomnikiem wstydu”.
Przeciwnikiem Petry jest też jeden z dwóch obecnych przewodniczących – Alexander Gauland, który krótko przed wyborami stwierdził, iż Niemcy powinni być dumni z tego, co ich żołnierze osiągnęli podczas I i II wojny światowej.
Petry nie zdecydowała się na razie opuścić partii, jednak nie wejdzie do klubu parlamentarnego AfD, pozostając posłanką niezależną. Na piątek rezygnację z członkostwa zapowiedział jej życiowy partner – Marcus Pretzell, który w wyborach w 2014 z listy wyborczej AfD uzyskał mandat eurodeputowanego VIII kadencji. W tym samym roku objął kierownictwo partii w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia, a w 2017 r. został wybrany do landtagu tego landu. Odejście z partii zadeklarowało już też czworo posłów do Landtagu w Meklemburgii – Pomorzu Przednim.
Nic nie jest nieskończone – nawet tolerancja lewicowych polityków wobec nachodźców z Afryki. Ta historia tak naprawdę ukazuje hipokryzję tych środowisk.
Bohaterkami tej historii są burmistrz włoskiego miasta Monte San Savino – Margherita Scarpellini znana z tolerancji do imigrantów, jej córka (również otwarta na imigrantów) oraz czarny przybysz z Afryki Jeff.
Zaczęło się niepozornie. Córka pani burmistrz – Francesca pomagała przybyszom w integracji i uczyła języka włoskiego w centrum Czerwonego Krzyża. Jak to mówią miłość nie wybiera i Francesca szybko zakochała się w przybyszu z Afryki. Jednak spotkało ją rozczarowanie
Tolerancyjnej mamie niezbyt spodobał się nowy kandydat na męża, dlatego wpadła w szał i zaczęła odradzać ten związek. Córka z rozpaczy napisała list do gazety: Pracuje z imigrantami, a co istotne kocham Jeffa. Kiedy powiedziałam o tym swojej matce – osobie o poglądach lewicowych, byłam rozczarowana jej reakcją. Powiedziała mi, że jestem chora, że czarni zasługują tylko na litość, że on jest tylko ze mną dla własnych korzyści.
Czarni zasługują tylko na litość – Czy te słowa nie są rasistowskie? Lewicowa burmistrz usiłowała się bronić: Uczucie mojej córki jest normalne. Nie ma dla mnie znaczenia kolor skóry lub pochodzenie geograficzne ludzi. Normalne jednak są także pewne obawy z tym związane. Moim zdaniem takie nieporozumienia zawsze powinny być rozwiązywane w rodzinie a nie publicznie.
Wychodzi na to, że lewicowa pani burmistrz okazała się zwykłą rasistką. To jest właśnie ta lewicowa obłuda i fałszywa tolerancja środowisk lewicowych, którą próbuje nam wciskać na każdym kroku. Najpierw lewicowcy demonstrują napisy typu „Refugees Welcome”, a jak przyjdzie co do czego umywają ręce udając, że sprawa ich nie dotyczy.
Kabul: atak rakietowy podczas wizyty ministra obrony USA.
Sześć pocisków uderzyło dzisiaj w stolicy Afganistanu podczas wizyty ministra obrony USA Jamesa Mattisa. O zdarzeniu poinformowało afgańskie MSW.
Na razie nikt nie przyznał się do wystrzelenia rakiet, ale zazwyczaj to talibowie atakują stolicę Afganistanu z pobliskich wzgórz, używając pocisków rakietowych – informuje agencja AFP.
#BREAKING Rocket lands near Kabul airport after US Defense Secretary Jim Mattis arrives: official
Polska Grupa Górnicza kilka tygodni temu zaprezentowała wyniki finansowe za pierwsze półrocze. Górnicza spółka zanotowała 8 milionów złotych zysku. Przy czym zysk byłby większy, lecz niestety 75 milionów straty zanotowały kopalnie Katowickiego Holdingu Węglowego, które od końca marca 2017 r. są też w PGG. Część tzw. macierzysta PGG (min. kopalnia zespolona ROW) zanotowała 83 min zł. zysku.
W mediach, czy też na rożnych portalach (w tym także na jednym nacjonalistycznym portalu) widać duży optymizm i zadowolenie z tego faktu. Ale czy jednak dodatni wynik finansowy PGG jest bezsprzecznym powodem do zadowolenia?
Górnictwo w okresie tzw. transformacji zostało w sposób bezwzględny staranowane przez demoliberalne rządy. Fatalne zarządzanie spółkami górniczymi (zawsze z klucza politycznego), jego cięgle i nieudolne reformowanie, i coraz większa fiskalizacja spowodowała, że branża ta jest niestabilna ekonomicznie i ma problemy z wydajnością. Polska będąca przez lata krezusem w wydobywaniu węgla zaczęła go także sprowadzać. W 2014 r. sprowadzono niecałe 11 mln ton węgla kamiennego. Bywały okresy gdzie więcej węgla sprowadzano niż wydobywano, a nawet dochodziło do sytuacji, że węgla importowanego było więcej w obiegu handlowym, niż polskiego leżącego na zwałach.
Reforma górnictwa
Jednym z wyzwań Prawa i Sprawiedliwości, po przejęciu władzy w 2015 r., było górnictwo. Przemysł wydobywczy pozostawiony po 8 latach rządów PO- PSL był w stanie krytycznym, a wcześniejsze próby „reformowania” górnictwa przez rząd Ewy Kopacz były de facto jego kolejnym dobijaniem. Społeczeństwo Górnego Śląska stawiło jednak opór reformom PO i PSL. Część protestów była wówczas koordynowana przez działaczy Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej. Rząd się ugiął i pod presją społeczną podpisał z związkami zawodowymi porozumienie. Z jednej strony czas pokazał, iż rządu Ewy Kopacz nie miał pomysłu na naprawę górnictwa, czego przykładem była próba zamknięcia KWK „Bobrek” Bytom i KWK „Brzeszcze”. Oba zakłady miały zostać przesunięte do Spółki Restrukturyzacji Kopalń co było równoznaczne z likwidacją. Jednak w wyniku w/w porozumienia kopalnie te przeszły pod inne spółki energetyczne co z czasem okazało się skutecznym ruchem pod kątem wydobycia, a co za tym idzie także poprawiła się ich sytuację ekonomiczną. Jednak układ pomiędzy zawiązkami, a rządem PO – PSL był generalnie wyciszeniem nastrojów społecznych. Górnictwo ciągle potrzebowało naprawy…
„Dobra zmiana” i „reforma” górnictwa
Prawo i Sprawiedliwość w kampaniach wyborczych (prezydenckiej i parlamentarnej) przed przejęciem władzy w sposób stanowczy mówiło, że ma pomysł na naprawę sektora wydobywczego, dodając przy tym, że żadna kopalnia nie zostanie zamknięta. Nie brakowało także sloganów o suwerenności energetycznej itd. Jednak PiSowska reforma górnictwa wymagała zgody Komisji Europejskiej. Tym samym PiS reformował górnictwo, ale nie w sposób suwerenny, a pod okiem KE.
W grudniu 2010 r. Rada UE przyjęła Decyzję nr 787 w sprawie pomocy państwa ułatwiającej zamykanie niekonkurencyjnych kopalń węgla. Na jej podstawie wspieranie przez państwo przemysłu węglowego dozwolone jest tylko w celu ułatwienia procesu zamknięcia kopalni przez pokrycie jej ewentualnych strat produkcyjnych oraz tzw. kosztów nadzwyczajnych, wynikających z likwidacji zakładu (m.in. pakiet osłonowy dla zwalnianych górników). Jedynie Niemiec przez kilka lat nie obowiązywała ta decyzja. KE bazując na tym akcie prawnym zatwierdziła rządowy plan naprawy górnictwa, którego koszt wyniósł niespełna 8 mld zł.
Już wtedy było więc wiadomo, że część kopalń i ruchów pójdzie do SRK, czyli de facto zostanie zamknięte. PiS tym samym potwierdził (niestety), że z KE opłaca się wchodzić w spór jedynie w przypadku, gdy to przyniesie medialny rozgłos i polityczne profity (Trybunał Konstytucyjny), ale w sprawach kluczowych dla gospodarki i krajowej energetyki już nie do końca.
Pierwszym krokiem rządu p. Beaty Szydło było powołanie nowej spółki węglowej – Polskiej Grupy Górniczej w miejsce Kompanii Węglowej. Głównymi udziałowcami spółki są inne państwowe spółki energetyczne.
KWK „Krupiński” i KWK „Makoszowy”do likwidacji
Pod nóż PiSowskiej reformy górnictwa poszły KWK „Krupiński” (należącą do Jastrzębskiej Spółki Węglowej) w Suszcu i KWK „Makoszowy” w Zabrzu. Oficjalnie uznano te kopalnie za nierentowne, przedstawiając tzw. audyty. Jednak od początku sprawa likwidacji tych dwóch kopalń budziła ostry sprzeciw części central związkowych i załóg górniczych. Z tym, że prorządowe związki zawodowe bardziej grały na czas i często były wręcz oskarżane o ciche przyzwolenie dla decyzji rządu w sprawie tzw. nierentownych kopalń.
W przypadku „Krupińskiego” sprawa dotyczył m.in. faktu, iż kopalnia ta była już swego czasu restrukturyzowana oraz od zawsze miała opinię (co potwierdzały dane) jednej z najbardziej wydajnych jeżeli chodzi o wydobycie węgla. W ostatnich latach jednak zaczęły się pojawiać dane ekonomiczne stwierdzające nierentowność tej kopalni. Ruch Narodowy min. na prośbę części załogi tej kopalni wysłał do ministerstwa energii szereg pytań dotyczących „Krupińskiego” oraz apelował (konferencja prasowa prezesa Ruchu Narodowego, posła Roberta Winnickiego z września 2016 r. ) o ponowny audyt dotyczący kondycji finansowej kopalni, wskazując m.in. na to, że pod ziemią wokół „Krupińskiego” jest jeszcze około 40 mln ton zasobów operatywnych węgla, w tym węgla koksującego. Co ciekawe w samym resorcie energii doszło do kuriozalnej sytuacji. wiceminister energii p. Grzegorz Tobiszowski z mównicy sejmowej mówił, że „Krupiński” ma koncesję na wydobycie węgla do 2021 r. a jego przełożony minister Krzysztof Tchórzewski w odpowiedzi na interpelację prezesa Ruchu Narodowego, posła Roberta Winnickiego jasno stwierdził, że „Krupiński” ma koncesję do 2030 r.
Wokół KWK „Krupiński” cały czas jednak coś się dzieje. W mediach pojawiają się informacje o planie powołaniu spółki pracowniczej, która mogłaby przejąć ten zakład. Również temat złóż węgla spod „Krupińskiego” ciągle budzi zainteresowanie. Z czasem będzie możliwość napisać o tym osobny artykuł.
KWK „Makoszowy” to kopalnia z ponad wiekową tradycja i była najbezpieczniejszą kopalnią pod kątem pracy górnika. Zasoby operatywne węgla na KWK „Makoszowy” szacowane są na około 56 mln ton (w tym węgla koksującego). W 2015 r. kopalnia została przeniesiona do SRK… lecz nie została zlikwidowana. Oficjalnie zmiana spółki miała posłużyć do znalezienie nowego inwestora. W praktyce była to zwykła gra na czas. KWK „Makoszowy” inwestora nie znalazła. Mimo ofert, które się pojawiały był jeden zasadniczy problem – inwestor musiał zwrócić koszty, które poniósł skarb państwa w procesie restrukturyzacji „Makoszów”. Drugim bolesnym ciosem dla „Makoszów” było odebranie jej kontraktów na dostawy węgla dla elektrowni w woj. opolskim. Kopalnia została więc postawiona w niekorzystnej sytuacji od samego początku, a jej likwidację po prostu przełożono na inny okres.
Katowicki Holding Węglowy
Sytuacja w innej spółce górniczej – Katowickim Holdingu Węglowym również była napięta. Oczywiście wpływ na to miały wyniki finansowe. Tym samym jasne było, że cześć kopalń i ruchów czeka likwidacja. Jednak najpierw na przełomie marca i kwietnia przeprowadzono fuzję KHW i PGG, a od ponad miesiąca wiadomo, że zamknięte zostaną kopalnia „Wieczorek” z Katowic i Ruch „Śląsk” z Rudy Śląskiej. W przypadku pierwszej oficjalnie podaję się za argument coraz mniejsze zasoby węgla (a trzeba pamiętać, że pierwotnie kopalnia ta nie była na liście zakładów do likwidacji). Inaczej jest w przypadku zakładu z Rudy Śląskiej. Tam wydobycie można było śmiało realizować do końca 2018 r. Jednak znowu uznano, że nie ma to pokrycia ekonomicznego…
Uchwała antysmogowa
W kwietniu Sejmik Województwa Śląskiego przyjął uchwałę antysmogową, która w życie wchodzi w wrześniu 2017 r. W dokumencie radni zapisali m.in., że wraz z wejściem w życie uchwały będzie obowiązywać zakaz spalania tanich paliw – mułu, węgla brunatnego i flotokoncentratów węglowych. Reasumując, odbiorcy indywidualni zostali skazani na węgiel, który jest dwa, a nawet trzy razy droższy od w/w paliw.
