W nocy z niedzieli na poniedziałek piłkarze Legii zostali pobici przez kibiców. Informację, którą podał Krzysztof Stanowski na Twitterze, potwierdziliśmy w zespole.

 


Gdy drużyna zajechała w nocy na klubowy parking, czekało tam na nią ponad 50 kibiców. Do autokaru wszedł lider kibicó Legii “Staruch” i poprosił ich na zewnątrz. Piłkarze sądzili, że czeka ich nieprzyjemna rozmowa, ale od razu zostali skarceni. Niezadowoleni fani uderzali piłkarzy Legii Warszawa z “liścia w twarz”. Tak, by czuli się upokorzeni, ale nie odnieśli większych obrażeń. Oberwał nawet asystent trenera Aleksandar Vuković. Bez szwanku wyszedł za to nowy szkoleniowiec Legii Romeo Jozak, który stał z boku.

Akcja trwała około 10 minut. Po niej zawodnicy rozjechali się do domów, myśląc nie tylko o porażce i wydarzeniach z parkingu. W ich głowach zostały też słowa wypowiedziane przez atakującą ich grupę. “Jeśli w kolejnym meczu zagracie tak samo, to znów przyjdziemy” – mieli usłyszeć zawodnicy Legii. Po przerwie na mecze reprezentacji, mistrzowie Polski podejmą Lechię Gdańsk.

medianarodowe.com / onet.pl

Dodano w Bez kategorii

Z informacji jakie udało się na tę chwilę uzyskać wiemy, że w hotelu Mandalay Bay, podczas koncertu, doszło do strzelaniny. Funkcjonariusze zamknęli ulicę w promieniu 1,5 km od miejsca zdarzenia, gdzie już jest jednostka antyterrorystyczna.

Hotel Mandalay Bay znajduje się w Las Vegas. Według świadków, dwóch napastników otworzyło ogień do bawiących się na koncercie rockowym osób. Impreza odbywała się na 32. piętrze hotelu. Trwa wymiana ognia między antyterrorystami a uzbrojoną grupą napastników.

Dodano w Bez kategorii

Mit: USA zostały zmuszone do wypowiedzenia wojny Japonii po zupełnie niespodziewanym japońskim ataku na amerykańską bazę morską na Hawajach 7 XII 1941 r. Jako że Japonia była w sojuszu z nazistowskimi Niemcami – agresja automatycznie wepchnęła Amerykę w wojnę z Niemcami.

Rzeczywistość: Administracja Roosevelta już od pewnego czasu była chętna do pójścia na wojnę z Japonią. Szukała pretekstu do starcia poprzez embargo na ropę i inne prowokacje. Złamawszy japońskie kody, Waszyngton wiedział o japońskiej flocie płynącej do Pearl Harbor, lecz był uradowany atakiem. Administracja była pewna, że ułatwi to „sprzedanie” wojny dla ogromnej większości Amerykanów, którzy byli jej przeciwni.

Japoński atak, w przeciwieństwie do amerykańskiego ataku na Japonię, także był „pożądany” ze względu na uniknięcie wypowiedzenia wojny przez Niemcy, które na mocy traktatowych porozumień były zobowiązane pomóc Japonii tylko w przypadku gdyby została zaatakowana. Jednak, z powodów niemających nic wspólnego z Japonią i z USA a z załamaniem się niemieckiej „wojny błyskawicznej” przeciwko Związkowi Sowieckiemu, Hitler z własnej woli wypowiedział wojnę USA w kilka dni po Pearl Harbor – 11 XII 1941 r.

Jesień 1941. USA wtedy, tak jak i dziś, były rządzone przez „Elitę Władzy” przemysłowców, managerów, wiodące korporacje i banki – przez znikomą część populacji. Wtedy, tak jak i dziś, ci przemysłowcy i finansiści – „Korporacyjna Ameryka” – mieli bliskie powiązania z najwyższymi osobistościami w armii, „dyktatorami” – socjolog z Uniwersytetu Columbia C. Wright Mills ukuł termin „elita władzy”(1) tak ich nazywając – i przez których kilka lat później, wielka kwatera, zwana Pentagonem, została założona na brzegach Potomacu.

W rzeczywistości „kompleks przemysłowo-wojenny” istniał już wiele dekad przed tym zanim prezydent Eisenhower, przechodząc na emeryturę, nadał mu taką właśnie nazwę. Mówiąc o prezydentach: w latach 30. i 40., tak wtedy jak i dziś, Elita Władzy „usłużnie” zezwalała Amerykanom co cztery lata na wybór między dwoma członkami elity – jeden z nich nazywany „demokratą”, drugi „republikaninem”, ale niewiele ludzi znało różnicę – do rezydowania w Białym Domu w celu wyznaczania i zarządzania polityką wewnętrzną i zagraniczną. Polityki te służyły – i nadal służą – interesom Elity Władzy. Innymi słowy – polegają na promowaniu „interesów”. To słowo – klucz oznaczające maksymalizację profitów wielkich korporacji i banków będących członkami tejże elity.

Jak prezydent Calvin Coolidge szczerze przyznał w latach 20., „interesem Ameryki (mając na myśli rząd USA) jest biznes”. W 1941 r. lokatorem Białego Domu był wierny członek Elity Władzy, latorośl bogactwa, z uprzywilejowanej i potężnej rodziny: Franklin D. Roosevelt, często pisany „FDR”. (Notabene bogactwo rodziny Rooseveltów zostało zbudowane, przynajmniej częściowo, na handlu opium z Chinami; jak to Balzak napisał: „za każdą wielką fortuną czai się zbrodnia.”)

Zdaje się, że Roosevelt dobrze służył Elicie Władzy. Został przecież nominowany (trudna sprawa!) i wybrany (to już łatwizna!) w 1932, 1936 i w 1940 r. Było to niezwykłe osiągnięcie jako że „brudne trzydzieste” lata, zapisały się w cieniu „wielkiej depresji”, a napięcia międzynarodowe doprowadziły do wybuchu wojny w 1939 r. Praca Roosevelta – służba elicie – była trudnym zadaniem, ponieważ wewnątrz kręgu samych zainteresowanych ścierały się różne poglądy na to co dla nich jest najlepsze – co sam prezydent powinien dla nich robić. W odniesieniu do ekonomicznego kryzysu, niektórzy przemysłowcy i bankierzy byli zupełnie zadowoleni z prezydenckiej polityki kinseyowskiej – znanej jako „New Deal” – która przyniosła głęboką interwencję państwa w stosunki ekonomiczne; tymczasem inni sprzeciwiali się temu, głośno domagając się powrotu do leseferystycznej ortodoksji. Elita Władzy podzielona była także w kwestii stosunków zagranicznych.

Właściciele i managerowie wielu amerykańskich korporacji – włączając Forda, General Motors, IBM, ITT i Standard Oil of New Jersey Rockefellera, teraz znany jako Exxon – bardzo lubili Hitlera; jeden z nich – William Knudsen z General Motors – nawet gloryfikował niemieckiego fuhrera jako „cud XX w.”(2) Powód: przygotowując się do wojny, Hitler zbroił Niemcy po zęby i wiele oddziałów amerykańskich korporacji w Niemczech zarabiało fortuny na niemieckim „boomie zbrojeniowym”, produkując ciężarówki, czołgi i samoloty tam na miejscu, jak np. fabryka GM Opel w Rüsselsheim i Ford-Werke, wielki zakład Forda w Kolonii; tak jak Exxon i Texaco zarabiając krocie na dostawach ropy do hitlerowskich czołgów jadących w 1939 na Warszawę, na Paryż w 1940 i na Moskwę w 1941 r. Nic dziwnego, że właściciele i managerowie tych korporacji pomogli w organizacji uroczystego świętowania niemieckich zwycięstw przeciwko Polsce i Francji na wielkim przyjęciu w Waldorf-Astoria Hotel w Nowym Yorku 26 VI 1940 r.!

