Grupy, które nawołują wprost do możliwości mordowania swoich dzieci, zachęcają kobiety do kontaktu w celu umożliwienia im zabicia własnych dzieci, działają zupełnie publicznie. Niewiele się na ten moment z tym dzieje – mówiła na antenie Mediów Narodowych Anna Trutowska z Fundacji Pro – Prawo do życia. Chodzi m.in. o “Aborcyjny Dream Team”.
Legalnych aborcji dotychczas wykonywało się w Polsce ponad tysiąc rocznie. Natomiast według szacunków, jakie mamy, tych nielegalnych było nawet 30 tys. To są ostrożne szacunki, mogło być ich więcej – podkreśliła Trutowska. Jak wyjaśniła, nielegalny proceder odbywa się w oparciu o dystrybucję “pigułek poronnych”. Mówił o tym niedawno na antenie Mediów Narodowych także prof. Bogdan Chazan, ginekolog.
To skandaliczne, że taka sytuacja ma miejsce. Grupy, które nawołują wprost do możliwości mordowania swoich dzieci, zachęcają kobiety do kontaktu w celu umożliwienia im zabicia własnych dzieci, działają zupełnie publicznie. Niewiele się na ten moment z tym dzieje – oceniła. – My jako fundacja składaliśmy zawiadomienia w tej sprawie – zauważyła.
Te organizacje, jak np. “Aborcyjny Dream Team”, którą nazywamy “Aborcyjnym Killing Teamem”, wprost na swojej stronie pisze o tym, w jaki sposób zabić swoje dziecko w domu, co potem można zrobić z tym dzieckiem, że jego ciałko można spuścić w toalecie, zakopać, wrzucić do śmieci. To są przerażające historie – powiedziała Anna Trutowska.
Sam fakt, że ma to miejsce, jest czymś skandalicznym. Polskie prawo przewiduje karę za pomocnictwo w aborcji, natomiast jej dokonanie przez samą kobietę, przez matkę jest niekarane – zwróciła uwagę.
Trutowska: Jeżeli nie ma sankcji to prawo jest martwe
Przedstawicielka Fundacji Pro – Prawo do życia odniosła się również do zapisów obywatelskiego projektu ustawy “Stop Aborcji”, złożonego przez fundację kilka lat temu. Wśród zapisów projektu było wprowadzenie odpowiedzialności karnej matek. Taka propozycja podzieliła nawet środowiska pro-life w Polsce. – Rzeczywiście w 2016 roku był taki zapis. Trzeba podkreślić, że jego celem jest zrównanie prawnej ochrony dzieci nienarodzonych z tą, którą mają dzieci już narodzone – wyjaśniła. – Przepis, który jest dzisiaj to pozostałość z okresu stalinowskiego, z 1956 roku, gdzie prokurator Helena Wolińska mówiła wprost, że jeżeli uchylimy prawną ochronę życia dziecka nienarodzonego to de facto wyjmujemy te dzieci zupełnie spod ochrony prawa. Tak rzeczywistość się ma, jeżeli wprowadzamy przepis, któremu nie towarzyszą sankcje. De facto jest to prawo martwe – stwierdziła.
Wśród aspektów, które poruszyła działaczka pro-life w rozmowie z red. Agnieszką Jarczyk była też kwestia syndromu postaborcyjnego. – Skutki aborcji dotyczą każdej ze sfer, zarówno biologicznej, jak i emocjonalnej, duchowej. To się nazywa syndromem postaborcyjnym – podkreśliła Trutowska.