Co ciekawe na portalach energetycznych pojawiły się opinie, że ta sytuacja może doprowadzić… nawet do zwolnień w kopalniach. Gdyż kopalnie muszą w krótki odstępie czasu zmienić procesy produkcyjne węgla (zwiększoną produkcja orzechu i groszku węglowego)). Te opinie jednak są mało racjonalne, gdyż użytkownicy pieców węglowych nie przejdą masowo na ogrzewania gazowe czy olejowe. Będą musieli kupić węgiel!
Zaznaczę jednak, że co do zasady walka ze smogiem jest słuszna. Tylko działania i konsekwencje ich nie mogą w sposób drastyczny odbijać finansowo na obywatelach. Obecnie słusznie szacuje się, że koszty ogrzewania dla indywidualnych odbiorców wzrosną przynajmniej dwukrotnie.
Skutki reformy górnictwa…
Niedawno w Katowicach na Międzynarodowych Tragach Górnictwa, Przemysłu Energetycznego i Hutniczego przedstawiciele strony rządowej wyrażali się, że górnictwo stanęło na nogi, a teraz pójdzie do przodu. Te pełne patosu i bałwochwalstwa wypowiedzi nie bardzo się mają to stanu rzeczywistego.
Jak wspomniałem jedynym argumentem (nie przeczę bardzo istotnym) jest finansowy plus PGG. Jednak wokół górnictwa dalej dzieją się niepokojące procesy. Od kilku miesięcy kopalnie PGG zaczęły stosować dzienne limity sprzedaży węgla kamiennego. Obecnie indywidualni odbiorcy na węgiel muszą czekać nawet tydzień. Wiceminister energetyki, p. Grzegorz Tobiszowski, nie widzi w tym problemu. W odpowiedzi na interpelacje prezesa Ruchu Narodowego, posła Roberta Winnickiego, w sprawie stosowania dziennych limitów sprzedaży węgla na śląskich kopalniach, p. Tobiszowski odpowiedział – Pragnę zwrócić uwagę, że scharakteryzowana powyżej praktyka ustalania dobowych limitów sprzedaży gotówkowej jest stosowana przez kopalnie co roku, zawsze w okresie wzmożonych zakupów węgla przed sezonem grzewczym. Jednak dostawcy węgla mają inne zdanie i jasno stwierdzają, że podobnej sytuacji w kopalniach nie było od lat.
Kwiecień tego roku był początkiem wzrostu cen węgla rożnego sortymentu. Sierpniowa podwyżka ceny węgla wyniosła około 80 zł na tonie. Część ekspertyz mówi jasno, że wpływ na to ma cena węgla na rynkach światowych, która wzrasta. Ale o wiele bardziej niepokojącym powodem tego stanu jest słabe wydobycie węgla. Dodatkowo prezes PGG Tomasz Rogala mówił, że nie da się zrealizować planowanego wydobycia węgla kamiennego na poziomie 32 mln ton, m.in. z powodu problemów w kopalni Piast – Ziemowit.
Problemy więc są i nie można ich w ogóle bagatelizować, ponieważ dotyczą bezpośrednio surowca. Lada moment zacznie się w Polsce tzw. sezon grzewczy i zapotrzebowanie na węgiel automatycznie wzrośnie, szczególnie u odbiorców indywidualnych (jest to około 19% odbiorców węgla od PGG), którzy już teraz są niestety głównymi beneficjentami negatywnych skutków reformy górnictwa. Niepokojąca jest też sytuacja w firmach około-górniczych. Wiele takich firm nie potrafi zrealizować zleceń z powodu wielomiesięcznych opóźnień w płatnościach ze strony PGG. W mediach pojawiła się kilka miesięcy temu informacja o dużych problemach finansowych „Kopexu”, firmy zajmującej się produkcją i dostarczaniem maszyn, urządzeń oraz technologii dla górnictwa.
Przyszłość
Nie da się odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie co czeka polski przemysł wydobywczy. Tym bardziej, że trzeba go także wiązać z szeroko pojętą krajową energetyką oraz decyzjami dotyczącymi energetyki w UE. Od dłuższego czasu UE znowu wchodzi w kolejną fazę dekarbonizacji źródeł energii w związku z tzw. mixami energetycznymi. Polski system energetyczny oparty na 85% na węglu będzie musiał znowu zmierzyć się z unijnymi naciskami w tych kwestiach. Rząd obiecuje, że węgiel będzie stanowić główne źródło energii tworząc nawet po szerokich konsultacjach eksperckich Program dla sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 2016 -2030. Jednym z docelowych postulatów tego dokumentu jest wzrost zapotrzebowania na węgiel z 56,5 mln ton do między 70 mln a nawet 86 mln ton w 2030 r. Jednak patrząc na obecne posunięcia rządu premier Szydło przytoczona prognoza ma prawo budzić wątpliwości. Wszystko będzie zależeć więc od czynników zarówno politycznych, jak i ekonomicznych oraz technologicznych.
Kolejnym problemem może być ponowna próba dokapitalizowania PGG z pieniędzy publicznych, na co UE może nie dać już zgody, gdyż będzie to uznane za łamanie reguł wolnego handlu (oczywiście w mniemaniu unijnych biurokratów). Taka sytuacja może z kolei spowodować dekompozycje aktywów PGG, które mogą zostać przesunięte pod inne spółki energetyczne jak PGNiG i PGE, które też są udziałowcami PGG. Ewentualnie udziałowcy mogą chcieć przekształcić PGG w spółką akcyjną ze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, o czym wspomniał niedawno minister energii p. Tchórzewski. Inna spółka energetyczna – Tauron (poprzez spółkę Tauron Wydobycie) również coraz bardziej wchodzi w inwestycje związane z wydobywaniem węgla (Brzeszcze, Janina i Jaworzno). Warto przy tym wspomnieć, że wciąż brakuje dokładnego zestawienia na co poszły dokładnie 3 mld złotych na dokapitalizowanie PGG w momencie jej powoływania z państwowych spółek energetycznych. Sprawą również zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli.
Mimo rządowej propagandy sytuacja w górnictwie nie jest wcale stabilna. Zbyt silna dynamika procesów i wydarzeń wokół górnictwa oraz energetyki stawia wiele pytań o przyszłość najważniejszego surowca energetycznego w Polsce. Czas pokaże, a władzę (niezależnie z jakiej opcji politycznej się wywodzi) trzeba mocno w tych kwestiach recenzować.