Amerykańskim „kapitanom przemysłu” jak Henry Ford, podobał się także sposób w jaki Hitler stłamsił niemieckie związki, wyjmując spod prawa wszystkie partie pracy i umieszczając komunistów i wielu socjalistów w obozach koncentracyjnych; życzyli sobie żeby Roosevelt tak samo potraktował upierdliwe związki w Ameryce i „czerwonych”, nadal licznych w latach 30. i na początku lat 40. Ostatnią rzeczą jakiej chcieli ci ludzie to wciągnięcie przez Roosevelta USA do wojny po stronie niemieckich wrogów; byli oni „izolacjonistami” (lub „nie-interwencjonalistami”), tak jak i większość opinii publicznej w lecie 1940 r. Sondaż Gallup Poll z października 1940 r. pokazał, że 88 % Amerykanów nie chciało mieszać się do wojny w Europie.(3) Nic dziwnego więc, że nie było żadnych znaków na to, że Roosevelt zechce poddać restrykcjom handel z Niemcami, ruszając samotnie na antyhitlerowską krucjatę. W rzeczywistości podczas kampanii prezydenckiej na jesieni 1940 r., solennie obiecywał, że „(nasi) chłopcy nie zostaną wysłani na żadne zagraniczne wojny”.(4)

To, że Hitler rozbił Francję i inne demokratyczne kraje nie miało znaczenia dla typów z amerykańskich korporacji robiących z nim interesy. Czuli, że przyszłość Europy należy do faszyzmu, szczególnie do jego niemieckiej odmiany – nazizmu, niż do demokracji. (W charakterystyczny dla siebie sposób, prezes General Motors, Alfred P. Sloan, zadeklarował, że dobrze iż w Europie demokracja ustępuje miejsca „alternatywnemu systemowi (faszyzmowi) z silnymi, inteligentnymi i agresywnymi liderami, którzy sprawią, że ludzie będą pracowali dłużej i ciężej i którzy mają instynkt gangsterów – wszelkie dobre cechy”!).(5) Ponieważ naprawdę nie chcieli, by przyszłość Europy należała do ewolucyjnej lub rewolucyjnej (komunizm) wersji socjalizmu, przemysłowcy amerykańscy byli szczególnie szczęśliwi, kiedy rok później, Hitler w końcu zrobił to o czym marzył od dawna, mianowicie, zaatakował Związek Sowiecki w celu zniszczenia ojczyzny komunizmu i jego źródła wsparcia, wsparcia „czerwonych” na całym świecie, także w USA.

Podczas gdy wiele korporacji było zaangażowanych w intratne interesy z nazistowskimi Niemcami, inne miały teraz apetyt na interesy z Wielką Brytanią. Ten kraj – wraz z Kanadą i innymi krajami brytyjskiego imperium – był jedynym pozostałym wrogiem Niemiec od jesieni 1940 do czerwca 1941 r., kiedy Hitler zaatakował Związek Sowiecki, czyniąc tym samym sojusznikami Brytyjczyków i sowietów. Wielka Brytania desperacko potrzebowała wszelkiego rodzaju wyposażenia do kontynuowania oporu wobec Niemców, chciała robić zakupy w USA, ale nie mogła płacić ze względu na legislację „cash and carry”. Jednak Roosevelt umożliwił amerykańskim korporacjom skorzystanie z tej okazji, kiedy 11 III 1941 r. wprowadził słynny program lend-lease, dostarczający Brytyjczykom wirtualny, nielimitowany kredyt na zakup ciężarówek, samolotów i innego sprzętu w USA. Eksport lend-lease do Wielkiej Brytanii wygenerował ogromne zyski nie tylko na konto zaangażowanych wielkich biznesów, ale także dlatego iż eksport spowodował inflację cen i przyniósł defraudanckie praktyki jak podwójna księgowość.

Toteż część korporacyjnej Ameryki zaczęła sympatyzować z Wielką Brytanią. Mniej „naturalny” fenomen niż bylibyśmy dziś skłonni wierzyć. (W rzeczywistości, po uzyskaniu przez Amerykę niepodległości, eks-ojczyzna długo pamiętała Wuja Sama jako głównego wroga; i w późnych latach 30. XX w. amerykańskie wojsko nadal posiadało plany wojny z Brytyjczykami i inwazji na Dominium Kanadyjskie, w skład tych drugich wchodziło zastosowania bombardowań miast i użycie gazów trujących.)(6) Niektórzy z korporacyjnego elektoratu, jednak niewielu, zaczęło wspierać wejście USA do wojny po stronie Brytyjczyków; zostali nazwani „interwencjonalistami”. Oczywiście wiele, jeśli nie wszystkie, wielkich amerykańskich korporacji robiło interesy zarówno z nazistami jak i z Brytyjczykami, a jako że odtąd i administracja Roosevelta zaczęła przygotowywać się do możliwej wojny – zwiększając nakłady na wojsko, zamawiając sprzęt każdego rodzaju – zaczęli zarabiać jeszcze więcej, zaopatrując amerykańskie wojsko we wszelkie potrzebne materiały.(7)

Jeśli było coś co do czego wszyscy liderzy korporacyjni w Ameryce mogli się zgodzić, niezależnie od ich indywidualnych sympatii wobec Hitlera lub Churchilla, to to, że wojna w Europie w 1939 r. była dobra, nawet wspaniała, dla biznesu. Zgadzali się także w tym, że im dłużej będzie trwała, tym lepiej dla nich wszystkich. Z wyjątkiem kilku najbardziej zagorzałych probrytyjskich interwencjonistów, uważali, że nie ma potrzeby by USA bezpośrednio brały udział w wojnie i, w szczególności, występowania przeciwko Niemcom. Najkorzystniejsze dla Korporacyjnej Ameryki byłoby przeciąganie wojny tak długo jak to tylko możliwe, aby wielkie korporacje mogły zaopatrywać Niemców, Brytyjczyków, ich sojuszników i samą Amerykę. Przeto Henry Ford „wyraził nadzieję iż ani alianci ani oś nie wygra (wojny)”, i zasugerował, że USA powinny zaopatrywać obie strony w „narzędzia podtrzymujące walkę dopóki jedni i drudzy nie upadną”. Ford praktykował to co głosił. Jego fabryki w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, okupowanej Francji zaopatrywały w sprzęt obie strony konfliktu.(8) Dla większości ludzi wojna była piekłem, ale dla amerykańskich „kapitanów przemysłu”, jak Ford, była spełnieniem marzeń.

Sam Roosevelt generalnie uważał się za zwolennika interwencji, ale w Kongresie zdecydowanie przeważali izolacjoniści i nie wyglądało na to, że USA szybko, jeśli w ogóleJ, przystąpi do wojny. Jednak wskutek amerykańskiego eksportu do Wielkiej Brytanii, poprzez lend-lease, stosunki amerykańsko-niemieckie zdecydowanie uległy pogorszeniu. Na jesieni 1941 r. seria incydentów między niemieckimi łodziami podwodnymi a amerykańskimi niszczycielami eskortującymi frachtowce płynące do Anglii, doprowadziła do kryzysu, który przerodził się w „niewypowiedzianą wojnę”. Lecz nawet ten epizod nie doprowadził do aktywnego zaangażowania się USA w europejskie działania. Korporacyjna Ameryka robiła piękne interesy na status quo i po prostu nie była zainteresowana prowadzeniem antynazistowskiej krucjaty. Tymczasem Niemcy ugrzęzły w wielkim projekcie Hitlera, jego misji zniszczenia Związku Sowieckiego. W tej wojnie nic nie szło według planu. Blitzkrieg na Wschodzie rozpoczęty w czerwcu 1941 r., „miał rozbić sowietów jak jajko” w 4-6 tygodni, jak uważali eksperci wojenni nie tylko w Berlinie, ale także w Waszyngtonie. Jednak na początku grudnia Hitler nadal oczekiwał na białą flagę ze strony przeciwnika. Aż tu 5 XII 1941 r. Armia Czerwona ruszyła z kontrofensywą spod Moskwy i nagle Niemcy znaleźli się w poważnych tarapatach. Ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebował Hitler to wojna z USA.(9)

W latach 30. XX w. amerykańskie wojsko nie miało planów, nie przygotowywało planów do prowadzenia wojny z Niemcami. Z drugiej strony – plany takie istniały w stosunku do Wielkiej Brytanii, Kanady, Meksyku i Japonii.(10) Dlaczego przeciwko Japonii? W latach 30. XX w. USA były jedną z największych potęg przemysłowych i, jak to z takimi potęgami bywa, stale poszukiwały źródeł tanich surowców jak guma i ropa, a także rynków zbytu na swoje produkty. Już pod koniec XIX w. Ameryka pilnie strzegła swoich interesów poprzez rozszerzanie swoich wpływów ekonomicznych, a czasem nawet politycznych, na oceany i kontynenty. Ta agresywna, „imperialistyczna” polityka – prowadzona bezwzględnie przez prezydentów takich jak Theodore Roosevelt, kuzyn FDR – przyniosła Ameryce kontrolę nad byłymi hiszpańskimi koloniami jak Puerto Rico, Kuba i Filipiny, także nad jak dotąd niezależnymi Hawajami. Wskutek tego Ameryka stała się dużą potęgą na Pacyfiku, a nawet na Dalekim Wschodzie.(11)

Ziemie na dalekim wybrzeżu Pacyfiku odgrywały wzrastającą rolę jako rynki zbytu amerykańskich produktów; były także miejscem pozyskiwania tanich surowców. Lecz po depresji lat 30., kiedy rywalizacja o rynki i surowce wzrastała, przed Stanami Zjednoczonymi pojawiła się nowa, agresywna potęga przemysłowa, która nawet jeszcze bardziej potrzebowała ropy i podobnych materiałów oraz rynków zbytu na swoje końcowe produkty. Tym przeciwnikiem była Japonia, kraj wschodzącego słońca. Japonia widziała swoje interesy w Chinach oraz w bogatych w surowce ziemiach Azji Południowo-Wschodniej i, tak jak USA, nie obawiała się używać przemocy np. prowadząc bezwzględną wojnę z Chinami, wykrajając sobie klienckie państwo z północnych ziem tego wielkiego, ale słabego kraju. USA nie były zaniepokojone tym, że Japonia zagraża Chinom i Korei, ale tym iż zmienia tamtą część świata w to co nazywała Greater East Asia Co-Prosperity Sphere, w ekonomiczny okręg podlegający tylko jej, w „zamkniętą strefę” bez miejsca dla Ameryki. Właściwie robiąc to Japończycy podążali za przykładem Wuja Sama, który to samo zrobił z Ameryką Łacińską i większą częścią Karaibów, przekształcając wszystkie te obszary we własny ekonomiczny folwark.(12)

Korporacyjna Ameryka była wściekła z powodu wypchnięcia poza lukratywne rynki Dalekiego Wschodu przez „Japońców”. Amerykanie generalnie zaczęli gardzić „żółtą rasą” już w XIX w.(13) Japonia była postrzegana jako arogancki, ale w zasadzie słaby, raczkujący kraj, który Amerykanie mogą łatwo „wymazać z mapy w ciągu trzech miesięcy”, jak to określił sekretarz marynarki Frank Knox przy pewnej okazji.(14) I tak w latach 30. i na początku 40., Elita Władzy USA, w większości przeciwna wojnie z Niemcami, była w zasadzie jednogłośna co do korzyści z wojny przeciwko Japonii – póki ta, oczywiście, nie zechce poczynić dużych ustępstw, jak „podzielenie się” Chinami z USA. Prezydent Roosevelt – jak Woodrow Wilson wcale nie pacyfista jakim go uczyniono w podręcznikach historii – skłonny był do spreparowania takiej „wspaniałej, małej wojny”. (Określenie ukute przez sekretarza stanu Johna Hay w odniesieniu do wojny amerykańsko-hiszpańskiej w 1898 r.; była „wspaniała” ponieważ pozwoliła USA „zapakować do kieszeni” Filipiny, Puerto Rico, etc.) W lecie 1941 r., po tym gdy Tokio rozszerzyło swoją strefę wpływów na Dalekim Wschodzie, m.in. okupując Indochiny (bogatą w gumę kolonię francuską) oraz poczuła desperacką chuć na bogatą w ropę Indonezję (kolonię holenderską), FDR zdecydował, że nadszedł czas na wojnę z Japonią. Stanął jednak przed dwoma problemami. Po pierwsze – amerykańska opinia publiczna była zdecydowanie przeciwna jakiejkolwiek zagranicznej wojnie. Po drugie – izolacjonistyczna większość w Kongresie mogła nie pozwolić na taką wojnę, obawiając się iż automatycznie pchnie ona USA do wojny przeciwko Niemcom.

Rozwiązaniem Roosevelta tego podwójnego problemu, według autora szczegółowego i bardzo dobrze udokumentowanego studium, Roberta B. Stinnetta, było „sprowokowanie Japonii do wyraźnego aktu wojennego przeciwko USA.”(15) Rzeczywiście, w przypadku japońskiego ataku, amerykańska opinia publiczna nie będzie miała wyboru jak tylko pomalować się w barwy wojenne. (Podobnie uczyniono z publiką w przypadku wojny amerykańsko-hiszpańskiej, kiedy to będący w „gościach” amerykański okręt wojenny zatonął w dziwnych okolicznościach w porcie w Hawanie – za co natychmiast zostali oskarżeni Hiszpanie; po drugiej wojnie światowej Amerykanie nadal preparowali wojny (tzn. ich rząd), za pomocą różnych prowokacji jak np. incydent w Zatoce Tonkijskiej w 1964 r.). Dalej, w związku z Paktem Trzech – zawartym przez Japonię, Niemcy i Włochy w Berlinie 27 IX 1940 r., trzy państwa zobowiązały się do wzajemnej pomocy w razie gdyby któreś zostało zaatakowane przez państwo trzecie (sami nie mogli jednak podejmować ataku – wtedy reszta nie była zobowiązana do pomocy). Toteż w przypadku japońskiego ataku na USA, izolacjoniści, będący nie-interwencjonalistami w odniesieniu do Niemiec lecz nie w odniesieniu do Japonii, nie musieli obawiać się iż konflikt z Japonią jednocześnie będzie oznaczał wojnę z Niemcami.

I prezydent Roosevelt zdecydował, że „pierwszy jawny ruch musi należeć do Japonii”, poprzez „sprowokowanie Japonii do wyraźnie wrogiego aktu na zasadach polityki prowadzonej wobec niej w 1941 r.”, jak napisał Stinnett. Fortel zakładał rozmieszczenie okrętów wojennych blisko, a nawet na samych wodach terytorialnych Japonii; najwyraźniej mając nadzieję na casus belli w stylu Zatoki Tonkijskiej. Jednak bardziej efektywna była nieustająca presja ekonomiczna; dla Japonii jako kraju desperacko potrzebującego materiałów takich jak ropa i guma, etc. było to szczególnie prowokujące. W lecie 1941 r. administracja Roosevelta zamroziła wszystkie aktywa japońskie w USA oraz wprowadziła „strategię udaremniania pozyskiwania przez Japonię produktów z ropy.” We współpracy z Brytyjczykami i Holendrami, antyjapońsko nastawionymi z własnych przyczyn, USA wywarły dotkliwe sankcje ekonomiczne wymierzone w Japonię, w skład których wchodziło mi. embargo na niezbędne produkty ropopochodne. Sytuacja pogorszyła się na jesieni 1941 r. 7 XI Tokio, mając nadzieję na uniknięcie wojny z potężną Ameryką, zaoferowało wprowadzenie w Chinach zasady niedyskryminacji w relacjach handlowych na warunkach jakie Amerykanie zaprowadzili we własnej strefie wpływów w Ameryce Łacińskiej. Jednak Waszyngton chciał wzajemności tylko w sferze wpływów innych imperialnych potęg, a nie na własnych podwórku; japońska oferta została odrzucona.

Kontynuowanie antyjapońskich prowokacji miało skłonić Japonię do wojny i rzeczywiście coraz bardziej było to możliwe do osiągnięcia. „Kontynuowanie wsadzania pinesek w grzechotnika”, FDR wyznał później przyjaciołom, „ostatecznie doprowadzi do ugryzienia przez ten kraj.” 26 XI, kiedy Waszyngton domagał się japońskiego wycofania się z Chin, „grzechotniki” w Tokio zdecydowały, że mają dość i zaczęli przygotowywać się do „ugryzienia”. Japońska flota otrzymała rozkaz popłynięcia na Hawaje w celu zaatakowania okrętów wojennych ulokowanych tam przez Roosevelta w 1940 r, raczej w celu prowokacji – Japończycy uznali je za kuszący cel. Amerykanie złamali japońskie szyfry więc doskonale wiedzieli co zamierza japońska armada, ale rząd nie ostrzegł dowódców na Hawajach, tym samym zezwolił na „niespodziewany” atak na Pearl Harbor w niedzielę 7 XII 1941 r.(16)

Tego dnia łatwo było FDR przekonać Kongres do wypowiedzenia wojny Japonii, a lud Ameryki, zszokowany „widocznie” tchórzliwym i niczym nie sprowokowanym atakiem, dokładnie jak ich rząd oczekiwał, poparł wojnę. USA były gotowe do wojny z Japonią. Pearl Harbor wcale nie był taką katastrofą jaką mógł się zdawać. Statki które zatonęły w „większości były dwudziestosiedmioletnimi reliktami pierwszej wojny światowej”, nieodpowiednimi do walki z Japonią. Z drugiej strony, nowoczesne okręty wojenne, w tym lotniskowce których rola w tej wojnie okaże się decydująca, zostały nietknięte (przez przypadek?), dostały rozkazy z Waszyngtonu i wypłynęły przed atakiem.(17) Jednak nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Kilka dni później, 11 XII nazistowskie Niemcy niespodziewanie wypowiedziały wojnę USA. USA stanęły przed dwoma wrogami, to dużo więcej niż oczekiwały, wikłając się w wojnę na dwa fronty, w wojnę światową.

W Białym Domu atak japoński nikogo nie zdziwił, ale niemiecka deklaracja wojny była prawdziwą bombą. Niemcy nie miały nic wspólnego z atakiem na Hawajach i w amerykańskich planach nawet nie były brane pod uwagę, więc FDR nawet nie rozważał zapytania Kongresu o wypowiedzenie im wojny w tym samym czasie co Japonii. Wprawdzie relacje amerykańsko-niemieckie od pewnego już czasu pogorszyły się z powodu aktywnego wspierania Wielkiej Brytanii przez USA, eskalując do niewypowiedzianej wojny morskiej w 1941 r. Jednak, jak już widzieliśmy, Elita Władzy USA nie uważała za konieczne interweniować w europejską wojnę. To sam Hitler wypowiedział wojnę USA 11 XII 1941 r., co zresztą zdziwiło Roosevelta. Dlaczego? Tylko kilka dni wcześniej 5 XII 1941 r. pod Moskwą Armia Czerwona rozpoczęła kontrofensywę, co było zupełną porażką Blitzkriegu. Tego samego dnia Hitler i jego generałowie doszli do wniosku, że nie są już w stanie wygrać wojny. Lecz gdy kilka dni później, niemiecki dyktator dowiedział się o japońskim ataku na Pearl Harbor, zdaje się iż doszedł do wniosku, że pomoc udzielona Japończykom, choć nie wymagał tego Pakt Trzech, może skłonić ich do wypowiedzenia wojny wrogowi Niemiec – Związkowi Sowieckiemu.

Z uwagi na japońską armię stacjonującą w północnych Chinach, a zdolną do natychmiastowego ataku na Związek Sowiecki w rejonie Władywostoku, konflikt z Japonią postawiłby sowietów w ekstremalnym niebezpieczeństwie wojny na dwa fronty, co dawałoby możliwość Niemcom wygrania antysowieckiej „krucjaty”. Toteż Hitler wierzył, że Japonia stanie się jego deus ex machina na sowietów. Jednak Japończycy nie połknęli hitlerowskiej przynęty. Tokio, także, gardziło sowieckim państwem, ale uwikławszy się już w wojnę z USA, nie mogło pozwolić sobie na luksus wojny na dwa fronty. Wolało postawić wszystko na „południową” strategię, mając nadzieję wygrać dostęp do bogatych w surowce terytoriów Azji Południowo-Wschodniej. Japonii nie interesowało narażanie się na niegościnnych obszarach Syberii. Dopiero na samym końcu wojny, po niemieckiej kapitulacji, doszło do zatargów japońsko-sowieckich. W każdym bądź razie, z powodu niekoniecznej hitlerowskiej deklaracji wojny, USA zostały od tego czasu aktywnym uczestnikiem wojny w Europie, z Wielką Brytanią i Związkiem Sowieckim jako sojusznikami.(18)

W ostatnich latach, Wuj Sam chodzi na wojny raczej często, ale wmawia nam się iż robi to z humanitarnych powodów mi. by zapobiegać holocaustom, powstrzymywać terroryzm przed czynieniem wszelkiego rodzaju zła, by usuwać wstrętnych dyktatorów, by promować demokrację, etc.(19)

Nigdy z powodów interesów ekonomicznych USA, a i lepiej, wielkich amerykańskich korporacji. Bardzo często te wszystkie wojny są porównywane do amerykańskiego archetypu „dobrej wojny”, drugiej wojny światowej, na którą Wuj Sam wyruszył jedynie po to by bronić wolności i demokracji oraz aby zwalczać dyktatorów i niesprawiedliwość (aby usprawiedliwić „wojnę z terroryzmem”, np. i „sprzedać” ją amerykańskiej opinii publicznej, prezydent George W. Bush porównał 11 IX do ataku na Pearl Harbor.) Lecz te krótkie przedstawienie okoliczności amerykańskiego przystąpienia do wojny w grudniu 1941 r. ujawnia zupełnie inny obraz. Amerykańska Elita Władzy pragnęła wojny z Japonią, jej plany były gotowe od pewnego czasu i w 1941 r. Roosevelt grzecznie zaaranżował jej początek. Powodem nie były działania Tokio (niesprowokowana agresja i okropne zbrodnie wojenne w Chinach), ale zrobił to ponieważ amerykańskie korporacje chciały pokroić „tort” – bogactwa surowcowe i rynki Dalekiego Wschodu. Z drugiej strony, ponieważ wielkie korporacje amerykańskie robiły dochodowe interesy z Niemcami odkąd Hitler rozpętał wojnę (zaopatrując go w sprzęt i ropę potrzebne do jego wojny błyskawicznej), Elita Władzy nie chciała z nim walczyć, choć w obfitości znajdowało się „humanitarnych powodów” do wojny z prawdziwie złą III Rzeszą. Przed 1941 r. nie istniały plany wojny z Niemcami, a w 1941 r. USA niechętnie poszły na wojnę z Hitlerem – zostały w nią „wciągnięte” przez „samobójczy krok” Hitlera.

Humanitarne powody nie odegrały żadnej roli podczas przystępowania USA do drugiej wojny światowej, zwanej tam „dobrą wojną”. I nie ma powodów by wierzyć, że teraz Ameryka prowadzi „dobre wojny” np. w Iraku, Afganistanie i Libii – lub w spodziewanej wojnie z Iranem.

Wojna z Iranem jest pożądana przez Korporacyjną Amerykę, ponieważ może dać dostęp do dużego rynku, bogactwa surowcowego, szczególnie ropy. Jak w przypadku Japonii, plany wojenne są gotowe i obecny dzierżawca Białego Domu, jak Roosevelt, chętnie pójdzie podobną drogą. Następnie, jak i w przypadku Japonii, są preparowane prowokacje. Tym razem jako sabotaż i ataki dronów, jak i prowokacyjne (w starym stylu) rozmieszczenie okrętów wojennych tuż obok wód terytorialnych Iranu. Waszyngton ponownie „wbija pineski w grzechotnika”, widocznie mając nadzieję, że irańskie „grzechotniki” ugryzą – usprawiedliwiając „wspaniałą, małą wojnę”. Lecz, jak i w przypadku Pearl Harbor, wywołana wojna może okazać się większa, dłuższa i okropniejsza niż to się przywiduje.

Jacques R. Pauwels jest autorem The Myth of the Good War: America in the Second World War, James Lorimer, Toronto, 2002.

źródło: http://www.globalresearch.ca/fall-1941-pearl-harbor-and-the-wars-of-corporate-america/28159

Tłumaczenie: Ussus

Przypisy:

[1] C. Wright Mills, The Power Elite, New York, 1956.
[2] Cited in Charles Higham, Trading with the Enemy: An Exposé of The Nazi-American Money Plot 1933-1949, New York, 1983, p. 163.
[3] Robert B. Stinnett, Day of Deceit: The Truth about FDR and Pearl Harbor, New York, 2001, p. 17.
[4] Cited in Sean Dennis Cashman, America, Roosevelt, and World War II, New York and London, 1989, p. 56; .
[5] Edwin Black, Nazi Nexus: America’s Corporate Connections to Hitler’s Holocaust, Washington/DC, 2009, p. 115.
[6] Floyd Rudmin, “Secret War Plans and the Malady of American Militarism,” Counterpunch, 13:1, February 17-19, 2006. pp. 4-6, http://www.counterpunch.org/2006/02/17/secret-war-plans-and-the-malady-of-american-militarism
[7] Jacques R. Pauwels, The Myth of the Good War : America in the Second World War, Toronto, 2002, pp. 50-56. The fraudulent practices of Lend-Lease are described in Kim Gold, “The mother of all frauds: How the United States swindled Britain as it faced Nazi Invasion,” Morning Star, April 10, 2003.
[8] Cited in David Lanier Lewis, The public image of Henry Ford: an American folk hero and his company, Detroit, 1976, pp. 222, 270.
[9] Jacques R. Pauwels, “70 Years Ago, December 1941: Turning Point of World War II,” Global Research, December 6, 2011, http://globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=28059.
[10] Rudmin, op. cit.
[11] See e.g. Howard Zinn, A People’s History of the United States, s.l., 1980, p. 305 ff.
[12] Patrick J. Hearden, Roosevelt confronts Hitler: America’s Entry into World War II, Dekalb/IL, 1987, p. 105.
[13] “Anti-Japanese sentiment,” http://en.wikipedia.org/wiki/Anti-Japanese_sentiment
[14] Patrick J. Buchanan, “Did FDR Provoke Pearl Harbor?,” Global Research, December 7, 2011, http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=28088 . Buchanan refers to a new book by George H. Nash, Freedom Betrayed: Herbert Hoover’s Secret History of the Second World War and its Aftermath, Stanford/CA, 2011.
[15] Stinnett, op. cit., p. 6.
[16] Stinnett, op. cit., pp. 5, 9-10, 17-19, 39-43; Buchanan, op. cit.; Pauwels, The Myth…, pp. 67-68. On American intercepts of coded Japanese messages, see Stinnett, op. cit., pp. 60-82. “Rattlesnakes”-quotation from Buchanan, op. cit.
[17] Stinnett, op. cit., pp. 152-154.
[18] Pauwels, “70 Years Ago…”
[19] See Jean Bricmont, Humanitarian imperialism: Using Human Rights to Sell War, New York, 2006.

