Kopczyński: Kreatywność i innowacyjność stały się fetyszami pseudoedukacji [NASZ WYWIAD]

TYLKO U NAS
Dodano   2
  LoadingDodaj do ulubionych!
Bartosz Kopczyński

Bartosz Kopczyński / Fot. YouTube/MediaNarodowe

– Szkoła rzuca się na kolejne innowacje, im więcej, tym lepiej, zużywa na to czas i energię, a zapomina o realizacji programu i wymogach edukacyjnych. Dzieci uczą się przez zabawę, co najczęściej jest przeciwskuteczne. Prowadzi to do zjawiska kreatywnych analfabetów. Gdyby tę samą energię i czas, które poświęca się na nowinki, użyć do realizacji programu nauczania, efekty byłyby rzeczywiste – mówi w rozmowie z Mediami Narodowymi Bartosz Kopczyński z Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu.

Jakub Zgierski: Czym zajmuje się Towarzystwo Wiedzy Społecznej w Toruniu, którego jest Pan członkiem?

Bartosz Kopczyński: Towarzystwo Wiedzy Społecznej jest oddolną inicjatywą grupy przyjaciół, którzy spotkali się w ramach toruńskich Rot Niepodległości. Wymieniając poglądy, doszliśmy do wniosku, że trzeba się jakoś sformalizować, aby mieć możliwość tworzenia wspólnego dorobku i głoszenia go światu. I tak wiosną 2021 r. powstało stowarzyszenie pod nazwą Towarzystwo Wiedzy Społecznej. W ten sposób krzewimy wiedzę społeczną i staramy się wypracować złożoną koncepcję życia społecznego. Chcemy opisać taką wizję społeczeństwa, w którym chcemy żyć, i które będzie dobre dla naszych dzieci.

Zobacz także: Sojusz brytyjsko-polsko-ukraiński? “Trwa uzgadnianie szczegółów”

Kontynuujemy wątek negatywnych zjawisk, które trapią polski system edukacji. W ostatniej rozmowie poruszyliśmy już kwestię pajdocentryzmu, czyli skoncentrowania się na dziecku i jego „dobrym samopoczuciu”, zamiast wychowywaniu do wartości.

Kolejnym problemem jest obecność w szkole dzieci, które z powodu ograniczeń intelektualnych nie są w stanie spełnić wymogów podstawy programowej. Dawniej takie dzieci trafiały do szkół specjalnych, które dysponują wiedzą i środkami, aby osiągnąć z nimi taki poziom, który umożliwi im funkcjonowanie w społeczeństwie. Szkoły specjalne są dla nich dobrodziejstwem cywilizacji, lecz przez psychopedę i niektórych działaczy społecznych traktowane są jak więzienie i ograniczenie możliwości życiowych. Od 1994 r. o tym, czy dziecko z niektórymi niepełnosprawnościami będzie w szkole zwykłej czy w specjalnej, decydują sami rodzice. Wielu z nich na siłę stara się zapewnić swoim dzieciom normalność, odrzucając prawdę. A ponieważ w szkole obowiązuje indywidualizacja, więc znowu następuje próba dostosowania wymogów obiektywnych, co powoduje obniżenie poziomu dla wszystkich.

Jak to pokazała historia, tzw. urawniłowka raczej ma wektor skierowany w dół…

Nieuchronnym skutkiem tych działań stało się stopniowe stałe obniżanie poziomu wiedzy i umiejętności. Jest to oczywiście poblask procesów zachodzących na całym Zachodzie, tyle że oni mają więcej pieniędzy i swoje braki edukacyjno-wychowawcze ukrywają za fasadą nowoczesnego wyposażenia. Jednakowoż zjazd w dół stał się faktem i prowokuje wszystkich do wysilenia szarych komórek, jak to naprawić. Wymaga to właściwej diagnozy, ale jedynym wnioskiem, który przebija się do głównego nurtu, jest oskarżenie pod adresem tradycyjnej edukacji. Uznano, że nasza edukacja to wciąż stara szkoła, i że jej głównym problemem jest to, że za mało w niej kreatywności, innowacyjności, a za dużo ocen, sprawdzianów i wiedzy. Przeszkodą są dzwonki, ławki, krzesła i klasy. Trzeba więc dużo się ruszać, eksperymentować, tworzyć własną wiedzę. Musi się dużo dziać, być kolorowo i głośno.

