Zobacz także: Ks. prałat Nowobilski o Żołnierzach Wyklętych: Byli gotowi na śmierć [NASZ WYWIAD]
Piotr Motyka: Śledząc ostatnie doniesienia, wydaje się, że wielu nie zastanawia się, jakie są historyczne przyczyny wydarzeń, którymi żyje dziś prawie cały świat. Czy jako historyk czuje się Pan na siłach, by wyjaśnić genezę agresji Władimira Putina?
Piotr Boroń: Nie mogliśmy zacząć od lepszego pytania! Na ogół internauci dają się ponosić bieżącym doniesieniom jak bodźcom, które mają podnieść im adrenalinę. Historyk może dać wiedzę o przeszłości, która pozwala ujrzeć bieżące wydarzenia na właściwym tle i czyni je banalnie prostymi. Powiem mocniej: nigdy historia nie powtórzy się dwa razy identycznie, ale jeżeli od kilku wieków jakieś państwo ma wytyczony kierunek ekspansji to nie bądźmy tacy naiwni, aby wmówić sobie, że właśnie nasze pokolenie ma być wolne od obciążeń, jakimi są procesy dziejowe. Bzdury, jakie wypisywali pseudoprorocy z Fukujamą na czele o końcu historii i przejściu w jakiś stan współczesności, która cudownie oderwała się od historycznych trendów – to wszystko skompromitowało się, bo nie wytrzymało konfrontacji z rzeczywistością.
Piotr Motyka: Do czego należy więc sięgać z wiedzą historyczną, mówiąc o agresji Rosjan na Ukrainę?
Piotr Boroń: Prezydent Putin sam pofatygował się, by odpowiedzieć na to pytanie. Przyznam, że wysłuchałem z wielkim zainteresowaniem jego wykładu historycznego. Podkreślam: nie znaczy to, że zgadzam się ze wszystkim, co powiedział, ale wiedzieć, jak on to uzasadnia to już coś. I proszę zauważyć, że właśnie w historii szukał wytłumaczenia dla swego obecnego postępowania. Stwierdził, że państwowość Ukrainy to dzieło Lenina, a obdarowanie jej przez ZSRR było nadmierne, więc dekomunizacja powinna polegać dziś również na cofnięciu tego, czym została Ukraina obdarowana.
Nie powiedział natomiast o idei Moskwy jako Trzeciego Rzymu. Zapewne tylko dlatego, że według niego to oczywiste. A ponieważ nie jest oczywiste dla wszystkich, więc przypomnę w skrócie, że rolę stolicy świata po upadku Rzymu przejął Konstantynopol i przez kolejnych tysiąc lat rościł sobie prawo do bycia centrum religijnym i prawnym dla wszystkiego, co najważniejsze dla szeroko rozumianego świata chrześcijańskiego. Gdy zaś dogorywał Konstantynopol to miało miejsce zdarzenie zgoła symboliczne, ale przy wielkich chęciach możliwe do nadania mu roli pomostu dziejowego. Bratanica ostatniego cesarza wschodniorzymskiego Konstantyna XI Zoe Paleolog wyszła za mąż za wielkiego księcia moskiewskiego Iwana III Srogiego. Mnich Filoteusz z Pskowa podsunął w pięknym liście ich synowi Wasylowi III gotową wykładnię, że dzięki temu ma prawo do zwierzchnictwa nad światem, bo Moskwa stała się Trzecim Rzymem. Dodał przy tym: „a czwartego nie będzie!”. Jeżeli zatem dzisiejszy świat dziwi się determinacji niektórych Rosjan w ich zamiarach względem świata to znaczy, że nie rozumie potęgi idei, która napędza ludzi bardziej niż przyziemne namiętności.
Piotr Motyka: O czym jeszcze nie powiedział przywódca Rosji?
Piotr Boroń: Nie chciał powiedzieć o arcyciekawym sporze Moskwy z Kijowem o to, kto ma prawo do bycia dziś depozytariuszem spuścizny historycznej pierwszych książąt ruskich, a przede wszystkim: Włodzimierza I Wielkiego i Jarosława Mądrego. Oni byli budowniczymi Rusi Kijowskiej, która uległa w 1054 r. rozdrobnieniu dzielnicowemu, a następnie zniszczeniu przez Mongołów. Książątka moskiewscy najpierw nie dawali się wyprzedzić kuzynom w kolaboracji z chanami mongolskimi, a następnie to książę moskiewski Dymitr Doński zadał Tatarom klęskę w 1380 r. na Kulikowym Polu i tak Moskwa zastąpiła Kijów jako hegemon Rusi. Ale historycy ukraińscy słusznie podnoszą, że początki wspaniałości Rusi i opór przeciw Tatarom są związane przecież z ich obecną stolicą, a Moskwa to twór mongolsko-bizantyjski.