W XIX wieku społecznicy byli przewodnikami oświaty, kultury – a jacy byli nauczyciele? Zdolni do poświęceń, konsekwentni w działaniu, powołani do obrony wartości i to bezwarunkowo, łącznie z przekonaniem o potrzebie oddania życia za Ojczyznę – jeśli taką będzie potrzeba. Literatura pedeutologiczna wskazuje na wiele pożądanych cech i umiejętności nauczyciela. Należą do nich: wiarygodność, intuicja, nieustanne odkrywanie, rozwijanie własnych poglądów indywidualność, chęć doskonalenia wewnętrznego, dojrzałość psychiczna i moralna. Świetny nauczyciel i pedagog to człowiek prawdziwy o wysokich walorach moralnych, niezależny, szanujący osobistą godność własną i uczniów. Do życia szkoły wnosi wartości moralno-wychowawcze, dążenia i cele dotyczące konkretnych, codziennych zadań i funkcji, profesjonalizm, aspiracje do twórczości oraz innowacyjności. Jest typem pedagoga-przyjaciela świadomego swojej roli, połączonej z artyzmem i pasją.
Dylematy, rozczarowania, rozdźwięk miedzy aspiracjami a oczekiwaniem, „czy wytrzymam tempo” – wyścig szczurów. Tak jest teraz.
Może trzeba wrócić do źródeł? Tekstów i wskazówek elementarnych?
Katechizm polskiego dziecka – tytuł to zarazem pierwszy wers utworu inaugurującego zbiór wierszyków patriotycznych, nawiązujący do dziecięcych wyliczanek sprawił, że stanowił on najprostszą formę edukacji patriotycznej najmłodszego pokolenia. Tytułowy utwór miał swą wersję dla dziewczynek: -Kto ty jesteś?/-Polka mała./-Jaki znak Twój?/-Lilija biała./
Ten wdzięczny, krótki utwór składał się z elementarnych pytań i odpowiedzi dotyczących tożsamości młodego Polaka, a zarazem ułatwił zapamiętanie symboli narodowych. Mimo swej lakonicznej formy był na tyle groźny według cenzury stalinowskiej, że w 1951 roku został objęty zapisem cezury i wszystkie antologie oraz oryginalne wydania Katechizmu, które uchowały się w bibliotekach, zostały z nich skrupulatnie wycofane. Innym, mniej znanym utworem jest wiersz Co kochać?:
Co masz kochać? pytasz dziecię,/Co dla serca jest drogiego?/Kochaj Boga, bo na świecie,/Nic nie stało się bez niego./Kochaj ojca, matkę twoją,/Módl się za nich co dzień z rana,Bo przy tobie oni stoją,Niby staż od Boga dana./Do Ojczyzny , po rodzinie,Wzbudź najczystszy żar miłości:/Tuś się zrodził w tej krainie,I tu złożysz swoje kości” (.
Zbiór wierszyków Bełzy cieszył się nieprzerwaną popularnością od 1900 do czasów stanu wojennego w Polsce, a babcie przekazywały z pamięci fragmenty wierszy. W okresie międzywojennym zamieszczano je w wypisach z literatury oraz podręcznikach, a w wydaniach „Naszej Księgarni” w 1974 i 1981 roku tytuł wiersza zastąpiono incipitem.
Uważajcie więc na wszelkie podróby, marionetki, manipulatorów i deklamujących wyuczone teksty, do których – choć recytują je publicznie – nie mają żadnego przekonania.
Erdogan stwierdził, że Kurdowie nie znajdą jedzenia jeśli nasze ciężarówki przestaną jeździć do Iraku.
Jego słowa są skierowane do władz irackiego Kurdystanu. Prezydent Turcji wypowiedział je po przeprowadzeniu referendum niepodległościowego. W Iraku rozpoczęło się w poniedziałek referendum, w którym mieszkańcy terenów kontrolowanych przez Kurdów odpowiadają na pytanie, czy chcą, by stały się one niepodległym państwem.
Mieszkańcy odpowiadają na pytanie: Czy chcesz, by Region Kurdystanu oraz kurdyjskie tereny poza administracją Regionu stały się niepodległym państwem? Wstępne wyniki pokazały, że aż 88% ludzi, którzy brali udział w głosowaniu opowiedziało się za niepodległością regionu.
Spotkało się to z ostrą krytyką Erdogana. Powiedział on m.in. Jeśli zaczniemy wdrażać sankcje, pozostaniecie tam wciśnięci. Jak tylko zakręcimy kurek to wszystko się kończy.
Erdogan ostrzegł także Kurdów przed proszeniem o pomoc. Zakomunikował, że Izrael nie uchroni ich przed sankcjami ze strony Turcji. Do ostatniego momentu nie myślałem, że Barzani popełni taki błąd. Myliliśmy się. Ta decyzja w momencie gdy nasze stosunki były najlepsze jest także oczywistą zdradą naszego państwa.
Wszystko co polskie jest moje: niczego się wyrzec nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to co jest w nim marne.
Roman Dmowski, “Myśli nowoczesnego Polaka”
Gdy byłem młodym narodowcem zaczytywałem się w różnych publikacjach dotyczących traktowania nas przez żydów. Pozycje takie jak książka ks. Stanisława Trzeciaka „Talmud o gojach” wywoływały w mnie ogromne oburzenie. W końcu Talmud jasno wskazuję tam nie-żydów jako bydło, mające jedynie pracować na tych, którzy są predysponowani do władzy. Rasizm posunięty do granic zdrowego rozsądku, w połączeniu z arogancją, a przede wszystkim z jasnym wskazaniem celu, czyli niszczenia naszych narodów powodowały w mnie złość na wyznawców żydowskiej księgi. Nigdy nie brałem nawet pod uwagę, by Polacy- mimo ogromnych możliwości politycznych, medialnych, propagandowych syjonistów- mogliby stać się opisanym przez Talmud bydłem.
Mimo wielkiego smutku, dziś uważam, że się myliłem. Każdy wyznawca Talmudu, mógłby teraz stanąć przede mną, mówiąc: „Popatrz. Mieliśmy rację. Zrobiliśmy z Was bydło”. Nie miałbym pojęcia jak miałbym mu odpowiedzieć.
