Zobacz także: Bąkiewicz apeluje do prezydenta ws. lex TVN. “Niewystarczający krok, ale właściwy”
Piotr Motyka: Impulsem do naszej rozmowy jest nowelizacja Ustawy z dnia 29 grudnia 1992 o radiofonii i telewizji, zwanej także “lex TVN”. Jak może ona zmienić rynek?
Piotr Boroń: Proszę wybaczyć, ale zacznę od fundamentalnych konstatacji, które dla jednych są oczywiste, a dla innych być nie muszą. Polski rynek medialny po części kieruje się prawami biznesu, ale w przeważającej mierze jest podzielony na polityczne strefy wpływów. Mówiąc inaczej, stacje nie tyle dostosowują się do potrzeb widzów i rywalizują poprzez coraz wyższą jakość, co funkcjonują podobnie do ustalonych stref politycznych. Swoisty układ kopie się, ale nie powyżej kostek, a są w Polsce zarówno „bezdebitowe” media, które są solidarnie przez ten układ niszczone. W obecnym kształcie i na tle obowiązującego prawa “Lex TVN” może nie zmienić niczego, co ma prawdziwe znaczenie dla utrzymania swojego widza w podzielonym torcie. Zarejestrowanie firmy w Holandii, o co zadbała grupa TVN czyni ją, przynajmniej na tym etapie, nietykalną. Wiedzą o tym chyba wszyscy ludzie, którzy przygotowali zamach na TVN, jak i wszyscy, którzy wyciągają na ulice protestujących. Stąd wniosek, że chodzi bardziej o mobilizację elektoratów niż zadanie faktycznego ciosu. Emocjonujące wypowiedzi flecistów z Hameln to manipulacja „ludem pracującym miast i wsi”.
Piotr Motyka: Czy państwowe służby dbają o bezpieczeństwo przepływu informacji?
Piotr Boroń: Obyśmy nie dowiedzieli się o tym najboleśniej przy otwartym konflikcie! Ale już na bieżąco wychodzą na jaw symptomy słabości naszych zabezpieczeń na różnych poziomach. Prowokacja wmieszania Prezydenta RP w kontakt ze wschodnimi dowcipnisiami to bardziej żart, ale dla naszych zabezpieczeń kompromitacja. Co do naszego bezpieczeństwa osobistego, uderza rozbieżność pomiędzy rygorami RODO a funkcjonowaniem naszych danych nawet w sieci komercyjnej, bo każdy bystrzejszy obserwator zauważył sfokusowane osobiście na niego reklamy, świadczące o przetwarzaniu danych – już nie tylko formalnych, ale nawet preferencyjnych. I tak dalej…
Piotr Motyka: Jak państwo powinno chronić własny rynek medialny?
Piotr Boroń: Główny problem polskiego rynku medialnego polega dokładnie na tym samym, na czym polegają inne obszary naszego życia i biznesu. Ciążą nam układy z PRL, które stały się fundamentem III RP. Kapitał założycielski posiadali 40 lat temu tylko ci, którzy tkwili w układach PRL-owskich. Żyjemy w ciągłości prawnej, kapitałowej, kulturalnej, a elity PRL nie doznały znaczącego uszczerbku. Najlepiej pokazać to na przykładzie: podczas i po II wojnie światowej nasze elity polityczne i kapitalistyczne zostały wymordowane, zmuszone do emigracji lub wysadzone z siodła skutecznie. Powstałe w ich miejsce elity i układy przeszły w nowy ustrój bez znaczących strat. Docelowo, rynek medialny powinien być wolny, a konkurencja nieskrępowana. Zadaniem organów państwowych powinno być dbanie o to, aby nie nastąpiła monopolizacja ani zabawa umówionych stron w dobrego i złego policjanta. Doprawdy cieszę się, że postęp techniczny daje nam możliwości odbioru także mediów prawdziwie niezależnych przez Internet i moja główna obawa dotyczy tylko tego, aby nie dokonano zamachu na wolność przekazu, którą – generalnie – jeszcze się cieszymy, ale jaskółki cenzurowania treści nawet na tzw. mediach społecznościowych latają już coraz gęściej i niżej. Informacje w mediach ogólnodostępnych, o których tu powiedzieliśmy to rywalizacja o ludzkie umysły. To zdobywanie lub tracenie obszarów bez oficjalnie wypowiedzianej wojny. Już klasyk Sun Tzu zauważył, że najsprytniejszy atak to ten, o którym przeciwnik w ogóle nie wie, że jest atakowany, a prawie równie skuteczny to taki, gdy nie zdaje sobie sprawy, czy ma do czynienia z przyjacielem, czy też wrogiem. Spostrzeżenia, jakie poczynił pół wieku temu Paul Levinson w dziedzinie mediów, zatytułował „Miękkie ostrze, czyli historia i przyszłość rewolucji informacyjnej” i to mówi najlepiej o charakterze wpływu mediów na ich odbiorcę. Przyszłość należy do posiadaczy informacji. Nawet – wydawało by się – najskuteczniejsze w konfliktach działania terrorystyczne to formy jedynie doraźne. Natomiast walka informacyjna, zdobywanie umysłów ludzkich to prawdziwa rywalizacja o przyszłość. Tak jak wyższość agenta wpływu nad donosicielem czy szpiegiem.
Piotr Motyka: Tu wkroczył Pan w sferę tzw. edukacji medialnej, której poświęcił Pan dużo uwagi jako członek KRRiT, czy może Pan przedstawić ten pomysł?
Piotr Boroń: Walki o koncesje to tylko potyczki. Najważniejsza jest wolność osobista obywateli, którą chronimy przed zmanipulowaniem medialnym poprzez wiedzę, a wyraził to najlepiej twórca media literacy ks. John Culkin SI w słowach: „Jeżeli mieszkasz nad morzem to dla ochrony dziecka nie odgradzaj się murem od wody, ale naucz je pływać!”.
Piotr Motyka: A co z Pańskim projektem edukacji medialnej z 2009 roku?
Piotr Boroń: Nie autorskim, ale stworzonym w zespole, dzięki najlepszym polskim znawcom edukacji medialnej i kognitywistyki w ogóle. Miał na celu podniesienie ogólnego poziomu kompetencji medialnych u Polaków. Wynikał z nauczania Jana Pawła II i wybitnych światowych znawców tematyki. Wychodził naprzeciw wynikom sondaży polskiej opinii publicznej, chcącej edukacji medialnej dzieci w szkołach i dorosłych przez media publiczne. Był przeciwny pokusie manipulowania ludźmi przez media, związane z rządzącymi. Zapewne dlatego poszedł do zamrażarki. A szkoda, bo doświadczyłem na wielu spotkaniach, jakim zainteresowaniem cieszy się wiedza o kulisach mediów. To oczywiście także zjawisko ogólnoświatowe.
Piotr Motyka: Piotr Motyka: Serdecznie dziękuję za wywiad, Bóg zapłać, błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com