Dodano w Bez kategorii

Wysoki lot w jedną stronę

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne / Fot. Pixabay

 

Zabaw się z nami, dla świeżaków mamy darmową działkę na spróbowanie! Jak nie weźmiesz, to możesz tu już nie wracać! Widać, że tchórz z ciebie i wymiękasz, jak dziecko! Zapomnisz po tym o wszystkich kłopotach na świecie i będziesz częścią naszej paczki! Chyba nie pękasz? – to pytania, które często słyszą współcześni nastolatkowie. Nieco później ich matki ocierają z twarzy łzy i próbują wymazać z pamięci straszny obraz ich skurczonych, w stężeniu pośmiertnym, dzieci… Pełnych życia i werwy nastolatków, zamienionych w zimne zwłoki obciągnięte niezdrowo błyszczącą skórą. Ich rodziny dostają w zamian za swoją oziębłość, obojętność i nieuwagę najsroższą karę. Karę śmierci bliskiego i czarną rozpacz matek. Rozpacz ta nie jest jednak pustką. W rzeczywistości, która utraciła koloryt jak mantra. wracają do matek pytania. Dlaczego? Czy można było zapobiec tragedii? Co go do tego skłoniło? Czy to moja wina?

Krople cierpienia
By odpowiedzieć na pytanie, co sprawia, że młodzież sięga po substancje psychoaktywne, należy wziąć pod uwagę kilka istotnych poprawek przy wskazywaniu przyczyn. Po pierwsze: każda sytuacja jest inna, tak jak środowiska rodzinne i genotypy poszczególnych ludzi. Mimo tego, że możemy wskazać główne czynniki korelujące z zażywaniem dopalaczy, to jednak nie istnieje jeden czynnik, który jest konieczny i wystarczający do wystąpienia reakcji behawioralnej. To różnice indywidualne oraz środowiskowe determinują to, który spośród czynników sprawi, że kropla przepełni czarę goryczy.

Po drugie: człowiek nie jest zdeterminowanym robotem i istotna jest jego wolna wola. Często człowiekowi ciężko wydostać się spod wpływu sił, o których nie ma pojęcia. Nie możemy jednak mówić o determinowaniu zażywania dopalaczy, a jedynie o szansach na zażycie, które są tym mniejsze, im silniejsza jest wola danej osoby. By odpowiedzieć na pytanie czemu Janek, który na co dzień był dobrym chłopcem, synem i uczniem, skończył skurczony na fotelu w kwiecie wieku, musimy cofnąć się do jego dzieciństwa.

Rodzina (a w szczególności jej brak) w istotny sposób wpływa na umysł młodego, rozwijającego się człowieka. Szczególny wpływ ma w dwóch obszarach związanych z zażywaniem wszelkiego rodzaju używek. Po pierwsze kształtuje osobowość podatną na nałogi poprzez: zły wzorzec (matka narkomanka, ojciec alkoholik), przemoc i molestowanie seksualne, chłód i dystans ze strony rodziców, wykształcenie u dziecka niskiego poczucia wartości, niezaspokajanie podstawowych potrzeb dziecka w okresie niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa, kary fizyczne. Jak wynika z badań Brzozowskiej z 2002 roku, złe traktowanie dorastających dzieci i niemowląt ma wpływ zarówno na długotrwały, jak i krótkotrwały ich rozwój. Wszystkie wyżej wymienione czynniki działają destrukcyjnie na psychikę dziecka, co w zależności od indywidualnych i wrodzonych predyspozycji może mieć złe lub opłakane skutki.

Po drugie problemy w rodzinie: rozwody, konflikty między rodzicami, poczucie odrzucenia na rzecz rodzeństwa (przekonanie, że rodzice kochają bardziej brata/siostrę), długi rodziców i ich problemy odbijają się na psychice dzieci. Wracając ze szkoły, dziecko powinno trafiać do miejsca przyjaznego i bezpiecznego, gdzie oprócz warunków do rozwoju, znajdzie ciepło i miłość. Niestety, gdy rodzina jest szargana poważnymi problemami, dziecko znacznie bardziej przeżywa te problemy niż zwykle myślą rodzice. Gdy problem ciągnie się latami dziecko wraz z dojrzewaniem czuje potrzebę ucieczki od tego problemu, co kreuje w istotny sposób motywację do zażywania substancji psychoaktywnych.

Kolejną istotną cechą, która mogła mieć wpływ na rozwój wśród cierpienia, mogła być sama osobowość i temperament dziecka. Ekstrawertycy czują silną potrzebę pobudzenia, co może niejako mieć wpływ na chęć sięgnięcia po substancje psychoaktywne. Niestety po drugiej stronie kontinuum możemy spotkać introwertyków, którzy wykazują się raczej pesymistycznym poglądem na świat, co również predysponuje ich do zażywania pewnych „ulepszaczy rzeczywistości”. Rzecz jasna świat można próbować naprawić przez substancje psychoaktywne, zmieniając równowagę hormonalną w taki sposób, że będzie się wydawał dużo bardziej znośny, zarówno dla introwertyków zupełnie normalnych, jak i dla osób o tendencjach depresyjnych.

Na koniec pozostał nam wpływ wzorców, które możemy nazwać środowiskowymi. Najważniejsi spośród wszystkich innych są tutaj rodzice. Jeżeli w rodzinie występują uzależnienia, używki lub liberalne podejście do kwestii tychże, to istnieje duże ryzyko, że młody człowiek również w podobny sposób będzie podchodził do kwestii dopalaczy. Kolejni w sieci społecznej są rówieśnicy, czyli grupa społeczna, która ma szczególne znaczenie w okresie adolescencji.

Poszukiwanie niezależności i autonomii (Steinberg, 1999) i skłonność do eksperymentowania i zachowań impulsywnych (Baer, 1998) są zupełnie naturalne w okresie dojrzewania. W związku z rozluźnianiem więzów pomiędzy rodzicem a dzieckiem, które wchodzi w świat dorosłych, nasila się związek z rówieśnikami. Odcięcie pępowiny sprawia, że nastolatek poszukuje innych relacji, które pozwolą mu sprawnie działać i żyć w społeczeństwie, dlatego w tym wieku tak ważne staje się środowisko rówieśnicze. Jeżeli to środowisko będzie wywierało presje lub wykluczało osoby „nie biorące”, to istnieje duże ryzyko, że nastolatek będzie czuł się zmuszony do tego, by włączyć się do społecznego rytuału „brania”.

Żaden z powyższych czynników nie jest czynnikiem wystarczającym do tego, by nastolatek sięgnął po dopalacze i zaczął ulepszać swoją rzeczywistość. Jednak zmiana na którymkolwiek z tych pól mogła być czynnikiem, który by sprawił, że chłopiec podjąłby inną decyzję. Czy byłaby to zmiana środowiska, praca nad sobą, naprawienie relacji w rodzinie, czy też zwyczajna przyjaźń ze strony drugiego człowieka, która nie wymagałaby nic w zamian. Nie możemy przewidzieć, który z czynników przelał czarę goryczy. Możemy za to wyciągnąć wnioski na przyszłość i z troską patrzeć na ludzi wokół.

Kropla przelewająca czarę goryczy
By odpowiedzieć na pytanie, jak do tego doszło, że dobry uczeń i altruista może sięgnąć po dopalacze, należy rozważyć nie tylko czynniki poprzedzające. Należy również zwrócić uwagę na sam moment, w którym nastolatek dokonuje wyboru. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, ludzie w wieku kilkunastu lat nie są lekkomyślni, a zdaje się, że myślą znacznie więcej niż dorośli. Jak to się jednak dzieje, że dochodzi do tragicznych wyborów? Na początku należy rozważyć motywację, która kieruje nastolatkiem sięgającym po dopalacz. „Jurczyński i in. [1976] podkreślają znaczenie narkotyków w ucieczce przed negatywnymi emocjami związanymi z negatywnym obrazem siebie, wynikającym z poczucia małej wartości, nikłej satysfakcji z własnych dokonań, rozbieżności między „ja rzeczywistym” a mało realistycznym i nieadekwatnym do własnych możliwości „ja idealnym”, prowadzącymi do frustracji, napięcia, lęku i innych zaburzeń”.

Tym czynnikiem motywacyjnym jest chęć ucieczki. Każdy z nas ma problemy, jednak nie wszyscy otrzymaliśmy odpowiednie wzorce jak sobie z nimi radzić. W szczególności jak radzić sobie z tymi, na które rozwiązań nie ma. Co zrobić, gdy nie ma możliwości, by odkryć magiczne panaceum na nasze problemy? U nastolatków, którzy przez dłuższy czas borykają się z takimi problemami często pokusa chwilowej ulgi zapomnienia staje się niezwykle kusząca.

Drugim czynnikiem, który wzmacnia chęć sięgnięcia po dopalacz jest błędne przekonanie o emocjonalno-społecznych skutkach zażywania dopalaczy. Rówieśnicy będą zarzekać się, że haj po środku „X” jest niesamowity i będą przedstawiać barwne opisy swoich halucynacji. Większość z nas jest przekonanych o tym, że po narkotyku można poczuć się niesamowicie. Mało kto wspomina o ciemnej stronie tego lotu. Dodatkowo, grupa rówieśnicza często odrzuca ludzi, którzy odmawiają „brania”. Takie odrzucenie w okresie adolescencji jest odczuwane szczególnie mocno i może być kroplą, która przeleje czarę goryczy. W końcu nikt nie chcę żyć samotnie, a co dopiero pełni życia nastolatkowie.

Do czynników motywacyjnych dochodzi problem kory przedczołowej, czyli części mózgu odpowiedzialnej za hamowanie impulsów, myślenie logiczne i planowanie przyszłości. Sławny krakowski neurobiolog prof. Jerzy Vettulani przedstawił problem następująco: „mózg człowieka kończy się formować w wieku 21-25 lat. U nastolatków nie jest jeszcze ukształtowany. I największe nieszczęście, że właśnie wtedy wielu zaczyna eksperymentować z substancjami psychotropowymi. Pod ich wpływem mogą się tworzyć niewłaściwe połączenia miedzy neuronami.” Nieukształtowany jeszcze młody mózg, poszukujący wciąż wzorców, ciekawy świata i jednocześnie pozbawiony hamulców w postaci dobrze rozwiniętej kory czołowej jest skazany na dramatyczną walkę.

Prócz kory czołowej kolejnym istotnym obszarem mózgu jest tzw. „układ nagrody”, który został odkryty w XX wieku przez przypadek. Para naukowców drażniła twór siatkowaty u szczurów, zmuszając je tym samym do ucieczki z labiryntów. Jednak przez niedopatrzenie druciki, po których przesyłano impulsy elektryczne, zamiast porazić twór siatkowaty, podrażniły przegrodę, która jest elementem „układu nagrody”. Szczury zamiast reagować ucieczką wykazywały oznaki zadowolenia i przyjemności. W kolejnych badaniach nad układem nagrody okazało się, że szczury bardzo szybko uczyły się zachowań, które prowadzą do stymulacji układu nagrody. Potrafiły naciskać dźwignię wydzielającą szoki elektryczne stymulujące układ nagrody nawet kilka tysięcy razy w ciągu godziny. Zapominały wówczas o piciu, jedzeniu, seksie czy odpoczynku. W końcu padały z wycieńczenia. Działanie tego układu opiera się w dużej mierze na hormonie zwanym „dopaminą”, który odpowiada za uczucie zadowolenia.

Wiele dopalaczy działa w taki sposób, że wpływają na gospodarkę hormonalną poprzez zwiększenie ilości dopaminy, bądź zaburzenie równowagi między hormonami takimi jak serotonina czy norepinefryna. Jest to ewolucyjnie zaprogramowany mechanizm, by skłaniać nas do powtarzania zachowania, więc nic dziwnego, że nastolatkowie często kończą w sposób podobny do laboratoryjnych szczurów.

Ostatnim obszarem, który wpływa na podjęcie decyzji przez nastolatka, w chwili gdy waha się, czy sięgnąć po darmową działkę, jest wpływ dwóch czynników. Pierwszym z nich jest dostępność. Powszechnie wiadomo (a wynika to również z badań), że najwięcej nastolatków jako pierwsze używki wybiera alkohol i papierosy. Jeżeli bowiem nastolatek nie jest jeszcze zdecydowany i wiedzie go jedynie ciekawość, to raczej nie będzie zabiegał o te substancje jeśli nie zmotywują go inne okoliczności. Jeżeli jednak substancja, która jest jego obiektem ciekawości, znajdzie się w zasięgu ręki, a w dodatku za darmo, to pojawia się pokusa. Otrzymywanie przedmiotów za darmo jest przez nas traktowane jako prezent i podarunek, więc odczytujemy taką sytuację jako coś jak najbardziej pozytywnego.

Ponadto zostało udowodnione naukowo, że adolescenci przechodzą od jednej substancji do kolejnej (Kandel, 1980; Kandel & Yamaguchi, 1985; Chodkiewicz & Jurczyński, 2002), zaczynając od słabszych do mocniejszych. Oznacza to, że młodzież często traktuje alkohol i papierosy jako wstęp do narkotyków „miękkich”, a te jako wstęp do „twardych”. Zwykle zaś dopalacze znajdują się na tym kontinuum pomiędzy miękkimi a twardymi narkotykami. W dodatku ten ktoś, kto nas namawia do spróbowania jest „luzakiem” i „umie się bawić”, a jego życie to jedno wielkie „YOLO”, więc czemu nie spróbować? Teraz z kolei przeszliśmy do tematu mody.

Dorastanie wiąże się nierozerwalnie z buntem, który wynika z tego, że adolescent wyrasta już z ram dziecka. Kończy się zabawa klockami i samochodzikami oraz beztroska, jednak alternatywa jaką jest dorosłość uosabiana przez życie jego rodziców wydaje się nudna. W końcu co dzień ruszają do pracy, wracają, jedzą, płacą rachunki i podatki oraz zajmują się domem. Nic co by młodego człowieka pociągało, a to co za młodu było świetną zabawą, teraz jest dla niego śmiechu wartą dziecinadą.

Tak więc stojąc jedną nogą w dzieciństwie, a drugą w świecie dorosłych, nastolatek wyraża swój bunt wobec monotonii i nudy życia dorosłych poprzez zachowania ryzykowne. Najczęściej takie, które są promowane przez popkulturę, która wsiąka w umysły dzieci przez cały okres dojrzewania. Poprzez seriale, filmy oraz muzykę i wypowiedzi tzw. „celebrytów”. Niestety dziś na topie jest hedonistyczny styl życia, czego wyrazem jest grubiańskie „YOLO”, które zastąpiło i spłyciło klasyczne „Carpe diem”. W zależności od osobowości oraz okoliczności, jeden lub kilka z tych czynników mogą zaważyć na tym, czy „Mocarz” trafi na niemocarny umysł i przez tchawicę trafi do płuc jakiegoś dzieciaka. Jedna lub kilka zmian w powyższych sytuacjach może sprawić, że nastolatek odmówi sięgnięcia po biały proszek i wybierze inną drogę życiową.

Ocean rozpaczy
Gdy dopalacz przebije się jednak przez gąszcz oporów i wątpliwości danej osoby, a następnie zostanie strawiony przez organizm zachodzi szereg strasznych konsekwencji. Właściwie każdy organ naszego ciała może zostać uszkodzony. Dopalacze nie są sprecyzowaną grupą środków chemicznych, więc właściwie w ich skład wchodzić mogą najróżniejsze substancje narkotykopodobne oraz o wiele silniejsze ich odpowiedniki.

Z dotychczasowych obserwacji wynika, że objawy fizjologiczne to m.in.: bóle w klatce piersiowej, zawroty głowy, wymioty i nudności, zimne poty, rozpad mięśni (rabdomioliza), trwałe uszkodzenia nerek, ubytki tkanki mózgowej, tachykardia, a nawet zawały serca. Dodatkowo do tych przerażających objawów należy doliczyć mniej groźne, lecz nie mniej straszne objawy jak: uszkodzenia stawów, wypadające zęby, zapalenia płuc i czarna flegma. Już jednorazowe zażycie dopalacza może skutkować nieodwracalnym uszkodzeniem mózgu. Pomimo straszliwych konsekwencji dla naszego organizmu, najgorszego uszczerbku doznaje ludzka psychika.

Zażywanie dopalaczy może skutkować ubytkami w korze przedczołowej. Taka osoba już zawsze będzie miała problemy z kontrolą impulsów i kojarzeniem, co będzie przekładało się na słabszą wolę, brak kontroli nad swoimi emocjami oraz tendencją do powracania do nałogów. Agresja będzie dużym kłopotem takiej osoby zwłaszcza na płaszczyźnie społecznej i rodzinnej, gdzie ciężko się będzie odnaleźć gwałtownikowi, który nie będzie potrafił pohamować swoich napadów wściekłości nie tylko wobec współpracowników, ale także innych członków rodziny. Jest duże prawdopodobieństwo, że ta będzie zmuszona go opuścić dla własnego bezpieczeństwa, co prawdopodobnie będzie równoznaczne ze śmiercią uzależnionego.

Skutkiem ubytków w tkance mózgowej oraz braku równowagi hormonalnej jest również huśtawka nastrojów. Wahanie się od szału do euforii i zmiany emocjonalne zachodzące bez widocznej przyczyny sprawiają, że dla otoczenia stajemy się niezrozumiali, a odruchowo boimy się wszelkich niewiadomych. Niepewność rodzi lęk, a ten z kolei zrodzi naszą samotność. W ramach społeczno-psychologicznego domina posypią się kolejno nasze znajomości, aż zostaniemy zupełnie sami z problemami i brakiem oparcia w najbliższych. Samotność z kolei znów sprawi, że nastrój się obniży, a niska samoocena przyprawiona wyrzutami sumienia może prowadzić dosyć szybko do depresji i samobójczej śmierci.

Wielu spośród nas od urodzenia nosi w sobie wrodzone piętno choroby psychicznej, czyli wrodzoną predyspozycję do tego, by ta choroba przy określonych warunkach się pojawiła. Dopalacze bardzo często są czynnikiem, który pobudza chorobę psychiczną do aktywacji. Jedną z takich chorób, które mogą zostać wywołane jest psychoza reaktywna.

Dezorganizuje całe życie osoby chorej, uniemożliwia jej normalne funkcjonowanie w społeczeństwie i stanowi bardzo solidną podstawę do leczenia psychiatrycznego. Najczęściej występującymi objawami psychozy reaktywnej są urojenia i halucynacje. Urojenia dotyczą sfery poznawczej i wpływają na przekonania osoby chorej. Najczęściej występujące urojenia to przekonania dotyczące bycia prześladowanym i śledzonym przez jakąś grupę ludzi, bądź innych istot. Zwykle mimo tego, że chory zdaje sobie sprawę z ich niedorzeczności nie jest w stanie ich odrzucić i przestać wierzyć w to, że są prawdziwe. Halucynacje z kolei dotykają sfery zmysłowej. Osoba dotknięta halucynacjami doznaje nieprawdziwych wrażeń słuchowych, wzrokowych czy węchowych. Osoba taka może widzieć ludzi, których nie ma, słyszeć głosy w swojej głowie rozkazujące zrobienie czegoś, czy odczuwać odór zwłok mimo tego, że nikt inny go nie czuje. Zdarza się, że po użyciu dopalaczy wielu nastolatków w trakcie halucynogennych epizodów popełnia samobójstwa.

Przerażające życie jak z horroru nie kończy się jednak na walce z widmami. Do tego dochodzą napady paniki i chęć ucieczki mimo braku jakiegokolwiek zagrożenia. Często również chory odcina się od społeczeństwa, obojętnieje lub wręcz wykazuje objawy mutyzmu (milczenie mimo sprawnego aparatu mowy). Co gorsza, psychoza reaktywna może prowadzić do schizofrenii i wymagać nie tylko hospitalizacji, ale także długotrwałej terapii farmakologicznej dodatkowo wyniszczającej organizm. Ponadto w obliczu tego typu chorób psychicznych nigdy nie ma pewności kompletnego wyleczenia, a nawrót choroby jest prawdopodobny tak samo, jak powrót do przerwanego nałogu. Niestety badania naukowców dowodzą, że przekonania adolescentów na temat wpływu dopalaczy na zdrowie nie koreluje w wysokim stopniu z powstrzymywaniem się od brania tych substancji. Zatem wskazanie szkodliwości wpływu, prawdopodobnie będzie miało niewielki wpływ na decyzję młodych ludzi, którzy staną przed tym nieszczęśliwym wyborem.

Zawracanie biegu rzeki
Problem z dopalaczami, mimo starań rządów, ciągle wzrasta zamiast maleć, a my możemy jedynie obserwować, jak kolejni młodzi ludzie są wciągani w wir nałogów. Czy jednak na pewno? Czy rzeczywiście możemy jedynie biernie się przyglądać i raz za czas uronić łzę, gdy problem dotknie kogoś nam bliskiego? Uważam, że w świecie społecznym tak samo, jak w świecie ludzkiej psychiki nie ma prostych rozwiązań ani prostych definicji. Większość zjawisk przenika się wzajemnie, zachodzi jednocześnie i wpływa na siebie. My, synowie i córki, matki i ojcowie, bracia i siostry, tworzymy naród. Niesamowicie skomplikowaną sieć powiązań międzyludzkich oraz międzypokoleniowych, okraszonych kulturą, historią oraz współczesnymi trendami. W tej sieci nie można znaleźć uniwersalnego panaceum, które niczym przez kalkę będzie można przekopiować do rozwiązań każdej jednostki. Można jednak wskazać, w jaki sposób jako społeczeństwo możemy razem stawić czoła tej współczesnej tragedii.

By móc działać nie trzeba posiadać dyplomu psychologa czy kursu psychoterapii, wystarczy odrobina empatii i otwarte oczy. Musimy zwracać uwagę na ludzi, którzy są zagrożeni problemem dopalaczy. Na dzieciaki z szeroko pojętego patologicznego środowiska. Ze środowiska, gdzie alkohol leje się strumieniami, w rodzinach, gdzie dominuje bieda, w szkołach, gdzie pojawiają się narkotyki i na osiedlowych ławkach, gdzie często możemy spotkać hieny żerujące na ludzkim nieszczęściu. Musimy zwracać uwagę na dzieciaki, które wykazują się lękiem, zamykają się w sobie i mają niskie poczucie własnej wartości. Musimy również być wsparciem dla tych, którzy pochodzą z rozbitych rodzin lub rodzin z problemami.

Wszystkim tym ludziom może wystarczyć dobra przyjaźń, by powstrzymać ich od rzucenia się w wir, z którego wielu nie wypływa. Możemy próbować zmniejszyć ilość tych kropel cierpienia, możemy złapać właśnie tę jedną kroplę, która ma przelać czarę goryczy, tylko przez swoje zaangażowanie w poznanie drugiego człowieka. Czy damy radę zawrócić bieg rzeki? Raczej nie. Ale możemy walczyć o to, by ocean rozpaczy nie przybierał jeszcze większych rozmiarów.

Edwin Harmata

Bibliografia:

Anna Kurzeja (red.) Uzależnienie od narkotyków. Od teorii do praktyki terapeutycznej., Warszawa, Difin S.A., 2012

Gerrig Richard J., Zimbardo Philip G. Psychologia i życie Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2012

 

Dodano w Bez kategorii

/ fot. pixabay.com

“Atrakcje”, jakie są niemal codziennością w Europie Zachodniej niestety docierają już do nas.

W barze z kebabem “Zaman” przy ul. Hallera w Brodnicy (woj. kujawsko-pomorskie) doszło wczoraj po południu do bójki dwóch pracowników tego lokalu ((obaj pochodzą z Afganistanu). Bardziej krewki zaatakował drugiego maczetą. Jak się nieoficjalnie dowiedziała TV Brodnica poszkodowany, który trafił do szpitala ma obywatelstwo polskie, zaś drugi przebywa w Polsce nielegalnie i uciekł z miejsca zdarzenia. Jest poszukiwany przez policję.

– Potwierdzam, że późnym popołudniem w lokalu w Brodnicy doszło do kłótni dwóch współpracowników. Jeden z nich został raniony narzędziem do krojenia kebaba. Trafił do szpitala, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo – powiedziała portalowi tvp.info st. asp. Agnieszka Łukaszewska z Komendy Powiatowej Policji w Brodnicy.

https://www.facebook.com/tvbrodnica/posts/1353667544759987

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Wikipedia Commons

„Dwie Korony” to najnowszy film w reżyserii Michała Kondrata, który ukazuje nieznane dotąd powszechnie fakty z życia o. Maksymiliana Kolbe, począwszy od jego dzieciństwa, aż do heroicznej śmierci.

Reżyser Michał Kondrat o filmie:
„Dwie Korony to film o człowieku, który miał ambicje zmieniać świat. Częściowo mu się to udało, ale nie wszyscy znamy historię jego niezwykłego życia. Dzięki temu filmowi widzowie będą mogli poznać nie tylko jego niesamowite dzieła, ale także niezwykłą duchowość i charyzmę. Maksymilian Kolbe był osobą małomówną, ale zachwycał swoją postawą. Film pokazuje jego działalność w innych krajach oraz fenomen jego umysłu. Będąc młodym chłopcem opracował bardzo nowoczesne urządzenie, dużo doskonalsze niż ówczesny telegraf.