Społeczeństwo polskie jest na dnie pod każdym względem. Intelektualnie można wmówić nam absolutnie wszystko. Kupujemy każde teorie jakie podsyła nam system, a udawana wojna pomiędzy zwolennikami PiS,a opozycją jest tego najlepszym przykładem i zatoczyła koło społeczne prawdopodobnie większe niż zakładano planując go. Polacy nie czytają i nie myślą. O świecie wiedzą tylko tyle ile powiedziano im w wiadomościach, czyli nic lub kłamstwa. Samokształcenie ich opiera się tylko na upokarzającym ludzką osobę coachingu, mającym na celu stworzenie z nich jeszcze lepszych- bo zmotywowanych- niewolników. Bo to Polacy wiedzą bardzo dobrze: oni muszą zarabiać. Muszą pracować dużo, by być najlepsi w wyścigu szczurów. Miłość do pieniędzy po upadku komunizmu nie mija, przybierając tylko nowe upadlające nas formy życia.
Jesteśmy dumni z naszej duchowości, jednakże i tutaj trzeba podkreślić, że ateiści często mają rację mówiąc o płytkości wiary Polaków. Brak zainteresowania własną religią, tępe uczestnictwo w Mszy traktowanej jako pokaz mody sąsiedzkiej nie jest jedynie sloganem mającym na celu osłabić Kościół Katolicki.
Silna rodzina, tak przecież ceniona przez nasz naród, stała się biurem księgowym, w którym coraz częściej jednostki po obliczeniu zysków i strat bez żalu decydują się na rozpad najważniejszej komórki społecznej.
Od kiedy nastała moda na patriotyzm, czujemy wyższość wobec zachodnich społeczeństw twierdząc z dumą, iż islamizm nigdy tu nie przejdzie, a nasz patriotyzm może zakończyć się dla nich bardzo boleśnie. Tymczasem jest to tylko tępa moda nie mająca nic wspólnego z tożsamością narodową. Jeżeli system będzie miał ochotę i potrzebę, bez problemu skieruję ją na wybrane przez siebie tory.
Polacy są niewolnikami zakochanymi w swoich kajdanach. Gdy spróbujemy je im zerwać, będą nas nimi okładać po głowie. Jemy trujące jedzenie, przypominające bardziej pasze, która ma dać nam energie na pracę i dać życie do jak najdłuższego wieku produkcyjnego. Oczywiście kupując jedzenie kierujemy się tylko ceną, gdyż zgodziliśmy się z rolą taniego najemnego pracownika. Na emigracji pracujemy za trzech, a niesamowitym luksusem wydaję się normalna zapłata. Wdychamy trujące powietrze, oglądamy urągające naszej inteligencji programy, a nasze poglądy na politykę opierają się na garsonkach premier i wysokości lidera partii. III Rzeczpospolita stała się idealną oazą najlepszych niewolników świata. Najlepszych bo nigdy się nie buntujących, wierzących do dzisiaj w wszystkie kłamstwa jakie im powiedziano, również w ostatni sterowany bunt czyli „Solidarność”. Na koniec III RP, gdy wybuchnie jakiś międzynarodowy konflikt, również będzie można nas łatwo wykorzystać. Wykrwawimy kolejny raz całe pokolenia pod hasłem „First to fight” i z dumą będziemy nazywać innych tchórzami. Jedyną nagrodą może będzie pochwała od zachodu. A my podziękujemy po raz kolejny i zapytamy czy możemy dla nich popracować. Historia kolejny raz zatoczy koło, a Polak będzie tak samo mądry po jak i przed szkodą.
Nacjonalizm jest dla nas ostatnią deską ratunku. Nie tylko dla narodu, ale każdego pojedynczego człowieka. Tylko on może realnie wyciągnąć nas z statusu bydła tworząc Nowego Człowieka. Dumnego, swoją godność utożsamiającego z wielkością swojego narodu. Pracującego dla swój interes, a nie oddający zdrowie i życie dla międzynarodowych koncernów. Wartościowego, za fundament swojego życia uznającego Boga i rodzinę. Bańka mydlana w jakiej żyjemy musi zostać przebita przez bolesną prawdę. Ona jedynie może nas wyzwolić.
Zarys dziecka w łonie matki na tle kobiety w ciąży. / Fot. Pixabay
Jest dziewczyną wyjętą spod prawa. W 2011 r. napisała list do „Gościa Niedzielnego”, dzięki któremu poznałem jej historię. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie jej osiągnięcia intelektualne, ale przede wszystkim pasja, wytrwałość i niezwykła życiowa mądrość. Obecnie jest studentką filozofii i pedagogiki specjalnej. Ma zespół Turnera, który polega na uszkodzeniu (lub braku) jednego z chromosomów X. Dziewczynki z tą wadą genetyczną, są w Europie (także w Polsce) zabijane w skutek dopuszczonej prawem aborcji eugenicznej. O pięknie życia, niesamowitych ludzkich możliwościach, miłości która nie liczy kończyn ani chromosomów, filmach, literaturze i wielkiej walce przeciwko wykluczeniu – z Katarzyną Waliczek, rozmawia Krzysztof Reszka.
Jakie mity dotyczące Zespołu Turnera wciąż są powtarzane?
Niektóre mity o tej wadzie genetycznej są dosyć śmieszne! Był kiedyś taki serial kryminalny (któryś z „CSI: kryminalne zagadki…”), gdzie przedstawiono historię dziewczynki porwanej jako 12-latka. Podróżowała przez wiele lat z mężczyzną podającym się za jej ojca. Ona cały czas udawała że jest w 6 klasie, a potem się przeprowadzali i tak wciąż na nowo. Było powiedziane że ta dziewczyna podchodzi już pod trzydziestkę, ale wciąż wygląda na 12 lat, bo… ma zespół Turnera! To było ciekawe (śmiech). Ale znów w książce z seksuologii dowiedziałam się, że dziewczyny z zespołem Turnera to już nie „wieczne dziewczynki”, ale za to mają „starczy wyraz twarzy”. Dziwne trochę, bo to dwie skrajności… (śmiech). Czasami myli się Zespół Turnera z Zespołem Turette’a – ze względu na podobną nazwę. Ale w zespole Turnera nie ma tego typu tików. To są zupełnie dwie różne wady. Innym mitem jest łączenie zespołu Turnera z niepełnosprawnością intelektualną. Nieraz wymienia się jednym ciurkiem zespół Downa, zespół Turnera i zespół Klinefeltera (wada genetyczna występująca u mężczyzn). Stąd może z rozpędu zespołowi Turnera mylnie przypisuje się występowanie niepełnosprawności intelektualnej. Błędy ze starych podręczników przepisywane są do nowych. Tymczasem, gdy wczytamy się w prasę medyczną, dowiemy się, że jedynie u 5% dziewczyn z zespołem Turnera występuje niepełnosprawność intelektualna, jeżeli choroba ma cięższą postać. Natomiast generalnie inteligencja jest całkowicie w normie. Dziewczyny mogą się rozwijać, studiować i mieć pracę. Mogą wchodzić w normalne związki, chociaż jest problem z płodnością. W niektórych podręcznikach do pedagogiki podchodzi się bardzo pobieżnie do tematu. Rzucane są hasła: niski wzrost, bezpłodność, niepełnosprawność intelektualna, osobnik płci żeńskiej…
Osobnik? Brzmi jakby pisali o zwierzęciu. Ja powiedziałbym po prostu dziecko, dziewczynka, kobieta.
No właśnie, to jest osoba, a nie jakieś monstrum. Zresztą często wygląd kobiety z zespołem Turnera nawet nie wyróżnia się wśród otoczenia. Zazwyczaj będą to kobiety raczej niższe, ale dzięki terapii hormonalnej osiągają wzrost ponad 150 cm. Jedna moja przyjaciółka z zespołem Turnera ma nawet 160 cm wzrostu.
Nie mogę zrozumieć dlaczego w wielu krajach świata… Aż zadrżałem mając postawić to pytanie… Dlaczego osobom takim jak Ty odmawia się prawa do życia? Dlaczego dziewczynki u których badania prenatalne wykryły zespół Turnera są mordowane jeszcze przed narodzeniem w łonach matek? Przecież nawet zwolennik aborcji przyzna że nie cierpisz z powodu żadnego ciężkiego kalectwa – chodzisz, rozmawiasz, studiujesz, tańczysz na imprezach i to całkiem nieźle, rozwijasz zainteresowania, ludzie Cię lubią, masz wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Po co ta aborcja?
Osoba z wadą genetyczną kwalifikuje się do aborcji eugenicznej… Widzę niebezpieczeństwo w dążeniu do posiadania dziecka idealnego. Pojawiają się głosy – pisze o tym np. bioetyk australijski Julian Savulescu – że obowiązkiem moralnym rodziców jest wybór najlepszego embrionu. Chcąc stworzyć dziecku najlepsze warunki przyjmuje się, że nie może mieć „życia niewartego przeżycia”. A jeżeli ma, to rzucane są oskarżenia: To jest twoja wina rodzicu! Jesteś nieodpowiedzialny! – Tak jakby zabicie dziecka w wieku prenatalnym było w porządku, a okrucieństwem jest przyjęcie go z miłością i wychowanie. Pojawiają się takie głosy. Ja jako osoba, która tak naprawdę dość późno dowiedziała się o swojej chorobie genetycznej – w wieku 10-11 lat – mogę studiować, żyć, mieć normalne problemy i szanse. Biorę tabletki na tarczycę i lecę na zajęcia. Wracam z zajęć i przyklejam plaster hormonalny. Nie martwię się chorobą. A tymczasem czytam artykuły, gdzie się stwierdza, że życie z wadą genetyczną jest „niewarte przeżycia” i powinno się wybierać tylko najlepsze embriony.
To mi przypomina pewnego szalonego pana z dziwnym wąsem, który wygadywał jakieś brednie o czystości rasy panów i usuwaniu podludzi…
To jest dla mnie absurd. Gdyby ktoś miał wybrać ten najlepszy embrion, no to z pewnością nie wybrałby mnie, bo przecież lepiej taki gdzie żaden chromosom X nie jest uszkodzony. Julian Savulescu postuluje selekcję najlepszego embrionu pod względem stanu zdrowia, inteligencji, czy odpowiednich cech, a nawet płci. Więc jeśli w jakimś społeczeństwie chłopiec miałby lepsze życie, to raczej należałoby wybrać chłopca…
W takim wypadku słynny Nick Vujicic, jako człowiek bez rąk i nóg, nie miałby żadnych szans…
Dokładnie tak. Ale jego rodzice nie chcieli użalać się nad nim. Oczywiście w takich sytuacjach na początku jest szok, trudne emocje, nawet poczucie że ktoś podmienił dziecko, pytania „dlaczego akurat nas to spotkało?”. Jednak jego rodzice postanowili, że będą go wspierać, stworzą mu różne udogodnienia, żeby był jak najbardziej samodzielny i dzięki temu zyskał nadzieję. No dobrze, nie ma rąk, nie ma nóg, ale kto powiedział że nie może mieć własnej firmy, że nie może być mówcą, mężem? On potrafi świetnie motywować ludzi, wspierać ich w trudnych sytuacjach, inspirować młodzież i dorosłych. Kiedy mówi o tym, jak odnaleźć sens życia, jest w tym wiarygodny. Nick ma teraz żonę i dwójkę dzieci.
Wydawałoby się, że to niezwykle trudne dla człowieka bez rąk i nóg. A jednak znaleźli się ludzie, którzy odkryli, że to jest niezwykły, wspaniały człowiek! Natomiast, kiedy mielibyśmy wybierać tylko „najlepsze” embriony, albo chcielibyśmy przy pomocy inżynierii genetycznej stwarzać ludzi według własnego zamówienia, to odrzucamy osoby, które już zaistniały a mają jakąś wadę. Być może ta niepełnosprawność łączy się z jakimś ich talentem, możliwością…
Na przykład tak jak w przypadku Helen Keller, która była jednocześnie głucha i niewidoma, a mimo to była wykształcona, świetnie znała Stary i Nowy Testament, korespondowała z Churchillem, pisała książki, była działaczką na rzecz równouprawnienia kobiet, wspierała robotników…
Tak! Przypadek Helen Keller też jest ciekawy, bo chcąc wybierać te najlepsze embriony, zapomina się, że dziecko może przecież ulec wypadkowi lub chorobie później. Helen Keller zachorowała jako niemowlę, zanim nauczyła się mówić. Straciła wzrok i słuch… Skończyła studia, dużo czytała, pisała książki, była działaczką… Podsuwano jej tylko najlepsze książki, które czytała znając pismo Braille’a. Kiedy sama pisała, to pisała wysoką angielszczyzną. Nie tylko znała język, ale to był piękny język, szlachetne wyrażenia, dlatego, że takie książki drukowano w piśmie Braille’a.
Jej mózg musiał się nieźle nagimnastykować, żeby wytworzyć jakieś pojęcie o świecie, nauczyć się przetwarzać dane bez wzroku i słuchu! Coś niesamowitego…
Ale właśnie – w Helen Keller ktoś uwierzył! Jej rodzice postanowili wybrać najlepszą nauczycielkę, później szkoły, uniwersytety. Najpierw byli ludzie, którzy uwierzyli, że można z nią mieć jakiś kontakt, potem byli ludzie, którzy zauważyli, że ona jest wybitna! Miała wielki talent do języków, znała grekę, łacinę, angielski, niemiecki, francuski… Znając pismo Braille’a oraz porozumiewając się gestem np. wypisując palcem litery na dłoni, była w stanie publikować, czytać, poznawać świat, studiować. Ale musiał pojawić się ktoś, kto nie spisał jej na straty. Wiemy jednak, że niepełnosprawność może być bardzo głęboka. Są dzieci, które umierają zaraz po urodzeniu. Ale to nie znaczy, że one są gorsze. Każde życie ma wartość. Nawet, jeżeli dziecko będzie żyło tylko kilka godzin albo kilka dni – to nie znaczy, że ono jest mniej osobą! Są rodzice, którzy w takich sytuacjach decydują się sprowadzić fotografa, żeby były profesjonalne zdjęcia z dzieckiem, księdza aby odbyła się ceremonia chrztu. Okazują temu dziecku miłość, przytulają go, dziecko ma zabawki. To pokazuje, że to dziecko jest osobą, jest akceptowane, kochane…
A często żyje dłużej niż się wszyscy spodziewają…
Tak, np. ja urodziłam się z wadą nerek. O tym lekarze wiedzieli, więc zostałam ochrzczona w trzeciej czy czwartej dobie życia. Nie było pewności jak to będzie… Dziecko raczej drobne, no nie wiadomo… Nefrolodzy musieli mieć sytuację pod kontrolą. Ale wyszłam z tego. Dalej mam wadę, ale nerki nauczyły się w miarę funkcjonować.
A jednak żyjesz i choć jesteś młoda, zdążyłaś już nieźle rozruszać życie społeczne i intelektualne w Polsce! Masz za sobą pierwsze próby literackie, zdobyłaś tytuł laureata olimpiady filozoficznej oraz finalisty olimpiady literatury i języka polskiego. Napisałaś list do Gościa Niedzielnego, który już od 5 lat jest wciąż udostępniany na Facebooku i czytany z wypiekami na twarzy. Bierzesz udział w konferencjach i publikujesz. A dlaczego podjęłaś takie a nie inne kierunki studiów?
W liceum chodziłam do klasy humanistycznej, z myślą, że wybiorę psychologię. Ale przez dwa lata mieliśmy filozofię. Profesor Krzysztof Śleziński z Uniwersytetu Śląskiego prowadził te lekcje, organizował etap okręgowy olimpiady i wciągał w to ludzi. W pierwszej klasie już po drugiej lekcji wiedziałam, że chce się tym zająć. W drugiej klasie na poważnie zajęłam się literaturą. Pani polonistka Barbara Seweryn postanowiła mnie wciągnąć w olimpiadę z języka polskiego. Wszyscy mówili, że skoro jestem finalistką z polskiego i laureatką z filozofii, to nie mogę iść na samą filozofię. Zaczęłam studia na MISH (Międzywydziałowy Instytut Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim). Głównym kierunkiem była filozofia, ale dobierałam sobie także przedmioty z innych wydziałów.
A po licencjacie?
Postanowiłam kontynuować studia filozoficzne. Wtedy coraz bardziej już wchodziłam w ruch pro-life, zbieraliśmy podpisy przeciwko aborcji eugenicznej. Podczas pewnej rozmowy ktoś mi powiedział: „A bo pani nie wie jak to jest w tych ośrodkach dla chorych dzieci”. Nie chciałam tłumaczyć, że też wiele czasu spędziłam w szpitalach, bo jednak nie mam niepełnosprawności intelektualnej ani poważnej ruchowej. Chciałam poznać ten świat, dlatego podjęłam też drugi kierunek studiów – pedagogikę specjalną. Zobaczymy czy w przyszłości będę się zajmować dziećmi czy kontynuować pracę filozoficzną. Te studia świetnie się łączą. Interesuje mnie poznawanie rozwoju człowieka, wartości człowieka jako osoby. Te tematy podejmuje filozofia ale również pedagogika specjalna, gdzie praktycznie zastanawiamy się jak wspierać najpierw dziecko z niepełnosprawnością, a potem dorosłego. Z filozofii piszę pracę magisterską o współczesnych dyskusjach na temat eugeniki prenatalnej.
Jak to się stało, że zaangażowałaś się w działalność Fundacji Pro – Prawo do Życia?
Wszystko zaczęło się od mojego listu w Gościu Niedzielnym. Przeczytał go prezes Fundacji, pan Mariusz Dzierżawski, który się ze mną skontaktował. Już wcześniej znał Malinę Świć, która również ma zespół Turnera, jest lekarzem, poetką i działaczką pro-life. Kiedy byłam na pierwszym roku studiów, 1 grudnia, poszłam na pikietę organizowaną przez krakowską komórkę Fundacji Pro. Odbyłam kurs dla pro-liferów. Bardzo zaangażowałam się w zbiórkę podpisów pod projektem ustawy znoszącym aborcję eugeniczną. Nadal jestem związana z Fundacją i angażuję się w kolejne projekty.
W debacie publicznej jesteś żywym, chodzącym argumentem pro-life. Samym swoim istnieniem ukazujesz że na tym świecie istnieje Piękno i, że warto o nie walczyć!
Mam chorobę genetyczną i żyję normalnie. Ale są matki, które mogą dowiedzieć się, że ich dziecko ma jakąś chorobę genetyczną i nie wiedzą na czym to polega. Wiele dziewczynek z zespołem Turnera może paść ofiarą aborcji eugenicznej. Dotarłam do badań z 11 krajów europejskich, z których wynika, że diagnoza zespołu Turnera w wieku prenatalnym kończy się przerwaniem ciąży w 60% – 80% przypadków. Główną przyczyną legalnych aborcji dokonywanych w Polsce jest podejrzenie choroby lub upośledzenia u dziecka.
Jakie książki lubisz?
Od dziecka interesowała mnie brytyjska fantastyka. W dzieciństwie przeczytałam np. „Władcę Pierścieni” Tolkiena, „Koralinę” i „Nigdziebądź” Neila Gaimana. Ostatnio odkrywam Pratchetta. Jeśli chodzi o C.S. Lewisa to wszystkie części „Opowieści z Narnii” przeczytałam dopiero na studiach w okresie jednego Wielkiego Postu. Oprócz tego, najlepsze co napisał, to moim zdaniem „Listy starego diabła do młodego”. Teraz w dużej mierze lubię książki z pogranicza filozofii i teologii np.”Wprowadzenie w chrześcijaństwo” Ratzingera, „Wyznania” św. Augustyna, czy „Ortodoksję” Gilberta K. Chestertona. Sięgam też po encykliki czy „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny. Chętnie czytam prawdziwe historie, np. „Widzę moje dziecko we śnie” Karin Struck. Polecam autobiografie Helen Keller czy Nicka Vujicica. Bardzo cenię też audiobooki ojca Adama Szustaka OP.