Powtarza się jak mantrę, że mamy do czynienia ze starym modelem edukacji, który jest niedostosowany do wymagań nowoczesnego świata i niszczy kreatywność – dlatego trzeba zmieniać i zmieniać, nawet dla samej zmiany.

Nowoczesne kreatywne nauczycielki prześcigają się w edukreatywności, wchodząc w kolejne innowacje pedagogiczne, które od 2017 r. dopuszczone są bez kontroli kuratoryjnej. Kreatywność oraz innowacyjność stały się fetyszami. Jakoś tak dziwnie się dzieje, że wszystkie te metody polegają na stosowaniu przez nauczycieli gotowych rozwiązań, narzucanych schematów, które pochodzą z zasobów kreatywnych organizacji i firm, kręcących się wokół szkół. Okazuje się, że znakomita większość kreatywnych metod to działalność odtwórcza. Scenariusze lekcji, konkursy, projekty, angażujące nauczycieli, dzieci i rodziców, wszystko do pobrania przez Internet po opłaceniu faktury. Szkoła rzuca się na kolejne innowacje, im więcej, tym lepiej, zużywa na to czas i energię, a zapomina o realizacji programu i wymogach edukacyjnych. Dzieci uczą się przez zabawę, co najczęściej jest przeciwskuteczne. Prowadzi to do zjawiska kreatywnych analfabetów. Gdyby tę samą energię i czas, które poświęca się na nowinki, użyć do realizacji programu nauczania, efekty byłyby rzeczywiste.

Postępowcy utrzymują, że wystarczy nie strofować uczniów, aby ci sami z pasją odkrywali świat i rozwijali swoje zainteresowania. W zasadzie w takim ujęciu szkoła i nauczyciele bardziej przeszkadzają niż pomagają, są czynnikiem hamującym, rozpraszającym uwagę…

Kwestia motywacji dzieci do nauki stała się kolejnym fetyszem. Antypedagogiczna psychopeda powtarza do znudzenia, że dzieci mają naturalną ciekawość świata i pęd do wiedzy i nauki. Rozciągają to zjawisko na cały okres dojrzewania. Zgodnie z tym poglądem nie wolno dzieciom ograniczać tej potrzeby ani jej kierunkować, bo to wywiera presję i sprawia, że blokują się i tracą chęć do nauki. Rzeczywiście, małe dzieci aktywnie poznają otaczający świat, ale gdy już poznają najbliższe otoczenie, pęd ten przygasa. Współczesny świat dobrobytu stara się bowiem dzieciom dogadzać i zaspokajać wszystkie ich potrzeby. Dawniej motywacja była prosta – albo się będziesz uczył, albo kamienie przy drodze będziesz tłukł. Alternatywą dla intensywnej nauki szkolnej było pasanie świń u pana lub proste, najniżej płatne prace fizyczne. Dzisiejsze dziecko ma pracujących rodziców, którzy zaspokajają potrzeby bytowe, dają konsolę, smartfon, telewizor, stertę zabawek i żadnych obowiązków. Po co więc ma się uczyć?

Bardzo dobre pytanie – zapewne dla przyjemności i samorozwoju, jakby stwierdzili nowocześni znawcy tematu.

Trzeba uświadomić sobie brutalną prawdę, że większość ludzi uczy się nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że musi. Jest pewna grupa w populacji, która uczy się z wewnętrznej potrzeby, ale liczy nie więcej niż 10%, i to dlatego, że ma właściwe wzorce z domu. Jeśli ludzie mają zaspokojone potrzeby i nic nie muszą, ale wszystko im się należy, to na pewno nie będą się uczyć, bo to wymaga trudu i wysiłku. Jednakże psychopeda skazała tę prawdę na niebyt i wmówiła wszystkim, że należy budować pozytywną motywację. Dziecko będzie uczyć się samo, jeśli będzie chwalone i wytworzy się atmosfera pozytywnej relacji emocjonalnej z nauczycielem. Na tym polu rozwinęły się dwa kompleksy, obecne we współczesnej pedagogice, mianowicie neurodydaktyka i Ocenianie Kształtujące – o nich jednak w kolejnej części.

Rozmawiał Jakub Zgierski

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Do tej pory w Mediach Narodowych ukazało się pięć rozmów z Bartoszem Kopczyńskim poświęconych rewolucji w pedagogice i destrukcyjnym planom szykowanym przez globalistów.

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY