- Polska i Ukraina w pierwszych dniach, tygodniach rosyjskiej inwazji porozumiały się ws. przyspieszenia procedury na przejściach granicznych.
- Dzięki temu pojazdy ciężarowe oraz ogólnych ruch na granicy miał ulec skróceniu.
- Jak się jednak okazuje, po kilku miesiącach wojny, ukraińskie służby graniczne przetrzymują polskich kierowców znacznie dłużej.
- Z kolei polska strona nie sprawia takich problemów logistycznych Ukraińcom.
- Zobacz także: Gazprom notuje rekordowe zyski
Po rozpoczęciu przez Rosję tzw. specjalnej operacji wojskowej, czyli nowej fazy wojny na Ukrainie, pomiędzy Warszawą a Kijowem zawarta została umowa w zakresie przyspieszonego trybu przepuszczania z granicy polskich ciężarówek transportujących żywność i pomoc humanitarną napadniętemu sąsiadowi. Obecnie, na granicach w kilkudziesięcio kilometrowych kolejkach stoją kierowcy z Ukrainy i Polski. Nie ma już takiej współpracy, jaka była w lutym i początkowych miesiącach inwazji. Na niektórych przejściach kolejki mają po 40 km długości, a kierowcy 10 – 12-13 dni czekają na przejazd.
Po wybuchu wojny niektóre przepisy dotyczące transportu towarowego z Polski do Ukrainy zostały zliberalizowane. Ze względu na wyjątkową sytuację, uproszczone procedury, co pozwoliło na duże szybsze przejazdy. W ramach tego działania na przejściach granicznych z Ukrainą do minimum ograniczono kontrole. Przyjęto też zasadę, że puste samochody wracające z Ukrainy po dostarczeniu pomocy humanitarnej przejeżdżają bez kolejek.
Polscy kierowcy narzekają na przetrzymywanie ich na Ukrainie
Teraz przewoźnicy alarmują, że umowa między Polską a Ukrainą w praktyce przestała działać. Chodzi o kwestię przepuszczenia wracających do Polski pustych ciężarówek. O ile wcześniej samochody przewożące pomoc humanitarną i artykuły spożywcze do Lwowa po rozładowaniu towaru mogły szybko wrócić do Polski, to teraz są zmuszone stać w wielokilometrowych kolejkach.
Ta umowa ciągle obowiązuje, ale tylko z naszej strony. Z Polski do Ukrainy szybko wracają puste ciężarówki, które przewoziły zboże. Problem pojawił się po ukraińskiej stronie. Nasi wschodni sąsiedzi nie chcą przepuszczać polskich pojazdów. Na przejściu w Dorohusku rządzą ukraińscy kierowcy. To smutne, ale Ukraina ma gdzieś polskich przewoźników. Nasze samochody muszą czekać przez siedem dni w kolejce
relacjonował Robert Gradus właściciel firmy transportowej z Chełmna.
Czytaj więcej: Siostry Kardashian nie zważają na upały. Celebryci zużywają ogromne ilości wody
Komitet protestacyjny przewoźników
W reakcji grupa lubelskich i podkarpackich przewoźników zdecydowała się powołać Zamojski Komitet Protestacyjny.
Jeszcze do niedawna w Dorohusku większe ciężarówki mogły jeździć pasem przeznaczonym dla aut osobowych.
Odprawy trwały zazwyczaj kilkanaście minut. I działało to przez miesiąc, ale ukraińska strona zbuntowała się. Twierdzą, że Polacy nie pomagają im w odprawach fitosanitarnych i weterynaryjnych. Takich transportów jest odprawianych zbyt mało, ponieważ przejście graniczne z odpowiednimi służbami nie pracuje 24 godz. na dobę
– przedstawił “Onetowi” sytuację przedstawiciel komitetu Jarosław Jabłoński.
Zanim zaczęły się problemy z przepuszczaniem wracających polskich pojazdów, transport z Polski do Lwowa, wliczając czas powrotu, trwał ok. 6 godzin.
Kiedy wszystko sprawnie działało, transport z Polski do Lwowa, łącznie z powrotem do kraju, trwał około sześciu dni. Obecnie przewiezienie towaru, rozładunek i czekanie w kolejce na możliwość przekroczenia granicy trwa nawet 12-13 dni. Polskie ciężarówki są m.in. kierowane na prześwietlenia rentgenem. Powoduje to spięcia, przepychanki i narastającą nerwowość.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com
dorzeczy.pl, onet.pl