Jak wiara w Jezusa Chrystusa zmienia Twoje życie?
Moja wiara obudziła się po bierzmowaniu. Zaczęłam się więcej modlić, słuchać rocka chrześcijańskiego. Później w Krakowie chodziłam na spotkania w Beczce (duszpasterstwo akademickie u o. dominikanów). Odkryłam, że katolik może chodzić na Mszę codziennie, że tak można i to jest fajne. Codziennie między zajęciami staram sie znaleźć czas na Mszę. Czasami wzruszam się słuchając w kościele Słowa Bożego, nieraz czuję, że te teksty bardzo przemawiają do mojego serca, potrafią mnie poprowadzić w jakiejś konkretnej sytuacji. Bóg nie chce Cię potępiać ale dać Ci pełnię życia. Zna wszystkie Twoje słabości ale właśnie tym bardziej Cię zaprasza, okazuje miłosierdzie. Nawet przez te słabości wskazuje Ci powołanie. Bardzo ważna jest dla mnie taka myśl, że Bóg stwarza człowieka jako Artysta. Daje każdemu z nas jakieś powołanie. Może się zdarzyć, że człowiek żyje sto lat, a może to być dziecko które umiera bardzo wcześnie. Ale każde życie ma tutaj jakiś sens. Chodzi o to, żeby odkrywać Boże dary i ich nie zmarnować. Bóg zawsze nas przyjmuje, nawet jeśli nie wszystko potrafimy zrozumieć. Ja miałam taką tendencję, żeby raczej narzekać, zamartwiać się, rozpamiętywać różne problemy, skupiać się na grzechach, słabościach, smutnych wydarzeniach na świecie. Ale chce się uczyć innej postawy – dziękczynienia. Nauczyłam się patrzeć inaczej. Bóg daje nam pewne dary i warto cały czas z nimi pracować, dawać siebie innym. Dawniej szukałam u Boga przede wszystkim pocieszenia, teraz widzę, że On także pomaga mi kształtować samą siebie. Staram się nie pobłażać sobie w sprawie żadnego grzechu, ale odkrywam to, że Bóg mnie rozumie i mogę Mu ufać. Dziewczyny z zespołem Turnera na ogół nie mogą mieć dzieci, tylko w nielicznych przypadkach zdarza się, że zachodzą w ciążę. Ale można popatrzeć na tę sytuację jako na zaproszenie, aby tym bardziej zainteresować się dziećmi niepełnosprawnymi i im pomagać.
Jakie filmy polecasz?
Ostatnio zachwycił mnie film „Obce niebo”. To trzeba zobaczyć. Porusza ważny temat, o którym się mało mówi, czyli problem porywania dzieci przez opiekę społeczną w krajach skandynawskich czy Niemczech. Jest to świetnie opowiedziane jeśli chodzi o pokazanie nastroju, grę aktorską. Lubię musical „Once”. Z dokumentów – film Grzegorza Brauna „Nie o Mary Wagner”. Duże wrażenie zrobił też na mnie „The Human Experience”. Jednym z moich ulubionych filmów jest „Bella”.
Dziękuję Ci Kasiu za rozmowę, życzę wytrwałości we wszystkich Twoich działaniach. Oboje zapraszamy Państwa do obejrzenia naprawdę dobrego filmu pt. „Bella”, który otrzymał Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto 2006 r. Z przygotowaniami do tego filmu, wiąże się niezwykła historia, która całkowicie odmieniła życie wielu ludzi i nadal trwa!
Agencja IPR Marketing przeprowadziła badanie wśród muzułmanów. Wynika z niego, że co trzeci muzułmanin nie chce się integrować w kraju swojego zamieszkania. Muzułmanie wskazali też kraj, w którym czują się najgorzej. I nie chodzi tu o Polskę czy Węgry.
Z badań przeprowadzonych w 15 krajach UE w których istnieją największe skupiska muzułmanów wynika wprost, że najlepiej muzułmanom żyje się w Finlandii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Z kolei najgorszej muzułmanom jest we Włoszech.
Co więcej, z badań przeprowadzonych przez agencję IPR Marketing wynika, że 58 proc. żyjących w tym kraju wyznawców islamu nie czuje się zintegrowanych. Badania wykazują także, że co trzeci w ogóle nie ma na to ochoty.
Wśród włoskich muzułmanów bardziej przywiązane do islamu są pokolenia starsze, powyżej 50. roku życia. W tej kategorii wiekowej 82 proc. badanych opowiada się na przykład za obowiązkowym welonem dla kobiet, a 74 proc. nie pozwoliłoby swym córkom na studia wyższe.
Wśród młodych odsetki te są mniej więcej o połowę niższe (43 proc. i 34 proc.). Starsi muzułmanie popierają też zasadniczo cele, do których dążą islamscy terroryści, nie zgadzają się jednak na stosowane przez nich środki.
W Komentarzu Mediów Narodowych gościliśmy Krzysztofa Bosaka, wiceprezesa Ruchu Narodowego. Głównym tematem rozmów były zmiany w sądownictwie oraz propozycje prezydenta Andrzeja Dudy w tej kwestii.
Przypominamy, że prezydent miał przede wszystkim zastrzeżenia do nieograniczonej władzy, jaką otrzymałby rząd po podpisaniu ustaw o KRS i SN. Przedstawionego przez niego zmiany mają mieć charakter społeczny i wprowadzać zmiany, które obiecał w kampanii wyborczej.
Bosak stwierdził m.in. Jako partia stanowiska w tej sprawie nie wydaliśmy. Będziemy o tym na pewno dyskutować. Mój komentarz nie będzie zaskakujący. Propozycje prezydenta skupiają się na tym samym co poprzednio.
Tomasz Kalinowski stwierdził, że doszło do rozbicia obozu rządzącego – taka sytuacja trwa już od wiosny. Gość Mediów Narodowych skomentował – Mnie osobiście zaskoczyły propozycje prezydenta. Myślę, że to element gry politycznej. Napięcie między PiSem i prezydentem może być realne.
Całość rozmowy można obejrzeć w poniższym materiale. Aby być na bieżąco z produkcjami Mediów Narodowych subskrybuj nasz kanał na portalu YouTube!