Piotr Motyka: A historyczne skutki obecności Ukrainy w Rzeczpospolitej Obojga Narodów?
Piotr Boroń: Wywodzą się właśnie z owej niewoli tatarskiej, która – gdy słabła – stworzyła próżnię polityczną, o którą Moskwa i Troki wszczęły rywalizację nie mniejszą niż wojny Rzymu z Kartaginą. Wielkie Księstwo Litewskie złączyło się z Królestwem Polskim głównie po to, aby ocalić swe zdobycze terytorialne przed ekspansją Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Wysoka świadomość dziejowa Zygmunta Augusta kazała mu przenieść ziemie ukrainne w ramach unii polsko-litewskiej w granice Polski, aby tym silniej wciągnąć nas w ich obronę przed Moskwą.
Nota bene, zabezpieczyliśmy wówczas wszelkie prawa rodzimym ruskim dynastiom, wywodzących się od pierwszych książąt z czasów Rusi Kijowskiej, oni polonizowali się, a Warszawa udzieliła im wsparcia przeciw buntującym się kozakom zaporoskim i masom chłopstwa, wciągniętym w powstania od końca XVI wieku. Trudno w kilku zdaniach wyłożyć złożoność zachodzących w tamtym czasie procesów, ale nie sposób przemilczeć, że Kozacy rejestrowi w służbie Rzeczpospolitej mieli także piękną kartę w wojnach XVII wieku przeciw Rosji, Turcji i Tatarom. Ataman Piotr Konaszewicz Sahajdaczny to nie jedyny nasz wspólny bohater.
Piotr Motyka: Czy z dzisiejszej perspektywy można uznać tzw. ugodę perejasławską za najgorsze z wydarzeń podczas powstań kozackich?
Piotr Boroń: Rzeczywiście, choć najmniej krwawa sama w sobie, ugoda perejasławska z 1654 r. miała najbardziej zgubne skutki dla przyszłości ziem ukrainnych a nawet w ogóle tej części Europy. Bohdan Chmielnicki, który – słabnąc w powstaniu – wolał złożyć hołd Moskwie niż dogadać się z Warszawą, dał carom argument, że „tylko udzielają pomocy”. Uczyniła z wojny domowej konflikt międzypaństwowy i natychmiastową agresję armii rosyjskiej, a po długim paśmie wojen podział Ukrainy na Dnieprze. W XVIII wieku Moskwa grała kartą hajdamacką w relacjach z Rzeczpospolitą, a carowie brutalnie łamali u siebie kozackie karki do posłuszeństwa dla imperialnej władzy. Polacy nawet pod zaborami nie wyzbyli się nadziei na możliwość stworzenia trójczłonowej odrodzonej Rzeczpospolitej, czego symbolem może być trójdzielne godło polsko-litewsko-ruskie z czasów Powstania Styczniowego. Nie osiągnęły większej skali próby współpracy polsko-ukraińskiej w wojnie przeciw bolszewikom.
Podział Ukrainy w Rydze ostatecznie zawiódł nadzieje ukraińskie, choć – jako historyk – podkreślam, że pod rządami bolszewickimi żyło im się bez porównania gorzej (np. wywołana klęska głodu). Stalin przykładał wielką wagę, by agresję we wrześniu 1939 r. przedstawiać jako wyzwalanie Zachodniej Ukrainy i Białorusi, a masowe mordy na Polakach to wciąż niezabliźniona rana w naszych relacjach. W 1954 r. ZSRR bardzo radośnie świętował trzechsetną rocznicę ugody perejasławskiej i chciał tymi obchodami bardziej skłonić Ukraińców ku Moskwie. Uważam jednak, że agresja Putina na Ukrainę przekreśliła propagandową retorykę, której od blisko stu lat trzymali się moskiewscy przywódcy, mówiący o braterstwie. Niezależnie od ewentualnego wyniku obecnych działań wojennych przekreśliła też ostatecznie nadzieje ugody perejasławskiej, które mogły przyświecać Bohdanowi Chmielnickiemu.
Piotr Motyka: Wszyscy wierzymy, że sytuacja się poprawi i polecamy tę intencję modlitewną Panu Bogu. Serdecznie dziękuję za ciekawy wywiad, Bóg zapłać!
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com