Mało kto wie, że o Maksymilian Kolbe zaprojektował także pojazd do przemieszczania sie między planetami. Dwie Korony pokazują piękno umysłu zakonnika, i ogromne zaangażowanie w rozwój klasztoru, który utworzył w Niepokalanowie i Japonii. Klasztor w Niepokalanowie był największym na świecie pod względem liczebności. Wierzę, że film Dwie Korony będzie dla widzów ucztą duchową z elementami humoru“.

W warstwie fabularnej filmu występują znakomici polscy aktorzy: Adam Woronowicz (ojciec Maksymilian Maria Kolbe), Cezary Pazura (brat Zeno), Maciej Musiał (zakonnik), Antoni Pawlicki (oficer Gestapo), Paweł Deląg (ks. Włodzimierz Jakowski), Artur Barciś (Ksiądz kanclerz), Dominika Figurska (matka o. Maksymiliana), Sławomir Orzechowski (ojciec gwardian), Marcin Kwaśny (lekarz), Tadeusz Chudecki (Biskup), Mateusz Pawłowski (mały Maksymilian), Arkadiusz Janiczek (brat Stanisław).

Zdjęcia dokumentalne zostały zrealizowane w Polsce, Japonii i we Włoszech. W części dokumentalnej wypowiadają się znawcy życia o. Maksymiliana m.in. o. Ryszard Koczwara (Franciszkanin), o. Piotr Bielenin (gwardian zakonu Franciszkanów w Krakowie), o. Zdzisław Kijas (franciszkanin, teolog), Adam Ustynowicz (ekspert Europejskiej Akadami Kosmicznej), Tomei Ozaki (franciszkanin), Manfred Deselaers (ksiądz niemiecki, przewodnik po Auschwitz), Tomasz Terlikowski (publicysta, autor książki „Maksymilian M. Kolbe, Biografia świętego męczennika”), Kazimierz Piechowski, który spotkał o. Maksymiliana w czasie pobytu w obozie, a słowa, które od niego wówczas usłyszał przemieniły go i ukierunkowały duchowo na całe życie…

Dodano w Bez kategorii

PILNE! Atak w Marsylii!

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Do kolejnego ataku na terenie Francji doszło dzisiaj przed godz. 14 na dworcu kolejowym w Marsylii. Sprawca miał krzyczeć “Allahu Akbar!”

Na terenie dworca doszło do ataku nożownika. Zaatakował on ostrym narzędziem przechodniów, mordując w ten sposób dwie osoby. Według świadków zdarzenia, sprawca ataku krzyczał “Allahu Akbar!”. Fakt ten sugeruje islamistyczne motywy nożownika.

Napastnik został zastrzelony przez stacjonujących na terenie dworca żołnierzy. Miejsce, w którym doszło do ataku zostało ogrodzone, na miejscu pracuje policja.

Do Marsylii wyruszył natychmiastowo Gerard Collomb, minister spraw wewnętrznych Francji. Informację na ten temat zamieścił na Twitterze.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Rzeczpospolita

Szokująca inicjatywa pojawiła się na Politechnice Lwowskiej. Być może już niedługo uczelni zostanie nadane imię przywódcy ukraińskich nacjonalistów Stepana Bandery.

Z takim pomysłem wystąpiła grupa wykładowców wydziału historii, muzealnictwa i dziedzictwa kulturowego. Zdają sobie sprawę, że wywoła to oburzenie wśród Polaków. Nie zamierzają jednak rezygnować z inicjatywy.

Jak podaje portal kresy.pl, na stronie wydziału można znaleźć artykuł napisany przez Wjaczesława Hnatuka, gorącego zwolennika nadania Politechnice Lwowskiej imienia Bandery.

Bandera był absolwentem Politechniki Lwowskiej. Jak przekonuje Hnatuk, obecni studenci powinni być dumni, że mogą kształcić się na tej samej uczelni, co przywódca OUN-B.

„Można przewidzieć silną negatywną reakcję obecnego przywództwa politycznego sąsiedniej Polski, której premier Jarosław Kaczyński i szef MSZ szantażują nas, mówiąc, że Ukraina nie wejdzie z Banderą do Unii Europejskiej” – pisze Hnatuk, cytowany przez serwis kresy.pl.

Wykładowca nie przejmuje się jednak reakcją polskich władz, gdyż, jak twierdzi, Polacy korzystają z podwójnych standardów. W Polsce czci się bowiem Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, czy żołnierzy Armii Krajowej, którzy według Hnatuka są winni śmierci tysięcy Ukraińców.

Stepan Bandera był jednym z przywódców ukraińskich nacjonalistów. Współtworzone przez niego OUN-B było odpowiedzialne za wymordowanie w latach 1943-44 ponad 100 tys. Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Dodano w Bez kategorii

Tomasz Adamek stoczy kolejny pojedynek na zawodowych ringach. Walka byłego mistrza świata zostanie pokazana w otwartej telewizji.

Rywalem popularnego “Górala” będzie pochodzący z Kamerunu 38-letni Fred Kassi. Kameruńczyk stoczył do tej pory 25 walk, z czego 18 wygrał (w tym 10 przez nokaut), 6 przegrał, a jedno starcie zakończyło się remisem.

Starcie Adamka z Kassim zaplanowano na 18 listopada podczas gali w Częstochowie. Walka ma zostać pokazana w Polsacie.

Ostatnią walkę 40-letni Adamek stoczył w czerwcu, kiedy w trójmiejskiej Ergo Arenie pokonał na punkty Solomona Hamuono.

Rywal Polaka zawodową karierę rozpoczął w 2003 r. Początek miał iście imponujący, bo wygrał swoje pierwsze dwanaście walk. Potem jednak przyszła porażka z Lionelem Butlerem. Najbardziej dotkliwą porażkę zanotował w 2014 r., kiedy padł na deski po potężnym ciosie Amira Mansoura i przez kilka minut dochodził do siebie. Dwa lata temu Kassi był blisko odniesienia swojego największego sukcesu w karierze, walcząc przeciwko Chrisowi Arreoli. Sędziowie wypunktowali wtedy remis, choć zdaniem wielu obserwatorów Kameruńczyk był w tym starciu wyraźnie lepszy.

Kassi ma 183 cm wzrostu i waży ponad 100 kg. Ostatnią walkę stoczył w sierpniu, kiedy przegrał przez techniczny nokaut z Jarrellem Millerem.

Dodano w Bez kategorii

/ fot. Pixabay

Hermetyczna i upadła gospodarka Korei Północnej, oparta na zasadach doktryny Dżu-cze (samodzielności ekonomicznej), nie byłaby w stanie sama udźwignąć wielkich kosztów związanych z pracami nad programem atomowym. Jak więc to możliwe, że kraj pełen niedożywionych ludzi wciąż znajduję się na języczku u wagi mediów, straszą światowe mocarstwa atakiem nuklearnym?

Wszystko za sprawą “dwóch” gospodarek – twierdzą eksperci. Jedna z nich opiera się wyłącznie na pracy północnych Koreańczyków i ma na celu w głównej mierze zaspokojenie potrzeb swoich obywateli (w postaci niedomagającej służby zdrowia, oświaty, propagandy itp.; inna sprawa, na ile realnie zaspokojone są wspomniane potrzeby). Pewna jednak część zysków z gospodarki ludowej trafia do drugiej “gałęzi gospodarczej”, nazwanej przez ekspertów – dworską. Jej głównym celem jest zaspokojenie potrzeb świty Kim Dzong Una i finansowanie wybranych, priorytetowych inicjatyw północnokoreańskiego reżimu (np. programów atomowych). Opiera się ona głównie na nielegalnych transakcjach z krajami objętymi sankcjami i embargiem, którym Kim sprzedaje broń. Jednak nie tylko w ten sposób reżim w Pjongjangu pozyskuje “twardą walutę”. Hitem eksportowym są… pomniki produkowane przez północnych Koreańczyków. W kilku afrykańskich krajach (m.in. w Senegalu) znajduje się ponad 30 obiektów, które wybudowali “artyści” i inżynierowie z Półwyspu Koreańskiego. Sam tylko pomnik w Dakarze kosztował Senegalczyków ponad 25 mln dolarów! Innym, także znaczącym źródłem zachodniej waluty jest praca obywateli Korei Północnej za granicami ojczyzny. Większą część pensji północnokoreańskich robotników na obczyźnie rekwiruje reżim. Warto przypomnieć, że jednym z państw, do których trafiły załogi z państwa Kima, była Polska (budowały osiedle na warszawskim Wilanowie).

Dodano w Bez kategorii